Nie rozumiem właśnie 2 rzeczy: pierwsza to sprawa auta i mimo to ty nadal sie godzisz na to że on ci to wypomina.
A druga sprawa, że mówisz że niby wszystko było ok, a wg mnie nie, a teraz jemu nagle coś odbiło i zaczął cię tak źle traktować?
Nie rozumiem właśnie 2 rzeczy: pierwsza to sprawa auta i mimo to ty nadal sie godzisz na to że on ci to wypomina.
A druga sprawa, że mówisz że niby wszystko było ok, a wg mnie nie, a teraz jemu nagle coś odbiło i zaczął cię tak źle traktować?
Nie z tym autem nie zgodzę się juz w ogóle. Był czas kiedy mi to wypomniał i ja nie chcialam słyszeć o tym, żeby mnie odwoził. Uznałam że z naszego konta kupię sobię bilet miesięczny a on niech sobie za taką samą kwotę tankuje, to uznał, że jest zimno na dworze i, żebym juz dala spokój. Zgodziłam się ( niepotrzebnie ) by znowu usłyszeć, że on nie jest moim kierowca i co ja sobie myślę.. Najgorsze jest to, że uważam.. Że on zaproponował z tym, że niby jest zimno, bo uznał ze kwota za którą można kupić bilet miesięczny nie wystarczy jemu na paliwo.. Nie chcę od niego niczego co jest związane z tym jego autem. Tak do pewnego momentu z finansami było ok. Robiliśmy zakupy, płaciliśmy rachunki, jak coś brakowało dokładaliśmy i teraz on wyskoczył z tym kredytem, że mogłabym też płacić skoro tu mieszkam i oczywiście z tym samochodem też musiał dodatkowo przytoczyć..
Uznałam że z naszego konta kupię sobię bilet miesięczny a on niech sobie za taką samą kwotę tankuje,
Co wy oboje macie z tym porównywaniem kwot? No nie rozumiem. Jak można cały czas przeliczać wydatki coś za coś.
Kup sobie ten bilet z własnej kieszeni i po sprawie. On niech tankuje auto ze swojej kieszeni.
DLa mnie to jak oboje do tego podchodzicie jest dla mnie niepoważne.
Macie mieszkacie w którym razem mieszkacie i macie załóżmy rachunki za: czyns, prąd , gaz, woda, media (internet+tv), za to płacicie razem i na pół. Robicie jakiś mały remont, dokupujecie cos do mieszkania to też możecie podzielić na pół. Ale resztę niech każdy płaci z własnej kieszeni bez żadnego podziału i rozliczania kto dał więcej a kto mniej.
JoAnka8622 napisał/a:Uznałam że z naszego konta kupię sobię bilet miesięczny a on niech sobie za taką samą kwotę tankuje,
Co wy oboje macie z tym porównywaniem kwot? No nie rozumiem. Jak można cały czas przeliczać wydatki coś za coś.
Kup sobie ten bilet z własnej kieszeni i po sprawie. On niech tankuje auto ze swojej kieszeni.
DLa mnie to jak oboje do tego podchodzicie jest dla mnie niepoważne.
Macie mieszkacie w którym razem mieszkacie i macie załóżmy rachunki za: czyns, prąd , gaz, woda, media (internet+tv), za to płacicie razem i na pół. Robicie jakiś mały remont, dokupujecie cos do mieszkania to też możecie podzielić na pół. Ale resztę niech każdy płaci z własnej kieszeni bez żadnego podziału i rozliczania kto dał więcej a kto mniej.
Izzie ja to rozumiem oczywiście i widzę jak to śmiesznie wygląda , ale dopóki ja tak nie powiedziałam to on tankowal sobie z naszego wspólnego konta, a miał problem z tym że mnie do pracy odwiezie-uważasz, że to jest ok? Niestety, ale to dla mnie nie do przyjęcia, aczkolwiek on w kwestii pieniędzy taki jest
Wybacz jeśli się unoszę ale pojąć tego nie mogę A czytając jedynie wypowiedzi ciężko czasem coś zrozumieć.
A może jemu nie chodzi o to, że jego paliwo będzie droższe niż twój bilet tylko że w ogóle chcesz cokolwiek dla siebie brać z tego wspólnego konta?
71 2020-03-16 21:11:07 Ostatnio edytowany przez marakujka (2020-03-16 21:16:53)
Dobry wieczór,
Mieszkam z moim partnerem w jego mieszkaniu które on spłaca w kredycie. Wszelkie wydatki związane z rachunkami, samochodem (jego) itp. dzielimy po połowie. Dziś partner stwierdził, że skoro mieszkam w jego mieszkaniu powinnam płacić połowę jego raty kredytu. Wydaje mi się, że skoro mieszkanie będzie należało do niego nie powinnam tego robić, ale być może się mylę? Proszę o poradę?
Nie powinnaś płacić. Możesz płacić coś w rodzaju czynszu, a nawet w waszej sytuacji, gdzie on cię w ogóle prosi o dołożenie do kredytu, powinnaś ze względu na spokój twojego sumienia gdy już zerwiecie. Chyba że odwalasz tam całą robotę domową, a on nie robi nic - wówczas możesz sobie policzyć nawet więcej, niż połowa tej raty.
Albo twój partner jest głupkiem albo traktuje wasz związek tymczasowo.
Możesz płacić tylko wtedy, gdy tam mieszkasz. Gdy przestaniesz mieszkać, to przestaniesz cokolwiek płacić, więc "połowa jego kredytu" to byłoby raczej dużo za dużo.
Wybacz jeśli się unoszę ale pojąć tego nie mogę
A czytając jedynie wypowiedzi ciężko czasem coś zrozumieć.
A może jemu nie chodzi o to, że jego paliwo będzie droższe niż twój bilet tylko że w ogóle chcesz cokolwiek dla siebie brać z tego wspólnego konta?
Sama bym się uniosla gdybym to czytała i pojąc bym nie mogła jak można być taka złotówą.. Ja myślę że on nie chce żebym ja z naszego wspólnego konta wzięła sobie te 150zl na ten nieszczęsny bilet, bo on mówiąc to że nie jest moim kierowca myślał chyba, że ja się uniosę honorem nie będę korzystała z tego samochodu on sobie będzie tankował z naszego konta (czyli ja mam się dorzucać do paliwa, ale nie korzystać, bo on nie jest moim kierowca) i wszystko będzie ok. Ja wiem jak to z boku wygląda tragedia.. Ale on nadal nie uważa, że on robi coś z zlego a ja nie potrafię do niego dotrzeć, już brak mi argumentów..
Izzie_Stevens napisał/a:Wybacz jeśli się unoszę ale pojąć tego nie mogę
A czytając jedynie wypowiedzi ciężko czasem coś zrozumieć.
A może jemu nie chodzi o to, że jego paliwo będzie droższe niż twój bilet tylko że w ogóle chcesz cokolwiek dla siebie brać z tego wspólnego konta?Sama bym się uniosla gdybym to czytała i pojąc bym nie mogła jak można być taka złotówą.. Ja myślę że on nie chce żebym ja z naszego wspólnego konta wzięła sobie te 150zl na ten nieszczęsny bilet, bo on mówiąc to że nie jest moim kierowca myślał chyba, że ja się uniosę honorem nie będę korzystała z tego samochodu on sobie będzie tankował z naszego konta (czyli ja mam się dorzucać do paliwa, ale nie korzystać, bo on nie jest moim kierowca) i wszystko będzie ok. Ja wiem jak to z boku wygląda tragedia.. Ale on nadal nie uważa, że on robi coś z zlego a ja nie potrafię do niego dotrzeć, już brak mi argumentów..
Wspomniałaś, że przez 3 dni się nie odzywacie...ten temat trwa dłużej...jakieś postępy u was?
Hmm... a jak pójdziesz w drugą stronę czyli powiesz mu, że nie będziesz za nic płaciła, albo nie będziesz się dokładała po połowie bo uważasz że to nie w porządku? Że to nie jest sprawiedliwe? Jestem ciekawa jego reakcji tutaj...
JoAnka8622 napisał/a:Izzie_Stevens napisał/a:Wybacz jeśli się unoszę ale pojąć tego nie mogę
A czytając jedynie wypowiedzi ciężko czasem coś zrozumieć.
A może jemu nie chodzi o to, że jego paliwo będzie droższe niż twój bilet tylko że w ogóle chcesz cokolwiek dla siebie brać z tego wspólnego konta?Sama bym się uniosla gdybym to czytała i pojąc bym nie mogła jak można być taka złotówą.. Ja myślę że on nie chce żebym ja z naszego wspólnego konta wzięła sobie te 150zl na ten nieszczęsny bilet, bo on mówiąc to że nie jest moim kierowca myślał chyba, że ja się uniosę honorem nie będę korzystała z tego samochodu on sobie będzie tankował z naszego konta (czyli ja mam się dorzucać do paliwa, ale nie korzystać, bo on nie jest moim kierowca) i wszystko będzie ok. Ja wiem jak to z boku wygląda tragedia.. Ale on nadal nie uważa, że on robi coś z zlego a ja nie potrafię do niego dotrzeć, już brak mi argumentów..
Wspomniałaś, że przez 3 dni się nie odzywacie...ten temat trwa dłużej...jakieś postępy u was?
Hmm... a jak pójdziesz w drugą stronę czyli powiesz mu, że nie będziesz za nic płaciła, albo nie będziesz się dokładała po połowie bo uważasz że to nie w porządku? Że to nie jest sprawiedliwe? Jestem ciekawa jego reakcji tutaj...
Ja mu powiedzialam, że to jest żenujące, że on proponuje coś takiego, że gdybym była obca osoba to rozumiem, że dla zmniejszenia kosztów by tak było jakiś czynsz dodatkowy jakkolwiek by tego nie nazwać, ale jak można gdy w grę wchodzą uczucia to tylko spojrzał
, prychnął i wyciągnął temat samochodu, że sam kupił i wiadomo co dalej.. Nie mam przyjemności w ogóle z nim rozmawiać..
