niepodobna a nosisz okulary korekcyjne? Masz jakas wade wzroku?
na marginesie: mozna spacerować bez maski po terenach zielonych, a nawet trzeba! w sumie jak nie ma ludzi w promieniu 10 m to nie zakładam maski.
włącz trochę więcej ruchu w plan. I polecam preparaty z żeńszeniem albo zestaw witamin- są takie dla kobiet z olimp labs z żeńszeniem właśnie- wypróbowane!
Hm..a co powiecie na światłowstręt rano?. Kiedy wychodzę bez okularów słonecznych, a świeci słońce, to łzy mi lecą ciurkiem i jestem prawie ślepa. Potrzebuję dość długiego czasu żeby przyzwyczaić się do mocnego światła. Z tego samego powodu cierpię wiosną, kiedy słońce nagle staje się intensywne i oświetlenie zmienia kąt.
Poza tym nadmiar światła wywołuje rozdrażnienie i spadek energii.
Przyczyna nieznana. Pytałam neurologa, ale nie wie.
Kup sobie dobre (ale serio dobre) okulary przeciwsloneczne.
Ja od lat nosze soczewki i moje oczy przestaly chyba akomodowac odpowiednio, bo czasami nie jestem w stanie wyjsc na slonce. Kluczem do zycia sa naprawde dobre i porzadne (kupione w optyku, z odpowiednimi parapetrami itd.) okulary przeciwsloneczne.
A co do WWO, to kurcze, nie chce tutaj nikogo obrazac, bo sama sie odnajduje jako osoba z wysoka wrazliwoscia, natomiast zastanawiam sie czy to faktycznie nie jest tak, ze nie mamy zadnych "wiekszych" swiatowych problemow i przez to mamy czas na to, zeby myslec o takich rzeczach. Bo gdybysmy mieli oblezenie, albo spadalyby nam bomby na ulice, to raczej nikt by nie mial czasu analizowac czy jest WWO czy nie jest.
Nie mowie, ze takie analizowanie to cos mega zlego, ale czy jest sens sie w tym az tak pochlaniac? Dla mnie to o tyle wazne, ze mi wytlumaczylo moje reakcje, tak samo jak moja nerwica. Wiem, czego w zyciu probowac unikac, jestem w stanie sie przygotowac na konkretne sytuacje, przetrawic je sobie wczesniej i podejsc do nich na spokojnie. I tyle. Nie wiem czy terapia osoby WWO jest faktycznie skuteczna, skoro to jest cecha, a nie choroba.
69 2021-04-08 12:14:41 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-04-08 12:15:10)
tak jak dziewczyny napisaly chyba... dopoki nie wiedzialy to szukaly przyczyny swej nadwrazliwosci a jak juz wiedza - co jest chyba raczej nowinka? to juz maja ulge ze jednak jest to jakos nazwane, jest wiecej takich osob i nie jest to jakies dziwactwo po prostu takie sa, a wczesniej moze podjely terapie bo nie wiedzialy czemu tak reaguja... tez z corka chodzilam po psychologach a teraz to nie wiem czy kontynuowac, poczytam w temacie, ona tez i moze juz jakos da rade sama, psychologowie niestety nie wykazali sie w naszym wypadku... .
A co do WWO, to kurcze, nie chce tutaj nikogo obrazac, bo sama sie odnajduje jako osoba z wysoka wrazliwoscia, natomiast zastanawiam sie czy to faktycznie nie jest tak, ze nie mamy zadnych "wiekszych" swiatowych problemow i przez to mamy czas na to, zeby myslec o takich rzeczach. Bo gdybysmy mieli oblezenie, albo spadalyby nam bomby na ulice, to raczej nikt by nie mial czasu analizowac czy jest WWO czy nie jest.
Nie mowie, ze takie analizowanie to cos mega zlego, ale czy jest sens sie w tym az tak pochlaniac? Dla mnie to o tyle wazne, ze mi wytlumaczylo moje reakcje, tak samo jak moja nerwica. Wiem, czego w zyciu probowac unikac, jestem w stanie sie przygotowac na konkretne sytuacje, przetrawic je sobie wczesniej i podejsc do nich na spokojnie. I tyle. Nie wiem czy terapia osoby WWO jest faktycznie skuteczna, skoro to jest cecha, a nie choroba.
Zastanawiam się wobec kogo to piszesz i co Cię tak złości, że ktoś próbuje dogłębnie zrozumieć siebie? Co Cię w tym mierzi? Mam wrażenie, że mówisz tu osobom, które rozkminiają "jestem / nie jestem", że są ważniejsze rzeczy do robienia w życiu. "Są większe problemy" to krok od "przesadzasz, zajmij się czymś pożytecznym, to nie jest ważne".
Bawi mnie to, ja akurat uwielbiam się poświęcać takim rozkminom i się cieszę, że nie spadają mi bomby na łeb, mam stabilną pracę, to teraz mogę "rozczulać się nad sobą".
Zapominasz też, że to, że w czasie wojny nie diagnozowano zaburzeń nie oznacza, że ich nie było. To oznacza, że ludzie musieli sobie radzić bez wsparcia, "zacisnąć zęby" i działać, lub umrzeć bez pomocy. Mnie każdy kawałek nowej wiedzy cieszy, bo to oznacza, że można komuś pomóc, a nie skazywać go na cierpienie, bo "musi sobie radzić" i "są większe problemy", przez co patologie przechodzą z pokolenia na pokolenie. Są leki, są terapie, jest zrozumienie... Wiesz, czasem jak się czuję przytłoczona, mam ochotę sięgnąć po alkohol, byle żeby tyle nie czuć. NA SZCZĘŚCIE wiedza o WWO (niezależnie czy rzetelna czy nie), powstrzymuje mnie i pozwala mi sięgnąć po wsparcie, a nie myśleć o sobie, że jestem słaba i "inni mają gorzej".
Dobra, nie bawi, w sumie to teraz się zdenerwowałam.
71 2021-04-08 12:54:04 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-04-08 13:15:22)
Lady Loka napisał/a:A co do WWO, to kurcze, nie chce tutaj nikogo obrazac, bo sama sie odnajduje jako osoba z wysoka wrazliwoscia, natomiast zastanawiam sie czy to faktycznie nie jest tak, ze nie mamy zadnych "wiekszych" swiatowych problemow i przez to mamy czas na to, zeby myslec o takich rzeczach. Bo gdybysmy mieli oblezenie, albo spadalyby nam bomby na ulice, to raczej nikt by nie mial czasu analizowac czy jest WWO czy nie jest.
Nie mowie, ze takie analizowanie to cos mega zlego, ale czy jest sens sie w tym az tak pochlaniac? Dla mnie to o tyle wazne, ze mi wytlumaczylo moje reakcje, tak samo jak moja nerwica. Wiem, czego w zyciu probowac unikac, jestem w stanie sie przygotowac na konkretne sytuacje, przetrawic je sobie wczesniej i podejsc do nich na spokojnie. I tyle. Nie wiem czy terapia osoby WWO jest faktycznie skuteczna, skoro to jest cecha, a nie choroba.
