Julija18, ale te całe samochody to nie tylko pasja, ale i praca męża, więc raczej beztrosko jej nie rzuci. Owszem, dzieckiem również powinien się zajmować i parę razy wspomniałam o tym, że podział różnych domowych zajęć zawsze można przegadać, zmienić, co autorka zresztą zaczęła powoli wprowadzać, a ten straszny mąż nie protestował.
Ja pisałam o innym aspekcie - o tym, że autorka domaga się zainteresowania męża. No i fajnie, tylko że przy takim podejściu są dwie możliwości: mąż się dostosuje i będzie to zainteresowanie okazywał z przymusu, tak naprawdę go nie czując, ALBO sytuacja się nie zmieni, bo mąż nie będzie udawał zainteresowanego czymś, czym naprawdę zainteresowany nie jest. I tyle. Nie da się zmusić kogoś do odczuwania zainteresowania. Można to zainteresowanie wzbudzić, ale nie żądaniem.
Zatem dochodzimy do momentu, kiedy mamy na szali czas i energię poświęcaną na pracę/pasję oraz na czas poświęcony dla rodziny. Jeśli nawet gość jest w stanie częściowo zrezygnować z zajęć, które służą "tylko" rozrywce, to czy byłby w stanie i miałby właśnie chęci, poświęcić także trochę czasu z tego, poświęcanego pracy, na rzecz przebywania w domu z dzieckiem i żoną? W kwestii obowiązków zawodowych, też niełatwo często rzucić od razu wszystko w diabły i powiedzieć: muszę więcej czasu spędzać w domu, bo jest dziecko do wychowania i żona do zaspokojenia". Wiadomo, są kontrakty, umowy, przetargi, raporty itp. Prędzej chodzi tutaj o ten czas wolny, który można w miarę możliwości podzielić między swoje zainteresowania a rodzinę. W pewnych okresach zapewne ta ilość czasu dla dziecka i rodziny musi być większa, bo też potrzeby takie są, typu odwiezienie dziecka, zajęcia dodatkowe, spacery, wizyty u lekarza itp.
Co do zainteresowania żoną: skoro Autorka musiała facetowi wysyłać swoje fotki w bieliźnie, to ciężko mi sobie wyobrazić, żeby gość tego "czegoś" nie poczuł
Julija18, ale te całe samochody to nie tylko pasja, ale i praca męża, więc raczej beztrosko jej nie rzuci. Owszem, dzieckiem również powinien się zajmować i parę razy wspomniałam o tym, że podział różnych domowych zajęć zawsze można przegadać, zmienić, co autorka zresztą zaczęła powoli wprowadzać, a ten straszny mąż nie protestował.
Ja pisałam o innym aspekcie - o tym, że autorka domaga się zainteresowania męża. No i fajnie, tylko że przy takim podejściu są dwie możliwości: mąż się dostosuje i będzie to zainteresowanie okazywał z przymusu, tak naprawdę go nie czując, ALBO sytuacja się nie zmieni, bo mąż nie będzie udawał zainteresowanego czymś, czym naprawdę zainteresowany nie jest. I tyle. Nie da się zmusić kogoś do odczuwania zainteresowania. Można to zainteresowanie wzbudzić, ale nie żądaniem.
Ale ja wiem, ze samochody to tez Jego praca i nikt mu nie kaze przestac pracowac ale wiecej czasu poswiecic rodzinie a mniej pasji bo jesli zdecydowal sie na zalozenie rodziny to nie moze 100% swojego czasu poswiecac sobie.
Zreszta jakby mu zalezalo na rodzinie to by tematu nie bylo.
Mam wrażenie, że największym grzechem męża autorki jest to, że znalazł sposób na zarabianie na swojej pasji. Gdyby szczerze swojej pracy nienawidził, byłby poświęcającym się dla rodziny facetem. Tak - egoista, który czas poświęca tylko sobie. Moim zdaniem to mocno krzywdzące, zwłaszcza że autorka pisała, że mąż spędza z dzieckiem czas, tyle że dotąd na zabawie, natomiast kiedy poprosiła go o coś konkretnego związanego z dzieckiem, to się tym zajął. Czyli - ten aspekt wygląda na możliwy do załatwienia w ten sposób. A czego się nie da w ten sposób załatwić? Okazywania szczerego zainteresowania żonie. I ja tylko o tym piszę.
Poczucie, że pracuje się w zawodzie, który przynosi nam satysfakcję i jeszcze niech będzie naszym zawodem wyuczonym, powinno teoretycznie sprawiać czystą satysfakcję, nie tylko samemu zainteresowanemu, ale i jego bliskim. Bo jak sobie można wyobrazić, kto się przez pół życia katuje, chodzą co pracy z musu? Dla kogo ma się poświęcać, dla rodziny? A czy właśnie nie jest tak, że skoro udaje nam się życie zawodowe, to tym lepiej nie możemy sobie radzić z życiem rodzinnym? Jeśli akurat Autorka ma Z TYM problem, to ciężko mi będzie to zrozumieć. Akurat samemu, właściwie do tej pory, przez 9 lat pracowałem w swoim wyuczonym zawodzie i do tej pory nic w życiu mnie tak nie cieszyło, jak możliwość realizowania się w takiej właśnie pracy. I to jest, póki co mój cel przewodni w życiu, którego nie zamierzam zmieniać - frunt to satysfakcja z pracy. Na samą myśl, że miałbym się męczyć gdzieś, tylko po to, żeby zapewnić byt swoje rodzinie a sam chodzić wiecznie sfrustrowany, to ja serdecznie dziękuję. Problemem jest tutaj podział czasu między pracę/hobby a rodzinę - miejmy nadzieję
Poczucie, że pracuje się w zawodzie, który przynosi nam satysfakcję i jeszcze niech będzie naszym zawodem wyuczonym, powinno teoretycznie sprawiać czystą satysfakcję, nie tylko samemu zainteresowanemu, ale i jego bliskim. Bo jak sobie można wyobrazić, kto się przez pół życia katuje, chodzą co pracy z musu? Dla kogo ma się poświęcać, dla rodziny? A czy właśnie nie jest tak, że skoro udaje nam się życie zawodowe, to tym lepiej nie możemy sobie radzić z życiem rodzinnym? Jeśli akurat Autorka ma Z TYM problem, to ciężko mi będzie to zrozumieć. Akurat samemu, właściwie do tej pory, przez 9 lat pracowałem w swoim wyuczonym zawodzie i do tej pory nic w życiu mnie tak nie cieszyło, jak możliwość realizowania się w takiej właśnie pracy. I to jest, póki co mój cel przewodni w życiu, którego nie zamierzam zmieniać - frunt to satysfakcja z pracy. Na samą myśl, że miałbym się męczyć gdzieś, tylko po to, żeby zapewnić byt swoje rodzinie a sam chodzić wiecznie sfrustrowany, to ja serdecznie dziękuję. Problemem jest tutaj podział czasu między pracę/hobby a rodzinę - miejmy nadzieję
Problem tutaj to brak zainteresowania zona. Jego zwyczajnie juz ona nie interesuje jako czlowiek.
