Cześć.
Chciałem podzielić się pewną pokręconą historią. Ona i ja 28 lat.
Wszystko zaczęło się od zakładu ze znajomymi który polegał na tym, że zrobimy fałszywe konta (zdjęcia też) na badoo i będziemy podrywać dziewczyny.
Mniejsza o szczegóły, to było niedojrzałe i głupie.
Napisałem do pani x pod koniec lutego tego roku która mi się z czasem na tyle spodobała, że cały czas myślałem jak całą sytuację odkręcić.
Niedawno brutalnie rzucił ją chłopak, wiedziałem, że będzie ciężko, ale postanowiłem kontynuować.
Na początku maja przyznałem się do kłamstwa, byłem w pełni gotowy na kosza.
Ku mojemu zaskoczeniu odebrała to dobrze, trochę pogadała, że jestem debilem, ale ogólnie, o ile można to tak nazwać skończyło się pozytywnie. Pokazałem jej prawdziwe zdjęcia, pogadaliśmy przez kamerkę.
Jej przyjazna reakcja na tę akcję zryła mój beret... Zacząłem doszukiwać się ukrytych podtekstów, zemsty czy czegoś innego równie durnego, trochę się zdystansowałem. Było to wynikiem tego, że psychicznie dalej nie byłem kompletny i jak idiota wszedłem w kolejny związek. Potrzebowałem pomocy specjalisty, po tym jak moja ex była kobietą bluszczem. Tymczasem pani x zaczęła mnie podrywać. Ja miałem żal do siebie, że ją skrzywdziłem kłamstwem, więc byłem lekko zdystansowany. Trochę się z tego powodu kłóciliśmy, ale wybaczyła mi drugi raz. Powiedziała coś w stylu, że chce mnie mieć przy sobie niezależnie jako chłopaka czy przyjaciela. Ja wtedy jej powiedziałem, że nie wierzę w przyjaźń damsko męską na tym poziomie.
Zdecydowaliśmy się skasować badoo/tindera. Ja to zrobiłem, ona mówiła, że też, ale jednak tego nie zrobiła (miałem jej profil w zakładkach w przeglądarce).
Dodatkowo okłamała mnie, że nigdy nie miała tindera. Dowiedziałem się, że rok temu gadała z moim kolegą na tinderze. Nie powiedziałem jej tego, bo po co.
Pomyślałem, że sam założę tindera. Po 20 minutach od założenia napisała do mnie po co założyłem tindera. Skasowałem.
Ani razu się nie spotkaliśmy na żywo, kwarantanna, praca. Przegadaliśmy, przepisaliśmy dosyć emocjonalnie setki godzin. Bardzo zaimponowała mi faktem, że przesiedziała ze mną prawie całą noc (rano miała do pracy) na telefonie kiedy dowiedziałem się, że dziadek umarł. Zdawało mi się, że w pewnym momencie relacji robiła za psychologa, dużo gadaliśmy o samorozwoju i podobnych tematach.
Miało nastąpić spotkanie, ale wyszło, że ona musi być na kwarantannie (jak ktoś nie wie to sanepid działa tragicznie wolno), a potem na nieszczęście ja miałem problemy rodzinne (po śmierci dziadka rodzina zostawiła mi babcię, a jak wiadomo covid i starsza osoba, musiałem się pilnować). W międzyczasie ona się na mnie kompletnie otworzyła, mówiła, że jestem jedyną dobrą rzeczą w jej życia od dawna, sama dzwoniła, kontaktowała się kiedy bała się burzy czy sama iść ulicą, budziła z samego rana telefonicznie abym wstał do pracy, dzwoniła po pracy, inicjowała rozmowy, pytała o spotkania, mówiła co lubi, jakie kwiatki kocha, wysyłała dziesiątki swoich zdjęć, po prostu ze świrowała na moim punkcie. Poczułem się trochę jakbym znów miał 18 lat i to był mój pierwszy związek. Powiedziała abym się do niej wprowadził do mieszkania. To mnie trochę przestraszyło, bo to dalej była wirtualna znajomość. Przypominam, że nie skasowała tindera/badoo co mnie zaczęło dodatkowo dezorientować. Gdy o to zapytałem odpowiedziała, że ma problemy w kontaktach międzyludzkich, chce po prostu pogadać i dodatkowo znaleźć koleżankę. W co jako tako uwierzyłem, bo wypadł jej akurat ciężki okres w życiu gdzie pokłóciła się z większością znajomych, a wiadomo nie mogłem od niej żądać czegokolwiek na tym etapie relacji.