Zastanawiam się wobec kogo to piszesz i co Cię tak złości, że ktoś próbuje dogłębnie zrozumieć siebie? Co Cię w tym mierzi? Mam wrażenie, że mówisz tu osobom, które rozkminiają "jestem / nie jestem", że są ważniejsze rzeczy do robienia w życiu. "Są większe problemy" to krok od "przesadzasz, zajmij się czymś pożytecznym, to nie jest ważne".
Bawi mnie to, ja akurat uwielbiam się poświęcać takim rozkminom i się cieszę, że nie spadają mi bomby na łeb, mam stabilną pracę, to teraz mogę "rozczulać się nad sobą".
Zapominasz też, że to, że w czasie wojny nie diagnozowano zaburzeń nie oznacza, że ich nie było. To oznacza, że ludzie musieli sobie radzić bez wsparcia, "zacisnąć zęby" i działać, lub umrzeć bez pomocy. Mnie każdy kawałek nowej wiedzy cieszy, bo to oznacza, że można komuś pomóc, a nie skazywać go na cierpienie, bo "musi sobie radzić" i "są większe problemy", przez co patologie przechodzą z pokolenia na pokolenie. Są leki, są terapie, jest zrozumienie... Wiesz, czasem jak się czuję przytłoczona, mam ochotę sięgnąć po alkohol, byle żeby tyle nie czuć. NA SZCZĘŚCIE wiedza o WWO (niezależnie czy rzetelna czy nie), powstrzymuje mnie i pozwala mi sięgnąć po wsparcie, a nie myśleć o sobie, że jestem słaba i "inni mają gorzej".
Dobra, nie bawi, w sumie to teraz się zdenerwowałam.
Mono, a gdzie Ty tu widzisz zlosc w moim poscie?
Zrozumienie siebie zawsze jest spoko. Tylko zastanawiam sie czy potrzebujemy do tego kolejnej latki na siebie. Po prostu. Zreszta jezeli doczytalas moj post, to sama spelnial kryteria osoby WWO
Generalnie chodzi mi o to, ze mozna wglebiac sie w siebie i sluchac swoich potrzeb, a takze pracowac nad soba bez nazywania tego jako WWO. I zastanawiam sie nad tym wlasnie jako osoba wrazliwa i z nerwica, na ile definiuja mnie takie okreslenia, na ile to jest usprawiedliwienie, na ile motywator itd.
Nie ma w tym zlosci i nie ma w tym bagatelizowania problemow.
edit.
Ja jestem raczej za wyciagnieciem ludzi z szufladkowania sie i w podejsciu do kazdego indywidualnie juz od dziecinstwa. Od patrzenia na potrzeby dziecka i uczenia dziecka patrzenia w siebie i szanowania swoich wlasnych granic. Wtedy mielibysmy mniej problemow, bo bylibysmy bardziej swiadomi siebie i tego, ile czasu i pracy potrzebujemy na konkretne rzeczy. I to wtedy bez znaczenia czy nerwica, WWO czy dysgrafia czy cokolwiek innego.
Gdzieś między wierszami widzę jakąś złość, ale najwyraźniej to moja nadinterpretacja. Może to moja złość, bo ja potrzebowałam tej łatki, nie była "kolejną", była pierwszą, która mi coś wyjaśniła o mnie (a nie o moim dzieciństwie, rodzinie, świecie).
A w terapię święcie wierzę, bo jeśli coś jest cechą, to terapia uczy ją rozumieć, łagodzić objawy, radzić sobie ze swoimi reakcjami, zmieniać je, akceptować, pokazywać ludziom. Jeśli jakaś cecha utrudnia mi życie w jakiejś formie, to mogę coś z tym zrobić, o ile o tym wiem.
Nie wiem, czy zgodzę się z ostatnim zdaniem, że to nie ma znaczenia, czy WWO czy dysgrafia. Świadomość tego, czy to jest jakiś deficyt nazwany i niezmienny a nazwany i taki z którym można pracować wydaje mi się bardzo ważna. Jeśli jestem osobą w spektrum, to wiem, że tak działa mój mózg. Ale jeśli trudno mi zrozumieć ludzi i wymaga to mojej pracy, ale nie jest to związane z neuroróżnorodnością, to mogę iść na warsztaty i uczyć się. I nie będzie to kosztem dla mnie (tak jakby to było w przypadku osóby ZA), a nową umiejętnością, bo czegoś się nowego uczę a nie na przykład maskuję trudności.
Gdzieś między wierszami widzę jakąś złość, ale najwyraźniej to moja nadinterpretacja. Może to moja złość, bo ja potrzebowałam tej łatki, nie była "kolejną", była pierwszą, która mi coś wyjaśniła o mnie (a nie o moim dzieciństwie, rodzinie, świecie).
A w terapię święcie wierzę, bo jeśli coś jest cechą, to terapia uczy ją rozumieć, łagodzić objawy, radzić sobie ze swoimi reakcjami, zmieniać je, akceptować, pokazywać ludziom. Jeśli jakaś cecha utrudnia mi życie w jakiejś formie, to mogę coś z tym zrobić, o ile o tym wiem.
Nie wiem, czy zgodzę się z ostatnim zdaniem, że to nie ma znaczenia, czy WWO czy dysgrafia. Świadomość tego, czy to jest jakiś deficyt nazwany i niezmienny a nazwany i taki z którym można pracować wydaje mi się bardzo ważna. Jeśli jestem osobą w spektrum, to wiem, że tak działa mój mózg. Ale jeśli trudno mi zrozumieć ludzi i wymaga to mojej pracy, ale nie jest to związane z neuroróżnorodnością, to mogę iść na warsztaty i uczyć się. I nie będzie to kosztem dla mnie (tak jakby to było w przypadku osóby ZA), a nową umiejętnością, bo czegoś się nowego uczę a nie na przykład maskuję trudności.
To u nas. Ale ja w ostatnim zdaniu odnioslam sie do czegos innego, a mianowicie mojej wiary w to, ze gdyby do kazdego czlowieka podchodzilo sie idealnie i poswiecalo mu od samego poczatku tyle czasu, ile by to bylo konieczne, to czlowiek po prostu funkcjonowalby w dany sposob niejako z automatu, a przy okazji inni byliby nauczeni, ze kazdy ma chocby swoje tempo przyswajania informacji albo swoje reakcje na rozne wydarzenia. Goraco ufam w to, ze w takim wypadku nie byloby koniecznosci terapii, bo ludzie umieliby po prostu niejako sami z siebie sie ogarniac na biezaco.
Oczywiscie to sie nie odnosi do osob z chocby spektrum autyzmu.
