Przejściowy kryzys czy definitywny koniec? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Strony Poprzednia 1 6 7 8

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 456 do 473 z 473 ]

456

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

No nie ma, dlatego się mnie pozbyła. To też nie jest tak że ja jestem nie wiadomo jak spokojny, życie nie jest binarne. Tylko obawiam się tego, czy znajdę kogoś kto to zaakceptuje, skoro jakby nie patrzeć, dla większości ludzi pewnie będę po prostu nieudacznikiem.

Jedyny plus teraz taki, że nic mnie nie ogranicza. Tak sobie teraz na spacerze myślałem, na razie niech się życie toczy jak coś zarobię jakieś małe marzenia można wdrażać, nie mogę się skupiać na tym czy ktoś mnie zechce. Jak się pandemia skończy myślę o nauce wspinaczki, jak otworzą te wszystkie dziadostwa chociaż na razie się nie zanosi bo jest wręcz przeciwnie. Gram na klawiszach z przerwami różnej długości odkąd mam 5 lat, zawsze chciałem mieć fortepian, chociaż wiadomo że to drogie i nigdy pewnie mnie stać nie będzie to fajnie by było zagrać na takim koncertowym. Pewnie by mi łezka poleciała. No i tak myślę już od kilku miesięcy odłożyć i wyjechać do Nowej Zelandii na tripa. Tylko tak samemu kiepsko, no ale warunki mam takie jakie mam.

Zobacz podobne tematy :

457

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie pozbyła się, bo nie byłeś jej własnością! Odeszła, bo nie widziała w Tobie partnera, który by ją dopingował do wytrwania w tym jej szaleńćzym wyścigu, ale to już nie Twój problem, niech się ściga, jeśli chce. Ty, jeśłi tylko wolisz spokojniesze i mneij "ambitne" życie, śmiało je realizuj! smile NIe musisz się zajmować tysiącem rzeczy, wystarczy, że będziesz się zajmował jedną dwiema czy pięcioma, jeśli tylko Ci to odpowiada smile

458 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-25 17:44:31)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Owszem, nie byłem. Nie wiem co mam mysleć na ten temat więc najlepiej starać sie zapomnieć i myśleć o sobie. Z tym, że na pewno muszę się bardziej przyglądać swojemu zachowaniu, żeby może bardziej być uśmiechnięty, jak głupio to brzmi. Bo przecież ona bardziej wie czy umiem cieszyć sie życiem czy nie. Nie mogę się wybielać, skoro uważa że w moim najszczęśliwszym okresie w życiu moje zachowania które tutaj opisałem sprawiały że się źle czuła, no to muszę coś z tym zrobić.
Z tym, że skoro tak źle się czuła ze mną to po co chciała utrzymywać kontakt i taka zdziwiona była, że się nie zachowuję normalnie przy niej po wszystkim.

Edit. Zastanawia mnie czasem jak wielki wpływ na rozstanie chociaż pośrednio miała moja paskudna relacja z moją matką.

No i może ja źle rozumiem jak powinien wyglądać związek, że chyba nie wystarczy być po prostu dobrym dla drugiej osoby żeby to wystarczyło. Tak bardzo przytłacza mnie myśl, że tak niewiele wiem o życiu. A już nie mówiąc o tym, że nie wiem czego nie wiem a powinienem wiedzieć smile

459 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-28 17:25:14)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Czytałem pewien temat na forum i nagle zapaliła mi się lampka. Obserwacja mojego ojca do którego niestety jestem bardzo podobny też wiele pomogła. Widocznie jak typowy facet słuchałem ale nie rozumiałem.

Nie uważam, że życie jest ciągle usłane płatkami róż, ale... są osoby, które mimo przeciwności mają w sobie siłę i energię, widzą szklankę do połowy pełną, są też i tacy, którzy wiecznie narzekają, robią z igły widły itd.
Tu nie chodzi o to by udawać, że wszystko ok., tylko nie pogrążać w bierności i pesymizmie zamiast wziąć w garść i działać.

No przyznaję Roxann miałaś rację. Sam fakt, że jestem w tej sytuacji jakiej jestem jest tego dobitnym przykładem. Jak sobie przejadę całe moje życie i jak ono mniej więcej wygląda, biję się w klatę, że tak to mniej więcej jest. Obie dziewczyny które miałem, w inicjacji tych związków było mniej mojej inicjatywy niż ich, zwłaszcza w tym związku o którym jest temat. Fakt, że przez długi czas naszej znajomości ona była w związku, a ja nawet jak byliśmy już razem nie byłem pewny w 100% czy tego chcę bo nie pociągała mnie tak wyglądem zewnętrznym. To samo z kontaktami z innymi ludźmi, rzadko je inicjuję sam. Jak ktoś już ze mną zagada to pewnie, nie ma problemu z rozmową, a im bardziej otwarta jest ta osoba tym bardziej i ja się otwieram i pewniej się czuję. Fakt, zależy też na jakiej stopie ten kontakt jest inicjowany.

