Wow, nie sądziłem że ten wątek tak odżyje, cieszę się.
Wituś sam przyznaje, że znajomość z tą dziewczyną wprowadziła nową jakoś do jego życia, zdobył znajomych, zaczął "życie studenckie" itd. On tą zmianę odbierał jak najbardziej na plus. Problem tkwił w jego bierności i pesymizmie. I tutaj rzeczywiście może pojawić się pytanie: na ile te zmiany mu odpowiadały i był w stanie się do nich dopasować nie tracąc przy tym poczucia komfortu. Przykładowo, odpowiadało mu ogóle towarzystwo, że coś się dzieje ale już nie chciał uczestniczyć w ich zabawach, wycofywał. Pewnie gdyby trafił na osobę i towarzystwo mniej odbiegające od jego osobowości, to łatwiej by było o balans.
I kolejne pytanie, co on miał w zamian do zaoferowania? Bo jeśli inicjatywa była wyłącznie po stronie dziewczyny, on natomiast nic nie wniósł do tej znajomości ze swojego życia (znajomych, zainteresowań itd.), to nie mogło się udać. Dysproporcje w dawaniu i braniu były zbyt wielkie.
Zgodzę się, ale tylko trochę. W momencie kiedy się poznawaliśmy byłem świeżo po rozstaniu z moją pierwszą byłą, po 6 latach w tamtym wieku, moja pierwsza dziewczyna, pojechałem "za nią" na studia do innego miasta (tak, ta tendencja do robienia czegoś pod moją obecną, tamtą czy tą dziewczynę powtarza się). To był dla mnie ogromny cios zwłaszcza, że jak tak teraz popatrzę na to z perspektywy czasu, tkwiłem w związku w którym ona robiła sobie co chciała i to dosłownie. Pierwszy rok studiów grupa i ludzie z którymi miałem zajęcia totalnie nie do życia, albo dziewczyny które wychodzą za mąż albo już po 30 z dziećmi, nie było z kim za bardzo rozmawiać co dopiero nawiązywać kontaktów. Dlatego miałem tylko ją. No i jak się rozpadło to była tragedia bo w obcym mieście bez znajomych i w ogóle. No i potem poznałem moją obecną byłą, tak jak może już mówiłem poznaliśmy się na siatkówce, stamtąd mamy wspólnych znajomych. Praktycznie od razu zaczęła mnie zapraszać na domówki i inne imprezy a ja zaczynałem żyć jak student. I to nie tyle wychodzi tu moje wycofanie co po prostu nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego, to tak jak uczenie się czegoś nowego, a dla nich to była codzienność.
Zauważyłeś, że na podstawie tego co piszesz wychodzi, że dobrałeś sobie dziewczynę podobną do swojej matki? Pisałeś, że matka jak czegoś chce, to Ci o tym nie mówi, a potem jest obrażona, że nie zrobiłeś czegoś, co ona chciała, a czego nie mogłeś zrobić, bo Ci o niczym nie powiedziała. To samo piszesz o swojej byłej, że czegoś chciała, ale o tym nie mówiła i nie wiedziałeś.
Nie, a przynajmniej nie dawała po sobie tego poznać i ja tego nie widzę. Co jak ktoś zna jej profil nie powinno nikogo dziwić. Zauważyłbym to i przeszkadzałoby mi to bardzo. To, że wyszło to po czasie i nie w praktyce tylko w teorii dużo zmienia, bo już nieraz wspominałem, że gdyby takie akcje wychodziły na porządku dziennym, powiedzmy że gdybyśmy się nie mieli rozstać tylko dalej trwali w związku bez miłości z jej strony i zaczęłyby jej puszczać hamulce, nie żałowałbym tak bardzo. Chociaż po alkoholu potrafiła się obrazić czy awanturować, ale to były pojedyncze przypadki. No chyba że nie potrafię chłodno ocenić sytuacji i to, że potrafiła wyciągać rzeczy sprzed miesięcy czy lat nawet podczas tych dwóch momentów sztandarowych dlatego wątku raczej świadczy o tym, że nie potrafiła/nie miała serca o tym mówić na bieżąco niż była obrażona. Chociaż moze to jedno i to samo.
