Przejściowy kryzys czy definitywny koniec? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 260 z 473 ]

196 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-08 17:17:31)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
maku2 napisał/a:
Wituś napisał/a:

Nie, nie tyle że strzela fochy, bo by mnie to wkurzało gdyby tak było. Ta sytuacja po prostu mi się przypomniała i to tyle, mało ważne w tym czasie.

Nie strzela focha?

Wituś napisał/a:

Tutaj przychodzą mi na myśl sytuacje, których obecność własnych pieniędzy by rozwiązała, np leczyłem się u lekarza na nfz na bark od roku już prawie i ją to frustrowało że za mało robiłem z tym i że chciała żebyśmy grali razem w siatkówkę tak jak dawniej. Gdybym miał pieniądze to poszedłbym prywatnie i poszłoby znacznie szybciej. No i wiadomo jak teraz jest sytuacja w medycynie, odwołali mi rehabilitację i przełożyli aż na prawie pół roku później. Ręka boli do dzisiaj i nic za bardzo nie pomaga.

Masz uszkodzony bark a dziewczyna ma pretensje że nie możesz grać. To nie foch księżniczki? brakuje tylko płaczu i tupania nogą - i byłby komplet.

Trochę tak, a trochę nie. Od razu zapisałem się do ortopedy, nie wykonał mi zadnych badań, zdiagnozował naderwanie ścięgien, kazał nie grać i skierował mnie na rehabilitację, ot tak. To było w lutym, od razu wbiłem na rehabilitację, ale odwołali mi ją ze względu na koronę, wznowili w czerwcu. W lipcu skończyłem ale no w sumie niewiele dało, dalej mnie bolało, przy czym nie za bardzo wiedziałem co z tym robić więc no po prostu nie robiłem nic, w domu pracowałem fizycznie starając się nie nadwyrężać, taka jakby rehabilitacja, ale domowa. Potem zaczynałem z powrotem wracać na parkiet, na początku pierwsze co odczułem to uda bo tyle przerwy i zastanie, ale ręka dalej bolała. Ona wyraźnie liczyła i mówiła, żebym z tym coś zrobił, ale no widać że nie za bardzo się da, powtarzałem że jakbym miał pieniądze na prywatne leczenie to co innego, ale tak mijały wakacje, w sierpniu poszedłem do lekarza w mojej miejscowości, wymagało to znowu zachodu z przeniesieniem lekarza rodzinnego z mojego studenckiego tutaj, magia mieszkania ciągle gdzie indziej. Oczywiście kilka tygodni to zajęło, gdyby nie znajoma pielęgniarka to bym pewnie się tam nawet nie dostał bo jak przyszedłem na wizytę to w recepcji powiedziała, że nie jestem zapisany. Ale dostałem telefon, mam przyjść nawet teraz po znajomości ona doktorowi przekaże na co ma skierowanie wypisać. I tak wypisał że nawet nie czytałem co to, a cholera wypisał na lewy bark RTG no ale chociaż skierowanie do ortopedy dostałem. Tylko co z tego skoro trzeba czekać miesiącami a ja w październiku już wracam na staż z powrotem do innego miasta. Czy można powiedzieć, że nic z tym nie zrobiłem i wolałem narzekać na bark? Nie no ani nie bagatelizowałem, tylko po prostu takie mamy realia medycyny, a też nie narzekałem tylko no wiadomo że jak coś boli i sama pyta czy boli to przecież nie powiem, że nie...
No ale i tak chodziłem grać bo chciałem i chciałem też żeby była zadowolona z tego że możemy grać razem. Ona i tak często wychodziła sobie grać częściej niż ja bo w tygodniu, jak np miałem na drugą zmianę czy kiedykolwiek w sumie miała czas wolny i była okazja, a my graliśmy razem w soboty żebym też się nie nadwyrężał. Ale no tu masz rację, z jakiegoś powodu to ją wkurzało że nie grałem częściej? Chyba tak to mam rozumieć, pytanie dlaczego. Tylko nie chcę wyciągać wniosków bo znowu wyjdzie że bagatelizuję to co mi przekazywała czy coś w ten deseń. Nakreślam tylko jaka jest sytuacja, bo najwidoczniej sam sobie nie ufam i potrzebuję potwierdzenia tego co myślę...

Zobacz podobne tematy :

197 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-08 17:26:07)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Ale że niby dlaczego bagatelizuję, bo nie do końca rozumiem. Teraz patrzę na to z innej perspektywy, wszystko było wyjaśniane i było ok. Nie rozumiem czemu mi jest zarzucane że coś olewałem.

Mam wrażenie, że nie czytasz ze zrozumieniem albo nie dociera do Ciebie to co tu piszemy. Ja nie powiedziałam, że coś olałeś (wtedy), tylko, że bagatelizujesz tamte sytuacje jako powód rozstania. Z tego co piszesz, wycofywałeś się z różnych sytuacji, może dla Ciebie to były błahe sytuacje ale dla niej, szczególnie zebrane do kupy, oznaczają róznice w charakterach nie do pogodzenia.

maku2 napisał/a:

Masz uszkodzony bark a dziewczyna ma pretensje że nie możesz grać. To nie foch księżniczki? brakuje tylko płaczu i tupania nogą - i byłby komplet.

Ona ma pretensje nie o to że nie może grać, tylko że ta jego rehabilitacja tak długo trwa w związku z tym, że jest na NFZ. Wituś mówi, że problemem jest brak pieniędzy. Rozumiem, że teraz jet sytuacja jaka jest ale... to dla niej może być kolejny przykład różnic między nimi. Podejrzewam, że pewnie ona zrobiłaby wszystko by jak najszybciej wyleczyć się z kontuzji by nie ograniczała jej. A Wituś znów przyjmuje bierną postawę.
EDIT: W międzyczasie pojawił się ostatni post Witka w których dokładnie opisał sytuację ale ... z jej strony mogło to inaczej wyglądać i być kolejnym dowodem na "ograniczanie" jej i jego bierność.

198 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-08 17:30:50)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ja po prostu zwątpiłem, tak to tylko mogę nazwać. Mam nawet wizytę u lekarza w ten poniedziałek, ale to niewiele pewnie zmieni. Dopóki faktycznie nie zlecą mi jakiegoś zabiegu, lub w ten deseń. Chociaż ostatnio czuję, że praktycznie nie boli, może chociaż tyle dobrego w tym wszystkim, że to przestanie.
Z pieniędzmi to nie jest tak też znowu, że nie dałoby rady. Bo mogłem prosić rodziców o pieniądze i na pewno by mi je dali. Tylko ja nie chcę brać już w tym okresie na ostatniej prostej do zarabiania pieniędzy we własnym zakresie od nich grosza nad to co naprawdę potrzebuję. Z tymi nartami to też gdyby nie to że wiem że jej na tym zależało pewnie bym nie pojechał.

Tylko widzicie, ją też coś złapało dosyć niedawno w plecach i też często mówiła, że ją to boli, ale gra dalej. I co, zrobiła coś z tym? Nawet wzmianki o lekarzu nie było a co mnie ma pretensje że nic nie robię mimo że chodziłem po kilku i przeszedłem rehabilitację. No i tak to jest.

Edit. Ja też edytuję w odpowiedzi na powyższy post. Ale o jakim ograniczaniu my tu w ogóle mówimy. Graliśmy raz na tydzień tak czy siak, ona tam częściej, kiedy ja zazwyczaj pracowałem bo mieliśmy dosłownie zawsze odwrotne zmiany stażów, jak ona na rano to ja na wieczór i na odwrót także i tak byśmy się nie zgrali. Jak mogę ograniczać kogoś tym co chcę lub nie chcę robić, przecież ona nie może mi rozkazywać - idziesz tu i teraz na siatkówkę i żadnego narzekania, no chyba o to chodzi żebym grał kiedy chcę, prawda? A raz w tygodniu było dla mnie w sam raz, czasami po pracy już byłem zmęczony a co dopiero jeszcze lecieć grać w (często wątpliwej jakości) siatkówkę bo nieraz mówiła jak to się jej źle grało a bo to ludzi słabi albo to jej nie wystawiali a bo to a bo tamto. Jak jeszcze grałem u siebie w AZS czy rekreacyjnie z przyjaciółmi to inna śpiewka, aż samemu się chciało, ale z jakimiś losowymi ludźmi to nie to samo.

199

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:
maku2 napisał/a:
Wituś napisał/a:

Nie, nie tyle że strzela fochy, bo by mnie to wkurzało gdyby tak było. Ta sytuacja po prostu mi się przypomniała i to tyle, mało ważne w tym czasie.

Nie strzela focha?

Wituś napisał/a:

Tutaj przychodzą mi na myśl sytuacje, których obecność własnych pieniędzy by rozwiązała, np leczyłem się u lekarza na nfz na bark od roku już prawie i ją to frustrowało że za mało robiłem z tym i że chciała żebyśmy grali razem w siatkówkę tak jak dawniej. Gdybym miał pieniądze to poszedłbym prywatnie i poszłoby znacznie szybciej. No i wiadomo jak teraz jest sytuacja w medycynie, odwołali mi rehabilitację i przełożyli aż na prawie pół roku później. Ręka boli do dzisiaj i nic za bardzo nie pomaga.

Masz uszkodzony bark a dziewczyna ma pretensje że nie możesz grać. To nie foch księżniczki? brakuje tylko płaczu i tupania nogą - i byłby komplet.

Trochę tak, a trochę nie. Od razu zapisałem się do ortopedy, nie wykonał mi zadnych badań, zdiagnozował naderwanie ścięgien, kazał nie grać i skierował mnie na rehabilitację, ot tak. To było w lutym, od razu wbiłem na rehabilitację, ale odwołali mi ją ze względu na koronę, wznowili w czerwcu. W lipcu skończyłem ale no w sumie niewiele dało, dalej mnie bolało, przy czym nie za bardzo wiedziałem co z tym robić więc no po prostu nie robiłem nic, w domu pracowałem fizycznie starając się nie nadwyrężać, taka jakby rehabilitacja, ale domowa. Potem zaczynałem z powrotem wracać na parkiet, na początku pierwsze co odczułem to uda bo tyle przerwy i zastanie, ale ręka dalej bolała. Ona wyraźnie liczyła i mówiła, żebym z tym coś zrobił, ale no widać że nie za bardzo się da, powtarzałem że jakbym miał pieniądze na prywatne leczenie to co innego, ale tak mijały wakacje, w sierpniu poszedłem do lekarza w mojej miejscowości, wymagało to znowu zachodu z przeniesieniem lekarza rodzinnego z mojego studenckiego tutaj, magia mieszkania ciągle gdzie indziej. Oczywiście kilka tygodni to zajęło, gdyby nie znajoma pielęgniarka to bym pewnie się tam nawet nie dostał bo jak przyszedłem na wizytę to w recepcji powiedziała, że nie jestem zapisany. Ale dostałem telefon, mam przyjść nawet teraz po znajomości ona doktorowi przekaże na co ma skierowanie wypisać. I tak wypisał że nawet nie czytałem co to, a cholera wypisał na lewy bark RTG no ale chociaż skierowanie do ortopedy dostałem. Tylko co z tego skoro trzeba czekać miesiącami a ja w październiku już wracam na staż z powrotem do innego miasta. Czy można powiedzieć, że nic z tym nie zrobiłem i wolałem narzekać na bark? Nie no ani nie bagatelizowałem, tylko po prostu takie mamy realia medycyny, a też nie narzekałem tylko no wiadomo że jak coś boli i sama pyta czy boli to przecież nie powiem, że nie...
No ale i tak chodziłem grać bo chciałem i chciałem też żeby była zadowolona z tego że możemy grać razem. Ona i tak często wychodziła sobie grać częściej niż ja bo w tygodniu, jak np miałem na drugą zmianę czy kiedykolwiek w sumie miała czas wolny i była okazja, a my graliśmy razem w soboty żebym też się nie nadwyrężał. Ale no tu masz rację, z jakiegoś powodu to ją wkurzało że nie grałem częściej? Chyba tak to mam rozumieć, pytanie dlaczego. Tylko nie chcę wyciągać wniosków bo znowu wyjdzie że bagatelizuję to co mi przekazywała czy coś w ten deseń. Nakreślam tylko jaka jest sytuacja, bo najwidoczniej sam sobie nie ufam i potrzebuję potwierdzenia tego co myślę...