Wyobraz sobie relacje z jakims super bliskim, super fascynujacym kumplem. Z kims z kim nie mozesz sie nagadac i kto jest ciekawy.
Dla takiej osoby znajdzie sie czas.
Zona takim kumplem nie jest i tyle.
To jest problem, nie pasja czy praca czy co innego. Nie brak czasu.
To jest niestety wersja gorsza, i bardziej prawdopodobna, jeśli weźmiemy pod uwagę jego reakcje na próbę ratowania sytuacji przez żonę, choćby poprzez te wysyłane zdjęcia...
Problem tutaj to brak zainteresowania zona. Jego zwyczajnie juz ona nie interesuje jako czlowiek.
Wyobraz sobie relacje z jakims super bliskim, super fascynujacym kumplem. Z kims z kim nie mozesz sie nagadac i kto jest ciekawy.
Dla takiej osoby znajdzie sie czas.
Zona takim kumplem nie jest i tyle.
To jest problem, nie pasja czy praca czy co innego. Nie brak czasu.
To jest częsty problem w związkach w ogóle, moim zdaniem, że ludzie nie są siebie ciekawi, uważają, że znają drugą osobę na wylot i nie jest w tym drugim człowieku nic dla nich interesującego. I często tak bywa w rzeczywistości, więc ludzie przez lata rozmawiają tylko o codziennych sprawach, logistyce i problemach z dziećmi.
jeśli weźmiemy pod uwagę jego reakcje na próbę ratowania sytuacji przez żonę, choćby poprzez te wysyłane zdjęcia...
Samo wysyłanie zdjęć jest bardzo infantylne. Pokazuje powierzchowność relacji w tym małżeństwie. Prawdopodobnie, gdyby mąż jak tu ktoś napisał, przeleciał żonę ze 2 razy wieczorem i poprawił rano, tego wątku by nie było. Wszyscy by uważali, że jest super sytuacja.
A ja czekam na komentarz Autorki, co tam słychać
O co chodzi z tym zdjęciem w bieliźnie? i dlaczego w bieliźnie, a nie nago? Rozumiem, że po takim widoku, ślubny miał rzucić wszystko i jechać zobaczyć tę bieliznę. Aha.
Na moje oko, to każde z was by chciał mieć urlop od dziecka, ale mąż sobie na więcej pozwala.
142 2020-02-23 15:07:39 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2020-02-23 15:14:46)
O co chodzi z tym zdjęciem w bieliźnie? i dlaczego w bieliźnie, a nie nago? Rozumiem, że po takim widoku, ślubny miał rzucić wszystko i jechać zobaczyć tę bieliznę. Aha.
Na moje oko, to każde z was by chciał mieć urlop od dziecka, ale mąż sobie na więcej pozwala.
Wielu ludziom jak i według mnie, kobieta w pięknej bieliźnie i seksownej pozie jest bardziej seksowna niż nago. Nago można wysłać już po "dłuższej korespondencji"
Autorka chciała rozpalić nieco męża, zobaczyć jego reakcje czy "polknie haczyk" i napisze jakiś komplement typu że dziś bieliznę z niej ściągnie itp. Jak chodzimy po domu w pończochach i bieliźnie to nie po to by facet sobie przypomniał że musi w aucie pogrzebac, rozumiesz?
Te wysyłane zdjęcia miały służyć jako swego rodzaju gra wstępna albo zachęta do tego, żeby zobaczyć żonę trochę w innym charakterze niż dotychczas..
Tyle że gdyby te zdjęcia nawet zadziałały, to nie rozwiązałyby istoty problemu. Bo i jak? Mąż by wrócił, małżeński obowiązek wypełnił i...? Przecież nie zacząłby się od tego nagle sprawami żony interesować.
Pewnie tak. Jeśli zadziałają, to niestety tylko na krótko. Jak coś tam wewnątrz się w nim obudzi, to facet zrobi co trzeba a potem pewnie z powrotem temperatura opadnie. Dlatego takie odruchy, jak wysyłanie zdjęć wydają się trochę ostatnią deską ratunku, kiedy nic innego nie przynosi skutku. Można się łudzić, że to cokolwiek pomoże, choć efekt będzie krótkotrwały..
Jak chodzimy po domu w pończochach i bieliźnie to nie po to by facet sobie przypomniał że musi w aucie pogrzebac, rozumiesz?
Ja chodzę nago, blielizna mojego męża nie podnieca ;-)
Ten motyw ze zdjęciami nie był zly, można małymi kroczkami podkręcać atmosferę, żeby już totalnie sie nie wypaliło. Autorka jest postrzegana głównie jako matka, a nie kochanka.
Hej, przepraszam... porwał mnie długi weekend, dopiero dzisiaj oddał .
Podsumowując nasz wspólny weekend. Było dobrze i tylko tyle. Bo ile musiałam się nagadać, o wszystko prosić. Pierwszy raz od roku spędził tyle czasu z nami. Ale wracając... byliśmy na nartach. Od dawna tak dobrze nie czuliśmy się razem. Pomijając fakt, że zachowywaliśmy się jak dzieci, bo nasze dziecko uczyło się jeździć z instruktorem. W pierwszy dzień obleciał mnie taki stres, bo jednak dwa latka itp. Ale jak uciekł stres, zaczęła się bardzo dobra zabawa.
A odpowiadając na Wasze odpowiedzi.
Mój mąż jest zafascynowanym ojcem i czerpie radość z ojcostwa. A raczej rozpieszczania, bo tata jest od zabawy i rozpieszczania, a nie od wychowywania.
On chciał dziecka, to ja zwlekałam z macierzyństwem, a teraz zwlekam z drugim dzieckiem, które chce mój mąż. Natomiast to ja zrezygnowałam z wielu rzeczy. To ja zmieniłam pracę, to ja zrezygnowałam z wyścigów, bo co by było gdybyśmy oboje zgineli? Było świetnie. Bawiliśmy się gdy byliśmy odpowiedzialnii tylko za swoje życie. Ja zamiast szaleć na torze z mężem i latać bokiem, idę na basen. Na samym początku wstawał do małej przy ciężkich nocach, przy ząbkach nosił w nocy tyle samo co ja. Ale kiedy tylko zaczęła być bardziej rozumna, a on przestał pracować na miejscu zaczęło się rozpieszczanie. Umówmy się on jej nigdy nie wychowywał, bo zwyczajnie kiedy był mała nie potrzebowała wychowywania, a teraz go nie ma.
