Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 174 ]

66

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Nie będę kontrolował bo mam od młodości dość wysokie poczucie własnej wartości. I nawet jeśli moja żona puści mnie w tango z innym ogoniarzem to nie zachwieje fundamentami tego co myśle o samym sobie. Nie uzależniam poczucia własnej wartości od jej opinii o mnie, albo na tym czy ona będzie ze mną czy nie. Wiem że jestem spoko, normalnym gościem niezależnie od tego co ona wymyśli, tudzież zrobi. Dlatego nie będę jej kontrolował czy podsłuchiwał, nagrywał. Piszecie że powinienem to robić, bo szkoda życia na osobę która mnie robi w balona. Ale szkoda życia bo co? Bo powinienem natychmiast zdobyć substytut w postaci innej kobiety? Czy posiadanie kobiety jest jakimś celem życia? Ja nie chcę JAKIEJŚ kobiety. Ja chcę mojej żony, ja chcę mojej rodziny, ja chcę tego co kilkanaście lat tworzyliśmy i budowaliśmy. Póki jestem z nią, to zawalczę o to co jest. Jak mimo to ona pójdzie gdzie indziej, to wtedy pomyślę co dalej, ale póki jest moja, to zawalczę, zeby tak zostało.

Oczywiście dziękuję bardzo za to co mówicie, ale schemat nie zawsze musi być taki sam. Możę być, ale nie musi. "Rycząca 40-stka" może robić męża na lewo i prawo, ale może też pozostać na etapie robienia dziar i joggingu. Czy to myślenie życzeniowe? Może i tak. Ale tak sobie właśnie życzę i będę obserwował co się dzieje, będę czujny ale nie będę psycholem który sprawdza telefon, rozlicza z każdej godziny dnia, każe się tłumaczyć z każdego kontaktu z płcią przeciwną itd. Dla mnie to niedorzeczne.

Mój problem jest realny i prawdziwy, na pewno nie wycofuję się z tego co napisałem wcześniej, ale też nie wchodzę w to co niektórzy napisali, czyli w kontrolowanie każdego posunięcia żony, billingi, programy szpiegowskie itd. To nie dla mnie. Szczerze, to ja nie potrzebuję drugiej połówki do bycia OK z samym sobą, równie dobrze jeśli się wy***bie historia z moją żoną mogę być sam i dożyć swoich dni samemu.

Żeby nie było, to fakt jest taki że cierpiałbym okrutnie gdyby mnie puściła w kantem, ale nie wyobrażam sobie po prostu, żebym był szczęśliwy bo ona jest ze mną dlatego że kontroluję wszystko co ona robi.


Bardzo mi przyjemnie się czyta takie posty. Słusznie, nie wiem, co taka kontrola miała by Ci dać, albo w jaki sposób wpłynąć na związek. Jeśli ktoś nie chce z nami być, to nie chce - kontrola tego nie zmieni. Niestety twoja historia wciąż wymaga rozwoju i kontekstu, by powiedzieć o niej coś więcej. W tym momencie to wszystko się rozstrzyga.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Pilka po stronie żony i  tyle.
Teraz lepiej skupić się na czymś innym.
Prawda i tak wypłynie.

68

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Ja nie chcę JAKIEJŚ kobiety. Ja chcę mojej żony, ja chcę mojej rodziny, ja chcę tego co kilkanaście lat tworzyliśmy i budowaliśmy. Póki jestem z nią, to zawalczę o to co jest. Jak mimo to ona pójdzie gdzie indziej, to wtedy pomyślę co dalej, ale póki jest moja, to zawalczę, zeby tak zostało.

I to jest właśnie clue tej sprawy. Nie musisz kontrolować, sam piszesz, że tego nie chcesz, Twój wybór. Ale właśnie to "zawalczę". Jak chcesz walczyć? Czekać co zrobi żona, czy jednak coś konkretnego zrobić? Bo może być tak, że jest w tej chwili na rozdrożu i zdecydowana akcja ze strony męża spowoduje, że uzyskasz to co chcesz, czyli Twoją żonę. A jeśli będziesz biernie czekać na rozwój wypadków może nie być co zbierać. Dostałeś sygnał alarmowy i teraz powinna działać zasada ograniczonego zaufania.

Plus to wszystko nie takie łatwe jak "najwyżej będę sam". Jak zauważyłeś jest też rodzina, dzieci.

Zrobisz jak uważasz za słuszne, ja bym jednak nie zostawiał sprawy samej sobie.

Pzdr

69 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-20 10:52:51)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

wbrew pozorom to autor zawalczył. rozważył sprawę, dopytał żonę o wążne sprawy, czy jej czegoś brakuje, skupił się na problemie , a nie urażonej dumie.
pokazał że mu zależy.
Dla mnie to naprawdę wystarczająco na ten moment. Kobieta z olejem w głowie doceni- głupia..no cóż pewnie weźmie jegoi za Miśka co można go w konia zrobić.. Ale ponieważ głupota zawsze się obnaża to..nie można.
Problem z niektórymi ludżmi jest taki, że biorą śledzenie, zazdrość za wyraz zaangażowania. Dla mnie takim nie jest co nie znaczy że partner ma udawać że nie widzi róznych rzeczy.

70

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Ela210 napisał/a:

.
Problem z niektórymi ludżmi jest taki, że biorą śledzenie, zazdrość za wyraz zaangażowania. Dla mnie takim nie jest co nie znaczy że partner ma udawać że nie widzi róznych rzeczy.

Gdybym nie miała nic na sumieniu, i mimo zapewnień odkryłabym, że partner mnie śledzi czy podsłuchuje, dla mnie to oznaczałoby koniec.
Jak nie ma zaufania, to nie ma związku.
Takie działania mają sens kiedy ma się konkretne podejrzenia i chce zebrać dowody np. do rozprawy. A to oznacza i tak koniec związku.
Żona Stefana w wątku obok ewidentnie przekroczyła granice. Tu niekoniecznie.
Mi się podoba podejście Autora. Dał kredyt zaufania żonie, ale jest czujny. Jak go zdradzi, on na pewno to zauważy. Bez śledzenia czy podsłuchu.

71

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Nie będę kontrolował bo mam od młodości dość wysokie poczucie własnej wartości. I nawet jeśli moja żona puści mnie w tango z innym ogoniarzem to nie zachwieje fundamentami tego co myśle o samym sobie. Nie uzależniam poczucia własnej wartości od jej opinii o mnie, albo na tym czy ona będzie ze mną czy nie. Wiem że jestem spoko, normalnym gościem niezależnie od tego co ona wymyśli, tudzież zrobi. Dlatego nie będę jej kontrolował czy podsłuchiwał, nagrywał. Piszecie że powinienem to robić, bo szkoda życia na osobę która mnie robi w balona. Ale szkoda życia bo co? Bo powinienem natychmiast zdobyć substytut w postaci innej kobiety? Czy posiadanie kobiety jest jakimś celem życia? Ja nie chcę JAKIEJŚ kobiety. Ja chcę mojej żony, ja chcę mojej rodziny, ja chcę tego co kilkanaście lat tworzyliśmy i budowaliśmy. Póki jestem z nią, to zawalczę o to co jest. Jak mimo to ona pójdzie gdzie indziej, to wtedy pomyślę co dalej, ale póki jest moja, to zawalczę, zeby tak zostało.

Oczywiście dziękuję bardzo za to co mówicie, ale schemat nie zawsze musi być taki sam. Możę być, ale nie musi. "Rycząca 40-stka" może robić męża na lewo i prawo, ale może też pozostać na etapie robienia dziar i joggingu. Czy to myślenie życzeniowe? Może i tak. Ale tak sobie właśnie życzę i będę obserwował co się dzieje, będę czujny ale nie będę psycholem który sprawdza telefon, rozlicza z każdej godziny dnia, każe się tłumaczyć z każdego kontaktu z płcią przeciwną itd. Dla mnie to niedorzeczne.

Mój problem jest realny i prawdziwy, na pewno nie wycofuję się z tego co napisałem wcześniej, ale też nie wchodzę w to co niektórzy napisali, czyli w kontrolowanie każdego posunięcia żony, billingi, programy szpiegowskie itd. To nie dla mnie. Szczerze, to ja nie potrzebuję drugiej połówki do bycia OK z samym sobą, równie dobrze jeśli się wy***bie historia z moją żoną mogę być sam i dożyć swoich dni samemu.

Żeby nie było, to fakt jest taki że cierpiałbym okrutnie gdyby mnie puściła w kantem, ale nie wyobrażam sobie po prostu, żebym był szczęśliwy bo ona jest ze mną dlatego że kontroluję wszystko co ona robi.

Ooo, widze, ze sie ustabilizowales i gadasz jak poukladany facet.
Rozdmuchiwanie tej sprawy bylo idiotyczne.
Zycze udanych i rodzinnych swiat! Na pewno macie fajna rodzinke.

72

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Nie będę kontrolował bo mam od młodości dość wysokie poczucie własnej wartości. I nawet jeśli moja żona puści mnie w tango z innym ogoniarzem to nie zachwieje fundamentami tego co myśle o samym sobie. Nie uzależniam poczucia własnej wartości od jej opinii o mnie, albo na tym czy ona będzie ze mną czy nie. Wiem że jestem spoko, normalnym gościem niezależnie od tego co ona wymyśli, tudzież zrobi. Dlatego nie będę jej kontrolował czy podsłuchiwał, nagrywał. Piszecie że powinienem to robić, bo szkoda życia na osobę która mnie robi w balona. Ale szkoda życia bo co? Bo powinienem natychmiast zdobyć substytut w postaci innej kobiety? Czy posiadanie kobiety jest jakimś celem życia? Ja nie chcę JAKIEJŚ kobiety. Ja chcę mojej żony, ja chcę mojej rodziny, ja chcę tego co kilkanaście lat tworzyliśmy i budowaliśmy. Póki jestem z nią, to zawalczę o to co jest. Jak mimo to ona pójdzie gdzie indziej, to wtedy pomyślę co dalej, ale póki jest moja, to zawalczę, zeby tak zostało.

Oczywiście dziękuję bardzo za to co mówicie, ale schemat nie zawsze musi być taki sam. Możę być, ale nie musi. "Rycząca 40-stka" może robić męża na lewo i prawo, ale może też pozostać na etapie robienia dziar i joggingu. Czy to myślenie życzeniowe? Może i tak. Ale tak sobie właśnie życzę i będę obserwował co się dzieje, będę czujny ale nie będę psycholem który sprawdza telefon, rozlicza z każdej godziny dnia, każe się tłumaczyć z każdego kontaktu z płcią przeciwną itd. Dla mnie to niedorzeczne.

Mój problem jest realny i prawdziwy, na pewno nie wycofuję się z tego co napisałem wcześniej, ale też nie wchodzę w to co niektórzy napisali, czyli w kontrolowanie każdego posunięcia żony, billingi, programy szpiegowskie itd. To nie dla mnie. Szczerze, to ja nie potrzebuję drugiej połówki do bycia OK z samym sobą, równie dobrze jeśli się wy***bie historia z moją żoną mogę być sam i dożyć swoich dni samemu.

Żeby nie było, to fakt jest taki że cierpiałbym okrutnie gdyby mnie puściła w kantem, ale nie wyobrażam sobie po prostu, żebym był szczęśliwy bo ona jest ze mną dlatego że kontroluję wszystko co ona robi.