Izzie_Stevens napisał/a:JoAnka8622 napisał/a:Sama bym się uniosla gdybym to czytała i pojąc bym nie mogła jak można być taka złotówą.. Ja myślę że on nie chce żebym ja z naszego wspólnego konta wzięła sobie te 150zl na ten nieszczęsny bilet, bo on mówiąc to że nie jest moim kierowca myślał chyba, że ja się uniosę honorem nie będę korzystała z tego samochodu on sobie będzie tankował z naszego konta (czyli ja mam się dorzucać do paliwa, ale nie korzystać, bo on nie jest moim kierowca) i wszystko będzie ok. Ja wiem jak to z boku wygląda tragedia.. Ale on nadal nie uważa, że on robi coś z zlego a ja nie potrafię do niego dotrzeć, już brak mi argumentów..
Wspomniałaś, że przez 3 dni się nie odzywacie...ten temat trwa dłużej...jakieś postępy u was?
Hmm... a jak pójdziesz w drugą stronę czyli powiesz mu, że nie będziesz za nic płaciła, albo nie będziesz się dokładała po połowie bo uważasz że to nie w porządku? Że to nie jest sprawiedliwe? Jestem ciekawa jego reakcji tutaj...
Ja mu powiedzialam, że to jest żenujące, że on proponuje coś takiego, że gdybym była obca osoba to rozumiem, że dla zmniejszenia kosztów by tak było jakiś czynsz dodatkowy jakkolwiek by tego nie nazwać, ale jak można gdy w grę wchodzą uczucia to tylko spojrzał
, prychnął i wyciągnął temat samochodu, że sam kupił i wiadomo co dalej.. Nie mam przyjemności w ogóle z nim rozmawiać..
To nie płać nic, skoro wszystko sam kupił to niech sam za wszystko płaci.
Ja jestem uparta i pewnie już bym tak zrobiła
Izzie ja to rozumiem oczywiście i widzę jak to śmiesznie wygląda , ale dopóki ja tak nie powiedziałam to on tankowal sobie z naszego wspólnego konta, a miał problem z tym że mnie do pracy odwiezie-uważasz, że to jest ok? Niestety, ale to dla mnie nie do przyjęcia, aczkolwiek on w kwestii pieniędzy taki jest
Pomijając kwestię benzyny, to skoro po połowie pokrywacie koszty utrzymania samochodu, a w tym zawierają się naprawy i stałe opłaty, to czy w momencie sprzedaży otrzymasz jakąś część uzyskanej kwoty? W końcu jak by na to nie spojrzeć, gdyby nie Twój w tym udział, stan samochodu byłby gorszy.
JoAnka8622 napisał/a:Izzie ja to rozumiem oczywiście i widzę jak to śmiesznie wygląda , ale dopóki ja tak nie powiedziałam to on tankowal sobie z naszego wspólnego konta, a miał problem z tym że mnie do pracy odwiezie-uważasz, że to jest ok? Niestety, ale to dla mnie nie do przyjęcia, aczkolwiek on w kwestii pieniędzy taki jest
Pomijając kwestię benzyny, to skoro po połowie pokrywacie koszty utrzymania samochodu, a w tym zawierają się naprawy i stałe opłaty, to czy w momencie sprzedaży otrzymasz jakąś część uzyskanej kwoty? W końcu jak by na to nie spojrzeć, gdyby nie Twój w tym udział, stan samochodu byłby gorszy.
Oczywiście, że nie. Samochód jest jego. Ja mam tylko dokładać do wszystkiego i jeździć autobusem:)
Olinka napisał/a:JoAnka8622 napisał/a:Izzie ja to rozumiem oczywiście i widzę jak to śmiesznie wygląda , ale dopóki ja tak nie powiedziałam to on tankowal sobie z naszego wspólnego konta, a miał problem z tym że mnie do pracy odwiezie-uważasz, że to jest ok? Niestety, ale to dla mnie nie do przyjęcia, aczkolwiek on w kwestii pieniędzy taki jest
Pomijając kwestię benzyny, to skoro po połowie pokrywacie koszty utrzymania samochodu, a w tym zawierają się naprawy i stałe opłaty, to czy w momencie sprzedaży otrzymasz jakąś część uzyskanej kwoty? W końcu jak by na to nie spojrzeć, gdyby nie Twój w tym udział, stan samochodu byłby gorszy.
Oczywiście, że nie. Samochód jest jego. Ja mam tylko dokładać do wszystkiego i jeździć autobusem:)
Już pomysłów nie mam, brak mi słów dla twojego partnera. Jakiś niereformowalny jest Mój mąż jest uparty jak osioł czasem i przez nawet dłuższy czas ciężko nam było się dogadać w kwestiach finansowych, ale w końcu jakieś argumenty dotarły do niego
Oczywiście, że nie. Samochód jest jego. Ja mam tylko dokładać do wszystkiego i jeździć autobusem:)
Próbowałaś wprost powiedzieć, że on Cię zwyczajnie wykorzystuje? Przecież to nie jest żadne partnerstwo, a jakiś związek z rozsądku. On nie patrzy na Twoje dobro, ale wyłącznie na swoje własne i szuka potencjalnych możliwości skorzystania na tym układzie.
Moim zdaniem powinnaś postawić wyraźne granice i nawet nie wdawać się w dyskusję, jeśli będzie usiłował wbijać Cię w poczucie winy jakimś emocjonalnym szantażem czy choćby kazał spojrzeć na temat swoimi oczami. Jego postawa naprawdę budzi ogromne wątpliwości i nie dziwię się, że zaczęłaś czuć się z tym źle. Tak szczerze, to nie chciałabym takiego związku, nawet jeśli są takie kwestie, które Ci to na swój sposób rekompensują. Przypuszczam zresztą, że problem może się nasilać i przekładać na coraz szersze spektrum wspólnego życia.
Ja nie uważam, że przez to, że mój partner ośmielił się zaproponować opcje wspólnego płacenia kredytu jest tym złym, podłym.. On zaproponował, a ja mam prawo się z tym nie zgodzić.
Ok, masz prawo nie zgodzić się, ale to nie rozwiązuje problemu, a nawet go generuje, bo macie kryzys. Obydwoje czujecie się poszkodowani.
Jeśli nie bierzesz pod uwagę rozstania, to na Twoim miejscu zgodziłabym się na płacenie mu tych 325 zł, ale nie jako Twój wkład w jego kredyt (bo w przeciwnym razie mogłabyś oczekiwać przepisania części własności mieszkania na Ciebie), ale właśnie za wynajem. Jednakże nie dawałabym mu tych pieniędzy do ręki, tylko przelewała na jego konto, a tytule przelewu zaznaczała "za wynajem". Jednak w związku z tym jako podnajemca nie masz żadnego obowiązku partycypowania w kosztach remontów (pomijając jakieś drobne usterki) oraz podatku od gruntu i nieruchomości. Oczywiście za wynajem samodzielnego pokoju zapłaciłabyś więcej, ale chyba dzielisz ten pokój z nim? Po za tym wszystkie obowiązki domowe dokładnie po połowie.
Jeśli chodzi o samochód, to masz jasny dowód na to, że on kombinuje jak poprawić swoją sytuację finansową Twoim kosztem, jednocześnie ciąży mu wywiązywanie się z umowy podwożenia Cię do pracy, mimo, że płacisz.
Dziwię się, że nadal godzisz się na ten układ z samochodem. Zrezygnowałabym od razu z łaski pana, a jednocześnie nie zgodziłabym się na to, żeby koszty tankowania i w ogóle utrzymania SWOJEGO samochodu pokrywał z Waszego wspólnego konta. Płaciłabyś połowę za paliwo tylko wtedy, gdy robicie wspólny wypad w weekend, czy w czasie wakacji i dokładnie połowę tego ile w tym czasie spali. Jeżeli on uważa, że powinnaś mu także płacić za sam fakt, że to on prowadzi samochód, to już gruba przesada, tutaj naprawdę zastanawiałabym się nad sensem tego związku.
Też mu wyliczasz za każdą uprasowana koszulę, czy przygotowany posiłek (no chyba, że faktycznie rozbicie wszystko po równo)?
Czytam i czytam i nie mogę za cholerę zrozumieć.
Chcesz aby facet woził cię swoim autem, ale nie chcesz, aby płacił na paliwo ze wspólnych pieniędzy, tylko ze swoich (utrzymywał cię i tracił swój czas na dojazd?)
Facet podwoził cię do pracy za darmo (z tego co rozumiem tak?) i ci to ciągle wypominał, ale jak coś się zepsuło to ty nie chcesz się dołożyć bo to w końcu jego auto?
Chcesz mieszkać u faceta ale za pół darmo, płacić kilka stówek za rachunki, ale za wynajem już nie - czyli znowu uważasz, że mieszkanie u kogoś bez płacenia jest ok?
I inne dziewczyny ci przyklaskują i tłumaczą, że w końcu przecież w związku nie musi być wkładu pół na pół, facet może sponsorować swoją kobietę i ponosić większe koszta, a ty możesz korzystać i ewentualnie zmienić na faceta na lepszy model jak coś się nie spodoba.
Widzisz - on patrzy ze swojej perspektywy zdrowego egoizmu - bo w tym momencie on dużo ryzykuje i nie wiadomo co dalej. Ty chcesz aby facet dalej był "stratny" a ty żyć wygodnie w spokoju, w razie problemu możesz się ulotnić. Z kolei on chce aby tobie było "gorzej", czyli żebyś ty ponosiła większe ryzyko, a w razie rozstania on mało straci. Skoro się kochacie to dlaczego nie możecie dojść do takiej sytuacji, w której oboje ponosicie podobne ryzyko i oboje macie podobny wkład w związek? Tylko ktoś rzuca takie teksty, że przecież wkład w związek nie musi być równomierny i facet może więcej dawać od siebie a ty więcej korzystać? No nie ukrywajmy, że w tym związku za wynajem i za podwózki zapłaciłabyś i tak kilka razy mniej niż wynajem u obcej osoby i jazdę taksi.
A może by się tak po prostu dogadać? Twój facet chce mieć własne mieszkanie, a ty nie chcesz mu płacić kredytu?
