Witajcie. Jestem tu nowa i od razu przychodzę z problemem. Chciałabym, żeby ktoś to ocenił ze swojej perspektywy, ponieważ nie wiem już czy to ze mną jest coś nie tak, czy po prostu powinnam zakończyć ten związek.
Postaram się opisać w skrócie.
Mój partner bardzo zwraca uwagę na pieniądze. W jego rodzinie kiedyś była bieda, dlatego jest bardzo oszczędny. Udało mu się uzbierać dość dużą sumę za którą chce kupić mieszkanie. On sporo zarabia, cały czas pracuje. Ja natomiast teraz nie pracuję, głównie żyję z oszczędności. Mieszkam u rodziców i szukam pracy.
Razem z partnerem wybraliśmy mieszkanie. Już nawet wybieraliśmy meble. Ja mam 40 tysięcy złotych, może 50 które chce mu dołożyć do mieszkania. Mieszkanie kosztuje około 300 tysięcy. Do tego, kiedy jest u mnie to nie płaci za jedzenie, praktycznie też go nie kupuje, żeby mógł oszczędzać z pensji na mieszkanie. Moi rodzice także chcą coś dołożyć. Moja Mama robi mu nawet słoiki do pracy, kiedy wyjeżdża. Śpi u mnie i mieszka, kiedy jest w Polsce. Praktycznie nigdzie nie jeździmy, bo oszczędzamy na mieszkanie.
Moi rodzice też już wiedzą o tym mieszkaniu i bardzo się cieszyli, aż do dzisiaj.
Dzisiaj mi powiedział, że to będzie jego mieszkanie. To znaczy teoretycznie nasze, ale w akcie własności jego. Nic tak nie będzie moje, bo "jeśli odejdziesz to ja stracę pieniądze".
To teraz ja przez 2 lata razem z rodzicami mamy mu gotować, on nie będzie dokładał się do rachunków nigdy ani robił zakupów i oszczędzał na swoje mieszkanie????
Przyznam, że złamało mi to serce jak powiedział, że ja będę chciała od niego jego pieniądze i on chce sam zapłacić za to mieszkanie i je mieć dla siebie, a ja mam tam tylko mieszkać.
Dziękuję za każdą odpowiedź, nawet krytykę.
2 2020-06-15 20:10:01 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-06-15 20:11:02)
Mnie życie mocno "przeciągnęło po tłuczonym szkle" i dziś wiem, że żadne układy typu "ja ci pomogę a ty zarabiaj, a to co zarobisz będzie nasze, wspólne" w życiu się nie sprawdzają. Masz nauczkę na przyszłość, że jesli umiesz liczyć, licz na siebie. Przestań niańczyć faceta i zacznij składać pieniądze dla siebie. Za jakiś czas sama zdecydujesz, na co je wydasz, ale wszystko co kupisz, będzie tylko twoje.
Facetowi nic nie przyszlo łatwo i zrobił się zapobiegliwy. Swoich pieniędzy nie dodawaj do mieszkania, bo tylko będą z tego kłopoty.
jedna kwestia -on ma prawo chcieć kupić mieszkanie samemu, nie powinnaś mieć do niego o to pretensji. twój wkład: 40 tyś w sumie 300 tysięcy jest niewielki, co innego gdyby to było 50:50.
druga kwestia- w tematyce darmowego żarcia u was i słoików- masz faceta buraka, ale to inna historia, nie wstyd mu przed twoimi rodzicami tak was objadać?
Sprawdza się przysłowie, że przyzwyczajenie to druga natura człowieka, tylko nie wszyscy sobie z tego zdają sprawę Facetowi weszło w krew, że pieniądze należy szanować/oszczędzać i teraz ciężko mu zmienić tor myślenia.
Chodziło też o to, że do zamieszkania zostało mniej więcej 2 lata, dlatego oprócz tych 40 tysięcy chciałam przez cały czas zapewniać to jedzenie i "życie", żeby on mógł na spokojnie skupić się na zarabianiu, bo myślałam że kiedy mówił "nasze" to faktycznie miał to na myśli.
Mieszkanie kosztuje 300 tysięcy, chcesz, by było wasze wspólne.
Planujesz dołożyć do zakupu 50 tysięcy, prócz tego dach nad głową, wikt i opierunek przez dwa lata, gdy partner jest w Polsce. Zakładając, że jest on w kraju non stop, to miesięczny koszt jego utrzymania wynosi ponad 4 tysiące.
Kto tu zwraca uwagę na pieniądze?
przestancie pasozyta utrzymywac przez czas, kiedy on zarabia na swoje mieszkanie, to mu sie zaraz ta " milość" skończy. pewnie liczyl na wieksze oszczednosci z " seksownym" bonusem, uwazaj , bo zostaniesz sama, bez kasy, a mieszkanie będzie tylko jego.
Chodziło też o to, że do zamieszkania zostało mniej więcej 2 lata, dlatego oprócz tych 40 tysięcy chciałam przez cały czas zapewniać to jedzenie i "życie", żeby on mógł na spokojnie skupić się na zarabianiu, bo myślałam że kiedy mówił "nasze" to faktycznie miał to na myśli.
No to już wiesz co miał na mysli. Nauczyłas się czegoś? Czy tylko będziesz się obnosić z żalem do niego. W koncu ślubu jeszcze nie macie i zawsze możesz zerwać znajomość, gdy otrzymujesz sygnały które ci się nie podobają i źle rokują na przyszłość.
To znaczy, że powinnam go utrzymywać przez ponad 2 lata, jak jest w Polsce, gotować, robić słoiki itd. żeby mógł urządzić swoje mieszkanie? Łącznie już ponad 3 lata. Jeśli tak jest to faktycznie może ja źle myślę. Tu nawet nie chodzi o kasę tylko o fakt, że on mówi "nasze" mieszkanie i moim rodzicom też mówił "nasze".
To znaczy, że powinnam go utrzymywać przez ponad 2 lata, jak jest w Polsce, gotować, robić słoiki itd. żeby mógł urządzić swoje mieszkanie?
Nie. Możesz wymagać, żeby pokrywał koszty swojego utrzymania (oczywiście, wtedy analogicznie kiedy Ty jesteś u niego, a na pół wspólne wyjścia, wyjazdy itp.).
on mówi "nasze" mieszkanie i moim rodzicom też mówił "nasze".
Bo to będzie Wasze dopóki będzie dobrze, a na wypadek rozstania każdy bierze swoje zabawki. Bardzo zdrowy układ.
A kto napisał tu, że powinnaś go utrzymywać? To Ty uznałaś to za rzecz oczywistą.
"Nasze", bo wspólnie mieszkać będziecie. On nie powiedział nic, co świadczyłoby o wspólnym prawie własności, wręcz przeciwnie, poinformował, że to on będzie właścicielem.
Może też tego nie napisałam. On tak jakby wymagał tego ode mnie. Powiedział coś w stylu, że skoro mam tylko tyle pieniędzy to chociaż tak pomogę stąd ta moja myśl, że to mieszkanie będzie wspólne i wielkie zaskoczenie. Sama też dałam mu 2 tysiące na rezerwację "naszego" mieszkania.
Jeśli już teraz macie zupełnie różne oczekiwania wobec siebie, jeśli zamiast rozmawiać i ustalać ze sobą, poprzestajecie na swych wyobrażeniach (i to sprzecznych z rzeczywistością), to przyszłość obojga was i waszego związku rysuje się w czarnych barwach.
Jeśli już teraz macie zupełnie różne oczekiwania wobec siebie, jeśli zamiast rozmawiać i ustalać ze sobą, poprzestajecie na swych wyobrażeniach (i to sprzecznych z rzeczywistością), to przyszłość obojga was i waszego związku rysuje się w czarnych barwach.
Tu jest właśnie też problem, że on najlepiej wszystko sam. Sam ustala i sam realizuje.
To kim jesteś w tym związku?
Wyobraź sobie siebie za rok, za pięć lat, za dziesięć.
To kim jesteś w tym związku?
Wyobraź sobie siebie za rok, za pięć lat, za dziesięć.
Coraz częściej mam wrażenie, że pewnym etapem w jego życiu, ale kiedy coś mu nie będzie pasowało to szybko się zwinie, dlatego on nawet gdybym miała połowę sumy na mieszkanie to wolałby kupić sam. Już chyba nawet sama odpowiedziałam sobie na pytanie.
To mi wygląda na związek z rozsądku z jego strony. Nie wydaje mi się żeby był bardzo zakochany.
Dziwne facet ma podejście, strasznie roszczeniowe, bo oczekuje i wymaga tego czy owego a nie widzi Twoich wątpliwości..Oczekuje chyba, że Ciebie w jakiś sposób zdoła ustawić i pokierować niby Waszym życiem tak, jak on sobie to zaplanował..Pytanie, czy Ty tego oczekujesz? Raczej nie...
To mi wygląda na związek z rozsądku z jego strony. Nie wydaje mi się żeby był bardzo zakochany.
Często mi powtarza, że boi się że mnie straci, bo widzi jakąś tam konkurencję. Jest też zazdrosny i próbuje nawet zaglądać mi w telefon. Praktycznie nie odstępuje mnie na krok kiedy jesteśmy razem, ale niestety mam wrażenie, że pieniądze będą grały jednak najważniejszą rolę w jego życiu, bo ma na tym punkcie obsesję i kompleksy.
Dziwne facet ma podejście, strasznie roszczeniowe, bo oczekuje i wymaga tego czy owego a nie widzi Twoich wątpliwości..Oczekuje chyba, że Ciebie w jakiś sposób zdoła ustawić i pokierować niby Waszym życiem tak, jak on sobie to zaplanował..Pytanie, czy Ty tego oczekujesz? Raczej nie...
Często mam wrażenie, że chciałby mnie właśnie ustawić. Wypomina mi też czasem w kłótni wykształcenie, bo ja mam wyższe i się "wymądrzam". Natomiast ja nigdy nie zaatakowałam w drugą stronę, że on takiego nie ma.
