haha Roxann..
pisząc to myślałam właśnie o Twoim romansie, ale nie w sensie co kto komu opowiadał, co mysłał jak to mówił a na ile go życie niosło, ale właśnie o tym. że Prezio- ( Twoje określenie) był właśnie takim typem psychicznym i fizycznym jakiego szukałaś, i chcąc to odrzucić zatoczyłaś koło przez nieudane związki i spotkałaś A. - sama pisałaś że podobnego, tylko bez wad prezia- czyli wolnego i zaangażowanego w Ciebie.
Dlatego nie uważam tego za stratę czasu. Kochanek jest dla kobiety która go wybiera IDEALNY. ma tylko jedną wadę- już żonę i dzieciaczki.
Idealny w sensie dopasowania dusz, a potem życie pokaże, jak u wszystkich. Zanim jedna z drugą Pani chcą tego kochanka na męża, jest już on niejako "przymierzony " :)i pasuje, a że się w praniu skudłaci
)to już inna bajka- wada materiału lub pranie w zbyt gorącej wodzie
66 2020-04-30 17:18:20 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-04-30 17:38:07)
haha
Roxann..
pisząc to myślałam właśnie o Twoim romansie, ale nie w sensie co kto komu opowiadał, co mysłał jak to mówił a na ile go życie niosło, ale właśnie o tym. że Prezio- ( Twoje określenie) był właśnie takim typem psychicznym i fizycznym jakiego szukałaś, i chcąc to odrzucić zatoczyłaś koło przez nieudane związki i spotkałaś A. - sama pisałaś że podobnego, tylko bez wad prezia- czyli wolnego i zaangażowanego w Ciebie.
Dlatego nie uważam tego za stratę czasu. Kochanek jest dla kobiety która go wybiera IDEALNY. ma tylko jedną wadę- już żonę i dzieciaczki.
To prawda, A. jest podobny do Prezia ale jeśli chodzi o pewne uniwersalne cechy. Natomiast nie powiedziałabym nigdy, że Prezio jako człowiek jest moim ideałem. I nie dlatego, że nasz romans skończył, że długo go odchorowywałam itd., po prostu jak uczucie minęło, zobaczyłam go takim jakim jest naprawdę. Zwykle idealizujemy osoby w których się zakochujemy, ale w romansie myślę, że jest to dużo bardziej nasilone ponieważ nie mamy możliwości by daną osobę poznać w normalnym codziennym życiu. Stąd jej obraz jest w dużo większym stopniu naszym wyidealizowanym na podstawie tych kradzionych chwil i rozmów wyobrażeniem.
I to on właśnie do mnie później któregoś razu powiedział czy napisał, że jest na "spotkaniu biznesowym", tzn ten sam tekst, który mówił przez telefon kiedy był ze mną Zresztą, stojąc już z boku wielokrotnie miałam takie deja vu.
Czy żałuje i czy uważam za stratę czasu? I tak i nie. Tak bo za dużo tego czasu straciłam a nie bo to było bardzo trudne i pouczające doświadczenie. Jednak jakby zupełnie nieadekwatne.
Patrząc tutaj na różne historie, widać wyraźnie różnicę między przeciętnym związkiem a romansem Związek, to zwykle zaczyna się od emocjonalnych uniesień, zwierzeń, czułości i zabiegania a potem przechodzi w fazę, powiedzmy, stabilną. Romans kończy się na tej pierwszej fazie, bo kiedy zaczyna się ta druga to już nie jest romans. Można naprawdę różnie podchodzić do tego, co mówi partner zdradzający żonę/męża, kluczowe okazuje się zapewne spojrzenie na sprawę całościowo, pod kątem zysków i strat, jakie przynosi romans. Zwykle obie strony czerpią największą radość właśnie z tego faktu, że ich relacja opiera się tylko i wyłącznie na tej fazie emocji i uniesień. Im mniej kogoś znamy, tym bardziej jesteśmy zmotywowani, żeby odkrywać sekrety dotyczące tejże osoby i to samo w sobie okazuje się być ekscytujące. Nie znając kochanka/nki od codziennej strony, nie widzimy jego wad a dostrzegamy je często dopiero, jak twardo lądujemy na ziemi.
Jakkolwiek to nie zabrzmi, to zgadzam się ze zdaniem Eli. Nie pojawiłam się w jego życiu, bo było u nich super. Owszem, pewnie zdarzają się takie ewenementy, które szukają wrażeń pomimo dobrych relacji w małżeństwie, ale nikt mi nie wmówi, że jeśli się w związku układa, to ucieka się z domu przy pierwszej lepszej okazji na całe dnie i to nie jest sporadyczne zachowanie, tylko praktycznie codziennie.
Z jej strony nie widzę zainteresowania jego osobą, zdarzały się nam wyjazdy kilkudniowe i ani razu nie zadzwoniła, nie napisała. W ciągu normalnego dnia, gdy wyjdzie z domu, to może zadzwoni raz na dwa/trzy tygodnie, z jakimś pytaniem z kosmosu. Po tych dwóch latach wnioskuje, że tam to już jest przyzwyczajenie, znudzenie, rozdrażnienie, ale nic z tym nie robią, bo tak im po prostu wygodniej. Ona zajmuje się sobą, on sobą. Żyją obok siebie.Seks nie jest podstawą naszej relacji, znam jego wady, tak samo, jak on moje. Po tylu latach nie da się tego uniknąć. Na pewno pierwszy ogień już opadł, ale uczucie zostało. Czy mnie oklamuje? Tego nie wiem, mogę jedynie domnienimywac, choć to co mówi jest spójne z jej zachowaniem.
Wierz mi, że każdą sytuację w wieloletnim małżeństwie można na własne potrzeby przerobić tak aby stały się wadą lub dowodem na złą relację. Tu nie dzwoni, więc się nie interesuje, gdyby dzwoniła często to usprawiedliwieniem było by, że nie daje wytchnienia jest zaborcza itp. Nie znasz jego wad w stu procentach. Żyjecie na pół gwizdka. W tej "lepszej" części.
Mając na uwadze historie z tego forum, sytuacje moich znajomych czy członków rodziny to naprawdę na palcach jednej ręki można policzyć super idealne, wieloletnie relacje z pełnym porozumieniem i bez żadnego kryzysu, zwłaszcza jak są dzieci. Z kim nie rozmawiam to każdy przechodzi/przechodził jakiś ciężki kryzys. Tylko nie każdy w tym momencie trafiał na osobę trzecią która pozwoliła uciec od problemu zamiast go rozwiązać, a później to już jest równia pochyła.
Poza tym relację budują dwie osoby. Na swoim przykładzie, z perspektywy czasu wiem, że np. moja nerwowość w związku związana była z tym, że mój mąż miał na mnie wywalone. Ale oczywiście wina moja bo nerwowa jestem. Tylko jakoś teraz jestem oazą spokoju odkąd go nie ma . Nie tłumaczę się, że jestem jakaś fantastyczna, ale naprawdę łatwo jest być fajnym i ciekawym w pierwszych latach związku, gdy jest o czym rozmawiać, są nowe doznania itp. Sztuką jest świetnie dogadywać się po wielu latach. I wydaje mi się bardzo krzywdzące jak kochanki z łatwością oceniają żony znając gościa tylko częściowo na dodatek bardzo krótki czas w warunkach wyłącznej sielanki (bez trudów życia codziennego, bez obowiązków i bez codziennej harówy). Śmiać mi się chce jak dziunia mojego męża dla której mnie zostawił z łatwością osądza mnie znając tylko niewielki ułamek prawdy i tego jaki na prawdę jest mój mąż. Co gorsza buduje na tym całe swoje życie (będę inna niż twoja żona, zrobię to inaczej, lepiej itp). Chętnie bym z nią sobie porozmawiała za 15 lat. Jak będzie miała ten sam staż z nim co ja.
Podsumowując zgadzam się z opiniami innych, nie kieruj swoim życiem w oparciu o to jaki jest ich związek. Kieruj się tym jak on postępuje wobec ciebie. A postępuje nieuczciwie bo dba tylko o swój komfort, żeby nie podejmować trudnych decyzji i nie ponosić odpowiedzialności za to co robi. W waszej sytuacji ktoś zawsze będzie pokrzywdzony ale istotą jest na coś się zdecydować i ponieść tego konsekwencje. A pan najwyraźniej chciałby czerpać z życia tylko same dobre rzeczy.
70 2020-04-30 21:02:40 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-04-30 21:12:20)
Autorko, jesteś tuż przed 30-tka i zamiast być z facetem, z którym dałoby się zbudować fajna rodzinę, ty ciągasz się z jakimś żonatym, tkwisz w układzie bez przyszłości. Twoje koleżanki układają sobie życie osobiste, a ty tracisz najlepsze lata na zwykle bagno.
Rzecz ciągnie się już dwa lata i jak widzisz nic nie idzie idzie do przodu. Skoro już wybrałaś takiego faceta, to może warto byłoby pomyśleć nad tym, co mogłabyś zrobić, żeby jednak zmienić swoje życie osobiste. Za chwilę układ z żonatym nabierze wszelkich cech przechodzonego związku, a tym samym twoje szansę będą malały w tempie zastraszającym z miesiąca na miesiąc.
Myslalas o tym, co mogłabyś zrobić, żeby ruszyć z miejsca? Chyba nie chcesz skończyć jako wieloletnia boczna przyssana do jakiejś rodziny? Nie chciałabyś mieć własnej rodziny? Czas płynie i to nieubłaganie, więc może czas się obudzić?
Dla ciebie dowodem na to, że nie używa cię tylko do seksu jest to, że on spędza z tobą kilka godzin, gdy już się spotkacie a nie tylko dwie. Wspomniałaś też nawet o jakimś waszym kilkudniowym wyjeździe.
Jednak czy nie upokarza cię fakt, że ten żonaty ukrywa cię przed światem? Jego żona na pewno domyśla się, że jest jakaś inna, ale co z jego znajomymi? Ktoś w ogóle o tobie wie? A może ten pan już tak zdążył cię przerobić, że ty sama z wielką starannością dbasz o dyskrecję, żeby tylko pancio nie miał problemów? Jeśli tak jest, to właściwie jesteś już kochanka idealną. On szybko cię nie puści, bo drugiej takiej na pewno nie znajdzie.
Co masz z tego romansu?
Tracisz czas, młodość, odbierasz sobie szansę na ułożenie sobie z kimś życia, więc pewnie coś z tego masz.
Czy dostajesz drogie prezenty np mieszkanie, auto, biżuterię, wczasy na wyspach, kasę na swoje wydatki czy opłacanie rachunków itd, czy dostajesz to wszystko tak, jak mają inne kobiety, które godzą się na uklad z żonatym? Dzisiaj kobiety są bardzo obrotne i mało która zgodziłaby się na taki układ za darmo. Jak jest z tobą? Robisz to wszystko za frajer w imię wielkiej miellosci?Co on daje ci w zamian, żeby zrekompensować Ci straty? Pewnie opędza cię jakimś kwiatkiem od czasu do czasu albo rajstopami. Żenada.
Żonaty powiedział ci jasno, że nie rozwali swojej rodziny, bo to i tamto. Wniosek z tego jest taki, że on świetnie potrafi liczyć i dbać o swoje dobro. Wiążąc się z tobą więcej by stracił niż zyskał-widzisz jaki on cwany? A skoro tak, to dlaczego ty nie potrafisz myśleć o swoim interesie? Zamiast tego dajesz się po prostu wykorzystywać.
Na zakończenie powiem Ci tylko, że gdyby ten facet poważał cię i kochał, to w życiu nie pozwoliłby sobie na to, by okradac cię z marzeń, z życia. Sumienie by mu na to nie pozwoliło, już nie mówiąc o honorze i uczciwości. Tymczasem on bimba sobie z tego, że ty tracisz przy nim czas, że on oprócz swojego przyrodzenia nie ma przecież niczego do zaoferowania tobie, o czym wprost ci powiedział.
Netanio, pozdrawiam Cię i cieszę się, że udało Ci się wyjść z tego bagna. Pamiętam twoja historie.
Po pierwsze kiedy słyszymy że mężczyzna z którym się spotykamy jest żonaty, odwracamy się i idziemy w drugą stronę. Chyba że chcemy całe życie zbierać okruchy spod stołu i żyć obok czyjejś rodziny jako dodatek i nigdy nie założyć swojej.
Po drugie, to że on mówi piękne słowa i okazuje miłość na każdym kroku nie oznacza że on kocha. Pani jest w jego życiu odskocznią od codzienności, Pani go dowartościowuje, Pani daje mu swoje zasoby (urody, seksu, opieki). Jest Pani po prostu funkcją w życiu i niczym więcej. Im szybciej to zrozumieć tym lepiej. Łatwiej będzie to zostawić. Najlepszym rozwiązaniem będzie oczywiście natychmiastowe odejście od tego Pana i życzyć mu wiatru w garbate plecy. Natomiast domyślam się że Pani tego nie zrobi, bo może Pani być bardzo ciężko. Na pewno należy zrozumieć że on nie odejdzie od żony dlatego że nie chce. Można być wspaniałym ojcem nie żyjąc z ich matką i nawet można być ojcem, który będzie miał jeszcze lepsze relacje z dziećmi, ponieważ będzie szczęśliwy nie żyjąc obok żony której nie kocha i patrzeć na nią nie może. Natomiast z jego ust jest to tylko wymówka, I gwarantuję, że ta sytuacja się nie zmieni. Nawet jeśli dzieci będą miały 20 lat i wyjadą na studia, on znajdzie sto innych powodów żeby nie odejść od żony, na przykład żona zachoruje, I będzie musiał się nią zająć.
Jeśli mogę coś poradzić, to poradziłabym, żeby Pani, bardzo powoli zaczęła się dystansować. Proszę zrozumieć że z tego nic nie będzie, ale na razie Pani nie ma na tyle siły żeby odejść. Najlepiej zacząć zmniejszać ilość spotkań, I zająć się swoim rozwojem. Każdy z nas ma jakieś braki, a w Pani przypadku na pewno jest to jakiś neurotyzm skoro Pani się pakuje w związek z kimś, kto nie jest dostępny. Można zacząć terapię. Zacząć być bardzo zajętą, rozwijać swoje pasje, uczyć się ciekawych rzeczy, poznawać nowych ludzi, może podnieść kwalifikacje w pracy, postarać się o wyższe zarobki, zacząć podróżować. Skierować się w swoją stronę i zrozumieć, że Pani jest najważniejszą osobą w swoim życiu i tak siebie zacząć traktować. Jeśli Pani podniesie swoje poczucie własnej wartości, rozwinie się i zacznie kochać siebie, automatycznie ten Pan nie będzie się wydawał Pani takim cudem i przestanie Pani chcieć kogoś, kto nie chce Pani.