To mam propozycję. Niech facet trzyma to swoje mieszkanie i odda je na wynajem komuś. W ten sposób obca osoba spłaci mu kredyt. A wy weźcie sobie wynajmijcie inne mieszkanie i w nim zamieszkajcie! Składki po połowie czyli proporcjonalnie do zarobków - jak uważacie za sprawiedliwe.
A co jeśli facet dostanie za wynajem więcej niż wynosi jego rata kredytu? No to trudno, on na tym zarobi, ale to już nie powinno cię zbytnio interesować. Czy będzie bolało cię, że np: składacie się po 1000 zł (łącznie 2000) na wynajem mieszkania, facet dodatkowo płaci 700 raty kredytu, ale dostaje 1500 za wynajem więc spłaca 700 kredytu i płaci de facto tylko 200 zł miesięcznie za wynajem, bo pozostałe 800 zł z mieszkania ma na ratę wynajmu.
Co do pojazdu to również uważam, że skoro jeździcie oboje (on cię podwozi) to czemu on ma ze swojej kieszeni płacić za paliwo i naprawy. Ale to nawet nie problem oszacować. Bo jak on jeździ np 2 godziny dziennie autem, a ciebie podwozi 2 razy na tydzień i jedziesz autem de facto 2 godziny to przecież możesz dorzucać się kilka razy mniej niż. I nie trzeba tego liczyć na kalkulatorze, tylko jeżeli w danym miesiącu opłaty za samochód wyszły 300 zł a on jeździł mniej więcej 5 razy więcej to on daje 250 a ty 50, bez bawienie się w zaokrąglanie i wyliczanie, że tobie wyszło jednak 52,53(3) zł
Ja wychodzę z założenia, że każdy problem da się rozwiązać, jeżeli oboje chcecie dążyć do tego, aby dokładać się w podobnym stopniu do związku i podobny ilość rzeczy z niego wyciągać, a kobieta powinna być w miarę finansowo niezależna od partnera. Wasz problem polega na tym, że bawicie się w przeciąganie liny - kto więcej poniesie kosztów i kto będzie miał więcej profitów ze związku. A może lepiej rzucić tą line i zrobić tak, żeby każdy był zadowolony? Bo póki co oboje dążycie do tego, że jak najmniej dać od siebie i jak najwięcej wyciąganąć z tej relacji, obrzucić kosztem drugą stronę. O czym świadczy to, że dojeżdzasz do pracy jego autem, mieszkasz u niego, ale nie chcesz się dokładać - co jest bardzo słuszne! Ale dlaczego też nie zauważasz, że gdy będzie w 100% po twojej myśli to twój facet więcej straci i ciebie to już nie obchodzi, myślisz tylko o swoim interesie a on o swoim. Obydwoje jesteście egoistami i w waszej sytuacji naprawdę łatwo się dogadać tak, aby każdy był zadowolony. Musicie po prostu przestać przeciągać linę i się dogadać tak, żeby każdy był zadowolony i nie twierdzić, że wszystko jest OK, gdy jedna strona daje więcej, a druga więcej bierze i jest to "zdrowa" relacja (co oczywiście w praktyce wychodzi tak, że na babskim forum to facet ma więcej dawać, a kobieta mniej, a na męskim forum zapewne piszą, że to kobieta ma więcej dawać i bardziej się starać, a facet ma korzystać ile wlezie ...)
Dziewczyny wynajmować pokój u Swojego mężczyzny, który miał was chronić, kochać i szanować? Jak można kogoś tak upokarzać w imie 2 zł więcej w portfelu?? Wstyd.. Nie rozważam już płacenia mu za cokolwiek.. Może jak zostanie sam to otworzy oczy, że nie tylko pieniądze się liczą i wyszarpywanie ich gdzie tylko się da..
83 2020-03-16 22:59:53 Ostatnio edytowany przez ViktoriaVeritas (2020-03-16 23:01:01)
uważasz, że jako prawdziwy facet powinien być twoim sponsorem i cię utrzymywać, a ty z racji tego, że jesteś kobietą zasługujesz na darmowe mieszkanie? Rozumiem, że gdyby twój facet wynajmował np mieszkanie to również on powinien płacić bo to on wynajmuje a ty tylko tam mieszkasz?
Obudź się dziewczyno, jest XXI wiek. Teraz musimy być niezależne finansowo. Czasy patriarchalne się skończyły. Poczytaj sobie - już nie jedna taka była co żyła na koszt faceta. Ten znalazł kochankę i ukrył pieniądze za granicą - ona została z niczym bo też uważała, że facet ma płacić i utrzymywać. Chcesz tak skończyć? Proszę bardzo
uważasz, że jako prawdziwy facet powinien być twoim sponsorem i cię utrzymywać, a ty z racji tego, że jesteś kobietą zasługujesz na darmowe mieszkanie? Rozumiem, że gdyby twój facet wynajmował np mieszkanie to również on powinien płacić bo to on wynajmuje a ty tylko tam mieszkasz?
Obudź się dziewczyno, jest XXI wiek. Teraz musimy być niezależne finansowo. Czasy patriarchalne się skończyły. Poczytaj sobie - już nie jedna taka była co żyła na koszt faceta. Ten znalazł kochankę i ukrył pieniądze za granicą - ona została z niczym bo też uważała, że facet ma płacić i utrzymywać. Chcesz tak skończyć? Proszę bardzo
Trochę nie zrozumiałaś faktów. Chodzi o to, że autorka płaci pół na pół z mężczyzną z którym mieszka, wszystkie rachunki są dzielone po równo. Ale ów mężczyzna chce jeszcze aby dziewczyan płaciła za jego kredyt, a co za tym idzie ona będzie spłacała ten kredyt i nic z tego nie ma.
Co do auta to chodzi o to że gdyby go użytkowała wspólnie z nim to rozumiem dokładać się do paliwa oraz drobnych remontów, ale skoro dziewczyan w ogóle nie korzysta z auta, jeżdzi autobusem to jakim prawem ma płacić za paliwo, wszystkie naprawy, oc i przegląd?
Dziewczyny wynajmować pokój u Swojego mężczyzny, który miał was chronić, kochać i szanować? Jak można kogoś tak upokarzać w imie 2 zł więcej w portfelu?? Wstyd.. Nie rozważam już płacenia mu za cokolwiek.. Może jak zostanie sam to otworzy oczy, że nie tylko pieniądze się liczą i wyszarpywanie ich gdzie tylko się da..
Przeczytaj sobie raz jeszcze co Olinka napisała, zgadzam sie z nią, zresztą jest w tej wypowiedzi podobne podejście jak u mnie.
Przede wszystkim należy szanować samą siebie
uważasz, że jako prawdziwy facet powinien być twoim sponsorem i cię utrzymywać, a ty z racji tego, że jesteś kobietą zasługujesz na darmowe mieszkanie? Rozumiem, że gdyby twój facet wynajmował np mieszkanie to również on powinien płacić bo to on wynajmuje a ty tylko tam mieszkasz?
Obudź się dziewczyno, jest XXI wiek. Teraz musimy być niezależne finansowo. Czasy patriarchalne się skończyły. Poczytaj sobie - już nie jedna taka była co żyła na koszt faceta. Ten znalazł kochankę i ukrył pieniądze za granicą - ona została z niczym bo też uważała, że facet ma płacić i utrzymywać. Chcesz tak skończyć? Proszę bardzo
Co Ty dziewczyno piszesz.. Dziewczyny w dzisiejszych czasach są niezależne i ja nie siedzę i nie czekam aż mi Mój facet przyniesie pod nos, kupi itp On i tak nie zechciałby wynajmować mieszkania bo w dzisiejszych czasach wynajmowanie mieszkan komuś jest ryzykowne. To był przykład żeby faktycznie pokazać że on niby na tym traci.. Chciałabyś być w takiej sytuacji i spłacać kredyt komuś kto Mówi Ci, że Cię kocha, ale Ty masz mu płacić za jego kredyt.. A co gdyby to było jego mieszkanie bez kredytu.. Też byś chciała dodatkowo płacić za pokój swojemu partnerowi? To chore.. Jeśli jyz komentujesz to przynajmniej czytaj proszę że zrozumieniem. Jak można chcieć być zawozonym i odwozonym gdziekolwiek i nie chcieć za to płacić. Nie mam chęci tego tłumaczyć bo yo bez sensu
Dziewczyny wynajmować pokój u Swojego mężczyzny, który miał was chronić, kochać i szanować?
Czy kocha? Nie wiem, ale miłość chyba nie tak się objawia. Chronić, raczej nie chroni, bo sama zwróciłaś uwagę, że wcale nie chodziło mu o to, że rzekomo marzniesz na przystanku, tylko szybko przekalkulował, że po prostu on na tym finansowo straci
Do tego nie był szczery. Objawem szacunku nie jest też domaganie się opłaty za usługę. Myślę, że nie wypłaciłby się, gdybyś analogicznie Ty wyliczyła mu koszt różnorakich usług jakie dla niego świadczysz.
Jak można kogoś tak upokarzać w imie 2 zł więcej w portfelu?? Wstyd.. Nie rozważam już płacenia mu za cokolwiek.. Może jak zostanie sam to otworzy oczy, że nie tylko pieniądze się liczą i wyszarpywanie ich gdzie tylko się da..
Zastanawiam się od kiedy jesteś dla niego źródłem i okazją do zrekompensowania kosztów własnych? Może gdy wyprowadzisz się otworzą mu się oczy, tylko czy z tęsknoty, czy raczej z powodu paniki z racji utraty sponsora.
Jeśli taki z niego centuś, to chyba gotów wynająć jeden pokój w swoim mieszkaniu obcej osobie, a utrzymanie samochodu zrekompensować dodatkową pracą w Uberze
Czytam i czytam i nie mogę za cholerę zrozumieć.
Najwyraźniej nie czytasz wszystkiego, ewentualnie czytasz bez zrozumienia tekstu.
Widzisz - on patrzy ze swojej perspektywy zdrowego egoizmu - bo w tym momencie on dużo ryzykuje i nie wiadomo co dalej. Ty chcesz aby facet dalej był "stratny" a ty żyć wygodnie w spokoju, w razie problemu możesz się ulotnić.