Andrzeju wielu z nas zgromadzonych tutaj, ile by dało żeby mieć dalej poukładane życie ze swoimi bż. Niestety, pomimo, że nie chcieliśmy tego bardzo - to ktoś inny podjął za nas samych taką decyzję, że jednak tak się musiało stać !!!
Nie chcesz innej kobiety, tylko swoją żonę - przecież to logiczne, ślubowałeś wierność, kochasz ją i nie widzisz życia bez niej...
A co jak Twoje dotychczasowe życie już nie istnieje ???
To wszystko o czym teraz mówisz jest tylko w Twojej głowie - a jak Twoja małżonka już dawno odleciała od Ciebie emocjonalnie, co to oznacza sam wiesz...
Mówisz, że będziesz czujny, ale nie będziesz jej kontrolował - Andrzeju rok czasu i nie zauważyłeś nic podejrzanego?, czytasz tutaj wątki sam wiesz co się później dzieje, jak oszust odkrywa, że współmałżonek coś podejrzewa...
Moim zdaniem boisz się prawdy, bo co wtedy jak się okaże, że ona faktycznie ma zażyły romans - kocham ją bardzo ale... no właśnie.
Nie chcesz jej sprawdzać, bo to godzi w podstawy fundamenty związku - jakim jest zaufanie, to ja się pytam ona mogła ???
Andrzeju wybór należy do Ciebie, jak dla mnie sam siebie oszukujesz ???
Ja też wierzyłem, wielu z nas tutaj i co straciliśmy piękne lata - na osobę, którą pomimo, że bardzo kochaliśmy - ona to miała dosłownie gdzieś...
Poczekasz - OK Twoje życie - tylko co wtedy, jak za kilka miesięcy, lat okaże się, że niestety mieliśmy racje - ona tego nie zakończyła ???
Chciałbym naprawdę w to wierzyć, że teraz będzie - OK, ale doświadczenie i rozsądek mówi mi - sprawdzam...
ale to tylko moje zdanie...
Pozdrawiam

73

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Nie będę kontrolował bo mam od młodości dość wysokie poczucie własnej wartości. I nawet jeśli moja żona puści mnie w tango z innym ogoniarzem to nie zachwieje fundamentami tego co myśle o samym sobie. Nie uzależniam poczucia własnej wartości od jej opinii o mnie, albo na tym czy ona będzie ze mną czy nie. Wiem że jestem spoko, normalnym gościem niezależnie od tego co ona wymyśli, tudzież zrobi. Dlatego nie będę jej kontrolował czy podsłuchiwał, nagrywał. Piszecie że powinienem to robić, bo szkoda życia na osobę która mnie robi w balona. Ale szkoda życia bo co? Bo powinienem natychmiast zdobyć substytut w postaci innej kobiety? Czy posiadanie kobiety jest jakimś celem życia? Ja nie chcę JAKIEJŚ kobiety. Ja chcę mojej żony, ja chcę mojej rodziny, ja chcę tego co kilkanaście lat tworzyliśmy i budowaliśmy. Póki jestem z nią, to zawalczę o to co jest. Jak mimo to ona pójdzie gdzie indziej, to wtedy pomyślę co dalej, ale póki jest moja, to zawalczę, zeby tak zostało.

Oczywiście dziękuję bardzo za to co mówicie, ale schemat nie zawsze musi być taki sam. Możę być, ale nie musi. "Rycząca 40-stka" może robić męża na lewo i prawo, ale może też pozostać na etapie robienia dziar i joggingu. Czy to myślenie życzeniowe? Może i tak. Ale tak sobie właśnie życzę i będę obserwował co się dzieje, będę czujny ale nie będę psycholem który sprawdza telefon, rozlicza z każdej godziny dnia, każe się tłumaczyć z każdego kontaktu z płcią przeciwną itd. Dla mnie to niedorzeczne.

Mój problem jest realny i prawdziwy, na pewno nie wycofuję się z tego co napisałem wcześniej, ale też nie wchodzę w to co niektórzy napisali, czyli w kontrolowanie każdego posunięcia żony, billingi, programy szpiegowskie itd. To nie dla mnie. Szczerze, to ja nie potrzebuję drugiej połówki do bycia OK z samym sobą, równie dobrze jeśli się wy***bie historia z moją żoną mogę być sam i dożyć swoich dni samemu.

Żeby nie było, to fakt jest taki że cierpiałbym okrutnie gdyby mnie puściła w kantem, ale nie wyobrażam sobie po prostu, żebym był szczęśliwy bo ona jest ze mną dlatego że kontroluję wszystko co ona robi.

Teoretycznie super, gorzej z praktyką.
Ja postanowiłam nie śledzić, nie podsłuchiwać, bo uznałam, ze jak coś jest to i tak dostanę to na tacy. Postanowiłam budować. Rok budowania skończył się źle, bo mąż tylko manipulował, by zmniejszyć sobie poczucie winy i kochanka nie chciała odejść od męża. Odszedł po tym roku, bo "wypaliło się". A po kolejnych 8 miesiącach zgłosił się do mnie mąż kochanki i opowiedział o ponad 3,5 letnim romansie. Bardzo to było szokujące i bardzo długo się podnosiłam. Nie wiem, co byłoby lepsze.
Ale ja zachowałam się ok, bo w końcu bez zaufania nic nie ma sensu. Mnie brakowało tego poczucia własnej wartości, ale tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. Może Twoja żona się ogarnie, może włączy hamulec. Nawet jeśli popłynie (oby po jak najdłuższym czasie) to dzieci będą miały o ten czas dłużej rodzinę. Jesteś mocno zrównoważony, więc możesz ograniczyć dramy (ja nie potrafiłam), dla dzieci warto. Małe te Wasze dzieci jeszcze.

74

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
faja napisał/a:
Andrzej_Whynot napisał/a:

Nie będę kontrolował bo mam od młodości dość wysokie poczucie własnej wartości. I nawet jeśli moja żona puści mnie w tango z innym ogoniarzem to nie zachwieje fundamentami tego co myśle o samym sobie. Nie uzależniam poczucia własnej wartości od jej opinii o mnie, albo na tym czy ona będzie ze mną czy nie. Wiem że jestem spoko, normalnym gościem niezależnie od tego co ona wymyśli, tudzież zrobi. Dlatego nie będę jej kontrolował czy podsłuchiwał, nagrywał. Piszecie że powinienem to robić, bo szkoda życia na osobę która mnie robi w balona. Ale szkoda życia bo co? Bo powinienem natychmiast zdobyć substytut w postaci innej kobiety? Czy posiadanie kobiety jest jakimś celem życia? Ja nie chcę JAKIEJŚ kobiety. Ja chcę mojej żony, ja chcę mojej rodziny, ja chcę tego co kilkanaście lat tworzyliśmy i budowaliśmy. Póki jestem z nią, to zawalczę o to co jest. Jak mimo to ona pójdzie gdzie indziej, to wtedy pomyślę co dalej, ale póki jest moja, to zawalczę, zeby tak zostało.

Oczywiście dziękuję bardzo za to co mówicie, ale schemat nie zawsze musi być taki sam. Możę być, ale nie musi. "Rycząca 40-stka" może robić męża na lewo i prawo, ale może też pozostać na etapie robienia dziar i joggingu. Czy to myślenie życzeniowe? Może i tak. Ale tak sobie właśnie życzę i będę obserwował co się dzieje, będę czujny ale nie będę psycholem który sprawdza telefon, rozlicza z każdej godziny dnia, każe się tłumaczyć z każdego kontaktu z płcią przeciwną itd. Dla mnie to niedorzeczne.

Mój problem jest realny i prawdziwy, na pewno nie wycofuję się z tego co napisałem wcześniej, ale też nie wchodzę w to co niektórzy napisali, czyli w kontrolowanie każdego posunięcia żony, billingi, programy szpiegowskie itd. To nie dla mnie. Szczerze, to ja nie potrzebuję drugiej połówki do bycia OK z samym sobą, równie dobrze jeśli się wy***bie historia z moją żoną mogę być sam i dożyć swoich dni samemu.

Żeby nie było, to fakt jest taki że cierpiałbym okrutnie gdyby mnie puściła w kantem, ale nie wyobrażam sobie po prostu, żebym był szczęśliwy bo ona jest ze mną dlatego że kontroluję wszystko co ona robi.

Teoretycznie super, gorzej z praktyką.
Ja postanowiłam nie śledzić, nie podsłuchiwać, bo uznałam, ze jak coś jest to i tak dostanę to na tacy. Postanowiłam budować. Rok budowania skończył się źle, bo mąż tylko manipulował, by zmniejszyć sobie poczucie winy i kochanka nie chciała odejść od męża. Odszedł po tym roku, bo "wypaliło się". A po kolejnych 8 miesiącach zgłosił się do mnie mąż kochanki i opowiedział o ponad 3,5 letnim romansie. Bardzo to było szokujące i bardzo długo się podnosiłam. Nie wiem, co byłoby lepsze.
Ale ja zachowałam się ok, bo w końcu bez zaufania nic nie ma sensu. Mnie brakowało tego poczucia własnej wartości, ale tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. Może Twoja żona się ogarnie, może włączy hamulec. Nawet jeśli popłynie (oby po jak najdłuższym czasie) to dzieci będą miały o ten czas dłużej rodzinę. Jesteś mocno zrównoważony, więc możesz ograniczyć dramy (ja nie potrafiłam), dla dzieci warto. Małe te Wasze dzieci jeszcze.

Tak samo ja, postanowiłem wybaczyć i budować - starałem się, pracowałem ciężko nad sobą . A w tym czasie byłem mainpulowany i oszukiwany - z początku ciężko było mi w to uwierzyć, jak najbliższa osoba może się tak zachowywać, krzywdzić... Szybko jednak zostałem dosłownie zrzucony na ziemię... Potem jeszcze kilka kopniaków jak leżałem... Piękne czasy hmm
Faja za dużo tego może, a co do zaufania u Autora zostało ono mocno nadwyrężone - oczywiście nie z jego winy... co do dzieci, oczywiście, że ich szkoda - przykre, że małżonka tego jednak nie widzi...

75 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-20 12:51:12)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Co Wy Państwo szanowni opowiadacie? jak się podejmuje jakieś działanie- czyli np dawanie szansy swojej rodzinie mimo  takiej wpadki to nie mozna oceniać decyzji o podjęciou tego działania na podstawie efektu końcowego!
Ja nie żałuję ani dnia z czasów gdy taką szansę nam dałam, mam, czyste sumienie bez odium kogoś kto łapkę do rozwalania tej rodziny przyłożył.
Czyli jak krowa przyjść do Kali to dobrze było czekać na tej drodze, a jak Krowa uciec, to  głupi Kali big_smile?? a jakby Krowa przyjść mądry Kali? smile)

76

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Artiii

Ja zajęłam bardzo jednoznaczne stanowisko: jestem żoną, jestem matką, moje miejsce jest w moim domu, w mojej rodzinie, kocham Cię i nie podejmę decyzji o rozstaniu. I tak do końca, aż mąż w końcu sam podjął decyzję. A chciał, aby było "po europejsku".
Ale ja jestem uparta, wytrzymałam, ale tylko ja wiem, jak było trudno.
Każdy ma swoja drogę. Chyba najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby być zgodnym z sobą samym. Robić to, czego chcemy w głębi siebie, obojętnie jakim kosztem. Tylko wtedy będziemy się dobrze czuli. Nie mamy wpływu na zachowania innych osób, w tym męża/żony. Warto sobie zadać pytanie, co jest dla mnie najważniejsze, czego chcę, o co i jak zawalczę.  A reszta nie zależy ode mnie.
Jak tak spoglądam wstecz, to ja chyba ustawiłam się trochę z boku (nie nadskakiwałam, nie zagłaskiwałam itd.), ale czekałam na decyzję męża. Co on wybierze, czy rozwali rodzinę? W sumie mogłabym ograniczyć dramy (czyli też jakieś manipulacje), no ale nie dałam rady. Chyba także warto sobie odpuścić jakieś emocjonalne zachowania w sensie, aby się tym nie katować. Sytuacja jest bardzo trudna i nie musimy być znowu tacy idealni, każdy radzi sobie jak może. Dzisiaj tak, jutro inaczej.
W takiej sytuacji wybór należy do zony/męża. W końcu to dorosła osoba, ma wolny wybór do robienia każdego świństwa. A nam zostaje ten wybór zaakceptować.
W sumie najgorsze jest (dla mnie było?) to, w jakiej formie to się odbyło. Forma była masakryczna i to było gorsze od zdrady, i emocjonalnej i fizycznej.  Ale jaki mamy wpływ na formę działań żony/męża?

77

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

A ja myślę, że mimo wszystko dobrze, że próbowaliście. Nie opieram się w tym momencie na efekcie końcowym oczywiście. Patrzę na to, że możecie oboje spojrzeć na siebie i nie mieć żadnych wątpliwości w stylu a gdybym spróbował/ła, dał/a szanse,  a może wtedy... Musicie patrzeć na siebie jak na wygranych - to wyście byli silni i chcieli poskładać relacje mimo oczywistego bólu i wątpliwosci. Zrobiliście wszystko co mogliście, chociaż macie czyste sumienie. A wygrani jesteście też dlatego, że macie całe życie przed sobą, za jakiś czas możecie kogoś poznać, założyć rodzinę. Wygraliście życie, bo czym ono jest gdy upływa w związku z taką osobą jak wasi ex smile

78

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Ela210 napisał/a:

Co Wy Państwo szanowni opowiadacie? jak się podejmuje jakieś działanie- czyli np dawanie szansy swojej rodzinie mimo  takiej wpadki to nie mozna oceniać decyzji o podjęciou tego działania na podstawie efektu końcowego!
Ja nie żałuję ani dnia z czasów gdy taką szansę nam dałam, mam, czyste sumienie bez odium kogoś kto łapkę do rozwalania tej rodziny przyłożył.
Czyli jak krowa przyjść do Kali to dobrze było czekać na tej drodze, a jak Krowa uciec, to  głupi Kali big_smile?? a jakby Krowa przyjść mądry Kali? smile)

Zgadzam się z tym Elu. Ale ja nie oceniam po efekcie. Postąpiłam tak, jak uważałam za słuszne. To był mój wybór i wiem, że słuszny, bo zgodny ze mną i moimi wartościami. A efekt nie zależał ode mnie (a raczej mało zależął).