To, ze my potrzebujemy czasami terapii to dla mnie bezdyskusyjna sprawa i nigdy przenigdy nie bede kwestionowac tego, ze to dobra i potrzebna sprawa. Po prostu zastanawiam sie czy tak utopijnie myslac, daloby sie osiagnac stan, w ktorym ludzie byliby tak wychowani i tak zrozumiani od samego poczatku, ze nie potrzebowaliby okreslac sie chocby jako WWO, bo po prostu spoleczenstwo naturalnie wiedzialoby, ze ludzie sa rozni i w efekcie nie ma co wsadzac ich w ramy.
Mam nadzieje, ze teraz troche rozjasnilam:)
fajnie by było każdemu dziecku poświecać tyle czasu ile potrzebuje, mając kilkoro dzieci, dom, pracę, wsparcie rodziny albo i nie różnie bywa.. albo i inne choroby towarzyszace rodzicom i dziecku.. i skad ten rodzic ma wiedziec czy to dysgrafia, dysleksja, wwo, si, asperger.. czy co tam inne jeszcze, skoro sami fachowcy mają z tym klopot?? moja młoda jest naszym pierwszym dzieckiem i poswiecalismy jej duzo czasu - staralismy sie,a i tak jest jak jest... Loka masz rację, sam rodzic musi obserwować i raczej ograniczenie ufać lekarzom i innym.. bo oni są czasem by leczyć a nie wyleczyć, ciezko trafić na takiego który potrafi pomóc... dzięki za fora, fejsbuki i inne tym podobne... przeciez Polska to panstwo gdzie kazdy musi byc lekarzem, prawnikiem, budowlancem... zycie...
75 2021-04-08 14:53:01 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-04-08 15:01:28)
To normalne, że gdy się walczy o elementarne sprawy, to nie ma czasu ani miejsca na mniej istotne rzeczy. Co owszem, czasami ma terapeutyczną moc. Ale nie zawsze. Można długo oszukiwać się lub sądzić, że problemu nie ma, a jednak...
Mnie też trochę razi drobiazgowe rozróżnianie i opisywanie, ale z drugiej strony dobrze wiedzieć, że nie jest się odosobnionym w swoich "dziwactwach".
Ostatnio tak mnie przydołowało, że aż mi wstyd, gdy nabieram dystansu. I tak jest za każdym razem. Bywa, że sama nie wiem, o co mi chodzi - czegoś za dużo, jakiś drobiazg przelewa kielich. Czasami zapomina się w porę o siebie zadbać. Zauważam bardzo wyraźnie wręcz uzależnienie mojego samopoczucia od pogody, a ostatnie dni są wyjątkowo przykre i kapryśne.
W moim odczuciu zakwalifikowanie się do określonej grupy osób z zaburzeniami, deficytami, innego typu problemami natury emocjonalnej, nie jest niczym innym, jak postawieniem diagnozy, a przecież dopiero wtedy wiemy z czym mamy do czynienia i mamy możliwość pracy nad tym, co utrudnia nam życie. Przed zdobyciem tej wiedzy możemy intuicyjnie czuć, że coś jest nie tak, ale to będzie jak błądzenie we mgle, czyli czujemy, że coś nie działa poprawnie, ale nie wiemy co dokładnie, a tym samym jak sobie z tym radzić, by to radzenie było skuteczne i efektywne.
Jednym słowem moment odkrycia "już wiem co mi jest" może stanowić bardzo ważny przełom i daleka byłabym od bagatelizowania poszukiwania i wnikliwego zaglądania w głąb siebie.
fajnie by było każdemu dziecku poświecać tyle czasu ile potrzebuje, mając kilkoro dzieci, dom, pracę, wsparcie rodziny albo i nie różnie bywa.. albo i inne choroby towarzyszace rodzicom i dziecku.. i skad ten rodzic ma wiedziec czy to dysgrafia, dysleksja, wwo, si, asperger.. czy co tam inne jeszcze, skoro sami fachowcy mają z tym klopot?? moja młoda jest naszym pierwszym dzieckiem i poswiecalismy jej duzo czasu - staralismy sie,a i tak jest jak jest... Loka masz rację, sam rodzic musi obserwować i raczej ograniczenie ufać lekarzom i innym.. bo oni są czasem by leczyć a nie wyleczyć, ciezko trafić na takiego który potrafi pomóc... dzięki za fora, fejsbuki i inne tym podobne... przeciez Polska to panstwo gdzie kazdy musi byc lekarzem, prawnikiem, budowlancem... zycie...
Ale ja nie mowie tylko o rodzicach, a tez np. o szkole no i wcale nie chodzi o poswiecanie duzej ilosci czasu. Chodzi o jakosc tego czasu i o podejscie
ale to juz zupelnie inny temat.
Olinko, tak prosto, a tak trafnie napisałaś o błądzeniu we mgle.
... to od szkolnego pedagoga usłyszałam, zeby nie robić z dziecka ofiary jak prosiłam o wsparcie i zajęcia wspomagające dla niej w klasie 1 (juz psycholog przedszkolny zauwazył że mloda jest... inna, cale przedszkole byla na terapii, i zajęciach dodatkowych a w szkole taki kubeł zimnej wody - dopiero po klopotach w dalszych klasach jednak znowu nas wysłali na terapie, ze niby moze dysleksja, wiec nic nie przeszlo, po prostu jest.. "trudna") - moze zle trafilam? mogłam szukać innej lepszej szkoly? i pisząc o duzej ilości czasu nie mialam na mysli ..ogladania tv... ale racja.. inny temat
Olinka.. jak zawsze w punkt..
80 2021-04-08 17:02:49 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-04-08 18:05:36)
Tylko że samo opisanie objawów bez przyczyn nic chyba nie daje. Wg mnie jak się nie zna przyczyn to takie zebranie iluś cech w jednym miejscu nic właściwie nie daje. Na dodatek żadna z nich nie jest specyficzna tylko dla tej jednostki chorobowej.
A już stwierdzenie że ma to 30 procent populacji..budzi przepraszam uśmiech i nie chcę nikogo obrazić kto się poczuwa do takich objawów, bo uśmiech jest w stronę badaczy zjawiska.
Mam nadzieję że się jasno wyraziłam i nikt nie będzie rozdzieral szat pisząc że nienawidzę ludzi.
Już bardziej konkretnym zjawiskiem i ciekawym jest meteopatia. A ostatnie dni że zmienną pogodą dają w kość.
I mimo że z racji życiowej drogi jestem blisko opisów wszelkich zjawisk psychologicznych to naprawdę pierwsze co bym zrobiła w przypadku tzw trudnego dziecka to bardzo dokładne zbadanie pod względem fizycznym czyli neurolog endokrynolog ktoś kto naprawdę się wgłębi nie przykleić etykietę.
A potem psycholog.
Powiedzenie " w zdrowym ciele zdrowy duch" nie jest bez sensu.
No chyba że czegoś nie wiem i zjawisko jest opisane dobrze.
Edit: no i zerknelam w definicję.
Nadwrazliwe osoby opisywane są jednocześnie jako wysokoempatyczne.