Możesz tę myśl rozszerzyć? Co on takiego ryzykuje i na czym tak bardzo traci? Bo ja przeczytałam wszystkie posty i szacuję, że jednak wyłącznie zyskuje, a jego egoizm już jakiś czas temu, być może bardzo dawno, przestał być zdrowym.
To co on robi można porównać do sytuacji, gdyby Autorka ugotowała obiad, przedtem pieniądze na produkty wzięła ze wspólnego konta, a na koniec wypominała partnerowi, że przecież mógł zjeść na mieście, a tak w ogóle to należy jej się zapłata za tę pracę, którą w to włożyła. Albo - bo to zależy w którym punkcie sytuacji jesteśmy - jakby jemu kazała zjeść na mieście, a sama pieniądze na produkty na obiad dla siebie, na gaz i nowy garnek, bo stary wymagał wymiany, wzięła ze wspólnego konta.
Wciąż brzmi jak zdrowy egoizm?
ViktoriaVeritas napisał/a:Widzisz - on patrzy ze swojej perspektywy zdrowego egoizmu - bo w tym momencie on dużo ryzykuje i nie wiadomo co dalej. Ty chcesz aby facet dalej był "stratny" a ty żyć wygodnie w spokoju, w razie problemu możesz się ulotnić.
Możesz tę myśl rozszerzyć? Co on takiego ryzykuje i na czym tak bardzo traci? Bo ja przeczytałam wszystkie posty i szacuję, że jednak wyłącznie zyskuje, a jego egoizm już jakiś czas temu, być może bardzo dawno, przestał być zdrowym.
Nie byłabym z kimś, kto wyskakuje z tekstem o płaceniu za taksówkę. Natomiast chyba rozumiem, co miała na myśli ViktoriaVeritas. Jeżeli oni by się teraz rozstali, to moim zdaniem on by się mógł czuć wykorzystany, nie autorka. Ona w czasie związku miała mieszkanie w cenie rachunków. On, żeby tak było, musiał płacić dodatkowo raty, czyli poniekąd on płacił za to, że autorka miała w czasie związku gdzie mieszkać. Oczywiście gdyby autorka zaczęła się dokładać do kredytu, nie miałaby żadnej gwarancji, że związek przetrwa (chociaż przecież wynajem wyniósłby ją więcej). Z drugiej strony teraz partner autorki nie ma gwarancji, że zapewnia mieszkanie komuś, z kim związek przetrwa. Każde ciągnie w swoją stronę i nikt nie chce ryzykować (i trudno ich o to winić, bo ten związek jawi się jako... bardzo średni co najwyżej ).
ViktoriaVeritas napisał/a:Widzisz - on patrzy ze swojej perspektywy zdrowego egoizmu - bo w tym momencie on dużo ryzykuje i nie wiadomo co dalej. Ty chcesz aby facet dalej był "stratny" a ty żyć wygodnie w spokoju, w razie problemu możesz się ulotnić.
Możesz tę myśl rozszerzyć? Co on takiego ryzykuje i na czym tak bardzo traci? Bo ja przeczytałam wszystkie posty i szacuję, że jednak wyłącznie zyskuje, a jego egoizm już jakiś czas temu, być może bardzo dawno, przestał być zdrowym.
To co on robi można porównać do sytuacji, gdyby Autorka ugotowała obiad, przedtem pieniądze na produkty wzięła ze wspólnego konta, a na koniec wypominała partnerowi, że przecież mógł zjeść na mieście, a tak w ogóle to należy jej się zapłata za tę pracę, którą w to włożyła. Albo - bo to zależy w którym punkcie sytuacji jesteśmy - jakby jemu kazała zjeść na mieście, a sama pieniądze na produkty na obiad dla siebie, na gaz i nowy garnek, bo stary wymagał wymiany, wzięła ze wspólnego konta.
Wciąż brzmi jak zdrowy egoizm?
Dziękuję.. Takiego spojrzenia obiektywnego cały czas szukałam.. Tego, że on nie traci nic ponieważ, spłaca kredyt za nieruchomośc, która w przyszłości będzie jego własnością, jednocześnie dzieląc wszelkie inne koszta z partnerka.. Nie z OBCĄ osobą.. Ponosi połowę mniej kosztów związanych z utrzymaniem, mieszkania, remontami, samochodem, jedzeniem itp. Ja zdaje sobie cały czas sprawę, że za wynajem u OBCEJ osoby płaciłabym więcej.. U OBCEJ.. Ten tekst związany z samochodem o tym, że jedna ze stron gotuje obiad ze wspólnych pieniędzy, a każe drugiej jeść na mieście to porównanie trafione w punkt..
Jeżeli oni by się teraz rozstali, to moim zdaniem on by się mógł czuć wykorzystany, nie autorka. Ona w czasie związku miała mieszkanie w cenie rachunków. On, żeby tak było, musiał płacić dodatkowo raty, czyli poniekąd on płacił za to, że autorka miała w czasie związku gdzie mieszkać.
Nie zgodzę się, połowa rachunków to już jest odciążenie, bo o ile wody, energii czy gazu zużywa się więcej, to jednak większość kwoty to opłaty stałe, w których JoAnka8622 partycypuje. Nie wiem co tam mają, ale pewnie czynsz, opłatę eksploatacyjną, ogrzewanie, które jest niezależne od ilości zamieszkujących w lokalu osób. O tym nieszczęsnym samochodzie, do którego OC, przeglądu czy napraw również się dokłada, nawet nie wspomnę.
Kredyt to inwestycja w JEGO nieruchomość, koszt remontów już ponoszą po połowie, a przede wszystkim pamiętajmy, że oni są parą, nie dwojgiem znajomych, którzy zamieszkali razem tylko po to, żeby im było łatwiej.
Naprawdę nie chciałabym być w takim związku.
92 2020-03-17 13:41:18 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2020-03-17 13:46:54)
(...) a przede wszystkim pamiętajmy, że oni są parą, nie dwojgiem znajomych, którzy zamieszkali razem tylko po to, żeby im było łatwiej.
Naprawdę nie chciałabym być w takim związku.
Nie ma stałych zasad dotyczących nieformalnych związków, więc także sposób rozliczeń finansowych w takich parach jest zależny od partnerów. Tu być może facet zmienił podejście z big love na układ FWB, tylko nie ma jaj by to dziewczynie powiedzieć wprost. Moim zdaniem wysuwając takie żądania każdy średnio ogarnięty człowiek zdaje sobie sprawę z konsekwencji - "wóz albo przewóz". Choć w tym przypadku słabo to działa, kobieta zamiast z godnością odejść staje okoniem i próbuje udowodnić jemu, że ma zmienić podejście. Te sprawy są ważne, różnice w podejściu do kasy powodzenia w związku raczej nie wróżą.
Wiele tu nawet na forum odpowiedzi padło, że nawet w małżeństwach mają takie zasady. Więc to, że ktoś nie chce być w takim związku nie oznacza, że takie nie funkcjonują. Wszystko jest dla ludzi, ważne tylko by obojgu to pasowalo.
A zysk z tego nawet można mieć, bo ponosząc mniejsze koszty utrzymania prędzej zaoszczędzi się na własne środki trwałe.
Zgadzam się z Gagatkiem, Sarą i Viktorią.
Aktualnie, Autorka nie płaci NIC za mieszkanie. Reguluje połowę rachunków za media, z których KORZYSTA i tyle.
A gdyby to nie było jego mieszkanie, tylko wynajmowane? Też być nie chciała płacić?
Sorry, ale teraz mieszkasz "na krzywy ryj" i to nie jest fair. Nie chcesz się dokładać do jego kredytu, to się wyprowadź i wynajmij mieszkanie.
Chyab żartujecie że ma się dokładać do kredytu? Wszystkie rachunki ok, remonty, itp ale nie kredyt. Załóżmy że zapłaci łącznie 1/10 kredytu i co będzie miała z tego mieszkania? Wielkie g.... Chyba niektóre Panie tutaj są albo niedouczone albo są jedne z tych których życie polega na dojeniu od drugiej osoby jak najwięcej. "Mieszkanie na krzywy ryj" to nie dokładanie sie do niczego
Aktualnie, Autorka nie płaci NIC za mieszkanie. Reguluje połowę rachunków za media, z których KORZYSTA i tyle.
Płaci połowę czynszu, rachunków za media, ponosi koszty utrzymania samochodu, remontów. To zdecydowanie nie jest mieszkanie na krzywy ryj.
Wiele tu nawet na forum odpowiedzi padło, że nawet w małżeństwach mają takie zasady. Więc to, że ktoś nie chce być w takim związku nie oznacza, że takie nie funkcjonują. Wszystko jest dla ludzi, ważne tylko by obojgu to pasowalo.
A zysk z tego nawet można mieć, bo ponosząc mniejsze koszty utrzymania prędzej zaoszczędzi się na własne środki trwałe.
Jak najbardziej, ale właśnie pod warunkiem, że obu stronom taki czy inny układ odpowiada. Tutaj taka sytuacja miejsca nie ma, co dla mnie znaczy, że albo trzeba się rozstać, ewentualnie tylko wyprowadzić, albo wszystko na zimno skalkulować i jeśli ostateczny rozrachunek wyjdzie na plus, to podkulić ogon i przyjąć proponowane zasady. Decyzja należy do Autorki.
96 2020-03-17 14:15:10 Ostatnio edytowany przez Pokręcona Owieczka (2020-03-17 14:23:28)
A do czego się konkretnie dokłada? Mieszkaniowo?
Chyba płaci za to, z czego korzysta.
Połowa raty z tytułem "wynajem" i dziękuję.
Facet nie jest od utrzymywania kobiety. Nie jest jego winą, że ma własne mieszkanie. Ona nie jest jego żoną, nie ma wspólnoty. Wg mnie powinna płacić połowę wynajmu, nie tylko czynsz i rachunki. To jest sprawiedliwe.
To, czy facet dopisze ją do kredytu zależy od niego. Póki co ma lokatora, który mieszka za free.
Oddzielmy emocje od finansów.