Świetne jest to porównanie do okruchów spod stołu Dla osób związanych ze zdradzającymi i zajętymi partnerami te okruchy stają się ambrozją...Jak w każdym romansie, osoba będąca w stanie euforii, będąc zabujana w zajętym/tej, dokonuje całkowitego przewartościowania potrzeb i oczekiwań, kiedy wszystko, co się słyszy i otrzymuje od drugiej strony bierze się na serio i przyjmuje za pewnik. Przecież niezależnie od tego, czy facetowi było aż tak źle w małżeństwie, czy nie, to i tak kochanka zawsze będzie jedynie dodatkiem i uzupełnieniem. Porównując to, do pracy i hobby, to nawet jeśli praca nie sprawia specjalnych przyjemności, i tak trzeba się w nią angażować. Pracą będzie oczywiście żona i rodzina a hobby kochanka.
Czuje się strasznie pogubiona, a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać.
I ja wiem, że ja sama sobie ten los zgotowałam, tylko co dalej?
Niedawno przechodziłam ten etap, to podzielę się, co mi pomogło. Zresztą, etapy żałoby po związku są opisane na wielu stronach i możesz o nich przeczytać. Poza tym, wpada się w tę pułapkę myślenia: "z nami było inaczej". Jasne, każdy przypadek jest inny. Bardzo też chcemy wierzyć w wyjątkowość. Czytając jedna historie innych, okazuje się, że ludzie nie są aż tak wyjątkowi i historie są bardzo powtarzalne. Ja też wierzyłam. I nie wierzyłam, że nie kocha itd - cały arsenał wiary w to, co daje ulgę emocjom, i niewiary w to co sprawia, że boli.
Potem zaczęłam myśleć, nie o tym, dlaczego on tak robi, dlaczego on... Tylko, dlaczego ja w to weszłam. Dlaczego związek z żonatym był dla mnie tak ważny i zapomniałam o wszystkich wartościach. I znalazłam odpowiedź. Wtedy przestałam obwiniać jego o wszystko, bo zrozumiałam, że gdybym była emocjonalnie pozbierana i silna, NIGDY nie weszłabym w taki związek. Mogę oczywiście mieć pretensje do niego, ale po co? To ja muszę żyć z tym dalej. I wiesz, co? Z tej historii wyniosłam bardzo dużo. Zobaczyłam, co ze mną nie tak i zrozumiałam, co zrobić, żeby nigdy tego nie powtarzać. Nie tylko związków z żonatym facetem, ale związków ze słabymi facetami w ogóle. Kiedy wytłumaczyłam sobie moje zachowanie, nagle jasne stało się dla mnie jego zachowanie. I mogłam iść idalej. Bo teraz wiem, że muszę się skupić na sobie, a nie budować swoje szczęście na tych dużych emocjach w romansie. Życzę Ci, żebyś mogła spojrzeć na siebie i jego z perspektywy i wtedy zobaczysz, że musisz iść do przodu, bo to Cię do niczego nie zaprowadzi. To trudne, ale do zrobienia
Dorzucę tylko ad acta, że panów, którzy w pełni formalnie porzucili swoje rodziny w imię nowej, cudownej miłości w życiu zawodowym spotkałam niewielu. Wielu coś tam zaczyna, ale nie oszukujmy się - jak facet jest na jakimś poziomie, dysponuje jakimś majątkiem wspólnie z małżonką, to nie ma bata że poświęci lata pracy na jakąś kochankę. Kiedy staje się przed wyborem - dzielić się lub oddać dorobek życia w imię właściwie nawet nie wiem czego, bo miłość dla mnie brzmi trywialnie, to chyba tylko głupiec albo gołodupciec na to pójdzie. A wątpię iż pani autorka się by w biedaku zakochała. Może jestem stara i zgorzkniała, może życie mnie trochę przeczołgało, ale i bazując na samym swoim życiu, rękę dam sobie uciąć że mało który zdobędzie się na taką głupotę. Autorce radzę mniej netflixa oglądać, jak będzie pani cisnęła swojego Romeo, to znajdzie szybko młodszą i mniej namolną wersję pani. Brutalne, ale siedzę w tym za długo żeby się mylić. Dobrej nocy życzę.
Zakończ to jak najszybciej , moja znajoma facet zwodzil tak przez 15 lat , że nie może dzieci zostawić itd.itd. lata mijały A ona czekała
Dzisiaj została sama , na lodzieJak facet się zakocha, rozwodzi się szybko albo wcale .
76 2020-05-01 07:22:45 Ostatnio edytowany przez Badas (2020-05-01 07:23:16)
Naprawdę? Chciałabyś być z kimś kto zdradził żonę? Głupio pytam. Ty z nim jesteś. To z tobą zdradza. Brzydzi mnie taki gościu i dziwię się tobie, że ci to nie przeszkadza.
Jak rozumiem żona nie wie. Czyli facet który kłamie, kręci- jakoś musi dla ciebie znaleźć czas, oszukuje. Do tego zaniedbuje dzieci i nie mów, że nie bo zamiast z.nimi wolny czas spędza z tobą. Taki facet to dla mnie nikt. A tobie imponuje. Gratulacje. W życiu bym nie chciała żeby dla.mnie ktoś kogoś zostawiał. Dotyka ciebie, potem żonę. Wstrętne. Ale tobie odpowiada. No może kiedyś będzie na odwrót. Ty w roli żony a ktoś kochanki twojego faceta. Ale ty takich lubisz. Pomyś o tym tak.
ObecnaKochanka napisał/a:Jakkolwiek to nie zabrzmi, to zgadzam się ze zdaniem Eli. Nie pojawiłam się w jego życiu, bo było u nich super. Owszem, pewnie zdarzają się takie ewenementy, które szukają wrażeń pomimo dobrych relacji w małżeństwie, ale nikt mi nie wmówi, że jeśli się w związku układa, to ucieka się z domu przy pierwszej lepszej okazji na całe dnie i to nie jest sporadyczne zachowanie, tylko praktycznie codziennie.
Z jej strony nie widzę zainteresowania jego osobą, zdarzały się nam wyjazdy kilkudniowe i ani razu nie zadzwoniła, nie napisała. W ciągu normalnego dnia, gdy wyjdzie z domu, to może zadzwoni raz na dwa/trzy tygodnie, z jakimś pytaniem z kosmosu. Po tych dwóch latach wnioskuje, że tam to już jest przyzwyczajenie, znudzenie, rozdrażnienie, ale nic z tym nie robią, bo tak im po prostu wygodniej. Ona zajmuje się sobą, on sobą. Żyją obok siebie.Seks nie jest podstawą naszej relacji, znam jego wady, tak samo, jak on moje. Po tylu latach nie da się tego uniknąć. Na pewno pierwszy ogień już opadł, ale uczucie zostało. Czy mnie oklamuje? Tego nie wiem, mogę jedynie domnienimywac, choć to co mówi jest spójne z jej zachowaniem.
Wierz mi, że każdą sytuację w wieloletnim małżeństwie można na własne potrzeby przerobić tak aby stały się wadą lub dowodem na złą relację. Tu nie dzwoni, więc się nie interesuje, gdyby dzwoniła często to usprawiedliwieniem było by, że nie daje wytchnienia jest zaborcza itp. Nie znasz jego wad w stu procentach. Żyjecie na pół gwizdka. W tej "lepszej" części.
Mając na uwadze historie z tego forum, sytuacje moich znajomych czy członków rodziny to naprawdę na palcach jednej ręki można policzyć super idealne, wieloletnie relacje z pełnym porozumieniem i bez żadnego kryzysu, zwłaszcza jak są dzieci. Z kim nie rozmawiam to każdy przechodzi/przechodził jakiś ciężki kryzys. Tylko nie każdy w tym momencie trafiał na osobę trzecią która pozwoliła uciec od problemu zamiast go rozwiązać, a później to już jest równia pochyła.
Poza tym relację budują dwie osoby. Na swoim przykładzie, z perspektywy czasu wiem, że np. moja nerwowość w związku związana była z tym, że mój mąż miał na mnie wywalone. Ale oczywiście wina moja bo nerwowa jestem. Tylko jakoś teraz jestem oazą spokoju odkąd go nie ma
. Nie tłumaczę się, że jestem jakaś fantastyczna, ale naprawdę łatwo jest być fajnym i ciekawym w pierwszych latach związku, gdy jest o czym rozmawiać, są nowe doznania itp. Sztuką jest świetnie dogadywać się po wielu latach. I wydaje mi się bardzo krzywdzące jak kochanki z łatwością oceniają żony znając gościa tylko częściowo na dodatek bardzo krótki czas w warunkach wyłącznej sielanki (bez trudów życia codziennego, bez obowiązków i bez codziennej harówy). Śmiać mi się chce jak dziunia mojego męża dla której mnie zostawił z łatwością osądza mnie znając tylko niewielki ułamek prawdy i tego jaki na prawdę jest mój mąż. Co gorsza buduje na tym całe swoje życie (będę inna niż twoja żona, zrobię to inaczej, lepiej itp). Chętnie bym z nią sobie porozmawiała za 15 lat. Jak będzie miała ten sam staż z nim co ja.
Podsumowując zgadzam się z opiniami innych, nie kieruj swoim życiem w oparciu o to jaki jest ich związek. Kieruj się tym jak on postępuje wobec ciebie. A postępuje nieuczciwie bo dba tylko o swój komfort, żeby nie podejmować trudnych decyzji i nie ponosić odpowiedzialności za to co robi. W waszej sytuacji ktoś zawsze będzie pokrzywdzony ale istotą jest na coś się zdecydować i ponieść tego konsekwencje. A pan najwyraźniej chciałby czerpać z życia tylko same dobre rzeczy.
Znakomite podsumowanie Pikupik. To, co napisałaś o swojej nerwowości, mogę odnieść do swoich zachowań, aż się usmiechnelam do tego zdania Podczas drugiego romansu mojego męża miał na mnie wywalone totalnie, próby rozmów na ten temat kończyły się odwracaniem kota ogonem i uwagą, że się czepiam. Dlatego w pewnym momencie przestałam pytać, dzwonić do niego bo uwierz mi, te rozmowy nie były dla mnie miłe.
Obserwując to z boku, jak Obecna Kochanka, można odnieść mylne wrażenie, że żonie nie zależy, a było zupełnie odwrotnie.
Tak, jak pisałam już wcześniej, zajmij się swoim, a nie ich życiem. Bo nie masz o nim pojęcia, naprawdę. I nie piszę tego złośliwie.
Mój jm chciał zjeść ciastko i mieć ciastko, a jak sprawa się wydała pretensje o to, ze mnie skrzywdzila, miał do kochanki. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi
Pikupik świetnie napisała, że pan chciał mieć z życia same dobre rzeczy. Znam to. Nic dodać nic ująć.
78 2020-05-01 09:47:39 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-01 09:51:23)
Ja przez 22 lata nie zrobiłam ani jednej awantury, więc czy w tym rzecz?
Może jednak rzecz dopasowania, bo niektórzy te awantury lubią bo inaczej nudno?
I tak uważam, że jeżeli w osiowych sprawach jest dobrze, pozostałe rzeczy to pikuś
Nie wierzę w te słynne romanse tylko dla seksu, chyba że to taki ktoś, kto nigdy nie był wierny, a ktoś liczył, że jak się ożeni to się odmieni.
Ale ludzie mega rzadko wyrywają się z korzeniami ze swojego środowiska, a już zwłaszcza wtedy, gdy boją się potępienia społecznego. O straty finansowe mniejsza, pieniądze zawsze można zarobić i stracić
Poza tym, nie ma takiej siły, by niewierny mąż poszedł w skarpetkach, to bajki z telenowel.
Gdyby kochanek widział ją w roli żony a w tamtym małżeństwie było tak żle, myślę, że by odszedł.
Autorko, Odniosę się jeszcze do tego, co napisałaś na temat jego żony, że ona podczas jego dłuższej nieobecności w domu nie dzwoni do niego, nie interesuje się, czyli że twoim zdaniem, świadczy to o tym, że jej też na zależy na mężu, więc jaki problem.
No to ja powiem Ci tak. Ona na pewno wie, że ma na karku jakąś obca babę, która nie odpuszcza. Trwa to na tyle już długo, że nie wyobrażam sobie, by ta kobieta miała jeszcze jakieś złudzenia. Gdy jej mąż umila sobie życie ona prowadzi dom i wszystko, co związane jest z życiem rodzinnym pozostaje na jej głowie. To wielka odpowiedzialność, a zważywszy na fakt, że ona wie o bocznej, na pewno nabawila się depresji, nerwicy i bóg wie czego jeszcze. Jej życie to smutny niekończący się koszmar psychiczny. Nie chciałabyś być w jej skórze. A skoro tak, to jak ty to sobie wyobrażasz, że ona wiedząc, że jej mąż jest właśnie z boczna miałaby dzwonić do niego i poniżać się? A ty robiłabyś takie rzeczy będąc na jej miejscu? I ciekawa też jestem czy Twój kochanek wydzwania do żony, gdy jest z tobą?
Więcej wyobraźni młoda kobieto, bo ja rozumiem, że oszalałas na punkcie tego faceta, ale mimo wszystko są jeszcze jakieś granice.
Uświadom sobie, że taplasz się w bagnie.
Jeśli chciałabys wyjść z tego układu, to wydaje mi się, że najbardziej pomocne będzie dla ciebie myślenie o tym, co jest z tobą nie tak, skoro zadałaś się z żonatym i tak długo ciągniesz ten syf. Nie myśl o jego powodach, bo tylko się zapetlisz, a prawdy i tak nie poznasz. Zamiast o nim myśl o sobie, bo naprawdę uwierz mi, to nie jest czymś normalnym, że młoda kobieta na własne życzenie wchodzi w coś, co nie ma żadnej przyszłości i jest takie brudne.