Nie uważam, że tu chodzi o pesymizm, bo nie narzekałem nigdy na nią, ani raczej rzadko na rzeczy na które miałem wpływ. Tylko ta bierność, fakt. Konformizm. Może faktycznie przykład barku czy inne, dałoby się to jakoś szybciej rozwiązać, załatwić. Potem jak mnie zostawiła jakoś od razu poszedłem do ortopedy i zrobiłem rezonans, bo dostałem tego "kopa".

To by też wyjaśniało moje problemy z podniesieniem się po tym wszystkim, myśli samobójcze. Że się praktycznie poddałem.
Preferencja myślenia, rozdrabniania wszystkiego i rozkminiania zamiast działania.

Tylko teraz istnieje pytanie.

Potrzeba tu jednak świadomego wysiłku abyś zrozumiał siebie w tej sytuacji, a ze zrozumienia wyciągnął wnioski dla zmiany. W przeciwnym razie obawiam się, że lekcja nieodrobiona będzie się za Tobą ciągnąć.

Jak to się ma do tego, jak mi tu mówili ludzie "wiesz jaki jesteś i że inny nie będziesz". Rozmowa sprzed roku, powiedziała, że nie chcę żebym się zmieniał a jednocześnie parafrazując "zmień się bo nie wiem jak to będzie". Kiedy jej to powiedziałem, że nie chcę być taki jaki jestem (wtedy i tak nie rozumiałem tej rozmowy w ten sposób jak teraz) usłyszałem tylko że "trzeba kochać samego siebie i jakim się jest, bo nie da się kochać kogoś nie kochając siebie" . No to jak w końcu jest, mam kochać siebie takiego jakim jestem i się rozwijać czy się zmieniać. Gdzie jest granica.

Bo raz mi mówicie, że różniliśmy się charakterami a potem że potrzebuję zmiany, gubię się w tym wszystkim. Czyli mogłem gdzieś wpłynąć na mój charakter tak, żeby jej pasował. Z tym, że ja nie potrafię inaczej, jak mam się rozwijać jeśli nie wiem jak. Jak pokonać tą barierę. Chciałbym mieć większy wpływ na swoje życie, być tą osobą która kreuje a nie przyjmuje do wiadomości i godzi się na los, tak też bym wyeliminował pesymizm ze swojego życia.

460

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ale chcesz się zmieniać dla siebie czy dla innych? Jeśli chcesz się zmieniać dla siebie, to ok. Natomiast chęć zmiany dla innych, żeby wpasować się w ich wyobrażenia i oczekiwania jest niezdrowa.

Jeśli czujesz, że masz blokadę, żeby zacząć rozmowę z nową osobą, to porozmawiaj o tym z psychoterapeutą jak już będziesz mieć spotkanie. Pytanie jest mnóstwo, czy sam czujesz, że chciałbyś zainicjować rozmowę z konkretną osobą, ale coś Ciebie blokuje i masz z tym problem? Czy może czujesz presje, żeby więcej rozmawiać z ludźmi z tego powodu, że eks/ktoś kiedyś coś Ci powiedziała o zbytniej bierności, itp.?

461 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-29 21:57:32)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie chciałem się zmieniać dopóki mi tego nie powiedziała, motywacją była jednocześnie chęć bycia "lepszym" (cokolwiek to znaczy) człowiekiem w jej oczach no i też dla siebie bo przecież nie byłaby to zmiana na gorsze tylko na lepsze. Jednocześnie faktycznie było to wpasowywanie się w oczekiwania ale skoro ktoś mówi, że czuje się przy tobie gorzej z jakiegokolwiek powodu no to chciałem coś z tym zrobić, z tym że wtedy nie rozumiałem że nie chodziło tylko o narzekanie chociażby na moich rodziców w tamtym czasie. Pytanie tylko czy jest to wykonalne w moim przypadku.

Nigdy nie miałem blokady z rozmową z osobą, jeśli czułem wewnętrznie że tego potrzebowałem, czy też miałem jakaś sprawę do załatwienia. Jak nie czuję potrzeby żeby coś powiedzieć to nie mówię, tak samo z zagadywaniem do nich. Nie boję się ludzi, przynajmniej tak mi się wydaje. Dla przykładu na roku znałem więcej osób niż ona. Jak znajomym ogólnie opowiadałem o rozpadzie tego związku to oni też się dziwili że niby to jest przyczyną, bo nie uważali ją za super towarzyską i otwartą, porównując ją do siebie np. Z tym że tak jak mówię, inaczej mieć problem a inaczej łatwość w nawiązywaniu kontaktów, często z niewiadomej mi przyczyny po prostu do kogoś nie zagaduję. Ale może to znowu w głowie mi wibruje to jej gadanie o tym, że nie gadałem z ludźmi z jej pracy. Więc pewnie presja jest post factum z jej strony.
No i jeszcze pozostaje sprawa tego, że to czy jak miałem dziewczynę w liceum nie zabiegałem nie wiadomo jak bardzo o kontakty z ludźmi z klasy, nie miałem takiej stricte paczki żeby razem spędzać czas po lekcjach. Do domu wracałem i miałem znajomych z gry, z drugiego końca Polski. Teraz trochę żałuję, że zaczęliśmy wychodzić dopiero po maturze a porozjeżdżali się studiować po całej Polsce więc spotykamy się tylko od święta. Po rozstaniu z pierwszą dziewczyną żałowałem że nie mam nikogo dosłownie w obcym mieście, na roku też grupę miałem kijową, dopiero gdzieś właśnie jak poznałem moją obecną byłą zaczęło się życie studenckie. No i znowu po jej odejściu trochę punkt wyjścia.

