Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 326 do 390 z 651 ]

326

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

lisseo A ja się zawsze zastanawiam, jak można do niektórych ludzi dotrzeć. Jak można jakoś się z nimi porozumieć, skoro sami nie mają odwagi czy chęci, aby zaznaczyć, że  nie odpowiada im aktualna sytuacja życiowa, że coś chcą zmienić w sobie czy sposobie, w jaki są traktowani, ale oczekują jakiś cudów od swojego partnera. Spodziewają się, że będzie im czytał w myślach. Czytając historię Kubiusia sam pewnie bym postąpił podobnie, bo jeśli kobieta w trakcie całego małżeństwa nie zająknęła się wcześniej, że nie pasuje jej to, jak się jej partner do niej odnosi, ale nie raczyła w żaden sposób go uświadomić i jeszcze doszło do zdrady, to o kim tak naprawdę źle świadczy aktualna sytuacja? Facet robił co mógł, aby obdarzyć swoją żonę troską i miłością a ona zachowywała jak rozkapryszona dziewczynka, która nie potrafi się z nikim porozumieć inaczej, niż za pomocą fochów i dąsań. Autor szczerze i otwarcie przedstawił historię swojego związku i choć ostatecznie wyszło na to, że jego podejście do związku okazało się być mocno nacechowane jego indywidualnymi potrzebami, to dlaczego żona pozostawała cały czas bierna i pozwalała na coś, co jej nie odpowiadało? Albo po prostu była zbyt wygodna, nie chcąc zmieniać faktycznego stanu, choć dla podkręcenia atmosfery zdecydowała się na romans..

Ok, zdrada jet słaba, ale kurczę to, co tu czytam to jakaś hagiografia świętego, droga od zera do bohatera, uduchowiona, poetycka wizja jego umęczonej i zranionej osoby. Kumam, że może czuć się urażony, no ale gdzie tu miejsce na tlen w tym związku, wspólne decyzje, budowanie. Nie chodzi o to żeby się dla kogoś poświęcać w imię jakiejś swojej wizji związku, to rodzi frustracje, bo poświęcanie oznacza, że zaprzeczam własnemu ja. Owszem, jeśli ona weszła w taką więź, to znaczy, że tam też jakieś potrzeby nie były zaspokojone, ale może ona nie umiała się zbuntować ? Nie znamy jej życia. No ale kurczę każdy ma prawo otrzeźwieć i stwierdzić, że nie o to chodzi w życiu i co ma się ona teraz płaszczyć ? On i tak nie zrozumie że coś w jego wizji nie  gra. Szkoda, że wcześniej nie odkryli że coś nie działa. No totalny brak komunikacji. Szkoda życia trzech osób.

Zobacz podobne tematy :

327

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Święty to raczej za dużo powiedziane. Człowiek ostro się przejechał na kimś, kogo szczerze pokochał. Z jego historii wyłania się obraz człowieka, który się zawiódł na bliskiej osobie. Choć jego wyobrażenie o idealnym małżeństwie trochę odbiegało od rzeczywistości, ja mu szczerze współczuje, bo chłop w tym całym swoim związku był aż do bólu szczery i uczciwy a tak często kłamstwo i oszustwa są tym, co najskuteczniej burzy wszystko między ludźmi. Dlatego w tej całej historii najdziwniejsze jest dla mnie to, że nie byli oboje w stanie się w ogóle porozumieć. W szczególności żona nie mogła czy nie chciała znaleźć sposobu, aby zakomunikować Autorowi, że oczekuje trochę innego podejścia, niż takie, jakie on prezentuje. Jeśli coś nam nie pasuje, to staramy się to komunikować a tutaj żona niby nie była zadowolona z przebiegu sytuacji, ale pozwalała mężowi na kontynuowanie takiej strategii. Zatem nie rozumiem motywacji tej kobiety, która uciekła w romans, bo pewnie nie pasował jej taki model życia, ale cały czas trwała przy mężu, bo w pewnym sensie mogła czuć się wygodnie, skoro wszystko pozostawało tak, jak było do tej pory. Nikt nie musi się przed nikim płaszczyć, ale dlaczego kobieta nie powiedziała WPROST mężowi, że jej tak bardzo czegoś brakuje lub/i nie odpowiada aktualny stan? Zdradzie jej winna osoba zdradzająca, więc ciężko, żeby Autor nie czuł się urażony, tym bardziej, że sam był przekonany, że nic złego nie robi. Dopiero ten romans i jego konsekwencje otworzyły mu oczy, ale szczerze: czy można nie czuć głębokiego zawodu na jego miejscu? Przynajmniej z tego, co tutaj wiemy, nie było żadnych oszustw, kłamstw czy przemocy, zatem ktoś na miejscu Autora zastanawia się gdzie popełnił błąd. A żona, której niby tak bardzo nie pasuje ten styl życia i podejście męża, nie może mu tego zakomunikować, tylko ucieka do innego faceta?
Nie zmienia to faktu, że na dłuższą metę zachowanie Autora przypomina podejście ojca i opiekuna niż partnera.