Przestań analizować. Rozmieniasz każdą sytuację na drobne. Doszukujesz się w sobie winy. Tu nie ma winy. Dziewczyna nie chce z Tobą być, a Ty próbujesz ustalić co mogłeś zrobić inaczej, żeby z Tobą została. I dlatego sobie nie ufasz. Ciężko Ci zrozumieć, że mimo iż byłeś dobrym chłopakiem to związek się rozpadł. Ja myślę, że warto spojrzeć na to inaczej. Wiesz już, że umiesz być dobrym chłopakiem, wiesz, że Twojej dziewczynie nie odpowiadało to czy tamto, znasz siebie i wiesz, że inny nie będziesz, masz niezwykłe doświadczenie, które możesz wykorzystać do poznania kogoś i związania się z kimś bardziej kompatybilnym, dojrzałym i zdecydowanym.

Nie ma sensu babranie się w przeszłości. A próby zrobienia z Ciebie przyjaciela czy marudzenie, że "nie jest pewna", to manipulacja, żebyś czasem nie odleciał z orbity.

200 Ostatnio edytowany przez polis (2021-01-08 17:46:55)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
maku2 napisał/a:
Wituś napisał/a:

Nie, nie tyle że strzela fochy, bo by mnie to wkurzało gdyby tak było. Ta sytuacja po prostu mi się przypomniała i to tyle, mało ważne w tym czasie.

Nie strzela focha?

Wituś napisał/a:

Tutaj przychodzą mi na myśl sytuacje, których obecność własnych pieniędzy by rozwiązała, np leczyłem się u lekarza na nfz na bark od roku już prawie i ją to frustrowało że za mało robiłem z tym i że chciała żebyśmy grali razem w siatkówkę tak jak dawniej. Gdybym miał pieniądze to poszedłbym prywatnie i poszłoby znacznie szybciej. No i wiadomo jak teraz jest sytuacja w medycynie, odwołali mi rehabilitację i przełożyli aż na prawie pół roku później. Ręka boli do dzisiaj i nic za bardzo nie pomaga.

Masz uszkodzony bark a dziewczyna ma pretensje że nie możesz grać. To nie foch księżniczki? brakuje tylko płaczu i tupania nogą - i byłby komplet.

Dokładnie, jej pretensje były tutaj śmieszne.

Wituś trafiła Ci się niedojrzała laska, jej wiek trochę tłumaczy jej zachowanie, ale nie do końca.

Z tego co piszesz Twoja była ma problemy z emocjami, a teraz zamiast zachować się w stosunku do Ciebie fair i nie pisać/nie dawać nadziej, to pisze i nie daje o sobie zapomnieć. Dodatkowo jeszcze rzuca tekstami, że może los was zwiąże. roll Niby potem dodaje, że to głupie, ale ziarno nadziei, którego nie powinna Ci absolutnie dawać sieje. Mniejsza już o to, czy z jej strony to świadoma czy nieświadoma próba manipulacji, ale jasne jest, że nie daje Ci szansy pójść dalej takim samolubnym zachowaniem.

Innymi słowy w związku z tego co piszesz księżniczkowała, a teraz próbuje trzyma Cię na smyczy, żeby w razie czego mieć do kogo wrócić. 

Przestań się z nią kontaktować i puść ją wolno. Niech szuka bardziej dopasowanego do siebie księcia skoro już się na to zdecydowała.

Te swoje przewiny co podałeś, to z mojego punkt widzenia mało istotne pierdoły. Poczytaj sobie wątki w tym dziale. Naprawdę pewnie nie jedna pisząca w tym dziale kobieta, chciałby mieć męża albo partnera, który ma taki „przewiny” jak Twoje.

201

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

To chyba wychodzi po prostu moja empatia, chciałem żeby była szczęśliwa. Może tego tak nie odbierałem bo innym "fochem" jest takie zachowanie jeśli już to określić, a innym obrażanie się czy szantaż emocjonalny bo się czegoś nie dostało, wynika z zachowania, widocznie dobrze dobierała słowa a ja ulegałem. Chyba to forum mi coraz bardziej otwiera oczy.

202

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

To chyba wychodzi po prostu moja empatia, chciałem żeby była szczęśliwa. Może tego tak nie odbierałem bo innym "fochem" jest takie zachowanie jeśli już to określić, a innym obrażanie się czy szantaż emocjonalny bo się czegoś nie dostało, wynika z zachowania, widocznie dobrze dobierała słowa a ja ulegałem. Chyba to forum mi coraz bardziej otwiera oczy.

Jak dla mnie nauczyłeś się ją zadowalać a w przypadku konfliktu ustępowałeś.
Ja na Twoim miejscu nie szedłbym na to spotkanie bo to w niczym Ci nie pomoże.
Takie spotkania czy kontakty tylko robią Tobie z mózgu sieczkę, a potrzebujesz wyciszyć swoje emocje żeby racjonalnie podejść do sprawy.
To nie Ty masz mieć chęć bycia z nią(bo ją masz) ale to ona musi mieć chęć bycia z Tobą(a nie ma)
Znajdź 34 kroki pomogą - oczywiście jeśli Ty będziesz tego chciał.

203 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-08 18:39:51)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś, odnoszę wrażenie, że ile razy byś nie usłyszał/przeczytał, że nie pasujecie do siebie, macie inne charaktery, a Ty ją blokujesz czy też ciągniesz w dół, to i tak znalazłbyś argument by się jakoś wytłumaczyć i to zanegować. Ja to co piszesz rozumiem, wierzę, że ją kochasz i chciałeś dobrze ale ona na tym etapie życie uznała, że chce czegoś innego. Dla mnie też jej pretensje czy fochy to pierdółki ale ja jestem ponad 10l starsza i nie kręci mnie robienie fotek na insta, jakieś zabawy ze znajomymi itd. Wydaje mi się, że ona chce innego życia, partnera, mniej wycofanego, bardziej entuzjastycznego z większą inicjatywą, ponadto jest za mało dojrzała czy beztroska by brać 'na barki' czy choćby podejść z wyrozumiałością do Twoich problemów i dać Ci wsparcie jakiego potrzebujesz. Nie ma między Wami tej iskry, etap zakochania u niej minął i dalsze bycie razem powodowałoby u niej tylko większe frustracje. Ona to wie ale nie umie za bardzo Ci tego zakomunikować albo Ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Ona płacze bo pewnie dla niej też to nie jest łatwe bo wie, że ogólnie jesteś dobrym chłopakiem ale no właśnie "to nie to".
Dla wielu kobiet pewnie byłbyś idealnym partnerem, może nawet dla niej ale za kila lat, jak życiowo ogarniesz, a ona wydorośleje, ale nie teraz.

204

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś

No, nie tylko ręce opadają. Zlituj się.

Jesteś jaki jesteś i znajdzie się kobieta, która Cię pokocha takiego jakim jesteś. I nic nie będziesz musiał robić, niczego udowadniać, ani zmieniać.

To nie jest niczyja wina, że u Ciebie zatrybiło (albo tak sobie wmawiasz) a u niej nie zatrybiło. Zauroczenie minęło, miłość się nie pojawiła. I tylko to musisz przyjąć do wiadomości.

Nic nie zrobisz, aby to zmienić, bo się nie da. Tak po prostu.

Przestań się jej narzucać ze swoim uczuciem. Ona Ci nic nie jest winna. Małżeństwem nie jesteście, dzieci nie ma, zobowiązań żadnych. W sumie to ona ma problem, jak Ci powiedzieć, że Ciebie nie chce, aby w końcu dotarło. Jak skończy jej się cierpliwość to powie w końcu ... spiep...aj.
I może tego właśnie potrzebujesz, bo grzecznie i subtelnie nie dociera.
Więc daj sobie spokój i jej przy okazji. Bo za jakiś czas wejdziesz tu i napiszesz, że jak ona mogła powiedzieć Ci spiep...aj. Nie zmuszaj jej do tego, miej honor. Daj jej spokój.
I przy okazji nie daj się przerobić w "ciocię Kazię", która ją będzie pocieszać i wysłuchiwać jej problemów z kolejnymi chłopcami.
Nie to nie.

205 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-08 20:38:29)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Hej, hej, ale zdajecie sobie sprawy, że od momentu kiedy się rozstaliśmy nie pisałem do niej, potem ona napisała i to tyle? Nikomu się nie narzucam, jeśli już to sobie i tylko tak.
Na dzisiaj mam, przynajmniej mi się wydaje przekonanie że nic z tego już nie będzie bo przez te dni nie odzywania się do siebie coś we mnie umarło. Będzie jeszcze karuzela bo będzie mi brakować bliskości, a to może coś sobie pomyślę, a to może coś mi się przypomni albo zobaczę że coś robi, te wszystkie rzeczy pewnie trochę mnie ukłują, będę czuć zazdrość. Ale to normalne, wpisuję to od razu w straty.

Jeśli ona ma z czymś problem to z wiedzą i przekazywaniem tego czego chce, chyba dobitnie to widać, ale przyzwyczaiłem się, że nie wszyscy czytają wszystkie posty. Ja tu nikogo o powrót ani o rozmowę/spotkania nie błagam co to to nie. To tylko przekonuje mnie do tego że nie warto.

206 Ostatnio edytowany przez Zyczliwy (2021-01-08 21:41:01)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Hej, hej, ale zdajecie sobie sprawy, że od momentu kiedy się rozstaliśmy nie pisałem do niej, potem ona napisała i to tyle? Nikomu się nie narzucam, jeśli już to sobie i tylko tak.
Na dzisiaj mam, przynajmniej mi się wydaje przekonanie że nic z tego już nie będzie bo przez te dni nie odzywania się do siebie coś we mnie umarło. Będzie jeszcze karuzela bo będzie mi brakować bliskości, a to może coś sobie pomyślę, a to może coś mi się przypomni albo zobaczę że coś robi, te wszystkie rzeczy pewnie trochę mnie ukłują, będę czuć zazdrość. Ale to normalne, wpisuję to od razu w straty.