Wiadomo, zawsze fajnie mieć większą ilość znajomych, a te myśli przychodzą mi do głowy chociażby dlatego, że ja ogromnej ilości znajomych nie mam, właściwie przez to że dużo ich mieliśmy wspólnych, że studia się skończyły, że dużo ludzi się porozjeżdżało na miejscu nie mam praktycznie nikogo.

462 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-03-30 09:29:02)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Widzisz, cały w tym problem, kiedy na siłę próbujemy się zmieniać dla kogoś..Tym bardziej, jeśli ta osoba usilnie próbuje nas przekonać o tym, że zmiana jest potrzebna i niezbędna, bo najlepiej jak się dostosuje do tej drugiej strony. Tu niestety kobiety dominują, szczególnie w przypadku kiedy te zmiany dotyczą charakteru, stylu życia czy zainteresowań. Wystarczy poczytać niektóre wątki tutaj, jak zawsze jednej czy drugiej coś nie pasuje.. Nie da się podporządkować nikogo na tyle, aby ktoś życie przeżywał według czyjeś instrukcji..

463

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
bagienni_k napisał/a:

Widzisz, cały w tym problem, kiedy na siłę próbujemy się zmieniać dla kogoś..Tym bardziej, jeśli ta osoba usilnie próbuje nas przekonać o tym, że zmiana jest potrzebna i niezbędna, bo najlepiej jak się dostosuje do tej drugiej strony. Tu niestety kobiety dominują, szczególnie w przypadku kiedy te zmiany dotyczą charakteru, stylu życia czy zainteresowań. Wystarczy poczytać niektóre wątki tutaj, jak zawsze jednej czy drugiej coś nie pasuje.. Nie da się podporządkować nikogo na tyle, aby ktoś życie przeżywał według czyjeś instrukcji..

Chyba nie do końca tak jest, a na pewno nie w tym przypadku. Wituś sam przyznaje, że znajomość z tą dziewczyną wprowadziła nową jakoś do jego życia, zdobył znajomych, zaczął "życie studenckie" itd. On tą zmianę odbierał jak najbardziej na plus. Problem tkwił w jego bierności i pesymizmie. I tutaj rzeczywiście może pojawić się pytanie: na ile te zmiany mu odpowiadały i był w stanie się do nich dopasować nie tracąc przy tym poczucia komfortu. Przykładowo, odpowiadało mu ogóle towarzystwo, że coś się dzieje ale już nie chciał uczestniczyć w ich zabawach, wycofywał. Pewnie gdyby trafił na osobę i towarzystwo mniej odbiegające od jego osobowości, to łatwiej by było o balans.
I kolejne pytanie, co on miał w zamian do zaoferowania? Bo jeśli inicjatywa była wyłącznie po stronie dziewczyny, on natomiast nic nie wniósł do tej znajomości ze swojego życia (znajomych, zainteresowań itd.), to nie mogło się udać. Dysproporcje w dawaniu i braniu były zbyt wielkie.
Teraz też Wituś mówi, że jego życie jest "puste" i jeśli tego nie zmieni, to znowu trafi na kobietę, która mu je w jakiś sposób zorganizuje czy zagospodaruje, on z tego mniej lub bardziej skorzysta, a potem jak ona uzna, że ma dość ciągnięcia go za uszy i go zostawi, on znowu zostanie z niczym.

464 Ostatnio edytowany przez polis (2021-03-30 11:00:31)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie chciałem się zmieniać dopóki mi tego nie powiedziała, motywacją była jednocześnie chęć bycia "lepszym" (cokolwiek to znaczy) człowiekiem w jej oczach no i też dla siebie bo przecież nie byłaby to zmiana na gorsze tylko na lepsze. Jednocześnie faktycznie było to wpasowywanie się w oczekiwania ale skoro ktoś mówi, że czuje się przy tobie gorzej z jakiegokolwiek powodu no to chciałem coś z tym zrobić, z tym że wtedy nie rozumiałem że nie chodziło tylko o narzekanie chociażby na moich rodziców w tamtym czasie. Pytanie tylko czy jest to wykonalne w moim przypadku.

Ale źle się czuła z Tobą z jakiego powodu? Czasem nie dlatego, że przypominałeś jej o emocjach, które sama wyparła i stłumiła?

