Na chwile obecna jestem w bardzo smutnym nastroju. Uwazam ze nikomu sie nie podobam skoro jeden z nielicznych facetow ktory mi sie spodobal mnie nie chcial. Zastanawia mnie tylko czy to ja mu sie nie podobalam czy on w ogole jest generalnie nastawiony na seks. Wydaje mi sie ze raczej fizycznie sie mu podobalam, a raczej bylam tego pewna ale teraz przestalam w to woerzyc i czuje sie jak ostatnia lajza z 2 dzieci na stanie ktora juz nigdy nie znajdzie fajnego faceta do zycia. Same klaki sie mna interesuja
Po wyprowadzce męża długi czas dochodziłam do siebie, w pewnym momencie przyszedł moment gdy poczułam, że może warto otworzyć się na nowe, sprawa moja wygląda jednak tak, że miałam 3 malutkich dzieci i jakby zdawałam sobie sprawę, że to nie będzie takie łatwe.
Było różnie i podłużnie, randkowałam tylko wtedy gdy dzieci były u swojego Taty, nawet weszłam w "relację" stricte weekendową - wyjazdy, kino, wspólne spędzanie czasu - ale nie związek, było to coś wartościowego - fajne doświadczenie.
Miałam też rzuty desperacji, a jakże.
Ale doszłam do etapu, gdy zrozumiałam, że mam w gruncie rzeczy spokojne, fajne życie - fantastyczne dzieciaki (po drodze było kilka panów, którym one nie przeszkadzały, ale z kolei ja nie chciałam nic z tymi panami ), wszystko miałam z dziećmi poukładane, mieliśmy swój rytm dnia, swoje nawyki, stwierdziłam, że nie chcę nikogo w ten nasz cudowny układ wkomponowywać. Złapałam dystans i przestałam oczekiwać.
I bum!
Pojawił się ktoś i jest z nami teraz na co dzień.
Dystans, jeszcze raz dystans.
Jak komuś zależy to to widać, słychać i czuć. To jest wszystko bardzo proste, bez sensu sami to komplikujemy.