Historia przedstawia się tak: poznałam na portalu faceta. Ma 35 lat. Zaczepił mnie on 4 listopada. Przenieśliśmy się na messengera. Wiadomości od niego rzadkie, dziwne dla mnie. Zwykle hej co tam, potem cisza i tak co jakiś czas, krótka wymiana zdań, dosłownie wyrazów. Widać, że facet niezbyt rozmowny. Dlatego jakoś nie przykładałam do tego wagi, chociaż spodobał mi sie z wyglądu. Kilka razy rzucał tylko czy może dzisiaj przyjechać, np. na herbatkę ja pisałam że nie bo mam dzieci. Poprosił też o nr telefonu, powiedziałam, że nie daję, dopiero po 1 spotkaniu, jeśli będzie ok. W końcu po 3 tygodniach jakoś umówiliśmy sie na spotkanie, napisałam mu że mogę. Ustawiliśmy się na poniedziałek na wieczór. Było to w piątek, przez weekend się nic nie odzywał. W poniedziałek miałam do załatwienia inne sprawy, ale na wszelki wypadek wzięłam ładne ubranie, gdyby się okazało że jednak przyjechał i jest. Dodam, że sama też się nie odzywałam. Po załatwieniu spraw, gdy doszło do godizny spotkania, weszłam na messengera, widać było że też wszedł, pewnie żeby zobaczyć czy coś napisałam. Przeszło bez echa, pomyślałam,że dupek i zostawiłam sprawę. Nic sie nie odzywaliśmy, żadne.
Dnia 8 grudnia zobaczyłam jego zdjęcie na fb i postanowiłam na luzie napisać, napisałam, zapytałam, czemu tak wtedy to wyszło, napisał,że jego zdaniem to była luźna umowa, nikt nic nie potwierdził, więc on nie traktował tego poważnie. No dobra, jakoś od słowa do słowa (a on pisał mało) doszło do tego, że jednak sie spotkamy, tym razem nie zawiedzie. Spotkaliśmy sie wreszcie 19 grudnia. Facet spodobał mi się STRASZNIE z wyglądu. Totalnie mój typ, totalna chemia. Z jego strony było widać to samo. Byliśmy razem na kawce, trwało to ok 2 godzin. Nie chcieliśmy sie rozstać.
Jakieś 2 ha po tym jak sie rozstaliśmy, napisał, że bardzo mu się podobam, ja mu napisałam wprost to samo. W wiadomościach zaproponował też abyśmy swięta spędzili razem i w styczniu napisał, że weźmie tydzień wolnego i pojedziemy razem na narty z moimi dziećmi (ja napisałam, że się wybieram). Był zdziwiony że się zgodziłam, a ja nie ukrywałam w ogóle że bardzo mi sie podoba. Chciał też przyjechać w sobotę bo miał wolny dzień, ale ja byłam z dziećmi i odmówiłam.
No i się zaczęło
W piątek rano coś tam napisał i tyle, wieczorem już zniknął i nie było z nim kontaktu. Byłam strasznie rozczarowana, w sobotę rano napisał hej, ja byłam zła, że nie pożegnał sie w piątek i napisałam, że nie chcę tego ciągnąć, bo dla mnie za rzadko pisze i jakieś to jest takie dziwne, bo w zasadzie my o niczym nie gadaliśmy, jego odpowiedzi zawsze były szybkie i krótkie. Przyznał, że był na śledziku w pracy i zapili. Rano w sobotę miał kaca. No ale jakoś od słowa do słowa napisał, że zmieni to, dałam mu wtedy nr telefonu, ucieszył sie, wymieniliśmy kilka sms. i tak było każdego dnia, chodził niby spać już o 21, nie żegnał się, zasypiał, nie czekał gdy ja kładłam dzieci spać żeby pogadać. Taki jakby mu nie zależało, a rano przepraszał.
W niedzielę rano pojechał do rodziny na święta. W poniedziałek umówiliśmy sie że wieczorem pogadamy jak umawiamy sie na wtorek, bo mieliśmy od 10 spędzić czas razem.
Oczywiście poszedł niby spać i nie zadzwonił.
Byłam wściekła i popłakałam się. Znowu mu powiedziałam, że ja nie chcę takiego dziwnego związku, gdzie mnie kiwa i prawie nie gadamy. Mówił, że chciałby żebym ciągle do niego dzwoniła, sam z kolei prawie nie dzwonił. A kiedy wieczorem dzwoniłam, w ogóle nie odbierał.
W e wtorek powiedział, że przecież pada i nie będziemy razem gdzieś tam włóczyć się, skoro ja nie chcę iść do niego a nie chcę go do siebie.
Jakoś tam w końcu mnie przebłagał i umówiliśmy sie, że przyjedzie w środę i zostaniemy razem do pt.
We wtorek właściwie zerwaliśmy, powiedziałam mu że nasza komunikacja jest na tyle zła, że ja nie dam rady i że nie chcę sie w to bawić dalej.
Napisał ok dzieki, a potem "no skoro nie chcesz to trudno. cześć"
Nie odzywał sie 2 godziny, które przepłakałam, po 2 godzinach napisał, że bardzo mu zawróciłam w głowie i nie może przestać o mnie myśleć.