Olinko, ale to są JEJ koszty.
To tak, jak ja bym się wprowadziła do swojego faceta, który wynajmuje mieszkanie i chciała tylko płacić za rachunki....No chyba nie bardzo.
Za wynajem się płaci.
Iiiii jeszcze EDIT
Moja koleżanka miała mieszkanie w kredycie. Wprowadził się do niej facet, który powiedział, "Chcę spłacać je z Tobą". Dopisała go do kredytu i sprawa załatwiona. Nie są małżeństwem.
Tu faktycznie chyba wychodzi niepewność związku, bo nie wiem dlaczego nie można się porozumieć w tak istotnej kwestii.
No właśnie - za to z czego korzysta płaci, a padły zarzuty, że mieszka na krzywy ryj. Raz jeszcze powtórzę - oni są w związku, oczekiwanie, że druga osoba będzie ponosić koszt odstępnego, nawet jeśli w każdej innej sytuacji miałoby mieć to miejsce, wydaje mi się nie fair, bo oni nie są dla siebie obcymi osobami. Zresztą ponosi też koszty utrzymania samochodu, a mimo to korzystać z niego może z wielką łaską lub wcale. Naprawdę wszystko ma jakieś granice.
98 2020-03-17 14:29:45 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2020-03-17 14:31:15)
Zgadzam się, że Autorka nie mieszka na "krzywy ryj". Jak dla mnie, to nawet koszty remontów (tych stałych) i utrzymania samochodu ponosi niesprawiedliwie.
Ale facet zażądał więcej kasy. Słusznie czy nie, ma do tego prawo. Jakiej by tym pieniądzom nazwy nie nadał. Nie postawił sprawy, jak widać, na ostrzu noża, bo Autorka ani nie płaci, ani nie wspomina o wyprowadzce. Ale wątpię by temat umarł, więc pewnie w którymś momencie będzie musiała się zdecydować.
Twierdzę tylko, że każdy w swoim domu ma prawo ustalać zasady, partnerka to może nie obca, ale też nie rodzina, połowa domu się jej jednak nie należy, chyba że jest wspolkredytobiorca. A 3 dni milczenia, czyli kiepska atmosfera w domu, to znak, że w związku nie dzieje się dobrze.
Gagatku, oczywiście, że temat nie umrze. Będzie narastał ten problem.
Ze stwierdzeniem, że mieszka na krzywy ryj, chodzi mi o to, ze nie ponosi żadnych kosztów związanych z samym mieszkaniem w lokalu. Każdy wynajmujący płąci za wynajem, ona tego nie robi. Opłaca swoją część za rachunki. ( o samochodzie nie chcę się wypowiadać).
Tutaj widzę tylko takie rozwiązania:
1. Godzi się na uiszczanie tytułem wynajmu określonej kwoty + rachunki ( tak jak to bywa, gdy razem się wynajmuje mieszkanie)
2. Prosi o dopisanie do kredytu i staje się współwłaścicielem - płaci połowę raty
3. Wyprowadza się i wynajmuje sama mieszkanie.
Takie stwierdzenia, że na krzywy ryj są niezwykle krzywdzące. Padło tu już wyjaśnienie, że nie ma możliwości dopisania do kredytu tylko ewentualnie wynajem u Swojego faceta. Myśle, że każda z was marzyła całe życie, żeby facet zaproponował jej wynajem mieszkania u Siebie. Ktoś tutaj nie do końca zrozumiał fakt, że mieszkając razem ponosi się wspólnie koszta wszystkiego. Każdego garnka, mebli, sprzętów itp wszystkie koszta się dziela po równo.. Również samochodu mimo, że sytuacja z nim związana jest totalnie beznadziejna.. Sądzę, że każda z was nie pozwoliłaby sie tak traktować i moim zamiarem nie jest siedzenie ze smutna mina i udawanie skrzywdzonej. Ja wiem co nam zrobić.. Potrzebowałam tylko utwierdzić się w swoim przekonaniu..
Jeśli masz ochotę możesz napisać co postanowiłaś?
Takie stwierdzenia, że na krzywy ryj są niezwykle krzywdzące. .
Ale nie jest krzywdzące mieszkać u kogoś za free, prawda?
Pomijam koszty rachunków, które każdy ponosi
Ja wiem co nam zrobić.. Potrzebowałam tylko utwierdzić się w swoim przekonaniu..
Tylko czy słusznym?
Faktem jest, że Wasz związek nie jest tak mocny, jak mogłoby się wydawać. Nie myślicie o wspólnej przyszłości, tylko kalkulujecie, każde z osobna, co się komu bardziej opłaca i kto na tym lepiej wyjdzie. Przykre.
3 lata znajomości i 2 lata mieszkania razem.
To z mojej perspektywy króciutko.Fakt za dużo się czaicie wobec siebie jednak ,ale z drugiej strony dzielenie się własnością, zobowiązaniami nie może być z żadnej strony wymuszone i wbrew z jakimś oporem to wymaga wyjaśniania, bo nawet bzdety potrafią rozwalić związek lub przystopować rozwój więzi.Niejasności i niedomówienia słabą komunikacja - do poprawki .Zaufanie i dzielenie się to wyższy poziom nie ma to tamto.Małżeństwo może i bywa taką umową na wyższy poziom jak oboje dojrzewają równo.W małżeństwie więcej spraw jest prawnie określonych precyzyjnie i z góry jakby, i nikt się za bardzo nie czepia ( chyba że przy rozwodzie).
Dla mnie istotne w tej sytuacji jest jeszcze to kto komu zaproponował wspólne mieszkanie?
Czy jak się poznawaliście on już tam mieszkał czy dopiero załatwiał formalności związane z kredytem ?
Czy od początku postawił sprawę jasno na temat spłacania wspólnie.Teraz to taka polityka faktów dokonanych trochę.
Moim zdaniem nie jest po równo bo jednak facet kompletnie nie troszczy się o los Autorki .
Nie chodzi nawet o to czy się rozstaną z jakiegoś powodu,ale w razie jego śmierci dziewczyna nie ma żadnych praw do mieszkania nawet jak by spłacała wspólnie kredyt .Nasze przepisy dotyczące konkubinatu i związków kohabitacyjnych są mętne zwłaszcza jeżeli chodzi o dziedziczenie,to co prawda skrajny przykład z tą śmiercią.
Inny przykład przychodzi mi do głowy w sytuacji Autorki.
Roszczenie faceta przypomina trochą żądanie kogoś kto wykupił mieszkanie wcześniej wprowadził się, a po tym jak dziewczyna zamieszkała to po jakimś czasie ,każe sobie zwrócić cześć pieniędzy bo on musiał wykupić i to bez szansy na współwłasność to nie jest dzielenie się w dodatku nic tam dobrowolnego nie ma nawet szansy na inicjatywę Autorki.
A dobrze wie że dziewczyna ma inną sytuacje i możliwości, płeć jest nie bardzo istotna w tym.Taka pozycja siły nie podoba mi się to .
Czego on się tak boi ten facet,nie daje sobie rady z finansami ?
Nawet jak Autorka weźmie część zobowiązania na siebie to i tak w razie czego zostaje na lodzie.
Umowy cywilne są od regulacji takich spornych rzeczy i nie ma co się zżymać że to uczucia i pieniądze takie życie.
104 2020-03-17 17:50:38 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-03-17 18:00:12)
JoAnka8622 napisał/a:Takie stwierdzenia, że na krzywy ryj są niezwykle krzywdzące. .
Ale nie jest krzywdzące mieszkać u kogoś za free, prawda?
Owieczko, ale przecież facet ponosi koszty kredytu zaciągniętego na swoje mieszkanie. Ponosiłby je również wtedy, gdyby dziewczyna z nim nie mieszkała. Zapewnię liczył się z tym kosztem, gdy decydowała się na zakup. Zatem równie dobrze można powiedzieć, że w tej chwili on po prosty chce zarabiać (czerpać korzyści finansowe) ze związku ze swoją partnerką, która - dla przypomnienia - partycypuje w bieżących kosztach utrzymania mieszkania.
Facet jest zwykłą kutwą, a to chyba najgorszy rodzaj faceta (dla mnie odpowiednik kobiety kupczącej seksem), bo wszystko przelicza na kasę. Jeszcze gdyby mu brakowało na życie itp sytuacje, to może byłoby to zrozumiałe.
JoAnka, wg mnie powinnaś się po prostu zastanowić, czy odpowiada Tobie związek z facetem o takim podejściu do relacji i kasy w związku. Wiesz, on tez jest tylko człowiekiem z różnymi słabościami i wadami a to może być po prostu jedna z nich. Raczej nie zniknie, pewnie już zawsze element wyliczeń i rozliczeń będzie obecny w Waszym związku a w życiu różnie bywa.
3 lata znajomości i 2 lata mieszkania razem.
To z mojej perspektywy króciutko.Fakt za dużo się czaicie wobec siebie jednak ,ale z drugiej strony dzielenie się własnością, zobowiązaniami nie może być z żadnej strony wymuszone i wbrew z jakimś oporem to wymaga wyjaśniania, bo nawet bzdety potrafią rozwalić związek lub przystopować rozwój więzi.Niejasności i niedomówienia słabą komunikacja - do poprawki .Zaufanie i dzielenie się to wyższy poziom nie ma to tamto.Małżeństwo może i bywa taką umową na wyższy poziom jak oboje dojrzewają równo.W małżeństwie więcej spraw jest prawnie określonych precyzyjnie i z góry jakby, i nikt się za bardzo nie czepia ( chyba że przy rozwodzie).
Dla mnie istotne w tej sytuacji jest jeszcze to kto komu zaproponował wspólne mieszkanie?
Czy jak się poznawaliście on już tam mieszkał czy dopiero załatwiał formalności związane z kredytem ?
Czy od początku postawił sprawę jasno na temat spłacania wspólnie.Teraz to taka polityka faktów dokonanych trochę.
Moim zdaniem nie jest po równo bo jednak facet kompletnie nie troszczy się o los Autorki .