On:
- od roku (a planuje jeszcze dwa lata) jest na Twoim i Twych rodziców utrzymaniu podczas pobytu w Polsce
- dba o własne pieniądze, ma na tym punkcie obsesję
- jest zazdrosny, bo "widzi" konkurencję
- chce kontrolować Cię
- ma kompleksy
- chce sam kupić mieszkanie i być jego jedynym właścicielem
- podejmuje decyzje bez wspólnych ustaleń
- wypomina Twe wykształcenie.
Dla jakich jeszcze innych jego zalet jesteś z nim?
22 2020-06-15 22:09:53 Ostatnio edytowany przez Zielonapoduszka (2020-06-15 22:11:47)
On:
- od roku (a planuje jeszcze dwa lata) jest na Twoim i Twych rodziców utrzymaniu podczas pobytu w Polsce
- dba o własne pieniądze, ma na tym punkcie obsesję
- jest zazdrosny, bo "widzi" konkurencję
- chce kontrolować Cię
- ma kompleksy
- chce sam kupić mieszkanie i być jego jedynym właścicielem
- podejmuje decyzje bez wspólnych ustaleń
- wypomina Twe wykształcenie.Dla jakich jeszcze innych jego zalet jesteś z nim?
Miłość jest ślepa chyba ma tu odzwierciedlenie choć przyznam, że lekko zaczynam otwierać oczy i stąd ten wpis na forum. Wydawało mi się, że on się zmienia. Teraz widzę, że to raczej ja bardzo chciałam wierzyć w jego przemianę.
Podejdź do sprawy nieco inaczej... "Misiu, jedzenie jak wiesz kosztuje, ja płacę, przez co mniej odkładam na Nasze gniazdko. Zatem od teraz koszty jedzenia idą po połowie. Chcesz żeby mieszkanie było ma Ciebie? Zatem sporządzamy u notariusza dokument, gdzie jest napisane ile włożyłam i po rozstaniu zobowiązujesz mi oddać moją część"
Z drugiej strony, za słuszne uważam, że jeśli ktoś włożył zdecydowanie więcej w mieszkanie to druga strona nie powinna oczekiwać że będzie widniala po równo. Natomiast kwestię jedzenia za darmo, zerowania na drugiej stronie to uważam za buractwo... Brak słów. Gdzie on ma honor....
Zobaczyłaś rzeczywistość. Decyzja należy do Ciebie.
Opiszę Ci autorko temat z innej perspektywy .
Sąsiad moich rodziców kupił fajne duże mieszkanie za 450 000 , sprzedając własną działkę pod miastem i i dokładając oszczędności z pracy za granicą . Razem z żoną "kupili" , jak sam mówił jej wkład to 60tys . Nie mam powodu aby mu nie wieżyc tym bardziej ,że człowiek uprzejmy , pomocny i honorowy czego dał dowody mieszkając 4 lata po sąsiedzku.
Po 2,5r urodził mu się syn i przestał wyjeżdżać za granicę . Po 1,5 r związku jego małżeństwo się skończyło. Nie wiem jak potoczyły się rozprawy ale faktem jest że jego była mieszka z dzieckiem w "ich" mieszkaniu i ma już nawet nowego tatę ....( chama i prostaka , typ wyrzuca pety i zużyte gumki przez okno na ogródek ..ale to inny temat) . Bohater tej historii jest totalnie zniszczony finansowo i psychicznie , nie pracuje już za granicą ,a ma wysokie alimenty do płacenia ... Wynajmuje pokój w starym bloku , zapewne o niskim standardzie. Sądy w Polsce orzekające w sprawach rozwodowych są zwykle sfeminizowane i Panie statystycznie znacznie lepiej wychodzą na rozwodach. Gość był właścicielem mieszkanie a teraz nie ma nic , poza depresją . Zapewne chodzi o dobro dziecka , stad mieszkanie nie zostało po prostu sprzedane ...
To co robi Twój partner jest oczywiście nieeleganckie ( mieszkanie u Ciebie i źerowanie na Tobie ) , ale jego obawy też mają pokrycie w rzeczywistości .
Opiszę Ci autorko temat z innej perspektywy .
Sąsiad moich rodziców kupił fajne duże mieszkanie za 450 000 , sprzedając własną działkę pod miastem i i dokładając oszczędności z pracy za granicą . Razem z żoną "kupili" , jak sam mówił jej wkład to 60tys . Nie mam powodu aby mu nie wieżyc tym bardziej ,że człowiek uprzejmy , pomocny i honorowy czego dał dowody mieszkając 4 lata po sąsiedzku.
Po 2,5r urodził mu się syn i przestał wyjeżdżać za granicę . Po 1,5 r związku jego małżeństwo się skończyło. Nie wiem jak potoczyły się rozprawy ale faktem jest że jego była mieszka z dzieckiem w "ich" mieszkaniu i ma już nawet nowego tatę ....( chama i prostaka , typ wyrzuca pety i zużyte gumki przez okno na ogródek ..ale to inny temat) . Bohater tej historii jest totalnie zniszczony finansowo i psychicznie , nie pracuje już za granicą ,a ma wysokie alimenty do płacenia ... Wynajmuje pokój w starym bloku , zapewne o niskim standardzie. Sądy w Polsce orzekające w sprawach rozwodowych są zwykle sfeminizowane i Panie statystycznie znacznie lepiej wychodzą na rozwodach. Gość był właścicielem mieszkanie a teraz nie ma nic , poza depresją . Zapewne chodzi o dobro dziecka , stad mieszkanie nie zostało po prostu sprzedane ...To co robi Twój partner jest oczywiście nieeleganckie ( mieszkanie u Ciebie i źerowanie na Tobie ) , ale jego obawy też mają pokrycie w rzeczywistości .
Ja to nawet w pewnym sensie rozumiem. Mi chodzi jednak o to, że on przez cały czas mówił, że to nasze mieszkanie. Taką wersję też przedstawił moim rodzicom, a nawet mówił że mogę się pochwalić rodzinie, że będziemy mieli mieszkanie w dość nowym i fajnym miejscu.Ja mam nadzorować ekipę kiedy on będzie w pracy, oszczędzać na wszystkim razem z nim, do tego jeszcze będziemy siedzieć u moich rodziców jak on tu jest, a jedzenie będę zapewniać ja skoro finansowo nie dam rady więcej mu pomóc (tak to określił) Moi rodzice również chcieli jeszcze coś dorzucić. I nagle wychodzi na to, że on przez 2 lata nie będzie ponosił żadnych kosztów, nie musi też nic wynajmować bo będzie u mnie, jedzenie mam kupować żeby on mógł zebrać na swoje mieszkanie. Właśnie tego nie rozumiem. Skoro mieszkanie jest w całości jego to jaka jest w tym moja rola? Przecież w każdej chwili będzie mógł mnie wyrzucić.
Rozumiem że czujesz się oszukana i każdy zapewne na Twoim miejscu czułby się podobnie. Jednak każdy uczciwy prawnik powie Twojemu partnerowi że ten układ jest szalenie niekorzystny dla niego i jeśli wasza miłosc wygaśnie to może skończyć z niczym.
Napisałaś że jest zazdrosny o Ciebie i to również jest istotny argument , on tym działaniem ma niejako polisę że go nie zostawisz . Sytuacja patowa , ale mężczyźni działają logicznie i potrafią liczyć , więc przelicz sobie ile kosztuje jego życie u ciebie , policz swoją obecność i pomoc przy finalizowaniu kupna/dogladanie/umawianie sie z ekipa itp , zastanów się ile możesz zgromadzić gotówki i czy masz szanse na kredyt , jeśli nie to może rodzice aby zapełnić te nie wiem zależy jak sie dogadacie 50/50 , 45/55 i wtedy może dojdziecie do porozumienia o ile uczucia i wzajemna podejrzliwość pozwoli .
A czy Wy kiedykolwiek wcześniej tak normalnie o tym rozmawialiście? Czy każde z Was domyślało się, co uważa druga strona?
Czy Ty kiedykolwiek z nim rozmawiałaś o tym jedzeniu i opłatach za utrzymanie? Bo to, że on coś tam dał do zrozumienia, to nie jest rozmowa tylko Twoja interpretacja. To wygląda tak, jakbyście Wy nigdy nie rozmawiali o tym, jakie macie oczekiwania i plany względem siebie.
29 2020-06-16 07:22:59 Ostatnio edytowany przez Zielonapoduszka (2020-06-16 07:24:49)
A czy Wy kiedykolwiek wcześniej tak normalnie o tym rozmawialiście? Czy każde z Was domyślało się, co uważa druga strona?
Czy Ty kiedykolwiek z nim rozmawiałaś o tym jedzeniu i opłatach za utrzymanie? Bo to, że on coś tam dał do zrozumienia, to nie jest rozmowa tylko Twoja interpretacja. To wygląda tak, jakbyście Wy nigdy nie rozmawiali o tym, jakie macie oczekiwania i plany względem siebie.
Wziął ode mnie 2 tysiące na rezerwację i zaśmiał się , że pierwszy wkład już mam. Pytał czy na pewno mam te 40 tysięcy (zdecydował się na większe mieszkanie i chciał być pewny, że w razie czego od razu będę mogła mu je dać). Powiedział też, że skoro mam tylko tyle to właśnie będę też pomagała tym jedzeniem itd. Przeprowadzał też rozmowę z moimi rodzicami mówiąc, że zdecydowaliśmy się kupić mieszkanie. Zawsze MY. Ja też miałam w głównej mierze wybierać, jak to mieszkanie będzie wyglądało. Kiedy zapytałam czy to mieszkanie będzie jego to powiedział, że będzie nasze. Moi rodzice chcieli też dołożyć jeszcze jakieś pieniądze. Może jestem naiwna, ale to wszystko dla mnie wskazywało, że rzeczywiście będzie nasze. Gdyby postawił sprawę jasno to wolałabym nawet coś wynająć i zbierać w między czasie na swój wkład, ale mam wrażenie że on i tak chce mieć tylko "swoje", niezależnie od moich środków.