Jeśli ona ma z czymś problem to z wiedzą i przekazywaniem tego czego chce, chyba dobitnie to widać, ale przyzwyczaiłem się, że nie wszyscy czytają wszystkie posty. Ja tu nikogo o powrót ani o rozmowę/spotkania nie błagam co to to nie. To tylko przekonuje mnie do tego że nie warto.

Porady:
1. Jezeli wiesz, ze bedzie Cie bolec, ze wstawia zdjecie, ze jest tu czy tam, ze pisze z kims do 2 w nocy, ze dodala jakiegos tam goscia, ze lajkuje mu zdjecia, itd. to z doswiadczenia radze zablokleac gdzie sie da, psychs odpocznie, nie bedziesz rozkminial, a po alkoholu nie walniesz glupoty w postaci pisania do niej sms.
2. Skup sie na sobie i swoich emocjach, tego co czujesz, a nie co ona miala/ma/bedzie miala w glowie. Po co? Co Cie to juz interesuje?

I teraz kwestia, jej zycie - jej sprawa, Twoje zycie - Twoja sprawa. Nie ma juz “wy” jestes tylko “ty”. To bardzo wazne by to zrozumiec bo to jest dopiero “start” do ruszenia dalej.

Nie zastanawiaj sie czy ona uzna, ze zablokowales, ze jestes slaby, glupi, niedojrzaly, itd bo ja zablokowales a nic sie nie stalo. Mysl egoistycznoe, mysl o sobie, ze blokujesz ja, bo nie chcesz rozkminiac, miec w tylku jej zdanie, tak jak ona ma w tylku to, ze Ty chciales budowac z nia cos wiecej. Nie chodzi tu o to, zebys lapal negatywne emocje co do niej (aczkolwiek to pomaga jak umysl zaczyna Ci ja idealizowac - to taki paradoks ktory kazdego w koncu dopada), ale mysl o sobie. Ona to temat zamkniety, wylane, nie potrzebujesz z ni kontaktu, bo po co? Dla przyjazni? Gosciu, przed Toba jeszcze tyle zycia, ze szkoda czasu na kogos kto ma Cie gdzies, byc moze za rogiem czeka na Ciebie wielka milosc, pomysl o tym.

Kazdy chce naprawiac, nikt nie wchodzi w relacje z mysla “a jak sie zacznie psuc to jak telefon, do smieci i ide kupic nowy, bez wyrzutow sumienia”.

207

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Życzliwy ma rację. Odetnij się kompletnie, zobaczysz jak głowa odpocznie, emocje się uspokoją, po co się dręczyć. Z własnego doświadczenia wiem, ze 'czego oczy nie widzą tego sercu nie żal' smile

208 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-09 14:41:07)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Dzisiejszy poranek znowu należał do tych cięższych. Może jest to oznaka słabości, ale oprócz znajomych rozmawiam także z rodziną, głównie z mamą.  Te rozmowy pełnią trochę tę samą funkcję co to forum, skłania do przemyśleń i pomaga te myśli trochę uporządkować, jednocześnie się w nich upewniając.

Chyba coraz bardziej dociera do mnie, że to nie było tak piękne jak sądziłem. Nie będę chyba opisywać szczególnych przypadków, ale przypomniało mi się nasze pierwsze wejście na parkiet po mojej rehabilitacji, tak żeby w końcu zejść z boiska z bólem nie tylko ręki a przede wszystkim odmawiających posługi nóg bo taka przerwa trochę na mnie wpłynęła. I pamiętam to problematyczne niezręczne spojrzenie, że ludzie się mnie pytali co mi jest a ja nie odpowiedziałem jakoś wyraźnie, i pytali czemu nie wchodzę na boisko podobno, a to że ja tego nie słyszałem to po prostu siedziałem na ławce i oglądałem jak grają dalej. Miała do mnie pretensje sam nawet nie wiem o co, że nie krzyczałem "hej napier*ala mnie ręka, schodzę". Myślałem tylko o bólu a nie o tym żeby coś powiedzieć, wiem że jej akurat powiedziałem że dalej nie gram.

Cholera wiem że znowu pierdoły i nie powinienem rozbijać na drobne. Ale to mi chyba pomaga bo muszę w końcu zrobić coś żeby do mnie dotarło. Że to jest kompletnie inny świat w który się wplątałem a totalnie nie powinienem. Mam gdzieś wrażenie że nie powinienem dłużej tego kontynuować już wtedy kiedy miała pierwsze wątpliwości. Z resztą taki był mój pierwszy odruch i teraz i wcześniej. Dlaczego nawet poznanie siebie jest tak trudne, co dopiero drugiego człowieka.

Edit. Ale zaczyna coraz bardziej brakować mi bliskości, cholera nie mówiąc już o seksie. Mam dosyć duże potrzeby na tym polu, staram się w tym momencie o niej nie myśleć, ale jest bardzo ciężko.

209

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Autorze, strasznie męczysz. Przełknij gorzką pigułkę (wierz mi, w życiu spotka Cię wiele gorszych rzeczy), zajmij się sobą i zastanów się czego chcesz od życia i kogo do tego życia szukasz, bo do tanga trzeba dwojga. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się Tobą przez cały czas opiekował, nikt nie będzie za Ciebie rozwiązywał Twoich problemów i nikt nie będzie Cię non stop głaskał po głowie, bo się po prostu wykończy psychicznie. Dziewczyna wylogowała się z tej relacji, bo najwyraźniej nie chce gnuśnieć z Tobą na kanapie i narzekać na swój ciężki los, tylko korzystać z życia jak typowa 20-kilkulatka. Sprawiasz wrażenie wiecznego smutasa, dla ktorego szklanka jest zawsze do połowy pusta i który zawsze widzi problem tam, gdzie inni szukają rozwiązań (patrz - bolący bark).

210 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2021-01-09 16:05:45)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ja się cieszę, Witusiu, że w końcu zaczynasz  zauważać,  że nie było tak kolorowo  co myślałeś  i że zauważasz,  że do siebie nie pasowaliscie.  Nie odbieraj tego,  że masz swoje zalety i wady i że to Twoja wina -  nie. Jesteś jaki jesteś  i ok,  tylko widocznie nie pasowaliscie  do siebie.  Życzę byś dopasowal się idealnie z inną  kobieta,  by zaakceptowala Cię takim jakim jesteś smile

211 Ostatnio edytowany przez polis (2021-01-09 16:35:16)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
pop_corn napisał/a:

Autorze, strasznie męczysz. Przełknij gorzką pigułkę (wierz mi, w życiu spotka Cię wiele gorszych rzeczy), zajmij się sobą i zastanów się czego chcesz od życia i kogo do tego życia szukasz, bo do tanga trzeba dwojga. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się Tobą przez cały czas opiekował, nikt nie będzie za Ciebie rozwiązywał Twoich problemów i nikt nie będzie Cię non stop głaskał po głowie, bo się po prostu wykończy psychicznie. Dziewczyna wylogowała się z tej relacji, bo najwyraźniej nie chce gnuśnieć z Tobą na kanapie i narzekać na swój ciężki los, tylko korzystać z życia jak typowa 20-kilkulatka. Sprawiasz wrażenie wiecznego smutasa, dla ktorego szklanka jest zawsze do połowy pusta i który zawsze widzi problem tam, gdzie inni szukają rozwiązań (patrz - bolący bark).

Bez przesady, że jest tak źle. Chłopak jest smutny, ale to normalne po rozstaniu. Moim zdaniem nawet tak nie rozpacza. Jak byłam w jego wieku, to koleżanki robiły większą dramę, jakby nastąpił koniec świata, a one miały pozostać samotne do grobowej deski.

Jak dziewczynę wykańcza psychicznie, że nie może pograć z partnerem, bo ten ma problem z barkiem, to faktycznie lepiej, że się rozeszli. Straszna życiowa tragedia nie pograć razem w siatkę. roll

212 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-09 16:58:55)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

To nie jest tak też, że rozpaczam i pytam dlaczego to się stało. Nie, oczywiście, że nie. Ja wiem czemu to się stało, tylko najwzyczajniej w świecie chcę się pozbyć negatywnych emocji a pisanie na tym forum mi w tym pomaga. To nie jest też pierwsza dziewczyna i oj, pierwsze zerwanie przeżyłem dużo, dużo nieporównywalnie gorzej. Było idealizowanie, jaka ona to nie była, bla bla, a nie brałem pod uwagę, że wyzywa moją rodzinę jest po prostu sztuczna, fałszywa i wykorzystuje mnie od dłuższego czasu.

I to nie jest też tak, że dla mnie szklanka jest w połowie pusta, po prostu jestem często sceptyczny do pewnych rzeczy i to tyle. Jak można niby żyć w ten sposób że zawsze wszystko jest super i hej do przodu. Przecież tak się nie da, życie weryfikuje i problemy istnieją, a samo im zaprzeczanie taką postawą uważam za kiepskim pomysłem na radzenie sobie z nimi.

Heh, nie chce gnuśnieć ze mną na kanapie, śmieszne kiedy większość wolnego czasu spędzaliśmy oglądając seriale wink notabene sam nigdy seriali nie oglądam, mam też dużo innych zajęć, ale to bardzo lubiłem tak z nią spędzać czas.

I nie to że wspominałem wielokrotnie w komentarzach jak uwielbiam spotkania ze znajomymi, na codzień nawet jak siedzę przy komputerze coś mi zawsze leci w tle żeby słyszeć czyjś głos. Jeszcze gram z ludźmi w sieci, gadamy gramy i się bawimy.

Nie wiem skąd przekonanie o mnie że jestem jakimś nudnym pajacem. Bo mam uczucia które zostały zranione i cierpię? A że to jest opcja, która mi pomaga to od razu, że jestem słaby. Za toksyczną pozytywność dziękuję z góry i komentarze typu "weź się w garść". Bardzo to pomaga, naprawdę.

Edit. I gdzie tu jeszcze odpowiedzialność która w naszym zawodzie (powiem tylko że medyczny) podczas koronawirusa? Ja jakoś potrafię ogarnąć, że nie można się na wszystko rzucać i trzeba zachowywać dystans, wiadomo że by się chciało wiele rzeczy ale mamy sytuację jaką mamy i trzeba ograniczać co się da.

213

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Te analizy które uprawiasz są normalne. Przychodzisz żałobę i zmierzasz w kierunku akceptacji. Pozwól sobie na to. Byle nie za długo i byle się nie kontaktować. I oczywiście zapomnij o przyjaźni, nigdy jej nie ma kiedy byłymi partnerami. Kontakt me jeden cel i zwykle tylko jedna strona chce ten cel osiągnąć.

214

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Dlaczego te poranki muszą być tak ciężkie. Kiedy myślałem już że zmierza to wszystko w dobrym kierunku to wszystko znowu wraca, te dołujące myśli że nie byłem wystarczająco dobry, chodzi mi o charakter. A myśl, że ktoś kochany przeze mnie się czuje przygaszony będąc ze mną tak bardzo boli. Znowu przeczytałem te wiadomości sprzed kilku dni kiedy rozmawialiśmy, teraz pluję sobie w brodę.