328

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Święty to raczej za dużo powiedziane. Człowiek ostro się przejechał na kimś, kogo szczerze pokochał. Z jego historii wyłania się obraz człowieka, który się zawiódł na bliskiej osobie. Choć jego wyobrażenie o idealnym małżeństwie trochę odbiegało od rzeczywistości, ja mu szczerze współczuje, bo chłop w tym całym swoim związku był aż do bólu szczery i uczciwy a tak często kłamstwo i oszustwa są tym, co najskuteczniej burzy wszystko między ludźmi. Dlatego w tej całej historii najdziwniejsze jest dla mnie to, że nie byli oboje w stanie się w ogóle porozumieć. W szczególności żona nie mogła czy nie chciała znaleźć sposobu, aby zakomunikować Autorowi, że oczekuje trochę innego podejścia, niż takie, jakie on prezentuje. Jeśli coś nam nie pasuje, to staramy się to komunikować a tutaj żona niby nie była zadowolona z przebiegu sytuacji, ale pozwalała mężowi na kontynuowanie takiej strategii. Zatem nie rozumiem motywacji tej kobiety, która uciekła w romans, bo pewnie nie pasował jej taki model życia, ale cały czas trwała przy mężu, bo w pewnym sensie mogła czuć się wygodnie, skoro wszystko pozostawało tak, jak było do tej pory. Nikt nie musi się przed nikim płaszczyć, ale dlaczego kobieta nie powiedziała WPROST mężowi, że jej tak bardzo czegoś brakuje lub/i nie odpowiada aktualny stan? Zdradzie jej winna osoba zdradzająca, więc ciężko, żeby Autor nie czuł się urażony, tym bardziej, że sam był przekonany, że nic złego nie robi. Dopiero ten romans i jego konsekwencje otworzyły mu oczy, ale szczerze: czy można nie czuć głębokiego zawodu na jego miejscu? Przynajmniej z tego, co tutaj wiemy, nie było żadnych oszustw, kłamstw czy przemocy, zatem ktoś na miejscu Autora zastanawia się gdzie popełnił błąd. A żona, której niby tak bardzo nie pasuje ten styl życia i podejście męża, nie może mu tego zakomunikować, tylko ucieka do innego faceta?
Nie zmienia to faktu, że na dłuższą metę zachowanie Autora przypomina podejście ojca i opiekuna niż partnera.

Tak oboje przegieli. Zgadzam się Bagiennik. Ona brakiem komunikacji A pan Kubuś jakimś dziwnie pojmowanym poswieceniem. Ludzie to nie wplatomaty. Jak dajesz bez żądań to biorą. Niestety w tym wszystkim cierpi osoba nr 3, choć już dorastajaca, bo rodzice odstawiają maniane na chacie zamiast zadecydować albo rybki albo pipki;) po co ciągnie ten teatr ? Może lubi cierpieć? Może to jakaś forma kary? I to grozenie odebraniem praw rodzicielskich i satysfakcja, że po rozwodzie będzie mieć źle, trochę słabe. Ona zresztą też nie umie też tego przerwać. Ech.

329 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-12 22:37:39)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Jak na dłoni  widać,  że Lisseo nie przeczytała całego tematu, i postanowiła  się wypowiedzieć. W dlugich tematach coś  się dzieje, a po Twojej ocenie  widać  że w połowie  Ci się znudziło,  bo od Hagiografii  autor przeszedł jakaś  drogę,  ale  Ty masz to gdzieś.

330 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-05-14 01:29:19)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
lisseo napisał/a:

Przepraszam Cie Kubuś, ale nie ufam takim egzaltowanym typom jak Ty. Myślę, że nie byłeś tak uroczy w ty małżeństwie jak opisujesz. No ale tego się nie dowiemy.

Lisseo - nie dziwię Ci się, że ciężko Ci uwierzyć w to co tu opisałem, bo ... nawet mnie samemu ciężko to zaakceptować. Sam sobie nie wierzę.
Nie określiłbym się jako osoby uroczej. Czy jestem nierealny, wręcz nierzeczywisty?
Jestem tu wśród Was. Być może mijacie mnie gdzieś na ulicy. Jestem prawdziwy. I dziwny. Przyznaje Ci rację. Ale dziwny tylko dlatego, że nie znałem innego życia. Nie miałem innych partnerek, nie miałem wcześniejszych doświadczeń. Była tylko moja żona.
Moją największą wadą (albo zaleta...) jest fakt, iż nie znałem innego życia. I jeszcze rok temu mi to nie przeszkadzało. Miałem koleżanki, kolegów i tylko tak ich traktowałem.
Dziś moja żona nie chce nawet przez minutę rozmawiać o Panu X. Nurtuje mnie w związku z tym jedna kwestia, ale nie mam odwagi spytać lub może jestem tchórzem i nie chce poznać odpowiedzi. Nie wiem bowiem czy wynika to z faktu, iż uważa że zrobiła największą głupotę swojego życia czy też dlatego, że Pan X nie miał ochoty z nią być. Nie znam odpowiedzi na to pytanie i pewnie się nie dowiem i tu wytknę sobie swoją drugą wadę. Mam problem z komunikacją. Z żoną oczywiście. Ale ten problem występuje od roku. Kiedyś żona była dla mnie „jak ksiądz” - przepraszam za to wyrażenie. Nie miałem przed nią tajemnic. Żadnych.
I dziś cały problem widzę w tym naszym braku doświadczenia. Bo ... być może uniknąłbym tego, czego doświadczyłem. Bo może by mnie doceniła jako człowieka, partnera, męża czy ojca. 
A czytając to forum - przeżywam wraz z „obcymi mi ludźmi” ich problemy. Za dużo we mnie empatii. Czytam jak ludzie traktują się wzajemnie, o zdradach, samotności, rozterkach dnia codziennego i ... wszystko odnoszę do siebie. I widzę, że są tu na forum podobne osoby.
Ciężko mi samemu sobie uwierzyć, że pozwoliłem się tak potraktować. Ale odpowiedzią jest ... uczucie do tej kobiety. Była dla mnie całym światem.
Niedawno - poruszyłem w domu temat mojego dużo młodszego kolegi z pracy, który „zachwycił” płeć piękną, że nie dał się namówić na sex spotkanie z obcą mu dziewczyną, która oszalała na jego punkcie. Dodam, że sam jest w związku. I kobietom z pracy bardzo tym zaimponował. A wiecie co powiedziała moja żona na to? Że to żaden wyczyn, bo on jest młody i brak mu doświadczenia życiowego a sama jest ciekawa co zrobiłby mój kolega po dwudziestu latach bycia w małżeństwie... Czy wtedy też by się tak zachował? I doszedłem po tym do kolejnego wniosku - chyba się swojej żonie znudziłem. Albo byłem nudny, zbyt przewidywalny, zbyt wymagający. Nigdy nie byłem zbyt towarzyski (tylko przed bliskimi znajomymi potrafiłem się otworzyć i być „tym prawdziwym i swobodnym). Żadnych nałogów. Nie wiem czy potrafiłbym zaakceptować u swojej partnerki gdyby paliła, więc i z tolerancją mam chyba kłopot smile I moja największa wada - jestem cholernie pamiętliwy.
Czy to dużo wad? Nie mam powodów by kłamać, bo jestem na anonimowym forum. Dawałem bardzo dużo i to dawanie sprawiało mi radość. Zaczynałem od zera - na początku mogłem zaoferować tylko siebie i wiarę, że kiedyś będzie lepiej. I cały paradoks polega na tym, że wtedy byłem naprawdę szczęśliwy. Dziś tego nie czuje. Dziś stać mnie na wiele - a czuje się biedny. Nie zrobiłem nigdy niczego czego bym się wstydził, ale sam po sobie wiem, że to co sobą reprezentowałem - to za mało bym mógł zachować uczucie i wierność żony. Dlatego też tak po ludzku mi przykro.
Na koniec dodam jeszcze, że jestem chyba naiwny, bo próbuje znów jej zaufać. Chciałbym znów zobaczyć błysk w jej oczach, poczuć tęsknotę, gdy mnie nie ma, ale chyba za dużo wymagam. Tak więc z wad - dopisze sobie jeszcze wariat smile