79

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Ela210 napisał/a:

wbrew pozorom to autor zawalczył. rozważył sprawę, dopytał żonę o wążne sprawy, czy jej czegoś brakuje, skupił się na problemie , a nie urażonej dumie.
pokazał że mu zależy.
Dla mnie to naprawdę wystarczająco na ten moment. Kobieta z olejem w głowie doceni- głupia..no cóż pewnie weźmie jegoi za Miśka co można go w konia zrobić.. Ale ponieważ głupota zawsze się obnaża to..nie można.
Problem z niektórymi ludżmi jest taki, że biorą śledzenie, zazdrość za wyraz zaangażowania. Dla mnie takim nie jest co nie znaczy że partner ma udawać że nie widzi róznych rzeczy.

Ogólnie zgoda. Bardziej zmierzałem do tego, że coś tam mimo wszystko jest na rzeczy. Raz, że z gościem pisała już codziennie, dwa pojawiły się te emotikonki oraz zmiana muzyki (na taką, którą od dawna słucha Autor) po jednej wizycie u fryzjera.

Fajnie, że Autor wytyczył granice, ale też rzeczy nie biorą się z powietrza. Jeśli dobrze odczytałem Autora, stał się bardziej czujny, ale ogólnie uznaje sprawę za zakończoną. Niemniej Autor zaznaczył, że chciałby zrozumieć żonę, skąd w ogóle wzięła się cała sprawa i dlaczego żona nie widzi w tym nic złego. Tych wyjaśnień nie otrzymał. I teraz pytanie, czy potrafi nad tym przejść do porządku dziennego i wybaczyć, czy też będzie do tego od czasu do czasu wracał.

W pierwszym przypadku OK. W drugim, to jest ten czas kiedy trzeba to przepracować z żoną, bo inaczej to będzie coś, co będzie między nimi jeszcze długo siedziało, problemy zaczną się nawarstwaić i pewnego dnia naprawdę może nie być już czego ratować. I to nawet nie chodzi o romans, zdradę. Po prostu o to, że dwie osoby żyją razem, a jednak osobno i po pewnym czasie przestają się znać. Przestają rozumieć i zwracać uwagę na wzajemne potrzeby.

Ja bym tej sprawy nie zostawił, dopóki nie otrzymałbym od żony jakiejś satysfakcjonujących wyjaśnień. Nawet, jeśli żona nie do końca wie, czemu to zrobiła i nawet jeśli nie widzi w tym nic złego, Autor ma słuszone oczekiwania, że należą mu się wyjaśnienia, a nie bagatelizowanie sprawy, zamiatanie jej pod dywan. Niestety otrzymuje to ostatnie.

80

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Mi się wydaje podobnie jak w poście powyżej. Autor szukał wyjaśnień co skłoniło żonę do takich zachowań. Szukał problemu również u siebie - bo może jej czegoś nie zapewniał, może powstał u niej jakiś deficyt. Fajnie, widać, że na prawdę chce tą relacje naprawić. Jednak nie dostał konkretnych wyjaśnień a raczej powodów tego zachowania i tu jest problem. A problemy zamiecione pod dywan i tak wyjdą. To jak bomba z opóźnionym zapłonem, nigdy nie wiadomo kiedy wybuchnie.

81 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-20 13:47:15)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
merle napisał/a:
Ela210 napisał/a:

wbrew pozorom to autor zawalczył. rozważył sprawę, dopytał żonę o wążne sprawy, czy jej czegoś brakuje, skupił się na problemie , a nie urażonej dumie.
pokazał że mu zależy.
Dla mnie to naprawdę wystarczająco na ten moment. Kobieta z olejem w głowie doceni- głupia..no cóż pewnie weźmie jegoi za Miśka co można go w konia zrobić.. Ale ponieważ głupota zawsze się obnaża to..nie można.
Problem z niektórymi ludżmi jest taki, że biorą śledzenie, zazdrość za wyraz zaangażowania. Dla mnie takim nie jest co nie znaczy że partner ma udawać że nie widzi róznych rzeczy.

Ogólnie zgoda. Bardziej zmierzałem do tego, że coś tam mimo wszystko jest na rzeczy. Raz, że z gościem pisała już codziennie, dwa pojawiły się te emotikonki oraz zmiana muzyki (na taką, którą od dawna słucha Autor) po jednej wizycie u fryzjera.

Fajnie, że Autor wytyczył granice, ale też rzeczy nie biorą się z powietrza. Jeśli dobrze odczytałem Autora, stał się bardziej czujny, ale ogólnie uznaje sprawę za zakończoną. Niemniej Autor zaznaczył, że chciałby zrozumieć żonę, skąd w ogóle wzięła się cała sprawa i dlaczego żona nie widzi w tym nic złego. Tych wyjaśnień nie otrzymał. I teraz pytanie, czy potrafi nad tym przejść do porządku dziennego i wybaczyć, czy też będzie do tego od czasu do czasu wracał.
W pierwszym przypadku OK. W drugim, to jest ten czas kiedy trzeba to przepracować z żoną, bo inaczej to będzie coś, co będzie między nimi jeszcze długo siedziało, problemy zaczną się nawarstwaić i pewnego dnia naprawdę może nie być już czego ratować. I to nawet nie chodzi o romans, zdradę. Po prostu o to, że dwie osoby żyją razem, a jednak osobno i po pewnym czasie przestają się znać. Przestają rozumieć i zwracać uwagę na wzajemne potrzeby.

Ja bym tej sprawy nie zostawił, dopóki nie otrzymałbym od żony jakiejś satysfakcjonujących wyjaśnień. Nawet, jeśli żona nie do końca wie, czemu to zrobiła i nawet jeśli nie widzi w tym nic złego, Autor ma słuszone oczekiwania, że należą mu się wyjaśnienia, a nie bagatelizowanie sprawy, zamiatanie jej pod dywan. Niestety otrzymuje to ostatnie.

I tu napisałeś coś ważnego: On faktycznie nie dostał wyjaśnień, czegoś w stylu: zauroczyłam się faktycznie przeszłam granicę, przykro mi. albo że przy nim poczułam się tak i tak . To dla męża też jest informacja. Np.
Czyli nie ma zupełnegozaufania między nimi i tu jest pole do pracy wspólnej, jak chcą razem być. Na siłę tegoz żony nie wydobędzie.
sytuacja wskazała słaby punkt. Wydaje mi się, że żona czuje się od niego słabsza czy gorsza w czymś, co niekoniecznie jest jego winą.

82

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Roxann napisał/a:

Jak nie ma zaufania, to nie ma związku.

Pełna zgoda – a u autora zaufania już nie ma

Roxann napisał/a:

Takie działania mają sens kiedy ma się konkretne podejrzenia i chce zebrać dowody np. do rozprawy. A to oznacza i tak koniec związku. 

Żona Stefana w wątku obok ewidentnie przekroczyła granice. Tu niekoniecznie.
Tutaj żona Andrzeja również przekroczyła granicę – czytaj post nr 1
Co prawda żona Andrzeja obiecała zerwać kontakt – obiecała – ale już wiemy że potrafi być nie szczera a skoro autor przez rok się nie zorientował to uważam że bez "wspomagacza" będzie miał problem.

Roxann napisał/a:

Mi się podoba podejście Autora. Dał kredyt zaufania żonie, ale jest czujny. Jak go zdradzi, on na pewno to zauważy. Bez śledzenia czy podsłuchu.

Zauważy jak przez rok nie widział a dowiedział się przypadkiem?
I co to znaczy "będzie czujny"?
Jak tą czujność sobie wyobrażasz?

Ela210 napisał/a:

Wydaje mi się, że żona czuje się od niego słabsza czy gorsza w czymś, co niekoniecznie jest jego winą.

Albo gra słodką idiotkę lub uważa męża za idiotę który łyknie jej gadkę. A resztę zasłoni np. seksem.

faja napisał/a:

A chciał, aby było "po europejsku"

A jak to jest po europejsku?

83

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

A ja uważam, że Autor boi sie prawdy, ewentualnego zderzenia z brutalną rzeczywistością... Przecież on kocha swoją małżonkę i nie wyobraża sobie życia bez niej... A jak prawda okaże się zupełnie inna, nie taka jak oczekuje Autor - co wtedy ???
Pamiętajcie, że ten tzw. flirt trwał rok czasu, a nie mamy pewności czy nawet dłużej - to jest szmat czasu !!!
Zmiana zachowania małżonki, nawyków - to też o czymś świadczy...
Mam nadzieje, że się mylę...
Dla mnie szkoda czasu na bezczynność i nie wybaczyłbym sobie w przyszłości jakby coś wyszło, że nic nie zrobiłem tylko traciłem czas czekając na cud...
A zaufanie - ktoś pierwszy je nadużył...
Ile mamy tutaj wątków, gdzie małżonka zaręczała chęć naprawy, szli nawet razem na terapie - a jak gość podłożył dyktafon, prawda okazała się być zupełnie inna...
Zaufanie w związku z czasem można odbudować, ale prawdy nie da się zmienić...

84

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Artiii napisał/a:

A ja uważam, że Autor boi sie prawdy, ewentualnego zderzenia z brutalną rzeczywistością... Przecież on kocha swoją małżonkę i nie wyobraża sobie życia bez niej... A jak prawda okaże się zupełnie inna, nie taka jak oczekuje Autor - co wtedy ???
Pamiętajcie, że ten tzw. flirt trwał rok czasu, a nie mamy pewności czy nawet dłużej - to jest szmat czasu !!!
Zmiana zachowania małżonki, nawyków - to też o czymś świadczy...
Mam nadzieje, że się mylę...
Dla mnie szkoda czasu na bezczynność i nie wybaczyłbym sobie w przyszłości jakby coś wyszło, że nic nie zrobiłem tylko traciłem czas czekając na cud...
A zaufanie - ktoś pierwszy je nadużył...
Ile mamy tutaj wątków, gdzie małżonka zaręczała chęć naprawy, szli nawet razem na terapie - a jak gość podłożył dyktafon, prawda okazała się być zupełnie inna...
Zaufanie w związku z czasem można odbudować, ale prawdy nie da się zmienić...

Dokładnie tak i dlatego autor przeszedł do pewnej formy agresji nazywając inaczej postępujących psycholami.

Autorze fajnie że porozmawiałeś.
Fajnie że dałeś szansę.
Fajnie że wierzysz, że się uda - bez tej wiary nie da rady.
Ale następnie stajesz z boku pod hasłem - będę czujny(cokolwiek to znaczy)
I uważasz że to wystarczy?
W żaden sposób nie chcesz zweryfikować jej słów?
Tylko obserwować?

Zadałem Ci pytanie kiedy żona zmieniła swoje zachowanie- dziary, muzyka - kiedy zaczęła bardziej o siebie dbać? Nie odpowiedziałeś.
Czy odpowiedź dla Ciebie jest nie do przyjęcia?

85 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-20 15:47:35)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Artiii napisał/a:

A ja uważam, że Autor boi sie prawdy, ewentualnego zderzenia z brutalną rzeczywistością... Przecież on kocha swoją małżonkę i nie wyobraża sobie życia bez niej... A jak prawda okaże się zupełnie inna, nie taka jak oczekuje Autor - co wtedy ???
Pamiętajcie, że ten tzw. flirt trwał rok czasu, a nie mamy pewności czy nawet dłużej - to jest szmat czasu !!!
Zmiana zachowania małżonki, nawyków - to też o czymś świadczy...
Mam nadzieje, że się mylę...
Dla mnie szkoda czasu na bezczynność i nie wybaczyłbym sobie w przyszłości jakby coś wyszło, że nic nie zrobiłem tylko traciłem czas czekając na cud...
A zaufanie - ktoś pierwszy je nadużył...
Ile mamy tutaj wątków, gdzie małżonka zaręczała chęć naprawy, szli nawet razem na terapie - a jak gość podłożył dyktafon, prawda okazała się być zupełnie inna...
Zaufanie w związku z czasem można odbudować, ale prawdy nie da się zmienić...

no ale czego Ci szkoda Artii: paru miesięcym, roku życia? czym to jest wobec rodziny, tylu lat wspólnych?

Maku, nie podważaj tej czujnosci po.. Bo dobrze wiesz że jak już mleko się wylało, to czujność się zwiększa 1000 razy.
i zmysł oibserwacji.