Twierdziła, że to nie chodzi o te wszystkie sytuacje które już chyba tutaj wymieniłem w nieskończonych postach, ale o całokształt i żebym na to nie patrzył. Że nie wie do końca jaki jest tego powód, czy ten rok z pandemią, który utrudnia, ale że brakuje jej radości życia i spontaniczności.  A to że niby robi możliwie najgłupszą rzecz w swoim życiu i może będzie tego żałować wcale nie pomaga. Bo skoro rozstaje się ze mną czuje że to we mnie tego brakuje.

I czuję właśnie, że to co wypracowałem sobie przez te rozmyślania przez ostatnie dni runęło znowu. Te myśli uderzyły z taką mocą że wszystkie bariery które zdążyłem zbudować rozpadły się w proch. I mimo to że czytając to z dystansem, nie tak jak na żywo wtedy, kompletnie wyzbyłem się nadziei na powrót, to dalej jest cholernie ciężko. Tylko już z totalnie innego powodu.

215

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Twierdziła, że to nie chodzi o te wszystkie sytuacje które już chyba tutaj wymieniłem w nieskończonych postach, ale o całokształt i żebym na to nie patrzył. Że nie wie do końca jaki jest tego powód, czy ten rok z pandemią, który utrudnia, ale że brakuje jej radości życia i spontaniczności.  A to że niby robi możliwie najgłupszą rzecz w swoim życiu i może będzie tego żałować wcale nie pomaga. Bo skoro rozstaje się ze mną czuje że to we mnie tego brakuje.

Wituś, rozstania nigdy nie są łatwe, szczególnie kiedy nie są one naszą decyzją i/lub wciąż nam zależy. Odrzucenie zawsze boli. Tym bardziej, im mocniej byliśmy zaangażowani. Popatrz, to Twoje drugie rozstanie. Pierwsze z tego co pisałeś całkiem dobrze przeżyłeś, ale też (chyba) Ci mniej zależało. Takich rozstań pewnie jeszcze będzie kilka w Twoim życiu (choć życzę Ci by kolejny związek był tym ostatnim), raz Ty skończysz relację, innym razem druga osoba. Takie jest życie. Nie ma co zbyt długo się użalać czy zadręczać z powodu tego, że ktoś nas nie pokochał i nie chce na partnera. Wiem, że trudno nie odbierać tego osobiście ale z tego co piszesz, Wy naprawdę do siebie nie pasowaliście, choć bardziej Ty do niej niż ona do Ciebie. Tak bywa. Dla innej kobiety możesz być idealnym facetem. Kwestia dopasowania.

216

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś wokół ciebie są ludzie, koleżanki, koledzy trzeba do nich wyjść, albo w necie poszperać. Poza tą dziewczyna, tez istnieje życie, radosne życie smile Młody jesteś. Trzeba korzystać z życia, bo strasznie szybko ucieka.

217

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

(...)te dołujące myśli że nie byłem wystarczająco dobry, chodzi mi o charakter. (...)

Czyli znowu poszukujesz winy w sobie :-/

Wituś, tak naprawdę teraz to Twoja niska samoocena nie daje Tobie spokoju. Jedno czego tak naprawdę pragniesz, to pozbyć się tego okropnego odczucia, że nie jesteś wystarczająco dobry, a to możliwe byłoby wg Cb tylko wtedy, gdyby ex uznała, że jednak nadal chce z Tobą być. Ale już zaczynasz rozumieć, że jej powrót nie jest możliwy, a to powoduje wzmożenie Twojego poczucia gorszości.

Gdyby „problemem” było Twoja niespełniona miłość do ex, to życzyłbyś jej dobrze i mimo bólu rozstania potrafiłbyś sobie szczerze powiedzieć, że to nie było to, że nie ma tu niczyjej winy, tylko z czasem wyszło zwykłe niedopasowanie, a to nie pozwoliło na rozwój miłości i relacji.

Ta Twoja nieadekwatna do sytuacji reakcja, każe mi przypuszczać, że powody Twojego cierpienia mają swoje wcześniejsze korzenie, a obecna sytuacja tylko odnowiła dawną ranę. Dlatego skup się na sobie i spróbuj dotrzeć co leży u podłoża Twojego cierpienia. Jak teraz będziesz kierował się mieszanką poczucia gorszości i poczucia winy, to w końcu tylko doprowadzi to do odbicia tych odczuć w jej stronę, ewentualnie do samoudręczania, a to zatrzyma Cię w miejscu, w którym niekoniecznie chcesz być.

218 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-10 15:36:13)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Oj nie, poprzednie rozstanie przeżywałem dużo gorzej. Tylko to było tak, że zaczęliśmy chodzić razem w wieku 14 lat, skończyło się po 6 latach. Tylko paradoksalnie nie miałem czego żałować, ostatnie miesiące wypluły z niej tyle jadu i wszelakiej toksyczności, że do dziś nie chcę mieć z nią niczego wspólnego. Ot szczeniackie postrzeganie związku, że tylko ona się liczy i tyle. Nie to, że uważam że mam teraz ogromną ilość doświadczenia, ale zawsze jakieś ono jest.

Ale wtedy nic na tym świecie nie było w stanie przetłumaczyć mi, że stało się dobrze jak się stało i że ten związek zmierzał do nikąd. Tu zadziałało pewnie wiele czynników na raz, że to pierwsza dziewczyna na pewno, że tyle lat w takim wieku pewnie dało mi fałszywe poczucie tego że to jest to, wypierałem poczucie wykorzystywania mnie i inne paskudne zagrywki, nie przyjmowałem do wiadomości. Jeszcze po wszystkim męczyłem się pewnie ze dwa lata, nie wiem czy nie miałem stanu depresyjnego, nie byłem z tym u lekarza to nie wiem, byłem za to na wizycie u psychologa gdzieś po roku od rozstania, po której poczułem się znacznie lepiej, bo wytłumaczyła mi wiele rzeczy, ale jakoś i tak to nie pomogło. Właśnie była taka sytuacja, że zatrzymałem się w miejscu. Moje poczucie własnej wartości było zerowe, wrak człowieka.

Teraz to jest kompletnie inna sytuacja, właśnie to rozstanie przechodzę lepiej, nie jestem w stanie powiedzieć racjonalnie dlaczego. Mimo że obecna eks jest znacznie bardziej wartościową osobą, z którą relacji dla kontrastu z poprzednią powinno mi być nieskończenie bardziej żal. Ale dalej jest karuzela uczuć, chociaż taki plus że chyba umysł już jest na dobrych torach, teraz tylko jeszcze przekonać serce.

I tu pozostaje znowu otwarty temat spotykania się, mówicie żeby tego nie robić i odciąć się. Natomiast tak jak pisze MagdaLena. Ja życzę jej dobrze, ale to nie od razu znaczy, że jestem gotów na to, żeby powiedzieć jej "ok, spotykaj się z jakimś typem jeśli masz na to ochotę, wolna droga". Mimo tego, że życzę jej szczęścia to na razie przywiązanie i tyle czasu spędzonego razem nie pozwala mi o tym myśleć, na samą myśl robi mi się niedobrze kiedy wyobrażę ją sobie z innym.

Jednocześnie nie jest tak, że wypieram to że do siebie nie pasowaliśmy. Na początku naszego związku ja nawet nie byłem pewny czy dobrze zrobiłem że się w to pakuję. Tylko tak z biegiem czasu wyszło że zaczęła chyba spełniać coraz więcej moich oczekiwań, co paradoksalnie uznałem za poczucie bezpieczeństwa, jak się okazuje w praktyce fałszywego. I to dało mi jakieś poczucie że nawet jeśli coś będzie nie tak czy zachowam się nie tak jak ona chce (patrz te przypadki które opisywałem) ona to zrozumie, przecież w związku nie tylko akceptuje się zalety ale i wady.

Wiem, że może za bardzo to rozwlekam i po prostu należałoby powiedzieć koniec i basta, nie pasujemy i tyle. Ale chyba tu faktycznie nie chodzi tylko o nią, ale o mnie. O brak wiary w to, że spotkam kogoś bardziej dopasowanego do siebie.

Na pewno miałem taki mindset podczas pierwszego zerwania, że nic mnie już nie czeka w życiu lepszego niż ona, bla bla. Wtedy to było totalnie nieuzasadnione bo po prostu rozstałem się z toksykiem. Czytałem już na ten temat wiele razy i wiem że toksyczne związki bolą najbardziej i ciężko się z nich uwolnić. Ale tu kompletnie inna sprawa. Tylko czy do końca tak jest, że ze mną wszystko jest ok.

219 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-10 15:50:19)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś, zgadzam się z tym co pisała Magdalena, że problem jest w Tobie i twojej niskiej samoocenie. Jeśli nic z tym nie zrobisz, zaraz wplączesz się w kolejny toksyczny związek. Możliwe też, że tej pannie nagle odmieni i będzie chciała mieć Cię blisko (póki ktoś inny nie pojawi), a Ty będziesz tak przy niej orbitował przez kolejne lata ciesząc się z ochłapów.
Naprawdę coraz bardziej przypominasz mi naszego formowego kolegę Becketta, tyle że on jest prawie 20l starszy od Ciebie.
U Ciebie można to jeszcze zwalić na młody wiek i brak (mimo wszystko) doświadczenia ale jak widać dojrzałość emocjonalna niekoniecznie przychodzi z wiekiem. Niech to dla Ciebie będzie przestrogą.
W ogóle ciekawe jest to, że on Tobie pisze całkiem przytomnie i sensownie, natomiast w swoim życiu, "związku" prezentuje zupełnie inną postawę.

220 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-10 15:56:16)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wydaje mi się, że z poprzedniego związku się wyleczyłem bo trwało to długo, natomiast to że poczucie wartości znowu spadło, to fakt, ale mam ku temu dobry powód.
Natomiast nie czuję, że spadło ono do zera, na razie jest jazda bez trzymanki i w większości przypadków czuję się naprawdę dobrze bo dostrzegam dużo swoich dobrych stron i wręcz zaprzeczam kategorycznie tym jej przykładom bo spokojnie wszystko jestem w stanie wytłumaczyć na chłodno.

Z tym, że te poranki bywają paskudne, wkrada mi się największa ilość emocji, pewnie to po prostu przez teraźniejsze rozjechanie emocjonalne. Poza tym miałem tydzień wolnego od pracy więc nie miałem co ze sobą zrobić, jakbym musiał wstać i iść do pracy to nie miałbym czasu na jakieś dywagacje.