PS. Przepraszam za przydługi wpis...

331

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Tak Kuba jesteś naiwny a właściwie głupio zakochany w zakochaniu nie ma nic złego ale zaczynasz wchodzić w stare koleiny a to już jest głupota.
Dobrze wiesz że Twoje podejście do żony musi się zmienić ale chyba wygrywa rutyna/wygoda, brak pomysłu na nowy związek(z tą samą osobą). Sam zobacz co piszesz:

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Dziś moja żona nie chce nawet przez minutę rozmawiać o Panu X. Nurtuje mnie w związku z tym jedna kwestia, ale nie mam odwagi spytać lub może jestem tchórzem i nie chce poznać odpowiedzi. Nie wiem bowiem czy wynika to z faktu, iż uważa że zrobiła największą głupotę swojego życia czy też dlatego, że Pan X nie miał ochoty z nią być. Nie znam odpowiedzi na to pytanie i pewnie się nie dowiem i tu wytknę sobie swoją drugą wadę. Mam problem z komunikacją

Problemem nie jest problem z komunikacją ale chyba brakuje Ci odwagi spojrzeć prawdzie w oczy, bo tu nie chodzi o to że ona nie chce rozmawiać o X i z jakiej przyczyny ale z jakiej przyczyny została z Tobą.
Dlatego postępujesz głupio/naiwnie bo zamykasz oczy na prawdę i to Ciebie boli.
Każdą ale to każdą wątpliwość trzeba rozwiewać, na każde męczące pytanie trzeba uzyskać odpowiedź a ty boisz się zadać pytanie.
Co jeszcze gorszego może Ciebie spotkać niż spotkało? Że dotrze do Ciebie że to koniec? Nie pamiętam ile dziecko ma lat ale zdaje się ze za kilka lat może wylecieć z gniazda i co wtedy? zostaniesz z kobietą której nie ufasz z poczuciem krzywdy? 
Nie namawiam Ciebie do rozwodu ale żeby podjąć decyzję o zostaniu czy rozwodzie musisz mieć pełnie wiedzy i świadomie ją podjąć a Ty boisz się zadawać pytania.
Stare koleiny już nie dla Ciebie.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

I kobietom z pracy bardzo tym zaimponował. A wiecie co powiedziała moja żona na to? Że to żaden wyczyn, bo on jest młody i brak mu doświadczenia życiowego a sama jest ciekawa co zrobiłby mój kolega po dwudziestu latach bycia w małżeństwie... Czy wtedy też by się tak zachował? I doszedłem po tym do kolejnego wniosku - chyba się swojej żonie znudziłem.

Jej tłumaczenie cieniutkie i stronnicze mające na celu właściwie wybielenie tego co ona sama zrobiła, gdyż on nie zdradził a ona tak i to ją stawia w złym świetle i stad jej tłumaczenie z tyłka wzięte.
Można zdradzać będąc starszym i doświadczonym i można zdradzać będąc młodym i nie doświadczonym. On się oparł i nie zdradził Twoja żona się nie oparła i zdradziła a teraz tłumaczy że każdy z czasem zdradzi.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

I moja największa wada - jestem cholernie pamiętliwy.

I to jest problem gdyż nigdy nie zapomnisz tego co zrobiła, ta pamięć jest z Tobą i z Tobą zostanie. Dlatego mówię o świadomej decyzji na zimno co dalej ale tutaj bez rozmowy/rozmów się nie obejdzie.

332

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ciężko się z Tobą Maku nie zgodzić... Myślę dokładnie to samo.