Co do zdjęcia w bieliźnie... święta nie jestem, a raczej nie jesteśmy. Kiedyś takie zdjęcia były dostarczane dość często. A że ja lubię kupować bieliznę, a mąż lubi(lubił) ją oglądać...
W weekend bawiliśmy się świetnie i nawet mój mąż dzisiaj powiedział do mnie, że dawno nie mieliśmy takiego fun'u wspólnie. Że tak powiem co mi po tym, jak jutro rano wyjeżdża na 2-3 dni. A ja znowu będę gonić między zlobkiem a pracą.
Myślisz, że inne matki nie gonia między żłobkiem/przedszkolem, a pracą? A i jeszcze na dokładkę niektórym dochodzą lekarze i rehabilitacja. To tak do zastanowienia.
Autorko, no i skąd znowu te narzekania? Przecież sama piszesz, że było świetnie..Dobrze się bawiliście raze, spędzając wspólnie czas, cieszyliście się sobą nawzajem.. To w takim razie czego oczekujesz? Bo rozumiem, że on teraz wyjeżdża w sprawach służbowych, w celach zawodowych? Zatem pragniesz, by pracował stale w jednym miejscu, wystarczająco blisko, by codziennie był przy Was?
Trochę dorosłości, rozmowy i zrozumienia zamiast gierek i małych igieł-zemst
Autorko, ja Cię rozumiem... Obawiasz się, że proza życia przed wyjazdem wróci i będzie znowu bez szału, że to jednorazowo było fajnie.... Nie od razu Kraków zbudowano, cierpliwości, najważniejsze, że pokazałas mężowi że możecie fajnie wspólnie spędzić czas, może znajdź w takim razie jakieś wspólne spędzanie czasu. Byście kiedyś na ściance wspinaczkowej? A może wspólnie siłownia a po tym wspólnie prysznic? Jak wyjeżdża to ok, taka praca, jak wraca dbaj o to by jak najwięcej czasu spędzać razem w sposób ciekawy q nie siedzenie w domu
Ja myślę że autorka ma wiele narzędzi do utrzymania bliskich relacji, nawet jak mąż wyjeżdża.
Problem w tym, że ona czuje się niepewnie w tym związku jako kobieta..
Nie narzekam, tak wyjeżdża służbowo. Jak wróci też będzie pracować po 12 godzin na dobę, tak jak zwykle.
Tak boję się, że zaraz wróci rutyna przed wyjazdowa. Bylismy na sciance wspinaczkowej, ale jakoś nie wywarło to na nas wrażenia. Na siłownie nigdy nie chodziliśmy razem, może warto spróbować.
Ja myślę że autorka ma wiele narzędzi do utrzymania bliskich relacji, nawet jak mąż wyjeżdża.
Problem w tym, że ona czuje się niepewnie w tym związku jako kobieta..
Co masz na myśli?
Tylko jak to w ogóle z tą pracą jest? Jeśli musi wyjeżdżać a nawet jak na miejscu poświęca się pracy - czy ta jego fucha po prostu tego nie wymaga? Jak się swój biznes prowadzi to trzeba jednak sporo się tą pracą zajmować.Dlatego się zastanawiam, czy mógłby z czasem zrezygnować z części obowiązków? Wspominałaś o 3 firmach - dalibyście chyba radę, gdyby to była 1 firma..? A tak teraz ciężko zamknąć interes..
Tylko jak to w ogóle z tą pracą jest? Jeśli musi wyjeżdżać a nawet jak na miejscu poświęca się pracy - czy ta jego fucha po prostu tego nie wymaga? Jak się swój biznes prowadzi to trzeba jednak sporo się tą pracą zajmować.Dlatego się zastanawiam, czy mógłby z czasem zrezygnować z części obowiązków? Wspominałaś o 3 firmach - dalibyście chyba radę, gdyby to była 1 firma..? A tak teraz ciężko zamknąć interes..
Wyjeżdża testować samochody i w związku z jedną z firm. Dwie są na miejscu i jeśli mąż jest na miejscu to one go pochłaniają, zasadniczo jednej jest tylko współwłscicielem, ale też spędza tam trochę czasu. Dalibysmy radę gdyby to była jedna firma, ale zwyczajnie wiem, że mój mąż z niczego nie zrezygnuje, bo nie będzie umiał. Ma wspólników, pracowników, on nie grzebie w samochodach, nie ,,rzeźbi" samochodów.
Hej, przepraszam... porwał mnie długi weekend, dopiero dzisiaj oddał
.
Podsumowując nasz wspólny weekend. Było dobrze i tylko tyle. Bo ile musiałam się nagadać, o wszystko prosić. Pierwszy raz od roku spędził tyle czasu z nami. Ale wracając... byliśmy na nartach. Od dawna tak dobrze nie czuliśmy się razem. Pomijając fakt, że zachowywaliśmy się jak dzieci, bo nasze dziecko uczyło się jeździć z instruktorem. W pierwszy dzień obleciał mnie taki stres, bo jednak dwa latka itp. Ale jak uciekł stres, zaczęła się bardzo dobra zabawa.
A odpowiadając na Wasze odpowiedzi.
Mój mąż jest zafascynowanym ojcem i czerpie radość z ojcostwa. A raczej rozpieszczania, bo tata jest od zabawy i rozpieszczania, a nie od wychowywania.
On chciał dziecka, to ja zwlekałam z macierzyństwem, a teraz zwlekam z drugim dzieckiem, które chce mój mąż. Natomiast to ja zrezygnowałam z wielu rzeczy. To ja zmieniłam pracę, to ja zrezygnowałam z wyścigów, bo co by było gdybyśmy oboje zgineli? Było świetnie. Bawiliśmy się gdy byliśmy odpowiedzialnii tylko za swoje życie. Ja zamiast szaleć na torze z mężem i latać bokiem, idę na basen. Na samym początku wstawał do małej przy ciężkich nocach, przy ząbkach nosił w nocy tyle samo co ja. Ale kiedy tylko zaczęła być bardziej rozumna, a on przestał pracować na miejscu zaczęło się rozpieszczanie. Umówmy się on jej nigdy nie wychowywał, bo zwyczajnie kiedy był mała nie potrzebowała wychowywania, a teraz go nie ma.
Co do zdjęcia w bieliźnie... święta nie jestem, a raczej nie jesteśmy. Kiedyś takie zdjęcia były dostarczane dość często. A że ja lubię kupować bieliznę, a mąż lubi(lubił) ją oglądać...