Nie chodzi nawet o to czy się rozstaną z jakiegoś powodu,ale w razie jego śmierci dziewczyna nie ma żadnych praw do mieszkania nawet jak by spłacała wspólnie kredyt .Nasze przepisy dotyczące konkubinatu i związków kohabitacyjnych są mętne zwłaszcza jeżeli chodzi o dziedziczenie,to co prawda skrajny przykład z tą śmiercią.
Inny przykład przychodzi mi do głowy w sytuacji Autorki.
Roszczenie faceta przypomina trochą żądanie kogoś kto wykupił mieszkanie wcześniej wprowadził się, a po tym jak dziewczyna zamieszkała to po jakimś czasie ,każe sobie zwrócić cześć pieniędzy bo on musiał wykupić i to bez szansy na współwłasność to nie jest dzielenie się w dodatku nic tam dobrowolnego nie ma nawet szansy na inicjatywę Autorki.
A dobrze wie że dziewczyna ma inną sytuacje i możliwości, płeć jest nie bardzo istotna w tym.Taka pozycja siły nie podoba mi się to .
Czego on się tak boi ten facet,nie daje sobie rady z finansami ?
Nawet jak Autorka weźmie część zobowiązania na siebie to i tak w razie czego zostaje na lodzie.
Umowy cywilne są od regulacji takich spornych rzeczy i nie ma co się zżymać że to uczucia i pieniądze takie życie.
To on zaproponował wspólne mieszkanie, bez wcześniejszego informowania o tym, że mam spłacać jego kredyt
Jeśli masz ochotę możesz napisać co postanowiłaś?
To co postanowiłaby każda kobieta, którą facet potraktowałby w ten sposób.. Tak się nie da żyć.
Izzie_Stevens napisał/a:Jeśli masz ochotę możesz napisać co postanowiłaś?
To co postanowiłaby każda kobieta, którą facet potraktowałby w ten sposób.. Tak się nie da żyć.
Współczuję i jednocześnie gratuluję podjęcia tak trudnej decyzji. Wg mnie, jeśli cokolwiek to znaczy, słusznie zrobiłaś. Szacunek do siebie to podstawa, najpierw należy go oczekiwać od siebie samej, a potem od drugiej osoby
Ale ja nie rozumiem czemu wy dalej nie rozumiecie, że w obecnej sytuacji - jeżeli chodzi o mieszkanie - jedna ze stron będzie poszkodowana? Czy tak ciężko to zrozumieć?
Skupie się tylko na samym mieszkaniu, pomijam samochody i inne kwestie.
Jeżeli będzie po myśli autora - to wtedy dziewczyna splaca mu kredyt, żyją sobie w związku. Nagle się rozstają - dziewczyna nie ma prawa do mieszkania. Straciła kasę.
Jeżeli będzie po myśli dziewczyny to facet ponosi całą kasę za mieszkanie, a ona mieszka na "krzywy ryj" w dużym uproszczeniu. Dlaczego? Bo niezależnie od tego czy mieszkanie jest na kredyt, wynajmowane czy na własność - rachunek za prąd, użytkowanie, wodę, gaz - zawsze się płaci. Tak samo za remont. W tym przypadku działa się na pół - jest okej. Ale odliczmy ten rachunek. Co nam zostaje? Autorka płaci dosłownie 0 złotych za wynajem, a facet spłaca kredyt. To jest mieszkanie za darmo, tak ciężko to zrozumieć? To jest krzywdzące dla faceta. Bo korzystasz z czegoś za co nie płacisz.
I teraz nie bronie autora ani autorki!!! Chce wam tylko zaznaczyć że w obecnej sytuacji nie ma kompromisu!!! Albo autorka ma gorzej albo autor ma gorzej. Albo ona płaci mu kredyt i po rozstaniu nie ma z tego mieszkania nic. Albo facet trzyma pod dachem dziewczynę, która nic się nie dokłada za WYNAJEM. (rachunki, samochody pomijamy) czyli się facto to jest pasożytowanie, nazywajmy rzeczy po imieniu. W tej sytuacji nie ma kompromisu, ale spokojnie. Ja wam podam takie rozwiązanie, w którym zarówno ona jak i jej facet będą szczęśliwi. I nikt nie będzie pokrzywdzony:
1 rozwiązanie - facet przepisuje ci kredyt i spłacacie go 50/50. Połowa mieszkania jest twoja po rozwodzie czy końcu związku.
2. Rozwiązanie. Wynajmujecie inne mieszkanie i opłacie je 50/50. Facet obecne mieszkanie (jego) wynajmuje jakiemuś studentowi i zarabia na tym 1500-2000 miesięcznie. Z tego spłaci on swój kredyt i jednocześnie będzie wynajmował z tobą - jego połowa kosztów będzie pokryta z wynajmu jego mieszkania więc tak naprawdę on będzie wynajmował z tobą za darmo, a ty musisz płacić swoją połowę. Po rozstaniu on ma swoje mieszkania, a ty wedle życzenia - nic. Napchaliscie obcej osobie kieszenie po połowie. Nikt nie jest poszkodowany.
3 rozwiązanie. Facet sprzedaje swoje mieszkanie i kupujecie nowe, kredyt na spółkę. Spłacacie 50/50. Znowu nikt nie jest poszkodowany i jest równowaga.
Tylko czy autorka zgodzi się na takie rozwiązanie? Obstawiam że nie. Wygodniej przecież mieszkać u faceta za prawie darmo nie płacąc za wynajem i nazywając go skąpcem. Zapłaci 200 zł za bieżące rachunki miesięcznie zamiast 1000 zł (średnia cena wynajmu połowy mieszkania). Pomieszka kilka miesiexy czy kilka lat tak u niego i zaoszcedzi kasę na swoje mieszkanie mając poczucie że zrobiła dobrze - w końcu to jego kredyt więc niech sam płaci a ona mieszka (w sensie wynajmuje) za darmo bo to nie jej kredyt.
Jak chcecie się bawić we wspólne to nowy kredyt albo nowy wynajem 50/50. Nie ma innej opcji tak aby nikt nie był pokrzywdzony. Zarówno facet jak i autorka są egoistami bo nie widzą, że ich podejście jest krzywdzące dla drugiej strony. A niektóre osoby w tym wątku nie pochodzą do sprawy merytorycznie i logicznie tylko emocjonalnie zrzucając całą winę na faceta.
I teraz nie bronie autora ani autorki!!! Chce wam tylko zaznaczyć że w obecnej sytuacji nie ma kompromisu!!! Albo autorka ma gorzej albo autor ma gorzej. Albo ona płaci mu kredyt i po rozstaniu nie ma z tego mieszkania nic. Albo facet trzyma pod dachem dziewczynę, która nic się nie dokłada za WYNAJEM. (rachunki, samochody pomijamy) czyli się facto to jest pasożytowanie, nazywajmy rzeczy po imieniu.
Uważam, że tu właśnie trzeba spojrzeć całościowo, bo dopiero wtedy obnażony zostaje pokrętny tok myślenia chłopaka Autorki.
W tej sytuacji nie ma kompromisu, ale spokojnie. Ja wam podam takie rozwiązanie, w którym zarówno ona jak i jej facet będą szczęśliwi. I nikt nie będzie pokrzywdzony:
1 rozwiązanie - facet przepisuje ci kredyt i spłacacie go 50/50. Połowa mieszkania jest twoja po rozwodzie czy końcu związku.
Pod warunkiem, że Autorka wpłaci połowę tego, co już zostało zapłacone za mieszkanie, czyli wkładu własnego, jeśli był, jak również równowartości rat, które do tej pory zostały zapłacone. Jednym słowem ten pomysł jest żaden, bo jeśli Autorka nie dysponuje taką gotówką, to na pewno nie można tu mówić o korzystnym dla dwojga rozwiązaniu, a przecież nikt miał nie być pokrzywdzony, a już na pewno chłopak, którego właśnie chcesz ograbić .
3 rozwiązanie. Facet sprzedaje swoje mieszkanie i kupujecie nowe, kredyt na spółkę. Spłacacie 50/50. Znowu nikt nie jest poszkodowany i jest równowaga.
A co z pieniędzmi ze sprzedaży jego mieszkania? Jeśli miałyby stanowić wkład własny, to Autorka znów musiałaby mieć w nim taki sam udział. Patrz wyżej.
Generalnie albo nie rozumiesz jak to w rzeczywistości działa, bo przecież sama spłata rat 50/50 (czy to na obecne mieszkanie w sytuacji przepisania na Autorkę jego współwłasności i ujęcia jej w kredycie, czy zupełnie nowe, gdyby to zostało sprzedane) tematu nie rozwiązuje, albo na siłę usiłujesz Autorce wmówić, że pasożytuje, z czym osobiście nie mogę się zgodzić.
110 2020-03-18 08:56:57 Ostatnio edytowany przez SaraS (2020-03-18 08:58:06)
Partner też nie dysponował taką gotówką, stąd kredyt. Autorka musiałaby po prostu wziąć większy kredyt, żeby pokryć połowę wkładu własnego i wcześniejsze raty, zależy od rozwiązania. Przecież ten kredyt i tak powinien być niższy niż ten, który wziął jej chłopak, żeby kupić mieszkanie.
Poza tym tak się nad tym zastanawiałam, bo z jednej strony naprawdę nie zachwyca mnie żądanie "płać mój kredyt", ale z drugiej - opłacanie wyłącznie rachunków również.
Ja mam zupełnie inny układ w związku, pieniądze są i każdy je może wydawać, czyli coś w rodzaju wspólności, ale bez wspólnego konta; martwić się to byśmy mogli zacząć, gdyby ich zabrakło. No ale próbowałam sobie wyobrazić sytuację, w której znalazła się autorka - wprowadzam się do mieszkania, które mój partner kupił na kredyt, na wspólne wydatki, rachunki każdy daje połowę ustalonej kwoty. I tak mi wychodzi, że owszem, nie powiedziałabym, że dołożę się do kredytu, nie, ale szybko by mi wyszło, że oszczędzam, powiedzmy, 1500 zł, bo nie muszę wynajmować mieszkania, to jest mój zysk w zaistniałej sytuacji, zysk, który mam dzięki partnerowi. Nic nie stałoby więc na przeszkodzie, żebym jakąś część wrzuciła dodatkowo do puli na wspólne wydatki, choćby przez to, że w tej sytuacji on miałby więcej wydatków, a ja mniej. Co by z tym zrobił - czy zmniejszył odpowiednio swój wkład czy po prostu mielibyśmy większą kwotę na różne rzeczy - nieistotne. Ja bym nie czuła w każdym razie, że płacę raty czy za wynajem, nie czułabym się pokrzywdzona. Raczej - skoro mam więcej dzięki niemu, skoro on coś dodatkowo opłaca, to ja mogę rzucić więcej na wspólne wydatki. Tak jakoś... luźniej i sympatyczniej, niż doprowadzić do wyliczanek jak u autorki.