Większość młodych kobiet zupełnie inaczej zabiera się do układania sobie życia. Pomyśl o sobie, bo ten żonaty dla twojego dobra na pewno nie odczepi się od ciebie. Będzie gadał Ci różne bzdety, ale gdy przyjdzie co do czego, to za każdym razem jakgdyby nigdy nic zadzwoni po ciebie. On nie da ci spokoju. Znaleźć w dzisiejszych czasach kochankę, która tak naprawdę nie chce niczego w zamian nie jest tak łatwo. Mnóstwo żonatych chcąc utrzymać przy sobie boczna musi walić w swój romans ciężkie pieniądze. Taka darmowa gratka jak ty trafia się żonatym bardzo rzadko.
Pomysł więc o tym dlaczego ty weszłaś w takie bagno. Może odkryjesz w sobie coś nowego? Coś co bardzo cię zaboli, ale otworzy ci szeroko oczy?
Życzę Ci tego.
80 2020-05-01 10:00:34 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-01 10:01:51)
Rany, Ulle równie dobrze kobieta może mieć na męża wywalone, z różnych powodów, może mieć kochanka, może sobie żyć wygodnie z jego kasy czy realizować się w kółku teatralnym. Może tez nic nie wiedzieć, a jej mąż dzwoni pierwszy zawsze, jak tu napisała jedna Pani.
Ja przez 22 lata nie zrobiłam ani jednej awantury, więc czy w tym rzecz?
Może jednak rzecz dopasowania, bo niektórzy te awantury lubią bo inaczej nudno?
I tak uważam, że jeżeli w osiowych sprawach jest dobrze, pozostałe rzeczy to pikuś
Nie wierzę w te słynne romanse tylko dla seksu, chyba że to taki ktoś, kto nigdy nie był wierny, a ktoś liczył, że jak się ożeni to się odmieni.
Ale ludzie mega rzadko wyrywają się z korzeniami ze swojego środowiska, a już zwłaszcza wtedy, gdy boją się potępienia społecznego. O straty finansowe mniejsza, pieniądze zawsze można zarobić i stracić
Poza tym, nie ma takiej siły, by niewierny mąż poszedł w skarpetkach, to bajki z telenowel.
Gdyby kochanek widział ją w roli żony a w tamtym małżeństwie było tak żle, myślę, że by odszedł.
Kwestia niedopasowania, innych oczekiwań... Mój jm szukał emocji, jak tylko robiło się nudno, w jego skali oczywiście. Swoim kochankom opowiadał, jak to u nas źle, a jednocześnie nie odszedł przez prawie 20 lat. Ja tu logiki nie widzę
Mam wśród znajomych jeden przypadek, gdzie mężczyzna się zakochał, bardzo szybko doprowadził do rozwodu i ma już drugą żonę.
I Ela ma rację pisząc, że niewierny nie pójdzie w skarpetkach. Walki o majątek to kolejne historie, za dużo by pisać. Tu nie ma sentymentów.
Rany, Ulle
równie dobrze kobieta może mieć na męża wywalone, z różnych powodów, może mieć kochanka, może sobie żyć wygodnie z jego kasy czy realizować się w kółku teatralnym. Może tez nic nie wiedzieć, a jej mąż dzwoni pierwszy zawsze, jak tu napisała jedna Pani.
Ela, jego żona może równie dobrze nie umieć skorzystac z telefonu, albo może w ogóle nie istnieć
Nie wiemy dokładnie nic o jaśnie panującej żonie i wszystkie scenariusze jakie tu napiszemy niestety bierzemy z naszych doświadczeń i przypuszczeń. Jednym się wydaje tak, innym inaczej. Ulle napisała bardzo mądrze i gdy dopasować wszystkie elementy układanki, to można przyjąć, że tak MOŻE być. Może, a nie musi.
Rany, Ulle
równie dobrze kobieta może mieć na męża wywalone, z różnych powodów, może mieć kochanka, może sobie żyć wygodnie z jego kasy czy realizować się w kółku teatralnym. Może tez nic nie wiedzieć, a jej mąż dzwoni pierwszy zawsze, jak tu napisała jedna Pani.
Ela, pewnie ze z żoną może być różnie. Ja napisałam tylko najbardziej prawdopodobna wersję, a głównie chodziło mi o to, by otworzyć oczy autorce na jak złudnych przesłankach ona ocenia tego człowieka, w jak wielkiej żyje iluzji, skoro bazuje na pobożnych swoich życzeniach i pozorach, które jak wiadomo najczęściej są złudne.
Pomijając jednak zone tego faceta, ja proponuję tej dziewczynie, by zaczęła poważnie zastanawiać się nad sobą, nad tym czego jej brakuje, że w ogóle weszła w tego rodzaju bagno. Uważam, że ona ma jakieś poważne problemy sama że sobą, bo nikt nie powie mi, że to normalne, by ktoś chciał aż tak marnować sobie życie.
2 strony dywagacji i porad a kochanka i tak nie odpuści, bo czekała raczej na podpowiedzi jak sobie wychodzić faceta a nie jak o nim zapominać. Będzie tak trwała jeszcze kilka lat i czekała na swoją życiową szansę, może jej się uda i złapie go na dziecko, wtedy przynajmniej ukochany zniknie z horyzontu na zawsze, bo rodzinę już ma i nie po to szuka sobie kochanki żeby ją powiększać. Wtedy znajdzie kolejną wrażliwą towarzyszkę do swoich emocjonalnych 6godzinnych dysput i weekendowych wycieczek.
85 2020-05-01 11:13:29 Ostatnio edytowany przez new_life (2020-05-01 11:17:23)
2 strony dywagacji i porad a kochanka i tak nie odpuści, bo czekała raczej na podpowiedzi jak sobie wychodzić faceta a nie jak o nim zapominać. Będzie tak trwała jeszcze kilka lat i czekała na swoją życiową szansę, może jej się uda i złapie go na dziecko, wtedy przynajmniej ukochany zniknie z horyzontu na zawsze, bo rodzinę już ma i nie po to szuka sobie kochanki żeby ją powiększać. Wtedy znajdzie kolejną wrażliwą towarzyszkę do swoich emocjonalnych 6godzinnych dysput i weekendowych wycieczek.
Imieslow, ale czy nie o to właśnie chodzi, żeby przez nasze doświadczenia pokazać autorce jak takie historie się najczęściej kończą? Niestety dla niej nie tak jak myślę, że oczekuje. Zadaje pytania, jest jej niewygodnie, a to już sporo.
A może nasze posty pomogą komuś innemu? Ja forum bardzo długo czytałam, piszę dopiero od niedawna. I pomogło mi bardzo, a teraz staram się odwdzięczyć, dzieląc swoją historią i pokazując, że naprawdę da się - wyjść z toksycznych relacji. U mnie dotyczy to małżeństwa, u autorki romansu. Tak jak pisała chyba Salomonka, te emocje blakną, naprawdę. Tylko trzeba zrobić ten pierwszy krok i odciąć sznur z kamieniem ciągnącym na dno.
86 2020-05-01 11:18:41 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-05-01 11:48:22)
Autorko! Ela polecała Ci film "Wtorek po świętach", a ja Polecę Ci ksiażkę "Trójkąt małżeński" Rona B. Subotnika. Naprawdę warto poświęcić 1 - 2 wieczory na zgłębienie tej lektury.
Widzisz, każda z nas chciałaby widzieć w swojej sytuacji coś wyjątkowego. Przeznaczenie. Grom z jasnego nieba, jak w romansie z TV, serduszka i miłość aż po grób. Ying i Yang, dwa elementy właściwej układanki, dwie dusze co to jak u Paulo Cohelo spadły z nieba i się znalazły na tym łez padole.
Niestety, wszystko to jest tak przykre i schematyczne, że czasem mi się chce nad tym płakać a czasem śmiać.
Nie jesteś kobietą jego życia. Ja dla "swojego" też nie jestem (a raczej nie byłam, bo tej relacji już nie ma).
Dla kobiety życia facet poleci w kosmos, zatłucze smoka gołymi rękoma i załatwi polubowny rozwód, by z nową wybranką w pocie czoła zszywać fragmenty patchworku i wieść normalne życie.
Jesteś co najwyżej koleżanką od bzykania. A żeby koleżeństwo za szybko nie upadło, dostajesz je w szeleszczącej folijce obsypanej brokatem, z nazwą "Takciękochamaleniemożemybyćrazem" na froncie. Żebyś się za szybko nie zorientowała, bo jak już pisała Ulle - na kochankę facet musi walić grubą kasę, żeby mu nie zwiała.
I mnie i Tobie wystarczył towar najtańszy z najtańszych - słowa. Wiem, że kochasz - ja też jeszcze kocham. Błędem jest to, że kochamy nie tę osobę co trzeba, bo przede wszystkim powinnyśmy kochać siebie. Kto kocha siebie, nie pozwoli się krzywdzić. Kto kocha siebie, nigdy nie utknie w romansie. Kto kocha siebie nie będzie znosił bez końca upokorzeń jakie daje relacja z zajętą osobą.
Puść to. To najważniejsza, choć nie najłatwiejsza rzecz jaką powinnaś teraz zrobić.
Ulle, jeszcze po kolana siedzę w tym bagnie, ale jest postęp, bo gdy pisałam swoj wątek, tkwiłam w nim po szyję. W tej chwili wygrzebuję się jeszcze emocjonalnie, ale to prawda co ktoś tu pisał - emocje blakną.
To forum i później bliższy telefoniczny kontakt z dwoma osobami stąd, pozwoliły mi wiele zrozumieć. Łzy płyną do dziś, gdy pomyślę o tym co było, ale jest już zdecydowanie łatwiej. Dziękuję.
87 2020-05-01 11:21:38 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-05-01 11:26:09)
2 strony dywagacji i porad a kochanka i tak nie odpuści, bo czekała raczej na podpowiedzi jak sobie wychodzić faceta a nie jak o nim zapominać. Będzie tak trwała jeszcze kilka lat i czekała na swoją życiową szansę, może jej się uda i złapie go na dziecko, wtedy przynajmniej ukochany zniknie z horyzontu na zawsze, bo rodzinę już ma i nie po to szuka sobie kochanki żeby ją powiększać. Wtedy znajdzie kolejną wrażliwą towarzyszkę do swoich emocjonalnych 6godzinnych dysput i weekendowych wycieczek.
Pewnie będzie tak, jak to opisałaś, chociaż z drugiej strony może było jednak warto napisać coś w tym wątku, bo nigdy nie wiadomo. Dziewczyna na pewno bardzo się męczy i nie wie, jak wyjść z tego bagna, czyli chodzą jej po głowie takie myśli, jakby tu uwolnić się od żonatego. Jest szczęśliwa w jego ramionach, ale generalnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie tedy droga. Napisała, że próbowała zerwać ten układ w czasie kwarantanny, ale była bardzo nieszczęśliwa, a gdy kochanek się odezwał od razu do niego wróciła i znowu jest w czarnej doopie. Pyta nawet czy jest już stracona, czy też są dla niej jakieś szanse. Będzie jej trudno, bo żonaty na pewno nie odczepi się od niej i gdy ona będzie próbowała skończyć ten romans on będzie jej to uniemożliwiał. Dla mnie to więcej niż pewne.
Nie wiadomo czy autorka pójdzie na łatwiznę i dalej będzie to ciągnęła że strachu przed cierpieniem, czy też faktycznie zacznie wygrzebywać się z szamba.
Tak czy siak ja nie żałuję, że popisałam sobie w tym wątku.
2 strony dywagacji i porad a kochanka i tak nie odpuści, bo czekała raczej na podpowiedzi jak sobie wychodzić faceta a nie jak o nim zapominać. Będzie tak trwała jeszcze kilka lat i czekała na swoją życiową szansę, może jej się uda i złapie go na dziecko, wtedy przynajmniej ukochany zniknie z horyzontu na zawsze, bo rodzinę już ma i nie po to szuka sobie kochanki żeby ją powiększać. Wtedy znajdzie kolejną wrażliwą towarzyszkę do swoich emocjonalnych 6godzinnych dysput i weekendowych wycieczek.
Kiedy romans trwa już tak długo, to wiadomo, że facet sam z siebie do niej nie odejdzie. Bo ani miłość do niej ani 'problemy' rodzinne nie są na tyle silne i motywujące by coś zmienić. Pozostaje ultimatum albo szantaż. Ultimatum odpada bo kochanek jasno dał do zrozumienia, że nie zostawi rodziny, tzn dzieci. Także "albo ja albo ona" odpada. A "dzieci" to tylko wymówka bo jak tu już ktoś wcześniej napisał można być dobrym a nawet lepszym rodzicem osobno niż np. w małżeństwie gdzie dwoje ludzi na siebie warczy... ale jak widać może on z tą żoną żyją sobie całkiem zwyczajnie.
Szantaż, że powie żonie? Tu są możliwe dwa scenariusze, w których i tak ostateczne słowo będzie należało do żony bo albo zechce mu wybaczyć albo go kopnie w 4 litery. Tak czy inaczej decyzja nie będzie jego tylko jej, a kochanka w tym momencie stanie się wrogiem bo tym razem to ona doprowadza do tego, że niewiernemu grunt pod nogami zaczyna palić. Każdy kozakuje póki romans nie wyda. Chciałabyś faceta, który byłby z Tobą tylko dlatego bo żona wystawiła mu walizki bo dowiedziała o Tobie?
No i trzeci scenariusz, ewentualna "wpadka". To już jest jednak desperacja level hard moim zdaniem. I wcale nie musi gwarantować tego, że facet tą swoją żonę w końcu zostawi bo przecież z nią też ma dzieci.