W weekend bawiliśmy się świetnie i nawet mój mąż dzisiaj powiedział do mnie, że dawno nie mieliśmy takiego fun'u wspólnie. Że tak powiem co mi po tym, jak jutro rano wyjeżdża na 2-3 dni. A ja znowu będę gonić między zlobkiem a pracą.
A mnie sie wydaje, ze Tobie nie mozna dogodzic. Ledwo spedziliscie weekend razem i juz marudzisz, ze wyjezdza a Tobie zostaje dziecko i bieganie po zlobkach. No coz rola matki chyba na tym polega. To kobieta zachodzi w ciaze, rodzi i nawet jak pracuje to wiecej zajmuje sie dzieckiem i rezygnuje z wielu rzeczy . Od mezczyzny tylko zalezy czy bedzie chcial uczestniczyc w tych obowiazkach np. teraz wyjechal OK ale jak wroci to osobiscie zawiezie corke do zlobka badz wroci wczesniej i pojdzie na spacer
Po ostatnich postach też mi się tak wydaje, że trochę szukasz dziury w całym. No niestety życie jest życiem, ty masz chyba kryzys związany z pojawieniem się dziecka i monotonią dnia codziennego. Cóż, tak jak wy żyjecie, żyje mnóstwo osób bo tak niestety dorosłe życie w rodzinie z dzieckiem wygląda. A nawet i gorzej u was przynajmniej jeszcze coś innego się dzieje. Życie bym za takie życie oddała. Ale cóż ...
Moim zdaniem dopadł cię taki kryzys typu "nic mnie już nie czeka". W takich momentach właśnie wkraczają romanse lub porzucenia rodziny.
Wygląda na to, że jesteście nieźle sytuowani. Może po prostu jakaś opiekunka wyręczyła by cię z niektórych obowiązków przy dziecku a ty w tym czasie mogłabyś zrealizować jakieś swoje marzenia...
158 2020-02-24 17:51:40 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-02-24 18:11:05)
Prowadzenie 3 firm to jednak spore poświęcenie, i czasu, i energii. Na pewno nie da się tego wszystkiego tak rzucić czy nawet ograniczyć z dnia na dzień. Skoro firma zatrudnia znaczną liczbę ludzi, to przecież nie zamknie się jej ot tak..Z racji, tego, że pewnie nieźle Wam się powodzi finansowo, zatem czy nie byłoby opcji wynająć jakiejś opiekunki? A ewentualnie rodzice/teściowie nie mogliby częściowo przejąć opiekę nad dzieckiem, kiedy Ty chciałabyś się gdzieś urwać i odetchnąć od tej właśnie codzienności..? Czy problem jest w tym, że chciałabyś przeżywać częściej takie chwile, o jakich wspomniałaś wyżej?
Też uważam że opiekunka to dobry pomysł, pomoże ale czy rozwiąże problem z komunikacją z mężem i wspólnym czasem? Chyba nie, ale będzie więcej czasu na swoje pasje
Witaj, mysle, ze nie ma co byc najsmutniejsza zona w Walentynki, ale jest u Ciebie potrzeba, aby zaczac dzialac na rzecz odbudowania zainteresowania swoja osoba meza. Maz stracil Toba zainteresowanie. Tak sie dzieje. Partner moze sie w nas odkochac, stracic nami zainteresowanie czy sie znudzic. Nikt nam nie da gwarancji na te uczucia, zadne slubowanie, wspolny dorobek zycia czy dzieci nam tego nie zagwarantuja. Twoj maz realizuje sie w pracy, ma swoje pasje i zainteresowania. To daje kopa w zyciu, potrzebna energie do dzialania, poczucie szczescia. Ty zostalas w tyle. Nie ma wiekszego sensu myslec, ze wymuszenie na mezu bycie ''udomowowionym tatusiem'' wasz kryzys zazegna. Nie zazegna, bo w penym momencie ktos po prostu przestanie chciec byc tym niewolnikiem, robic cos wbrew sobie. Moim zdaniem, i kilka osob zwrocilo Ci juz na to uwage, powinnas odbudowac swoja pozycje w zwiazku, postarac sie o nowe aktywnosci w zyciu, tak aby stac sie kim dla meza atrakcyjnym. Dzieci, ten caly kierat, dbanie o dom, sprzatanie, gotowanie, odbieranie ze szkoly, przedszkola, lekarze etc. to nie jest zwiazek, a juz na pewno nie te rzeczy pobudza dynamike Waszej relacji. Przydaloby sie tez mniej skupiac na mezu (maz tutaj nie jest problemem) i byc niezadowolonym, a bardziej postarac sie podejsc do tego kryzysu z glowa i planem.
Blaniu1, nie chcę Cię urazić, ale po Twoim ostatnim poście też myślę, że nie da się Ciebie zadowolić. Spędziliście razem czas, było super i... Już nie jest super, bo wolne minęło, mąż jedzie do pracy, a Ty zostajesz z innymi zadaniami - no tak, takie życie sobie wybraliście. Przecież to ani nie są zadania ponad Twoje siły, ani mąż nie ma co zrobić, żeby Cię odciążyć - dziecka ze sobą nie weźmie, nie posprząta zdalnie chałupy itd., ale Ty też nie jedziesz nigdzie za niego, nie tracisz czasu z córką itp. I Twoja, i męża sytuacja ma swoje plusy i minusy; myślę, że dobrze by Tobie/Wam zrobiło, gdybyś przestała na to patrzeć tak, jakby mąż jechał się bawić, a Tobie zostawało wszystko, co złe. Nie ma co nakręcać własnego rozżalenia, bo to nic dobrego nie przynosi.
Napisałaś też, że już martwisz się o to, co będzie po powrocie, do tego narzekasz na to, o czym wspomniałam wyżej - zobacz, czyli niezależnie od tego, czy mąż poświęcił czas Tobie czy samochodom, Ty i tak jesteś niezadowolona. Jaką więc różnicę robi postępowanie męża? Żadną. Co by nie zrobił, Ty, ostatecznie, i tak narzekasz - albo na to, co jest, albo na to, co - być może - się wydarzy. Absurd. W takim układzie zaczyna to coraz bardziej wyglądać tak, jakby Ci się po prostu w życiu nudziło, a mąż stanowił tego zarówno przyczynę, jak i możliwe rozwiązanie. Bo, wybacz, ale gdyby faktycznie chodziło o sam fakt spędzania razem czasu, pogłębiania więzi itp., to po tym wyjeździe byłabyś jeszcze choć przez jakiś czas zadowolona, natomiast Ty już dzień (?) po powrocie narzekasz. Dzień. Ja tego naprawdę nie piszę złośliwie, ale może warto byłoby się nad tym zastanowić? Co Cię tak konkretnie gryzie i co z tym ma wspólnego Twój mąż?
