Pomyślałem, że wrzucę mały update sytuacji.
W pracy u niej zadbałem jednak o pewną kontrolę, jak wspomniałem znam tam dużo osób (tak wiem, jestem niekonsekwentny w tym swoim nie kontrolowaniu, ale tam jest jednak przestrzeń gdzie teoretycznie może mnie robić całkowicie bezkarnie w balona). Dobrego znajomego (nie przyjaciel, ale rzetelny kolega) mniej więcej wtajemniczyłem i on obserwuje moją małżonkę. Nie brała w ogóle wolnego na okres świąteczny, więc chodzi ciągle do pracy. Na tyle co mój znajomy może stwierdzić (są w jednym dziale) ani tamten nie przychodzi do niej, ani ona nie łazi tam. Oczywiście nie jest w stanie jej kontrolować cały czas, ale ze swojego biura ma wyjście korytarz przez który każdy musi przejść, więc mówi że raczej by coś zauważył. Spotkań live więc w pracy raczej nie ma. Będzie kolega trzymał rękę na pulsie jeszcze jakiś czas.
Ponadto dzięki niemu wiem, że tamten "lovelas" dość często jeździ w delegację, teraz 11.01. zaś jedzie na 2 tygodnie. Ponoć pół roku to on jest poza miastem. To dla mnie dobra wiadomość. Będę teraz wiedział od kolegi kiedy tamten jest na miejscu, będę obserwował zachowanie żony w tym czasie, czy jest inne niż jak jest w delegacji.
Zachowanie żony:
- po pracy wciąż od razu po dziecko i do domu (żłobki działają)
- nigdzie nie łazi
- przestała pisać całkowicie niemal, a jak pisze to od razu mówi z kim (koleżanki). Powiedziała że tak ją tamta sytuacja "trzepnęłą" i że sobie uzmysłowiła że może mnie stracić, i że nie chce już w ogóle gadać z żadnymi facetami. Dość ekstremalnie. Pokazówka? Powiedziałem jej, że nie jest moim niewolnikiem, że chodzi o to, że ma stawiać granice w rozmowach i odnośnie treści i odnośnie czasu i natężenia.
- jest dla mnie miła i się stara, choć bez przesadyzmu :-)
Telefonu jak wspomniałem nie sprawdzam, ale też nie ma to sensu. Sama już ze 3 razy mi proponowała czy chcę sprawdzić jej telefon. Mówię jej że nie chcę i czemu mi się z tym narzuca. A ona że chce pełną transparentność. Ja mówię że nie chcę i nie sprawdzam.
W Wigilię ten typ przysłał życzenia, od razu przyszła mi powiedzieć. Odpisała mu też życzeniami. W Boże Narodzenie znowu przyszła ze skwaszoną miną i mówi że typiarz wysłał jej fotosy swojego mieszkania, choinka, przystrojone drzwi, balkon i tak dalej. No i zdjęcie jego stóp przed telewizorem i ręka z lapmką chyba szampana. Mówi że od razu przyszła mi powiedzieć i pokazała mi, że odpisała mu, iż miały być tylko oficjalne wiadomości a to oficjalne nie jest. Koleś przeprosił i od tamtej pory do dzisiaj cisza.
Myślę że nie kłamie, bo powiedziała, że w każdej chwili mogę wziąć jej telefon i sobie sprawdzić co chcę, więc jakby coś ściemniała, to by się bała że nagle powiem "sprawdzam". Poza tym nie wymyka się i nie pisze gdzieś tam po kryjomu.
Wygląda to wszystko bardzo dobrze.
Rozmowy: przestała się mnie czepiać, że ja jestem ten zły co robi z niej latawicę. Przeprosiła mnie kilkukrotnie. Ale co do pisania z tamtym i reagowania na jego komplementy, czułe emotikonki i przyjmowanie tych jego fotosów i filmików - wciąż to samo. Mówi, że choć byśmy przeprowadzili 1000 rozmów to nic innego mi nie powie jak to, że to było dla niej takie sobie klepanie z kolegą z pracy. Że z jej strony nie było tam postrzegania tego jako jakaś relacja damsko-męska. Przyznaje, że jak ja jej naświetliłem jak to wygląda to sama teraz dostrzega oczywistość tego że ten kolega podbijał i badał. Opowiadała, że skasowała te wiadomości, bo zaczęła je analizować i się wkurzyła jaka była "tępa" że nic nie dostrzegła. Że sama nie wie co jej mózg zaćmiło. Że on pisał, to odpisywała i stopniowo przyjmowała jego konwencję. On wysyłał emotikonki, to ona też. On komplementował, nawet nie tyle wygląd, tylko wszystko co robiła, to ona też czasem pokomplementowała. Opowiedziała że raz podczas rozmowy wysłał jej emotikonkę całującej się pary i napisał jej "I love you". To ją mocno zdziwiło i zapytała co to jest, że to chyba nie do niej. A on się wycofał i powiedział że rzeczywiście miało iść do innej osoby, zbieżność imion. Mówi że po prostu przyjęła jego tłumaczenie i napisała "ok". Teraz wie, że to żadna pomyłka nie była, tylko zagrywka z jego strony. Niby że tak przeglądając te wiadomości się wściekła na samą siebie i to wszystko wykasowała.
Aha w trakcie naszych rozmów przyznała, że trochę ma problem sama ze sobą. Że ma chyba doła bo pojawiają się siwe włosy (kurde ja ich nie widzę), że pierwsze zmarszczki przy oczach, że nie do końca ze swojego ciała jest zadowolona bo że niby przytyła choć trzyma dietę i ćwiczy (kurde ja nie widzę nic żeby przytyła). I że może rzeczywiście ma jakiś kobiecy odpowiednik kryzysu wieku średniego. Doceniłem że mi powiedziała o swoich obawach i kompleksach.
Podsumowując, wygląda to nieźle. Nie mogę jej praktycznie nic zarzucić, spędziliśmy miłe święta i miłego Sylwestra. Nie mówię że wszystko naprawione, ale idzie to znacznie ku lepszemu. Ale czytając tak wiele wątków tutaj na forum serio lampek ostrzegawczych nie wyłączam i nie zamierzam w najbliższym czasie.
Ponadto pracuję nad sobą, prowadzę takie medytacje wieczorem i sobie po prostu układam w głowie wszystko inaczej niż kiedyś. Przekalibrowuję swoje myślenie o niej, o naszym związku, o jego trwałości. Nie że myślę o niej źle, ale po prostu ją "uczłowieczam" w głowie, nasz związek "uzwyklam". Tłumaczę sam sobie, że to nie jest jednak dane raz na zawsze i pewne. Chyba podświadomie chcę być przygotowany na ewentualny cios w przyszłości (oby nie nastąpił). Wiem, że teraz przeżyłem to dość mocno, bo byłem jak wielu tutaj przekonany o totalnej wyjątkowości mojej żony i mojego związku z nią. Nie wiem, może moje postępowanie jest jakieś durne?
Sorry za długi i może nudny post, ale miałem trochę czasu i tak sobie pomyślałem że nakreślę co tam u mnie.