Miała nastąpić ponownie próba spotkania, ale przez to wszystko w mojej podświadomości wyrobiłem blokadę i trzeci raz ją skrzywdziłem mówiąc do niej pod koniec czerwca tekst zabarwiony zazdrością (zaczęła ze mnie kipieć), ona powiedziała, że jest gruba, a ja już miałem dosyć mówienia jej dwadzieścia razy dziennie, że jest piękna i napisałem coś w stylu jakby ci jakiś inny facet powiedział, że jesteś chuda to byś uwierzyła. Czułem, że ona ma mocno zaniżoną samoocenę, a ten tekst był mocno pasywno agresywny i nie zdarzyło się pierwszy raz.
Pani x powiedziała, że bardzo ją skrzywdziłem i granica została ponownie przekroczona. Próbowałem ratować sytuację cały lipiec, ale emocjonalnie byłem dnem i systematycznie pogarszałem sytuację. Relacja stała się toksyczna, a ona słusznie zablokowała mnie na facebooku. Napisała mi smsa abym odezwał się do niej za jakiś czas, bo w tej chwili nasza relacja to tylko wysysanie energii.
W międzyczasie będąc na kawalerskim pomyślałem, że wyślę jej kwiatki pocztą kwiatową. Finalnie nie zostały one dostarczone. Kwiaciarnia odpowiedziała, że je dostarczyła, a pani x zadeklarowała, że nie widziała ich na oczy. Zapewniała mnie, że ją dobrze znam i takiego świństwa by mi nie zrobiła. Fakt jest taki, że kwiatki były pod jej drzwiami (dane exif ze zdjęcia nie kłamią) i kurier mocno zawinił, pokpił ze sprawy, bo praktycznie się z panią x nie kontaktował, że cokolwiek na nią czeka. Co się z nimi dalej stało to tego już się nie dowiem. Trochę mnie zasmuciło, że nie podziękowała za sam gest.
Na początku lipca zapisałem się do psychologa, zacząłem pracę nad sobą. Tydzień później zadzwoniłem do niej z tą informacją. Ona mi uwierzyła, była zadowolona, że zauważyłem problem i zapisałem się do specjalisty, sama zaproponowała spotkanie które mnie trochę zdziwiło, bo miałem wynająć domek na noc. Ale myślę okej, jak ona chce to ja nie mam nic przeciwko. Dzień przed wyjazdem napisała, że to jednak był błąd, że my tak na prawdę się nie znamy i, że rezygnuje z tego pomysłu. Zadzwoniłem do niej, ona zaczęła gadać, że nie ma czasu na inny termin, bo cały czas pracuje. Zapytałem co robi w niedzielę, a ona, że płynie na kajaki z kolegą, a jak skończyłem opowiadać jakąś historię skwitowała to tak, "eh nie chcę mi się już odpisywać na tinderze" i tutaj wybuchłem, bo poczułem się jak kompletny śmieć. Zazdrość znowu zaczęła dawać się we znaki, widać za mało czasu pracowałem nad sobą aby być wtedy niezależnym emocjonalnie. Ona powiedziała, że dalej popełniam te same błędy i kręcimy się w kółko. Powiedziała abym się odezwał jak na prawdę zrozumiem swoje błędy.
Niestety popełniłem kolejny występek i zadzwoniłem do niej w bardzo emocjonalnym dla mnie momencie trzy tygodnie temu (tydzień po blokadzie na facebooku). Chciałem naprawić relację i nawiązałem do zaginionych kwiatków (uznałem, że telefon od banku związany z tą sprawą to dobry powód). Oczywiście to był błąd, zrobiłem z siebie tylko ofiarę w jej oczach i słychać było w jej głosie, że dalej miała do mnie żal. Finalnie powiedziała, że w tej chwili każde moje słowo to dla niej powód do płaczu i jak tak dalej będę to ciągnąć to w końcu powie mi po prostu abym wulgaryzm. Powiedziała też, że nie ma co ratować i ta relacja jest zakończona. Zapytałem jej czemu mnie nie zablokuje na telefonie, odpowiedziała, że nie wie, potem coś dodała, że w razie jakby była jakaś sytuacja krytyczna czy coś. Po rozmowie napisała mi smsa w stylu, że jestem bardzo dobrym chłopakiem, że nigdy mnie nie odrzuciła, ale odtrąca moje toksyczne zachowanie. Napisała abym uleczył serce, braki i wszystko się jakoś zacznie układać. Ja jej odpisałem, że jak to zrobię to do niej napiszę. Tyle z naszego kontaktu. Ogólnie cały lipiec był tragiczny.