Nie każda kobieta nadaje się na żonę faceta bywającego gościem w domu, i to akurat doskonale rozumiem. Mnie nawet mąż pracoholik doprowadza czasem do rozpaczy. A moja siostra z kierowcą tira jest zadowolona, najszczęśliwsza gdy go nie ma Prawda jest taka, że ten głód uczuć, potrzeba bycia blisko i poczucie samotności jest naszym subiektywnym uczuciem. Ta druga strona nie ma takich potrzeb, więc wymagania oraz pretensje żony są dla niego niezrozumiałe i dość krzywdzące, po przecież "on to robi dla rodziny". To akurat rzadko prawda
, ale też dość zdrowy egoizm, niektórzy mają inne priorytety i nie potrafią robić nic "na pół gwizdka". A takie zaabsorbowanie pracą i pasją dla stęsknionej żony bywa przykre. No i może rzeczywiście jej zależy bardziej. Co nie znaczy że on z tej rodziny rezygnuje. Po prostu nie potrafi znaleźć złotego środka. Adrenalina też się przejada, większość ludzi z wiekiem się wycisza i szansa na powrót na łono rodziny jest.
Dla mnie w takiej sytuacji, z małym dzieckiem, zbyt egoistycznym byłoby odejście od męża. Rozpieszczanie siebie oraz ciekawie i przyjemnie czas spędzany tylko z córką mogą pomóc, tak jak terapia indywidualna, choćby miała polegać tylko na ponarzekaniu sobie na niego. Nic na siłę, zwłaszcza gdyby się okazało, że on na wyjazdach pozwala sobie na więcej niż się wydaje. Ale zadowolona kobieta w domu na pewno będzie lepszym magnesem niż nieszczęśliwa i zrzędzaca. Na pociąg fizyczny i miłość pracuje się przez cały czas, w obie strony. Aktywni ludzie cenią chyba podobne cechy u partnerów, tak jak kanapowca pewnie zmęczyłaby fitkobieta
163 2020-02-24 21:06:43 Ostatnio edytowany przez katarine93 (2020-02-24 21:07:24)
Myślisz, że inne matki nie gonia między żłobkiem/przedszkolem, a pracą? A i jeszcze na dokładkę niektórym dochodzą lekarze i rehabilitacja. To tak do zastanowienia.
A mnie sie wydaje, ze Tobie nie mozna dogodzic. Ledwo spedziliscie weekend razem i juz marudzisz, ze wyjezdza a Tobie zostaje dziecko i bieganie po zlobkach. No coz rola matki chyba na tym polega. To kobieta zachodzi w ciaze, rodzi i nawet jak pracuje to wiecej zajmuje sie dzieckiem i rezygnuje z wielu rzeczy . Od mezczyzny tylko zalezy czy bedzie chcial uczestniczyc w tych obowiazkach np. teraz wyjechal OK ale jak wroci to osobiscie zawiezie corke do zlobka badz wroci wczesniej i pojdzie na spacer
O Boże, to jest tak smutne, że jeśli sama miałabym mieć to wszystko na głowie, wolałabym nie mieć dzieci wcale. Bo na dobrą sprawę, gdy autorka nie ma do pomocy męża (który w zasadzie jest RODZICEM, a rodzice są od wychowywania. Tak, według mnie OBOJE - od rozpieszczania są dziadkowie) ani zawsze chętnej do pomocy babci, to, jeśli nie weźmiemy pod uwagę tej opiekunki, jest uziemiona i 80% jej życia to dziecko. Nuuuuuuda. Podczas, gdy mąż, pomimo że sam tak chciał dziecka (teraz jeszcze drugiego, sic!), to do jego faktycznego wychowywania jakoś się nie kwapi, bo lepiej bawi się na wyjazdach, gdzie ma prawdziwy fun.
Moim zdaniem Autorka nie przedyskutowała z mężem tego jak będzie wyglądać ich życie po urodzeniu się dziecka, sama zresztą aż tak bardzo go nie chcąc.
A zmienia się cholernie bardzo.
Patrząc na to z innej strony to może zwyczajnie nie dogadali się w małżeństwie w sprawie wychowania dziecka. Nie można od początku zakładać, że każdy będzie grzecznie pracował w miejscu zamieszkania i codziennie wracał do domu o tej 16 czy 17 godzinie. Praca też wymaga poświęceń. Mąż Autorki się niewątpliwie zachłysnął ta karierą, bo w sumie dziecko jest jeszcze chyba małe a on już od dawna działa w tym swoim biznesie.
Jeśli facet pracuje i rodzinie powodzi się całkiem dobrze, to akurat nie robi tego tylko dla własnej przyjemności. Problemem nie jest właściwie czy facet może, ale czy chce od siebie ograniczyć czas poświęcany pracy, na rzecz spędzenia czasu z rodziną. Nawet gdyby przystopował z pracą, to czy czuje w sobie potrzebę, aby sprawić przyjemność żonie czy pobyć z dzieckiem..?
165 2020-02-25 00:04:45 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-02-25 00:15:13)
Moim zdaniem Autorka nie przedyskutowała z mężem tego jak będzie wyglądać ich życie po urodzeniu się dziecka, sama zresztą aż tak bardzo go nie chcąc.
A zmienia się cholernie bardzo.
Teraz chyba jest tego świadoma.
Natomiast to ja zrezygnowałam z wielu rzeczy. To ja zmieniłam pracę, to ja zrezygnowałam z wyścigów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że autorka nie przemyślała swoich decyzji i teraz oczekuje, że mąż jej wynagrodzi niechciane konsekwencje tych decyzji.
PS. „Wynagrodzi” to niedobre określenie. Ale nie wiem, jakie będzie lepsze, może „poświęci swoje pasje i pracę, jak żona”, „pocierpi jak żona”, „ugrzęźnie w domu jak żona”.
W każdym bądź razie dużo w autorce niezgody na to, żeby mąż z możliwości korzystał, podczas gdy ona nie może. Czyli trochę pies ogrodnika wychodzi :-P
Winter.Kween napisał/a:Problem tutaj to brak zainteresowania zona. Jego zwyczajnie juz ona nie interesuje jako czlowiek.
Wyobraz sobie relacje z jakims super bliskim, super fascynujacym kumplem. Z kims z kim nie mozesz sie nagadac i kto jest ciekawy.
Dla takiej osoby znajdzie sie czas.
Zona takim kumplem nie jest i tyle.