Roxan gdzieś wcześniej wspomniała, że jeśli rzeczywiście z takiej przygody ma powstać jakiś poważniejszy związek, to powinno to nastąpić w miarę szybko. Choćby poprzez fakt, że facet poinformuje żonę o kochance i do tej kochanki odejdzie, rozwiódłszy się wcześniej z dotychczasową partnerką. Innymi słowy, jeśli kochanka stałaby się dla niego kobietą wymarzoną, wybranką życia, dla której byłby gotów rzucić wszystko i nawet ograniczyć sobie znacznie kontakt z własnymi dziećmi - zrobiłby to. A tak, prowadzi sobie podwójne życie, gdzie być może kochanka w osobie Autorki jest dla niego w jakiś sposób ważna, lecz nie najważniejsza i nie jedyna, bo żona wraz z dziećmi, domem czy pozostałymi zobowiązaniami stanowi równie istotną wartość, lecz w innym wymiarze. Kochanka wydaje się nie rozumieć kompletnie, czym dla jej lubego jest rodzina, dopóki sama tego nie będzie mieć i dopóki pozostaje z partnerem w relacjach czysto emocjonalnych, gdzie zna go tylko od tej wspaniałej, uczuciowej strony. Dopóki będzie doświadczać z jego strony samych pozytywnych emocji, dopóty będzie w stanie uwierzyć we wszystko, co on mówi.
Tak w ogóle, to mam wrażenie, że żonaci faceci mają w sobie jakieś takie przyciąganie, że samotna kobieta, mająca do wyboru( czy to do związku czy romansu), dwóch facetów, różniących się tylko i wyłącznie stanem cywilnym, zawsze wybierze tego zajętego(lub ewentualnie takiego, który kiedyś był żonaty). Dodatkowo dojść jeszcze może wiek, czyli tak z 10 - 15 lat różnicy na korzyść faceta.
90 2020-05-01 11:58:31 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-05-01 12:05:26)
Masz rację Roxann - tu każde wyjście - poza ewakuowaniem się w podskokach z tej relacji - jest złe.
Gdyby się wydało i on zostałby z Tobą tylko dlatego, że żona go wywali, to byłoby upokorzenie w wersji najgorszej z możliwych. Zamęczysz się jeszcze bardziej. Zostaniesz obarczona winą o dosłownie wszystko. Do tego złość i żal tej żony, dzieci Cię nie pokochają - zapomnij. To forum zna historie, gdzie wywalony mąż mieszka z nową partnerką ale po czasie ją zostawia, bo się z żoną dogada. To dopiero zabawa. Spotkania z psychologiem miałabyś pewne na co najmniej dekadę.
Tu od 1 dnia tej relacji karty rozdaje żona. Spotykacie się tylko wtedy, gdy jej potrzeby są zaspokojone i on może się na moment zerwać ze smyczy.
Serio - relacja z zajętym w sytuacji gdy jesteś zaangażowana emocjonalnie i nie traktujesz tego sportowo, to paskudztwo. Spróbuj na początek może ograniczyć kontakty. Choc powiadają że najlepiej uciąć to zaraz. Jak to przeciągniesz - tak jak ja i ta żona się dowie, to dopiero będziesz miała cyrk.
Zapomnij że on to sam utnie. Za wiele ma z tej relacji z Tobą, żeby sam z niej zrezygnował.
Bagiennik jakbym miała do wyboru 2 facetów mniej więcej w podobny sposób odpowiadających mi, z tym że 1 w pakiecie z żoną to za skarby świata go nie wybiorę. Naprawdę w relacji z 2gim człowiekiem najfajniejsza jest normalność. Tzn dzwonisz gdy masz ochotę, idziesz na kawę do kawiarni, pokazujesz go rodzinie, jedziesz na wakacje. Do tego uprawiasz satysfakcjonujący seks i prowadzisz rozmowy o życiu. Romans to sceny jak z filmu szpiegowskiego by się spotkać albo zadzwonić. Do doopy.
91 2020-05-01 12:17:12 Ostatnio edytowany przez imieslow (2020-05-01 12:18:12)
Dla mnie autorka nie jest wiarygodna w poszukiwaniu pomocy, nie prowadzi dialogu, właściwie odpowiedziała tylko na wygodny dla niej komentarz Eli. Brzmi bardzo niedojrzale. Co ona ma do stracenia? Absolutnie nic. Kolega od seksu ma rodzinę, możliwie że pełni jakąś funkcję publiczną i musi być „przykładnym mężem i ojcem” a może najzwyczajniej w świecie żadne z powyższych i nie chce się rozwodzić dla widzimisię jakiejś panny. Jak by nie było, nie zwodzi jej a ona się i tak uczepiła. Łatwo jest komuś kazać zostawić przeszłość jak się samemu nic nie ma. Piszecie, że jakby żona go wyrzuciła z domu a ona przyjęła to byłoby upokorzenie. A czym jest sypianie z facetem, który mówi klarownie - nie zostawię dla ciebie rodziny, nie rób sobie nadziei? Jeśli liczy na więcej niż bycie panną do towarzystwa, w chwili takiej deklaracji powinna się obrócić na pięcie.
Tak w ogóle, to mam wrażenie, że żonaci faceci mają w sobie jakieś takie przyciąganie, że samotna kobieta, mająca do wyboru( czy to do związku czy romansu), dwóch facetów, różniących się tylko i wyłącznie stanem cywilnym, zawsze wybierze tego zajętego(lub ewentualnie takiego, który kiedyś był żonaty). Dodatkowo dojść jeszcze może wiek, czyli tak z 10 - 15 lat różnicy na korzyść faceta.
To tak nie działa. Ja akurat zawsze wolałam starszych bo byli zwykle bardziej dojrzali, poukładani - ogólnie ciekawsi niż rówieśnicy. To, że trafiłam w końcu na żonatego to był przypadek. Ten romans dał mi jednak tak w kość, że potem miałam wręcz obsesję na punkcie stanu cywilnego facetów z którymi się umawiałam. A uwierz, że czasem wcale nie jest łatwo to sprawdzić, tym bardziej w dużym mieście gdzie ciężko o wspólnych znajomych.
93 2020-05-01 12:27:34 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-01 12:31:02)
Bagiennik jakbym miała do wyboru 2 facetów mniej więcej w podobny sposób odpowiadających mi, z tym że 1 w pakiecie z żoną to za skarby świata go nie wybiorę. Naprawdę w relacji z 2gim człowiekiem najfajniejsza jest normalność. Tzn dzwonisz gdy masz ochotę, idziesz na kawę do kawiarni, pokazujesz go rodzinie, jedziesz na wakacje. Do tego uprawiasz satysfakcjonujący seks i prowadzisz rozmowy o życiu. Romans to sceny jak z filmu szpiegowskiego by się spotkać albo zadzwonić. Do doopy.
Problem w tym, że niestety normalność jest mocno przereklamowana i szybko się nudzi. Niektóre jednostki wręcz nią gardzą i to do tego stopnia, że cała ta bezsensowna adrenalina i konspiracja tak ich nakręca, ze gotowi są to ciągnąć choćby tylko dla niej. Może to i niewielki odsetek kobiet, ale jeśli już takie się znajdą, to nie ma dla nich bardziej upragnionego "łupu" niż żonaty. Widzą w nim coś, co przesłania im całkowicie rozsądek. W drugą stronę może i działa to podobnie. Zastanawia mnie to, że osoba wchodzi w związek i nagle się jej zachciewa emocji, nowości czy odmiany, to dlaczego w ogóle wchodzi w stałą relację?
EDIT: Rox Bardziej chodziło mi o stan cywilny, ale jednak często to idzie w parze. Chociaż sam fakt, ze ktoś jest zajęty, czyli zdążył sobą zainteresować inną osobę, już może się okazać obiecujący. NIe dość, zę życiowo poukładany to jeszcze mający powodzenie..
Piszecie, że jakby żona go wyrzuciła z domu a ona przyjęła to byłoby upokorzenie. A czym jest sypianie z facetem, który mówi klarownie - nie zostawię dla ciebie rodziny, nie rób sobie nadziei? Jeśli liczy na więcej niż bycie panną do towarzystwa, w chwili takiej deklaracji powinna się obrócić na pięcie.
Ja nie użyłam słowa upokorzenie, bo dla mnie ono zaczyna się dużo wcześniej, właśnie to o czym piszesz... choćby wracanie od kochanki do domu i sypianie raz jedną, raz z druga, to czekanie na telefon aż jaśnie pan znajdzie chwilę by się spotkać itd.
Ja zwróciłam uwagę na to, że nawet jeśli ów jaśnie pan zostanie wykopany przez żonę, to przecież nie będzie z kochanką z miłości tylko z przymusu i na innych zasadach. Nie tych, które sam narzucił. Dlatego bardzo często szybko się takie relacje potem rozpadają a niewierni podejmują próby powrotu do żon czy meżów. Już zaczynam się powtarzać ale jak ktoś chce odejść to odejdzie, mówić można wiele ale najważniejsze są czyny. Skoro facet nie zamierza odejść sam z siebie to nic nie da wymuszanie na nim tej decyzji. On jest z nią dla romansu, i tego co ten romans mu daje, a nie po to by rozwalać rodzinę i z nią układać sobie życie. Dlatego jeśli żona go kopnie, to to na 90% się i tak nie uda.
w chwili takiej deklaracji powinna się obrócić na pięcie.
Otóż takie deklaracje padają na tyle późno, że jedna ze stron jest tak zaangażowana emocjonalnie, że owo obrócenie się na pięcie jest rzeczą najtrudniejszą do wykonania.
To odwracanie się na pięcie trwa. To proces. Bolesny i trudny.
96 2020-05-01 12:40:06 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-05-01 12:53:02)
Dla Autorki powrót do oczekiwań z początków mnie osobiście wydaje się utopią,za daleko zaszła dziewczyna.
Stanęła po stronie i w roli,pocieszycielki doradcy psychoanalityka itp.Porównałaś się z żoną ? Na jakich podstawach i na jakiej wiedzy.Jeżeli stwierdzisz że nie to się porównałaś i męczy cię to chociaż trudno to przyznać przed sobą.
Oczekiwania się przekształciły.Wszystko się zmienia i to na poziomie organicznym. Ciało jest mądre i nie da się tak na chama oszukiwać, a psychika nie jest od tego żeby kłamać ciału ,robić mu krzywdę zmuszając do powtarzania wciąż tych samych emocji i żądając liniowo stałości oraz ciągle czegoś nowego to za wiele dla człowieka.Rodzi się zbyt wielka presja .Pomieszane ,mętne niejasne, rozproszone i skanalizowane życie,bo znika własna przestrzeń. Ja on i emocje niewiele więcej, co raz bardziej pusto i jałowo.
Z oczekiwania i naturalnej ludzkiej kobiecej potrzeby odczuwania czułości bliskości, przyjaźni dawania i otrzymywania tego - w żądanie z desperacją przerodziło się to wszystko u Autorki zapewne również.Nie mogąc nawet mieć żalu do kochanka bo był taki szczery i uczciwie postawił sprawę niby jasno.Taka uczciwość przypomina uczciwość sprzedawcy, który posługuje się sfałszowanymi odważnikami, waży wtedy wszystko bardzo dokładnie.
Prawdopodobnie pojawiła się zawiść, zazdrość o czas żonę dzieci, frustracja, uraza za to czekanie w gotowości i do dyspozycji.Uczucia tłumione, bo nie wolno było ich czuć nie miały prawa się pojawić i są niewygodne uwierają sprawiają przykrość .
Wszystko to w konflikcie, bo przecież zgodziła się na taki układ.
Nie mając pojęcia na co się pisze i czy wytrzyma ze skrywanymi roszczeniami,ukrytymi uczuciami tymi negatywnymi ,w zgodzie na niezgodę .Tęsknota sprawia obumieranie ,wspomnienia też, to wracanie i życie przeszłością,narastający ból co do przyszłości poczucie niespełnienia, niedosytu, bezsilności, beznadzieja w próbach jej reanimacji .Czas nie podlega zjawisku cofania to tylko zegarek se można przestawić.
Mało chyba kto zna cudowny,pewny, sposób jak przetrwać ze spokojem,równowagą umysłu w romansie z osobą która jest w związku.
Przykre uczucie znikną na chwilę kiedy tylko on zadzwoni i coś powie, chwila ulgi a miesiąc cierpienia,napięcia,smutku,przygnębienia.
Miłość ?
97 2020-05-01 12:56:38 Ostatnio edytowany przez imieslow (2020-05-01 13:00:12)
Autorka jest idealną koleżanką od seksu.
Zawsze w gotowości i bez swojego prywatnego życia.
Kiedy trzeba - wysłucha, kiedy trzeba - to się odda.
Facet wie, że nie zjawi się pewnego dnia jak intruz na kawie u żony, bo trzyma ją na emocjonalnej smyczy i ona wie, że taki błąd przekreśliłby szanse na ewentualne bycie razem (musi wiedzieć że ona tą nadzieją żyje).
Założę się, że to on będzie stroną która zakończy ten układ jak już mu się znudzi i znajdzie nową, bez sentymentów.
98 2020-05-01 12:57:30 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-01 12:59:11)
Netania napisał/a:Bagiennik jakbym miała do wyboru 2 facetów mniej więcej w podobny sposób odpowiadających mi, z tym że 1 w pakiecie z żoną to za skarby świata go nie wybiorę. Naprawdę w relacji z 2gim człowiekiem najfajniejsza jest normalność. Tzn dzwonisz gdy masz ochotę, idziesz na kawę do kawiarni, pokazujesz go rodzinie, jedziesz na wakacje. Do tego uprawiasz satysfakcjonujący seks i prowadzisz rozmowy o życiu. Romans to sceny jak z filmu szpiegowskiego by się spotkać albo zadzwonić. Do doopy.
Problem w tym, że niestety normalność jest mocno przereklamowana i szybko się nudzi. Niektóre jednostki wręcz nią gardzą i to do tego stopnia, że cała ta bezsensowna adrenalina i konspiracja tak ich nakręca, ze gotowi są to ciągnąć choćby tylko dla niej. Może to i niewielki odsetek kobiet, ale jeśli już takie się znajdą, to nie ma dla nich bardziej upragnionego "łupu" niż żonaty. Widzą w nim coś, co przesłania im całkowicie rozsądek. W drugą stronę może i działa to podobnie. Zastanawia mnie to, że osoba wchodzi w związek i nagle się jej zachciewa emocji, nowości czy odmiany, to dlaczego w ogóle wchodzi w stałą relację?