Powiedział dopiero wczoraj, że to dla niego logiczne, że akt własności będzie na niego. Dla mnie po tym wszystkim nie było.
30 2020-06-16 07:23:45 Ostatnio edytowany przez Lagrange (2020-06-16 07:25:18)
Opiszę ci podobny układ, który mam z żoną. Ja pracuję w Niemczech, zarabiam nieźle i mam jakieś tam swoje plany związane z pieniędzmi. Jak przyjeżdżam do Polski, to robię sobie zakupy jedzeniowe na czas pobytu w Niemczech i oczywiście jem na miejscu. Jako małżeństwo mamy wspólnotę majątkową, a więc co moje to i żony. Ale skoro jem "u niej", to robie zakupy. Często przywożę jej jakieś drobiazgi do domu, bo coś można kupić w Niemczech, a w Polsce nie. Jak ma chudszy miesiąc, to jej dokładam na życie. Mimo iż w sumie przyjeżdżam "na swoje" to czuję się w obowiązku partycypować w bieżących kosztach. Moja żona pracuje, nieźle zarabia i byłoby ją stać na moje utrzymanie, ale to jakoś tak nie po krasnoludzku przyjechać, nażreć sie, załapać na seks i spadać.
Wasz układ jest absurdalny. Facet ma wszelkie benefity bez żadnych obowiązków. Darmowe żarcie, mieszkanie bez kosztów, seks bez żadnych zobowiązań, nadzorcę budowlanego i jeszcze sponsora, bo to ty dałaś wkład na budowę. A gdzie są twoje zyski które równoważyłyby nakłady? Powiedzmy że masz z nim dobry seks, ale czy cena za niego nie jest trochę za wysoka? On nie da ci udziału w mieszkaniu, bo jak odejdziesz to będzie miał w plecy. A ty jak on odejdzie? Włożyłaś w to na razie kilkanaście tysięcy złotych bez jakichkolwiek gwarancji czegokolwiek. Skoro on liczy kasę, to i ty ją policz. Skoro on oszczędza, zacznij i ty. Jedzenie to nie są duże pieniądze, ale mimo wszystko co miesiąc parę stów trzeba na nie wydać. Wkład, dwa tysie to nie dramat, ale facet mający ich trzysta jakoś się na to nie szarpnął.
Powinniście poważnie porozmawiać i renegocjować wasz układ, bo jak na razie, to twój pan i władca jeździ na tobie jak chce.
Opiszę ci podobny układ, który mam z żoną. Ja pracuję w Niemczech, zarabiam nieźle i mam jakieś tam swoje plany związane z pieniędzmi. Jak przyjeżdżam do Polski, to robię sobie zakupy jedzeniowe na czas pobytu w Niemczech i oczywiście jem na miejscu. Jako małżeństwo mamy wspólnotę majątkową, a więc co moje to i żony. Ale skoro jem "u niej", to robie zakupy. Często przywożę jej jakieś drobiazgi do domu, bo coś można kupić w Niemczech, a w Polsce nie. Jak ma chudszy miesiąc, to jej dokładam na życie. Mimo iż w sumie przyjeżdżam "na swoje" to czuję się w obowiązku partycypować w bieżących kosztach. Moja żona pracuje, nieźle zarabia i byłoby ją stać na moje utrzymanie, ale to jakoś tak nie po krasnoludzku przyjechać, nażreć sie, załapać na seks i spadać.
Wasz układ jest absurdalny. Facet ma wszelkie benefity bez żadnych obowiązków. Darmowe żarcie, mieszkanie bez kosztów, seks bez żadnych zobowiązań, nadzorcę budowlanego i jeszcze sponsora, bo to ty dałaś wkład na budowę. A gdzie są twoje zyski które równoważyłyby nakłady? Powiedzmy że masz z nim dobry seks, ale czy cena za niego nie jest trochę za wysoka? On nie da ci udziału w mieszkaniu, bo jak odejdziesz to będzie miał w plecy. A ty jak on odejdzie? Włożyłaś w to na razie kilkanaście tysięcy złotych bez jakichkolwiek gwarancji czegokolwiek. Skoro on liczy kasę, to i ty ją policz. Skoro on oszczędza, zacznij i ty. Jedzenie to nie są duże pieniądze, ale mimo wszystko co miesiąc parę stów trzeba na nie wydać. Wkład, dwa tysie to nie dramat, ale facet mający ich trzysta jakoś się na to nie szarpnął.
Powinniście poważnie porozmawiać i renegocjować wasz układ, bo jak na razie, to twój pan i władca jeździ na tobie jak chce.
No właśnie, to on zdecydował sobie, że nie będzie robił zakupów, niczego płacił bo musi oszczędzać na NASZE mieszkanie. Po czym stwierdza, że będzie nasze ale jednak na papierze jego. Mi chodzi już nie o samo mieszkanie, ale też kwestie formalne. Jeśli on będzie wyjeżdżał do pracy to ja w tym mieszkaniu będę nikim. Gdyby pojawiło się dziecko to również taka sama sytuacja - dziecko będzie tam zameldowane, a mnie bez ostrzeżenia będzie mógł wyprosić z mieszkania. Jestem trochę inaczej wychowana, bo moi rodzice nigdy nie liczyli sobie 1:1. Zabolało mnie chyba najbardziej to, że uważa mnie za osobę, która rzuciłaby się na jego pieniądze. On ma z 20 razy tyle co ja. Chwali się, że dostał dobrą pensję i jeszcze mówi do mnie, że cieszy się że nie jestem wymagająca. A potem mi mówi, że rzuciłabym się na jego kasę. Rozumiem, że pieniądze są ważne i ciężko na nie zarabia, ale jeśli on mi w ogóle nie ufa to zawsze wszystko będzie "jego".
32 2020-06-16 07:44:18 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-06-16 07:47:23)
(...) Nic tak nie będzie moje, bo "jeśli odejdziesz to ja stracę pieniądze". (...)
mówi do mnie, że cieszy się że nie jestem wymagająca. A potem mi mówi, że rzuciłabym się na jego kasę. (...)
Te zdania są kluczowe dla waszej relacji.
Jak wyobrażasz sobie życie z kimś, kto uważa, że go okradniesz?
***
Jeśli zdecydujesz się na rozstanie, usłyszysz do niego tekst w stylu: "Wiedziałem, że jesteś pazerna i zależy Ci wyłącznie na mych pieniądzach."
No dobra, ale po co Ty się zgadzałaś na to, żeby on nie robił zakupów i niczego nie płacił. Naprawdę naiwnie myślałaś, że bez wspólnoty majątkowej wniesiesz facetowi do mieszkania 40k i on będzie z tego zadowolony? Ja bym w życiu nie kupiła mieszkania na pół z partnerem. Z mężem tak, z partnerem nie. Taka jest różnica. A jakbym chciała realnie myśleć o tym, co jak pojawi się dziecko, co jak zamieszkamy razem i on wyjedzie i to wszystko inne, to bym z nim ślub wzięła i założyła rodzinę.
U Was każde jest sobie i żadne nie myśli o tym, jak chcecie spędzać razem życie, a to Wam dobrze nie wróży na przyszłość. Liczycie się co on, co Ty, ile on, ile Ty. Macie idealną okazję, żeby zastanowić się i porozmawiać o tym, jak Wy właściwie widzicie siebie za 5-10 lat.
A co do rachunków i opłat na jedzenie to ja bym powiedziała, że jedzenie od tej pory kupujemy na pół. Co do rachunków, to pytanie co jaki czas on realnie do Ciebie przyjeżdża. Bo jak to jest raz na miesiąc na weekend to też te kwoty są śmieszne, a jak to jest raz na tydzień czy raz na kilka dni, to zaproponowałabym panu wynajem pokoju w mieszkaniu w kraju. Nawet jeżeli ten pokój mielibyście wynajmować razem i on by się odpowiednio dokładał do czynszu.
Mam trzy córki. Dwie mają tradycyjne układy ze swoimi mężczyznami, jedna ma taki bardziej nowoczesny. Dwie pierwsze mają mężczyzn którzy dzieła z nimi wszystko. Mimo dysproporcji dochodów dorabiają się wspólnie. Trzecia jest właśnie w takim układzie gdzie on ma swoje życie i swoje sprawy, a ona swoje. Nie ingeruję w to, bo to nie moje życie, ale strasznie mi się taki układ nie podoba. Kobieta często jest poszkodowana finansowo, bo jej kariera jest przerywana przez ciąże i wychowanie dzieci. Do tego kobiety są dyskryminowane finansowo przez pracodawców, ale prawdziwy mężczyzna decydując się na związek to wszystko rozumie i decyduje się dzielić z partnerką życie. Tymczasem teraz wiele związków to bardziej fwb niż związki dwojga partnerów życiowych.
Ty nazywasz swojego kochanka partnerem, ale ja jakoś inaczej wyobrażam sobie partnerstwo.
35 2020-06-16 08:19:31 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-06-16 08:23:55)
Facet ma swoją rację, jeśli chodzi o to, że chce być jedynym właścicielem mieszkania. On po prostu zabezpiecza się na wypadek gdyby.
Ty też masz swoją rację, jeśli chodzi o warunki, jakie praktycznie, w białych rękawiczkach, wymusił na tobie w kwestii utrzymywania go w roli trutnia, podczas gdy on spokojnie będzie zbierał pieniądze na mieszkanie, niby dla was, ale przecież byłoby tylko jego.
Mnie jednak nasuwa się jeszcze inna myśl. Chodzi mianowicie o to, że średnio wyobrażam sobie dalsze wasze życie razem. Facet jest zaborczym kontrolerem i centusiem. Będzie więc zawsze dążył do tego, by mieć pełna władze w kwestiach finansowych, a ciebie będzie blokował w różnych aspektach twojego życia. To typowe zachowania takich ludzi, jak on. Bardzo szybko twoja rola sprowadzi się do tego, że będziesz matka, oczywiście matka tylko jego dzieci, zostaniesz typowa kura domowa bez prawa głosu i decyzji w ważnych sprawach życiowych. Nie wiadomo czy nie będzie wydzielał ci pieniędzy na utrzymanie domu i surowo rozliczał z każdej złotówki. On będzie się dorabiał na waszym związku, ale ty ciągle będziesz uboga.
