Ja to już, powiem Wam, jakoś przestałam odczuwać potrzebę szukania. Za wiele energii i zawracania głowy.
Udany związek to supersprawa, nie ma dwóch zdań, radość z bliskości jest niepowtarzalna, ale koncentrowanie się na brakach to ogromna strata energii i dobrowolne pozbawianie się tych radości, które w życiu pozostały - a w moim niezbitym przekonaniu jest ich wiele.
Próbowałam kiedyś czatów i portali randkowych. Nie neguję, że i tam można spotkać wartościowych ludzi, ale większość prezentuje podejście, które działa na mnie ja płachta na byka - mianowicie wybieranie sobie osób do spotkań jak bułki w sklepie, bez autentycznego zainteresowania rozmówcą, bez etapu zapoznania. Ja w ciemno na randkę już nie pójdę, zbytnio cenię swój czas, by marnować go z kimś, kto dwóch zdań nie potrafi sklecić, kto pcha się z łapami, ledwo wiedząc, jak mam na imię itd. Niestety, pominąwszy wyjątki, jest to dominujący trend.
Nie mam ciśnienia, że muszę znaleźć wielką miłość, frajdą jest dla mnie po prostu spotkanie z drugim człowiekiem, uwielbiam kontakt z ludźmi, ale niech to będzie kontakt dający satysfakcję, choćby z miłej pogawędki, wartościowego spędzenia czasu. Od jałowych, beztreściwych spotkań wolę towarzystwo własne i np. dobrej książki.
Anastazjo, przyszło mi na myśl, że może zbytnio polegasz na tych "udanych" randkach, robisz sobie nadzieję, zanim się upewnisz, że to coś więcej.
Ja tam wierzę, że życie stwarza zupełnie niespodziewane scenariusze. Można szukać, pomóc losowi, ale najlepiej, moim zdaniem, po prostu żyć i nie chować się przed ludźmi. Uśmiechnąć się do tego pana przy kasie i nie oczekiwać, że właśnie on zasypie nas kwiatami... ale może kiedyś znowu się przypadkiem spotkamy i wyniknie jakiś pretekst do rozmowy? Notabene, w ramach pomagania losowi pretekst można zaaranżować, zwłaszcza, gdy nie doskwiera nam nieśmiałość. A jak nic z tego nie wyniknie, to dzięki temu po prostu milej jest żyć i mniej boli "samotność".
Nie pokładam wiary, że właśnie facet mnie uszczęśliwi, bo choć dopiero poznałam, jak fajnie może smakować bycie razem, to wiem, że w każdej chwili może się to skończyć, a siebie mam zawsze.
P.S. Dosłownie w ostatnich dniach zakończyłam definitywnie znajomość z facetem. Były istotne powody, ale zanim się w tym upewniłam, przeżyłam z nim wiele radości. Spotkałam go, gdy mi zupełnie na tym nie zależało. Po prostu spotkałam, on mi okazał zainteresowanie, ja odwzajemniłam - i poszło powoli do przodu. Samo, bez specjalnych zabiegów.
Teraz znowu jestem sama, ale jakoś nie czuję żalu. Wzięłam co dobre i tego mi już nikt nie zabierze.