Zauważyłeś, że na podstawie tego co piszesz wychodzi, że dobrałeś sobie dziewczynę podobną do swojej matki? Pisałeś, że matka jak czegoś chce, to Ci o tym nie mówi, a potem jest obrażona, że nie zrobiłeś czegoś, co ona chciała, a czego nie mogłeś zrobić, bo Ci o niczym nie powiedziała. To samo piszesz o swojej byłej, że czegoś chciała, ale o tym nie mówiła i nie wiedziałeś.

Roxann napisał/a:

I kolejne pytanie, co on miał w zamian do zaoferowania? Bo jeśli inicjatywa była wyłącznie po stronie dziewczyny, on natomiast nic nie wniósł do tej znajomości ze swojego życia (znajomych, zainteresowań itd.), to nie mogło się udać. Dysproporcje w dawaniu i braniu były zbyt wielkie.
Teraz też Wituś mówi, że jego życie jest "puste" i jeśli tego nie zmieni, to znowu trafi na kobietę, która mu je w jakiś sposób zorganizuje czy zagospodaruje, on z tego mniej lub bardziej skorzysta, a potem jak ona uzna, że ma dość ciągnięcia go za uszy i go zostawi, on znowu zostanie z niczym.

Jakie ona korzyści z tego miała, można tylko zgadywać, ale pewnie jakieś miała, skoro ten związek trochę trwał.

To z zainteresowaniami się wyjaśniło w drugim wątku. Trudno, żeby chłopak uważał swoje hobby za wartościowe, jeśli jego matka postrzega jego zainteresowania jako zło. Cóż można więcej powiedzieć, sporo ma chłopak do przepracowania.

465 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-03-30 12:02:00)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wydaje mi się, że pewne zmiany można zaakceptować, jeśli tylko ktoś je wprowadza do naszego życia pod warunkiem, żę nie przekraczają pewnych norm. Tylko potem zaraz może się okazać, że ta druga osoba jest przekonana, iż konieczne są dalsze i gruntowne zmiany a wtedy albo ktoś na miejscu Autora się wycofuje albo poddaje się biernie. Jeśli, mimo niektórych sporych różnic, choćby w sposobie spędzania wolnego czasu, partnerzy sie jakoś dogadują, to przecież nigdzie nie jest powiedziane, że jedno musi drugiego ciągnąć tam, gdzie ta jedna osoba czuje się niepewnie i woli zupełnie inaczej organizować sobie czas.
Jeżeli trafił na dziewczynę, która czegoś oczekuje, ale o tego nie komunikuje a potem czuje się woielce obrażona, że nie spełnił jej oczekiwań, to w sumie można mu pogratulować, że się to skończyło.

Dlatego w mojej opinii, im więcej wspólnego ludzie mają ze sobą, tym lepiej się dogadać i znaleźć wspólny język.

466 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-03-30 13:05:11)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
bagienni_k napisał/a:

Dlatego w mojej opinii, im więcej wspólnego ludzie mają ze sobą, tym lepiej się dogadać i znaleźć wspólny język.

Z pewnością tak jest, co nie zmienia faktu, że pewne różnice mogą być inspirujące, a przez to związek ciekawszy bo bogatszy o nowe doświadczenia. Problem w tym, że Witusia przez tą jego bierność i wycofanie, ciągnie do osób bardziej kontaktowych i towarzyskich. Może nawet nie tyle ciągnie, co łatwiej mu z nimi nawiązać kontakt i w pewnym stopniu dostosować czy wręcz podporządkować. Tamten związek przecież zaczął się z inicjatywy dziewczyny, poprzedni chyba również.
Patrząc z boku można powiedzieć, że Wituś w tamtym towarzystwie otworzył na nowe rzeczy, które z jednej strony sprawiały mu jakąś radość ale z drugiej rodziły dyskomfort. Oczywiście nikt nie twierdzi, że należy robić wszystko nawet wbrew sobie, druga osoba też powinna być wyrozumiała ale przynajmniej w tej ostatniej relacji zabrakło balansu, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam tu przede wszystkim na myśli to o czym pisałam wyżej czyli jakąś inicjatywę i wprowadzenie drugiej osoby, choćby częściowe, do swego świata nie tylko emocjonalnego ale też lub przede wszystkim upodobań, zwyczajów, znajomych itd.
Na pewno Wituś lepiej by się dogadał z kobietą podobną do niego ale po pierwsze, pewnie już na starcie pojawiłby się problem z zagadaniem i wejściem w bliższą relację, a po drugie ciężko sobie wyobrazić jakby taki związek dwóch biernych osób miałby wyglądać. Nie każdy musi być duszą towarzystwa i nie ma nic złego w domatorstwie czy byciu introwertykiem o ile obu osobom to odpowiada. 
Wiem, że dla osoby świeżo po rozstaniu ciężko przyjąć ogólnie powtarzane zasady, typu: trzeba pokochać najpierw siebie by ktoś inny mógł nas pokochać czy że trzeba czuć się dobrze i stabilnie samemu ze sobą w swoim życiu by móc i chcieć do niego kogoś zaprosić. Wituś zdaje się, że "czuje że żyje" jedynie w związkach i to z osobami o silniejszej osobowości, a poza nimi traci grunt pod nogami.
Z takim podejściem najpewniej znów trafi na osobę o silniejszej osobowości, do której siłą rzeczy będzie musiał i poniekąd chciał się dostosować ale przecież nie zmieni nagle o 180 stopni. Ta jego bierna natura zawsze będzie dawała o sobie znać, co z czasem może zacząć przeszkadzać tej drugiej osobie. Takie podpinanie się pod kogoś dominującego, kiedy samemu nie ma się zbyt wiele do zaoferowania (w sensie inicjatywy, nie "miłości"), nigdy albo rzadko jest dobrym rozwiązaniem czy sposobem na życie. Wituś jednak robi to chyba niezbyt świadomie bo chce dobrze, a wychodzi jak wychodzi.
Plus jest taki, że mimo swojej bierności znajduje kobiety, które nim interesują, ma już pewne doświadczenia w relacjach, co też działa na plus, także nie jest źle wink Pozostaje kwestia popracowania nad sobą, oklepanym "poczuciem własnej wartości" i otwarcia na ludzi, w tym osoby może mniej przebojowe czy towarzyskie ale takie z podobnym do niego temperamentem.
Jak znów trafi na podobną osobę do ex (czy swojej matki), to najpewniej czeka go powtórka z rozrywki.