To jest problem, nie pasja czy praca czy co innego. Nie brak czasu.To jest częsty problem w związkach w ogóle, moim zdaniem, że ludzie nie są siebie ciekawi, uważają, że znają drugą osobę na wylot i nie jest w tym drugim człowieku nic dla nich interesującego. I często tak bywa w rzeczywistości, więc ludzie przez lata rozmawiają tylko o codziennych sprawach, logistyce i problemach z dziećmi.
Oj tak! To sie ciagle dzieje. Dlatego ogolnie dziwi mnie, ze ludziom sie chce.
Pamietam, ze mialam takie przemyslenia ogladajac film Tully. Gdzie zona zaprzyjaznia sie z niania i jak zona miala ciezki dzien to niania jej kieliszek wina naleje, lub niania z nia pogada... podczas gdy maz gra w gre. Tym sie rozni przyjazn od zwiazku zwykle.
Przyjaciel dba o osobe, posmieje sie i porozmawia i wyzali. Malzenstwo? Calkiem co innego.
To jest porazka zycia w malzenstwie i rodzinie. Moim zdaniem.
Patrze tak na zwiazek autorki jaki sie tu przedstawia i na moja relacje z moim najlepszym przyjacielem.
Jestesmy przyjaciolmi od 13 lat. Potrafimy ze soba spedzac 24/7. Rozmawiamy codziennie, dajemy sobie komplementy codziennie.
I zainteresowanie nie slabnie nigdy. Nigdy nie bylismy soba znudzeni, zawsze mamy o czym rozmawiac i wspolna droga przez te lata i wspolne dorastanie jest niesamowitym doswiadczeniem. Tak powinno wygladac malzenstwo jak ta nasza relacja.
Z tego co pisze Blania, dziecko dało im trochę w kość obojgu.
Niemowlak i pierwsze dziecko, wiadomo, szok, a potem trudny dwulatek.
Później jest już z górki, 4latki są słodkie i w ogóle towarzystwo dziecka jak się z nim rozmawia nigdy nie jest nudne.
Więc może to taki trudny moment jest.
Blania1 napisał/a:Natomiast to ja zrezygnowałam z wielu rzeczy. To ja zmieniłam pracę, to ja zrezygnowałam z wyścigów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że autorka nie przemyślała swoich decyzji i teraz oczekuje, że mąż jej wynagrodzi niechciane konsekwencje tych decyzji.
PS. „Wynagrodzi” to niedobre określenie. Ale nie wiem, jakie będzie lepsze, może „poświęci swoje pasje i pracę, jak żona”, „pocierpi jak żona”, „ugrzęźnie w domu jak żona”.
W każdym bądź razie dużo w autorce niezgody na to, żeby mąż z możliwości korzystał, podczas gdy ona nie może. Czyli trochę pies ogrodnika wychodzi :-P
W punkt. Też o tym myślałam. Mam wrażenie, że albo ustalili taki podział i dopiero w trakcie wyszło, że autorce to jednak nie leży, albo nic nie ustalali, zakładając, że druga strona ma taką samą wizję postępowania po narodzinach dziecka. I tu się pojawia problem, bo wizje były najwyraźniej inne. Autorka poświęciła różne rzeczy, bo chciała (oczywiście chcieć mogła z różnych powodów, mogła wierzyć, że tak jest najlepiej, że tak trzeba, że dobro dziecka, cokolwiek, ale - chciała, nie zrobiła tego pod przymusem), a teraz jest niezadowolona, bo mąż nie robi tego samego. A przecież gdzieś tam jest też zdanie męża - może mu odpowiada obecny stan rzeczy, może też by wolał coś zmienić, a może - podobnie jak autorka - wolał wersję żony sprzed pojawienia się dziecka?
Poza tym tu jest dużo spraw do rozwiązania, bo - jak zrozumiałam - autorka jest dobrze sytuowana, ma pomoc do sprzątania. W samej kwestii obowiązków domowych można by więc wiele zdziałać - zwiększyć częstotliwość przychodzenia pani sprzątającej tak, żeby autorka nie musiała wiele w domu robić, znaleźć jakąś nianię, żeby autorka z mężem miała czas również na randki, a nie tylko na rodzinną sielankę, jeżeli mieszkają w większym mieście - duże zakupy na dowóz np. raz na tydzień, przemyśleć "strategię obiadową" - tak planować menu, żeby nie gotować dzień w dzień, a jednak nie jeść w kółko tego samego, albo poszukać jakiegoś sensownego jedzenia "na mieście" czy też na dowóz, bo przecież teraz jest dużo i zdrowych, i smacznych opcji. No... generalnie dużo można, żeby autorka poczuła, że ma sporo czasu dla siebie. Wtedy jedynym problemem byłaby częsta nieobecność męża, ale autorka miałaby możliwość zagospodarowania sobie czasu tak, żeby się nie nudzić. Kwestia organizacji.
Tak sobie tylko dodam, że parę miesięcy temu rozmawiałam z mamą, pytając o ten mit zimnej kawy (wiecie, że jak się dziecko urodzi, to te matki nigdy nie mogą wypić ciepłej kawy, bo tyle roboty), bo może ja - bezdzietna lambadziara xD - to się nie znam. Mama się popukała po głowie i stwierdziła, że ten okres, kiedy mój brat chodził do żłobka, ja do pierwszej klasy, a ona do pracy (ojciec pracował w innym mieście, zdarzało się że tam nocował), wspomina jako moment, w którym miała najwięcej czasu dla siebie, bo przecież jak już siedziała po pracy w domu z dziećmi, to już luz, tyle czasu na wszystko. Więc, no, jakoś trudno mi uwierzyć w to, że układ dziecko w żłobku + pani sprzątająca + praca, jest tak bardzo ponad czyjeś siły.
MagdaLena1111 napisał/a:Blania1 napisał/a:Natomiast to ja zrezygnowałam z wielu rzeczy. To ja zmieniłam pracę, to ja zrezygnowałam z wyścigów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że autorka nie przemyślała swoich decyzji i teraz oczekuje, że mąż jej wynagrodzi niechciane konsekwencje tych decyzji.
PS. „Wynagrodzi” to niedobre określenie. Ale nie wiem, jakie będzie lepsze, może „poświęci swoje pasje i pracę, jak żona”, „pocierpi jak żona”, „ugrzęźnie w domu jak żona”.