Przez cały ten czas probuje dociec prawdy. Odkryć to co naprawdę ktoś myśli. Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale czyny lepiej oddają czyjeś zamiary. I nie tak dawno małżonka znów zaskoczyła mnie pozytywnie. Jak wiecie - mamy rozdzielność i mieszkanie w dużo większej części jest moje. Mimo tego - zaoferowałem żonie, że przepisze cały swój udział na nią. Bez żadnego rozliczania. I odpowiedziała, że ... nie chce. Że woli mnie. Pokręcone to wszystko

333

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Problem Autorze jest w tym, że właśnie ludziom obdarzonym empatią, serdecznością, życie daje najbardziej po tyłku. Ludzie tacy bywają wykorzystywani przez bezwzględnych typków, dlatego też empatyczne podejście bywa tak dziwnie odbierane, traktowane jako coś nadzwyczajnego.
Dlatego zmiana Twojego podejścia i sposobu traktowania żony wymaga chyba znacznie więcej czasu, niż sobie założyłeś...

334

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Przez cały ten czas probuje dociec prawdy.

Przecież znasz prawdę! Gdyby facet kiwnął ręką ona by poleciała i dobrze to wiesz, to jakiej jeszcze prawdy szukasz? Chcesz żeby żona Tobie w oczy to powiedziała? Raczej już tego nie zrobi bo facet się na nią wypiął i zostałeś...Ty.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Odkryć to co naprawdę ktoś myśli.

Już nigdy nie będziesz miał pewności czy to co mówi jest szczere czy tylko wygodne. To się nazywa brakiem zaufania którego już możesz nie odzyskać.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale czyny lepiej oddają czyjeś zamiary.

Dokładnie tak nie dociekaj co kto myśli bo to się nie uda a jak spytasz to i tak może skłamać.
Widziałeś co robiła i tu masz odpowiedzi na swoje pytania.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

I nie tak dawno małżonka znów zaskoczyła mnie pozytywnie. Jak wiecie - mamy rozdzielność i mieszkanie w dużo większej części jest moje. Mimo tego - zaoferowałem żonie, że przepisze cały swój udział na nią. Bez żadnego rozliczania. I odpowiedziała, że ... nie chce. Że woli mnie. Pokręcone to wszystko

Tak to jest pokręcone bo nie rozumiem dlaczego chcesz jej przepisać mieszkanie? chcesz ją nagrodzić za to co Wam zrobiła? chcesz zostać męczennikiem? chcesz na nią wpłynąć na zasadzie patrz co dla Ciebie robię a Ty mnie nie kochasz?

335

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

(...) Bo może by mnie doceniła jako człowieka, partnera, męża czy ojca. 
(...) Była dla mnie całym światem. Nie zrobiłem nigdy niczego czego bym się wstydził, ale sam po sobie wiem, że to co sobą reprezentowałem - to za mało bym mógł zachować uczucie i wierność żony. 
(...)Tak więc z wad - dopisze sobie jeszcze wariat smile

Kubuś śledziłam Twój wątek i w ostatnim wpisie bardzo, ale to bardzo uderzyły mnie wyszczególnione wyżej zdania... Jestem bardzo wyczulona na "bycie dla kogoś całym światem", to niestety nie jest zdrowe i nigdy nie kończy się dobrze. Nie można też myśleć, że na miłość czy brak zdrady (o zgrozo!) trzeba sobie zasłużyć, zapracować, jakkolwiek to nazwiesz. I dla mnie nie jesteś wariatem, tylko uzależnionym od żony człowiekiem, a uzależnienia też zdrowe nie są.

336

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
maku2 napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Przez cały ten czas probuje dociec prawdy.

Przecież znasz prawdę! Gdyby facet kiwnął ręką ona by poleciała i dobrze to wiesz, to jakiej jeszcze prawdy szukasz? Chcesz żeby żona Tobie w oczy to powiedziała? Raczej już tego nie zrobi bo facet się na nią wypiął i zostałeś...Ty.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Odkryć to co naprawdę ktoś myśli.

Już nigdy nie będziesz miał pewności czy to co mówi jest szczere czy tylko wygodne. To się nazywa brakiem zaufania którego już możesz nie odzyskać.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale czyny lepiej oddają czyjeś zamiary.

Dokładnie tak nie dociekaj co kto myśli bo to się nie uda a jak spytasz to i tak może skłamać.
Widziałeś co robiła i tu masz odpowiedzi na swoje pytania.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

I nie tak dawno małżonka znów zaskoczyła mnie pozytywnie. Jak wiecie - mamy rozdzielność i mieszkanie w dużo większej części jest moje. Mimo tego - zaoferowałem żonie, że przepisze cały swój udział na nią. Bez żadnego rozliczania. I odpowiedziała, że ... nie chce. Że woli mnie. Pokręcone to wszystko

Tak to jest pokręcone bo nie rozumiem dlaczego chcesz jej przepisać mieszkanie? chcesz ją nagrodzić za to co Wam zrobiła? chcesz zostać męczennikiem? chcesz na nią wpłynąć na zasadzie patrz co dla Ciebie robię a Ty mnie nie kochasz?