Wydaje mi się, że pewne zmiany można zaakceptować, jeśli tylko ktoś je wprowadza do naszego życia pod warunkiem, żę nie przekraczają pewnych norm. Tylko potem zaraz może się okazać, że ta druga osoba jest przekonana, iż konieczne są dalsze i gruntowne zmiany a wtedy albo ktoś na miejscu Autora się wycofuje albo poddaje się biernie. Jeśli, mimo niektórych sporych różnic, choćby w sposobie spędzania wolnego czasu, partnerzy sie jakoś dogadują, to przecież nigdzie nie jest powiedziane, że jedno musi drugiego ciągnąć tam, gdzie ta jedna osoba czuje się niepewnie i woli zupełnie inaczej organizować sobie czas.
Nie wiem skąd bierzecie informacje, że inaczej spędzaliśmy czas albo mieliśmy różne zainteresowania. Właśnie to nas bardzo zbliżało, że nie było imprezy od 4 lat z małymi wyjątkami gdzie ja albo ona nie mogliśmy, żebyśmy w związku czy jeszcze nie, nie poszli na nią razem. Dlatego to dla mnie jest tak bardzo niezrozumiałe wszystko, bo jak widzisz że ktoś się niby męczy (w domniemaniu) w czymś to po co go dalej zapraszasz/zgadzasz się na zaproszenia przez tak długi okres czasu? Ja się nigdzie nie męczyłem, to że mniej piję albo czasem wolę posłuchać nie znaczy, że się źle bawię. Ale tak, było takie zdanie podczas tej rozmowy rok temu. Kiedy mniej więcej mówiła, żebym się zmienił zapytałem ją, że przecież zna mnie już tyle lat i wie jaki byłem, jaki jestem. To usłyszałem odpowiedź w stylu "to znaczy, że masz być taki już zawsze?" Co mnie wtedy strasznie uderzyło i jeszcze bardziej nie wiedziałem co się wyprawia. A przecież w trakcie związku nieraz słyszałem słowa, że się coraz bardziej otwieram do ludzi, że staję się "lepszy".
Tak wydaje mi się, że coś w tym stylu mogło się zadziać. Wituś pisał, że znali się wcześniej od jakiegoś czasu, więc dziewczyna nie może powiedzieć, że nie wiedziała jaki on jest. Bardzo możliwe, że miała nadzieję, że go przerobi na swój ideał faceta.
dokładnie.
Staram się nakreślić mniej więcej jak to wyglądało, poza tym to nie tak, że ja nie mam tylko swoich znajomych.
Tylko, że sam Wituś mówi, że nie ma znajomych i nie bardzo wie co ze sobą zrobić. Fajnie mu było w tamtym towarzystwie ale jego natura i przyzwyczajenia zrobiły swoje. Jakby miał swoje życie to by mogli negocjować, tu trochę dla mnie, tu dla Ciebie itd.
Dosłownie w tym momencie piszę ze znajomym z mojej grupy, przedwczoraj z innym. Z samego tego okresu mam znajomych masę, tylko mimo wszystko największą, grubo największą ilość czasu spędzaliśmy z tymi znajomymi poznanymi wspólnie, i jeszcze raz podkreślam, razem, ja i ona . No i ci stricte moi znajomi tak się porozjeżdżali, porozstawali ze swoimi narzeczonymi itd że nie ma czego zbierać.
Z pewnością tak jest, co nie zmienia faktu, że pewne różnice mogą być inspirujące, a przez to związek ciekawszy bo bogatszy o nowe doświadczenia. Problem w tym, że Witusia przez tą jego bierność i wycofanie, ciągnie do osób bardziej kontaktowych i towarzyskich. Może nawet nie tyle ciągnie, co łatwiej mu z nimi nawiązać kontakt i w pewnym stopniu dostosować czy wręcz podporządkować. Tamten związek przecież zaczął się z inicjatywy dziewczyny, poprzedni chyba również.