W każdym bądź razie dużo w autorce niezgody na to, żeby mąż z możliwości korzystał, podczas gdy ona nie może. Czyli trochę pies ogrodnika wychodzi :-PW punkt. Też o tym myślałam. Mam wrażenie, że albo ustalili taki podział i dopiero w trakcie wyszło, że autorce to jednak nie leży, albo nic nie ustalali, zakładając, że druga strona ma taką samą wizję postępowania po narodzinach dziecka. I tu się pojawia problem, bo wizje były najwyraźniej inne. Autorka poświęciła różne rzeczy, bo chciała (oczywiście chcieć mogła z różnych powodów, mogła wierzyć, że tak jest najlepiej, że tak trzeba, że dobro dziecka, cokolwiek, ale - chciała, nie zrobiła tego pod przymusem), a teraz jest niezadowolona, bo mąż nie robi tego samego. A przecież gdzieś tam jest też zdanie męża - może mu odpowiada obecny stan rzeczy, może też by wolał coś zmienić, a może - podobnie jak autorka - wolał wersję żony sprzed pojawienia się dziecka?
Poza tym tu jest dużo spraw do rozwiązania, bo - jak zrozumiałam - autorka jest dobrze sytuowana, ma pomoc do sprzątania. W samej kwestii obowiązków domowych można by więc wiele zdziałać - zwiększyć częstotliwość przychodzenia pani sprzątającej tak, żeby autorka nie musiała wiele w domu robić, znaleźć jakąś nianię, żeby autorka z mężem miała czas również na randki, a nie tylko na rodzinną sielankę, jeżeli mieszkają w większym mieście - duże zakupy na dowóz np. raz na tydzień, przemyśleć "strategię obiadową" - tak planować menu, żeby nie gotować dzień w dzień, a jednak nie jeść w kółko tego samego, albo poszukać jakiegoś sensownego jedzenia "na mieście" czy też na dowóz, bo przecież teraz jest dużo i zdrowych, i smacznych opcji. No... generalnie dużo można, żeby autorka poczuła, że ma sporo czasu dla siebie. Wtedy jedynym problemem byłaby częsta nieobecność męża, ale autorka miałaby możliwość zagospodarowania sobie czasu tak, żeby się nie nudzić. Kwestia organizacji.
Tak sobie tylko dodam, że parę miesięcy temu rozmawiałam z mamą, pytając o ten mit zimnej kawy (wiecie, że jak się dziecko urodzi, to te matki nigdy nie mogą wypić ciepłej kawy, bo tyle roboty), bo może ja - bezdzietna lambadziara xD - to się nie znam. Mama się popukała po głowie i stwierdziła, że ten okres, kiedy mój brat chodził do żłobka, ja do pierwszej klasy, a ona do pracy (ojciec pracował w innym mieście, zdarzało się że tam nocował), wspomina jako moment, w którym miała najwięcej czasu dla siebie, bo przecież jak już siedziała po pracy w domu z dziećmi, to już luz, tyle czasu na wszystko.Więc, no, jakoś trudno mi uwierzyć w to, że układ dziecko w żłobku + pani sprzątająca + praca, jest tak bardzo ponad czyjeś siły.
Trochę trudno się wypowiadać, nie będąc w skórze autorki, ale przecież każdy ma jakieś interpretacje, będące pochodną tego, co tu przeczytał i swoich obserwacji i/lub doświadczeń. Jednak nie wydaje mi się, że problemem autorki jest przemęczenie spowodowane przeciążeniem obowiązkami, ale ona zwyczajnie się nudzi powtarzalnością i rutyną oraz brakuje jej uwagi i czasu ze strony męża. Jakby rzeczywistość rozminęła się z oczekiwaniami. Bo miał być chyba idylliczny obrazek uśmiechniętej rodzinki, spędzającej wspólnie każdą wolną chwilę i czerpiącej z tego energii a stało się życie. A autorka sobie z tym nie radzi i jak znudzona flądra czeka, aby ją mąż zabawiał swoją uwagą i organizował atrakcje zamiast samej ciekawie zorganizować sobie czas i cieszyć się nawet z tych niewielu wspólnych chwil, które udaje im się razem spędzać.
Nie wydaje mi się, że warto w celach tylko taktycznych dezorganizować życie męża, które aktualnie mocno skupione jest wokół czynności zawodowych, będących pochodną jego pasji. Bo to, że facet jest poukładany i dba o swoją pracę, firmę i status to nie jest raczej nic negatywnego, a de facto wskazuje, że jest on osobą ODPOWIEDZIALNĄ. Jak rozwija biznes to normalne, że dużo jego uwagi pochłaniają sprawy z tym związane. To, że on aktualnie nie traktuje żony jako priorytet ważniejszy od firm, które rozwija oraz nie podporządkuje swoich celów życiu rodzinnemu o niczym nie musi świadczyć. Być może to "okres przejściowy".
Oczywiście, są faceci, czy ogólnie partnerzy, bo kobiety również, skupieni na osobie partnera i "rzucający dla nich wszystko". Pewnym problemem jest wtedy jednak brak własnych celów poza "miłością partnera", a postawa taka nie budzi na dłuższą metę szacunku, jak mnie się wydaje. Człowiek nie mający własnych celów bywa podejrzewany o miałkość, bylejakość i ogólnie pustkę wewnętrzną, która skutkuje tym, że taka osoba staje się zwyczajnie mało interesująca i nudna. Dlatego autorko byłoby najlepiej abyś znalazła sobie jakąś pasję, w której mogłabyś się realizować w obecnej sytuacji, a która by Ciebie zajmowała i jednocześnie czyniłaby Ciebie dla męża bardziej interesującą i ciekawą osobą i pozwalała Wam jakoś dzielić się swoim wnętrzem w odpowiedzi na zainteresowanie partnera.
Może Blania po prostu czuje się niepewnie jako kobieta przy mężu..
Jakoś nie do końca wie jak fdo niego dotrzeć .
Po takim weekendzie powinna być naładowania dobrą energią.
171 2020-02-25 12:22:17 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-02-25 12:22:35)
Sama robi z siebie pustą lalę. Te fotki i jakieś bieliźniane sztuczki raczej nie pokazują, że ma coś więcej do zaoferowania. No sorry, ale tak to dla mnie wygląda: znudzona pusta lalka, która czuje, że zbyt wiele nie ma do zaoferowania.
172 2020-02-25 13:05:36 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-25 13:06:38)
Wiem.nie wygląda dobrze, z tym wabieniem na bieliznę,
Z tym że znam fajne kobiety, które mają wiele do zaoferowania,ale nie dostały w życiu dla siebie uznania od mężczyzn waznych w swoim życiu i jakos nie czują się super..
Widać to w ich zachowaniu..
Ale nie wiem czy to przypadek Blanii.
Osobiście nie uważam o kobiecie wysyłającej sexy fotki do swojego partnera jako o pustej lali. Znam kobiety bardzo inteligentne, na wysokich stanowiskach, które to robią czasem by podkręcić atmosferę w sypialni i nie jest to jedyny sposób, ale jeden z wielu.