Ten facet na pewno jest bardzo chytry, a może nawet i skąpy albo jedno i drugie. Życie z takim człowiekiem jest niezwykle trudne.
Bez oporów zeruje na tobie, na pracy twojej mamy, która naprawdę niczego nie musi dla niego robić i jednocześnie myśli tylko o sobie. To nie jest w porządku, bo skoro tak, to niech obowiązuje u was zasada, że owszem kochajmy się jak bracia, ale liczmy się jak Żydzi. Nie wiem dlaczego ty miałabyś występować w tym związku jako osoba bezinteresowna, a on miałby tylko korzystać?
Przemyśl to.
Ja np nie zdecydowałam się na związek z pewnym panem, ponieważ był to człowiek bardzo podobny do tego twojego, na dodatek bardzo zamozny, a ja przy nim to uboga krewna. Doszłam do wniosku, że układając sobie życie z kimś takim zawsze byłabym ubogim pariasem bez prawa do niczego i robiłam za niewolnika na co dzień, w jego domu, by zaspokoić potrzeby jakiegoś cwaniaka. To ja już wolę domek ciasny, ale własny i wolę być panią swojego życia. Też miał zapędy kontrolerskie i apodyktyczne.
Przemysł sobie to wszystko, bo tu nie chodzi tylko o to, że nie będziesz mieszkała u siebie, lecz także o to, że byłabyś nikim w tym związku.
Ja faceta rozumiem.
Też nie zrobiłabym współwłaścicielem mieszkania kogoś, kto daje niewielką cześć a do tego nie ma pracy.
Jednak jeśli faktycznie Was tak obżera, to powinno się to ukrócić.
Ogólnie to doradzam rozmowę, choć wiem jak trudne są rozmowy o pieniądzach. Powiedz mu o swoich obawach, powiedz że przecież nie dasz 40 tys na mieszkanie które nie będzie Twoje, spytaj jakie rozwiązanie widzi żeby mieszkanie było wspólne.
Czy nie możecie np. dać identycznego wkładu (pół na pół), a kredytu spłacać razem żyjąc ze sobą?
Na pewno jest jakieś rozwiązanie.
37 2020-06-16 08:46:53 Ostatnio edytowany przez Zielonapoduszka (2020-06-16 08:47:51)
Ja faceta rozumiem.
Też nie zrobiłabym współwłaścicielem mieszkania kogoś, kto daje niewielką cześć a do tego nie ma pracy.Jednak jeśli faktycznie Was tak obżera, to powinno się to ukrócić.
Ogólnie to doradzam rozmowę, choć wiem jak trudne są rozmowy o pieniądzach. Powiedz mu o swoich obawach, powiedz że przecież nie dasz 40 tys na mieszkanie które nie będzie Twoje, spytaj jakie rozwiązanie widzi żeby mieszkanie było wspólne.
Czy nie możecie np. dać identycznego wkładu (pół na pół), a kredytu spłacać razem żyjąc ze sobą?
Na pewno jest jakieś rozwiązanie.
Gdy powiedziałam o swoich wątpliwościach to on powiedział, że on nie widzi jaki tu jest problem. Mieszkanie będzie jego na papierze, ale przecież nasze. Zapytałam też jak on sobie to wyobraża, że teraz moi rodzice będą dokładać, ja również kupować jedzenie, płacić rachunki itd., a on będzie z tego korzystał i odkładał pieniądze tylko na swoje potrzeby. To się obraził i powiedział, że mam wystawić mu rachunek. Dla niego to nie jest nic dziwnego. On zarobił, więc mieszkanie jest jego. A to jedzenie i że my też musimy płacić za prąd, gaz itd.to dla niego jakby się nie liczy, bo mamy "chociaż tak pomagać".
Co do kredytów to on jest ich totalnym wrogiem.
To, że człowiek kupując mieszkanie za swoje pieniądze, chce, by było jego własnością - mnie nie dziwi. Ale to, że w tym samym czasie, gdy na owo mieszkanie oszczędza, jest (i uważa to za oczywiste) na wyłącznym utrzymaniu autorki i chce tak żyć przez dwa kolejne lata - dziwi bardzo.
Podobnie jak zdziwiona jestem postawą autorki, która nie tylko zgadza się na opisane w wątku traktowanie przez kochanka (bo on ani partnerem, ani towarzyszem życia nie jest), ale też planuje życie u jego boku.
zgadzam się z ulle. dodam jeszcze, jakkolwiek podtrzymując swoje zdanie, że chłop ma prawo kupić mieszkanie tylko na siebie, to to, że na podstawie tego co piszesz - on jedno mówił, a drugie planuje zrobić. to jak opisywał "wasze mieszkanie" rzeczywiście mogło dać ci poczucie, że będzie wasze (choc naiwnym było z twojej strony myślenie, że 40 koła są do tego wystarczającym środkiem ale twoja naiwność to inna kwestia). czyli najzwyczajniej w świecie kłamał cię w żywe oczy (prawdopodobnie po to żeby sobie pożerować na tobie). to przykre ale taka prawda. chcesz być z kimś kto cię robi w konia w tak fundamentalnych sprawach? bardzo podoba mi się zdanie ulle "On będzie się dorabiał na waszym związku, ale ty ciągle będziesz uboga." i myślę, że tak się to może skończyc dla ciebie.
No dobra, ale po co Ty się zgadzałaś na to, żeby on nie robił zakupów i niczego nie płacił. Naprawdę naiwnie myślałaś, że bez wspólnoty majątkowej wniesiesz facetowi do mieszkania 40k i on będzie z tego zadowolony? Ja bym w życiu nie kupiła mieszkania na pół z partnerem. Z mężem tak, z partnerem nie. Taka jest różnica. A jakbym chciała realnie myśleć o tym, co jak pojawi się dziecko, co jak zamieszkamy razem i on wyjedzie i to wszystko inne, to bym z nim ślub wzięła i założyła rodzinę.
U Was każde jest sobie i żadne nie myśli o tym, jak chcecie spędzać razem życie, a to Wam dobrze nie wróży na przyszłość. Liczycie się co on, co Ty, ile on, ile Ty. Macie idealną okazję, żeby zastanowić się i porozmawiać o tym, jak Wy właściwie widzicie siebie za 5-10 lat.A co do rachunków i opłat na jedzenie to ja bym powiedziała, że jedzenie od tej pory kupujemy na pół. Co do rachunków, to pytanie co jaki czas on realnie do Ciebie przyjeżdża. Bo jak to jest raz na miesiąc na weekend to też te kwoty są śmieszne, a jak to jest raz na tydzień czy raz na kilka dni, to zaproponowałabym panu wynajem pokoju w mieszkaniu w kraju. Nawet jeżeli ten pokój mielibyście wynajmować razem i on by się odpowiednio dokładał do czynszu.
Ja chciałam wynajmować mieszkanie jeśli już pójdę do pracy właśnie po to, żeby uniknąć takiej sytuacji, ale on stwierdził że wynajem to jest dla bogatych. Dodatkowo, jeśli bardzo rzadko jest u siebie w domu to tam robi wszystkie zakupy, a nawet gotuje bo jego rodzice praktycznie nigdy nic nie mają w lodówce. U nas uważa to za oczywiste, że zawsze coś jest. Zawsze się starałam, żeby jak przyjeżdża było sporo jedzenia. Ostatnio był u mnie 3 tygodnie i nie zrobił praktycznie ani razu zakupów. To naprawdę nie chodzi o to, że ja ma tu wyliczam tylko o to, że ja sobie chyba za dużo wyobrażałam myśląc, że jesteśmy wspólnotą, a dla niego jesteśmy, ale dopóki nie jest to związane z pieniędzmi.
Autorko, jeszcze jedno.
On powiedział do ciebie, że jesteś mało wymagająca i że to mu się w tobie podoba, jednak gdyby przyszło co do czego, to będziesz pierwsza, która rzuci się na jego pieniądze.
Wiesz, dla mnie to jest szok, że on śmie mówić ci takie rzeczy prosto w oczy, a jeszcze większym szokiem jest fakt, że nie pogoniłas go po czymś takim.
Ludzie często doznając jakiegoś zawodu mówią "skąd mogłam wiedzieć, że to taki człowiek? Wydawał się kimś zupełnie innym, a tu proszę, okazał się zwykła szuja", ja nie przyjmuje takich tłumaczeń, ponieważ nie ma takiej możliwości, by szuja gdzieś po drodze nie powiedziała czegoś za dużo, czegoś co daje mocno do myślenia, trzeba tylko słuchać uważnie co mówi drugi człowiek i patrzeć jak się zachowuje. Różne rzeczy widać jak na patelni, jednak aby to dostrzec nie można patrzeć przez roxowe okulary, tylko być do bólu realistą. Ludzie naorwde się odkrywają.
Tak więc wracając do jego slow- to co on powiedział, to jest, wypisz, wymaluj jego zdanie na Twój temat. On uważa, że to dobrze, iż nie jesteś wymagająca, czyli że on ma ciebie za frajerke, która w razie czego łatwo da się oskubac. Ty nie będziesz wymagała dla siebie niczego, bo Ty jesteś z tych, co zadowolą się miska ryżu za swoją ciężka pracę.
Mało wymagający nauczyciel, mało wymagający rodzic, mało wymagający pracownik, mało wymagający pracodawca itd czy takie określenia brzmią jak słowa uznania dla kogoś, czy wprost przeciwnie?
Moim zdaniem powiedzieć o kimś, że jest mało wymagający to zwykła obelga.