Ja się z tym niestety nie zgodzę. Nadwrażliwość wymusza koncentrację na sobie a to przeczy empatii.
No chyba że chodzi o takie osoby co rozpaczaja się nad kotkiem czy pieskiem a ludzi że swojej rodziny potraktują jak śmieci.
Albo zachwycając się pięknem przyrody czy płacząc podczas słuchania gry na fortepianie za parę godzin mogą wydać rozkaz rozstrzelania więźniów w obozie koncentracyjnym bo takie przypadki też są.
Nie zgodzę się że wysoka wrażliwość idzie w parze z brakiem empatii, choć zapewne i tak się zdarza.
Granice pomiędzy różnymi zaburzeniami bywają bardzo płynne, nawet somatyczne choroby często nie występują w czystej postaci, o czym wiem z własnego doświadczenia.
Koleżance na studiach, wykładowca z psychologii powiedział, że po trosze wszyscy jesteśmy psychopatami.
82 2021-04-08 18:39:36 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-04-08 18:51:08)
Nie napisałam że z brakiem empatii. Tylko że koncentracja na sobie nie sprzyja empatii więc nie będzie jej wzmacniać. A taki wniosek jest tam wysuwane że WWO równa się wysoka empatia
Doczytałam też że powiązano zjawisko z zaburzeniami wydzielania noradrenaliny. I to jest jakiś konkret. Tylko że jeszcze jedno autor wątku pominął. : to teoria pedagogiczną Pani którą podała tę definicję interesowała się zjawiskiem w kontekście pomocy dzieciom w szkole.
Jeśli dorosłe osoby wezmą to za jakieś usprawiedliwienie do opuszczenia sobie pracy nad sobą to nie wiem czy skutki nie będą niekorzystne dla nich samych.
Poza tym Google przy temacie wyrzuca artykuły endokrynolów dziecięcych.
Pewnie też niejedna dorosła osoba chciała by uniknąć palpitacjo serca z byle powodu czyli żeby stres nie powodował tych aromatycznych objawów.
Pytanie czy są metody na opanowanie tego poza lekami: złagodzenie tej nadmiernej reakcji to jest temat ważny i niezależny już od nazwy.
83 2021-04-08 18:52:05 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-04-08 18:53:09)
... szukalismy przyczyn i w hormonach (ja mialam problemy z tarczycą), w nerkach, w cukrzycy (babcia) jak i z magnezem (wykluczanie tężyczki), przyjmuje wit. D.. ogolnie jest w normie pomijając chorobę oczu i kręgosłupa..
odbieram WWO jako cechę osobowości, co u mojej idzie chyba w parze z jakims tam poczuciem niesprawiedliwości z powodu chorób chyba ... ale to moja opinia, psychiatrzy faszerowali by lekami (tak, bylismy, córka nie radziła sobie z emocjami, po kolejnych terapiach, badaniach wlasnie hormonow itp itd, dostalismy receptę), ogólnie jest zdrowa, nie ma odchylen oprocz wzroku .. ale tu niestety zdziałąć poki co wiecej nie mozna... ma skazania na terapię grupową ale nie chce isc, narazie i tak kiepski czas... nie wiem .. zobacze jak to się dalej potoczy..
84 2021-04-08 19:01:07 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-04-08 19:04:20)
Moja córka jest mocno wrażliwa ale to już duza panna lat 18.
Tak sobie myślę że odbieranie dużej ilości bodźców na raz to jeszcze nie tragedia to może być dar. Rzecz chyba w tym by w danym momencie stresowych włączyć sobie koncentrację i uporządkować zjawiska.
Pewnie tego uczą na takich terapiach i to dobry kierunek.
Bo o to tu chodzi by przyporządkować zjawiskom odpowiednie wartości i ocenić ich wpływ na moją sytuację tu i teraz. Więc odzyskać kontrolę.
Coś jak w ruchu drogowym na skrzyżowaniu wiadomo kto ma wyjechać pierwszy itd.
Pewnie każdą taką życiową sytuację można rozebrać na części pierwsze. I trenować to.
85 2021-04-08 19:16:33 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-04-08 19:16:49)
na moją juz nastolatkę działa silnie stresująco rodzenstwo... nie wiem dlaczego się tak wzajemnie nakręcają... mlodsze ma jakąś frajdę jak starsza się zdenerwuje a duzo nie trzeba... ta... moja wiele razy analizuje, rozpamietuje, ewidentnie rozbiera na części pierwsze... rozmaiwam z nią sporo, staram się dać ujsciu tym emocjom, bo szybko się unosi a przeciez nie o to chodzi...
Elu Twoja córa była na takiej terapii grupowej? jest typem samotnika , tez nie lubi ludzi?
Wydaje mi się, że wrażliwość na specyficzne bodźce (bo czasem tylko na niektóre..) a empatia to dwie różne sprawy, nie skorelowane. To, że mnie razi światło nie znaczy ani że będę bardziej, ani mniej empatyczna od osób nie przejawiających nadwrażliwości Chyba, że WWO jednak nie ma bez nadprzeciętnie rozwiniętej empatii.
Skupienie na sobie - nie wiem, jak to wygląda u innych, ja się nauczyłam z tymi niedogodnościami żyć na tyle, by traktować je jak ból głowy, który sensacją nie jest, wiadomo, że minie, jak nie sam, to po spacerze albo tabletce.
87 2021-04-08 20:26:44 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-04-08 20:29:22)
na moją juz nastolatkę działa silnie stresująco rodzenstwo... nie wiem dlaczego się tak wzajemnie nakręcają... mlodsze ma jakąś frajdę jak starsza się zdenerwuje a duzo nie trzeba... ta... moja wiele razy analizuje, rozpamietuje, ewidentnie rozbiera na części pierwsze... rozmaiwam z nią sporo, staram się dać ujsciu tym emocjom, bo szybko się unosi a przeciez nie o to chodzi...
Elu Twoja córa była na takiej terapii grupowej? jest typem samotnika , tez nie lubi ludzi?
Nie była ale dużo godzin przegadalysmy i mamy dobry kontakt.
Ma koleżanki ale kontakty nawiązuje niełatwo.
Fajnie by było gdyby miała jakąś fizyczną aktywność może? Tzn Twoja córka bo moja ma. Poza tym rysuje i w ogóle ma takie artystyczne pasje na których się skupia.
Młodsze dzieci możesz zdyscyplinować ale spraw za nie nie załatwiaj
Ale wrażliwość nie wiąże się ze skupieniem na sobie, gdzie to jest napisane?
Ja rozumiem wrażliwość na bodźcie jako właśnie to: jestem wrażliwa, czyli odbieram silniej niż inni ludzie nawet niskie natężenie danych bodźców. Również społecznych. A więc i wzrokowo może to oznaczać niższą tolerancję na jaskrawe światło, ale też lepsze wyłapywanie dźwięków w jakimś kawałku muzycznym, i zauważanie też lekkich zmian w mimice innych ludzi, postawie, brzmieniu głosu. Im więcej takich bodźców odbieram, tym więcej mój mózg potrzebuje energii, żeby je przetworzyć - przez co szybciej się męczę w tej samej sytuacji niż osoba nie-wysoko-wrażliwa. Ale też mogę bardziej się wczuć w muzykę, albo empatycznie zareagować widząc zmiany u innej osoby.