EDIT: Rox Bardziej chodziło mi o stan cywilny, ale jednak często to idzie w parze. Chociaż sam fakt, ze ktoś jest zajęty, czyli zdążył sobą zainteresować inną osobę, już może się okazać obiecujący. NIe dość, zę życiowo poukładany to jeszcze mający powodzenie..
powtarzasz hasło z męskich portali, że najważniejsze są te emocje, co niekoniecznie jest prawdą. Jak ktoś szuka emocji, więcej znajdzie u wolnego młodszego kochanka niż starszego i doświadczonego. Może jak przestaniesz wierzyć w te emocje jako główną rzecz, której szukają kobiety, to przestaniesz się dziwić wyborom ludzi. W mojej opinii kobiety w każdym wieku lubią czuć się bezpieczne i zaopiekowane, jakkolwiek żle to brzmi i większa na to szansa u żonatego bo on ma doświadczenie z kobietą. Wszelkie szkolenia specjalistów od podrywania dobre są na podrywanie a nie dla chłopaka co szuka partnerki na życie. Jak ktoś na bazie tej nauki będzie dalej chciał prowadzić związek, to będzie porażka.
Romanse się walą, gdy ktoś traci poczucie bezpieczeństwa, bo rozmijają się oczekiwania, jak w tym przypadku.
99 2020-05-01 13:00:31 Ostatnio edytowany przez ObecnaKochanka (2020-05-01 13:02:27)
Dlaczego analizujesz co jest w jego związku, a nie myslisz o sobie? Masz nadzieję, że skoro nie jest super u niego to zostawi żone i bedzie z tobą? Na pewno nie i wiele razy tu już pisano do ciebie na ten temat. Nie licz na to, ze jesli ona do niego nie dzwoni gdy jesteście ze sobą to o nim nie myśli i on jest jej obojętny. Czasem kobieta po prostu odpuszcza, bo sama musi zadbać o siebie. To jak z rozbitkiem na oceanie; gdy nie ma wody pitnej to w końcu pije morską, choć wie że go to zabija a przynajmniej w niczym nie pomaga. Wiele kobiet wygrało swoje małżeństwo (oczywiscie jesli mysleć w tych kategoriach), gdy zwyczajnie przeczekały szał uniesień swojego mężą i pozwoliły mu, aby zobaczył swoją kochankę właśnie z podobnej strony jak żonę. Wtedy często wcale nie wydaje mu się taka fajna i taka bardziej interesująca od żony, wręcz przeciwnie.
Nie, nie zrozumieliśmy się. Odniosłam się tylko do wypowiedzi, że to nie jest tak, że to przeze mnie się oddalili. Tylko ja jestem tego wynikiem. I Salomonko.. Nie łudzę się, że on do mnie odejdzie. Bardzo długo tego chciałam, ale już nie chce,
I mimo tego wszystkiego, wybrał żonę a nie ciebie. Oczywiście, słowo dzieci to taka przyjemna zasłona dymna, która pozwala nadal bujać w obłokach, ale po zejściu na ziemię okazuje się, że byłaś i jesteś numero duo. Spędzacie kilka dni razem a żona się nie odzywa - gdzie wtedy jest ten kochający ojciec, który z rozsądku zostaje przy rodzinie? Nie martwi się wtedy o dzieci? Żona oczywiście nie potrzebuje seksu, śpią w osobnych łóżkach i rozmawiają tylko o kredycie i sprawach dzieci. Ty jesteś i od seksu i od emocji, czyli ta najważniejsza, ale mimo tej wspaniałości nie chce się z tobą związać "na poważnie". Na dobrą sprawę, to mimo tego robienia koło pióra żonie, ona jest tą wygraną. Ty nie zyskujesz absolutnie nic, oprócz jakiejś otoczki w którą sama usilnie wierzysz, ale wierzyć sobie można we wszystko. Latka lecą, ludzie dookoła zakładają rodziny a ty tkwisz w swojej bajeczce i co najlepsze -to nie facet nawija ci makaron na uszy, sama go sobie nawijasz.
A może zaproponujesz mu, że weźmiecie dzieci, wam we dwójkę będzie łatwiej się nimi zająć niż zostawiać je samotnej kobiecie? Ona stanie na nogi, będzie je odwiedzała 2 razy w tygodniu i co drugi weekend, ty od razu zobaczysz jak wygląda rodzicielstwo a pan nie będzie musiał ich porzucać?
Ja wiem, że on wybrał żonę, ja wiem, że to ona wygrała, jeśli tak możemy to nazwać. Choć on mi wmawia zupełnie co innego. Ja sama już zaczęłam zauważać, że jestem numerem duo.. I doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że dzieci to tylko przykrywka. To samo mu przy którejś rozmowie wygarnęłam, że jest takim kochającym ojcem, tak bardzo mu zależy na dzieciach, a często ich w ogóle nie widzi. Rano szły do szkoły i on jeszcze spał, potem one szły do babci, on wracał z pracy i zawijał się do mnie, a jak wracał, to one już spały. W moich oczach to nie jest dobry ojciec. I właśnie to mnie imieslow bardzo boli, że ja tkwię w miejscu, widzę szczęście innych, a ja wpierdzieliłam się w bagno na własne życzenie.
Koleżanko jesteś po drugiej stronie lustra. Może nie będę obiektywny bo to mnie dotknęło ale właśnie przez takich jak Ty rozwalają się rodziny.
Moja poznała "kolegę" i od ponad roku mieli romans a dziś już z nim nawet jest. Mamy dwójkę 4,5 letnich dzieci. Sielskie życie prawda.
Trochę smutne, że za rozpad swojej rodziny obarczasz kochanków. To nie oni są odpowiedzialni za Wasze rodziny. Ja w jakiś sposób mam czystą kartę, ja nikogo nie zdradzam,nikogo nie oszukuję i nie będę brała na swoje barki odpowiedzialności za jego rodzinę. Poza tym rzadko kiedy zdrady biorą się z niczego.
A mnie się wydaje, że istnieje szansa na przełom w tej sytuacji, ale jedynie pod warunkiem, że autorka całkowicie zerwie kontakt i szczerze weźmie się za budowanie siebie i własnego życia.
Do tej pory wytrzymała jedynie miesiąc, a potem wróciła jak narkoman, zasmarkana i stęskniona uwagi. Ten mężczyzna wie, że jest ona odniego uzależniona, dlatego nie ma dla niego sensu opuszczenie swojego wygodnego przecież życia. Ja się mu też nie dziwię - zaledwie po mięsiącu "rozłąki" wraca mu kobieta jak bumerang. No i po co się starać i cokolwiek zmieniać? big_smile
Dla Ciebie jedyną szansą jest całkowicie odcięcie się.
Ale to ma być prawdziwe odejście, spalenie wszystkich mostów za sobą, bo jeżeli będzie to tylko szantaż na zasadzie "uważaj, bo mnie stracisz", to on to wyczuje.
On musi Cię stracić, żeby zaistniała szansa na rozpoznanie, czy kiedykolwiek byłaś dla niego ważna.
W tej chwili masz tylko słowa i zapewnienia, a to nic nie znaczy i nic nie kosztuje.
Postaw na siebie a wtedy rozpoznasz, czy on również postawi na Ciebie.
Ja już nie chcę, żeby on do mnie odchodził, nie chcę przełomu. Ja chce się po prostu ogarnąć i zacząć układać swoje życie, a nie nasze, bo czas już na to był.
A teraz napiszę Wam ogólnie, bo strasznie ciężko jest się odwołać do każdego postu.
W jakiś sposób przejrzałam na oczy i wiem, że mnie nic dobrego z tym człowiekiem nie czeka. Toczę walkę sama ze sobą, która jest cholernie bolesna.
Okropnie boli mnie świadomość tego, że on wraca do domu i do dzieci, cholernie przeżywam to, że jestem na zawołanie i każde skinienie. Ja przy nim dostaję jakiegoś małpiego rozumu i gdyby ktoś mi przedstawił taką sytuację, to popukałabym się w głowę nie wierząc, że można być aż tak ślepym. Przecież każdy widzi to, że on oszukuje nas obie, każdy widzi to, że ja jestem tylko dla tych dobrych stron medalu i ja też zaczynam to widzieć.
Ja nie chcę już tak żyć, tęsknię za normalnością. Za tym, że nie muszę wszystkich okłamywać i przed wszystkimi udawać, za tym, że mogę zadzwonić w każdej chwili i porozmawiać, za tym, że mogę swojego faceta przedstawić najbliższym i cieszyć się wspólnym czasem, za tym, że jak jestem chora, to przyniesie mi leki i kubek herbaty, za tym, że się kłócimy kto dziś pozmywa naczynia.
Chciałabym się z tego wyswobodzić, tylko nie wiem jak, bo sama widzę, że jestem od niego uzależniona, stał się moim narkotykiem i, jak tylko staram się pójść na odwyk, to łapie mnie panika..
Autorka jest idealną koleżanką od seksu.
Zawsze w gotowości i bez swojego prywatnego życia.
Kiedy trzeba - wysłucha, kiedy trzeba - to się odda.
Facet wie, że nie zjawi się pewnego dnia jak intruz na kawie u żony, bo trzyma ją na emocjonalnej smyczy i ona wie, że taki błąd przekreśliłby szanse na ewentualne bycie razem (musi wiedzieć że ona tą nadzieją żyje).
Założę się, że to on będzie stroną która zakończy ten układ jak już mu się znudzi i znajdzie nową, bez sentymentów.
właśnie nie jest idealną- bo jest na etapie chęci zagniazdowania i jest singielką. Niewykluczone, że to On powiedział pass, bop zaczęło się niebezpiecznie robić.
imieslow napisał/a:Autorka jest idealną koleżanką od seksu.
Zawsze w gotowości i bez swojego prywatnego życia.
Kiedy trzeba - wysłucha, kiedy trzeba - to się odda.
Facet wie, że nie zjawi się pewnego dnia jak intruz na kawie u żony, bo trzyma ją na emocjonalnej smyczy i ona wie, że taki błąd przekreśliłby szanse na ewentualne bycie razem (musi wiedzieć że ona tą nadzieją żyje).
Założę się, że to on będzie stroną która zakończy ten układ jak już mu się znudzi i znajdzie nową, bez sentymentów.właśnie nie jest idealną- bo jest na etapie chęci zagniazdowania i jest singielką. Niewykluczone, że to On powiedział pass, bop zaczęło się niebezpiecznie robić.
Nie Ela, ja na tym etapie już byłam, teraz jestem na : jak stąd spieprzyć i wytrwać w tym postanowieniu.
Autorka nie miała pojęcia w co wchodzi, gdy dwa lata temu zdecydowała się na romans z żonatym. Nie wiedziała na co się pisze.
Prawdopodobnie inaczej wyobrażała sobie to wszystko. Jest jeszcze bardzo młoda, niedoświadczona i nie zna życia.
Może wyobrażała sobie, że żonaty rozwiedzie się dla niej, następnie ożeni się z nią i będzie cudownie. Takie infantylne podejście do poważnych spraw.
Ona nie ma pojęcia czym jest małżeństwo i jak trudno jest podjąć decyzję o rozwodzie, gdy człowiek dorobił się jakiegoś majątku i ma dzieci.
Podejrzewam, że gdyby wiedziała, jak będzie wyglądał jej "związek" z tym żonatym, to w życiu nie zgodziłaby się na coś takiego.
Tak naprawdę ma ona do wyboru tylko dwie opcje. Pierwsza to raz na zawsze zakończyć układ z żonatym, a druga, to zostać i liczyć na cud. Podejmowanie przez nią jakichkolwiek prób manipulacyjnych, których celem byłoby usidlenie żonatego z góry skazane jest na porażkę. Pięknie wyjaśniła to Roksan. Tak więc autorka rzeczywiście jest stracona. Sama tego nie zakończy, żonaty też jej od siebie nie uwolni, więc pozostało jej tylko dalej marnować sobie życie.
103 2020-05-01 13:08:45 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-01 13:11:49)
Przede wszystkim nie obwiniaj się. Jak nie możesz się od razu odciąć, to zrób to na raty, spotykaj coraz rzadziej, nie czekaj, umawiaj z innymi, ale nie wiąż z byle kim. Jak się z nim widywałaś np w piątki, to w najbliższy piątek znajdż coś innego.
Skracaj wasze spotkania, znajdż sobie nowe zajęcia. I.. szukaj kogoś podobnego, nie na niepodobieństwo. Tylko wolnego.
Autorka nie miała pojęcia w co wchodzi, gdy dwa lata temu zdecydowała się na romans z żonatym. Nie wiedziała na co się pisze.
Prawdopodobnie inaczej wyobrażała sobie to wszystko. Jest jeszcze bardzo młoda, niedoświadczona i nie zna życia.
Może wyobrażała sobie, że żonaty rozwiedzie się dla niej, następnie ożeni się z nią i będzie cudownie. Takie infantylne podejście do poważnych spraw.
Ona nie ma pojęcia czym jest małżeństwo i jak trudno jest podjąć decyzję o rozwodzie, gdy człowiek dorobił się jakiegoś majątku i ma dzieci.
Podejrzewam, że gdyby wiedziała, jak będzie wyglądał jej "związek" z tym żonatym, to w życiu nie zgodziłaby się na coś takiego.
Tak naprawdę ma ona do wyboru tylko dwie opcje. Pierwsza to raz na zawsze zakończyć układ z żonatym, a druga, to zostać i liczyć na cud. Podejmowanie przez nią jakichkolwiek prób manipulacyjnych, których celem byłoby usidlenie żonatego z góry skazane jest na porażkę. Pięknie wyjaśniła to Roksan. Tak więc autorka rzeczywiście jest stracona. Sama tego nie zakończy, żonaty też jej od siebie nie uwolni, więc pozostało jej tylko dalej marnować sobie życie.
Ulle.. I to jest całe sedno.
Ja nie miałam bladego pojęcia, że to wszystko tak będzie wyglądać. Zaczynało się bardzo niewinnie, a ja jak ta głupia istotka bez mózgu... Dałam się temu wszystkiemu. Szłam jak po nitce do kłębka, aż wpadłam.
Nigdy w życiu nie obmyślałabym planu... jak to zrobić, żeby on ze mną był, co tu wywinąć, żeby musiał pójść do mnie. Nawet nie ma mowy o tym, że powiadomię o wszystkim żonę, po co mi to? A wpadka? Żebym zniszczyła sobie życie do reszty? Chyba na szczęście aż tak mi rozumu nie odebrało.