Napisałaś, że rozmawiałaś z nim o tych sprawach, ale on nie zgodxil się z tobą. No wiesz? A co ty sobie myślisz, że on odda ci wszystko na co zapracował? On nawet złotówki, która będzie jego tobie nie da. To po prostu taki człowiek. Ktoś powie, a co miałby robić za świętego Franciszka i rozdawać swoją kasę? Nikt tego od niego nie oczekuje, ale skoro tak pilnuje swojej kieszeni, to dlaczego inni ludzie mieliby dawać mu coś swojego?
To nie może być tak, że to co twoje, to wasze, a to co jego, jest jego.
Jestem pewna, że w przyszłości twoja mama dalej będzie robiła dla was sloiki z żarciem, nosiła wam wszystko w zębach prosto pod drzwi, a dla tego człowieka będzie to czymś zupełnie normalnym i naturalnym.
Ja od takiego właśnie człowieka uciekłam, chociaż były też i inne powody.
Z niektórymi ludźmi nie da się po prostu żyć normalnie i spokojnie.
Autorko, jeszcze jedno.
On powiedział do ciebie, że jesteś mało wymagająca i że to mu się w tobie podoba, jednak gdyby przyszło co do czego, to będziesz pierwsza, która rzuci się na jego pieniądze.
Wiesz, dla mnie to jest szok, że on śmie mówić ci takie rzeczy prosto w oczy, a jeszcze większym szokiem jest fakt, że nie pogoniłas go po czymś takim.
Ludzie często doznając jakiegoś zawodu mówią "skąd mogłam wiedzieć, że to taki człowiek? Wydawał się kimś zupełnie innym, a tu proszę, okazał się zwykła szuja", ja nie przyjmuje takich tłumaczeń, ponieważ nie ma takiej możliwości, by szuja gdzieś po drodze nie powiedziała czegoś za dużo, czegoś co daje mocno do myślenia, trzeba tylko słuchać uważnie co mówi drugi człowiek i patrzeć jak się zachowuje. Różne rzeczy widać jak na patelni, jednak aby to dostrzec nie można patrzeć przez roxowe okulary, tylko być do bólu realistą. Ludzie naorwde się odkrywają.
Tak więc wracając do jego slow- to co on powiedział, to jest, wypisz, wymaluj jego zdanie na Twój temat. On uważa, że to dobrze, iż nie jesteś wymagająca, czyli że on ma ciebie za frajerke, która w razie czego łatwo da się oskubac. Ty nie będziesz wymagała dla siebie niczego, bo Ty jesteś z tych, co zadowolą się miska ryżu za swoją ciężka pracę.
Mało wymagający nauczyciel, mało wymagający rodzic, mało wymagający pracownik, mało wymagający pracodawca itd czy takie określenia brzmią jak słowa uznania dla kogoś, czy wprost przeciwnie?
Moim zdaniem powiedzieć o kimś, że jest mało wymagający to zwykła obelga.
Napisałaś, że rozmawiałaś z nim o tych sprawach, ale on nie zgodxil się z tobą. No wiesz? A co ty sobie myślisz, że on odda ci wszystko na co zapracował? On nawet złotówki, która będzie jego tobie nie da. To po prostu taki człowiek. Ktoś powie, a co miałby robić za świętego Franciszka i rozdawać swoją kasę? Nikt tego od niego nie oczekuje, ale skoro tak pilnuje swojej kieszeni, to dlaczego inni ludzie mieliby dawać mu coś swojego?
To nie może być tak, że to co twoje, to wasze, a to co jego, jest jego.
Jestem pewna, że w przyszłości twoja mama dalej będzie robiła dla was sloiki z żarciem, nosiła wam wszystko w zębach prosto pod drzwi, a dla tego człowieka będzie to czymś zupełnie normalnym i naturalnym.
Ja od takiego właśnie człowieka uciekłam, chociaż były też i inne powody.
Z niektórymi ludźmi nie da się po prostu żyć normalnie i spokojnie.
To prawda. Było kilka takich sytuacji kiedy mówił, że on nie lubi wchodzić w spółki. Albo właśnie to, że nie jestem wymagająca. Często też sugerował, że wszystko wspólne, ale pieniądze to już będą jego i konto. Ja brałam to chyba wszystko w formie żartu, bo często się przy tym śmiał. Dziś widzę, że to nie miało nic wspólnego z żartami. On swoje i ja swoje - to jest dla niego związek. Ewentualnie moje to jego.
43 2020-06-16 09:59:38 Ostatnio edytowany przez Averyl (2020-06-16 10:00:28)
Opiszę ci podobny układ, który mam z żoną. Ja pracuję w Niemczech, zarabiam nieźle i mam jakieś tam swoje plany związane z pieniędzmi. Jak przyjeżdżam do Polski, to robię sobie zakupy jedzeniowe na czas pobytu w Niemczech i oczywiście jem na miejscu. Jako małżeństwo mamy wspólnotę majątkową, a więc co moje to i żony. Ale skoro jem "u niej", to robie zakupy. Często przywożę jej jakieś drobiazgi do domu, bo coś można kupić w Niemczech, a w Polsce nie. Jak ma chudszy miesiąc, to jej dokładam na życie. Mimo iż w sumie przyjeżdżam "na swoje" to czuję się w obowiązku partycypować w bieżących kosztach. Moja żona pracuje, nieźle zarabia i byłoby ją stać na moje utrzymanie, ale to jakoś tak nie po krasnoludzku przyjechać, nażreć sie, załapać na seks i spadać.
Wasz układ jest absurdalny. Facet ma wszelkie benefity bez żadnych obowiązków. Darmowe żarcie, mieszkanie bez kosztów, seks bez żadnych zobowiązań, nadzorcę budowlanego i jeszcze sponsora, bo to ty dałaś wkład na budowę. A gdzie są twoje zyski które równoważyłyby nakłady? Powiedzmy że masz z nim dobry seks, ale czy cena za niego nie jest trochę za wysoka? On nie da ci udziału w mieszkaniu, bo jak odejdziesz to będzie miał w plecy. A ty jak on odejdzie? Włożyłaś w to na razie kilkanaście tysięcy złotych bez jakichkolwiek gwarancji czegokolwiek. Skoro on liczy kasę, to i ty ją policz. Skoro on oszczędza, zacznij i ty. Jedzenie to nie są duże pieniądze, ale mimo wszystko co miesiąc parę stów trzeba na nie wydać. Wkład, dwa tysie to nie dramat, ale facet mający ich trzysta jakoś się na to nie szarpnął.
Powinniście poważnie porozmawiać i renegocjować wasz układ, bo jak na razie, to twój pan i władca jeździ na tobie jak chce.
nic dodać, nic ująć, zwłaszcza, że z życia wzięte.
Wiesz co? pomyśl czy na pewno chcesz z takim gostkiem budować przyszłość. Rozumiem, można zrezygnować z wielu rzeczy, w imię nadrzędnego celu.
Pytanie: co jest tym celem? Mieszkanie? Wasza wspólna przyszłość?
a może on taki ma charakter, będzie kolekcjonował pieniążki na koncie, wypłakując każdą złotówkę, którą będzie musiał wydać.
Na pewno chcesz być przez resztę życia, niemiłym wydatkiem, który niezależnie ile włoży serca, pracy, chęci to będzie zawsze w kategorii zbędny wydatek?
Czy w tych bajkach o wspólnym mieszkaniu, wspominał rodzicom o małżeństwie? oświadczył ci się? czy to jest tylko "wspólnota" zbierania na jego mieszkanie?
Jeśli gostek nie poczuwa się do "wspólnoty" z tobą, a mieszka, obżera się u ciebie, i w in. sposób pod pretekstem waszej przyszłości, próbuje ciągnąć kasę od ciebie, to nad czym się zastanawiasz?
Niech sobie znajdzie kredyt w miejsce Twojego udziału i ma "swoje" mieszkanie.
44 2020-06-16 10:00:07 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-06-17 01:20:51)
Może przegapiłem tą informację, więc zapytam - rozumiem, że nie macie ślubu?
Prawda jest taka, że jeśli chodzi o pieniądze, to sentymentów nie ma i należy uznać racje jednej i drugiej strony. Jeśli koleś wykłada 80% kwoty na mieszkanie w momencie, w którym nie jesteście w formalnym związku i tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle w nim będziecie (nieporozumienie z kasą, które opisujesz świadczy o tym, że jednak nie do końca się tak dobrze znacie), trochę trudno mu się dziwić, że się ubezpiecza. Z drugiej jednak strony - albo się chce budować wspólną przyszłość, albo robić biznes kosztem tej drugiej osoby.
Rozważcie spisanie po prostu umowy tak, żeby każdy z Was uczestniczył we własności mieszkania zgodnie z wniesionym wkładem (można to różnymi umowami cywilno-prawnymi uregulować) - tylko czy już na starcie Waszego wspólnego życia chcecie [edycja moderatorska z powodu naruszenia Regulaminu Forum]?
Może przegapiłem tą informację, więc zapytam - rozumiem, że nie macie ślubu?
Prawda jest taka, że jeśli chodzi o pieniądze, to sentymentów nie ma i należy uznać racje jednej i drugiej strony. Jeśli koleś wykłada 80% kwoty na mieszkanie w momencie, w którym nie jesteście w formalnym związku i tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle w nim będziecie (nieporozumienie z kasą, które opisujesz świadczy o tym, że jednak nie do końca się tak dobrze znacie), trochę trudno mu się dziwić, że się ubezpiecza. Z drugiej jednak strony - albo się chce budować wspólną przyszłość, albo robić biznes kosztem tej drugiej osoby.
Rozważcie spisanie po prostu umowy tak, żeby każdy z Was uczestniczył we własności mieszkania zgodnie z wniesionym wkładem (można to różnymi umowami cywilno-prawnymi uregulować) - tylko czy już na starcie Waszego wspólnego życia chcecie się liczyć jak Żydzi...?
Nie mamy ślubu. On mi też powiedział, że nie lubi spółek. Czyli wszystko chce sam, tylko tak jak piszecie... Co to będzie za związek, gdzie wszystko jest moje i Twoje, a nigdy nie nasze?