Czyli to tak wygląda z boku, że wcale nie widzę problemu w tym, że ona była nie wiadomo jak dobra tylko mi się wydaje, a jest to wszystko przykrywką pod moją niską samoocenę?
Bo naprawdę włączając tylko rozum staram się nie myśleć o uczuciach tylko jaka ona jest - zwykła, wartościowa osoba, mam gdzieś przekonanie że naprawdę ciężko w dzisiejszych czasach spotkać kogoś kto będzie mieć taki szacunek do tego co lubię robić, jak spędzam czas, mojego czasu, pieniędzy no i ogólnie być wartościową osobą. Nie wiem czy to moja krótkowzroczność, ale ona też to we mnie widzi, stąd te wszystkie teksty o możliwym błędzie i żałowaniu w przyszłości. To nie jest tak że ja byłem tylko z nią bo nie miałem z kim, albo nie mogłem zdzierżyć samotności w tamtym okresie, co to to nie. Właśnie czułem, że w tamtym okresie byłem oswojony z samotnością i byłem gotowy na spróbowanie zbudowania czegoś z kimś takim jak ona.

221

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Natomiast nie czuję, że spadło ono do zera, na razie jest jazda bez trzymanki i w większości przypadków czuję się naprawdę dobrze bo dostrzegam dużo swoich dobrych stron i wręcz zaprzeczam kategorycznie tym jej przykładom bo spokojnie wszystko jestem w stanie wytłumaczyć na chłodno.

Mam wrażenie, że raz piszesz jedno a potem sobie zaprzeczasz (jak Beckett). To, że jesteś w stanie wytłumaczyć na chłodno, to super. Nie zmienia to faktu, że jej te wytłumaczenia nie interesują bo liczą fakty, całokształt. Po prostu macie inne charaktery dlatego no właśnie nie powinieneś odbierać jej decyzji osobiście, a pisałeś wyżej, że źle się czujesz z tym, że ją ciągnąłeś w dół, czy że ona nie chce już z Tobą być.

Wituś napisał/a:

Czyli to tak wygląda z boku, że wcale nie widzę problemu w tym, że ona była nie wiadomo jak dobra tylko mi się wydaje, a jest to wszystko przykrywką pod moją niską samoocenę?

Po prostu byliście i jesteście inni! Ani Twoja, ani jej wina. Tyle że to ona pierwsza podjęła decyzję, że koniec.


Wituś napisał/a:

Bo naprawdę włączając tylko rozum staram się nie myśleć o uczuciach tylko jaka ona jest - zwykła, wartościowa osoba, mam gdzieś przekonanie że naprawdę ciężko w dzisiejszych czasach spotkać kogoś kto będzie mieć taki szacunek do tego co lubię robić, jak spędzam czas, mojego czasu, pieniędzy no i ogólnie być wartościową osobą. Nie wiem czy to moja krótkowzroczność, ale ona też to we mnie widzi, stąd te wszystkie teksty o możliwym błędzie i żałowaniu w przyszłości.

No nie wiem, podany przykład z Sylwestra i inne wcale nie pokazują, że ona miała szacunek do tego co lubisz robić, jak spędzać czas itd. Tylko Ty nadal tego nie widzisz.

222 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-10 16:48:29)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wydaje mi się, że to przez to że nie miałem do tej pory za bardzo co ze sobą zrobić i zwykła tęsknota i brak bliskosci sprawiają, że tak mi się robi. Dlatego wierzę, że to z czasem minie. No mam nadzieję. Z resztą gdybym po prostu wzruszył ramionami otrzepał się i powiedział, że nic się nie stało nie świadczyłoby o mnie dobrze, przynajmniej w moim przekonaniu. Przecież ją kochałem, a właściwie staram się dalej tą miłość w sobie zabić i patrzeć na nią już nie z perspektywy chłopaka.

Może i macie rację, gdyby jej tak nie zależało to może i by została w domu. Ale to już nie ma znaczenia, wtedy wszystko już było pewnie przemyślane. Mimo tego, że zapytała czy może iść bo jej było niezręcznie zawsze mogła pomyśleć o tym że ja siedzę tutaj, a ona się bawi. Faktycznie trochę nielojalne. Ale tak jak mówiłem, dla niej sylwester to była zwykła impreza, tylko na którą nie mogłem iść. No nieważne już.

Wydaje mi się teraz jak o tym myślę, że źle reaguję na niewłaściwie w stosunku do mnie zachowanie, czy też może słabo zaznaczam swoje potrzeby. Nie wiem już sam, niby czuję że naprawdę fajnie nam się układało w życiu nie tylko codziennym ale ogólnie rzecz biorąc, ale z drugiej strony czuję że to ja się bardziej starałem. Z tym, że ona zawsze taka była, mniej uczuciowa niż ja, przynajmniej na zewnątrz.

Edit. Może źle się wyraziłem, nie tyle szacunek miałem na myśli do tych rzeczy co po prostu tak się układało że nie było na tym polu żadnych kłótni czy nieporozumień. Chociaż w sumie to może i być postrzegane synonimicznie.

Edit2. No i może jeszcze strach przed tym, że skoro jej się mój charakter jednak nie podobał na tyle, to że w przyszłości może być tak samo, bo w sumie kto chce być z kimś z kim się czuje źle. Bardziej tego się boję niż tego, że ona tego nie zaakceptowała chyba, przynajmniej kiedy pominę ból po tym odrzuceniu, bo muszę przecież myśleć o mojej przyszłości. Jednocześnie coś we mnie buntuje się, żeby kupić te jej wytłumaczenia. No i mam taki wewnętrzny konflikt. W każdym razie nie wiem co musiałbym robić, żeby ona była ze mną szczęśliwa więc to jest chyba definitywny powód na to żeby zrobić grubą kreskę. Stawałbym na głowie a pewnie dalej byłoby źle.

223

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Edit. Może źle się wyraziłem, nie tyle szacunek miałem na myśli do tych rzeczy co po prostu tak się układało że nie było na tym polu żadnych kłótni czy nieporozumień. Chociaż w sumie to może i być postrzegane synonimicznie.

Wituś, błagam bo zaczynają mi ręce opadać (jak w przypadku wątku Becketta), jak nie było kłótni czy nieporozumień?
To, że dla Ciebie to były błahe sprawy i po prostu się wycofywałeś z czegoś nie widząc w tym problemu, nie znaczy że dla niej też takie były...

Wituś napisał/a:

Jednocześnie coś we mnie buntuje się, żeby kupić te jej wytłumaczenia. No i mam taki wewnętrzny konflikt.

No i chyba to właśnie jest przyczyną tego, że raz piszesz jedno by zaraz temu zaprzeczyć.
Nie wiem dlaczego nie kupujesz jej tłumaczeń. Naprawdę chcesz usłyszeć, że Cię nie kocha? Podejrzewam, że nawet gdybyś to usłyszał i tak byś się z tym nie pogodził (podobnie jak wspomniany kolega).

224

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Tak się zastanawiam, czy któremuś z komentujących przyszło do głowy, że być może mylą niską samoocenę z wrażliwością?

Czy to słabość? Przecież u Witusia to wszystko świeża sprawa. Gdyby od razu pozbierał się do kupy, to byłoby dziwniejsze.

beckett dobrze prawi, a to co my możemy Autorowi zaoferować, to dobre słowo.

Pozdrawiam.

225 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-10 17:23:38)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

No i chyba to właśnie jest przyczyną tego, że raz piszesz jedno by zaraz temu zaprzeczyć.
Nie wiem dlaczego nie kupujesz jej tłumaczeń. Naprawdę chcesz usłyszeć, że Cię nie kocha? Podejrzewam, że nawet gdybyś to usłyszał i tak byś się z tym nie pogodził (podobnie jak wspomniany kolega).

Nie kupuję, bo wiem że nie jestem smutasem, uwielbiam spotkania z ludźmi, uwielbiam się śmiać. Z resztą sama mówiła na początku naszej znajomości że bardzo podoba jej się moje poczucie humoru i że mamy bardzo podobne. Czy to nie był powód żeby myśleć, że wszystko jest ok? No nie wiem, dla mnie był. Nie przyjmuję do wiadomości że jestem tak zły że mogę sprawiać że ktoś się czuje przy mnie gorzej. Przecież nie miałbym znajomych, wszystkich bym od siebie odpychał.

To, że dla Ciebie to były błahe sprawy i po prostu się wycofywałeś z czegoś nie widząc w tym problemu, nie znaczy że dla niej też takie były...

Nigdy nie było tak, że nie widziałem w tym problemu. Zawsze kiedy była z czegoś niezadowolona czy jak coś jej nie pasowało próbowałem coś z tym robić. To było najgorsze odczucie kiedy nawet nie wiesz co zrobiłeś źle, a jest coś nie tak. Nie wiem skąd przekonanie, że nie widziałem w tym problemu. A że nie było kłótni ona nawet też tak twierdzi.

Czy chcę usłyszeć, że mnie nie kocha? Już to usłyszałem, bo zapytałem ją w tamtą noc rozstania czy mnie dalej kocha, nie usłyszałem jednoznacznej odpowiedzi, nie pamiętam do końca, ale powiedziała coś w stylu "sama już nie wiem", co znaczy tyle samo co "nie kocham".

I dlatego mówię, że w momentach zwątpienia które są chyba spowodowane zwykłą tęsknotą faktycznie chciałbym żebym był inny dla niej. Ale potem na przekór, że nic bym nie zrobił tak czy siak bo nawet nie wiem co miałbym robić i jeśli ktoś mnie nie kocha takiego jakim jestem to jego strata. Zwłaszcza że wiem, że byłem dla niej w 100% najlepszą siebie. Skoro charakter jej nie pasuje a cała reszta tak, ciężko się z tym pogodzić ale nie mam wyjścia.

I tak, spoglądając na siebie z boku na pewno postrzegam na siebie jako wrażliwą osobę. Jak z wszystkim to i dobrze i źle smile

226

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie kupuję, bo wiem że nie jestem smutasem, uwielbiam spotkania z ludźmi, uwielbiam się śmiać. Z resztą sama mówiła na początku naszej znajomości że bardzo podoba jej się moje poczucie humoru i że mamy bardzo podobne. Czy to nie był powód żeby myśleć, że wszystko jest ok? No nie wiem, dla mnie był. Nie przyjmuję do wiadomości że jestem tak zły że mogę sprawiać że ktoś się czuje przy mnie gorzej. Przecież nie miałbym znajomych, wszystkich bym od siebie odpychał.

Tu nie chodzi o odpychanie... tylko o dopasowanie. A raczej jego brak. Poczucie humoru to nie wszystko. Poza tym związek, uczucia się z czasem zmieniają. Albo rozwijają, albo wygasają. U Was, a raczej u niej to drugie.

Wituś napisał/a:

Czy chcę usłyszeć, że mnie nie kocha? Już to usłyszałem, bo zapytałem ją w tamtą noc rozstania czy mnie dalej kocha, nie usłyszałem jednoznacznej odpowiedzi, nie pamiętam do końca, ale powiedziała coś w stylu "sama już nie wiem", co znaczy tyle samo co "nie kocham".

To co Ty chcesz jeszcze usłyszeć? Można kogoś lubić, uważać że jest dobry ale nie kochać. Pewnie dlatego jest jej trudno Cię zostawić. Bo jak sam mówisz, nie przyjmujesz jej tłumaczeń.