Ja mysle ze to mial byc taki test czy zonie zalezy na Kubusiu czy majatku i wygodzie (mieszkaniu). Tyle ze zona Kubusia glupia nie jest i przewidziala zapewne ze to moze byc testowy blef Autora i udzielila przezornie "prawidlowej odpowiedzi" : nie kochanie mi zalezy tylko na Tobie. A poniewaz  zna meza nie od wczoraj to wie ze taka slodka odpowiedz nie tylko prawidlowa bedzie na ten moment ale i moze spowodowac ze rozrzewniony takim wyznaniem Kubus i tak ten swoj udzial na nia przepisze w imie szczescia i odradzajacej sie (w jego mniemaniu) milosci obojga. Dla mnie tu nie ma zadnych watpliwosci o co chodzi zonie. Moze nie o pieniadze same w sobie ale o swiety spokoj i stabilizacje, ktora zapewnia jej zwiazek z Kubusiem. Byla gotowa rzucic to w cholere dla tamtego mena ale skoro men sie wypial to jednak lepszy spokojny port u meza niz zaden. Zreszta jej wypowiedzi nawet nie probuja specjalnie zaprzeczac temu ze maz to nuda i kazdy by poplynal po tylu latach razem. Nie ma tu refleksji ze to byla glupota, blad ze zrozumiala ze to jednak maz jest jej miloscia.

337

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Jak na dłoni  widać,  że Lisseo nie przeczytała całego tematu, i postanowiła  się wypowiedzieć. W dlugich tematach coś  się dzieje, a po Twojej ocenie  widać  że w połowie  Ci się znudziło,  bo od Hagiografii  autor przeszedł jakaś  drogę,  ale  Ty masz to gdzieś.

Owszem przeczytałam wink

338 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-05-14 17:23:43)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
new_life napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

(...) Bo może by mnie doceniła jako człowieka, partnera, męża czy ojca. 
(...) Była dla mnie całym światem. Nie zrobiłem nigdy niczego czego bym się wstydził, ale sam po sobie wiem, że to co sobą reprezentowałem - to za mało bym mógł zachować uczucie i wierność żony. 
(...)Tak więc z wad - dopisze sobie jeszcze wariat smile

Kubuś śledziłam Twój wątek i w ostatnim wpisie bardzo, ale to bardzo uderzyły mnie wyszczególnione wyżej zdania... Jestem bardzo wyczulona na "bycie dla kogoś całym światem", to niestety nie jest zdrowe i nigdy nie kończy się dobrze. Nie można też myśleć, że na miłość czy brak zdrady (o zgrozo!) trzeba sobie zasłużyć, zapracować, jakkolwiek to nazwiesz. I dla mnie nie jesteś wariatem, tylko uzależnionym od żony człowiekiem, a uzależnienia też zdrowe nie są.

Uzależnienie to pożądanie totalnej kontroli  i absolutnej władzy nad sobą i inną osobą w wymuszonej doskonałości w lęku że się ją starci lub nigdy nie osiągnie pewności -to odwrotność empatii i prawdziwego współczucia - miłości - straszliwe nierealne złudzenie.Uczucia i emocje jednak czuje się  prawdziwie.
Wymieszane jednak z tym co naturalne dlatego takie to skomplikowane i trudne na pierwszy rzut oka.

Carl Gustav Jung napisał/a:

Ten, kto się boi musi być uzależniony; słaba rzecz potrzebuje wsparcia.

Kubuś jak każdy człowiek masz też ciemną stronę nie bój się już tam zajrzeć.

339

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś ciągle szukasz gdzieś żony  która  jest inna taka jaką wydawało Ci się  że jest.
A to błąd  perspektywy,  Ty masz takie a nie inne podejście,  a ona ma właśnie inne, bardziej egoistyczne  i nie ma tam czego szukać.  Bierz jaka jest albo ruszaj w świat szukać  takiej co mysli jak Ty.
Bez gwarancji.

340

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:
lisseo napisał/a:

Przepraszam Cie Kubuś, ale nie ufam takim egzaltowanym typom jak Ty. Myślę, że nie byłeś tak uroczy w ty małżeństwie jak opisujesz. No ale tego się nie dowiemy.