Jak dociera do mnie wiele bodźców nawet w takiej sytuacji, którą przeciętna osoba nazwałaby nudna, to wiadomo, że zajmuje mi czas ogarnięcie tego CO odbiera mój umysł, nadanie temu znaczeń i reakcja. Reakcja na coś, co u pozostałych osób wywoła słabszą albo zupełnie inną reakcję, bo natężenie czy poziom skomplikowania bodźców będzie inny.
To u nas. Ale ja w ostatnim zdaniu odnioslam sie do czegos innego, a mianowicie mojej wiary w to, ze gdyby do kazdego czlowieka podchodzilo sie idealnie i poswiecalo mu od samego poczatku tyle czasu, ile by to bylo konieczne, to czlowiek po prostu funkcjonowalby w dany sposob niejako z automatu, a przy okazji inni byliby nauczeni, ze kazdy ma chocby swoje tempo przyswajania informacji albo swoje reakcje na rozne wydarzenia. Goraco ufam w to, ze w takim wypadku nie byloby koniecznosci terapii, bo ludzie umieliby po prostu niejako sami z siebie sie ogarniac na biezaco.
Oczywiscie to sie nie odnosi do osob z chocby spektrum autyzmu.
To, ze my potrzebujemy czasami terapii to dla mnie bezdyskusyjna sprawa i nigdy przenigdy nie bede kwestionowac tego, ze to dobra i potrzebna sprawa. Po prostu zastanawiam sie czy tak utopijnie myslac, daloby sie osiagnac stan, w ktorym ludzie byliby tak wychowani i tak zrozumiani od samego poczatku, ze nie potrzebowaliby okreslac sie chocby jako WWO, bo po prostu spoleczenstwo naturalnie wiedzialoby, ze ludzie sa rozni i w efekcie nie ma co wsadzac ich w ramy.
Mam nadzieje, ze teraz troche rozjasnilam:)
Zgadzam się z tym, że to byłoby super. Ale wciąż nie zniwelowałoby to potrzeby diagnozy czy poznania "co" mam, bo i tak się różnię. Ludzie funkcjonują w grupach i ta grupa nadaje jakiś rytm, jakieś ramy. To nie są złe ramy, sztywne, ale zawsze jakieś są, jeśli nie funkcjonujemy jako odludki. Są normy, a więc odstępstwa są widoczne. Ogarnięty człowiek, świadomy tego że ma inaczej i to jest super, wiedząc, że nikomu to nie przeszkadza i może coś robić w swoim tempie i nikt go z tego powodu nie ocenia ani nie wyklucza, wciąż będzie wiedział że "ma inaczej" i będzie dążył do tego, żeby to sobie nazwać, wyjaśnić, a może nawet zmienić.
89 2021-04-08 20:47:36 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-04-08 20:53:52)
ja w innym tekście o WWO przeczytałam o nadwrażliwości, Monoceros.
co do odbierania bodżców i przerabiania ich- mnie nie męczą- ale mam wrażenie ze sobie niektóre wyłączam a na innych się skupiam.
i mam bardzo dobrą pamięć- a to chyba znaczy że podlegają szybkiej obróbce,
Ja rozumiem wrażliwość na bodźcie jako właśnie to: jestem wrażliwa, czyli odbieram silniej niż inni ludzie nawet niskie natężenie danych bodźców. Również społecznych. A więc i wzrokowo może to oznaczać niższą tolerancję na jaskrawe światło, ale też lepsze wyłapywanie dźwięków w jakimś kawałku muzycznym, i zauważanie też lekkich zmian w mimice innych ludzi, postawie, brzmieniu głosu. Im więcej takich bodźców odbieram, tym więcej mój mózg potrzebuje energii, żeby je przetworzyć - przez co szybciej się męczę w tej samej sytuacji niż osoba nie-wysoko-wrażliwa. Ale też mogę bardziej się wczuć w muzykę, albo empatycznie zareagować widząc zmiany u innej osoby.
Jak dociera do mnie wiele bodźców nawet w takiej sytuacji, którą przeciętna osoba nazwałaby nudna, to wiadomo, że zajmuje mi czas ogarnięcie tego CO odbiera mój umysł, nadanie temu znaczeń i reakcja. Reakcja na coś, co u pozostałych osób wywoła słabszą albo zupełnie inną reakcję, bo natężenie czy poziom skomplikowania bodźców będzie inny. przeszkadza i może coś robić w swoim tempie i nikt go z tego powodu nie ocenia ani nie wyklucza, wciąż będzie wiedział że "ma inaczej" i będzie dążył do tego, żeby to sobie nazwać, wyjaśnić, a może nawet zmienić.
Na ile poznałam temat, to bardzo dobrze to rozumiesz.
Równocześnie istnieje jeszcze zjawisko, które nazywamy przeciążeniem sensorycznym (moje niedawne odkrycie) i choć w szczególny sposób dotyczy i wpływa na WWO, to nie tylko, bo może dotknąć dokładnie każdego, a wynika z nadmiaru docierających do nas bodźców. Jego efektem jest uporczywe, trudne do zidentyfikowania napięcie i zmęczenie psychiczne, a ostatecznie także fizyczne.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że to jest coś, co i mnie dotyczy, a potem bardzo świadomie zaczęłam eliminować wewnętrzne i zewnętrzne bodźce, czyli bardziej kontrolować tę presję, którą samej sobie narzucam oraz to wszystko, co dzieje się w moim otoczeniu, to naprawdę znacząco się wyciszyłam.
91 2021-04-09 12:23:36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-04-09 12:26:17)
Pewnie WWO są bardziej podatne na przeciążenie sensoryczne.
Mnie trudno powiedzieć, czy do takowych należę, bo są dni, gdy jestem silna, ale zdarza się, że jedyne, czego pragnę, to zaszyć się pod kocem i mieć wszystko i wszystkich w nosie. Ostatnio mocno zastanawiam się - nieraz już o tym napisałam - czy nie bywam przeciążona w ten właśnie sposób i czy to czasem nie zasługa namiętnego przeglądania internetu na telefonie.
Przyczyn "zjazdów" może być multum - i psychiczych, i fizycznych, i tych egzystencjalnie doniosłych, i tych całkiem prozaicznych.
Cieszyłam się, gdy szłam do szpitala, bo czułam się mocno przemęczona. wiedziałam, że wypocznę. Liczę, że i sanatorium za pasem korzystnie na mnie wpłynie.