86 Ostatnio edytowany przez Artiii (2020-12-20 16:07:37)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Ela210 napisał/a:
Artiii napisał/a:

A ja uważam, że Autor boi sie prawdy, ewentualnego zderzenia z brutalną rzeczywistością... Przecież on kocha swoją małżonkę i nie wyobraża sobie życia bez niej... A jak prawda okaże się zupełnie inna, nie taka jak oczekuje Autor - co wtedy ???
Pamiętajcie, że ten tzw. flirt trwał rok czasu, a nie mamy pewności czy nawet dłużej - to jest szmat czasu !!!
Zmiana zachowania małżonki, nawyków - to też o czymś świadczy...
Mam nadzieje, że się mylę...
Dla mnie szkoda czasu na bezczynność i nie wybaczyłbym sobie w przyszłości jakby coś wyszło, że nic nie zrobiłem tylko traciłem czas czekając na cud...
A zaufanie - ktoś pierwszy je nadużył...
Ile mamy tutaj wątków, gdzie małżonka zaręczała chęć naprawy, szli nawet razem na terapie - a jak gość podłożył dyktafon, prawda okazała się być zupełnie inna...
Zaufanie w związku z czasem można odbudować, ale prawdy nie da się zmienić...

no ale czego Ci szkoda Artii: paru miesięcym, roku życia? czym to jest wobec rodziny, tylu lat wspólnych?

Maku, nie podważaj tej czujnosci po.. Bo dobrze wiesz że jak już mleko się wylało, to czujność się zwiększa 1000 razy.
i zmysł oibserwacji.

Eluś na życia w zakłamaniu smile

87

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Artiii napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Artiii napisał/a:

A ja uważam, że Autor boi sie prawdy, ewentualnego zderzenia z brutalną rzeczywistością... Przecież on kocha swoją małżonkę i nie wyobraża sobie życia bez niej... A jak prawda okaże się zupełnie inna, nie taka jak oczekuje Autor - co wtedy ???
Pamiętajcie, że ten tzw. flirt trwał rok czasu, a nie mamy pewności czy nawet dłużej - to jest szmat czasu !!!
Zmiana zachowania małżonki, nawyków - to też o czymś świadczy...
Mam nadzieje, że się mylę...
Dla mnie szkoda czasu na bezczynność i nie wybaczyłbym sobie w przyszłości jakby coś wyszło, że nic nie zrobiłem tylko traciłem czas czekając na cud...
A zaufanie - ktoś pierwszy je nadużył...
Ile mamy tutaj wątków, gdzie małżonka zaręczała chęć naprawy, szli nawet razem na terapie - a jak gość podłożył dyktafon, prawda okazała się być zupełnie inna...
Zaufanie w związku z czasem można odbudować, ale prawdy nie da się zmienić...

no ale czego Ci szkoda Artii: paru miesięcym, roku życia? czym to jest wobec rodziny, tylu lat wspólnych?

Maku, nie podważaj tej czujnosci po.. Bo dobrze wiesz że jak już mleko się wylało, to czujność się zwiększa 1000 razy.
i zmysł oibserwacji.

Eluś na życia w zakłamaniu smile

ale to nie Twoje zakłamanie było big_smile

88

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Ela210 napisał/a:

Bo dobrze wiesz że jak już mleko się wylało, to czujność się zwiększa 1000 razy.
i zmysł oibserwacji.

W punkt. Samoistnie zwracam uwagę na różne zachowania, na które wcześniej nigdy bym nie zwrócił najmniejszej uwagi.

Co do wyjaśnień żony, to na pewno nie raz jeszcze czeka nas rozmowa. To że nie będę kontrolował, nie oznacza, że temat jest całkowicie zamknięty dla mnie. Nie chcę budować przyszłości na kontrolowaniu i podsłuchach, ale przeszłość chcę wyjaśnić.

Czy boję się prawdy jak napisał Artiii? Uważam, że nie. Podejmuję taką decyzję z wszelkimi możliwymi przyszłymi konsekwencjami takiego posunięcia, a zdaję sobie sprawę, że może być różnie. Prawda i tak wyjdzie. Mi czasu nie szkoda.

89

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Bo dobrze wiesz że jak już mleko się wylało, to czujność się zwiększa 1000 razy.
i zmysł oibserwacji.

W punkt. Samoistnie zwracam uwagę na różne zachowania, na które wcześniej nigdy bym nie zwrócił najmniejszej uwagi.

Co do wyjaśnień żony, to na pewno nie raz jeszcze czeka nas rozmowa. To że nie będę kontrolował, nie oznacza, że temat jest całkowicie zamknięty dla mnie. Nie chcę budować przyszłości na kontrolowaniu i podsłuchach, ale przeszłość chcę wyjaśnić.

Czy boję się prawdy jak napisał Artiii? Uważam, że nie. Podejmuję taką decyzję z wszelkimi możliwymi przyszłymi konsekwencjami takiego posunięcia, a zdaję sobie sprawę, że może być różnie. Prawda i tak wyjdzie. Mi czasu nie szkoda.

Andrzeju jeżeli sobie zdajesz sprawę z konsekwencji swojego postępowania to - OK.
Jak już powiedziałem to Twoje życie i nikt inny, tylko Ty sam wiesz, co dla Ciebie będzie najlepsze...
Pozdrawiam smile

90

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Ela210 napisał/a:

Maku, nie podważaj tej czujnosci po.. Bo dobrze wiesz że jak już mleko się wylało, to czujność się zwiększa 1000 razy.
i zmysł oibserwacji.

Nie podważam, uważam że to za mało.
Nie da rady być "czujny" 24/7 dni i tak np. przez 3 miesiące. Dyktafon to tylko narzędzie które albo go utwierdzi że jest teraz dobrze albo utwierdzi, że żona odpłynęła.
Przypominam żona Andrzeja była przez rok w relacji z innym facetem – w jakiej tego nie wiemy – ona podkopała jego zaufanie a on zamiast mieć pewność (dyktafon) twierdzi że to jest nie do przyjęcia bo on nie będzie kontrolował, sprawdzenie billingu do bani (jak dla mnie boi się sprawdzić żeby go ta wiedza nie dobiła)
A "czujność" razy 1000 nie jest formą kontroli? Już nie będzie patrzył co żona robi? Gdzie wychodzi? Itd. itp.? Przecież to mydlenie oczu bo ta "czujność to będzie kontrola.

Andrzej_Whynot napisał/a:

W punkt. Samoistnie zwracam uwagę na różne zachowania, na które wcześniej nigdy bym nie zwrócił najmniejszej uwagi.
Co do wyjaśnień żony, to na pewno nie raz jeszcze czeka nas rozmowa. To że nie będę kontrolował, nie oznacza, że temat jest całkowicie zamknięty dla mnie

I to jest forma kontroli - uwaga – jaką będziesz jej poświęcał będzie formą kontroli jej zachowania.

Andrzej_Whynot napisał/a:

Nie chcę budować przyszłości na kontrolowaniu i podsłuchach, ale przeszłość chcę wyjaśnić.

A ktoś Ci każe na tym budować przyszłość? 
Dyktafon niczego nie tworzy ale może Tobie pomóc odbudować zaufanie do żony – pod warunkiem że nie nagra jak gada z tamtym. I to ma być czasowe a nie wielomiesięczne czy wieloletnie.
Jak chcesz wyjaśnić przeszłość? Bazując tylko na słowach żony? I nigdzie ich nie potwierdzisz kierując się zasadą- ufam nie sprawdzam? Przecież to żona tę ufność zniszczyła a Ty na słowo chcesz jej wierzyć?
Boisz się sprawdzić billingi żeby nie zobaczyć iż wysyłała zdjęcia?
Że ich kontakty trwają dłużej?
Że te rozmowy były wielogodzinne?
Bez urazy ale takie ślepe zaufanie/wiara jest głupie.

Andrzej_Whynot napisał/a:

Prawda i tak wyjdzie

Nie koniecznie, jeśli ją pomożesz zakopać nigdy jej nie poznasz.
Ale nie ma musu rób jak uważasz.

91 Ostatnio edytowany przez Chio (2020-12-20 18:30:30)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Myślę,że szansę warto dać ale...
Jeśli o mnie chodzi to chciałabym mieć wiedzę,jak daleko sytuacja zaszła i wtedy podjąć decyzję co dalej. Nie chodzi o szpiegowanie ale o to by stanąć w prawdzie o ile Autor jest gotów na to czego się dowie w ramach prawdy. Ja bym poprosiła o telefon ,jeśli nie ma nic do ukrycia,to są osoby ,które potrafią odzyskiwać dane wykasowane.Obserwowała bym reakcję,ale tak ustawiając sprawę trzeba być pewnym,że się chce znać prawdę. Żona autora jeśli nie ma nic do ukrycia ,jako ta która zawiodła zaufanie, nie powinna mieć nic przeciwko temu. Myślę,że zastanawiałam bym się zawsze co się wydarzyło ,albo mogło wydarzyć gdyby znajomość była kontynuowana.W oparciu o prawdę,można iść dalej lub dawać szansę bo tak czy inaczej szambo wybije z tej czy innej strony.

92

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

kontrola to najwyższa forma zaufania
puść wolno, jak nie wróci to nigdy nie była twoja (miłość)
paradoks kłamcy - jak zaufać kłamcy i kiedy nie kłamie
nie mierz drugiego człowieka swoimi standardami
ktoś kto przestał kochać nigdy tej samej osoby nie pokocha tamtą taką samą miłościa
nie można cofnąć się z przekroczonej granicy i udawać że nigdy się jej nie przekroczyło
apetyt rośnie w miarę jedzenia
brak konsekwencji jest w rzeczywistości zachętą do przekraczania kolejnych granic
żaden mąż nie ma szans w starciu z kochankiem to jak porównać nudne stabilne życie z pełnym przygód, wycieczek, zabawy
osoba zauroczona to jak alkoholik - winni są wszyscy nawet sklepy lecz nie on
zdrada zaczyna się od kasowania sms (ukrywania)
mąż zawsze dowiaduje się na końcu o zdradzie
kobieta nigdy nie przyzna się do zdrady bo to świadczyłoby kim jest a tego by nie uniosła przez swoje ego

to część powiedzonek pojawiających się na forach gdzie zaistniała zdrada , mądry wyciągnie wnioski a głupi dalej będzie stał w miejscu aż upadnie.

93

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Nie za bardzo mam czas wszystko czytać ale powiem tak - to, co mnie najbardziej zmartwiło w Twojej historii to fakt, że Twoja żona przyłapana na emocjonalnej zdradzie (nazywajmy rzeczy po imieniu) - zamiast przeprosic i probować odzyskać Twoje zaufanie - usunela dowody, bagatelizuje temat i robi z Ciebie idiote ("przesadzasz"). Niestety ale zdrada zaczyna się w głowie. Nawet jesli nie poszli jeszcze do łóżka (bo sądzę, ze jeszcze nie) - to mnie najbardziej tu martwi jej podejscie do Twojej osoby juz teraz. Niestety BARDZO przypomina wiadomy schemat...Zdeprecjonowanie w głowie partnera, motylki z "nowym", nie liczenie się z bólem partnera i jego uczuciami...Nawet jesli sie z nim nie przespala - emocjonalnie juz jest tam.
Co ja bym zrobiła? To, co mowi męska część przedmowcow. ZDERZ JĄ ZE ŚCIANĄ. Żadne tam pitu pitu i romantyczne kolacje, zeby "wrocilo uczucie". Na tym etapie mozesz pomarzyc. Tak, ona pojdzie z Toba na kolacje, nawet przespi sie z Toba, ale juz ją ciągnie na zewnatrz. Jesli chcesz ochłodzić jej zapędy i sprawić żeby ZNOwu CIĘ SZANOWAŁA (teraz CIę już nie szanuje) - to tylko pokazanie, że nie jestes kolesiem, co sobie pozwoli na takie akcje. Przeszłam to sama. Poznałąm sporo ludzi po takich przejsciach. Przerobilam swoje. Uwierz mi - TYLKO zderzenie ze sciana wywoła jej refleksję. Zadne rozmowy o Was, żadne "czego CI brakowało w malzenstwie", zadne przepłakane pół nocy i zwierzenia...Czy mozesz np wyjechac na kilka dni, powiedziec jej ze to dla niej czas na zastanowienie czy chce z CIebie idiote robić - i po powrocie neich Ci da znac, a jesli nakryjesz ją jeszcze raz na takim czyms to pozew. I bądź zdecydowany. Niech uwierzy.
Powiem CI tak - jesli tego nie zrobisz, to na 99% masz zdrade.