467

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Odnoszę wrażenie, że w pewnym sensie Autor dobrnął do tego etapu, gdzie ten dyskomfort właśnie się pojawił. Dlatego też oparł się dalszym próbowm "naprawiania go" przez dziewczynę. Wiadomo, że w wielu kwestiach można się dogadać, ale są takie, gdzie raczej ciężko przekroczyć granicę komfortu. Można się czymś zachłysnąć, ale z reguły to nie jest rzeczywiste przekonanie się do czegoś, ale raczej próba zaimponowania tej osobie, która ją wprowadza w ten inny świat. Taki domator nie od razu zostanie królem baletu.. smile Problem w tym, że to raczej te osoby, będące owymi "królami baletu" nei potrafią ogarnąć, żę ktoś możę mieć inne sposoby na życie czy nawet tego, żę da się nawiązać z kimś bliską relację, nie hulając co sobotę po klubach, ale dajmy na to zapoznać się z kimś w księgarnio-kawiarni smile

468

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
bagienni_k napisał/a:

Odnoszę wrażenie, że w pewnym sensie Autor dobrnął do tego etapu, gdzie ten dyskomfort właśnie się pojawił. Dlatego też oparł się dalszym próbowm "naprawiania go" przez dziewczynę. Wiadomo, że w wielu kwestiach można się dogadać, ale są takie, gdzie raczej ciężko przekroczyć granicę komfortu. Można się czymś zachłysnąć, ale z reguły to nie jest rzeczywiste przekonanie się do czegoś, ale raczej próba zaimponowania tej osobie, która ją wprowadza w ten inny świat. Taki domator nie od razu zostanie królem baletu.. smile Problem w tym, że to raczej te osoby, będące owymi "królami baletu" nei potrafią ogarnąć, żę ktoś możę mieć inne sposoby na życie czy nawet tego, żę da się nawiązać z kimś bliską relację, nie hulając co sobotę po klubach, ale dajmy na to zapoznać się z kimś w księgarnio-kawiarni smile

Tylko, że sam Wituś mówi, że nie ma znajomych i nie bardzo wie co ze sobą zrobić. Fajnie mu było w tamtym towarzystwie ale jego natura i przyzwyczajenia zrobiły swoje. Jakby miał swoje życie to by mogli negocjować, tu trochę dla mnie, tu dla Ciebie itd.

469

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
bagienni_k napisał/a:

Odnoszę wrażenie, że w pewnym sensie Autor dobrnął do tego etapu, gdzie ten dyskomfort właśnie się pojawił. Dlatego też oparł się dalszym próbowm "naprawiania go" przez dziewczynę. Wiadomo, że w wielu kwestiach można się dogadać, ale są takie, gdzie raczej ciężko przekroczyć granicę komfortu. Można się czymś zachłysnąć, ale z reguły to nie jest rzeczywiste przekonanie się do czegoś, ale raczej próba zaimponowania tej osobie, która ją wprowadza w ten inny świat. Taki domator nie od razu zostanie królem baletu.. smile Problem w tym, że to raczej te osoby, będące owymi "królami baletu" nei potrafią ogarnąć, żę ktoś możę mieć inne sposoby na życie czy nawet tego, żę da się nawiązać z kimś bliską relację, nie hulając co sobotę po klubach, ale dajmy na to zapoznać się z kimś w księgarnio-kawiarni smile

Tak wydaje mi się, że coś w tym stylu mogło się zadziać. Wituś pisał, że znali się wcześniej od jakiegoś czasu, więc dziewczyna nie może powiedzieć, że nie wiedziała jaki on jest. Bardzo możliwe, że miała nadzieję, że go przerobi na swój ideał faceta.