92 2021-04-09 18:42:57 Ostatnio edytowany przez polis (2021-04-09 18:43:36)
W moim odczuciu zakwalifikowanie się do określonej grupy osób z zaburzeniami, deficytami, innego typu problemami natury emocjonalnej, nie jest niczym innym, jak postawieniem diagnozy, a przecież dopiero wtedy wiemy z czym mamy do czynienia i mamy możliwość pracy nad tym, co utrudnia nam życie.
Hmm, może niektórych to mobilizuje, ale jestem ciekawa jak to ogólnie wygląda.
Jak czytałam książkę jednego psychologa, to on tam wspominał, że właśnie nie lubi etykietować ludzi, ponieważ to nie pomagało. Często uznawali, że mają XYZ i przyjmowali postawę co ja biedny mogę. ¯\_(ツ)_/¯
Jak czytałam książkę jednego psychologa, to on tam wspominał, że właśnie nie lubi etykietować ludzi, ponieważ to nie pomagało. Często uznawali, że mają XYZ i przyjmowali postawę co ja biedny mogę. ¯\_(ツ)_/¯
Na pewno jest taka grupa osób, całkiem możliwe, że wcale niemała, bo to jest w końcu bardzo wygodna postawa, a ludzie z natury swojej są wygodni. Mimo wszystko taka generalizacja wydaje mi się krzywdząca. Jak każda zresztą.
Na pewno są tacy, którzy nie robią sobie z diagnozy wymówki do nic nierobienia.
Ale rozumiem go, że jak często się z tym często spotykał, to miał dość. Jego z tego co pisał wkurzała jeszcze inna rzecz, mianowicie, że musiał podciągać osobę pod którąś etykietę, wymóg biurokratyczny, nawet jak widział, że problem nie jest taki prosty i postawienie np. PTSD niekoniecznie pasowało/wyczerpywało temat.
95 2021-04-10 00:07:01 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-04-10 00:07:28)
Na pewno są tacy, którzy nie robią sobie z diagnozy wymówki do nic nierobienia.
Ale rozumiem go, że jak często się z tym często spotykał, to miał dość. Jego z tego co pisał wkurzała jeszcze inna rzecz, mianowicie, że musiał podciągać osobę pod którąś etykietę, wymóg biurokratyczny, nawet jak widział, że problem nie jest taki prosty i postawienie np. PTSD niekoniecznie pasowało/wyczerpywało temat.
Nie wiem, co to ma do rzeczy. Żadna diagnoza nie wyczerpuje tematu, a same kryteria diagnostyczne wielu zaburzeń nie są ścisłe. Wiele razy jak czytałam ICD czy DSM, to dziwiłam się, że diagnozę stawia się "gdy występują co najmniej 3 z 5 podanych sypmtomów w natężeniu silnym". I ludzie się różnią, jakkolwiek banalnie to by nie zabrzmiało.
A co jeszcze brzmi banalnie, ale jest proste, to fakt, że ludzie lubią uproszczenia. Nie tylko w dziedzinie zdrowia psychicznego. Ile razy się spotykamy z sytuacją, gdzie zwykła choroba fizyczna jest tylko powodem do podania leków, bez troski o profilaktykę. Moja matka od nastu lat cierpi na refluks i tylko dostaje tabletki. Ja oprócz tabletek dostałam zalecenia co jeść i jak spać, żeby nie wracało. Ale zmiana nawyków jest trudniejsza niż łykanie 10 pastylek razem z wywołującym refluks śniadniem.
Mnie zastanawia czy wszystkie osoby WWO to również introwertycy.
96 2021-04-10 00:24:59 Ostatnio edytowany przez polis (2021-04-10 00:26:08)
Chciałam pokazać, że jest druga strona medalu, bo pewnie są takie osoby jak Ty i Olinka, którym to służy i pomaga, a są takie, którym to w niczym nie pomaga i traktują to jako wymówkę.
Mnie zastanawia czy wszystkie osoby WWO to również introwertycy.
Czytałam kiedyś, że podobno większość. Jakoś 70% osób WWO to introwertycy.
Mnie zastanawia czy wszystkie osoby WWO to również introwertycy.
Spotkałam się z informacją, że specjaliści szacują, że aż 70% osób wysoko wrażliwych to introwertycy, co znaczy, że można być WWO, a równocześnie mieć ekstrawertyczny typ osobowości. Nie oznacza to również, że każdy introwertyk będzie charakteryzował się wysoką wrażliwością.
Osoby wysoko wrażliwe i introwertycy mają pewne cechy wspólne, ale błędem jest stawianie pomiędzy nimi znaku równości, a niestety czasem się to robi. Jedno i drugie jest czymś, co nas opisuje, z czym najczęściej już się rodzimy, z czego nie można wyrosnąć ani się tego oduczyć, można jedynie nauczyć się sobie z tym radzić. Warto jednak pamiętać, że istnieje wiele typów introwertyków oraz osób wysoko wrażliwych - ja to nazywam dosyć szeroką skalą, na której każdy ma określone miejsce, choć znajdziemy tam również część wspólną. Moim zdaniem introwertycy przede wszystkim mają różnorodne preferencje dotyczące spędzania wolnego czasu i dzielenia go na bycie samemu ze sobą oraz z innymi ludźmi (chodzi tu głównie o proporcje), z kolei osoby wysoko wrażliwe mogą być wyczulone na różnego typu bodźce.
Edit:
Polis, samodzielnie stawiając diagnozę nie zakwalifikowałabym się jako WWO, nawet jeśli część z wymienianych cech bardzo do mnie pasuje. Są jednak i takie, które w moim odczuciu zupełnie to wykluczają. W sumie ciekawa jestem co powiedziałby na to specjalista . Powyżej wspomniałam jedynie, że jakiś czas temu odkryłam w sobie coś, co nazywamy przeciążeniem sensorycznym, a co może dokuczać każdemu, do kogo dociera nadmiar wewnętrznych i/lub zewnętrznych bodźców.
98 2021-04-10 01:42:54 Ostatnio edytowany przez kamiloo86 (2021-04-10 01:45:00)
Żyjemy w świecie w którym jednego dnia odbieramy więcej bodźców i informacji niż przeciętny człowiek w okresie Średniowiecza mógł doświadczyć w całym swoim życiu, zupełnie normalne jest że wiele osób będzie odczuwać przebodźcowanie układu nerwowego, zwłaszcza że na to ma wpływ też to czy żyjemy w mieście czy na wsi, czy jest u nas aktywność fizyczna oraz jak śpimy i czym się żywimy. Lepiej nie zamykać się automatycznie w łatce osoby wysoce wrażliwiej, czasem pomaga rozsądne dobieranie ludzi obok nas i zmiana stylu życia + uważałbym z szukaniem tutaj analogi do zespołu Aspergera, rok pracowałem z takim dziećmi i trudno było się z nimi w ogóle skomunikować np nie potrafiły same umyć zębów ale zapamiętać coś po 1 pokazaniu i odtworzyć to już bez problemu, poznałem tylko jednego dorosłego z tym zespołem, która normalnie funkcjonowała w życiu społecznym, także nie zamykajcie się na 1 cudowne remedium tylko patrzcie na siebie całościowo/holistycznie, pomóc może też różaniec górski
Nie wiem, czy introwertyzm to coś, z czym "trzeba nauczyć się sobie radzić". Jeśli go się rozumie, to kwestia przestania działania wbrew swojemu organizmowi i wciskania się w ramy świata, który oczekuje ekstrawertyzmu.