Autorko, a czy ty jesteś chociaż jego narzeczona? Bo żona nie jesteś, ale nie doczytałam, żeby on oświadczył ci się czy zaręczył się z tobą.
Radzę ci, byś dobrze przemyślala cała te sytuację, bo wiążąc się z kimś takim wiele ryzykujesz. Musiałabyś zabezpieczyć się prawnie po zęby i zamiast budować normalna i fajna rodzinę non stop tyło kalkulować czy jak zrobisz tak, to stracisz i jak to zrobić, żeby nie stracić.
W jego rodzinnym domu lodówka zawsze pusta, a w twoim domu stosy wałówki.
Przypomniał mi się stary dowcip na temat pewnej cioci, która zawsze witając gości w progu mówiła "oh, szkoda że nie przyszliście wczoraj, miałam taki wspaniały obiad i mnóstwo smakołyków, a dzisiaj pusta lodówka" kochana ludzie są naprawdę różni i żyją wśród nas i tacy właśnie, jak ten twój facet.
Ciekawe czy jeśli wystawiłabys mu rachunek, to czy on oddałby ci kasę. Też przypilnuj tej sprawy.
(...) Co to będzie za związek, gdzie wszystko jest moje i Twoje, a nigdy nie nasze?
Jeden z wielu. Ważne, czy Ty decydujesz się w takim związku być.
Autorko, a czy ty jesteś chociaż jego narzeczona? Bo żona nie jesteś, ale nie doczytałam, żeby on oświadczył ci się czy zaręczył się z tobą.
Radzę ci, byś dobrze przemyślala cała te sytuację, bo wiążąc się z kimś takim wiele ryzykujesz. Musiałabyś zabezpieczyć się prawnie po zęby i zamiast budować normalna i fajna rodzinę non stop tyło kalkulować czy jak zrobisz tak, to stracisz i jak to zrobić, żeby nie stracić.
W jego rodzinnym domu lodówka zawsze pusta, a w twoim domu stosy wałówki.
Przypomniał mi się stary dowcip na temat pewnej cioci, która zawsze witając gości w progu mówiła "oh, szkoda że nie przyszliście wczoraj, miałam taki wspaniały obiad i mnóstwo smakołyków, a dzisiaj pusta lodówka" kochana ludzie są naprawdę różni i żyją wśród nas i tacy właśnie, jak ten twój facet.
Ciekawe czy jeśli wystawiłabys mu rachunek, to czy on oddałby ci kasę. Też przypilnuj tej sprawy.
Kiedyś w żartach zapytałam o zaręczyny to powiedział, że na razie to nie bo to od razu trzeba brać ślub, a on nie ma na to teraz pieniędzy. Tak, jakby to było oczywiście najważniejsze - pieniądze na wesele. Jego rodzice są też chyba bardzo oszczędni z tego co zdążyłam zauważyć. U mnie rodzice są tacy, że dali by wszystko to, co mogą. I on to też widzi.
Sam fakt, że gość chce sobie załatwić mieszkanie na własność za swoje pieniądze jeszcze nie powinien dziwić. Dziwi mnie natomiast jego postawa względem Ciebie i Twojej rodziny a raczej chyba w ogóle wizja, jak on sobie związek wyobraża. Facet zdaje się traktować całość relacji międzyludzkich, jak swoisty kontrakt biznesowy, gdzie podkreśla cały czas co mu się opłaca a co nie. Na dalszy plan schodzą czy tez w ogóle nie istotne stają się uczucia czy nawet zwykłe zasady, powiedzmy, dobrego wychowania, cały czas się przewija chłodna kalkulacja. W kwestii tych zaręczyn: przecież ciężko od razu brać ślub, kiedy samą salę rezerwuje się nieraz 2-3 lata do przodu..
Zastanawia mnie odwrotna sytuacja, gdy kobieta dałaby na mieszkanie 300 tys, a jej facet 50 i chciałby aby byli właścicielami 50:50. Też bym chciała dać tylko 50 tys, i mieć swoje mieszkanie.
Zastanawia mnie odwrotna sytuacja, gdy kobieta dałaby na mieszkanie 300 tys, a jej facet 50 i chciałby aby byli właścicielami 50:50. Też bym chciała dać tylko 50 tys, i mieć swoje mieszkanie.
Nie swoje, tylko „nasze”, czytaj wspólne ;-)
Dla mnie też pretensje autorki są nieuzasadnione. Pojawiło się kilka tu sensownych wypowiedzi, w jaki sposób można to załatwić tak, żeby nikt nie czuł się poszkodowany i wykorzystywany, ale jakoś zniknęły niezauważone w stosie narzekań autorki.
ulle napisał/a:Autorko, a czy ty jesteś chociaż jego narzeczona? Bo żona nie jesteś, ale nie doczytałam, żeby on oświadczył ci się czy zaręczył się z tobą.
Radzę ci, byś dobrze przemyślala cała te sytuację, bo wiążąc się z kimś takim wiele ryzykujesz. Musiałabyś zabezpieczyć się prawnie po zęby i zamiast budować normalna i fajna rodzinę non stop tyło kalkulować czy jak zrobisz tak, to stracisz i jak to zrobić, żeby nie stracić.
W jego rodzinnym domu lodówka zawsze pusta, a w twoim domu stosy wałówki.
Przypomniał mi się stary dowcip na temat pewnej cioci, która zawsze witając gości w progu mówiła "oh, szkoda że nie przyszliście wczoraj, miałam taki wspaniały obiad i mnóstwo smakołyków, a dzisiaj pusta lodówka" kochana ludzie są naprawdę różni i żyją wśród nas i tacy właśnie, jak ten twój facet.
Ciekawe czy jeśli wystawiłabys mu rachunek, to czy on oddałby ci kasę. Też przypilnuj tej sprawy.Kiedyś w żartach zapytałam o zaręczyny to powiedział, że na razie to nie bo to od razu trzeba brać ślub, a on nie ma na to teraz pieniędzy. Tak, jakby to było oczywiście najważniejsze - pieniądze na wesele. Jego rodzice są też chyba bardzo oszczędni z tego co zdążyłam zauważyć. U mnie rodzice są tacy, że dali by wszystko to, co mogą. I on to też widzi.
Nie myl oszczędności że skąpstwem lub z chytroscia. Bycie oszczędnym to zaleta, a bycie skapym lub chytrym to przywara i to jedna z tych paskudniejszych. W przypadku tego faceta paskudna tym bardziej, że zeruje on na innych, tych dobrodusznych z sercem na dłoni.
Stawiam na to, że nie ożeni się z tobą. Nie zrobi tego po prostu z chytrosci. Chyba że będziesz naciskała na zwrot swojej kasy, wtedy ożeni się, ale wystartuje z zadaniem intercyzy, oczywiście takiej na twoja niekorzyść.
53 2020-06-16 11:10:03 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-06-16 11:11:30)
rossanka napisał/a:Zastanawia mnie odwrotna sytuacja, gdy kobieta dałaby na mieszkanie 300 tys, a jej facet 50 i chciałby aby byli właścicielami 50:50. Też bym chciała dać tylko 50 tys, i mieć swoje mieszkanie.
Nie swoje, tylko „nasze”, czytaj wspólne ;-)
Dla mnie też pretensje autorki są nieuzasadnione. Pojawiło się kilka tu sensownych wypowiedzi, w jaki sposób można to załatwić tak, żeby nikt nie czuł się poszkodowany i wykorzystywany, ale jakoś zniknęły niezauważone w stosie narzekań autorki.
A może to tak, że jak facet przyjeżdża słyszy : Andrzejku może byś coś zjadł, Andrzejki zrobię Ci na jutro kanapki na podroz, to jest traktowane jako normalna troska, a tu nagle okazuje się, że on wymaga karmienia, równie dobrze można iść do znajomych, oni poczęstują kolacją, potem zaś będą rozpowiadac, że rossanka przyszła do nich do domu i oni MUSIELI ja karmić. Poza tym co w tym wszystkim robią rodzice autorki? Dlaczego mama robi słoiki, karmi go.
Tam jest taki trójkąt, rodzice, córka i niedoszły mąż. Rodzina będzie go urabrać, my Ci kanapki robimy, te nieszczęsne słoiki ale w zamian za to zarabiaj na mieszkanie dla córki też.
Ja rozumiem, nie zawsze wkład jest równy. Ale jakby to było powiedzmy on daje 200 ona 100 tys. Ale 50? 50 to jest nowe auto i to nie najwyższej klasy.
A w razie rozwodu to jaki podział, po polowie, czy ona bierze 50 tys?
Z resztą jak to wygląda, on ma zarobić niemal calą sumę, rodzice mają pomagać, czemu te słoiki mama robi nie autorka, autorka póki co mieszka u rodziców, więc wygląda na to, że obstawion a jest że wszystkich stron. A tu nagle najazd na faceta.
On zarabia, jak wraca do kraju, je u niej, bierze to za gościne, a okazuje się, że jest to inwestycja. Jakby w planie nie było kupna mieszkania to też by był zawsze tak karmiony i dostawał wikt na wyjazd? Pewnie nie, ale ze w planie jest mieszkanie, to każdy siedzi cicho w nadziei, że za jedzenie on to mieszkanie kupi i będzie na dwie osoby.
Autorko odwrotnie, masz te 300 tys, a facet mówi, że on może dać tylko 40-50 tys, godzina się na to, że mieszkanie będzie po polowie wasze?
rossanka napisał/a:Zastanawia mnie odwrotna sytuacja, gdy kobieta dałaby na mieszkanie 300 tys, a jej facet 50 i chciałby aby byli właścicielami 50:50. Też bym chciała dać tylko 50 tys, i mieć swoje mieszkanie.
Nie swoje, tylko „nasze”, czytaj wspólne ;-)
Dla mnie też pretensje autorki są nieuzasadnione. Pojawiło się kilka tu sensownych wypowiedzi, w jaki sposób można to załatwić tak, żeby nikt nie czuł się poszkodowany i wykorzystywany, ale jakoś zniknęły niezauważone w stosie narzekań autorki.