Patrząc z boku można powiedzieć, że Wituś w tamtym towarzystwie otworzył na nowe rzeczy, które z jednej strony sprawiały mu jakąś radość ale z drugiej rodziły dyskomfort. Oczywiście nikt nie twierdzi, że należy robić wszystko nawet wbrew sobie, druga osoba też powinna być wyrozumiała ale przynajmniej w tej ostatniej relacji zabrakło balansu, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam tu przede wszystkim na myśli to o czym pisałam wyżej czyli jakąś inicjatywę i wprowadzenie drugiej osoby, choćby częściowe, do swego świata nie tylko emocjonalnego ale też lub przede wszystkim upodobań, zwyczajów, znajomych itd.
Racja, pierwsza dziewczyna mi dała kosza tylko po to zeby parę miesięcy później sama zapytać o chodzenie, ale to takie tam szczenięce lata gimnazjalne, nie brałbym teraz tak bardzo poważnie tego związku mimo że to było 6 lat. Tutaj trochę mój podryw "na pawia" ale tak, pierwszy krok zrobiła ona, z resztą chyba wspominałem że nie byłem pewny na samym początku, przejście z typowo kumpelskiej relacji w związek dodatkowo z osobą, która wtedy nie porywała mnie fizycznie no i jeszcze mały szok w oczach znajomych zrobiły swoje. Z tym, że się w czasie mocno rozminęliśmy.
Na pewno Wituś lepiej by się dogadał z kobietą podobną do niego ale po pierwsze, pewnie już na starcie pojawiłby się problem z zagadaniem i wejściem w bliższą relację, a po drugie ciężko sobie wyobrazić jakby taki związek dwóch biernych osób miałby wyglądać. Nie każdy musi być duszą towarzystwa i nie ma nic złego w domatorstwie czy byciu introwertykiem o ile obu osobom to odpowiada.
Tu 100% racji, podobają mi się tylko dziewczyny tego pokroju, aktywne, z którymi można jak to mówią "i do tańca i do różańca". Nic na to nie poradzę, a może dlatego że naprawdę jestem tu trochę inaczej odbierany niż jestem w rzeczywistości (ale tylko trochę). Bo co innego że chęć życia mi mocno spadła chociażbym ze względu na to że jestem jeszcze trochę tym wszystkim poruszony (zwłaszcza że właściwie przed chwilą się z tego spowiadałem psychoterapeutce). Strasznie tęsknię za tymi imprezami, za siedzeniem do rana w plenerze (zawsze oboje wracaliśmy ostatni), za tym żeby gdzieś wyjechać grupą, teraz pogoda się zmienia na lepsze i to tak bardzo dobija. A ja właśnie chciałbym dziewczynę taką, z którą można i wyjść w góry i posiedzieć na domówce ale i po prostu na kanapie obejrzeć serial, jak z nią. Też to nie jest tak, że ona była imprezowiczką która tylko by latała po klubach, ja znam takie osoby i mnie do nich absolutnie nie ciągnie, nie jestem tak beznadziejny w swoich wyborach. Moim zdaniem tu nie było między nami różnic, ona też często wolała sobie poczytać książki fantasy które gdzieś tam niby w granicach moich zainteresowań bo lubię grać w gry na motywach fantasy, ale jakoś tak jak kiedyś czytałem dużo tak teraz mnie nie ciągnie. No i głównie mimo wszystko główną "aktywnością" dla nas podczas spędzania razem czasu było oglądanie seriali w łóżku. Nie widzę nic złego w moim doborze partnerek, nie wiem czy to coś złego, coś czego powinienem się wyzbyć, ale nie wyobrażam sobie życia z kimś podobnym do tego, na kogo jestem tutaj kreowany. No sam już nie wiem.