Witajcie
Długo się zbierałam żeby opisać swoją historie...
Mam jm. no właśnie jeszcze....
To nie była miłość jak z filmów. (przynajmniej z mojej strony). K. zdobywał mnie długo.. bardzo długo. Udało się.
Po 4 latach wzieliśmy ślub...od tej pory zaczeło się psuc. brak rozmowy, brak starania z obu stron wszystko załatwiane klótnią. Z tym że szybo potrafiliśmy sie pogodzić..
2 maja.. szpecze mi do ucha że mnie kocha. sms z pracy że tęskni....
3 maja mój K wraca z pracy (później niż zwykle ale taką ma prace wiec niczego nie podejrzewałam) z MALINKĄ na szyji... zanim to zauważyłam jeszcze dałam mu się bzyknąć...
Wmawianie że to nie malinka że o co mi chodzi itd itd. Patrzył prosto w oczy i perfidnie kłamał. Po wielkiej awanturze przyznał się że to koleżanka z pracy ale nic ih nie łączy tylko jakos tak wyszło... ja że co?? wymusiłam na nim sptkanie z nią.. dopiero przy niej przyznał się że z nią spał....
szok... niedowierzanie....
Wróciłam. spakowałam sie... ale gdy chciałam wyjść bardzo mocno mnie zatrzymywał... i ja głupia zostałam...
Przysięgał że z nia zerwie kontakt itd itd
Nie zrobił tego ale ja w tym trwałam. chciałam wybaczyć...
kolejny raz chciałam się wyprowadzić...
Obiecywał przysięgał że nie ma z nią już kontaktow itd...
Po paru dniach przyszedł i powiedział że chce mieć ze mną dziecko....o jaka ja byłam głupia że sie zgodziłam. Nie do końca wierzyłam że nam sie uda bo juz wcześniej były jakieś próby..ale się zgodziłam...
Mija miesic....K. proponuje wyjazd na weekend... Pomyślałam ok.. Dla mnie już w tym momencie miał to być nasz oststni wspólny weekend. Tak w poniedziałek po pracy chciałam wrócić spakować się i wynieść pod jego nieobecność .
Tak ja postanowiłam i tego chciałam... wracając z pracy coś mnie tkneło żeby wejść do apteki i kupić test....
Zrobiłam.. patrzyłam z niedowierzaniem na te dwie kreski... pędem pobiegłam po drugi... to samo dwie kreski.... załamałam się...
Jak sie domyślacie nie wyprowadziłam sie....
Co zrobił K jak sie dowiedział? Sypnoł mi tekstem "Jak się zdecydujesz urodzić..." Poczułam się ja gówno. Wyszłam. Siedziałam w parku i wyłam 3 godziny. po powrocie przepraszał. Prosił o wybaczenie. że z nią nie ma kontaktów itd...
Robił mi wode z mózgu.. a ja że w ciązy to bałam się zostać sama...
mijały miesiące ktore powinny być dla mnie najszczęsliwsze.. nie były. był płacz żal smutek. jego coraz późniejsze powroty.nieodbieranie telefonów jak dzwoniałam. Tak.. dalej mi wmawiał że nie ma z nią kontaktów....
Pojechaliśmy na wakacje... tamta do niego zadzwoniła.... awantura.. obrażanie mnie. tak uderzyłam go.. .. a on co?? oddał mi.. z całej siły w brzuch.. wulgaryzm byłam z jego dzicekiem w ciązy!!!! Na szczęście nic się nie stało.. tak mi się wydawało.
Kolejnych kilka miesięcy w kłamstwie i obłudzie...
Moja wizyta w szpitalu.. tak przychodził. tak był pod dzrwiami gdy robili mi na szybko miesiac przed terminem cesarke. Tak przyszedł do mnie po...
Wiecie co się oazało gdy po cesarce przyszedł do mnie lekarz?? Że miala skrzep pod łozyskiem.. pytał czy się gdzieś nie uderzyłam...
K. był u mnie codziennie. Zabierając nas do domu dostałam bukiet kwiatów... ( chyba chciał zabić wyrzuty sumienia bo jak się później okazało podczas gdy ja lezałam w szpitalu on zabaiwał się ze swoja kochanką).
Mijały miesiące. On wmawiał że nie ma z nią kontaków ja udawałam że wierze... bo.. bo dziecko.. bo bałam się zostać sama.. ciągle sobie coś wamawiałm...
Wiecie co dostalam na walentynki miesiąc po porodzie?? Wulgaryzm ... tak.. siniaki z mojego ciała nie schodziły przez 2 tyg... mimo wszytsko zsoatałam...
Mijały kolejne miesiace... Po ktrych ja doskonale wiedziałam że nic z tego nie bedzie.. że jesteśmy ze sobą tlko dla dziecka...On obiecywał. przychodził przytulał... on nie ja...ja już nie porafiłam. Cieszyłam się jak wychodzil do pracy... ale... nigdy nikomu nie życze żeby czul to co ja gdy nie wracał o czasie do domu...
Przyszedł dzien w którym stanełam przed nim i mu powiedziałam prosto w oczy... "Idź do niej... tego chcesz... ". nie poszedł. przyznał się że nie wie co ma zrobic itd... od tej pory co troche mówiłam idz... to zaczął mi wmawiać ze nie chce... jeszcze mi zorganizował urodziny. tak super niespodzianka.. Tylko ja nie czułam żeby to było szcezre.... Po urodzinach ustaliłam z nim że po świetach Bożego narodzenia się wyprowadzi....
I co?? On przed świtami stwierzdił że chce się o to starać. że nie cgce być z nią itd... oczywiście że nie uwiezryłam ale dałam mu tą szanse żeby pokazał...
Nie było to dla mnie szczere. Przetrzymaliśmy te świeta razem... nie składając sobie nawet życzeń. nie podzieliśmy się nawet opłatkiem... Dzień po świetach po kolejnej awanturze się wyprowadził....
Mija 4 miesiąc odkąd go nie ma...
Przyjeżdza zabierac dziecko.. czasami wpadnie do niej...
Nie było łatwo na poczatku... spedzał z mała tylko 4 godziny tygodniowo...gdzie ona bardzo była za nim. Na nic były tłumaczenia że ona teskni... On musiał iść i koniec. Co się później okzało? szkoda mu było czasu dla dziecka bo MUSIAŁ akurta wtedy iść ze swoją kochanką do kina. Żałosne nie??
Nie wspone juz o tym jak przebywając ze mna wykrzykiwał jak to bardzo mnie nienaiwidzi. że mnie nie kocha tylko ja... że ja nic dla niego nie znacze..itd itd
Teraz się to troche uspokoiło.. czasami potrafimy normalnie porozmaaić na temat dziecka...
Prez ten czas przemieliło się we mnie tyle emocji.. tyle łez... Ba... czasami nachodzą mnnie myśli że fajie by było gdyby jednak wrócił....
Dziewczyny doradzcir ja sobie z tym wszytkim poradzić...