Ciekawe to co kamiloo86 piszesz o ZA, ja pracuję z ok. 10 młodych osób zdiagnozowanych, znam też kilka dorosłych kobiet z ZA, z żadną z tych osób nie mam problemu z komunikacją. "Normalne funkcjonowanie" w życiu społecznym dla osób z ZA to też wielka pułapka, bo najczęściej oznacza wymuszanie na sobie zachowań, które są nienaturalne, trudne i kosztowne energetycznie, oraz maskowanie zachowań przynoszących ulgę (stimmy), żeby "wyglądać normalnie", to też kosztuje ogrom energii. A do tego rozplątywanie znaczeń, których neurotypowe osoby nie komunikują wprost i działanie zgodnie z nienazwanymi, licznymi zasadami... łomatko, mam ogromny szacunek i dozę współczucia wobec tych, którzy trafiają w środowiska nie rozumiejące spektrum i wymagające bezwzględnego dostosowania się do "normy". Oczywiście spektrum jest szerokie, i są w nim również osoby, o których piszesz.
Sama się zastanawiam czy nie jestem gdzieś w spektrum, zwłaszcza że właśnie porównuje się ZA do WWO, a część punktów się pokrywa...
Nie wiem, czy introwertyzm to coś, z czym "trzeba nauczyć się sobie radzić". Jeśli go się rozumie, to kwestia przestania działania wbrew swojemu organizmowi i wciskania się w ramy świata, który oczekuje ekstrawertyzmu.
Dla mnie to już jest etap "radzenia sobie", czyli to wspomniane przez Ciebie rozumienie siebie, pełna akceptacja swojego introwertyzmu, pozwalanie sobie na bycie sobą bez poczucia, że się odstaje i trzeba dostosowywać się do oczekiwań świata opanowanego przez ekstrawertyków. To wszystko są to zachowania asertywne, najpierw dające sobie wewnętrzne przyzwolenie na bycie takim, jakim się jest, potem wyzwalające umiejętność domagania się od innych szanowania wyznaczonych granic. Wbrew pozorom wielu introwertyków ma z tym ogromny problem.
Cześć z Was myli osoby o wysokiej wrażliwości z osobami przewrazliwonymi.
102 2021-04-12 11:34:53 Ostatnio edytowany przez kamiloo86 (2021-04-12 11:36:15)
Nie wiem, czy introwertyzm to coś, z czym "trzeba nauczyć się sobie radzić". Jeśli go się rozumie, to kwestia przestania działania wbrew swojemu organizmowi i wciskania się w ramy świata, który oczekuje ekstrawertyzmu.
Ciekawe to co kamiloo86 piszesz o ZA, ja pracuję z ok. 10 młodych osób zdiagnozowanych, znam też kilka dorosłych kobiet z ZA, z żadną z tych osób nie mam problemu z komunikacją. "Normalne funkcjonowanie" w życiu społecznym dla osób z ZA to też wielka pułapka, bo najczęściej oznacza wymuszanie na sobie zachowań, które są nienaturalne, trudne i kosztowne energetycznie, oraz maskowanie zachowań przynoszących ulgę (stimmy), żeby "wyglądać normalnie", to też kosztuje ogrom energii. A do tego rozplątywanie znaczeń, których neurotypowe osoby nie komunikują wprost i działanie zgodnie z nienazwanymi, licznymi zasadami... łomatko, mam ogromny szacunek i dozę współczucia wobec tych, którzy trafiają w środowiska nie rozumiejące spektrum i wymagające bezwzględnego dostosowania się do "normy". Oczywiście spektrum jest szerokie, i są w nim również osoby, o których piszesz.
Sama się zastanawiam czy nie jestem gdzieś w spektrum, zwłaszcza że właśnie porównuje się ZA do WWO, a część punktów się pokrywa...
jeżeli tak to zwracam honor, być może od momentu kiedy ja ostatni czas miałem kontakt wiele się zmieniło i teraz wiedza jest szersza, ja nie potrafiłem z nimi normalnie nawiązać relacji, mieli za to fenomenalną pamięć, również ruchową, potrafili bezbłędnie odtworzyć to co widzieli/słyszeli/ktoś pokazał a nie potrafili normalnie rozmawiać, niemniej tym bardziej jak ktoś coś podejrzewa to powinien skierować się do specjalisty z praktyką niż sam siebie etykietować bo pewnych słów się obecnie nadużywa np. depresja, poważna choroba która potrafiła sprowadzić na kolana mistrza świata w boksie zawodowym (Tyson Fury) jest obecnie nadużywana i sprawia że nie traktuje się tej choroby z należytą powagą
.. z tymi specjalistami to różnie, jak znaleźć tego dobrego z praktyką? sądziłam, że takiego znalazłam.. dobre opinie tu i tam .. a po niepowodzeniach (trudny oczywiscie a jakze przypadek) - psychiatra i leki... no nie wiem , jasne córka jest smutna, ma swój zamknięty światek, super pamiec bo duzo rozpamietuje i analizuje i depresja oczywiscie... o grupowej terapii nie chce słyszec (juz na takich była - bez efektów), wiec chemia? jak ocenic ich działanie skoro teraz i tak czasy takie że nie da się ocenić wpływu jak dziecko funkcjonuje w grupie skoro i tak siedzi w domu.... pomijam zwiększenie dawki bo to tez nie ma sensu... to są zalecenia specjalisty, poleconego przez innego specjalistę z dobrymi opiniami..
jako rodzic ciezko mi decydować co dalej zrobić ale cieszę się, ze ciut się wyciszyła tylko nie wiem czy to wplyw zamkniecia (nie lubi ludzi, za duzo bodzcow) czy cofniecia się tej..depresji z tego tytułu ze siedzi w domu... czy z tego przewrazliwienia, czy ze własnie odnalazla się jako wwo i sobie sama przetlumaczyla ze nie jest jakas dziwna tylko ciut wrazliwsza... muszę zaufać córce, wyjscia i tak nie mam, nie zmuszę do leczenia..
Monoceros napisał/a:Nie wiem, czy introwertyzm to coś, z czym "trzeba nauczyć się sobie radzić". Jeśli go się rozumie, to kwestia przestania działania wbrew swojemu organizmowi i wciskania się w ramy świata, który oczekuje ekstrawertyzmu.