94

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
PainIsFinite napisał/a:

Nie za bardzo mam czas wszystko czytać ale powiem tak - to, co mnie najbardziej zmartwiło w Twojej historii to fakt, że Twoja żona przyłapana na emocjonalnej zdradzie (nazywajmy rzeczy po imieniu) - zamiast przeprosic i probować odzyskać Twoje zaufanie - usunela dowody, bagatelizuje temat i robi z Ciebie idiote ("przesadzasz"). Niestety ale zdrada zaczyna się w głowie. Nawet jesli nie poszli jeszcze do łóżka (bo sądzę, ze jeszcze nie) - to mnie najbardziej tu martwi jej podejscie do Twojej osoby juz teraz. Niestety BARDZO przypomina wiadomy schemat...Zdeprecjonowanie w głowie partnera, motylki z "nowym", nie liczenie się z bólem partnera i jego uczuciami...Nawet jesli sie z nim nie przespala - emocjonalnie juz jest tam.
Co ja bym zrobiła? To, co mowi męska część przedmowcow. ZDERZ JĄ ZE ŚCIANĄ. Żadne tam pitu pitu i romantyczne kolacje, zeby "wrocilo uczucie". Na tym etapie mozesz pomarzyc. Tak, ona pojdzie z Toba na kolacje, nawet przespi sie z Toba, ale juz ją ciągnie na zewnatrz. Jesli chcesz ochłodzić jej zapędy i sprawić żeby ZNOwu CIĘ SZANOWAŁA (teraz CIę już nie szanuje) - to tylko pokazanie, że nie jestes kolesiem, co sobie pozwoli na takie akcje. Przeszłam to sama. Poznałąm sporo ludzi po takich przejsciach. Przerobilam swoje. Uwierz mi - TYLKO zderzenie ze sciana wywoła jej refleksję. Zadne rozmowy o Was, żadne "czego CI brakowało w malzenstwie", zadne przepłakane pół nocy i zwierzenia...Czy mozesz np wyjechac na kilka dni, powiedziec jej ze to dla niej czas na zastanowienie czy chce z CIebie idiote robić - i po powrocie neich Ci da znac, a jesli nakryjesz ją jeszcze raz na takim czyms to pozew. I bądź zdecydowany. Niech uwierzy.
Powiem CI tak - jesli tego nie zrobisz, to na 99% masz zdrade.

Zgadzam się z tym, że trochę robi ze mnie idiotę. Wkręca mi, że przesadzam, że nic się nie stało, że ona nie wiedziała o co w tej grze chodzi. I tak, jest to emocjonalna zdrada to co zrobiła. Zgadzam się w tej kwestii. Tu jest sporo do poprawy, przegadania, "przepracowania" jak to się popularnie teraz mówi.

Pozostałe kwestie to nie do końca tak. Zaufanie chce odzyskać, powiedziała mi to wielokrotnie. Jeśli bym chciał, to mogę w każdej chwili wziąć jej telefon i sprawdzać co mi się podoba (ale nie chcę). Zadzwoniła do niego, i powiedziała że takie gadki muszą się skończyć między nimi. Za to pisanie przeprosiła, ale to wg mnie takie kijowe przeprosiny, bo na zasadzie, że skoro mnie to dotknęło, to przeprasza, no nie chciała zebym się źle czuł. Ale ona generalnie nic do typa nie miała, i nie zakumała, że wdała się we flirt, myślała że to zwykłe koleżeństwo.

No z tego to wymiękam ciągle i jej dogryzam czasem. Gimbaza by złapała w 3 sek. o co gościowi chodzi, a tu dojrzała, doświadczona kobieta, i biedna nie wiedziała o co kaman. Pierd**enie o Szopenie.

Powiedziała mi raz, że czuje się "niegodna" mnie po tym wszystkim i że jej źle z tym, ze przez "taką głupotę" tak straciła w moich oczach. Widzę też, że wcale nie jest jej lekko i to mnie cieszy, że gdzieś tam cierpi w tej sytuacji wewnętrznie że się zepsuło. Gorzej jakby zachowywala się jakby nic się nie stało w naszej relacji. Jednocześnie jednak idzie w zaparte, że tam nic nie było. Więc jedno przeczy trochę drugiemu.

Powiedziane miała jasno i wyraźnie i wielokrotnie, że jeśli temat się powtórzy, z nim czy z kimkolwiek, to - mówiąc krótko - ja to pier**le. Powiedziałem że mi niepotrzebna kobieta żebym myślał, czy ona z kimś się nie bajeruje, nakręca, wysyła sobie fotki czy - nie daj boże - puszcza się z kimś tam. Nie o to w tym chodzi przecież. Zaufaj mi, powiedziałem to tak dosadnie, że na pewno wierzy, że kolejnej szansy nie będzie.

95

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Padlam. Tracisz w oczach zony, nawet tego nie widzac, a twoja pozycja musi juz od dawna byc slaba.
W twoim malzenstwie nie dzieje sie dobrze, skoro musicie uciekac do tak teatralnych zachowan.
Przemysl to. Wnioski mozna robic na podstawie jasnych zachowan, korych masz pod dostatkiem.
Zastanow sie tez czego chcesz.

96 Ostatnio edytowany przez prego (2020-12-21 10:08:52)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Pierd**enie o Szopenie.

Tyle są warte teraz wasze rozmowy.

Andrzej_Whynot napisał/a:

Jeśli bym chciał, to mogę w każdej chwili wziąć jej telefon i sprawdzać co mi się podoba (ale nie chcę). Zadzwoniła do niego, i powiedziała że takie gadki muszą się skończyć między nimi.

big_smile Ten trik musi występować w prawie każdej podobnej sprawie. A chodzi jedynie, żebyś się odczepił i dał spokojnie ludziom romansować.

Andrzej_Whynot napisał/a:

Widzę też, że wcale nie jest jej lekko i to mnie cieszy, że gdzieś tam cierpi w tej sytuacji wewnętrznie że się zepsuło. Gorzej jakby zachowywala się jakby nic się nie stało w naszej relacji. Jednocześnie jednak idzie w zaparte, że tam nic nie było. Więc jedno przeczy trochę drugiemu.

Jest jej ciężko, bo zapewne wystraszył się lovelas i ochłodził ich stosunki. Czego bardzo jej brakuje.

97 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-21 11:37:29)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

.nie wiem co byście chcieli? Żeby zatrudnił się na etacie psa gończego iwzial na siebie ciężar pilnowania żony bo ona sama pilnować się nie chce.?.
Nie, ten "telefon do przyjaciela to często emocjonalne wymaganie zdradzonego smile
Taki dowód hierarchii, głupi smile
A nie sprytny pomysł kochanków.

98

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Oni...razem...pracują.
I tak Ela żony/męża nikt nie upilnuje wbrew jej woli.
Problemem autora jest to że tak bardzo chce "życzeniowo" ratować małżeństwo.
Że przymyka oczy na fakt iż to dopiero początek drogi "naprawy" małżeństwa.
Tak dalece stracił zaufanie że nie wierzy żonie w to co mówi - a właściwie w jakie słowa ma wierzyć - i chyba nie wie jak ona ma je odzyskać.
Dlatego maniakalnie smile będę powtarzał - jedynie w co może wierzyć to co może dotknąć, chociażby bilingi, gdzie może potwierdzić słowa żony iż trwa to rok.
Proste, łatwe, namacalne. Nie musi tutaj wierzyć na słowo, tylko swoim oczom - im chyba wierzy.

99 Ostatnio edytowany przez Artiii (2020-12-21 12:27:32)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

Powiedziała mi raz, że czuje się "niegodna" mnie po tym wszystkim i że jej źle z tym, ze przez "taką głupotę" tak straciła w moich oczach. Widzę też, że wcale nie jest jej lekko i to mnie cieszy, że gdzieś tam cierpi w tej sytuacji wewnętrznie że się zepsuło. Gorzej jakby zachowywala się jakby nic się nie stało w naszej relacji. Jednocześnie jednak idzie w zaparte, że tam nic nie było. Więc jedno przeczy trochę drugiemu.

Powiedziane miała jasno i wyraźnie i wielokrotnie, że jeśli temat się powtórzy, z nim czy z kimkolwiek, to - mówiąc krótko - ja to pier**le. Powiedziałem że mi niepotrzebna kobieta żebym myślał, czy ona z kimś się nie bajeruje, nakręca, wysyła sobie fotki czy - nie daj boże - puszcza się z kimś tam. Nie o to w tym chodzi przecież. Zaufaj mi, powiedziałem to tak dosadnie, że na pewno wierzy, że kolejnej szansy nie będzie.

Autorze stworzyłeś sobie wyidealizowany obraz swojej żony i tylko w to chcesz wierzyć...
Ostatni Twój wpis mówi, że nie wyciągnąłeś żadnych wniosków...
Masz dużą broń w postaci tego Forum - tutaj jest baza wiedzy, wystarczy chcieć - Ty tego jednak nie zrobiłeś...

Tak jak mówiłem szanuję Twoją decyzję, chcesz czekać to czekaj, wiesz co robisz... (Obserwuj i tak nic nie zobaczysz, poza tym co Twoja małżonka będzie chciała żebyś zobaczył)

A grożenie jej palcem, jak dziecku to jednoznacznie możesz kupić jej bukiet kwiatów z szampanem na przeprosiny. (Bo tak się zachowujesz)

Niestety z takim Twoim podejściem wrócisz tutaj na Forum szybciej niż myślisz, ale o wiele bardziej w podlejszym nastroju...

100 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-12-21 12:54:35)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Andrzej_Whynot napisał/a:

...Powiedziała mi raz, że czuje się "niegodna" mnie po tym wszystkim i że jej źle z tym, ze przez "taką głupotę" tak straciła w moich oczach.

No i stało się oplułem monitor .... Andriu, Ty tak poważnie czy bekę z nas kręcisz ?

Andrzej_Whynot napisał/a:

..Zgadzam się z tym, że trochę robi ze mnie idiotę...

ja tez się zgadzam, robi ... jak widać wyżej chyba nie "trochę"

101

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

102 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-12-21 14:21:33)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

Czyli Ty nie zrobiłaś nic od siebie ?Mąż dostał cukierka w nagrodę bo tak zabiegał,przelicytował rywala.
Tylko czekałaś aż mąż się postara wykaże się taki kasting z rywalem ,poszłaś moim zdaniem w złudzenie kolejne ,że brałaś udział w ratowaniu związku ,niewiele od siebie dałaś ,czekałaś .Usprawiedliwiasz tym staraniem męża o Ciebie swoje wybory i decyzje pośrednio w swoje własne odpłynięcie i wszystkie przyzwolenia na niewierność.W zawoalowany sposób obwiniasz męża i przerzucasz odpowiedzialność za własne zaniedbania w związku ,przede wszystkim za swój zastój w rozwoju więzi i bierność.   
roszczeniowo dość podchodzisz do męża .Marnie to dla niego rokuje na przyszłość .
Jesteś tym słabym ogniwem w związku Zoee niestety tylko jeszcze to długo do Ciebie nie dojdzie.
wygląda na to że mąż jest jednak opcją a Twoja wierność ma mnóstwo warunków do spełnienia nie przez Ciebie a to mąż ma robić i tańczyć wkoło Ciebie.Kij i marchewka,masz dużo pychy w sobie żeś taki ósmy cud świata .Nie przebija się u ciebie szacunek do męża tylko zachwyt nad sobą.
Tendencyjnie i klasycznie zamiecione pod dywan pod sztandarem niby walki - słabo.
Kiedyś Twój mąż pęknie i okaże słabość bo wszyscy pękają co wtedy zrobisz,przecież może przestać tańczyć wokół Ciebie ,nie spełni oczekiwań i pójdzie na śmietnik. Wyrachowana jesteś i roszczeniowa,nie za bardzo dojrzała i świadoma tego jaką masz postawę.
Coś za dużo Ci brakuje chyba ,albo brakowało,warunki i oczekiwania podejrzana sprawa u Ciebie.
Strach Twojego męża przed Twoim odejściem Ciebie tak zachwycił i trzyma Ciebie w tym związku ,z łaski tam jesteś a nie dobrowolnie.Twoje roszczeniowe deficyty to Twój problem nie męża ,niesamodzielna jawisz się ,tak Ciebie zaniedbywał bidulkę.
Nie akceptujesz męża ,stawiasz mu warunki i cele.Co daje od siebie?
Wiem że to dość surowe co napisałem i tylko po przeczytaniu tego jednego posta,ale racjonalizujesz ,relatywizujesz,usprawiedliwiasz się o wiele bardziej tendencyjnie niż Ci się wydaje.