Lisseo - nie dziwię Ci się, że ciężko Ci uwierzyć w to co tu opisałem, bo ... nawet mnie samemu ciężko to zaakceptować. Sam sobie nie wierzę.
Nie określiłbym się jako osoby uroczej. Czy jestem nierealny, wręcz nierzeczywisty?
Jestem tu wśród Was. Być może mijacie mnie gdzieś na ulicy. Jestem prawdziwy. I dziwny. Przyznaje Ci rację. Ale dziwny tylko dlatego, że nie znałem innego życia. Nie miałem innych partnerek, nie miałem wcześniejszych doświadczeń. Była tylko moja żona.
Moją największą wadą (albo zaleta...) jest fakt, iż nie znałem innego życia. I jeszcze rok temu mi to nie przeszkadzało. Miałem koleżanki, kolegów i tylko tak ich traktowałem.
Dziś moja żona nie chce nawet przez minutę rozmawiać o Panu X. Nurtuje mnie w związku z tym jedna kwestia, ale nie mam odwagi spytać lub może jestem tchórzem i nie chce poznać odpowiedzi. Nie wiem bowiem czy wynika to z faktu, iż uważa że zrobiła największą głupotę swojego życia czy też dlatego, że Pan X nie miał ochoty z nią być. Nie znam odpowiedzi na to pytanie i pewnie się nie dowiem i tu wytknę sobie swoją drugą wadę. Mam problem z komunikacją. Z żoną oczywiście. Ale ten problem występuje od roku. Kiedyś żona była dla mnie „jak ksiądz” - przepraszam za to wyrażenie. Nie miałem przed nią tajemnic. Żadnych.
I dziś cały problem widzę w tym naszym braku doświadczenia. Bo ... być może uniknąłbym tego, czego doświadczyłem. Bo może by mnie doceniła jako człowieka, partnera, męża czy ojca. 
A czytając to forum - przeżywam wraz z „obcymi mi ludźmi” ich problemy. Za dużo we mnie empatii. Czytam jak ludzie traktują się wzajemnie, o zdradach, samotności, rozterkach dnia codziennego i ... wszystko odnoszę do siebie. I widzę, że są tu na forum podobne osoby.
Ciężko mi samemu sobie uwierzyć, że pozwoliłem się tak potraktować. Ale odpowiedzią jest ... uczucie do tej kobiety. Była dla mnie całym światem.
Niedawno - poruszyłem w domu temat mojego dużo młodszego kolegi z pracy, który „zachwycił” płeć piękną, że nie dał się namówić na sex spotkanie z obcą mu dziewczyną, która oszalała na jego punkcie. Dodam, że sam jest w związku. I kobietom z pracy bardzo tym zaimponował. A wiecie co powiedziała moja żona na to? Że to żaden wyczyn, bo on jest młody i brak mu doświadczenia życiowego a sama jest ciekawa co zrobiłby mój kolega po dwudziestu latach bycia w małżeństwie... Czy wtedy też by się tak zachował? I doszedłem po tym do kolejnego wniosku - chyba się swojej żonie znudziłem. Albo byłem nudny, zbyt przewidywalny, zbyt wymagający. Nigdy nie byłem zbyt towarzyski (tylko przed bliskimi znajomymi potrafiłem się otworzyć i być „tym prawdziwym i swobodnym). Żadnych nałogów. Nie wiem czy potrafiłbym zaakceptować u swojej partnerki gdyby paliła, więc i z tolerancją mam chyba kłopot smile I moja największa wada - jestem cholernie pamiętliwy.
Czy to dużo wad? Nie mam powodów by kłamać, bo jestem na anonimowym forum. Dawałem bardzo dużo i to dawanie sprawiało mi radość. Zaczynałem od zera - na początku mogłem zaoferować tylko siebie i wiarę, że kiedyś będzie lepiej. I cały paradoks polega na tym, że wtedy byłem naprawdę szczęśliwy. Dziś tego nie czuje. Dziś stać mnie na wiele - a czuje się biedny. Nie zrobiłem nigdy niczego czego bym się wstydził, ale sam po sobie wiem, że to co sobą reprezentowałem - to za mało bym mógł zachować uczucie i wierność żony. Dlatego też tak po ludzku mi przykro.
Na koniec dodam jeszcze, że jestem chyba naiwny, bo próbuje znów jej zaufać. Chciałbym znów zobaczyć błysk w jej oczach, poczuć tęsknotę, gdy mnie nie ma, ale chyba za dużo wymagam. Tak więc z wad - dopisze sobie jeszcze wariat smile

PS. Przepraszam za przydługi wpis...

Spoko. Tak, czasami nie postępujemy zbyt racjonalnie. Nie no myślę, że punkt wyjścia w Twoim życiu był ok, taki bardzo idealistyczny. Często tak bywa wśród osób z niskim mniemaniem o sobie. Niestety budowanie swojego świata wokół jednej osoby i uzależnianie swojego ja od jakiejś jednostki nie jest dobre. Nie należy z kogoś robić boga, ale to już chyba wiesz i nie dziwię Ci się, że czujesz frustrację, bo wiele poświęciłeś, no i przynajmniej oczekiwałeś przywiązania, no ale wiesz dawałeś to ona brała. Miłość to też stawianie wymagań i żądanie jakiegoś elementarnego szacunku w stosunku do siebie i swoich potrzeb. Może Cię to zbulwersuje, ale paradoksalnie to przynajmniej ona ma teraz jakieś zdanie, wykazuje się czymś, przejawia inicjatywę, coś robi, a nie tylko bierze.

341

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Problem Autorze jest w tym, że właśnie ludziom obdarzonym empatią, serdecznością, życie daje najbardziej po tyłku. Ludzie tacy bywają wykorzystywani przez bezwzględnych typków, dlatego też empatyczne podejście bywa tak dziwnie odbierane, traktowane jako coś nadzwyczajnego.
Dlatego zmiana Twojego podejścia i sposobu traktowania żony wymaga chyba znacznie więcej czasu, niż sobie założyłeś...

Też się nad tym kiedyś zastanawiałam nad tym, dlaczego tak się dzieje i niestety przypuszczam może błędnie, że tacy ludzie nie są empatyczni wobec siebie tylko wobec innych wink

342 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-05-14 16:05:17)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Ciężko się z Tobą Maku nie zgodzić... Myślę dokładnie to samo.

Przez cały ten czas probuje dociec prawdy. Odkryć to co naprawdę ktoś myśli. Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale czyny lepiej oddają czyjeś zamiary. I nie tak dawno małżonka znów zaskoczyła mnie pozytywnie. Jak wiecie - mamy rozdzielność i mieszkanie w dużo większej części jest moje. Mimo tego - zaoferowałem żonie, że przepisze cały swój udział na nią. Bez żadnego rozliczania. I odpowiedziała, że ... nie chce. Że woli mnie. Pokręcone to wszystko