Ciekawe to co kamiloo86 piszesz o ZA, ja pracuję z ok. 10 młodych osób zdiagnozowanych, znam też kilka dorosłych kobiet z ZA, z żadną z tych osób nie mam problemu z komunikacją. "Normalne funkcjonowanie" w życiu społecznym dla osób z ZA to też wielka pułapka, bo najczęściej oznacza wymuszanie na sobie zachowań, które są nienaturalne, trudne i kosztowne energetycznie, oraz maskowanie zachowań przynoszących ulgę (stimmy), żeby "wyglądać normalnie", to też kosztuje ogrom energii. A do tego rozplątywanie znaczeń, których neurotypowe osoby nie komunikują wprost i działanie zgodnie z nienazwanymi, licznymi zasadami... łomatko, mam ogromny szacunek i dozę współczucia wobec tych, którzy trafiają w środowiska nie rozumiejące spektrum i wymagające bezwzględnego dostosowania się do "normy". Oczywiście spektrum jest szerokie, i są w nim również osoby, o których piszesz.
Sama się zastanawiam czy nie jestem gdzieś w spektrum, zwłaszcza że właśnie porównuje się ZA do WWO, a część punktów się pokrywa...jeżeli tak to zwracam honor, być może od momentu kiedy ja ostatni czas miałem kontakt wiele się zmieniło i teraz wiedza jest szersza, ja nie potrafiłem z nimi normalnie nawiązać relacji, mieli za to fenomenalną pamięć, również ruchową, potrafili bezbłędnie odtworzyć to co widzieli/słyszeli/ktoś pokazał a nie potrafili normalnie rozmawiać, niemniej tym bardziej jak ktoś coś podejrzewa to powinien skierować się do specjalisty z praktyką niż sam siebie etykietować bo pewnych słów się obecnie nadużywa np. depresja, poważna choroba która potrafiła sprowadzić na kolana mistrza świata w boksie zawodowym (Tyson Fury) jest obecnie nadużywana i sprawia że nie traktuje się tej choroby z należytą powagą
Pewnie że się zmienia, i w wielu przypadkach na lepsze. Autyzm jest bardzo szerokim pojęciem. Żeby nie doprowadzić do stygmatyzacji osób z autyzmem wprowadzono dla "bardziej ogarniętych" pojęcie ZA, co okazało się błędem, bo osoby z ZA nie dostają wsparcia i zrozumienia, które otrzymują osoby autystyczne.
Ja na razie nie przyklejam sobie etykietki, tylko się zastanawiam. Same diagnozy też nie są bezbłędne... dużym problemem z ZA jest to, że tak trudno jest "uściślić" co to jest i czym się objawia, brakuje nam na razie narzędzi, wiedzy itd. A itak w Polsce uzyskanie diagnozy ZA przez dorosłą osobą trwa wiele lat. (Np. wiele kobiet z ZA błędnie otrzymuje w dorosłości diagnozę ChAD).
Poza diagnozami nieważne od definicji istnieje świat inny dla każdej z tych osób, gdzie punkt po pumkcie musi ułożyć sobie relacje z innymi, z każdym z osobna. bo to właśnie satysfakcja z tych relacji będzie działać na plus, a niezadowolenie z nich frustrować.
Czyli droga do przejscia jak każdy człowiek bez etykiety, tylko że przeszkód może być więcej na początku.
chyba to kwestia też jakiejś równowagi i nie pchania się tam, gdzie tych frustracji będzie więcej a jednocześnie szukania jakiś miejsc satysfakcji własnej.
nie wiedziałam nic o autyzmie jak w klasie maturalnej spotkałam kolegę, wydawał mi się nieśmiały, cichy, ale nie nieszczęśliwy.
kiedyś do mnie podszedł w towarzystwie i powiedział: lubię Cię, ale ja tak mam z uszami, że jak się głośno śmiejesz czy mówisz, to ja słyszę głośniej niz inni i w ogóle mocniej odbieram różne boidżce. Taki już jestem. mów przy mnie bardzo cicho jak możesz.
powiedziałam ok i zwracałam na to uwagę. ale właśnie na to konkretne zachowanie, nie dostałam etykiety by szperać po encyklopediach, bo nie było internetu co tam jeszcze z nim jest nie tak bym umiała się zachować.
a on nie szukał specjalnego traktowania ogólnie, tylko rozwiązał konkretny problem z koleżanką.
106 2021-04-12 19:55:38 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-04-12 19:56:02)
Poza diagnozami nieważne od definicji istnieje świat inny dla każdej z tych osób, gdzie punkt po pumkcie musi ułożyć sobie relacje z innymi, z każdym z osobna. bo to właśnie satysfakcja z tych relacji będzie działać na plus, a niezadowolenie z nich frustrować.
Czyli droga do przejscia jak każdy człowiek bez etykiety, tylko że przeszkód może być więcej na początku.
chyba to kwestia też jakiejś równowagi i nie pchania się tam, gdzie tych frustracji będzie więcej a jednocześnie szukania jakiś miejsc satysfakcji własnej.
nie wiedziałam nic o autyzmie jak w klasie maturalnej spotkałam kolegę, wydawał mi się nieśmiały, cichy, ale nie nieszczęśliwy.
kiedyś do mnie podszedł w towarzystwie i powiedział: lubię Cię, ale ja tak mam z uszami, że jak się głośno śmiejesz czy mówisz, to ja słyszę głośniej niz inni i w ogóle mocniej odbieram różne boidżce. Taki już jestem. mów przy mnie bardzo cicho jak możesz.
powiedziałam ok i zwracałam na to uwagę. ale właśnie na to konkretne zachowanie, nie dostałam etykiety by szperać po encyklopediach, bo nie było internetu co tam jeszcze z nim jest nie tak bym umiała się zachować.
a on nie szukał specjalnego traktowania ogólnie, tylko rozwiązał konkretny problem z koleżanką.
Super, że to wiedział o sobie, potrafił to wyrazić w nieoceniający sposób, i super, że trafił na kogoś, kto uszanował jego potrzebę.
107 2021-04-13 06:00:12 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-04-13 06:05:14)
Mam kolegę z zaburzeniami, które ewidentnie odczuwa ale których mu jednoznacznie nie zdiagnozowano bo są z pogranicza różnych przypadłości. Swego czasu Poznaliśmy się na Badoo bardzo mi się podobał i darzę go dużą sympatią, ale i jego i moje przewrażliwienia sprawiły że nic z tego nie wyszło Chociaż chyba oboje się sobie podobaliśmy. On często odmawiał wspólnych wyjść, gdyż bodźce były dla niego zbyt silne: A to słońce za mocno świeciło A to gdzieś było za głośno A to ludzi za dużo. zwykle to ja wychodziłam z inicjatywą i po pewnym czasie Miałam już tego dosyć. sympatia pozostała kontakt przez jakiś czas również chociaż teraz już sporadycznie, bo on nigdy nie zaczyna Pierwszy rozmowy i zaczęłam się czuć z tym niekomfortowo.
dużym plusem w tym wszystkim było że on miał świadomość swoich problemów I potrafił o tym powiedzieć.
a propos słyszenia głośniej, niby mam wadę słuchu, a nienawidzę hałasu, jakaś metalowa głośna muzyka męczy mnie okropnie.