103

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Zoee zapewne masz teraz piękne i cudowne życie jak nigdy dotąd, spełniacie się i nie wyobrażasz sobie życia bez niego, do czasu...
Jak dla mnie strasznie płytko myślisz...
Wielu tutaj walczyło, poświęcało się...
Obrażasz osoby skrzywdzone, a większość tutaj chce właśnie Autorowi pomóc, pojmujesz to ??? Chce mu pomóc, żeby nie podzielił ich losu..
Zdrada w małżeństwie, to często następswo nudy i rutuny !!! (Zwłaszcza w dzisiejszych czasach)
Jesteś WINNA !!! I jeszcze masz szczelność tutaj się wybielać !!! Żenada, życzę powodzenia w dalszym swoim zakłamanym życiu...

104

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
paslawek napisał/a:

Kiedyś Twój mąż pęknie i okaże słabość bo wszyscy pękają co wtedy zrobisz,przecież może przestać tańczyć wokół Ciebie ,nie spełni oczekiwań i pójdzie na śmietnik.

Ja bym tu jeszcze dodał, że zanim mąż pęknie, to może być tak, że sam wcześniej wyfrunie z gniazda. Może być tak, że nielojalności/zdrady wcale nie wybaczył i jak tylko jemu nadarzy sie okazja, to bez skrupułów z niej skorzysta.

105

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
merle napisał/a:
paslawek napisał/a:

Kiedyś Twój mąż pęknie i okaże słabość bo wszyscy pękają co wtedy zrobisz,przecież może przestać tańczyć wokół Ciebie ,nie spełni oczekiwań i pójdzie na śmietnik.

Ja bym tu jeszcze dodał, że zanim mąż pęknie, to może być tak, że sam wcześniej wyfrunie z gniazda. Może być tak, że nielojalności/zdrady wcale nie wybaczył i jak tylko jemu nadarzy sie okazja, to bez skrupułów z niej skorzysta.

Też tak może być.Jak być może ochłonie z tego wbijania go w poczucie winy i zobaczy kto tu kogo robi w rybę i trzyma na smyczy.
Wybaczył prawdopodobnie na wyrost ,bo tak bywa z tym pierwszym ciosem.Chodzi o to żeby uniknąć bólu  i stłumić go,staranie i niby walka to takie przekupstwo i znieczulenie się.Duży błąd takie przywiązanie i pokazywanie jak mężowi zależy,żonie nie specjalnie zależy.
Zdrada owszem nie bierze się z niczego jest decyzją i wyborem dokonanym przez tego kto pozwala sobie na niewierność,
szukając pretekstu w deficytach ,rekompensując je sobie biorąc cichy odwet za coś co spotkało lub nie spotkało emocjonalnie od zdradzonego,faktycznie i w urojeniach za nierealne oczekiwania i rozczarowania z tym związane.

106

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
paslawek napisał/a:
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

Czyli Ty nie zrobiłaś nic od siebie ?Mąż dostał cukierka w nagrodę bo tak zabiegał,przelicytował rywala.
Tylko czekałaś aż mąż się postara wykaże się taki kasting z rywalem ,poszłaś moim zdaniem w złudzenie kolejne ,że brałaś udział w ratowaniu związku ,niewiele od siebie dałaś ,czekałaś .Usprawiedliwiasz tym staraniem męża o Ciebie swoje wybory i decyzje pośrednio w swoje własne odpłynięcie i wszystkie przyzwolenia na niewierność.W zawoalowany sposób obwiniasz męża i przerzucasz odpowiedzialność za własne zaniedbania w związku ,przede wszystkim za swój zastój w rozwoju więzi i bierność.   
roszczeniowo dość podchodzisz do męża .Marnie to dla niego rokuje na przyszłość .
Jesteś tym słabym ogniwem w związku Zoee niestety tylko jeszcze to długo do Ciebie nie dojdzie.
wygląda na to że mąż jest jednak opcją a Twoja wierność ma mnóstwo warunków do spełnienia nie przez Ciebie a to mąż ma robić i tańczyć wkoło Ciebie.Kij i marchewka,masz dużo pychy w sobie żeś taki ósmy cud świata .
Tendencyjnie i klasycznie zamiecione pod dywan pod sztandarem niby walki - słabo.
Kiedyś Twój mąż pęknie i okaże słabość bo wszyscy pękają co wtedy zrobisz,przecież może przestać tańczyć wokół Ciebie ,nie spełni oczekiwań i pójdzie na śmietnik. Wyrachowana jesteś i roszczeniowa,nie za bardzo dojrzała i świadoma tego jaką masz postawę.
Coś za dużo Ci brakuje chyba ,albo brakowało,warunki i oczekiwania podejrzana sprawa u Ciebie.
Strach Twojego męża przed Twoim odejściem Ciebie tak zachwycił i trzyma Ciebie w tym związku ,z łaski tam jesteś a nie dobrowolnie.Twoje roszczeniowe deficyty to Twój problem nie męża ,niesamodzielna jawisz się ,tak Ciebie zaniedbywał bidulkę.
Nie akceptujesz męża ,stawiasz mu warunki i cele.Co daje od siebie?
Wiem że to dość surowe co napisałem i tylko po przeczytaniu tego jednego posta,ale racjonalizujesz ,relatywizujesz,usprawiedliwiasz się o wiele bardziej tendencyjnie niż Ci się wydaje.

Jestem przekonana ze każdy będąc w związku ma jakieś oczekiwania. Zwykle oczekuje się miłości, zauważenia i poczucia bycia ważnym. Bliskości, zrozumienia. Nie wydaje mi się by oczekiwanie tego bylo postawa rozczeniowa. Gdy tego zaczyna brakowac ktos zaczynała byc w tym związku po prostu nieszczęśliwy. W wieloletnich związkach to się zdarza pewnie nagminnie ale nie oznacza chyba ze tak musi byc.
Ja poprzez moja historie również uświadomiłam sobie jak niewiele trzeba by stracić ukochana osobę, jak również to ze dawałam z siebie dużo ale może nie koniecznie to czego on potrzebował. Teraz oboje troszczymy się o to by było nam razem dobrze. Nawzajem. Staramy się on dla mnie, ja dla niego i tak jest dobrze. I zapewne jeszcze dużo nas czeka wzlotow i upadków ale myślę że to naturalne jak się jest z kimś x lat.
Prosto jest rozwalić małżeństwo i rodzinę bo ktos "odpłynal" zamiast zadac sobie pytanie dlaczego tak się stało i co z tym można zrobić
Zwlaszcza jezeli jak w przypadku Autora nie doszło do zdrady. W moim przypadku nie doszło
A co ja robiłam dla związku? Między innymi to ze starałam się o to by mąż nigdy nie musiał "odpływać" i szukać gdzieś indziej tego czego mu brak. Albo to po prostu wziąść gdy samo przyjdzie.

107

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

Pasławek właściwie napisał wszystko w temacie.
Ja dodam że dawno nie czytałem tak butnego tłumaczenia zdrady.

108

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

Pasławek właściwie napisał wszystko w temacie.
Ja dodam że dawno nie czytałem tak butnego tłumaczenia zdrady.

A ja nic nie tlumacze bo i nie musze się tłumaczyć. Zdrady nie było. Nie potrzeba mi tez analizy mojej postawy czy wróżenia na przyszłość. Napisalam to co uznałam za słuszne. Jszeli autor chce walczyć to niech walczy. A jak?  to juz sobie sam zdecyduje
W jego małżeństwie nie wydarzyło się prawdopodobnie nic tak złego czego nie dałoby się odkręcić a tu proponuje mu się podsłuchy i detektywów co dla mnie jest naturalnym krokiem do zakończenia związku a nie ratowania. Zamiast zastanowie ia się co można zrobić żeby to posklejać

109

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:
paslawek napisał/a:
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

Czyli Ty nie zrobiłaś nic od siebie ?Mąż dostał cukierka w nagrodę bo tak zabiegał,przelicytował rywala.
Tylko czekałaś aż mąż się postara wykaże się taki kasting z rywalem ,poszłaś moim zdaniem w złudzenie kolejne ,że brałaś udział w ratowaniu związku ,niewiele od siebie dałaś ,czekałaś .Usprawiedliwiasz tym staraniem męża o Ciebie swoje wybory i decyzje pośrednio w swoje własne odpłynięcie i wszystkie przyzwolenia na niewierność.W zawoalowany sposób obwiniasz męża i przerzucasz odpowiedzialność za własne zaniedbania w związku ,przede wszystkim za swój zastój w rozwoju więzi i bierność.   
roszczeniowo dość podchodzisz do męża .Marnie to dla niego rokuje na przyszłość .
Jesteś tym słabym ogniwem w związku Zoee niestety tylko jeszcze to długo do Ciebie nie dojdzie.
wygląda na to że mąż jest jednak opcją a Twoja wierność ma mnóstwo warunków do spełnienia nie przez Ciebie a to mąż ma robić i tańczyć wkoło Ciebie.Kij i marchewka,masz dużo pychy w sobie żeś taki ósmy cud świata .
Tendencyjnie i klasycznie zamiecione pod dywan pod sztandarem niby walki - słabo.
Kiedyś Twój mąż pęknie i okaże słabość bo wszyscy pękają co wtedy zrobisz,przecież może przestać tańczyć wokół Ciebie ,nie spełni oczekiwań i pójdzie na śmietnik. Wyrachowana jesteś i roszczeniowa,nie za bardzo dojrzała i świadoma tego jaką masz postawę.
Coś za dużo Ci brakuje chyba ,albo brakowało,warunki i oczekiwania podejrzana sprawa u Ciebie.
Strach Twojego męża przed Twoim odejściem Ciebie tak zachwycił i trzyma Ciebie w tym związku ,z łaski tam jesteś a nie dobrowolnie.Twoje roszczeniowe deficyty to Twój problem nie męża ,niesamodzielna jawisz się ,tak Ciebie zaniedbywał bidulkę.
Nie akceptujesz męża ,stawiasz mu warunki i cele.Co daje od siebie?
Wiem że to dość surowe co napisałem i tylko po przeczytaniu tego jednego posta,ale racjonalizujesz ,relatywizujesz,usprawiedliwiasz się o wiele bardziej tendencyjnie niż Ci się wydaje.

Jestem przekonana ze każdy będąc w związku ma jakieś oczekiwania. Zwykle oczekuje się miłości, zauważenia i poczucia bycia ważnym. Bliskości, zrozumienia. Nie wydaje mi się by oczekiwanie tego bylo postawa rozczeniowa. Gdy tego zaczyna brakowac ktos zaczynała byc w tym związku po prostu nieszczęśliwy. W wieloletnich związkach to się zdarza pewnie nagminnie ale nie oznacza chyba ze tak musi byc.
Ja poprzez moja historie również uświadomiłam sobie jak niewiele trzeba by stracić ukochana osobę, jak również to ze dawałam z siebie dużo ale może nie koniecznie to czego on potrzebował. Teraz oboje troszczymy się o to by było nam razem dobrze. Nawzajem. Staramy się on dla mnie, ja dla niego i tak jest dobrze. I zapewne jeszcze dużo nas czeka wzlotow i upadków ale myślę że to naturalne jak się jest z kimś x lat.
Prosto jest rozwalić małżeństwo i rodzinę bo ktos "odpłynal" zamiast zadac sobie pytanie dlaczego tak się stało i co z tym można zrobić
Zwlaszcza jezeli jak w przypadku Autora nie doszło do zdrady. W moim przypadku nie doszło
A co ja robiłam dla związku? Między innymi to ze starałam się o to by mąż nigdy nie musiał "odpływać" i szukać gdzieś indziej tego czego mu brak. Albo to po prostu wziąść gdy samo przyjdzie.

Zoee zastanawiam się czy Ty celowo prowokujesz, czy jesteś po prostu egocentryczna ??

110

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

Pasławek właściwie napisał wszystko w temacie.
Ja dodam że dawno nie czytałem tak butnego tłumaczenia zdrady.

A ja nic nie tlumacze bo i nie musze się tłumaczyć. Zdrady nie było. Nie potrzeba mi tez analizy mojej postawy czy wróżenia na przyszłość. Napisalam to co uznałam za słuszne. Jszeli autor chce walczyć to niech walczy. A jak?  to juz sobie sam zdecyduje
W jego małżeństwie nie wydarzyło się prawdopodobnie nic tak złego czego nie dałoby się odkręcić a tu proponuje mu się podsłuchy i detektywów co dla mnie jest naturalnym krokiem do zakończenia związku a nie ratowania. Zamiast zastanowie ia się co można zrobić żeby to posklejać

Jasne że nie musisz się tłumaczyć tylko po co opis historii starań męża o żonę która chciała odejść?
I nie zdradziłaś? tylko ten wpis temu przeczy -"Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala"  - skoro miał rywala zdradziłaś.

111

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:

Pasławek właściwie napisał wszystko w temacie.
Ja dodam że dawno nie czytałem tak butnego tłumaczenia zdrady.