Boże, moja głowa aż ekslodowała z radości. Przegadalśmy wtedy ze 3 godziny wreszcie, ale znowu były to rozmowy o naszych uczuciach, a nie takie jak ludzie się poznają, czyli o świecie itd. Powiedziałam mu że sie popłakałam, zadzwonił, mówił do mnie bardzo czule i wtedy myślę, ze obojgu nam włączyło sie duże pożądanie, na 100% poczuł je i on i ja. Nie mogłam sie doczekać środy, miał przyjechać popołudniu. Ostatnia wiadomość od niego to było "czy sie pokochamy", nic nie odpisałam, wcześniej stanęło na tym, że ja seksu nie chcę, tylko się pocałować i tyle.
Rano odezwał się w środę, że dla niego popołudniu znaczy 18. Wściekłam sie kolejny raz i postawiłam mu ultimatum, że albo przyjeżdża na 13 albo ja wychodzę i nie będę kolejny raz czekać. Napisał, że w takim razie przyjedzie, bo nie chce mnie stracić. Uzyliśmy wtedy słowa "kochanie" , ja pierwsza, on widać, że mu sie to spodobało i też napisał "jadę kochanie"
Przyjechał. No i tu nastąpi koniec histori
Od razu się przytuliliśmy i pocałowaliśmy
Było świetnie, pierwszy raz w życiu, a mam 37 lat poczułam do kogoś tak z miejsca miętę bez zastrzeżeń. Całowaliśmy się, przytulaliśmy, było cudownie. Na początku poczułam, że wyraźnie drżał na całym ciele, widać to bardzo przeżywał. Na samo wspomnienie aż mi sie płakać chce
Aż w końcu przenieśliśmy sie do łóżka. No i się zaczeło.
Widać było, że ledwie nad sobą panuje, chyba z pół godziny przekomarzaliśmy sie, ja na początku w żartach, potem na poważnie sie wkurzyłam, bo widziałam, że przestaje sie kontrolować. Tak, moja wina, że go zachęcałam, ale pocałunki były naprawdę gorące, dla mnie było super i na razie tak chciałam aby na tym zakończyć. Jakoś nie mogłam sobie w głowie ułożyć, że tak od razu od tego zaczynamy i że nie gadamy w ogóle tylko od seksu. Zaczęłismuy gadać, ale co chwila kończył rozmowę i zaczynaliśmy się dalej całować.
W końcu naprawdę sie zezłościłam, powiedziałam że mamy sie ubrać i że nie chcę seksu (zdjął mi spodnie)
i wtedy jego reakcja mnie zabiła: wstał, zezłoszczony, rzucił, że mi nie zależy na nim kompletnie skoro nie chcę tego zrobić z nim i po prostu pojechał.
Nie zatrzymywałam go, bo byłam w szoku. W odruchu wściekłości zablokowałam go na messengerze.
Jakieś 4-5 godzin później odblokowałam go, zobaczyłam, że wyrzucił mnie ze znajomych i zalało mnie po prostu żalem. Nie wytrzymałam i napisałam mu dlaczego to zrobił. Odpisał, że widocznie go nie chcę tak jak on mnie, skoro nie chcę się z nim przespać, że on by mnie na pewno po tym nie zostawił, bo on sie zakochałby we mnie po seksie na dobre. i że on nie wyobraża sobie czekać pół roku na seks ze mną. Tak rzeczywiście mu pisałam wcześniej, ale teraz odpisałam, że tak tylko mówiłam, że byłby wcześniej niż poł roku, a teraz minął dopiero tydzień od 1 spotkania i nie chciałam tego.
Napisałam mu na koniec "durniu jeden, zabujałam sie w tobie i chciałam cię na zawsze a nie tylko na raz"
Po tym nie odpisał nic. Dzisiaj o 14 przysłał mi tylko łapkę i tyle.
Koniec historii.
Powiedzcie mi, czy ja coś zrobiłam nie tak? Czy niepotrzebnie sie z nim całowałam? Ale miałam ochotę na pocałunki, gdyby nie był tak nachalny i uszanował, zę akurat nie chcę teraz to nie wiem czy do seksu by potem nie doszło. Jego nachalność mnie zaalarmowała.
Czy to znaczy, że on od razu chciał tylko seksu? Czy to możliwe, że tak się napalił, że chciał tego seksu i że potem bylibyśmy razem?
Czy to zwykły dupek?
Czy on jeszcze się odezwie?
Mam straszny mętlik w głowie on mi sie bardzo spodobał, jestem spokojną wierną kobietą i chciałam z nim stworzyć związek Coś zrobiłam nie tak? Napisałam mu wiele razy wcześniej, że poprzednie związki czasem zaczynałam od seksu i że teraz tak nie chcę, on niby też mówił, że wcześniej z kolei nie zaczynał nigdy od tego, że miał tylko 3 czy 4 kobiety i zaczynał od spotkań i że szuka właśnie takiej kobiety jak ja.
Ciągle o nim myślę