Przeczytałam wszystko i chyba już wyrobiłam sobie zdanie na Twój temat autorze i na temat twojej żony.
Postanowiłam wiec napisać.
Minął jakiś rok od tamtych wydarzeń. Od samego początku, tzn od momentu zorientowania się, że jesteś zdradzany popełniłeś mnóstwo błędów, które w efekcie przyczyniły się tylko i wyłącznie do tego, że dzisiaj dalej jesteś w czarnej doopie, chociaż do tej pory mogłeś być już w zupełnie innej sytuacji.
Z jednej strony ja oczywiście rozumiem skąd ten refleks szachisty, ale z drugiej strony czytając to, co pisałeś i właściwie dalej piszesz jelita mi się przewracały. Na własne życzenie stałeś się chłopcem do bicia i co najgorsze chyba godzisz się powoli z takim losem. Za jakąś dekadę będziesz rozgoryczonym i zrzędliwym człowiekiem, którego w życiu nie ucieszy nic. Będziesz miał swoje przemyślenia, oczywiście najczarniejsze scenariusze, sam siebie odpłaczesz czarna pajęczyna, zamkniesz się w sobie i tyle będziesz miał z tego życia.
Do tego, co sobie robisz i jak zaprocentuje Ci to na przyszlosc jeszcze wrócę.
Teraz napisze coś innego.
Minął więc jakiś rok, a ty dalej to przezywasz i tak naprawdę nożyce otwierają się coraz bardziej. Coraz częściej myślisz o rozstaniu z tą kobietą, coraz bardziej jesteś na nią zablokowany. Ona pewnie myśli, że coś tam jeszcze przezywasz, ale dla niej, według niej oczywiście) najgorsze zagrożenie minęło.
Zdrada to coś potwornego, to jak zamordowanie drugiego człowieka. Różnie na coś takiego reagują ludzie i jeśli dochodzą do siebie, to też w swoim tempie. Niektórzy cierpią krócej, niektórzy dłużej. Bywa i tak, a chyba tak właśnie będzie z tobą, ze tobie, mówiąc trywialnie, nie przejdzie nigdy. Może być nawet taki czas, że uznasz, iż najgorszy kryzys już minął i że jakoś żyjesz, gdy nagle znowu wszystko cię dopadnie i będziesz żył na takiej emocjonalnej hustawce przez całe lata. Znam przypadki i znam to z autopsji, że właściwa reakcja na zdradę przyjść może nawet za kilka lat. Niby świat poukładało się z osobą zdradzająca na nowo, niby nic nie zapowiada klęski, gdy nagle TO przychodzi i reagujesz tak, jak powinieneś od razu PO, od samego początku.
To, co robisz teraz, to nic innego, jak czyste poświęcanie się dla kogoś, dla syna i dla tej kobiety, bo przecież wiesz, że jakość jej życia znacznie się pogorszy, jeśli od niej odejdziesz.
POŚWIĘCASZ SIĘ WIĘC, CZYLI ROBISZ COŚ WBREW SOBIE.
Tak naprawdę bardzo się meczysz i przyjdzie taki dzień, gdy wstaniesz i nie będziesz chciał tak żyć ani sekundę dłużej.
Potrzebujesz po prostu jakiegoś porządnego kopa, który zwloklby cię z tej kanapy, bezwolnego i zastygłego w niemym oczekiwaniu na jakiś cud. Może doczekasz się tego za rok, może za dwa, a może dopiero za dekadę.
Na razie jesteś istna bomba z opóźnionym zapłonem.
Ta sytuacja bardzo cię wykańcza, ponieważ jesteś człowiekiem, który potrzebuje mieć konkretny cel w życiu i gdy ma ten cel, wtedy działa jak petarda. Wszystko ogarnia, może robić za dwie osoby, za trzy, a jak trzeba, to i za wszystkich.
Ty takiego celu teraz nie masz i dlatego czujesz pustkę. Nie wypełnisz swojego życia tylko i wyłącznie tym, że będziesz oszczędzał kasę dla syna, na jego przyszłość albo że w taki czy inny sposób zadbasz o siebie.

TO DLA CIEBIE O WIELE ZA MAŁO, BO TY MASZ W SOBIE O WIELE WIĘKSZY POTENCJAL, KTÓRY, JAK SAM WIESZ DISKONALE, MARNUJE SIĘ.

Twoja żona rozczarowała cię, bo okazało się, że ona tak naprawdę nie reprezentuje sobą zbyt wiele. Nie była ani nie jest żadnym aniołem. Jest pospolitą osobą, jakich wiele chodzi po ulicach.

W całym tym waszym nieszczęściu tak naprawdę można dostrzec pozytywy. Wylano ci na głowę wiadro zimnej wody, zabolało, zrobiło się nieprzyjemnie, ale dzięki temu dostałeś szansę na zbudowanie sobie całkiem innego życia. Dzisiaj już wiesz o tym, że nie ma sensu poświęcać się dla nikogo, nawet dla własnych dzieci nie warto tego robić, bo różnie potrafią się te dzieci odpłacić na starość, znamy różne przypadki, nie warto być wołem roboczym ani tym bardziej podnóżkiem dla drugiego człowieka. Gdyby nie historia miellosna twojej żony, to dalej trwalbys w tym swoim urojonym świecie i robiłbyś za wola roboczego, za bankomat itd i jeszcze cieszyłbyś się z tego wszystkiego. A tak przynajmniej przebudzono cię. Mam nadzieję, że przebudzono cię do życia.

Test z mieszkaniem ona zaliczyła na szóstkę. Niezła cwaniara z tej, podobno takiej delikatnej i kruchej istoty. Ona doskonale cię zna i wie na który guzik nacisnąć, byś ty kompletnie się rozwalił. Teraz będziesz przeżywał, jak to ona bardzo cię kocha itd. Daj spokój. Dla mnie to żenada, ale rozumiem, że ty ciągle jesteś tym tonącym, który nawet brzytwy się chwyci, byle tylko się uratować.

Ja ze swojej strony życzę Ci, żebyś stał się wreszcie jakiś cud, żebyś obudził się z tego letargu i zaczął żyć. Potrafisz sprzątać, lubisz porządek, weź więc porządna miotle do ręki i pozamiataj śmieci. Znajdź sens swojego życia i miej wreszcie konkretny cel. Tego życzę Ci z całego serca.