A ja nic nie tlumacze bo i nie musze się tłumaczyć. Zdrady nie było. Nie potrzeba mi tez analizy mojej postawy czy wróżenia na przyszłość. Napisalam to co uznałam za słuszne. Jszeli autor chce walczyć to niech walczy. A jak?  to juz sobie sam zdecyduje
W jego małżeństwie nie wydarzyło się prawdopodobnie nic tak złego czego nie dałoby się odkręcić a tu proponuje mu się podsłuchy i detektywów co dla mnie jest naturalnym krokiem do zakończenia związku a nie ratowania. Zamiast zastanowie ia się co można zrobić żeby to posklejać

Jasne że nie musisz się tłumaczyć tylko po co opis historii starań męża o żonę która chciała odejść?
I nie zdradziłaś? tylko ten wpis temu przeczy -"Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala"  - skoro miał rywala zdradziłaś.

Uwazam ze wiele związków rozpada się dlatego ze ludzie uważają ze sama przysięga albo samo bycie z kimś wiele lat wystarczy. A tak nie jest. Mój "romans" zakończył się zanim się rozpoczął wiec ja nie uważam bym zdradziła ale to jak to nazwać nie ma znaczenia. Dla mnie ważne jest to ze dzieki postawie mojego męża ale i mojej ten "romans" nie doszedł do skutku i paradoksalnie uświadomił nam obu co jest dla nas ważne.
A opis po to by pokazać Autorowi inny punkt widzenia. Przeciez zrobi z tym co chce

112

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:

Pasławek właściwie napisał wszystko w temacie.
Ja dodam że dawno nie czytałem tak butnego tłumaczenia zdrady.

A ja nic nie tlumacze bo i nie musze się tłumaczyć. Zdrady nie było. Nie potrzeba mi tez analizy mojej postawy czy wróżenia na przyszłość. Napisalam to co uznałam za słuszne. Jszeli autor chce walczyć to niech walczy. A jak?  to juz sobie sam zdecyduje
W jego małżeństwie nie wydarzyło się prawdopodobnie nic tak złego czego nie dałoby się odkręcić a tu proponuje mu się podsłuchy i detektywów co dla mnie jest naturalnym krokiem do zakończenia związku a nie ratowania. Zamiast zastanowie ia się co można zrobić żeby to posklejać

Jasne że nie musisz się tłumaczyć tylko po co opis historii starań męża o żonę która chciała odejść?
I nie zdradziłaś? tylko ten wpis temu przeczy -"Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala"  - skoro miał rywala zdradziłaś.

Zoee przypomina mi moją byłą szwagierkę, która romansowała z kolesiem przez komunikator, odleciała emocjonalnie - po czasie koleś ją kopnął w 4 litery... Uważa, że nie zdradziła, przecież tylko klikała z nim, czuje się oszukana i uważa, że mąż powinien się bardziej starać !!!

113 Ostatnio edytowany przez Britan (2020-12-21 15:10:57)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:

Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.

W takim razie taka przysięga nie ma w ogóle sensu logicznego.
Po co obiecywać coś w co nawet nie wierzy? Zwykła manipulacja i kłamstwo.

114

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Zoe
A czemu odpłynęłaś od swojego męża? I co robiłaś z tym rywalem, daleko to zaszło?
Bo opis starań Twojego męża może wyglądać na... wiesz... taki jakby prosił "nie odchodź"a Ty w swojej łaskawości go przyjęłaś. Nie znamy kontekstu, stąd można uznać Cię za egoistkę.

115

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:

A ja nic nie tlumacze bo i nie musze się tłumaczyć. Zdrady nie było. Nie potrzeba mi tez analizy mojej postawy czy wróżenia na przyszłość. Napisalam to co uznałam za słuszne. Jszeli autor chce walczyć to niech walczy. A jak?  to juz sobie sam zdecyduje
W jego małżeństwie nie wydarzyło się prawdopodobnie nic tak złego czego nie dałoby się odkręcić a tu proponuje mu się podsłuchy i detektywów co dla mnie jest naturalnym krokiem do zakończenia związku a nie ratowania. Zamiast zastanowie ia się co można zrobić żeby to posklejać

Jasne że nie musisz się tłumaczyć tylko po co opis historii starań męża o żonę która chciała odejść?
I nie zdradziłaś? tylko ten wpis temu przeczy -"Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala"  - skoro miał rywala zdradziłaś.

Uwazam ze wiele związków rozpada się dlatego ze ludzie uważają ze sama przysięga albo samo bycie z kimś wiele lat wystarczy. A tak nie jest. Mój "romans" zakończył się zanim się rozpoczął wiec ja nie uważam bym zdradziła ale to jak to nazwać nie ma znaczenia. Dla mnie ważne jest to ze dzieki postawie mojego męża ale i mojej ten "romans" nie doszedł do skutku i paradoksalnie uświadomił nam obu co jest dla nas ważne.
A opis po to by pokazać Autorowi inny punkt widzenia. Przeciez zrobi z tym co chce

Zaprzeczasz sama sobie, to jak był romans czy go nie było ???

116

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:

A ja nic nie tlumacze bo i nie musze się tłumaczyć. Zdrady nie było. Nie potrzeba mi tez analizy mojej postawy czy wróżenia na przyszłość. Napisalam to co uznałam za słuszne. Jszeli autor chce walczyć to niech walczy. A jak?  to juz sobie sam zdecyduje
W jego małżeństwie nie wydarzyło się prawdopodobnie nic tak złego czego nie dałoby się odkręcić a tu proponuje mu się podsłuchy i detektywów co dla mnie jest naturalnym krokiem do zakończenia związku a nie ratowania. Zamiast zastanowie ia się co można zrobić żeby to posklejać

Jasne że nie musisz się tłumaczyć tylko po co opis historii starań męża o żonę która chciała odejść?
I nie zdradziłaś? tylko ten wpis temu przeczy -"Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala"  - skoro miał rywala zdradziłaś.

Uwazam ze wiele związków rozpada się dlatego ze ludzie uważają ze sama przysięga albo samo bycie z kimś wiele lat wystarczy. A tak nie jest. Mój "romans" zakończył się zanim się rozpoczął wiec ja nie uważam bym zdradziła ale to jak to nazwać nie ma znaczenia. Dla mnie ważne jest to ze dzieki postawie mojego męża ale i mojej ten "romans" nie doszedł do skutku i paradoksalnie uświadomił nam obu co jest dla nas ważne.
A opis po to by pokazać Autorowi inny punkt widzenia. Przeciez zrobi z tym co chce

Gdybyś sobie nie znalazła "rywala" męża mógłbym przyznać Ci rację a tak powiem... Zoee nie tłumacz się.

117

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:

Jasne że nie musisz się tłumaczyć tylko po co opis historii starań męża o żonę która chciała odejść?
I nie zdradziłaś? tylko ten wpis temu przeczy -"Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala"  - skoro miał rywala zdradziłaś.

Uwazam ze wiele związków rozpada się dlatego ze ludzie uważają ze sama przysięga albo samo bycie z kimś wiele lat wystarczy. A tak nie jest. Mój "romans" zakończył się zanim się rozpoczął wiec ja nie uważam bym zdradziła ale to jak to nazwać nie ma znaczenia. Dla mnie ważne jest to ze dzieki postawie mojego męża ale i mojej ten "romans" nie doszedł do skutku i paradoksalnie uświadomił nam obu co jest dla nas ważne.
A opis po to by pokazać Autorowi inny punkt widzenia. Przeciez zrobi z tym co chce

Gdybyś sobie nie znalazła "rywala" męża mógłbym przyznać Ci rację a tak powiem... Zoee nie tłumacz się.

No i właśnie nie będę. To nie moj wątek.

118

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:
maku2 napisał/a:
Zoee napisał/a:

Uwazam ze wiele związków rozpada się dlatego ze ludzie uważają ze sama przysięga albo samo bycie z kimś wiele lat wystarczy. A tak nie jest. Mój "romans" zakończył się zanim się rozpoczął wiec ja nie uważam bym zdradziła ale to jak to nazwać nie ma znaczenia. Dla mnie ważne jest to ze dzieki postawie mojego męża ale i mojej ten "romans" nie doszedł do skutku i paradoksalnie uświadomił nam obu co jest dla nas ważne.
A opis po to by pokazać Autorowi inny punkt widzenia. Przeciez zrobi z tym co chce

Gdybyś sobie nie znalazła "rywala" męża mógłbym przyznać Ci rację a tak powiem... Zoee nie tłumacz się.

No i właśnie nie będę. To nie moj wątek.

Brawo

119 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-12-21 16:15:10)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Zoee napisał/a:

Autorze zauważyłeś zapewne ze na tym forum piszą głównie osoby zdradzone i nie trudno dostrzec pewne tendencje. Po pierwsze jak ktoś zdradza to ma kryzys wieku średniego, jest ryczaca czterdziestka, poleciał na komplementy, zachciało się motyli w brzuchu itp. Po drugie osoby zdradzone przedziwnie wypierają fakt ze zdrada zwykle nie bierze się z nikąd. Moze czasami tak jest ale jak czytam ze w związku bylo cudownie i nikomu niczego nie brakowało a nagle on czy ona zdradzili to śmiać mi się chce. Zdrada to niejednokrotnie odpowiedź na jakieś deficyty wiec z nikąd sie nie bierze. No i po trzecie...stwierdzenia ze po co ci taka kobieta, ze odpłynęła, że nie ma już co zbierać...
Nie dziwi mnie ze tak piszą osoby których zwiazki rozpadły się przez zdradę. Oni najlepiej wuwdza co czuje osoba zdradzona ale nie maja pojęcia co czuje osoba która zdradza.  jeżeli chcesz zawalczyć to zrob to i nie skreślaj związku. I ja bym na twoim miejscu nie słuchała rad osob które związku nie uratowały

Gdyby moj maz na pewnym etapie naszego małżeństwa obraził się na mnie i ukarał odsunieciem to ze "odpłynęłam" i do tego zalozyl podsłuchy w domu to rzeczywiście odpłynęłabym na dobre. Byloby juz po rodzinie.
A on postąpił inaczej. Z tygodnia na tydzień dawal z siebie coraz więcej, dawał mi wszystko to czego wcześniej mi brakowało, rozmawiał ze mną dużo, organizował wyjazdy, wspólne spędzanie czasu, zaczął doceniać to jak ja się staram dla niego i rodziny, to jak dbam o siebie i jak wyglądam.  Im dłużej to trwalo tym bardziej i ja zaczynałam znow starać się dla niego. I tak się nakrecalismy wzajemnie dając sobie nawzajem coraz więcej. I w naturalny sposób zlizalismy się do siebie przypominając sobie czemu właściwie jestesmy razem.
Nic w życiu nie jest dane na zawsze i nawet raz złożona przysięga nie oznacza ze ktos bedzie wierny bo tak obiecał. Niestety to tak nie działa.
Mój mąż po prostu poczul ze ma rywala i ze musi zawalczyć o mnie tak jak kiedyś zanim powiedzieliśmy sobie tak. A w pewnym momencie ja stanęłam przed decyzja i po prostu wybrałam jego. Mimo ze nie zapewniał juz motylków w brzuchu ale dawał mi i daje o wiele więcej. On mi to pokazal, ja mialam szanse to dostrzec i uważam że to uratowało nasze małżeństwo a moglo byc roznie. I nigdy nie zapomnę tego ze o mnie zawalczyl.
Moze warto tak na to spojrzeć.

ciężko odnosić się do jakiegokolwiek zdania bo wszystkie są, przepraszam za określenie ... szumem informacyjnym zakłócającym rzeczywiste dane. Chciałem napisać, że są bełkotem ale się powstrzymałem.
Dla Twoje wiedzy Zoee ... ja starałem się, sporo czasu straciłem na próbie ratowanie rodziny.
Żałuję, że nie pogoniłem bz od razu tylko wiele miesięcy starałem się, walczyłem czasem wręcz dosłownie.
Zdrada nie bierze się znikąd tylko z tendencji zdradzacza takiego jak Ty, w zdradzie nie ma ani krzty winy osoby zdradzanej i stawianie tak sprawy jak zrobiłaś jest wyłącznie próbą wybielenia siebie i skarykaturyzowaniem związku.
To co napisałaś jest absurdalne.

120

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
bullet napisał/a:

Zdrada nie bierze się znikąd tylko z tendencji zdradzacza takiego jak Ty, w zdradzie nie ma ani krzty winy osoby zdradzanej i stawianie tak sprawy jak zrobiłaś jest wyłącznie próbą wybielenia siebie i skarykaturyzowaniem związku.
To co napisałaś jest absurdalne.