Czy jestem stracona? Myślę, że nie do końca, bo z każdym dniem coraz bardziej chcę to skończyć, on nie
Przede wszystkim nie obwiniaj się. Jak nie możesz się od razu odciąć, to zrób to na raty, spotykaj coraz rzadziej, nie czekaj, umawiaj z innymi, ale nie wiąż z byle kim.
Ela są jakby dwa sposoby na to żeby zakończyć romans zgoda ,ale zależy jaki temperament i jaką osobą jest Obecna.
Autorko poczucie winy won precz - tu też pełna zgoda z Elą nie obwiniaj się za to że jesteś człowiekiem odpuść i wybacz sobie łatwo powiedzieć trudniej zrobić - wiem.To konieczne to proces i decyzja .Tak samo z żalami i z czymś co przypomina poczucie krzywdo to odwrotna strona ,tylko pewne fazy trzeba przejść nie da się uniknąć ich.
Opisz jak siebie widzisz jaka byłaś przed romansem.
Ela210 napisał/a:Przede wszystkim nie obwiniaj się. Jak nie możesz się od razu odciąć, to zrób to na raty, spotykaj coraz rzadziej, nie czekaj, umawiaj z innymi, ale nie wiąż z byle kim.
Ela są jakby dwa sposoby na to żeby zakończyć romans zgoda ,ale zależy jaki temperament i jaką osobą jest Obecna.
Autorko poczucie winy won precz - tu też pełna zgoda z Elą nie obwiniaj się za to że jesteś człowiekiem odpuść i wybacz sobie łatwo powiedzieć trudniej zrobić - wiem.To konieczne to proces i decyzja .Tak samo z żalami i z czymś co przypomina poczucie krzywdo to odwrotna strona ,tylko pewne fazy trzeba przejść nie da się uniknąć ich.
Opisz jak siebie widzisz jaka byłaś przed romansem.
Tylko że ona nikogo nie zdradzała, więc nie musi się obwiniać o to.
107 2020-05-01 13:37:22 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-05-01 13:44:42)
Gdzie ja napisałem o zdradzie kogoś ?- nie o to chodzi .Jeżeli już to możliwe że Autorka "zdradziła" jakieś swoje własne zasady te głębokie.
Chodzi mi bardziej o stosunek nastawienie do siebie o robienie sobie krzywdy, obwinianie się o popełniane błędy te nieświadome trudne i niemal niemożliwe w gruncie rzeczy do przewidzenia w skutkach dla siebie ale też dla innych.
Z resztą od kiedy obwinianie się czy kogoś czy poczucie winy jest "racjonalne" zawsze, często wcale nie jest takim słusznym/nie słusznym, jak wiele uczuć bywa irracjonalne.Czuje się je jednak prawdziwie.
ulle napisał/a:Autorka nie miała pojęcia w co wchodzi, gdy dwa lata temu zdecydowała się na romans z żonatym. Nie wiedziała na co się pisze.
Prawdopodobnie inaczej wyobrażała sobie to wszystko. Jest jeszcze bardzo młoda, niedoświadczona i nie zna życia.
Może wyobrażała sobie, że żonaty rozwiedzie się dla niej, następnie ożeni się z nią i będzie cudownie. Takie infantylne podejście do poważnych spraw.
Ona nie ma pojęcia czym jest małżeństwo i jak trudno jest podjąć decyzję o rozwodzie, gdy człowiek dorobił się jakiegoś majątku i ma dzieci.
Podejrzewam, że gdyby wiedziała, jak będzie wyglądał jej "związek" z tym żonatym, to w życiu nie zgodziłaby się na coś takiego.
Tak naprawdę ma ona do wyboru tylko dwie opcje. Pierwsza to raz na zawsze zakończyć układ z żonatym, a druga, to zostać i liczyć na cud. Podejmowanie przez nią jakichkolwiek prób manipulacyjnych, których celem byłoby usidlenie żonatego z góry skazane jest na porażkę. Pięknie wyjaśniła to Roksan. Tak więc autorka rzeczywiście jest stracona. Sama tego nie zakończy, żonaty też jej od siebie nie uwolni, więc pozostało jej tylko dalej marnować sobie życie.Ulle.. I to jest całe sedno.
Ja nie miałam bladego pojęcia, że to wszystko tak będzie wyglądać. Zaczynało się bardzo niewinnie, a ja jak ta głupia istotka bez mózgu... Dałam się temu wszystkiemu. Szłam jak po nitce do kłębka, aż wpadłam.
Nigdy w życiu nie obmyślałabym planu... jak to zrobić, żeby on ze mną był, co tu wywinąć, żeby musiał pójść do mnie. Nawet nie ma mowy o tym, że powiadomię o wszystkim żonę, po co mi to? A wpadka? Żebym zniszczyła sobie życie do reszty? Chyba na szczęście aż tak mi rozumu nie odebrało.Czy jestem stracona? Myślę, że nie do końca, bo z każdym dniem coraz bardziej chcę to skończyć, on nie
Jeśli jest tak, jak napisałaś (swoją drogą, wierzę ci, że masz tego dość, aż do wyrzygu), to powinnaś podjąć męska decyzję, że od dzisiaj koniec z tym żonatym, a potem stać za swoim słowem, żeby nie wiem, co się działo. Musi być to twarda, męska decyzja, zero litości dla siebie, jak to będziesz potem cierpiała itd.
Oczywiście, że ten żonaty nie chce rozstawać się z tobą, bo zapewne też na swój sposób jest w to zaangażowany, a po drugie ty w niczym mu przecież nie szkodzisz. On z romansu z tobą czerpie same przyjemnosci i jak do tej pory włos mu z głowy nie spadł z powodu lajdaczenia się za plecami żony. Gębę wyciera sobie dziećmi, które dla niego są zwykła zasłona dymną, wstawia ci jakieś głodne kawałki, bo co go to kosztuje? Już Ci pisałam, że są takie kobiety, które owszem wchodzą w układ z żonatymi, ale one coś z tego mają dla siebie. Ty robisz to wszystko za frajer. Gdybyś zażądała od tego gościa np mieszkania, auta albo żeby płacił twoje rachunki lub fundował ci dwa razy w roku bajeczne wakacje, to zobaczyłabyś, jaką byłaby jego reakcja. Tak więc on doskonale wie o tym, że trafiłaś mu się niczym ślepej kurze ziarno. Oprócz tego on coś tam do ciebie czuje, podobasz mu się jako kobieta i pociągasz go, więc dlaczego miałby chcieć rozstania?
Jednak ja powtarzam Ci raz jeszcze - gdyby to był porządny i wartościowy człowiek, to on w życiu nie robiłby ci takiego świństwa, nie okrafalby cię z marzeń i z życia. Porządny człowiek wiedziałby, że nie ma nic do zaoferowania i nie zawracałby głowy jakiejś kobiecie. Uwierz mi, tak myślałby porządny człowiek. Ten twój to zwykła szuja a nie mężczyzna.
Przyjmij do wiadomości, że on zrobi wszystko, żebyś tylko z nim nie zerwała. Będzie wydzwaniał do ciebie, skamlal ci w słuchawkę, będzie cię nachodził, bo fakt, że urozmaicasz mu szare małżeńskie życie jest dla niego wielkim dobrostanem i on nie będzie chciał z tego zrezygnować.
Dla niego nie liczy się to, że ty marnujesz sobie życie.
Postaraj się więc skończyć z idealizowaniem tego pana i zacznij myśleć głową.
Pomysł też o tym, że jeśli w końcu udałoby ci się zdobyć to cudo tylko dla siebie, to przecież odniosłabys iście purrysowe zwycięstwo, bo co to za chwała związać się z facetem, który zdolny jest kogoś zdradzać i okłamywac. Chyba należałoby się raczej bać związku z kimś takim niż cieszyć się.
On z tobą nie zerwie. Niestety ale jeśli chcesz uwolnić się z tego dziadostwa, to musisz zrobić to sama. Jeśli to zrobisz, to zobaczysz, jak szybko podniesie ci się samoocena, ponieważ będziesz z siebie dumna.
109 2020-05-01 13:43:41 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-01 13:44:40)
Otóż rzecz właśnie w tym, że wcale nie zdradziła swoich zasad. Wchodząc w romans była poczytalna, wybrała mężczyznę jakiego chciała i zrobiła to świadomie.
Niestety z ubolewaniem zauważam, że tu na forum i co gorsza na niektórych terapiach wychodzenie z romansu polega na upodleniu siebie, zmniejszeniu kochanka i podkreślaniu krzywdy żony. Ja się z tym głeboko nie zgadzam, to zakrzywianie rzeczywistości by sobie pomóc, bypassem obejść poznawanie prawdy o sobie.
Ale to moje zdanie.
110 2020-05-01 13:44:06 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-01 13:54:54)
Na jej miejscu obwiniałbym się o to, że zgodziłem się na taki układ, bo przecież Autorka miała wybór..
Poza tym ja nie powtarzam żadnych prawd, tylko opisuję to, co widzę. Zarówno pod względem motywacji do wchodzenia w romanse, wynikających z pewnych braków w życiu, jak i późniejszym odczuciom, towarzyszącym trwaniu w takim związku. Przecież im więcej tych emocji i stanu daleko odbiegającego od normalności, tym większa chęć do ciągnięcia tego. Rox słusznie zauważyła, że prawie każda osoba na miejscu Autorki zna swojego lubego w takiej relacji tylko od tej dobrej, przyjemnej strony, bo on przy niej zachowuje się zupełnie inaczej niż przy żonie. Jak ta "codzienność "się zacznie pojawiać, to Autorka przestałaby zapewne uważać taką relację za satysfakcjonującą. Aby czuć się bezpiecznie, nie trzeba chyba do tego specjalnie drugiego człowieka, tym bardziej, kiedy jest się samodzielną i zaradną osobą. Zatem to poczucie bezpieczeństwa i opieka, ma raczej wymiar emocjonalny. Co nie zmienia faktu, że trwanie z kimś w relacji 2 lata, kto potem wraca do innej kobiety(niezależnie czy z nią sypia czy nie) i wiara w to, że dla niej się rozwiedzie i porzuci wszystko, w tym rodzinę, jest zwyczajnie naiwne.
A ja odradzam autorce obwinianie się za romans z żonatym, bo jeszcze tego brakowałoby jej do szczęścia, żeby myśleć o sobie jak najgorzej.
Uważam, że niestety człowiek popełnię w życiu różne błędy, uczy się w ten sposób życia i czasem jest tak, że wchodzi się w syf, bo nie ma się pojęcia w co się wchodzi. Gdyby ta dziewczyna wiedziała w co się pakuje, to przecież w życiu nie zaczęłaby takiej gehenny.
Otóż rzecz właśnie w tym, że wcale nie zdradziła swoich zasad. Wchodząc w romans była poczytalna, wybrała mężczyznę jakiego chciała i zrobiła to świadomie.
Niestety z ubolewaniem zauważam, że tu na forum i co gorsza na niektórych terapiach wychodzenie z romansu polega na upodleniu siebie, zmniejszeniu kochanka i podkreślaniu krzywdy żony. Ja się z tym głeboko nie zgadzam, to zakrzywianie rzeczywistości by sobie pomóc, bypassem obejść poznawanie prawdy o sobie.
Ale to moje zdanie.
To chyba też kwestii innego spojrzenia - nie byłaś chyba w romansie Elu
W terapii nie chodzi o podkreślanie czy upodlanie czy obrzydzanie sobie kogoś, ale o zrozumienie własnych motywów
i różnych stanów które się przechodzi.
Moim zdaniem stawianie na bycie ponad pewne uczucia i udawanie świętego kiedy wychodzi się z romansu jest bardzo na wyrost jest ie realnym celem przerasta .
Pewne rzeczy jakby muszą się zadziać choć wydają się czyś niezbyt chlubnym dla równowagi i wcale nie są baypassem.
113 2020-05-01 13:57:23 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-05-01 14:02:47)
Czy jestem stracona? Myślę, że nie do końca, bo z każdym dniem coraz bardziej chcę to skończyć, on nie
I to jest paradoksalnie Twój największy problem obecnie - Ty dorosłaś do zerwania, a on nie. Myślę, że zdecydowanie łatwiej miałabyś gdyby to on się wycofał, choć pewnie ból byłby nie mniejszy ale większe szanse, że szybciej z tego wyplączesz i pozbierasz.
W przypadku kiedy on wciąż będzie wokół Ciebie orbitował, będzie Ci znacznie ciężej. A wiem co mówię, bo sama przez to przechodziłam. Mimo, iż mój romans trwał zaledwie kilka miesięcy, i też nikogo nie zdradzałam, facet nie dawał mi potem spokoju jeszcze przez kilka lat. Tak, lat! Mam wręcz wrażenie, że czerpał dziwną satysfakcję z dręczenia mnie, pojawiania w miejscach gdzie wiedział, że będę itd.
Łatwiej z czymś walczyć nie mając bodźca z zewnątrz. Wspomniałaś, że czujesz się od niego uzależniona. Myślę, że to bardzo trafne porównanie. To tak jak w przypadku alkoholika będącego na głodzie, który albo nie ma nic pod ręką, albo w zasięgu ulubiony trunek, wystarczy sięgnąć. Kiedy potrzeba więcej wysiłku, silnej woli itd.? Ano właśnie.
Dlatego w sytuacji kiedy kochanek nie chce odpuścić, będziesz musiała być 2x bardziej silna by nie ulec.
Może nie była do końca świadoma tego, w co się pakuje. Jednak w końcu zgodziła się na ten układ, popełniła błąd i teraz ciężko się z tego wycofać. Nie wiem, może to moja czysto subiektywna opinia, ale jak mam do czynienia z kimś zajętym, do jest to dla mnie swoisty mur nie do przeskoczenia, choćbym chciał czy by mnie pchali i ciągnęli wołami
115 2020-05-01 14:04:29 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-01 14:05:07)
Ela210 napisał/a:Otóż rzecz właśnie w tym, że wcale nie zdradziła swoich zasad. Wchodząc w romans była poczytalna, wybrała mężczyznę jakiego chciała i zrobiła to świadomie.
Niestety z ubolewaniem zauważam, że tu na forum i co gorsza na niektórych terapiach wychodzenie z romansu polega na upodleniu siebie, zmniejszeniu kochanka i podkreślaniu krzywdy żony. Ja się z tym głeboko nie zgadzam, to zakrzywianie rzeczywistości by sobie pomóc, bypassem obejść poznawanie prawdy o sobie.