227

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

To że nie przyjmuję jej tłumaczeń nie znaczy że nie chcę dać jej odejść i nie zgadzam z jej poglądami. Tylko próbuję sobie dodać otuchy, że nie jest ze mną tak źle smile

228

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

To że nie przyjmuję jej tłumaczeń nie znaczy że nie chcę dać jej odejść i nie zgadzam z jej poglądami. Tylko próbuję sobie dodać otuchy, że nie jest ze mną tak źle smile

Oczywiście, że nie jest z Tobą źle wink Jesteście po prostu różni i ona stwierdziła, że nie kocha i pora rozstać.
Zapewne i dla niej to nie jest łatwa decyzja ale związek bez uczuć, nawet jak też bez kłótni (a może właśnie dlatego) nie ma sensu i przyszłości.

229 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-10 17:56:40)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Oj nie, poprzednie rozstanie przeżywałem dużo gorzej. Tylko to było tak, że zaczęliśmy chodzić razem w wieku 14 lat, skończyło się po 6 latach.

Ostatnie rozstanie przeżywałeś dużo gorzej, bo to było na tamten czas „końcem świata” ;-) Teraz już wiesz, że jest życie po :-)

W Twoim wątku bije po oczach to poszukiwanie winy w sobie, doszukiwanie się błędów we własnym postępowaniu, rozmyślanie, co by było, gdybyś coś zrobił inaczej itd. itp. Widać, że nie myślisz o sobie najlepiej. Nawet, jeśli pewne błędy popełniłeś, a pewnie tak było, bo któż ich nie popełnia, to nie ma co przypisywać sobie win. Bo ich tu nie ma. Zwyczajnie Twoja ex nie czuje do Ciebie nic głębszego. Z pewnością jest z jej strony jakaś sympatia, przyzwyczajenie, ale to nie mi¡ość, więc postanowiła to zakończyć i dać sobie szansę na związek z kimś, do kogo poczuje coś więcej, kto uruchomi w niej maksimum możliwości.
To nie znaczy, że Ty nie zasługujesz na miłość, ale tylko to, że nie dobraliście się najlepiej.
Wiem, że wciąż jeszcze po cichu masz nadzieję i liczysz, że ona do Ciebie wróci, ale chyba warto poszukać dziewczyny, która odda się Tobie jako najważniejszej osobie w jej życiu, a nie dla której będziesz tylko gorszym wariantem i będzie Was łączyć letnie uczucie, gdy w rzeczywistości będzie ona marzyła o uczuciu gorącym i kimś, kto będzie dla niej inspiracją i motywacją w życiu.

Nie przyszło Tobie do głowy, że jest na świecie ktoś, kto bardziej pasuje do Ciebie niż ona, oraz analogicznie, że jest ktoś, kto będzie lepiej dopasowany do Twojej ex niż Ty?

230 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-10 18:06:07)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Oczywiście, że mi przyszło, tylko nie do końca chyba jestem w stanie w to uwierzyć. I to też nie jest tak, że nie widziałem poza nią świata, powiedziałbym że mimo to że ją bardzo kochałem jednocześnie w głowie czułem że ten związek jest naprawdę w porządku.

Miałem taki okres że podobała mi się koleżanka z roku jeszcze jak nie chodziliśmy razem. Ale nawet jak zaczęliśmy podobała mi się trochę dalej. Nie wiem czy to coś złego, ale widzę różnicę z pierwszego związku, w tamtym inne kobiety mogłoby nie istnieć. Tutaj właściwie też, ale je już zauważałem. Z tym, że po prostu nic z tym nie robiłem, fajna dziewczyna i tyle, ja mam swoją którą kocham i jej poświęcam 100% uwagi. Do tamtej i tak raczej kompletnie bym nie pasował, moja teraźniejsza eks mówiła, że jest trochę zwariowana. No i to też mnie przekonywało że nie chce jakiegoś super zwariowanego życia, że jest bliżej mnie. No ale to już mniejsza.

Moje podejście jest takie, może gdzieś na świecie jest, a może nie? Nigdy nie mamy pewności. I chyba tu mamy podobne podejście, bo moja eks przecież też się boi że to może być najgorsza decyzja w jej życiu. Z tym że przynajmniej to nie jest moja decyzja.

Edit. Ale na pewno pomogłoby znalezienie w niej czegoś co mi przeszkadzało, jakiejś wady. Z tym że tak jak usilnie próbuję tak znaleźć nie mogę.

231

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Moje podejście jest takie, może gdzieś na świecie jest, a może nie? Nigdy nie mamy pewności. I chyba tu mamy podobne podejście, bo moja eks przecież też się boi że to może być najgorsza decyzja w jej życiu. Z tym że przynajmniej to nie jest moja decyzja.

Ale chciałbyś, żeby ona została z Tobą że strachu, że już nikt jej nie pokocha?
Pragnąłbyś być tym dżimbo wziętym z braku laku na zasadzie „a niech już będzie letni związek z w miarę sensownym facetem, który nie do końca mi odpowiada, ale przynajmniej nie będę sama”?
Zdajesz sobie sprawę jakie mogłyby być konsekwencje takiego związku w dłuższym czasie?

232 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-10 18:51:59)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Tak, zdaję, dlatego mówię że nie jest tak że nie chcę dać jej odejść. Rozum podpowiada nawet że jakby mi powiedziała dzisiaj że wraca ja musiałbym odmówić. Powinienem już rok temu kiedy miała wątpliwości. Z resztą taki był mój pierwszy odruch ale się powstrzymałem, może niepotrzebnie.

Tylko po prostu chciałbym żeby się to wszystko wydarzyło. Wiem że to głupie i nierealne. Chciałbym żeby wszystko było proste i już zakończone, żeby nie szukać, nie zaczynać wszystkiego od nowa. Sam nie wiem skąd u mnie ta presja, ale widocznie istnieje.

Wiem, że ludzie istnieją w takich związkach i wiem, że to nie jest fair przynajmniej w stosunku jednego z partnerów. I wiem jak to się może kończyć. A potem lament i niedowierzanie że zdradził/a. Możliwe i że będzie tego żałować a może i nie. Może w przyszłości nawet niedalekiej pomyśli że byłbym idealny, ale na ten moment nie jestem.

Dlatego plus w tym wszystkim jest taki że nie widzę powrotu. Przynajmniej tyle mogę powiedzieć sobie na 100%. Ale to nie znaczy że mogę ją postrzegać jako przyjaciółkę bo na to na pewno za wcześnie. Jeśli w ogóle to będzie możliwe.

Edit. Ale muszę się też podzielić takim spostrzeżeniem. Przez to jak bardzo roztrząsałem te wszystkie sytuacje, tą jej argumentację i te wszystkie sprawy mam wręcz pewną awersję do wszystkiego co negatywne, boję się nazwać coś w rozmowie z inną osobą jakimkolwiek epitetem który jest negatywnie nacechowany, nie potrafię opisać czegoś takim jaki jest, nie potrafię powiedzieć, że coś jest nie tak mimo że takie jest.

Wydaje mi się, że prędzej czy później tak by zaczęło być i tam, zacząłbym się męczyć, dusić w sobie emocje byle tylko by nie było że... No właśnie, że co. Sam już nie wiem czego ona ode mnie chciała konkretnie, stąd ten mętlik w głowie. Ale ile można w sobie dusić to wszystko?

Edit.

nawet jak też bez kłótni (a może właśnie dlatego) nie ma sensu i przyszłości.

Nigdy nie zrozumiem tego fenomenu kłótni. Jak ktoś się wkurzy i wykrzyczy z siebie to jest niby lepiej niż w cywilizowany sposób usiądzie i porozmawia z drugą osobą co go gryzie?

233

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Edit. Ale muszę się też podzielić takim spostrzeżeniem. Przez to jak bardzo roztrząsałem te wszystkie sytuacje, tą jej argumentację i te wszystkie sprawy mam wręcz pewną awersję do wszystkiego co negatywne, boję się nazwać coś w rozmowie z inną osobą jakimkolwiek epitetem który jest negatywnie nacechowany, nie potrafię opisać czegoś takim jaki jest, nie potrafię powiedzieć, że coś jest nie tak mimo że takie jest.

Wydaje mi się, że prędzej czy później tak by zaczęło być i tam, zacząłbym się męczyć, dusić w sobie emocje byle tylko by nie było że... No właśnie, że co. Sam już nie wiem czego ona ode mnie chciała konkretnie, stąd ten mętlik w głowie. Ale ile można w sobie dusić to wszystko?

Stąd wiele osób podało w wątpliwość argument braku kłótni jako dowód, że związek był udany. Duszenie w sobie, brak chęci podjęcia dyskusji tylko dlatego by nic nie popsuć, nigdy na dobre nie wyjdzie.

234 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-10 19:11:42)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Tak, zdaję, dlatego mówię że nie jest tak że nie chcę dać jej odejść. Rozum podpowiada nawet że jakby mi powiedziała dzisiaj że wraca ja musiałbym odmówić. Powinienem już rok temu kiedy miała wątpliwości. Z resztą taki był mój pierwszy odruch ale się powstrzymałem, może niepotrzebnie.

Tylko po prostu chciałbym żeby się to wszystko wydarzyło. Wiem że to głupie i nierealne. Chciałbym żeby wszystko było proste i już zakończone, żeby nie szukać, nie zaczynać wszystkiego od nowa. Sam nie wiem skąd u mnie ta presja, ale widocznie istnieje.

Wiem, że ludzie istnieją w takich związkach i wiem, że to nie jest fair przynajmniej w stosunku jednego z partnerów. I wiem jak to się może kończyć. A potem lament i niedowierzanie że zdradził/a. Możliwe i że będzie tego żałować a może i nie. Może w przyszłości nawet niedalekiej pomyśli że byłbym idealny, ale na ten moment nie jestem.

Dlatego plus w tym wszystkim jest taki że nie widzę powrotu. Przynajmniej tyle mogę powiedzieć sobie na 100%. Ale to nie znaczy że mogę ją postrzegać jako przyjaciółkę bo na to na pewno za wcześnie. Jeśli w ogóle to będzie możliwe.

To dobrze, że zdajesz sobie już sprawę, że kontynuowanie na dotychczasowych zasadach Waszej relacji w tych okolicznościach mija się z celem i byłoby tykającą bombą z opóźnionym zapłonem.Nie chodzi tylko o możliwość potencjalnej zdrady. I nie tylko z jej strony.
Warto być w związku z tą osobą, o którą chodzi, tym jedynym i najjedyńszym, a nie kimś z założenia gorszym, mniej wybrednym wyborem chociażby ze strachu przed samotnością, bo brak prawdziwej miłości zawsze wylezie i będzie stałe o sobie przypominał w różnych okolicznościach, w zachowaniach małych i dużych. Z czasem byłoby tylko gorzej. Widziałbyś to w braku czułości, w braku rozmowy, w braku szacunku, w złości na Ciebie z powodu głupich spraw. Czułbyś brak miłości w braku wsparcia i zainteresowania sprawami dla Ciebie ważnymi, w braku czynienia Tobie drobnych przyjemności. Czułbyś jej niechęć przy zbywaniu Ciebie, gdybyś może próbował zmienić sytuację między Wami. Gdyby pojawiły się w Waszym życiu większe problemy mogłaby je - zamiast rozwiązać z miłości do Ciebie - przypisywać temu, że jesteś wyborem z braku laku. Po prostu nie postarałaby się o Ciebie tak jak na to zasługujesz. Już czułeś, że czegoś Ci brak, a z czasem odczuwałbyś to jeszcze bardziej.