Amen.

121

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Trochę racji ma. Ja biorę cała winę na siebie w tych punktach:

- za to że nie pogoniłem 6 lat temu jak pierwszy raz mnie zdradziła
- za to że nie spakowałem jż jak tylko odkryłem ponowną zdradę teraz (tylko znów chciałem zawalczyć)
- za to że ją tak mocno kochałem i byłem ślepy na jej potrzeby (bo ich nie komunikowała)
- za to że ją kiedyś wybrałem, rozkochałem się w niej, wziąłem za żonę
- za to że tak naprawdę nie byłem człowiekiem którego ona potrafiła kochać przez całe życie (kochała pewnie tylko okresami w swoim życiu, albo wcale)
- za to że tak bardzo do niej nie pasowałem, że musiała szukać adoracji na boku (a wiem że sama szukała sobie poznając różnych panów, aż w końcu trafiła na tego jedynego dla którego mnie zostawiła)

Wszystko to moja wina, biorę to na klatę.

122

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Chyba trochę za ostro podchodzimy do Zoee. Prawda gdzieś tam leży po środku. Widomo, że zdradzie winna jest jedna osoba. Ktoś dojrzały emocjonalnie po prostu zakończy relację, jeśli jest w niej nieszczęśliwy, zanim poszuka szczęścia gdzieś indziej. Inne osoby, gdy im czegoś brakuje, wybierają łatwiejszą drogę, z reguły wcale nie planując odejścia, a jedynie jakieś urozmaicenie życia. Niektórzy na tym poprzestaną, jakieś drobne flirciki, które giną z czasem śmiercią naturalną. Inni idą dalej.

Poza tym jest różnica, czy zdrada jest jednorazowa. To można jeszcze wybaczyć, jeśli zdradzający wie, że zrobił źle. Wykazuje skruchę, chęć poprawy. Ale są też i takie przypadki (częstsze) że gdy raz ktoś zdradzi, już zawsze będzie. Nie każdy jednak jest taki sam i mimo wszystko dobrze, że Zoee zaoferowała inny punkt widzenia.

Zreflektowała się w porę, zanim całkiem odpłynęła. Nie możemy z góry założyć, że nie nauczyła się na błędach i będzie powtórka z rozrywki.

I faktycznie, jeśli oczekujesz bliskości, intymności, miłości - nie jest to postawa rozszczeniowa, tylko podstawa w związku. Oczywiście, gdy tego nie ma, to nie powód, by zdradzać. I myślę, że Zoee bez trudu przyzna tutaj rację i wie, że postąpiła źle smile

123

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Niestety jeśli romansowanie ma służyć wywołaniu u małżonka poczucia zagrożenia goni dość że to manipulacja dwoma facetami czyli mężem i tym trzecim to jeszcze kompleksy jakieś kogoś kto tak robi. Jak na tym zbudować coś zdrowego nie wiem.
Co do samych podsłuchów to mi osobiście szkoda byłoby czasu i zachodu.Natomiast goły fakt śledzenia kogoś kto jest wierny jak dla mnie nie ma znaczenia od tego związek się nie rozpadnie

124

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
bullet napisał/a:

Zdrada nie bierze się znikąd tylko z tendencji zdradzacza takiego jak Ty, w zdradzie nie ma ani krzty winy osoby zdradzanej i stawianie tak sprawy jak zrobiłaś jest wyłącznie próbą wybielenia siebie i skarykaturyzowaniem związku. To co napisałaś jest absurdalne.

Wydaje mi się, że nie wszystko jest takie jasne. Absolutnie zgadzam się z tym, iż są osoby, którym zdrada przychodzi dość łatwo, są w stanie się usprawiedliwić, wybielić, nie odczuwają wyrzutów sumienia ale nie zgadzam się, że zawsze wina leży po stronie zdradzacza. Niestety znam historie, w których zdrada była konsekwencją zachowań, decyzji i wyborów osoby zdradzanej. Myślę, że każdy przypadek jest inny, wszystko zależy od osób w związku. Nie usprawiedliwiam zdrajców i Zoee jawi się jako wyjątkowa egoistka, ale staram się patrzeć szerzej..

125

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
merle napisał/a:

Chyba trochę za ostro podchodzimy do Zoee.

To tak naprawdę nie chodzi o Zoee przecież tak niewiele napisała o swoim doświadczeniu,o wiele bardziej  chodzi o pogląd,przekonania,postawę którą zasygnalizowała i zaprezentowała .
To niebezpieczne zabawy z samym sobą tak naprawdę .

126 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-12-21 16:44:12)

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

chciałbym nawiązać do meritum wątku:
zdrady fizycznej zapewne nie było, być może nie jest w planie, możliwe, że to zabawa w gronie znajomych jednak skoro nie pracują razem to daje mocno do zastanowienia.
Ja pracuje w firmie, gdzie większość to kobiety. Wiele atrakcyjnych znajomych, na kawie też są śmichy-chichy, ale nie ma żadnych osobistych wycieczek. Nawet nie wyobrażam sobie wysyłania takich fotek do którejkolwiek z nich.

Czy była zdrada emocjonalna, wg mnie zdarzenie bardziej jako ciekawość niż zdrada.
Przemilczenie przed mężem jest JASNYM sygnałem, że grunt jest podatny.
Nawet moja ex, kiedyś gdy zarywał do niej i pisał (tylko pisał) pewien koleś, powiedziała mi o tym.
Żona autora mu nic NIE POWIEDZIAŁA. Stwierdzenia jakie wydobyła z siebie o "byciu niegodną" to mocny dowcip wg. mnie.

127

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
nina01p napisał/a:

Wydaje mi się, że nie wszystko jest takie jasne. Absolutnie zgadzam się z tym, iż są osoby, którym zdrada przychodzi dość łatwo, są w stanie się usprawiedliwić, wybielić, nie odczuwają wyrzutów sumienia ale nie zgadzam się, że zawsze wina leży po stronie zdradzacza. Niestety znam historie, w których zdrada była konsekwencją zachowań, decyzji i wyborów osoby zdradzanej. Myślę, że każdy przypadek jest inny, wszystko zależy od osób w związku. Nie usprawiedliwiam zdrajców i Zoee jawi się jako wyjątkowa egoistka, ale staram się patrzeć szerzej..

Nina możesz przyczotyć chociaż jedną taką historię ??? Bo nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawy...

128

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
merle napisał/a:

Nie każdy jednak jest taki sam i mimo wszystko dobrze, że Zoee zaoferowała inny punkt widzenia.

Taki że mąż ma nadskakiwać żonie a jak nie to będzie..."rywal"

Ela210 napisał/a:

Co do samych podsłuchów to mi osobiście szkoda byłoby czasu i zachodu.Natomiast goły fakt śledzenia kogoś kto jest wierny jak dla mnie nie ma znaczenia od tego związek się nie rozpadnie

Wybacz ale to się gryzie.
Jaka jest różnica pomiędzy podsłuchiwaniem a śledzeniem? Żadna.
Jedynie subiektywna ocena.

129

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
Artiii napisał/a:
nina01p napisał/a:

Wydaje mi się, że nie wszystko jest takie jasne. Absolutnie zgadzam się z tym, iż są osoby, którym zdrada przychodzi dość łatwo, są w stanie się usprawiedliwić, wybielić, nie odczuwają wyrzutów sumienia ale nie zgadzam się, że zawsze wina leży po stronie zdradzacza. Niestety znam historie, w których zdrada była konsekwencją zachowań, decyzji i wyborów osoby zdradzanej. Myślę, że każdy przypadek jest inny, wszystko zależy od osób w związku. Nie usprawiedliwiam zdrajców i Zoee jawi się jako wyjątkowa egoistka, ale staram się patrzeć szerzej..

Nina możesz przyczotyć chociaż jedną taką historię ??? Bo nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawy...

Jedna koleżanka popłynęła w pracę, awans za awansem .. sporo pracowała w domu (niby była na miejscu), ale zapomniała o dzieciach, mężu, generalnie życie rodzinne poszło w odstawkę. Sytuacja trwała z tego co mówiła ze 3 lata. Mąż komunikował co jest nie tak, że się od siebie oddalają, że zaniedbuje dzieci i za bardzo angazuje się w pracę zawodową. Próbowała znaleźć 'złoty środek', ale nie udało im się osiągnąc kompromisu. Ja znam sprawę pobierznie, to moja dobra koleżanka i sąsiadka. Strasznie zawaliła, bo męża miała bardzo fajnego. On odpuścił walkę i z czasem znalazł sobie inną. To On wystąpił o rozwód, ale jak sam przyznał zdradził. W tym przypadku nie było 'darcia kotów', pozwu z orzeczeniem o winie. Ona dalej mieszka w moim bloku, zmienila pracę, ale ciągle dużo udziela się zawodowo. Są z nią dzieci. On związał sie z inna kobietą i obecnie oczekują potomstwa. Po rozwodzie (tak na świeżo) miałam okazję z Nią porozmawiać. Jednoznacznie stwierdziłą, że to Ona jest odpowiedzialna za rozpad małżeństwa i że zbyt późno zorientowałą się, że jednak kocha męża. Pamiętam jak powiedziała, że nie spodziewałą się pozwu. Myślałą, że mąż tak bardzo ją kocha, że to przetrwają, nie spodziewałą się, że jest ktoś inny. Tak patrząc z zewnątrz wydawali się dobraną parą. Tyle razy spotykaliśmy się na grilu, jeszcze w zeszłym roku, a tu połowa 2020 i po wszystkim ;/

130

Odp: Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.
nina01p napisał/a:
Artiii napisał/a:
nina01p napisał/a:

Wydaje mi się, że nie wszystko jest takie jasne. Absolutnie zgadzam się z tym, iż są osoby, którym zdrada przychodzi dość łatwo, są w stanie się usprawiedliwić, wybielić, nie odczuwają wyrzutów sumienia ale nie zgadzam się, że zawsze wina leży po stronie zdradzacza. Niestety znam historie, w których zdrada była konsekwencją zachowań, decyzji i wyborów osoby zdradzanej. Myślę, że każdy przypadek jest inny, wszystko zależy od osób w związku. Nie usprawiedliwiam zdrajców i Zoee jawi się jako wyjątkowa egoistka, ale staram się patrzeć szerzej..

Nina możesz przyczotyć chociaż jedną taką historię ??? Bo nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawy...

Jedna koleżanka popłynęła w pracę, awans za awansem .. sporo pracowała w domu (niby była na miejscu), ale zapomniała o dzieciach, mężu, generalnie życie rodzinne poszło w odstawkę. Sytuacja trwała z tego co mówiła ze 3 lata. Mąż komunikował co jest nie tak, że się od siebie oddalają, że zaniedbuje dzieci i za bardzo angazuje się w pracę zawodową. Próbowała znaleźć 'złoty środek', ale nie udało im się osiągnąc kompromisu. Ja znam sprawę pobierznie, to moja dobra koleżanka i sąsiadka. Strasznie zawaliła, bo męża miała bardzo fajnego. On odpuścił walkę i z czasem znalazł sobie inną. To On wystąpił o rozwód, ale jak sam przyznał zdradził. W tym przypadku nie było 'darcia kotów', pozwu z orzeczeniem o winie. Ona dalej mieszka w moim bloku, zmienila pracę, ale ciągle dużo udziela się zawodowo. Są z nią dzieci. On związał sie z inna kobietą i obecnie oczekują potomstwa. Po rozwodzie (tak na świeżo) miałam okazję z Nią porozmawiać. Jednoznacznie stwierdziłą, że to Ona jest odpowiedzialna za rozpad małżeństwa i że zbyt późno zorientowałą się, że jednak kocha męża. Pamiętam jak powiedziała, że nie spodziewałą się pozwu. Myślałą, że mąż tak bardzo ją kocha, że to przetrwają, nie spodziewałą się, że jest ktoś inny. Tak patrząc z zewnątrz wydawali się dobraną parą. Tyle razy spotykaliśmy się na grilu, jeszcze w zeszłym roku, a tu połowa 2020 i po wszystkim ;/

Nina przytoczyłaś ciekawą historię, w tym przypadku nieszczęśliwy mąż powinien poczynić odpowiednie kroki.  Dobrze wiemy, że miał wybór - odejść albo zdradzić. Jednak coś spowodowało, że wybrał świadomie zdradę, nie ważne jaka była w tym wszystkim jego żona - świadomie stchórzył, wybierając półśrodek jakim była ta kobieta. Zachował się nie godnie, bardzo nie przyzwoicie - oszukał najbliższą osobę... Dlatego tylko i wyłącznie on jest winny zdrady !!!

Posty [ 66 do 130 z 174 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Proszę o opinię, czy przesadzam w moich nerwach.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024