Zacząłem jeszcze mocniej pracować nad sobą, szczególnie w sferze psychicznej. Dużo z tego wyciągnąłem, przede wszystkim z regularnych sesji z psychologiem. Pomogło mi to ułożyć chaos w głowie. Zaczynam rozumieć cały kazus i błędy jakie popełniłem. Zaakceptowałem to.
Odkryłem, że stałem się dramaciarzem, manipulatorem. Chciałem z nią nie raz "zerwać", oczywiście nie na prawdę, tylko aby wzbudzić w niej hmm litość?
Ona po każdej manipulacji z mojej strony naprowadzała relację na dobre tory.
Większość mechanizmów, zachowania mam przepracowane od początku lipca do dnia dzisiejszego, ale nie rozumiałem jednego, że na zmianę potrzeba przede wszystkim czasu aby zresetować myślenie i mózg na dobre, a ja go nie chciałem dać, bo bałem się, że ją stracę. Dobrze, że w końcu to wywnioskowałem. Pytanie czy nie za późno?
Zachowałem się wobec niej bardzo niedojrzale, głupio, wręcz jak buc.
Ona się przede mną otworzyła, wybaczyła kłamstwo, chciała relacji, a ja się przestraszyłem, zdałem sobie sprawę, że nie jestem jeszcze gotowy na związek i zamiast pogadać szczerze, dać czas to zacząłem teatr fatalnych wyborów. Krzywdząc ją pasywną agresją i obojętnością.
Czuję, że bałem się tej wirtualnej relacji którą sam wykreowałem.
Trochę się tłumacząc zaniedbałem sprawy z tarczycą, hormonami i testosteronem, to mogło trochę wpłynąć na zachowanie. Gdzieś w połowie czerwca wyniki miałem fatalne. Aktualnie mam prawie w normie.
Wiecie my tak na prawdę nic nie zrobiliśmy, to było czysto wirtualne, my się tak na prawdę nie znamy. Pewnie temu to mnie tak bolało, pierwszy raz w życiu zalogowałem się portal randkowy i ogólnie pisałem z dziewczyną przez Internet w tych celach. Pytanie czy warto w to iść dalej jeśli naprawiłem siebie?
Zależy mi na poznaniu jej, tak jak powinno się to od początku zrobić, będąc kompletnym i niezależnym mężczyzną, ale nie za wszelką cenę.
Z tego co zrozumiałem jedyną szansą na to jest pokazanie, że zmieniłem swoje zachowanie i zrozumiałem błędy które popełniłem.
Myślę, że nareszcie odnalazłem szczęście sam ze sobą, a ona mogłaby być dodatkiem do mojej ścieżki życia.
To co postanowiłem zrobić to na początku września (miesiąc przerwy) do niej napisać smsa. Jeśli uda się nakręcić pozytywne emocje to kontynuować dalej, zadzwonić, spotkać się, a jak nie to odpuścić. Jedyne o co walczę to o siebie.
Wiem, że nikt z was nie siedzi w jej głowie, ale może któryś/któraś była chociaż w trochę podobnej sytuacji i chciała się podzielić jakąś radą. Dodam, że pani x jest mocno emocjonalną kobietą i z tego pamiętam cierpi na depresję i hipochondrię (zdarzały się przypadki, że całą noc z nią byłem przez telefon, bo myślała, że nie może oddychać i bolą ją płuca).
Za czasów badoo zbanowali mi raz konto, ona pomyślała, że usunąłem je, bo pani x mi się po prostu znudziła. Kiedy założyłem nowe, po 10 minutach mnie znalazła i zaczęła pisać. O drugiej w nocy do mnie zadzwoniła, było słychać, że podpita. Pogadaliśmy trochę. Po jakimś czasie przyznała się, że napiła się wina i przeze mnie płakała, bo myślała, że kolejny facet ją odrzucił, mówiła, że jest beznadziejna, nie nadaję się do niczego.
Przedstawiłem skróconą wersję historii tej relacji.
Będę wdzięczny za każdy wartościowy wpis dotyczący pokazanej sytuacji, pozwalający mi się rozwijać dalej, wskazujący drogę na dalszy rozwój czy wytykający błędy w rozumowaniu czy innych kwestiach.
Jedna rzecz mnie zaciekawiła. Pani x raz wysłała mi swoje zdjęcie i powiedziała, że ja i ona jesteśmy bardzo podobni do siebie.
Co autorka miała na myśli?