On nie bierze pod uwagę kredytu czy wydłużonego czasu, w którym mogłabym zbierać na większy wkład np. Powiedział mi też, że nie lubi spółek. Chodzi o sugestię, że lepiej jak wszystko będzie jego. Potem chce zbierać na swój samochód i swój biznes. Ja może nie jestem w tym temacie obiektywna, bo po prostu pochodzę z rodziny w której nigdy nie było wydzielania to moje, a to Twoje.
55 2020-06-16 11:16:34 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-06-16 11:17:24)
ulle napisał/a:Autorko, a czy ty jesteś chociaż jego narzeczona? Bo żona nie jesteś, ale nie doczytałam, żeby on oświadczył ci się czy zaręczył się z tobą.
Radzę ci, byś dobrze przemyślala cała te sytuację, bo wiążąc się z kimś takim wiele ryzykujesz. Musiałabyś zabezpieczyć się prawnie po zęby i zamiast budować normalna i fajna rodzinę non stop tyło kalkulować czy jak zrobisz tak, to stracisz i jak to zrobić, żeby nie stracić.
W jego rodzinnym domu lodówka zawsze pusta, a w twoim domu stosy wałówki.
Przypomniał mi się stary dowcip na temat pewnej cioci, która zawsze witając gości w progu mówiła "oh, szkoda że nie przyszliście wczoraj, miałam taki wspaniały obiad i mnóstwo smakołyków, a dzisiaj pusta lodówka" kochana ludzie są naprawdę różni i żyją wśród nas i tacy właśnie, jak ten twój facet.
Ciekawe czy jeśli wystawiłabys mu rachunek, to czy on oddałby ci kasę. Też przypilnuj tej sprawy.Kiedyś w żartach zapytałam o zaręczyny to powiedział, że na razie to nie bo to od razu trzeba brać ślub, a on nie ma na to teraz pieniędzy. Tak, jakby to było oczywiście najważniejsze - pieniądze na wesele. Jego rodzice są też chyba bardzo oszczędni z tego co zdążyłam zauważyć. U mnie rodzice są tacy, że dali by wszystko to, co mogą. I on to też widzi.
Bo pieniądze są ważne na wesele. Sala kosztuje, suknia, garnitur, jedzenie, zespół muzyczny, czasem nocleg dla gości, wystrój sali, opłata za obsługę. Za co to wszystko? Bez pieniędzy nie da rady. I nadalnie wiem, co do tej sprawy mają Twoim rodzice, że daliby wszystko. A może jego rodzice nic by nie dali i on musi sam na to zarobić. A Ty liczysz na jego zarobki i na to, co dadzą Twoim rodzice. Za darmo nic nie ma. Sama sobie musisz zarobić a nie patrzeć na rodziców czy faceta.
Czytam nowe posty autorki i myślę, że temat wzięty jest z sufitu.
MagdaLena1111 napisał/a:rossanka napisał/a:Zastanawia mnie odwrotna sytuacja, gdy kobieta dałaby na mieszkanie 300 tys, a jej facet 50 i chciałby aby byli właścicielami 50:50. Też bym chciała dać tylko 50 tys, i mieć swoje mieszkanie.
Nie swoje, tylko „nasze”, czytaj wspólne ;-)
Dla mnie też pretensje autorki są nieuzasadnione. Pojawiło się kilka tu sensownych wypowiedzi, w jaki sposób można to załatwić tak, żeby nikt nie czuł się poszkodowany i wykorzystywany, ale jakoś zniknęły niezauważone w stosie narzekań autorki.A może to tak, że jak facet przyjeżdża słyszy : Andrzejku może byś coś zjadł, Andrzejki zrobię Ci na jutro kanapki na podroz, to jest traktowane jako normalna troska, a tu nagle okazuje się, że on wymaga karmienia, równie dobrze można iść do znajomych, oni poczęstują kolacją, potem zaś będą rozpowiadac, że rossanka przyszła do nich do domu i oni MUSIELI ja karmić. Poza tym co w tym wszystkim robią rodzice autorki? Dlaczego mama robi słoiki, karmi go.
Tam jest taki trójkąt, rodzice, córka i niedoszły mąż. Rodzina będzie go urabrać, my Ci kanapki robimy, te nieszczęsne słoiki ale w zamian za to zarabiaj na mieszkanie dla córki też.
Ja rozumiem, nie zawsze wkład jest równy. Ale jakby to było powiedzmy on daje 200 ona 100 tys. Ale 50? 50 to jest nowe auto i to nie najwyższej klasy.
A w razie rozwodu to jaki podział, po polowie, czy ona bierze 50 tys?
Z resztą jak to wygląda, on ma zarobić niemal calą sumę, rodzice mają pomagać, czemu te słoiki mama robi nie autorka, autorka póki co mieszka u rodziców, więc wygląda na to, że obstawion a jest że wszystkich stron. A tu nagle najazd na faceta.
On zarabia, jak wraca do kraju, je u niej, bierze to za gościne, a okazuje się, że jest to inwestycja. Jakby w planie nie było kupna mieszkania to też by był zawsze tak karmiony i dostawał wikt na wyjazd? Pewnie nie, ale ze w planie jest mieszkanie, to każdy siedzi cicho w nadziei, że za jedzenie on to mieszkanie kupi i będzie na dwie osoby.
Autorko odwrotnie, masz te 300 tys, a facet mówi, że on może dać tylko 40-50 tys, godzina się na to, że mieszkanie będzie po polowie wasze?
Na początku w ogóle nie było mowy o zamieszkaniu gdzieś. Byliśmy zawsze u mnie i nikt nigdy nie oczekiwał, że będzie coś za coś. To on nagle narzucił, że mam tak pomagać bo on zarabia.
Chciałam wynająć - nie zgodził się. Chciałam na kredyt wspólny - nie zgodził się. Chciałam dozbierać - nie zgodził się, bo on nie wchodzi w spółki. Powiedział, że on będzie zarabiał, a ja mam tak pomagać że on nie kupuje jedzenia i nie płaci za mieszkanie. Nie mam takiej kwoty w tym momencie, żeby dać mu połowę. Ja rozumiem, że mój wkład jest niewielki. Tylko, że ja nawet na dwóch etatach nie dałabym rady zarobić tyle, co on. To nigdy nie będziemy równi.
58 2020-06-16 11:21:45 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-06-16 11:23:06)
Rossanka ma rację, zgadzam się z nią np w tym, że nie pojmuje, jak to jest, że dorosła córka, kobieta tego faceta nie szykuje słoików dla swojego mena, tylko wyręcza się matką? Ciekawe za czyje pieniądze robione są zakupy, by zrobić te sloiki z żarciem? Dlatego też we wcześniejszym poście specjalnie napisałam, że w przyszłości matka dalej będzie zapieprzala przy słoikach i jeszcze nosiła je wielmoznym państwu w zębach pod drzwi wejściowe. Nie wiadomo czy wpuszcza matke do mieszkania, skoro tam tak wszystko jest liczone.
Autorko, ty też niemało sama uzbierałas. Czyżbyś wiec siedziała na garnuszku u matki?
MagdaLena1111 napisał/a:rossanka napisał/a:Zastanawia mnie odwrotna sytuacja, gdy kobieta dałaby na mieszkanie 300 tys, a jej facet 50 i chciałby aby byli właścicielami 50:50. Też bym chciała dać tylko 50 tys, i mieć swoje mieszkanie.
Nie swoje, tylko „nasze”, czytaj wspólne ;-)
Dla mnie też pretensje autorki są nieuzasadnione. Pojawiło się kilka tu sensownych wypowiedzi, w jaki sposób można to załatwić tak, żeby nikt nie czuł się poszkodowany i wykorzystywany, ale jakoś zniknęły niezauważone w stosie narzekań autorki.On nie bierze pod uwagę kredytu czy wydłużonego czasu, w którym mogłabym zbierać na większy wkład np. Powiedział mi też, że nie lubi spółek. Chodzi o sugestię, że lepiej jak wszystko będzie jego. Potem chce zbierać na swój samochód i swój biznes. Ja może nie jestem w tym temacie obiektywna, bo po prostu pochodzę z rodziny w której nigdy nie było wydzielania to moje, a to Twoje.
Cóż, a on jest z rodziny, w której nauczył się dbać o siebie. Taki jest i albo go akceptujesz i „bierzesz” z wszystkimi zaletami i wadami, albo się będziesz miotać i dążyć, żeby się domyślił, docenił, a najlepiej zmienił.
Zbieraj po prostu kasę i zainwestuj w swoje mieszkanie zamiast w jego. Jeśli uważasz, że jesteś wykorzystywana w kwestii mieszkania i żywienia, to mu to powiedz wprost i poszukajcie rozwiązania, które Wam obojgu będzie odpowiadało.
Ten facet nauczył się w życiu, że nikt niczego mu nie da i potrafi za dać o swoje interesy. Pracuje, zarabia i ma pieniądze. Dzięki takim ludziom, jak mama autorki nauczył się też, że można zerować na czyjejs głupocie i dobroci. Stworzył wuec sobie super układ. Ma za frajer dach nad głową, gdy przyjeżdża do kraju, darmowa wyzerke, czyli darmowy wikt i opierunek i na dodatek ma darmowy seks.
Autorka natomiast jest dorosła kobietą, pracuje, zarabia pieniądze, ale żyje na koszt matki/rodziców. Też ma darmowy dach nad głową i darmowy wikt oraz opierunek. Dzięki temu może odkładać zarobiona kasę na, jak do tej pory sądziła, wspólne mieszkanie z facetem, chociaż on nawet jej się do tej pory nie oświadczył, już nie mówiąc o pierścionki zaręczynowym albo o ślubie i nie daj Boże kosztownym weselu.