Pasożytowanie byłoby wtedy, gdybym mieszkała u mojego partnera tylko za rachunki i nic poza tym. Jak już wcześniej wspomniałam wszystko dzielimy na pół, wszelkie remonty itp, zdarza się, że wrzucam na konto ok 200, 300zl wiecej. Muszę przyznać
że był taki czas kiedy partner zaskoczył mnie tym kredytem i ja go płaciłam.. Kilka miesięcy.. Uznałam tak jak autorka tych tekstów o mieszkaniu na krzywy ryj czy pasożytowaniu.. Że czulabym się faktycznie z tym dobrze.. Ale przyszedł czas wypominania tego samochodu i innych rzeczy i uznałam, że nie tak to miało wyglądać.. Uwierzcie mi nie jestem osobą, która wzięłaby od kogokolwiek złotówkę a wręcz czulabym się z tym źle.. Ja mam poczucie, że mój partner ma coś nie tak w kwestii pieniędzy.. Chorobliwe oszczędzanie.. Rozumiem to dzięki temu ma pokaźne oszczędności i pieniędzy mu nie brakuje.. Ale on nie ma problemu z tym, że z jakiejś okazji to ja go np gdzieś zaproszę, ja zapłacę rachunek.. On potrafi mnie zapytać na co dokładnie wydałam te 32zl , które zniknęły z konta? I teraz mam tłumaczyć, że kupiłam sobie tampony czy miałam na coś ochotę? . Czasem wolę poprostu kupić to z własnego konta i nie słuchać tego, bo to jest żenujące.
Pasożytowanie byłoby wtedy, gdybym mieszkała u mojego partnera tylko za rachunki i nic poza tym. Jak już wcześniej wspomniałam wszystko dzielimy na pół, wszelkie remonty itp, zdarza się, że wrzucam na konto ok 200, 300zl wiecej.
A ile tych remontów było przez te 3 lata? Litości.
Nadal nie rozumiesz, w czym rzecz. Dokładnie uważam tak samo, jak Viktoria.
I tu nie ma dobrego rozwiązania dla Was obojga. ZAWSZE jedno będzie pokrzywdzone. Oboje będziecie się czuć pokrzywdzeni.
Czy Ty w ogóle brałaś pod uwagę, by np. zamiast tych remontów i wrzutek na konto ( 200-300 zł), regularnie mu cokolwiek płacić?
Widzisz, ja jestem o tyle lepszej sytuacji, że razem z moim facetem wynajmujemy mieszkanie. Opłatę za wynajem ( z czynszem), wszystkie media, rachunki, są podzielone na pół. Jedzenie raz on kupi, a raz ja. Raz ja zapłacę za kino, raz on. Ja jeżdżę samochodem na co dzień, ale on sam z siebie czasem mi go zatankuje ( nie proszę, ani nie wymagam). Za to wszystkie naprawy czy OC biorę na siebie. Kiedy widzi, że jest u mnie kiepsko z kasą, pomaga.
Żadne z nas, nie czuje się pokrzywdzone. NAwet rozmawiałam z nim o tym, pod kątem Twojego wątku.
I taka sytuacja jest najlepsza. U Was, on jest właścicielem mieszkania i ma z tym problem, że Ty się nie dopłacasz, jak za wynajem.
Mówisz, że jest chorobliwie oszczędny, a ma z czego oszczędzać? Bo może przerosło go to spłacanie kredytu i nie wie jak Ci o tym powiedzieć?
Ja, gdybym była na Twoim miejscu, płaciłabym za mieszkanie.
JoAnka8622 napisał/a:Pasożytowanie byłoby wtedy, gdybym mieszkała u mojego partnera tylko za rachunki i nic poza tym. Jak już wcześniej wspomniałam wszystko dzielimy na pół, wszelkie remonty itp, zdarza się, że wrzucam na konto ok 200, 300zl wiecej.
A ile tych remontów było przez te 3 lata? Litości.
Nadal nie rozumiesz, w czym rzecz. Dokładnie uważam tak samo, jak Viktoria.
I tu nie ma dobrego rozwiązania dla Was obojga. ZAWSZE jedno będzie pokrzywdzone. Oboje będziecie się czuć pokrzywdzeni.Czy Ty w ogóle brałaś pod uwagę, by np. zamiast tych remontów i wrzutek na konto ( 200-300 zł), regularnie mu cokolwiek płacić?
Widzisz, ja jestem o tyle lepszej sytuacji, że razem z moim facetem wynajmujemy mieszkanie. Opłatę za wynajem ( z czynszem), wszystkie media, rachunki, są podzielone na pół. Jedzenie raz on kupi, a raz ja. Raz ja zapłacę za kino, raz on. Ja jeżdżę samochodem na co dzień, ale on sam z siebie czasem mi go zatankuje ( nie proszę, ani nie wymagam). Za to wszystkie naprawy czy OC biorę na siebie. Kiedy widzi, że jest u mnie kiepsko z kasą, pomaga.
Żadne z nas, nie czuje się pokrzywdzone. NAwet rozmawiałam z nim o tym, pod kątem Twojego wątku.
I taka sytuacja jest najlepsza. U Was, on jest właścicielem mieszkania i ma z tym problem, że Ty się nie dopłacasz, jak za wynajem.
Mówisz, że jest chorobliwie oszczędny, a ma z czego oszczędzać? Bo może przerosło go to spłacanie kredytu i nie wie jak Ci o tym powiedzieć?
Ja, gdybym była na Twoim miejscu, płaciłabym za mieszkanie.
Rozumiem, że gdyby mieszkanie było Twojego chłopaka, to płaciłabyś mu za wynajem pokoju u niego tak?
114 2020-03-18 11:48:33 Ostatnio edytowany przez Pokręcona Owieczka (2020-03-18 11:50:16)
Rozumiem, że gdyby mieszkanie było Twojego chłopaka, to płaciłabyś mu za wynajem pokoju u niego tak?
Tak. Wydaje mi się to jak najbardziej sprawiedliwe. Nie wyobrażam sobie płacić tylko za zużyte media. Nie czułabym się z tym dobrze i tyle.
Jak rozumiem, Ty sobie tego nie wyobrażasz, i wygodnie Ci z tym. Mnie by nie było i już. Każdy ma swoje zdanie.
Jadąc na wakacje też płacisz za lokal, prawda?
Edit. Przecież wynajmując mieszkanie samej, też byś płaciła. Nie ważne czy to osobie obcej czy bliższej. Nikt nie wynajmuje mieszkania/pokoju za same uregulowanie rachunków. Nie wiem, dlaczego od samego początku nie zostało to u Was ustalone.
Owieczko, z ciekawości: a jakby facet zamieszkał w mieszkaniu stanowiącym Twoją własność bez obciążeń kredytowych, to naliczałabyś mu czynsz za najem?
Owieczko, z ciekawości: a jakby facet zamieszkał w mieszkaniu stanowiącym Twoją własność bez obciążeń kredytowych, to naliczałabyś mu czynsz za najem?
Ustalilibyśmy to na wstępie.
Widzisz, wydaje mi się to też sprawą honoru. Znam swojego faceta i wiem, że ona sam by pierwszy zaczął taką rozmowę.
Tak jak pisałam, rozmawiałam z nim o tym wczoraj. Dla niego byłoby normalną rzeczą, że idziemy do banku i dopisuję go do kredytu i spłacamy go razem.
I tak sobie myślę, że gdyby to facet założył taki wątek, masa komentarzy byłaby zgoła inna.
MagdaLena1111 napisał/a:Owieczko, z ciekawości: a jakby facet zamieszkał w mieszkaniu stanowiącym Twoją własność bez obciążeń kredytowych, to naliczałabyś mu czynsz za najem?
Ustalilibyśmy to na wstępie.
Widzisz, wydaje mi się to też sprawą honoru. Znam swojego faceta i wiem, że ona sam by pierwszy zaczął taką rozmowę.Tak jak pisałam, rozmawiałam z nim o tym wczoraj. Dla niego byłoby normalną rzeczą, że idziemy do banku i dopisuję go do kredytu i spłacamy go razem.
I tak sobie myślę, że gdyby to facet założył taki wątek, masa komentarzy byłaby zgoła inna.
OK, dzięki :-)
Mam do tego zupełnie inne podejście.
Muszę przyznać że był taki czas kiedy partner zaskoczył mnie tym kredytem i ja go płaciłam.. Kilka miesięcy..
A tego to już zupełnie nie rozumiem. Raz płacisz, raz nie płacisz.
Jak na coś przystałaś, to dlaczego później się wycofujesz, jeśli nie zmieniła się Twoja sytuacja finansowa i wspólnie tego nie ustaliliście?
MagdaLena, wiadomo, że każdy ma inne zdanie.
Wydaje mi się, że Autorka płaciła przez jakiś czas, bo była zdziwiona. Teraz ją to uwiera.
MagdaLena, wiadomo, że każdy ma inne zdanie.
Wydaje mi się, że Autorka płaciła przez jakiś czas, bo była zdziwiona. Teraz ją to uwiera.
Nie dziwie mnie to widocznie czuje się zmuszona, a partner nie dorósł do przejścia na inny poziom w związku.Jest jak dzieciak co udaje rodzica.
Nie chodzi mi o formalne podejście do małżeństwa.Ślub i te wszystkie cyrki nie jest, aż tak istotny ale czasem konieczna jest jakaś decyzja.