Tak jak pisałam, skoro weszła z nim w związek, to musiała mieć z tego jakieś korzyści. Może nie czuła się samotnie, może czuła się dowartościowana. Nie ważne. Oboje mieli korzyści z tego związku. Najważniejsze, że Wituś chce to sobie teraz poukładać, co na dłuższą metę mu zaprocentuje.

470

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wow, nie sądziłem że ten wątek tak odżyje, cieszę się.

Wituś sam przyznaje, że znajomość z tą dziewczyną wprowadziła nową jakoś do jego życia, zdobył znajomych, zaczął "życie studenckie" itd. On tą zmianę odbierał jak najbardziej na plus. Problem tkwił w jego bierności i pesymizmie. I tutaj rzeczywiście może pojawić się pytanie: na ile te zmiany mu odpowiadały i był w stanie się do nich dopasować nie tracąc przy tym poczucia komfortu. Przykładowo, odpowiadało mu ogóle towarzystwo, że coś się dzieje ale już nie chciał uczestniczyć w ich zabawach, wycofywał. Pewnie gdyby trafił na osobę i towarzystwo mniej odbiegające od jego osobowości, to łatwiej by było o balans.
I kolejne pytanie, co on miał w zamian do zaoferowania? Bo jeśli inicjatywa była wyłącznie po stronie dziewczyny, on natomiast nic nie wniósł do tej znajomości ze swojego życia (znajomych, zainteresowań itd.), to nie mogło się udać. Dysproporcje w dawaniu i braniu były zbyt wielkie.

Zgodzę się, ale tylko trochę. W momencie kiedy się poznawaliśmy byłem świeżo po rozstaniu z moją pierwszą byłą, po 6 latach w tamtym wieku, moja pierwsza dziewczyna, pojechałem "za nią" na studia do innego miasta (tak, ta tendencja do robienia czegoś pod moją obecną, tamtą czy tą dziewczynę powtarza się). To był dla mnie ogromny cios zwłaszcza, że jak tak teraz popatrzę na to z perspektywy czasu, tkwiłem w związku w którym ona robiła sobie co chciała i to dosłownie. Pierwszy rok studiów grupa i ludzie z którymi miałem zajęcia totalnie nie do życia, albo dziewczyny które wychodzą za mąż albo już po 30 z dziećmi, nie było z kim za bardzo rozmawiać co dopiero nawiązywać kontaktów. Dlatego miałem tylko ją. No i jak się rozpadło to była tragedia bo w obcym mieście bez znajomych i w ogóle. No i potem poznałem moją obecną byłą, tak jak może już mówiłem poznaliśmy się na siatkówce, stamtąd mamy wspólnych znajomych. Praktycznie od razu zaczęła mnie zapraszać na domówki i inne imprezy a ja zaczynałem żyć jak student. I to nie tyle wychodzi tu moje wycofanie co po prostu nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego, to tak jak uczenie się czegoś nowego, a dla nich to była codzienność.

Zauważyłeś, że na podstawie tego co piszesz wychodzi, że dobrałeś sobie dziewczynę podobną do swojej matki? Pisałeś, że matka jak czegoś chce, to Ci o tym nie mówi, a potem jest obrażona, że nie zrobiłeś czegoś, co ona chciała, a czego nie mogłeś zrobić, bo Ci o niczym nie powiedziała. To samo piszesz o swojej byłej, że czegoś chciała, ale o tym nie mówiła i nie wiedziałeś.

Nie, a przynajmniej nie dawała po sobie tego poznać i ja tego nie widzę. Co jak ktoś zna jej profil nie powinno nikogo dziwić. Zauważyłbym to i przeszkadzałoby mi to bardzo. To, że wyszło to po czasie i nie w praktyce tylko w teorii dużo zmienia, bo już nieraz wspominałem, że gdyby takie akcje wychodziły na porządku dziennym, powiedzmy że gdybyśmy się nie mieli rozstać tylko dalej trwali w związku bez miłości z jej strony i zaczęłyby jej puszczać hamulce, nie żałowałbym tak bardzo. Chociaż po alkoholu potrafiła się obrazić czy awanturować, ale to były pojedyncze przypadki. No chyba że nie potrafię chłodno ocenić sytuacji i to, że potrafiła wyciągać rzeczy sprzed miesięcy czy lat nawet podczas tych dwóch momentów sztandarowych dlatego wątku raczej świadczy o tym, że nie potrafiła/nie miała serca o tym mówić na bieżąco niż była obrażona. Chociaż moze to jedno i to samo.

Wydaje mi się, że pewne zmiany można zaakceptować, jeśli tylko ktoś je wprowadza do naszego życia pod warunkiem, żę nie przekraczają pewnych norm. Tylko potem zaraz może się okazać, że ta druga osoba jest przekonana, iż konieczne są dalsze i gruntowne zmiany a wtedy albo ktoś na miejscu Autora się wycofuje albo poddaje się biernie. Jeśli, mimo niektórych sporych różnic, choćby w sposobie spędzania wolnego czasu, partnerzy sie jakoś dogadują, to przecież nigdzie nie jest powiedziane, że jedno musi drugiego ciągnąć tam, gdzie ta jedna osoba czuje się niepewnie i woli zupełnie inaczej organizować sobie czas.