Odradzam Tobie także relacje przyjacielsko-kumpelskie z ex. Przynajmniej na jakiś czas. Co z oczu, to z serca.

235

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Dzisiaj chyba najlepszy poranek, którego do tej pory doświadczyłem. Budzę się ze złością, jakby ktoś chciał z brudnymi butami wdzierać mi się w życie.

Przypomina mi się ta akcja z tym zdjęciem, że chciała zrobić coś wbrew temu z czym czułem się dobrze, żeby tylko obrazić się kiedy powiedziałem że to nie jest dobry pomysł i nie odzywać się do następnego dnia mimo że razem szliśmy spać. Pamiętam to uczucie bezsilności i beznadziei, tak paskudne i tak dobijające.

Zdałem sobie w końcu sprawę, że może na ten moment nie czułem że duszenia w sobie emocji i tak dalej, ale to dlatego to się rozpadło, tak było źle i tak niedobrze, z tego wszystkiego nie było wyjścia, tak się musiało stać. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo jej na takich rzeczach zależało ale jak tak to droga wolna.

Dalej pewnie będą huśtawki nastrojów, kiedy jeszcze wstawałem rano to miałem na myśli napisać tu coś na kształt postulatu dla samego siebie, żeby sobie czytać kiedy znowu mi mózg spłata figla. Ale szczerze to wypadły mi z głowy te wszystkie rzeczy i może to dobrze, nie będę znowu rozmyślać wszystkich sytuacji, bo nie tędy droga.

Najważniejsze jest przeczucie że nie zasługuję na półśrodki, że nie zasługuję na to żeby zabiegać o miłosć osoby która tego nie odwzajemnia, której po prostu nie pasuję. I to nie we mnie jest problem, w nikim nie jest. Wiem, że jestem wartościowym człowiekiem, który teraz po prostu ma słabszy moment bo na rozstaju dróg życiowych łatwiej by było iść razem, ale na dłuższą metę trzeba czasem znaleźć w sobie siłę. I tego sobie życzę, żeby ta siła z tego poranka została ze mną już do końca.

236

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Jest tu podobny temat - tylko staż większy bo 6 lat - i tam po czasie wyszła inna gałąź.

237

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Dzisiaj chyba najlepszy poranek, którego do tej pory doświadczyłem.

Oj Wituś, coś mi moja kobieca intuicja mówi, że Twoje lepsze samopoczucie jest związane z tym, że podobno jutro macie mieć to niby spotkanie, a dziś panna miała odezwać. Obym się myliła....

238

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
maku2 napisał/a:

Jest tu podobny temat - tylko staż większy bo 6 lat - i tam po czasie wyszła inna gałąź.

Miała być więź, a wyszła gałąź. big_smile

239 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-11 17:42:10)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
prego napisał/a:
maku2 napisał/a:

Jest tu podobny temat - tylko staż większy bo 6 lat - i tam po czasie wyszła inna gałąź.

Miała być więź, a wyszła gałąź. big_smile

Nie wiem o który wątek chodzi ale 6l to już spory staż. Nie wiem co tam było przyczyną. Natomiast tu już na niemal samym początku kobieta miała wątpliwości ale nie umiała/ nie umieli wtedy skończyć, potem pandemia itd. A w niej frustracje narastały mimo, że nie było kłótni. A czemu nie było? Jej już nie zależało, a on nie chciał by coś popsuło i tak wszystko było zamiatane pod dywan byleby wyglądało, że jest wszystko ok, by nie można było do czego przyczepić.
Wituś nie zauważał jej opryskliwości/fochów (choćby ten cytat ad Sylwestra), ona go zbywała, za to chętnie bawiła ze znajomymi. No ale przecież się nie kłócili więc o co chodzi? Smutne to... hmm

W takich sytuacjach (tu wątkach), zastanawiam się nad częstym zarzutem kierowanym do zdrajców, że jak było źle, to trzeba było odejść. Ale tak ten, jak i inne przykłady pokazują, wcale nie jest łatwo skończyć kiedy argumentem jest niezgodność charakterów/brak miłości. Szczególnie jeśli się lubi tą osobę i uważa, że jest dobrym człowiekiem, a jej na nas zależy.
Nie wiem na ile ta zwykle proponowana przyjaźń (przez osobę odchodzącą) jest rzeczywiście perfidna i ma na celu zagłuszenie wyrzutów sumienia, co jedynym sposobem by się ulotnić z danego związku, jak najmniej raniąc. W końcu sam Wituś pisał, że nie przemawiają do niej jej argumenty i miał już gotową odpowiedź na wszystko. Co miała kobieta powiedzieć? Sp*laj? Przecież zapewne nadal go lubi i uważa, że to dobry chłopak, tylko nie chce być już z nim w związku. Pozostało jej "chciałabym żartować", "nie ułatwiasz" itd. Pozostaje chyba naturalnym odruchem ochłodzenie relacji pod przykrywką "przyjaźni". Raz coś na jakiś czas napiszemy aż kontakt SAM urwie.
Ja tu bynajmniej nie chcę pisać, że Wituś ot tak z dnia na dzień powinien się ogarnąć i puścić ją wolno bo uczucia, emocje nie mijają tak szybko. Zwracam tylko uwagę, że na pewno zdrada bardziej boli ale... rozstać się "z klasą", nie raniąc osoby, której zależy jest również bardzo trudno.
Tym bardziej, że jeśli później się jej nie ułoży, pewnie będzie żałowała.. ale na te moment nie chce tego ciągnąć i się oszukiwać. Jest młoda i ma szansę spotkać kogoś, kto do niej bardziej pasuje.

240 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-11 17:57:07)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie wiem jakimi znajomymi mogła się niby bawić skoro nie ma żadnych oprócz wspólnych ze mną. Była szczera ze wszystkim jeśli o to chodzj i nie wiem czemu usilnie staramy się tutaj o jej oczernianie.

A dobre samopoczucie nie z tego powodu. Ona nie sprawia mi już dobrych emocji. Mimo że nie widzę w niej czegoś co co mogłoby pomóc ją raz na zawsze skreślić to czuję w sobie że nie mógłbym być inny niż jestem i nic na to nie pomogę. A to jest pozytywna myśl.

To czy kogoś ma coś zmienia? Bo to też usilnie wszyscy zgadujecie nie mając pojecia. I tak do niej już nie chcę wrócić.

A i tak, odezwała się, czy chcę jutro pogadać. Chcę spróbować mimo tego że nie wiem czy to dobry pomysł, jeszcze zobaczę.

Edit. Poza tym to wszystko nie ma znaczenia. Jedyne co mi pozostaje to ból z którym sobie z czasem poradzę, staram się po prostu jak najszybciej go pozbyć.

241 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-11 17:52:47)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

A i tak, odezwała się, czy chcę jutro pogadać. Chcę spróbować mimo tego że nie wiem czy to dobry pomysł, jeszcze zobaczę.

Tak myślałam... Oczywiście, że się spotkasz, już tupiesz nóżkami. Tylko tu piszesz, że taki niby kozak już z Ciebie.
Oczywiście potem powiesz, że spotkałeś bez żadnych oczekiwań i wiesz, że nie chcesz z nią być ale ona przecież zaproponowała.
Kogo Ty chcesz oszukać? Chyba tylko siebie...

EDIT: Nikt nikogo nie oczernia. Spotkanie ze wspólnymi znajomymi, to nadal spotkanie ze znajomymi.

Wituś napisał/a:

Nie wiem jakimi znajomymi mogła się niby bawić skoro nie ma żadnych oprócz wspólnych ze mną.

Aż znalazłam cytat:

Wituś napisał/a:

matko, sylwester jest dla ciebie tak bardzo ważny? dla mnie dzień jak każdy inny w roku a teraz to już w ogóle nie ma co robić

Serio nie widzisz w nim opryskliwości i że jej nie zależało byś był?

242

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie spotkamy się. Żadne z nas nie chce. Po prostu pogadać jak w pracy i tyle.

243 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-11 19:48:15)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie spotkamy się. Żadne z nas nie chce. Po prostu pogadać jak w pracy i tyle.

Sorry, tak piszesz, że nijak Ciebie zrozumieć. Nie spotkacie się by pogadać ale jednak pogadacie jak w pracy i tyle?
Umówiliście się, że pogadacie przez tel o pracy? Czy, że spotkacie tylko na stopie koleżeńskiej?
Błagam...

244 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-11 20:27:44)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Dokładnie tak, wątpliwości żadnych nie mam że do żadnego spotkania nie dojdzie.Umówiliśmy się że popiszemy przez telefon. Co mi się trochę wydawało głupie bo po co się umawia na to. No ale możemy pracować w różnych godzinach.

Edit. Pytanie z innej beczki. Czy to normalne w tym układzie że czuję się źle z tym że ona może teraz nie, ale będzie szczęśliwa kiedy ja czuję się paskudnie? Bo nie wiem czy to dobry objaw a zaczynam chyba mieć jakąś zazdrość o to że dobrze sobie radzi z tą całą sytuacją mimo to że nawet nic o tym nie wiem, same przypuszczenia.

245

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Dokładnie tak, wątpliwości żadnych nie mam że do żadnego spotkania nie dojdzie.Umówiliśmy się że popiszemy przez telefon. Co mi się trochę wydawało głupie bo po co się umawia na to. No ale możemy pracować w różnych godzinach.

Edit. Pytanie z innej beczki. Czy to normalne w tym układzie że czuję się źle z tym że ona może teraz nie, ale będzie szczęśliwa kiedy ja czuję się paskudnie? Bo nie wiem czy to dobry objaw a zaczynam chyba mieć jakąś zazdrość o to że dobrze sobie radzi z tą całą sytuacją mimo to że nawet nic o tym nie wiem, same przypuszczenia.

To, że źle się czujesz jest normalne. W tym związku Tobie bardziej zależało.
Ona najpewniej najlepiej by radziła gdybyś odpuścił. Czy ma innego (choćby na oku) czy nie widzi dalszego związku z Tobą nie ma znaczenia.

246

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ale ja odpuściłem. Chciałbym żeby było jak dawniej jak za dotknięciem różdżki ale przecież to cholera niemożliwe. To po prostu ludzka wygoda mnie do tego ciągnie, bo przecież byłoby łatwiej żyć jak dawniej.

Nie mógłbym żyć ze świadomością czegoś takiego, już nawet nie chodzi tu o bezpieczeństwo tylko po prostu byłbym jak tykająca bomba bo bym chodził na paluszkach i żeby tylko nie popełnić błędu. Tak się nie da żyć.

247

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie wiem jakimi znajomymi mogła się niby bawić

To już nieważne.