Facet nie dojrzał do życia we wspólnocie i rodzinie jeszcze.Facet ciągle widzę że coś musi i musi wymuszać ciągle mu za mało
Autorka raz ulega raz nie raz sama ma z własnej woli chęci, a raz się broni przed wymuszaniem na niej i wbrew niej.
Facet nie docenia Autorki bo mu się należy,brak równowagi w dawaniu i braniu a to elementarz pierwsze czytanki w związku.
Do jakiejkolwiek bezwarunkowości i bezinteresowności trudno tam mówić ciekawe jak zachowałby się w chorobie Autorki.
MagdaLena, wiadomo, że każdy ma inne zdanie.
Wydaje mi się, że Autorka płaciła przez jakiś czas, bo była zdziwiona. Teraz ją to uwiera.
Owieczko i tutaj jest sedno sprawy.. Ty znasz swojego partnera i wiesz, że on zachowałby się tak, że płaciłby Ci za wynajęcie pokoju, a co gdyby jednak nie wyraziłby takiej chęci? Kazałabyś mu to robić? Wiem, że to głupie, że zdecydowałam się to zrobić i płacić ten kredyt, ale tak jak napisałam wcześniej zaskoczył mnie tym zdaniem, że skoro mieszkam tu to mam płacić mu za to.. Unioslam się dumą i pomyślałam, ok.. Skoro on tak to widzi to w porządku.. Za chwilę przyszedł remont kuchni oczywiście wspólny.., ubezpieczenie samochodu, mechanik, dużo wydatków i on mi mówi, że nie jest moim kierowca i mam jeździć sobie sama, że powinnam i tak płacić mu jak za taksówkę.. Pomyślałam sobie nie Kalkulując jak Ty to Sobie Owieczko myślisz, że uwiera mnie to, że muszę cokolwiek dokładać, bo robie to! Cały czas i na bieżąco, że to jest zwykle chamstwo i wyzyskiwanie oczekując opłaty za wszystko, a mówiąc takie rzeczy. Skoro potrafi powiedzieć tak w związku z samochodem to może za chwilę powie mi, że mieszkanie jest jego jak samochód i mam się wyprowadzić.
Skoro potrafi powiedzieć tak w związku z samochodem to może za chwilę powie mi, że mieszkanie jest jego jak samochód i mam się wyprowadzić.
To jest fakt. Abstrahując od płacenia, jego zachowanie jest po prostu chamskie. I to już powinno go skreślić, a nie podejście do finansów.
Tak mi się przypomniało, że kiedyś z moim b. mężem, zanim byliśmy małżeństwem, mieszkaliśmy w domu jego matki, mieliśmy swój pokój i też jej płaciliśmy.
Wracając do jego zachowania i mojego podsumowania, to to, w jaki sposób się do Ciebie odnosi by mnie zaniepokoiło i zniechęciło, a nie to, że powinnam płacić za mieszkanie.
JoAnka8622 napisał/a:Skoro potrafi powiedzieć tak w związku z samochodem to może za chwilę powie mi, że mieszkanie jest jego jak samochód i mam się wyprowadzić.
To jest fakt. Abstrahując od płacenia, jego zachowanie jest po prostu chamskie. I to już powinno go skreślić, a nie podejście do finansów.
Tak mi się przypomniało, że kiedyś z moim b. mężem, zanim byliśmy małżeństwem, mieszkaliśmy w domu jego matki, mieliśmy swój pokój i też jej płaciliśmy.
Wracając do jego zachowania i mojego podsumowania, to to, w jaki sposób się do Ciebie odnosi by mnie zaniepokoiło i zniechęciło, a nie to, że powinnam płacić za mieszkanie.
O o to właśnie chodzi.. To zachowanie jest bezczelne i podłe.. Było już mówione, że to nie kwestia pieniędzy.. Bo jeśli Facet jest cudowny, dobry, czuły, wszystko jest w porządku i mówi, że mu ciężko, cokolwiek byle nie tak, że mieszkasz już tu tyle i masz za to płacić.. Wszystko można zalatwic inaczej, można to tak ubrać w słowa, żeby nie urazić, nie poniżyć i upokorzyć tylko normalnie po ludzku
O o to właśnie chodzi.. To zachowanie jest bezczelne i podłe.. Było już mówione, że to nie kwestia pieniędzy.. Bo jeśli Facet jest cudowny, dobry, czuły, wszystko jest w porządku i mówi, że mu ciężko, cokolwiek byle nie tak, że mieszkasz już tu tyle i masz za to płacić.. Wszystko można zalatwic inaczej, można to tak ubrać w słowa, żeby nie urazić, nie poniżyć i upokorzyć tylko normalnie po ludzku
Zatem, wiesz co robić. Tylko przypadkiem nie wyskocz z argumentem tej kasy, bo odwróci kota ogonem.
To jest fakt. Abstrahując od płacenia, jego zachowanie jest po prostu chamskie. I to już powinno go skreślić, a nie podejście do finansów.
W punkt.
Tak mi się przypomniało, że kiedyś z moim b. mężem, zanim byliśmy małżeństwem, mieszkaliśmy w domu jego matki, mieliśmy swój pokój i też jej płaciliśmy.
A no właśnie. Jak wróciłam w rodzinne strony, wprowadziłam się na początku na jakieś 3 miesiące u mamy. Też płaciłam jej więcej niż część rachunków. I to bez żadnych rozmów właściwie, za naturalne uznałam, że jednak to ona ma nagle kogoś w domu, ona oddaje mi pokój, ona ma po prostu gorzej pod pewnymi względami, a ja - lepiej. I jakoś tak, mimo że przecież jestem jej córką, chciałam się za to odwdzięczyć, choćby finansowo. To przecież nie jest równoznaczne z tym, że ona ode mnie tego żądała czy że - gdyby sytuacja tego wymagała - nie pomogłaby mi bezinteresownie. Ale skoro mogę - dlaczego nie? Owszem, ona jest moją matką, więc chce dla mnie jak najlepiej, ale tak samo ja jestem jej córką przecież.
125 2020-03-18 13:48:22 Ostatnio edytowany przez JoAnka8622 (2020-03-18 13:49:28)
Pokręcona Owieczka napisał/a:To jest fakt. Abstrahując od płacenia, jego zachowanie jest po prostu chamskie. I to już powinno go skreślić, a nie podejście do finansów.
W punkt.
Pokręcona Owieczka napisał/a:Tak mi się przypomniało, że kiedyś z moim b. mężem, zanim byliśmy małżeństwem, mieszkaliśmy w domu jego matki, mieliśmy swój pokój i też jej płaciliśmy.
A no właśnie. Jak wróciłam w rodzinne strony, wprowadziłam się na początku na jakieś 3 miesiące u mamy. Też płaciłam jej więcej niż część rachunków. I to bez żadnych rozmów właściwie, za naturalne uznałam, że jednak to ona ma nagle kogoś w domu, ona oddaje mi pokój, ona ma po prostu gorzej pod pewnymi względami, a ja - lepiej. I jakoś tak, mimo że przecież jestem jej córką, chciałam się za to odwdzięczyć, choćby finansowo. To przecież nie jest równoznaczne z tym, że ona ode mnie tego żądała czy że - gdyby sytuacja tego wymagała - nie pomogłaby mi bezinteresownie. Ale skoro mogę - dlaczego nie? Owszem, ona jest moją matką, więc chce dla mnie jak najlepiej, ale tak samo ja jestem jej córką przecież.
To nie jest dobre porównanie.. Rodzice oddali nam pół swojego życia, wychowali nas i dali wszystko co mieli.. W związku partnerskim gdzie facet chce kredytu na pół za swoje mieszkanie bez żadnych praw to nie to samo
To jest fakt. Abstrahując od płacenia, jego zachowanie jest po prostu chamskie. I to już powinno go skreślić, a nie podejście do finansów.
Tak mi się przypomniało, że kiedyś z moim b. mężem, zanim byliśmy małżeństwem, mieszkaliśmy w domu jego matki, mieliśmy swój pokój i też jej płaciliśmy.
Wracając do jego zachowania i mojego podsumowania, to to, w jaki sposób się do Ciebie odnosi by mnie zaniepokoiło i zniechęciło, a nie to, że powinnam płacić za mieszkanie.
Dlatego właśnie cały czas podkreślam, że w tym przypadku nie da się oddzielić kwestii samego mieszkania od całości, bo dopiero wtedy mamy pełen obraz podejścia chłopaka do Autorki, a ten niestety nie wygląda optymistycznie.
127 2020-03-18 14:03:32 Ostatnio edytowany przez JoAnka8622 (2020-03-18 14:03:59)
To chyba juz lepiej byłoby gdyby od początku zaproponował taki układ. Ty mieszkasz u mnie płacisz mi wynajem za pokój, remontujemy moje mieszkanie wspólnie, wspólne zakupy, opłacaj mi auto i wszystko z nim związane, a wyjdzie Ci to taniej niż wynajem. Kocham Cię dzieki:)
To chyba juz lepiej byłoby gdyby od początku zaproponował taki układ. Ty mieszkasz u mnie płacisz mi wynajem za pokój, remontujemy moje mieszkanie wspólnie, wspólne zakupy, opłacaj mi auto i wszystko z nim związane, a wyjdzie Ci to taniej niż wynajem. Kocham Cię dzieki:)
No właśnie o tym piszę. Na samym początku należało o tym porozmawiać.
Rozmowy o finansach w związku, są bardzo ważne i bardzo trudne.
Można też odnieść wrażenie, że chłopak usiłuje stopniowo przesuwać granicę i niestety posuwa się coraz dalej.
Można też odnieść wrażenie, że chłopak usiłuje stopniowo przesuwać granicę i niestety posuwa się coraz dalej.
Takie również odnoszę wrażenie
Postawa jest tu też istotna facet nie proponuje,nie sugeruje nie daje pod dyskusje,on rości sobie i żąda, każe,narzuca.
Autorka się opędza od niego ,broni na różne sposoby, nawet godząc na to na co nie ma chęci i do czego nie jest gotowa ,przekonana wewnątrz siebie.