Nie wiem skąd bierzecie informacje, że inaczej spędzaliśmy czas albo mieliśmy różne zainteresowania. Właśnie to nas bardzo zbliżało, że nie było imprezy od 4 lat z małymi wyjątkami gdzie ja albo ona nie mogliśmy, żebyśmy w związku czy jeszcze nie, nie poszli na nią razem. Dlatego to dla mnie jest tak bardzo niezrozumiałe wszystko, bo jak widzisz że ktoś się niby męczy (w domniemaniu) w czymś to po co go dalej zapraszasz/zgadzasz się na zaproszenia przez tak długi okres czasu? Ja się nigdzie nie męczyłem, to że mniej piję albo czasem wolę posłuchać nie znaczy, że się źle bawię. Ale tak, było takie zdanie podczas tej rozmowy rok temu. Kiedy mniej więcej mówiła, żebym się zmienił zapytałem ją, że przecież zna mnie już tyle lat i wie jaki byłem, jaki jestem. To usłyszałem odpowiedź w stylu "to znaczy, że masz być taki już zawsze?" Co mnie wtedy strasznie uderzyło i jeszcze bardziej nie wiedziałem co się wyprawia. A przecież w trakcie związku nieraz słyszałem słowa, że się coraz bardziej otwieram do ludzi, że staję się "lepszy".

Tak wydaje mi się, że coś w tym stylu mogło się zadziać. Wituś pisał, że znali się wcześniej od jakiegoś czasu, więc dziewczyna nie może powiedzieć, że nie wiedziała jaki on jest. Bardzo możliwe, że miała nadzieję, że go przerobi na swój ideał faceta.

dokładnie.

Staram się nakreślić mniej więcej jak to wyglądało, poza tym to nie tak, że ja nie mam tylko swoich znajomych.

Tylko, że sam Wituś mówi, że nie ma znajomych i nie bardzo wie co ze sobą zrobić. Fajnie mu było w tamtym towarzystwie ale jego natura i przyzwyczajenia zrobiły swoje. Jakby miał swoje życie to by mogli negocjować, tu trochę dla mnie, tu dla Ciebie itd.


Dosłownie w tym momencie piszę ze znajomym z mojej grupy, przedwczoraj z innym. Z samego tego okresu mam znajomych masę, tylko mimo wszystko największą, grubo największą ilość czasu spędzaliśmy z tymi znajomymi poznanymi wspólnie, i jeszcze raz podkreślam, razem, ja i ona . No i ci stricte moi znajomi tak się porozjeżdżali, porozstawali ze swoimi narzeczonymi itd że nie ma czego zbierać.

Z pewnością tak jest, co nie zmienia faktu, że pewne różnice mogą być inspirujące, a przez to związek ciekawszy bo bogatszy o nowe doświadczenia. Problem w tym, że Witusia przez tą jego bierność i wycofanie, ciągnie do osób bardziej kontaktowych i towarzyskich. Może nawet nie tyle ciągnie, co łatwiej mu z nimi nawiązać kontakt i w pewnym stopniu dostosować czy wręcz podporządkować. Tamten związek przecież zaczął się z inicjatywy dziewczyny, poprzedni chyba również.
Patrząc z boku można powiedzieć, że Wituś w tamtym towarzystwie otworzył na nowe rzeczy, które z jednej strony sprawiały mu jakąś radość ale z drugiej rodziły dyskomfort. Oczywiście nikt nie twierdzi, że należy robić wszystko nawet wbrew sobie, druga osoba też powinna być wyrozumiała ale przynajmniej w tej ostatniej relacji zabrakło balansu, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam tu przede wszystkim na myśli to o czym pisałam wyżej czyli jakąś inicjatywę i wprowadzenie drugiej osoby, choćby częściowe, do swego świata nie tylko emocjonalnego ale też lub przede wszystkim upodobań, zwyczajów, znajomych itd.

Racja, pierwsza dziewczyna mi dała kosza tylko po to zeby parę miesięcy później sama zapytać o chodzenie, ale to takie tam szczenięce lata gimnazjalne, nie brałbym teraz tak bardzo poważnie tego związku mimo że to było 6 lat. Tutaj trochę mój podryw "na pawia" ale tak, pierwszy krok zrobiła ona, z resztą chyba wspominałem że nie byłem pewny na samym początku, przejście z typowo kumpelskiej relacji w związek dodatkowo z osobą, która wtedy nie porywała mnie fizycznie no i jeszcze mały szok w oczach znajomych zrobiły swoje. Z tym, że się w czasie mocno rozminęliśmy.

Na pewno Wituś lepiej by się dogadał z kobietą podobną do niego ale po pierwsze, pewnie już na starcie pojawiłby się problem z zagadaniem i wejściem w bliższą relację, a po drugie ciężko sobie wyobrazić jakby taki związek dwóch biernych osób miałby wyglądać. Nie każdy musi być duszą towarzystwa i nie ma nic złego w domatorstwie czy byciu introwertykiem o ile obu osobom to odpowiada.