Odbijając piłeczkę, mogę stwierdzić, że nie wysyłają te co z wyglądu nie mają co zaoferować, za przeproszeniem, ale myślicie stereotypowo
Wszystko wskazuje na to, że Autorka rozczarowała się sytuacją, jaka zaistniała obecnie w jej rodzinie. Spodziewała się zapewne kompletnie odmiennego obrotu sprawy. Po wspomnianym uczuciu rozczarowania, kiedy po weekendzie mąż już musi wyjechać, Autorka zadała sobie chyba sprawę, że nie tego oczekiwała. Może to błędne wrażenie, ale mam wrażenie, że oczekuje od męża, aby kompletnie zmienił swoje nastawienie do pracy. Wiązałoby się to z diametralną zmianą poziomu ich życia, bo musiałby pewnie zamknąć swoją jedną firmę, jeśli nie dwie, skoro obowiązki zmuszają go do ciągłych wyjazdów. Gdyby zatem siedział ciągle na miejscu, może i by Autorkę zadowolił swoją częstszą obecnością, ale kto wie, jakby Autorka zareagowała na te zmiany w życiu zawodowym, czy nie miałaby do męża pretensji, że im się standard życia obniżył? Tutaj pewne przesłanki wskazują, że żona od męża oczekuje, iż praca ma stanowić dla niego tylko konieczność, której poświęca minimalną ilość czasu a pozostały zaś poświęcać dla rodziny. Fakt jest taki, że facet jest obrotny, zaradny i nie da rady tego wszystkiego tak ograniczyć od razu. Może po jakimś dłuższym czasie uda się wypracować jakieś rozwiązanie.
Ja się zgadzam z tym, że wysłanie erotycznej fotki partnerowi to nic złego. Tyle że traktowałbym to właśnie jako wyżej wspomniane urozmaicenie życia seksualnego, sposób na flirt na odległość itp., a nie magiczny sposób na, hm, przywrócenie małżeńskiego pożycia do stanu sprzed chyba wielu miesięcy. Tzn. nie oczekiwałabym po tym cudu ani nie uznałabym porażki za świadczącą o czymkolwiek.
Osobiście nie uważam o kobiecie wysyłającej sexy fotki do swojego partnera jako o pustej lali. Znam kobiety bardzo inteligentne, na wysokich stanowiskach, które to robią czasem by podkręcić atmosferę w sypialni i nie jest to jedyny sposób, ale jeden z wielu.
Odbijając piłeczkę, mogę stwierdzić, że nie wysyłają te co z wyglądu nie mają co zaoferować, za przeproszeniem, ale myślicie stereotypowo
ale inne rzeczy działają na początku, gdy się mało znamy, inne potem.
Choćby nie wiem jak piękna bużka i biust.. uważam że ma ograniczoną siłę rażenia w stałym związku z biegiem czasu.
A bielizna najlepiej zaskakuje na żywo.
177 2020-02-25 14:19:19 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-02-25 14:19:32)
Ja się zgadzam z tym, że wysłanie erotycznej fotki partnerowi to nic złego. Tyle że traktowałbym to właśnie jako wyżej wspomniane urozmaicenie życia seksualnego, sposób na flirt na odległość itp., a nie magiczny sposób na, hm, przywrócenie małżeńskiego pożycia do stanu sprzed chyba wielu miesięcy. Tzn. nie oczekiwałabym po tym cudu ani nie uznałabym porażki za świadczącą o czymkolwiek.
Mam podobnie. Można się jakoś tak nakręcać, budować napięcie itp. jak ktoś lubi, ale nie traktować tego jako sposób na zaistnienie w partnera myślach w ogóle, bo właściwie istnieje się wtedy właśnie tylko w tej sferze. Dlatego radzę autorce, żeby się czymś zajęła, stała się interesująca jako człowiek, partner i kobieta także poza seksualną sferą.
Autorke przerasta macierzynstwo i stad te pretensje. Przeciez widziala z kim zaklada rodzine , ze maz jest zalatany i nawet jak zminimalizuje swoje pasje to podejrzewam , ze I tak bedzie caly czas poza domem. Sam standard ich zycia nie pozwoli im na poluzowanie z praca .Autorka pewnie tez jest przyzwyczajona do dobrobytu i nie oszukujmy sie - nie chcialaby rezygnowac z kasy i miec meza w domu rano , wieczor i w poludnie. Chcialaby miec i chlopa przy sobie i by zyli dostatnie ale tak sie nie da
Wysyłanie sobie gorących fotek może być właśnie jedynie zachętą, swoistym sposobem na rozbudzenie w relacji tego żalu. Tylko czy to zdziała na dłuższą metę? Po którymś tam razie, facet już nie będzie tak entuzjastycznie reagował..Autorka wspomniała, że zajmuje się też czymś, poza opieką nad dzieckiem i prowadzeniem domu, zatem jest przekonana, że o siebie dba, czując się wartościowa. Niech to pokaże swojemu mężowi, aby zaczął dostrzegać w niej kogoś więcej, niż matkę swoich dzieci i atrakcyjną fizycznie kobietę. Niech się stanie dla niego ciekawą osobą
Istotka6 napisał/a:Osobiście nie uważam o kobiecie wysyłającej sexy fotki do swojego partnera jako o pustej lali. Znam kobiety bardzo inteligentne, na wysokich stanowiskach, które to robią czasem by podkręcić atmosferę w sypialni i nie jest to jedyny sposób, ale jeden z wielu.
Odbijając piłeczkę, mogę stwierdzić, że nie wysyłają te co z wyglądu nie mają co zaoferować, za przeproszeniem, ale myślicie stereotypowoale inne rzeczy działają na początku, gdy się mało znamy, inne potem.
Choćby nie wiem jak piękna bużka i biust.. uważam że ma ograniczoną siłę rażenia w stałym związku z biegiem czasu.
A bielizna najlepiej zaskakuje na żywo.
Co kto lubi bo jedni wola dostac zdjecie w pracy i caly dzien fantazjowac, a inni wola tylko na zywo.
Najpierw na zdjęciu, żeby podkręcić i rozgrzać i potem będzie lepiej smakować na żywo
Prawda jest taka, że jestem zmęczona. W tym tygodniu codziennie spałam po 3-4 godziny dziennie. Mam ogromną ilość pracy i nie potrafię sobie poradzić. Do tego jestem wypalona zawodowo. To też wpływa na mnie i na związek.
W takim razie, skoro nie jesteś do końca zadowolona z pracy, myślałaś wcześniej o zmianie? Rozmawiałaś o ewentualnej zmianie z mężem?