Ale to moje zdanie.To chyba też kwestii innego spojrzenia - nie byłaś chyba w romansie Elu
W terapii nie chodzi o podkreślanie czy upodlanie czy obrzydzanie sobie kogoś, ale o zrozumienie własnych motywów
i różnych stanów które się przechodzi.
Moim zdaniem stawianie na bycie ponad pewne uczucia i udawanie świętego kiedy wychodzi się z romansu jest bardzo na wyrost jest ie realnym celem przerasta .
Pewne rzeczy jakby muszą się zadziać choć wydają się czyś niezbyt chlubnym dla równowagi i wcale nie są baypassem.
Pasławku, wiem o co chodzi w terapii ale tu na forum przeczytałam też parę wniosków kochanek po terapii i złapałam się za głowę- nie będę wskazywać palcem. Oby to były wyjątki.
Nie chodzi o udawanie świętego, tylko o nieodcinanie się od swoich motywów. Dokładnie pisząc o bypassie miałam na myśli pomijanie pewnych uczuć w procesie tego.
Zwykle jest to pomijanie uczuć pozytywnych na rzecz negatywnych, jeśli to ułatwia wyjście.
Więc nie ponad uczucia.
Otóż rzecz właśnie w tym, że wcale nie zdradziła swoich zasad. Wchodząc w romans była poczytalna, wybrała mężczyznę jakiego chciała i zrobiła to świadomie.
Niestety z ubolewaniem zauważam, że tu na forum i co gorsza na niektórych terapiach wychodzenie z romansu polega na upodleniu siebie, zmniejszeniu kochanka i podkreślaniu krzywdy żony. Ja się z tym głeboko nie zgadzam, to zakrzywianie rzeczywistości by sobie pomóc, bypassem obejść poznawanie prawdy o sobie.
Ale to moje zdanie.
Ela, każdy ma swój sposób na wychodzenie z romansu czy innej toksycznej relacji. Ja wprawdzie nigdy nie upodlałam siebie (robiły to za mnie niektóre osoby na forum ) ale rzeczywiście obrzydzenie kochanka mi bardzo pomagało. Tu nawet nie chodzi o to by zrobić z niego najgorszego, tylko przestać go idealizować, spojrzeć szerzej niż przez klapki czy różowe okulary czyli nie tylko przez pryzmat wspólnych chwil ale jego postaci jako całości z tymi jego kłamstwami, egoizmem itd. To mi pomogło się odkochać, czyli z tej sinusoidy lecącej w górę, spaść emocjonalnie na sam dół by się odbić i zatrzymać na środku czyli obojętności.
Nadal uważam, że tamten facet jest przystojny, inteligentny, zaradny itd. ale nie mam już do niego uczuć, właściwie żadnych ani negatywnych ani pozytywnych.
Natomiast właściwa praca nad sobą zaczęła się, w ogóle była możliwa, kiedy minęła mi ta cała huśtawka emocjonalna, wtedy dopiero przyszedł czas do refleksji nad sobą, odpowiedzi na szereg pytań, zrozumienia pewnych mechanizmów i przede wszystkim siebie.
Więc Ty poszłaś dalej, A są takie, co stały się neofitkami nowej wiary, plującymi na wszystkie kochanki i ludzi w romansie. Wiem że pomaga, bo po to, to jest. Mówię tylko, że to droga na skróty w poznawaniu siebie.
118 2020-05-01 14:43:35 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-05-01 14:51:15)
Więc Ty poszłaś dalej, A są takie, co stały się neofitkami nowej wiary, plującymi na wszystkie kochanki i ludzi w romansie. Wiem że pomaga, bo po to, to jest. Mówię tylko, że to droga na skróty w poznawaniu siebie.
Jeśli emocje są świeże i ktoś chce w ten sposób sobie jakoś ulżyć ok., ale jeśli to nie mija a wręcz staje obsesją, to ewidentnie coś gdzieś "nie halo".
W romansach wszyscy są przegrani. A wchodzą w nie ludzie z "brakami", różnymi ale jednak.
Ja wiem jakie "braki" ja miałam, a jakie Prezio.
Ale to wiem teraz. Te kilka lat temu moja świadomość była dużo mniejsza.
Nie wiem dlaczego Autorka weszła, a przede wszystkim tak długo tkwi w tym romansie, zadawalając się ochłapami, będąc wolną i młodą kobietą.
Bo ten jej kochanek ewidentnie do troskliwych i odpowiedzialnych mężów a przede wszystkim ojców nie należy, skoro zamiast z rodziną, dziećmi woli wolny czas spędzać z kochanką. Ale oczywiście nie odejdzie od żony bo dzieci. Te same na które na co dzień ma niedelikatnie mówiąc wywalone.
119 2020-05-01 15:05:23 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-05-01 15:13:18)
Autorko - to co piszesz jest bardzo podobne do tego co ja przeżywałam. Niesamowita radość na spotkaniach, facet windował mi poczucie własnej wartości aż po sam kosmos, ta aura tajemniczości na początku też dawała mi mnóstwo powera.
Jednak po drugiej stronie - smutek gdy wracał do żony, z nią spędzał wieczory, weekendy, święta, z nią chodził na imprezy... wtedy czułam się jak nikt. Może inne osoby w tej sytuacji czuły się inaczej. Ja czułam się tak. Jednocześnie rzucałam się na telefon, gdy dzwonił, gotowa by wysłuchać jakiejkolwiek pierdoły, byle tylko go usłyszeć, byle przez moment poczuć się ważna.
Kiedy pisałam pierwszy raz na tym forum, na samą myśl, że mam go już nigdy nie zobaczyć, było mi niedobrze. Gdybym wtedy, w marcu 2019 ucięła, to raz a dobrze, mogłabym już ledwo pamiętać, że w tym tkwiłam.
Na początku starałam się go sobie obrzydzić. Pamiętam, że Ela mnie wtedy za to opieprzyła
Miałam też fazy "jestem złym człowiekiem i zrobiłam żonie krzywdę" - ale czy tak naprawdę to trochę takie stawianie się na piedestale - "jestem taka zła, mam moc niszczenia ludzi"?
Każdy w takim trójkącie jest dorosły, każdy wchodzi weń z różnych powodów i każdy sam musi (o ile chce) się z niego wygrzebać.
Potem trochę się pogodziłam z tym, że on jest jaki jest. Musiałabym bardzo skłamać, że ta relacja nie dała mi nic dobrego. Bo dała. Przy okazji dała też złe, zatem musiała się zakończyć.
Myślę, że lepiej naprawdę zająć się sobą i rozmyślaniem dlaczego stało się tak a nie inaczej. Dlaczego weszło się w taką relację. Każdy ma pewno inny powód.
Taka relacja emocjonalnie uzależnia. Dlatego tak trudno odwrócić się na pięcie z dnia na dzień.
Właśnie, co innego wejść w taki układ a co innego trwać w nim latami, zadowalając się takim stanem. Staje się to jednak tym bardziej zrozumiałe, kiedy patrzy się na partnera tylko przez różowe okulary, idealizując go na każdym kroku. Jeśli się zacznie dostrzegać w nim jakieś mankamenty, czy chociaż nie wpadać za każdym razem w zachwyt na jego widok, to być może da się jakoś wyjść z tej romansowej matni.
Więc Ty poszłaś dalej, A są takie, co stały się neofitkami nowej wiary, plującymi na wszystkie kochanki i ludzi w romansie. Wiem że pomaga, bo po to, to jest. Mówię tylko, że to droga na skróty w poznawaniu siebie.
Taka droga na skroty bywa zatrzymaniem się w miejscu niestety.
Bywa wygodna żeby dalej trzymać się lękow i innych rzeczy,ale to już osobny temat .
122 2020-05-01 15:36:14 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-05-01 15:37:22)
Autorko - to co piszesz jest bardzo podobne do tego co ja przeżywałam. Niesamowita radość na spotkaniach, facet windował mi poczucie własnej wartości aż po sam kosmos, ta aura tajemniczości na początku też dawała mi mnóstwo powera.
Jednak po drugiej stronie - smutek gdy wracał do żony, z nią spędzał wieczory, weekendy, święta, z nią chodził na imprezy... wtedy czułam się jak nikt. Może inne osoby w tej sytuacji czuły się inaczej. Ja czułam się tak. Jednocześnie rzucałam się na telefon, gdy dzwonił, gotowa by wysłuchać jakiejkolwiek pierdoły, byle tylko go usłyszeć, byle przez moment poczuć się ważna.
Kiedy pisałam pierwszy raz na tym forum, na samą myśl, że mam go już nigdy nie zobaczyć, było mi niedobrze. Gdybym wtedy, w marcu 2019 ucięła, to raz a dobrze, mogłabym już ledwo pamiętać, że w tym tkwiłam.
(…)
Taka relacja emocjonalnie uzależnia. Dlatego tak trudno odwrócić się na pięcie z dnia na dzień.
Myślę, że te uczucia czy stany są uniwersalne. Oczywiście na początku wydaje się nam, że nasza sytuacja jest inna, wyjątkowa, ale później okazuje się, że schematy się powtarzają.
Ja tak bardzo podkreślam kwestię czasu bo uważam, że im dłużej on (romans) trwa, tym skala tych huśtawek emocjonalnych się powiększa, stąd trudniej to skończyć.
Na początku taki romans niewiele różni się od normalnej relacji, tym bardziej kiedy dwie osoby znają się w realu. Wiadomo coraz częstsze rozmowy, coraz większa fascynacja, nakręcenie na siebie itd. Na tym etapie jeszcze nie ma tych negatywnych uczuć i/czy trudnych pytań. One pojawiają się dopiero po jakimś czasie, zwykle wtedy kiedy już jesteśmy w jakimś stopniu zaangażowani, mamy pierwszy seks za sobą itd. Wydaje mi się, że to jest ten właściwy czy też ostatni moment na to by relacja mogła się przekształcić w związek, inaczej tym romansem zostanie już na 99%. Wtedy dopiero zaczną pojawiać wszystkie konsekwencje podwójnego życia, tj. pierwszy urlop, święta, impreza rodzinna, choroba itd. Nie wspominając o seksie z małżonkiem czy małżonką.
Ja pamiętam, jak dowiedziawszy się o żonie i dzieciach, zadałam mojemu pytanie co zamierza? Gdzie w tym wszystkim jestem ja itd. Pamiętam jak najpierw się zrobił czerwony, potem blady potem siny aż w końcu wydusił z siebie "chyba nie chcesz odbierać ojca dzieciom"? Nawet nie, że on nie zostawi tylko że jak ja w ogóle mogę to brać pod uwagę! Wtedy się wycofałam ale łatwo nie było bo to był w sumie początek, kiedy emocje, motyki itd. są najsilniejsze.
Myślę, że już wystarczająco się obarczałam za to wszystko na co się zgodziłam i w jakiś sposób poniosłam tego karę.
Właśnie taką, że to ja płaczę dniami i nocami, jak nie jest przy mnie i katuję się przeróżnymi obrazami jego czasu z żoną.
Ja sobie drodzy forumowicze zdaję sprawę z tego, że nie traktowałam siebie dobrze, pozwalając sobie na to wszystko.
Jest mi wstyd, że się w coś takiego wplątałam, a jeszcze bardziej jest mi wstyd, że ja go tak pokochałam nie dostając tak naprawdę nic w zamian.
Bo co z tego, że czułam się przy nim najlepiej na świecie, jak później w nocy czułam się, jak śmieć, bo to nie przy mnie zasypiał. Co z tego, że obsypywał mnie najpiękniejszymi słowami, jak potem mówił "nie odejdę".
Co z tego, że poświęcał mi każdą wolną chwilę, jak to ja musiałam się dopasowywać do planów jego żony..
To wszystko jest upokarzające i ja zdaje sobie sprawę, ale u mnie uczucia, emocje wzięły górę.
Mówicie o motywach, dlaczego coś takiego się stało.
Mi brakowało kogoś, kto mnie zrozumie, z kim będę mogła usiąść i pogadać.
Nie mam zbyt dobrych doświadczeń po poprzednim związku. Trafiłam na kogoś, kto bliskość, namiętność, pożądanie stawiał na samym końcu. Nie było namiętnych pocałunków, czułego tulenia, a seks pojawiał się raz na miesiąc, żeby już to odbębnić.
Swoją drogą.. Nie życzę nikomu takich doświadczeń, bo wtedy człowiek szuka winy w sobie, w swojej atrakcyjności i samoocena spada na dno.
I pojawił się on.. Rozmawialiśmy bardzo dużo, zaprzyjaźniliśmy się, ja się przed nim otworzyłam, a on przede mną. Abstrahując od tego czy mówił prawdę czy nie - jego doświadczenia pod kątem bliskości były bardzo podobne.
I tak się w sumie jakoś potoczyło.
Poczułam, że naprawdę mogę się podobać, mogę być dla kogoś atrakcyjna i on bardzo dbał o to, żeby mi co innego nawet przez myśl nie przeszło. Dziewczyna, która ma tak niskie poczucie własnej wartości nie myśli racjonalnie, tylko karmi się tym wszystkim i bierze garściami. Poza tym mój były zawsze wszystko mi umniejszał. Moją wiedzę, moje pasje, moje zainteresowania, podcinał mi przy wszystkim skrzydła.
A tu właśnie było na odwrót. Nie negował moich słów, słuchał mnie z zainteresowaniem, nie podważał mojej wiedzy na dany temat, radził się mnie.. Zmotywował mnie, żebym poszła na studia, które od zawsze chciałam zrobić, a mój były mnie od tego odwodził, dopingował przy zmianie pracy, gdzie tamten sugerował, że nie dam rady. Był kimś, kogo zawsze chciałam mieć u boku, a nie zauważałam, że zaczynam się zakochiwać.
Złe swoje strony również poznaliśmy. Kłóciliśmy się nie raz, tak, że mieliśmy ochotę się pozabijać, ma wady, które doprowadzają mnie do nerwicy, ale mimo wszystko, to nie to spowodowało, że chcę odejść.
Mu jest wygodnie, ma wszystko nie zmieniając niczego, a mnie to już od środka zżera. Nie radzę sobie z tą sytuacją od jakiegoś czasu, ale z wyjściem z tego też nie.