Myślę, że albo Wielokropek ma rację uważając, że temat jest wyjęty z sufitu, albo że ludzie są jeszcze bardziej wstrętni niż uważałam do tej pory.
Szkoda tej matki stojącej non stop przy garach, chociaż i ona może też mieć swój przelicznik? Opłaca jej się warzyc strawę w zamian za to, że córka prawie za nic stanie się współwłaścicielka mieszkania.
Okropny wątek.
Dla mnie to tutaj filozofii zadnej niema.
NIGDY, NIGDY w zyciu nie wylozylabym 50 tysiecy w cos co jest moje tylko na czas trwania jakiegos zwiazku. Zwyczajnie NIE.
Wydaj na cos lepszego.
Dla mnie to tutaj filozofii zadnej niema.
NIGDY, NIGDY w zyciu nie wylozylabym 50 tysiecy w cos co jest moje tylko na czas trwania jakiegos zwiazku. Zwyczajnie NIE.
Wydaj na cos lepszego.
Zgoda w 100%.
Autorko postu: zostaniesz z niczym jeśli się Wam nie uda.
Zbieraj na swoje mieszkanie.
rossanka napisał/a:MagdaLena1111 napisał/a:Nie swoje, tylko „nasze”, czytaj wspólne ;-)
Dla mnie też pretensje autorki są nieuzasadnione. Pojawiło się kilka tu sensownych wypowiedzi, w jaki sposób można to załatwić tak, żeby nikt nie czuł się poszkodowany i wykorzystywany, ale jakoś zniknęły niezauważone w stosie narzekań autorki.A może to tak, że jak facet przyjeżdża słyszy : Andrzejku może byś coś zjadł, Andrzejki zrobię Ci na jutro kanapki na podroz, to jest traktowane jako normalna troska, a tu nagle okazuje się, że on wymaga karmienia, równie dobrze można iść do znajomych, oni poczęstują kolacją, potem zaś będą rozpowiadac, że rossanka przyszła do nich do domu i oni MUSIELI ja karmić. Poza tym co w tym wszystkim robią rodzice autorki? Dlaczego mama robi słoiki, karmi go.
Tam jest taki trójkąt, rodzice, córka i niedoszły mąż. Rodzina będzie go urabrać, my Ci kanapki robimy, te nieszczęsne słoiki ale w zamian za to zarabiaj na mieszkanie dla córki też.
Ja rozumiem, nie zawsze wkład jest równy. Ale jakby to było powiedzmy on daje 200 ona 100 tys. Ale 50? 50 to jest nowe auto i to nie najwyższej klasy.
A w razie rozwodu to jaki podział, po polowie, czy ona bierze 50 tys?
Z resztą jak to wygląda, on ma zarobić niemal calą sumę, rodzice mają pomagać, czemu te słoiki mama robi nie autorka, autorka póki co mieszka u rodziców, więc wygląda na to, że obstawion a jest że wszystkich stron. A tu nagle najazd na faceta.
On zarabia, jak wraca do kraju, je u niej, bierze to za gościne, a okazuje się, że jest to inwestycja. Jakby w planie nie było kupna mieszkania to też by był zawsze tak karmiony i dostawał wikt na wyjazd? Pewnie nie, ale ze w planie jest mieszkanie, to każdy siedzi cicho w nadziei, że za jedzenie on to mieszkanie kupi i będzie na dwie osoby.
Autorko odwrotnie, masz te 300 tys, a facet mówi, że on może dać tylko 40-50 tys, godzina się na to, że mieszkanie będzie po polowie wasze?Na początku w ogóle nie było mowy o zamieszkaniu gdzieś. Byliśmy zawsze u mnie i nikt nigdy nie oczekiwał, że będzie coś za coś. To on nagle narzucił, że mam tak pomagać bo on zarabia.
Chciałam wynająć - nie zgodził się. Chciałam na kredyt wspólny - nie zgodził się. Chciałam dozbierać - nie zgodził się, bo on nie wchodzi w spółki. Powiedział, że on będzie zarabiał, a ja mam tak pomagać że on nie kupuje jedzenia i nie płaci za mieszkanie. Nie mam takiej kwoty w tym momencie, żeby dać mu połowę. Ja rozumiem, że mój wkład jest niewielki. Tylko, że ja nawet na dwóch etatach nie dałabym rady zarobić tyle, co on. To nigdy nie będziemy równi.
Nie rozumiem w takim razie, skoro tyle was dzieli, dlaczego chcesz być z nim? top raz.
Dwa, za dużo w tej historii Twoich rodziców: mama robi słoiki, rodzice się dołożą, rodzice sądzili, ze w zamian za wałówkę i utrzymanie on uzbiera na wasze wspólne mieszkanie i tak dalej
Trzy: patrz na siebie a nie co dadzą rodzice, niech mama nie robi już tych słoików, jeśli chcesz sama je zrób
Po czwarte piszesz, że dla niego liczą się tylko pieniądze. Ale Ty też przeliczasz, przeliczasz jego wyżywienie, pewnie jak jest w kraju to się kąpie, zużywa wode co kosztuje - sorry ale z boku to tak wygląda jakbyś mówiła : ja cię karmie i tak dalej ale w zamian za to spodziewam się, że to mieszkanie będzie też moje. To sorry ale tak to wygląda.
Za dużo się oglądasz na rodziców i na tego faceta.
Poza tym znamy jedną wersję, może on jest faktycznie kawał skąpca i wygodnisia cwaniaka, a może jego wersja byłaby: mam dziewczynę, ale nie jestem jasnowidzem, mam kłopot, chcemy kupić mieszkanie za 300 tys, a jej wkład będzie 50. Martwie się, że (bo różnie w życiu bywa), w czasie ewentualnego rozejścia się, nie dostanę całej swojej sumy, ale ona wezmie dokładnie połowę. Na dodatek jej rodzina oczekuje, ze to ja zarobię na większość, mama robi mi kanapki i wyprawkę w podróż, moja kobieta mieszka z rodzicami, więc prywatności też nie mamy. Od najmłodszych lat nie mogłem liczyć na pomoc rodziny, bo u nas się nie przelewało, dlatego naucziny zostałem ciężkiej pracy i polegania na sobie. Moja kobieta jest całkiem inna, ona jest nauczona, ze jakby co rodzice dadzą, będzie miała dach nad głową u niech w razie czego. A ja się boję bo 300 tys trudno było uzbierać, zajęło mi to lata, a w razie czego połowa sumy przypadnie mojej dziewczynie (różnie w życiu bywa, niby nikt z góry nie zakłada rozwodu, ale bywa jak bywa). Na dodatek ona ma bardzo ingerujących rodziców, omawia z nimi nasze sprawy, czuje że oni mają duży pływ na jej decyzje. Przez to mam wątpliwości co do naszego związku i o dwlekam temat małżeństwa i ślubu. Wesele też generuje koszty, na razie zbieram na mieszkanie, wiadomo, ze kwota włożona na wesele uszczupliła by kwotę przeznaczoną na mieszkanie, ale moja dziewczyna jakby tego nie rozumiała, mówi, że pieniądze nie są tak ważne, ze za bardzo się na nich skupiam, a ja nie mam z nikąd pomocy, sam radzę sobie od lat. Ona mieszka u rodziców, obecnie nie pracuje, a w razie czego liczy, ze rodzice wyłożą część kasy na ślub...... - tak by mogła wyglądać hipotetycznie jego internetowa wersja/
A nadal się zastanawiam, dlaczego chcesz wyjśc za niego za mąż, skoro się ewidentnie nie dogadujecie. A to wszystko przypomina kontrakt: ty zarabiasz na nasze mieszkanie, ja Cię będę karmić i opierać abyś uzbierał więcej pieniędzy. A nie karm go tak i nie utrzymuj jak jest w kraju zamioast tego idz do pracy i odkładaj te pieniądze.
Winter.Kween napisał/a:Dla mnie to tutaj filozofii zadnej niema.
NIGDY, NIGDY w zyciu nie wylozylabym 50 tysiecy w cos co jest moje tylko na czas trwania jakiegos zwiazku. Zwyczajnie NIE.
Wydaj na cos lepszego.Zgoda w 100%.
Autorko postu: zostaniesz z niczym jeśli się Wam nie uda.
Zbieraj na swoje mieszkanie.
A to też zgoda, nie dawaj tych 50 tys jako tzw wykończenie mieszkania, albo dorzucenie się do wkładu. Tak samo jakbyś Ty dawała to 300 tys, a facet 50 i domagał się równego udziału. Miłość miłością, ale róznie bywa i na nikogo nie można liczyć na 100%.
Ten facet nauczył się w życiu, że nikt niczego mu nie da i potrafi za dać o swoje interesy. Pracuje, zarabia i ma pieniądze. Dzięki takim ludziom, jak mama autorki nauczył się też, że można zerować na czyjejs głupocie i dobroci. Stworzył wuec sobie super układ. Ma za frajer dach nad głową, gdy przyjeżdża do kraju, darmowa wyzerke, czyli darmowy wikt i opierunek i na dodatek ma darmowy seks.
Autorka natomiast jest dorosła kobietą, pracuje, zarabia pieniądze, ale żyje na koszt matki/rodziców. Też ma darmowy dach nad głową i darmowy wikt oraz opierunek. Dzięki temu może odkładać zarobiona kasę na, jak do tej pory sądziła, wspólne mieszkanie z facetem, chociaż on nawet jej się do tej pory nie oświadczył, już nie mówiąc o pierścionki zaręczynowym albo o ślubie i nie daj Boże kosztownym weselu.Myślę, że albo Wielokropek ma rację uważając, że temat jest wyjęty z sufitu, albo że ludzie są jeszcze bardziej wstrętni niż uważałam do tej pory.
Szkoda tej matki stojącej non stop przy garach, chociaż i ona może też mieć swój przelicznik? Opłaca jej się warzyc strawę w zamian za to, że córka prawie za nic stanie się współwłaścicielka mieszkania.
Okropny wątek.
Wiesz co, ze możesz mieć rację i to we wszystkim