Tu 100% racji, podobają mi się tylko dziewczyny tego pokroju, aktywne, z którymi można jak to mówią "i do tańca i do różańca". Nic na to nie poradzę, a może dlatego że naprawdę jestem tu trochę inaczej odbierany niż jestem w rzeczywistości (ale tylko trochę). Bo co innego że chęć życia mi mocno spadła chociażbym ze względu na to że jestem jeszcze trochę tym wszystkim poruszony (zwłaszcza że właściwie przed chwilą się z tego spowiadałem psychoterapeutce). Strasznie tęsknię za tymi imprezami, za siedzeniem do rana w plenerze (zawsze oboje wracaliśmy ostatni), za tym żeby gdzieś wyjechać grupą, teraz pogoda się zmienia na lepsze i to tak bardzo dobija. A ja właśnie chciałbym dziewczynę taką, z którą można i wyjść w góry i posiedzieć na domówce ale i po prostu na kanapie obejrzeć serial, jak z nią. Też to nie jest tak, że ona była imprezowiczką która tylko by latała po klubach, ja znam takie osoby i mnie do nich absolutnie nie ciągnie, nie jestem tak beznadziejny w swoich wyborach. Moim zdaniem tu nie było między nami różnic, ona też często wolała sobie poczytać książki fantasy które gdzieś tam niby w granicach moich zainteresowań bo lubię grać w gry na motywach fantasy, ale jakoś tak jak kiedyś czytałem dużo tak teraz mnie nie ciągnie. No i głównie mimo wszystko główną "aktywnością" dla nas podczas spędzania razem czasu było oglądanie seriali w łóżku. Nie widzę nic złego w moim doborze partnerek, nie wiem czy to coś złego, coś czego powinienem się wyzbyć, ale nie wyobrażam sobie życia z kimś podobnym do tego, na kogo jestem tutaj kreowany. No sam już nie wiem.

471

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Saba88 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Wituś napisał/a:

Jakby poznała kogoś innego to dlaczego teraz mamy okres kiedy mamy o siebie odpocząć i chce podjąć decyzję?

I żadne płaszczenie się, nie obchodzi mnie to że ich stracę czy nie bo nie stracę, bo wiem że ich nie stracę. Co to jest w ogóle za gadanie.

Bo ona jeszcze nie wie, czy z tamtym wyjdzie smile a jakby nie wyszło, to ma furtkę otwartą u Ciebie.

Tak  właśnie jest jak Lady Loka napisała. Niestety na horyzoncie pojawił się ktoś nowy, na tyle atrakcyjny że jest gotowa z Ciebie zrezygnować, ale oczywiście na tym etapie woli mieć jeszcze z Tobą kontakt, na wszelki wypadek gdyby nowa znajomość nie wypaliła.

Dokładnie. Określ się czy się na to piszesz

472 Ostatnio edytowany przez bullet (2022-02-01 17:39:56)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
EwkMarchewka0102 napisał/a:

...Dokładnie. Określ się czy się na to piszesz

Masakra, to zdanie ma się nijak do tego na co się powołuje.
Czy EwkMarchewka0102 jest trollem ? Wybiera watki, dopisuje np. jedno zdanie do obszernych postów zamiast odnieść się do konkretnej tresci (jak powyżej), zdania nic nie wnoszące. A może Indiana Jones'em, archeolog odkopujący watki historyczne, jak ten z marca 2021, na które nikt nie udzieli odpowiedzi.
Kto rozgryzie co kieruje jej działaniami ?
Generalnie odechciewa się dalszej lektury tego forum przez takie postacie.

Moderatorze WRÓĆ !

473 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-02-01 18:12:30)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
bullet napisał/a:
EwkMarchewka0102 napisał/a:

...Dokładnie. Określ się czy się na to piszesz

Masakra, to zdanie ma się nijak do tego na co się powołuje.
Czy EwkMarchewka0102 jest trollem ? Wybiera watki, dopisuje np. jedno zdanie do obszernych postów zamiast odnieść się do konkretnej tresci (jak powyżej), zdania nic nie wnoszące. A może Indiana Jones'em, archeolog odkopujący watki historyczne, jak ten z marca 2021, na które nikt nie udzieli odpowiedzi.
Kto rozgryzie co kieruje jej działaniami ?
Generalnie odechciewa się dalszej lektury tego forum przez takie postacie.

Moderatorze WRÓĆ !

Zgadzam się z Tobą. Nie tylko ta marchewka, w ostatnim czasie pojawiło się jeszcze kilka dziwnych nicków. Łatwo to zauważyć.
Ktoś z forum na priv napisał mi, że tu chodzi o rozwalenie tego forum, o obniżenie poziomu i takie sprawy. Moderacji raczej nie będzie. Obserwujemy po prostu agonię tego forum. Mnie tez nic już tu nie ciągnie, a raczej jakieś resztki sentymentu. Stare dobre czasy zdaje się minęły, a gdy nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi...

Posty [ 456 do 473 z 473 ]

Strony Poprzednia 1 6 7 8

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024