Ja widzę, jak reaguje na każde piknięcie telefonu. Jak jakaś małolata.... Motyle w brzuchu, przyśpieszone bicie serca... No i co, że głowa wie swoje, jak "serce" ciągnie w swoje.
124 2020-05-01 16:03:53 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-05-01 16:10:39)
Myślę, że już wystarczająco się obarczałam za to wszystko na co się zgodziłam i w jakiś sposób poniosłam tego karę.
Właśnie taką, że to ja płaczę dniami i nocami, jak nie jest przy mnie i katuję się przeróżnymi obrazami jego czasu z żoną.
Ja sobie drodzy forumowicze zdaję sprawę z tego, że nie traktowałam siebie dobrze, pozwalając sobie na to wszystko.
Jest mi wstyd, że się w coś takiego wplątałam, a jeszcze bardziej jest mi wstyd, że ja go tak pokochałam nie dostając tak naprawdę nic w zamian.
Bo co z tego, że czułam się przy nim najlepiej na świecie, jak później w nocy czułam się, jak śmieć, bo to nie przy mnie zasypiał. Co z tego, że obsypywał mnie najpiękniejszymi słowami, jak potem mówił "nie odejdę".
Co z tego, że poświęcał mi każdą wolną chwilę, jak to ja musiałam się dopasowywać do planów jego żony..
To wszystko jest upokarzające i ja zdaje sobie sprawę, ale u mnie uczucia, emocje wzięły górę.Mówicie o motywach, dlaczego coś takiego się stało.
Mi brakowało kogoś, kto mnie zrozumie, z kim będę mogła usiąść i pogadać.
Nie mam zbyt dobrych doświadczeń po poprzednim związku. Trafiłam na kogoś, kto bliskość, namiętność, pożądanie stawiał na samym końcu. Nie było namiętnych pocałunków, czułego tulenia, a seks pojawiał się raz na miesiąc, żeby już to odbębnić.
Swoją drogą.. Nie życzę nikomu takich doświadczeń, bo wtedy człowiek szuka winy w sobie, w swojej atrakcyjności i samoocena spada na dno.
I pojawił się on.. Rozmawialiśmy bardzo dużo, zaprzyjaźniliśmy się, ja się przed nim otworzyłam, a on przede mną. Abstrahując od tego czy mówił prawdę czy nie - jego doświadczenia pod kątem bliskości były bardzo podobne.
I tak się w sumie jakoś potoczyło.
Poczułam, że naprawdę mogę się podobać, mogę być dla kogoś atrakcyjna i on bardzo dbał o to, żeby mi co innego nawet przez myśl nie przeszło. Dziewczyna, która ma tak niskie poczucie własnej wartości nie myśli racjonalnie, tylko karmi się tym wszystkim i bierze garściami. Poza tym mój były zawsze wszystko mi umniejszał. Moją wiedzę, moje pasje, moje zainteresowania, podcinał mi przy wszystkim skrzydła.
A tu właśnie było na odwrót. Nie negował moich słów, słuchał mnie z zainteresowaniem, nie podważał mojej wiedzy na dany temat, radził się mnie.. Zmotywował mnie, żebym poszła na studia, które od zawsze chciałam zrobić, a mój były mnie od tego odwodził, dopingował przy zmianie pracy, gdzie tamten sugerował, że nie dam rady. Był kimś, kogo zawsze chciałam mieć u boku, a nie zauważałam, że zaczynam się zakochiwać.Złe swoje strony również poznaliśmy. Kłóciliśmy się nie raz, tak, że mieliśmy ochotę się pozabijać, ma wady, które doprowadzają mnie do nerwicy, ale mimo wszystko, to nie to spowodowało, że chcę odejść.
Mu jest wygodnie, ma wszystko nie zmieniając niczego, a mnie to już od środka zżera. Nie radzę sobie z tą sytuacją od jakiegoś czasu, ale z wyjściem z tego też nie.
Ja widzę, jak reaguje na każde piknięcie telefonu. Jak jakaś małolata.... Motyle w brzuchu, przyśpieszone bicie serca... No i co, że głowa wie swoje, jak "serce" ciągnie w swoje.
Autorko, przy niemal każdym zdaniu mogłabym Ci napisać - "u mnie było tak samo". Poprzedni związek przeorał Ci psychę, a ta relacja jest tego wynikiem.
A ostatnie zdanie z Twojego posta mogłoby robić za motto mojej relacji z tym "moim" facetem...
ObecnaKochanka napisał/a:Myślę, że już wystarczająco się obarczałam za to wszystko na co się zgodziłam i w jakiś sposób poniosłam tego karę.
Właśnie taką, że to ja płaczę dniami i nocami, jak nie jest przy mnie i katuję się przeróżnymi obrazami jego czasu z żoną.
Ja sobie drodzy forumowicze zdaję sprawę z tego, że nie traktowałam siebie dobrze, pozwalając sobie na to wszystko.
Jest mi wstyd, że się w coś takiego wplątałam, a jeszcze bardziej jest mi wstyd, że ja go tak pokochałam nie dostając tak naprawdę nic w zamian.
Bo co z tego, że czułam się przy nim najlepiej na świecie, jak później w nocy czułam się, jak śmieć, bo to nie przy mnie zasypiał. Co z tego, że obsypywał mnie najpiękniejszymi słowami, jak potem mówił "nie odejdę".
Co z tego, że poświęcał mi każdą wolną chwilę, jak to ja musiałam się dopasowywać do planów jego żony..
To wszystko jest upokarzające i ja zdaje sobie sprawę, ale u mnie uczucia, emocje wzięły górę.Mówicie o motywach, dlaczego coś takiego się stało.
Mi brakowało kogoś, kto mnie zrozumie, z kim będę mogła usiąść i pogadać.
Nie mam zbyt dobrych doświadczeń po poprzednim związku. Trafiłam na kogoś, kto bliskość, namiętność, pożądanie stawiał na samym końcu. Nie było namiętnych pocałunków, czułego tulenia, a seks pojawiał się raz na miesiąc, żeby już to odbębnić.
Swoją drogą.. Nie życzę nikomu takich doświadczeń, bo wtedy człowiek szuka winy w sobie, w swojej atrakcyjności i samoocena spada na dno.
I pojawił się on.. Rozmawialiśmy bardzo dużo, zaprzyjaźniliśmy się, ja się przed nim otworzyłam, a on przede mną. Abstrahując od tego czy mówił prawdę czy nie - jego doświadczenia pod kątem bliskości były bardzo podobne.
I tak się w sumie jakoś potoczyło.
Poczułam, że naprawdę mogę się podobać, mogę być dla kogoś atrakcyjna i on bardzo dbał o to, żeby mi co innego nawet przez myśl nie przeszło. Dziewczyna, która ma tak niskie poczucie własnej wartości nie myśli racjonalnie, tylko karmi się tym wszystkim i bierze garściami. Poza tym mój były zawsze wszystko mi umniejszał. Moją wiedzę, moje pasje, moje zainteresowania, podcinał mi przy wszystkim skrzydła.
A tu właśnie było na odwrót. Nie negował moich słów, słuchał mnie z zainteresowaniem, nie podważał mojej wiedzy na dany temat, radził się mnie.. Zmotywował mnie, żebym poszła na studia, które od zawsze chciałam zrobić, a mój były mnie od tego odwodził, dopingował przy zmianie pracy, gdzie tamten sugerował, że nie dam rady. Był kimś, kogo zawsze chciałam mieć u boku, a nie zauważałam, że zaczynam się zakochiwać.Złe swoje strony również poznaliśmy. Kłóciliśmy się nie raz, tak, że mieliśmy ochotę się pozabijać, ma wady, które doprowadzają mnie do nerwicy, ale mimo wszystko, to nie to spowodowało, że chcę odejść.
Mu jest wygodnie, ma wszystko nie zmieniając niczego, a mnie to już od środka zżera. Nie radzę sobie z tą sytuacją od jakiegoś czasu, ale z wyjściem z tego też nie.
Ja widzę, jak reaguje na każde piknięcie telefonu. Jak jakaś małolata.... Motyle w brzuchu, przyśpieszone bicie serca... No i co, że głowa wie swoje, jak "serce" ciągnie w swoje.Autorko, przy niemal każdym zdaniu mogłabym Ci napisać - "u mnie bo tak samo". Poprzedni związek przeorał Ci psychę, a ta relacja jest tego wynikiem.
A ostatnie zdanie z Twojego posta mogłoby robić za motto mojej relacji z tym "moim" facetem...
Dlatego pisałam wcześniej, że tylko ludzie z "brakami" wdają się w takie relacje.
U mnie osobą, która wciąż mnie krytykowała, wymagała niemożliwego, podcinała skrzydła na każdym kroku był mój ojciec. W ogóle to było jakieś rozdwojenie jaźni bo w towarzystwie lubił mną chwalić, ale w oczy mi nigdy nie powiedział, że jest dumny, nie pochwalił, zero wsparcia. Cokolwiek bym nie zrobiła było albo źle albo mogłam lepiej. Dostałam 5, czemu nie 6., kupiłam mieszkanie, czemu nie dom, dostałam kierownicze stanowisko, czemu nie dyrektorskie czy prezesurę. Po prostu nie dogodzisz. Do tego nigdy nie mogłam na coś poskarżyć, pokazać słabości itd. A ja przecież nie jestem robotem, nie musze być najlepsza, idealna itd.
I wtedy poznałam jego - też wiele rozmów, zrozumienia, wsparcia, podobnych historii. Oboje motywowaliśmy się i ciągnęliśmy w górę. On z kolei wychowywał bez rodziców, zostawili go jak był malutki. Doszedł bardzo daleko ale nigdy nie doświadczył "prawdziwej miłości, bliskości, wsparcia". Ożenił się podobno też z rozsądku.
Dlatego warto przyjrzeć sobie.
ja na tym etapie już byłam, teraz jestem na : jak stąd spieprzyć i wytrwać w tym postanowieniu.
Jeśli dokładnie wiesz już, czego chcesz (a na to wygląda) to radziłabym Tobie poszukać dla siebie grupę wsparcia. Będzie Ci potrzebna w chwilach słabości, ale również przyda się do celebrowania sukcesów.
Możesz taką grupę znaleźć tutaj, możesz również dołączyć do dowolnego wątku na dowolnym forum. Grup wsparcia tego typ jest w internecie naprawdę sporo.
Możesz też założyć własny wątek, gdzie dokumentować będziesz własne postępy, wzloty i upadki. Da Ci to pole do obserwacji własnych myśli, ukrytych motywów, dowiesz się wiele o tym, w jakich momentach słabniesz i nauczysz się takich sytuacji unikać.
Dodatkowo wskazana byłaby równoległa praca z terapeutą, w obecnym czasie - może być to wsparcie również w wersji online.
Najważniejsze, żebyś ze swoimi problemami nie pozostała sama, żeby miał Cię kto motywować, wspierać czy wysłuchać.
127 2020-05-01 18:23:07 Ostatnio edytowany przez Badas (2020-05-01 18:24:45)
W dalszym ciągu nie rozumiem, jaką atrakcją może być facet, który.dla mnie okłamuje swoją żonę i w du....e ma dzieci? Gdzie trzeba byc z rozumem, żeby roz.....na spółkę z kimś życie rodzinie. ( wiem, wiem wina jest bardziej jego ). Porywy, chwila, emocje, porozumienie dusz. Noż kur...nie jesteśmy.zwierzętami tylko ludźmi. Możemy zapanować nad instynktem. Ale nie bo przecież to była tylko...przyjaźń damsko-męska. A potem jakoś tak wyszło. A teraz szukam rad. Sorry, ale mam własne zdanie na temat takich " nieplanowanych" zagrywek. I osób którym to się " zdarza".
Autorko,
Pomyśl co ty faktycznie masz z tego związku? NIC. Koleś wybrał rodzinę. Dla własnego dobra odetnij się i umów do psychologa. Może jakaś terapia by Ci pomogła? Zadowalasz się ochłapami i nazywasz to porozumieniem dusz, ale to jakaś chora relacja, w której to ty się musisz zawsze dostosować. Daj sobie szanse na prawdziwa miłość.
Praktycznie wszystko już zostało powiedziane.
Kredyty, dzieci, dom, praca, zjazdy rodzinne - to powody dla których ludzie nie wybierają kochanków. Ale wiesz dlaczego jeszcze? Bo wiedzą, że jak założą 'nowa rodzina' to dostaną to przed czym uciekali tylko we wersji z dziećmi i problemami poprzedniego związku.
Czy romans to seks? Nie, romans to emocje.
Nie wiem czemu ludzie pchają się w romance z kimś żonatym. Zawsze ale to zawsze on/ona zawsze wyboerze prędzej czy później rodzinę. I prawda jest taka, że kiedy spotka tą osobę coś przykrego, trafi do szpitala to do kogo dzwoni o pomoc? Do kochanka/kochanki czy żony/męża? Oczywiście ŻONY/MĘŻA
W dalszym ciągu nie rozumiem, jaką atrakcją może być facet, który.dla mnie okłamuje swoją żonę i w du....e ma dzieci? Gdzie trzeba byc z rozumem, żeby roz.....na spółkę z kimś życie rodzinie. ( wiem, wiem wina jest bardziej jego ). Porywy, chwila, emocje, porozumienie dusz. Noż kur...nie jesteśmy.zwierzętami tylko ludźmi. Możemy zapanować nad instynktem. Ale nie bo przecież to była tylko...przyjaźń damsko-męska. A potem jakoś tak wyszło. A teraz szukam rad. Sorry, ale mam własne zdanie na temat takich " nieplanowanych" zagrywek. I osób którym to się " zdarza".
Dobrze tłumaczyła to Roxann. Tylko ludzie z "brakami", o niskim poczuciu własnej wartości wchodzą w takie relacje. Takie osoby nie widzą sytuacji tak, jak widzisz Ty.
Druga kochanka mojego jm chelpila się tym, że on już raz był w takiej sytuacji, że miał romans, po którym wrócił do mnie. Nie wiem, co on jej naopowiadal, bo nie rozumiem jak fakt podobnej historii zakończonej powrotem do żony można rozważać na swoją korzyść... To tylko ekstremalny przykład, ale z mojego i moich znajomych życia takich przykładów odrealnienia mogę przytoczyć mnóstwo.