248

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Widze, ze dalej to rozstraszas. W ciagu niecalych dwoch tyg najpierw piszesz wprost oklamujac siebie, ze chcesz z nia byc. Za chwile, ze juz nie chcesz z nia byc, ze nie robi Ci to. Tu nagle, ze ona pisze zeby sobie popisac.

Chlopie.. masz jajka? Po tym co piszesz powatpiewam. Powiedziala nie, to nie i zegnasz, a nie “moze popiszemy” “moze pogadamy o pracy” “moze jednak nie chcemy”. Rozchiwany emocjonalnie, powiewasz jak flaga na wietrze - jak zawieje tak sie ustawiasz. Skoro temat zamykasz, to usuwasz numer/nie odpisujesz. “Popisze bo przeciezez jestesmy kolegami”. No, na pewno jednoczesnie cierpiac, ze nie jestes z nia, faktycznie swietna znajomosc, ktora warto kontynuowac.

249

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Zgadzam się z tym co powyżej.  Im dłużej tkwisz w relacji odpisując Jej,  pisząc itp,  tym dłużej cierpisz.  Im dłużej w tym tkwisz to tym bardziej maleją Ci jajka.  A zatem zapytam,  masz jeszcze jaja? Jeśli tak to je szanuj.  Natomiast  jeśli  nie zależy Ci na nich,  to idź na kastracje,  bo uwierz,  tym że jesteś na skinienie Jej palca, tym tak naprawdę  tracisz nieświadomie  w Jej oczach stając się pi ehem. Jesteś taką  otwartą furtka.  Szanuj się.  Przepraszam że tak ostro,  ale mam nadzieję,  że przejrzysz na oczy.  Odetnij się całkowicie,  zrób to dla siebie.  Uwierz ze z czasem zauważysz że jest to najlepsze co mogłeś zrobić, mimo że teraz serce mówi jedno a my (rozum) drugie

250

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

smile Ups, ależ po Nim jeździcie. No nie da się tak szybko wyłączyć, będzie ciut trwało.
Ale się staraj bardziej Wituś bo dobrze Ci tu piszą.

251

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Czasami trzeba na siebie wylac kubel zimnej wody. Nikt nie mowi, ze jest latwo, pstrykniesz palcami i wszystko znika. Oczywiscie, ze nie, ale trzeba sobie postawic jakis cel - tym celem jest, albo chcesz byc szczesliwy albo cierpiec. Jezeli byc szczesliwym to sie temat ZAMYKA, jezeli ktos woli cierpiec no to utrzymywanie kontaktu na sile i robienie z siebie otwartej furtki jest tutaj dobra opcja. Mowie to z doswiadczenia, a nie “bo kolega mowil ze..”.
Nikt nie chce Witusia jechac zeby go dobic.

252 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-12 11:26:44)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Ale ja odpuściłem. Chciałbym żeby było jak dawniej jak za dotknięciem różdżki ale przecież to cholera niemożliwe. To po prostu ludzka wygoda mnie do tego ciągnie, bo przecież byłoby łatwiej żyć jak dawniej.

Nie mógłbym żyć ze świadomością czegoś takiego, już nawet nie chodzi tu o bezpieczeństwo tylko po prostu byłbym jak tykająca bomba bo bym chodził na paluszkach i żeby tylko nie popełnić błędu. Tak się nie da żyć.

To wreszcie odpuściłeś czy chcesz, żeby teraźniejszość nigdy się nie wydarzyła? ;-)

Oj Wituś, czasem piszesz rozsądnie, a zaraz potem jesteś jak nieprzytomny. Jasne, że potrzeba czasu, żeby emocje został wyciszone, aby wybrzmiały do końca, jednakże jeśli pozostawisz sprawy tylko czasowi, to i za kilka lat będziesz wzdychał do ex. Potrzeba tu jednak świadomego wysiłku abyś zrozumiał siebie w tej sytuacji, a ze zrozumienia wyciągnął wnioski dla zmiany. W przeciwnym razie obawiam się, że lekcja nieodrobiona będzie się za Tobą ciągnąć.
Z mojej perspektywy masz tendencję do uciekania w świat nierzeczywisty, w świat Twoich wyobrażeń, naznakowany Twoimi dobrymi chęciami. Nie chodzi tylko o wyruszanie do świata wyobrażonego, w którym gdybasz „co by było gdyby", w którym negocjujesz swoją sytuację, szukasz swoich przewin, win i kruczków, których mógłbyś się chwycić jako ostatniej deski ratunku, ale też o brak trzeźwego spojrzenia na to, co się dzieje/działo w Twoim związku. Dlatego już rok temu, jak Twoja ex zgłaszała pierwsze sygnały, że to nie to, Ty je szybko pominąłeś. Dlatego też mimo odczuwanych braków (choćby czułości) zostawiałeś to na boku. Dlatego nie mówiłeś na bieżąco o swoich odczuciach, unikałeś negatywnych nawiązań do Waszej relacji, co by nie burzyć własnych wyobrażeń.
Trzeba ruszyć ze swoim życiem do przodu, a do tego potrzebny jest rozrachunek z przeszłością, więc nie ma sensu prowadzić z ex pogaduszek o pracy, tylko zamknąć to, co było i nie trzymać się iluzorycznej relacji, bo na nic się Tobie to nie zda, tylko będzie podtrzymywać Twoje wyobrażenia.

253

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ona chce się spotkać - Wituś się zgadza.
Ona nie chce się spotkać - Wituś się zgadza.
Ona chce popisać - Wituś się zgadza.

Wcale mnie nie dziwi, że miała cię dosyć. Przecież ty jesteś jak taka bezwolna mumia - gdzie ją rzucą, tam leży.

254 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-14 00:27:13)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Widzicie siedzę sobie teraz wieczorem przed komputerem i niby już jest naprawdę znacząca różnica, nie gonią już mnie tak bardzo niechciane myśli, czasem coś sobie jeszcze narzuci ta makówka i analizuje. Ale do żadnych wniosków nie dochodzę bo to przerabianie tego i mielenie wciąż i wciąż a rezultatów brak, chyba  już taki jestem że bym chciał na wszystko znaleźć odpowiedź, ale co by mi to dało to też nie wiem.

Ważne, że brak akceptacji takim jakim jestem = brak udanego związku. Chociaż tego nie widzę jeszcze to życzę sobie żeby to zauważyć, kiedyś.

Teraz chyba kolejny etap żałoby, zwykły smutek, samotność i takie tam, wiadome rzeczy. No i jeszcze strach przed nieznaną przyszłością, ale muszę sobie jakoś radzić.

W każdym razie wiem że jest coraz lepiej, nawet gadam sobie z ludźmi z pracy z uśmiechem i luzem, ile się da.

Edit.

Wcale mnie nie dziwi, że miała cię dosyć.

Nawet nie chce mi się opisywać jak bardzo to było żałosne wink

Potrzeba tu jednak świadomego wysiłku abyś zrozumiał siebie w tej sytuacji, a ze zrozumienia wyciągnął wnioski dla zmiany. W przeciwnym razie obawiam się, że lekcja nieodrobiona będzie się za Tobą ciągnąć.

No właśnie im bardziej się zastanawiam tym bardziej nie wiem co mógłbym w sobie zmienić, żeby jednocześnie zachować tą zgodę z samym sobą. Wiadomo, nawet sama moja praca będzie mnie wspierać w tym, żeby być bardziej otwarty na ludzi, inaczej się nie da. A to widocznie było problemem dla niej, tylko do końca też tego nie kupuję bo w podobnych argumentach mógłbym ją postawić i też by egzaminu nie zdała. A to, że ja już taki jestem że jak nie widzę w czyichś oczach chęci do rozmowy ze mną to nawet nie zagaduję, bo po co mam potem usłyszeć jakieś burmuszenia czy wymuszone 2 zdania. Byłem dla niej najlepszą wersją siebie i co mogę to na pewno poprawię, ale nie wymagam nie wiadomo czego od siebie na przyszłość.

255

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

nie wiem co mógłbym w sobie zmienić, żeby jednocześnie zachować tą zgodę z samym sobą

Być w zgodzie z samym sobą... czyli siedzieć w swojej strefie komfortu.

256 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-14 12:35:53)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Gary napisał/a:
Wituś napisał/a:

nie wiem co mógłbym w sobie zmienić, żeby jednocześnie zachować tą zgodę z samym sobą

Być w zgodzie z samym sobą... czyli siedzieć w swojej strefie komfortu.

A w przypadku Witusia oznacza to brak kontaktu z rzeczywistością.

Wituś, wg mnie za dużo u Ciebie myślenia życzeniowego, a za mało bycia tu i teraz.
Ale niektórzy jadą na autopilocie przez całe życie i jakoś im ono zlatuje :-/

257

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

O co wam chodzi tym razem, proszę powiedzcie. Miałem się dopasowywać do niej żeby w końcu wysiąść psychicznie i dojść do wniosku ze nie jestem w stanie? O to chodzi? Bo nie wiem z czego jest ten komentarz o strefie komfortu. Nie o to chodzi, żeby się w życiu czuć dobrze z samym sobą?

258

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Praca nad samym sobą, to ciągłe wychodzenie ze strefy komfortu. Czyli zmuszanie się do robienia czegoś, czego nie chcesz.
Niewykluczone, że potrzebujesz pracy nad samym sobą.

259

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Gary napisał/a:

Praca nad samym sobą, to ciągłe wychodzenie ze strefy komfortu. Czyli zmuszanie się do robienia czegoś, czego nie chcesz.
Niewykluczone, że potrzebujesz pracy nad samym sobą.

Zbyt ogolnie to napisales.

Tu nie chodzi ze masz sie zmuszac do jedzenia pomidorowej ktorej nie lubisz. Bardziej chodzi, ze warto na spokojnie w czasie sobie rozebrac swoje zycie na male czesci, tak jak motor i powoli studiowac kazdy element zeby zlozyc na nowo calosc, blyszczaca, czysta, lepsza. Co chcesz w zyciu, co mogles robic lepiej i przy nastepnym zwiazku nie popelniac tych samych bledow.

260 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-14 18:17:10)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie da się nie popełniać błędów, zdajecie sobie sprawę prawda? Wydaje mi się że w zdrowym związku dobrze jest sobie dawać te błędy popełniać, uczyć się na nich, rozmawiać i ulepszać to co się da a jak nie da to trudno. Szacunek i empatia to podstawy związku.

Ja nie mówię, że nie mam zamiaru się zmieniać, już się zmieniłem, stąd ten mój tekst o niekupowaniu argumentów. Jak można na takim etapie związku takie argumenty jak ona podawać też nie wiem skoro 2, 3 lata temu byłem dużo bardziej stonowany i wycofany niż teraz a jednak jej to nie przeszkadzało wtedy, wręcz przeciwnie. No gdzie tu logika.

Ale no cholera chyba nie o to chodzi żeby każdy dążył do tego samego, co to byłby za świat gdyby każdy był taki sam. Trzeba być sobą i ulepszać w sobie to co się da ulepszać a nie podpasowywać się pod kogoś.

Posty [ 196 do 260 z 473 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024