Orientalna, mam ten etap za sobą
Nic mnie nie boli i nie myślę o niej za często. Żyję własnym życiem. Myślę, że za miesiąc lub dwa będę gotowy na nową relację. Zostawiłem rzeczy po niej. Memy które robiła na mnie (uwielbiam je i czasem je oglądam aby poprawić sobie humor), kilka jej głupkowatych zdjęć (bardzo podobała mi się jej komiczna mimika twarzy) i jedno wspólne. Dalej zajmuje się kwiatem monsterą i maciejkami które dla niej zacząłem hodować. Prezent który specjalnie z myślą o niej zrobiłem odzyskałem na oddziale poczty na jej osiedlu. Leży i się kurzy. Nie mam siły go zniszczyć, za dużo emocji i serca w niego włożyłem.
doszukujesz się winy w sobie w tym jak to się stało i nie potrzebnie. Jakbyś nie zawinił na początku tej relacji to ta babka przecież i tak by pokazała całą siebie - co ona potrafi. Z tego co wypisujesz, to przecież ona nie robi tego dlatego, że była słaba sytuacja na początku znajomości tylko, że po prostu ona taka jest i tyle
Winiłem siebie za wszystko. Przeżyłem potworne trzy miesiące. Praktycznie byłem warzywem. Jestem emocjonalnym facetem. To prawda, że gdybyśmy zaczęli relację normalnie i tak by się skończyło tak samo, bo miałem problemy których nie przepracowałem. Więc to kłamstwo nie miało za wielkiego znaczenia, a ja przypisałem mu tak wielkie znaczenie, bo nie jestem osobą która kłamie. Było po prostu spowodowane strachem, niedojrzałością, słabą samooceną. Potem gdy odnowiliśmy kontakt (to był dla mnie najszczęśliwszy moment 2020 roku) poszedłem w relację znowu z nieprzepracowanymi problemami które dodatkowo się nawarstwiły i próbowałem je przepracowałem będąc już z nią w relacji. To był błąd. Duży błąd.
Ona była we mnie zakochana po same uszy od prawie samego początku wirtualnej relacji. Pisaliśmy dosłownie całe dnie bez przerwy. W zasadzie byliśmy ze sobą wirtualnie czy realnie praktycznie 24/7, nawet w nocy telefony zostawialiśmy włączone. Poznałem co to miłość dopiero w styczniu gdy zobaczyłem ją na żywo. Wcześniej to było z mojej strony zwykłe przywiązanie, a nie miłość. Pani X jest osobą która szuka prawdziwej, głębokiej relacji, prawdziwych emocji, uczuć. Nie byłem w stanie na tamten moment jej tego zapewnić, bo nie byłem w stanie być sobą. Potrzebowałem czasu dla siebie na uleczenie z blizn które zostały z dzieciństwa i poprzednich relacji. Dobrze to podświadomie czułem i sabotowałem relację. Ale z drugiej strony bardzo ją kochałem i przyciągałem. Nadal kocham, ale inaczej, bezinteresownie. Zależy mi po prostu aby była szczęśliwa, nie cierpiała więcej i czuła bezpieczeństwo. Chyba tak jest z tym jej nowym facetem i czuję się z tym dobrze. Nie jestem zazdrosny, jestem szczęśliwy, że jej się nareszcie udało. Jeszcze jednak trochę emocji mam do niej, bo pisząc to płaczę.
Mimo wszystko czasem brakuje mi jej uśmiechu, śmiesznych min, memów, drażnienia mnie czy telefonów do rana. To była inna relacja niż typowe w moim wieku. Taka bardziej z lat nastoletnich, ale to mi się właśnie podobało. To mnie urzekło, że mimo 30 lat była w stanie wydobyć pierwiastek dziecka. Dodatkowo to mój ideał piękna, czyli brunetka z kręconymi włosami (często prostowała) i brązowymi oczami o twarzy Indianko-cyganki.
Ona była dla mnie materiałem na najlepszą przyjaciółkę (to co wyżej plus szczerość i otwartość), kochankę (świata poza nią nie widziałem. Dla mnie ideał kobiecego piękna) i partnerkę życiową (pchnęła mnie do rozwoju osobistego, dużo o tym rozmawiała, chciała mnie zrozumieć i słuchała) w jednym. Właśnie takiej osoby szukam, bo takie osoby według mnie nadają się do związku wieloletniego, a może i nawet do końca życia.
Nie winię jej już absolutnie za nic. Chciała być tylko szczęśliwa, to żadna zbrodnia. Jest zwykłym człowiekiem, popełnia błędy, nie chciała źle. Uczucia i emocje ludzkie to skomplikowany mechanizm. Z pomocą terapeuty i grupy zdołałem każdą jedną emocję przeanalizować, omówić, zrozumieć i wyciągnąć wnioski. Poznałem prawdziwego siebie. Nigdy wcześniej siebie nie znałem. Stąd to całe niedojrzałe zachowanie. Jestem osobą która mimo, że jest introwertykiem to jak się otworzy to buduje relację na rozmowach. Wielogodzinnych szczerych, prawdziwych i głębokich rozmowach o wszystkim. Zresztą co tutaj widać po forum uwielbiam analizować, omawiać, wyciągać wnioski. Z panią X rozmawiałem głęboko całymi dniami. Pisanie czy rozmowa jest moim sposobem na wyrażanie siebie. Wyciąganie tego co mam w sercu, co czuję, myślę. To jest mój język miłości. Pomaga mi wyrazić emocje i pozbyć się tych złych. To jest mój sposób na poznanie siebie. Zabiłem relację, bo wywalałem na nią negatywne emocje w zły sposób, bo nie umiałem inaczej tego zrobić. Ona to źle interpretowała i to mnie nie dziwi, bo miałem duże braki komunikacyjne, stosowałem za duże skróty myślowe. Przez to płakała, miała nerwobóle i złe samopoczucie. A ja zamiast skupić się na tym co najważniejsze w życiu czyli na sobie i na tym drugim człowieku któremu zależy na Tobie skupiałem się na rzeczach materialnych. Wmówiłem sobie, że nam się nie udaje, bo nie mam prawa jazdy (zabrali mi na kilka miesięcy), pieniędzy czy mieszkania. A tak naprawdę miała w tyłku moje auto, wspólne wycieczki (i tak był koronawirus) czy pieniądze. Chciała po prostu mnie otwartego i gotowego na miłość. Bardzo żałuję (żal to nie to samo co wina) tego co zrobiłem, ale do tanga trzeba dwojga, a ona już dawno wyszła z tego wesela
Podsumowując jej winą było to, że oddała serce i szczerze pokochała faceta który na tamten moment na to kompletnie nie zasługiwał.
Moją winą było to, że nie umiałem przyjąć jej miłości, szczerości, oddania. Nie umiałem zbudować bliskiej relacji. Nie wiedziałem jak to się robi, bałem się, mimo, że baardzo chciałem taką z nią zbudować. Miałem duże braki w komunikacji i jasnym przekazywaniu tego co w tym momencie czuję. Po prostu byłem zamknięty na miłość i szukałem winy w niej i otoczeniu, a nie w sobie.
Nie chciałem jej obarczać własnymi problemami, bo wiedziałem, że sama ma swoje. Chciałem wszystko przepracować przed wejściem w głęboką relację której tak bardzo z nią chciałem. Ale wyszło z tego bagno, bo zabrakło komunikacji po mojej stronie.