Aha, miałam jeszcze napisać w jakim kierunku zmierzasz. Wyobraź więc sobie, jakim będziesz człowiekiem za np pięć lat albo dekadę. Będziesz przez całe lata żył w kompletnym zawieszeniu i w konflikcie sam ze sobą, czyli w ciągłym stresie. Każdy kolejny dzień niby będzie podobny do poprzedniego, niby będziesz żył normalnie, ale nigdy nie będziesz szczęśliwy i wolny. Syn wyfrunie z domu, dostanie kasę od ciebie na dobry start, a ty zostaniesz z tą kobietą. Ona będzie krzątała się po domu, gorzej albo lepiej będzie prowadziła dom, ale to cały czas będzie ona. Będziesz patrzył na nią i dziwił się dlaczego ciągle jest w twoim życiu.
Wiadomo przecież, że została z tobą tylko dlatego, że z tamtym jej nie wyszło. Gdyby tamten tylko na nią gwizdnal, to przecież polacialaby z rozwianym włosem, może nawet dopiero po czasie przypomniałby sobie, że jest jeszcze jakiś syn. Na jej szczęście tamten jej nie chciał, bo po co mu lekko starzejąca się kobieta z nastolatkiem jako dodatek.
Lepszy rydz niż nic. To zrozumiala albo ktoś łopatą wytłumaczył jej w czym rzecz, więc siedzi teraz w domu.
To przecież takie oczywiste.
Ona stara się teraz, jak potrafi, bo dotarło do niej, co mogłaby stracić. W tamtym czasie ta kobieta żyła jak w jakimś amoku.
Z tobą wszystko rozwijało się powoli, po kolei i statecznie oraz wzorcowo, czyli tak naprawdę szaro i nudnie.
Z nim ona poczuła, że żyje, świat jej zawirował, snula fantazje na temat tego niedoszłego swojego kochanka. Dostała jednak kopen w doopen, więc schyliła łeb i pokornie wróciła do porządnego męża, gdy zrozumiala, że tylko on zapewni jej poczucie bezpieczeństwa, kromke chleba i wsparcie w każdej sytuacji.
Głupi zawsze ma szczęście, więc i ona miała, bo strach się bać na samą myśl o tym, że ten facet mógł ją chcieć.
Czy wyobrażasz sobie, w jakim byłaby dzisiaj położeniu?
Ty o tym wszystkim wiesz i zapamiętasz to do końca życia. Kiedyś wybaczysz jej to wszystko, ale nie zapomnisz. Wątpię byś zadowolił się resztkami ze stołu mając takie możliwości, jakie masz dzisiaj.
To wszystko prędzej czy później odbije się na twoim zdrowiu i miną lata, gdy zrozumiesz, że zmarnowałeś kawał życia. Jej wszystko przyszło lekko, a przecież wiemy, że to co lekko przyszło, to i lekko poszło.
Twój los w twoich rękach.

343

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
lisseo napisał/a:

Też się nad tym kiedyś zastanawiałam nad tym, dlaczego tak się dzieje i niestety przypuszczam może błędnie, że tacy ludzie nie są empatyczni wobec siebie tylko wobec innych wink

No niestety..Jak już jest się zbyt empatycznym dla innych KOSZTEM SIEBIE, to wtedy zaczyna się równia pochyła. Do tego jeszcze dochodzi pomaganie drugiej osobie w sposób, który potem okazuje się zupełnie niewłaściwy. Tutaj zatem można oddzielnie rozpatrywać podejście i rozterki Autora a z drugiej reakcje i zachowanie jego żony a do tego jeszcze brak komunikacji między małżonkami.

344 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-05-14 17:00:35)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
maku2 napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Przez cały ten czas probuje dociec prawdy.

Przecież znasz prawdę! Gdyby facet kiwnął ręką ona by poleciała i dobrze to wiesz, to jakiej jeszcze prawdy szukasz? Chcesz żeby żona Tobie w oczy to powiedziała? Raczej już tego nie zrobi bo facet się na nią wypiął i zostałeś...Ty.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Odkryć to co naprawdę ktoś myśli.

Już nigdy nie będziesz miał pewności czy to co mówi jest szczere czy tylko wygodne. To się nazywa brakiem zaufania którego już możesz nie odzyskać.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale czyny lepiej oddają czyjeś zamiary.

Dokładnie tak nie dociekaj co kto myśli bo to się nie uda a jak spytasz to i tak może skłamać.
Widziałeś co robiła i tu masz odpowiedzi na swoje pytania.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

I nie tak dawno małżonka znów zaskoczyła mnie pozytywnie. Jak wiecie - mamy rozdzielność i mieszkanie w dużo większej części jest moje. Mimo tego - zaoferowałem żonie, że przepisze cały swój udział na nią. Bez żadnego rozliczania. I odpowiedziała, że ... nie chce. Że woli mnie. Pokręcone to wszystko

Tak to jest pokręcone bo nie rozumiem dlaczego chcesz jej przepisać mieszkanie? chcesz ją nagrodzić za to co Wam zrobiła? chcesz zostać męczennikiem? chcesz na nią wpłynąć na zasadzie patrz co dla Ciebie robię a Ty mnie nie kochasz?


Z tym mieszkaniem - to nie żaden blef.
Wiem, że „standardem” miedzy ludźmi rozchodzącymi się jest walka o wszystko. U mnie tego nie będzie. Nie będę z nikim walczył. To mieszkanie należy tez do mojego syna. On ma tu swój dom. Nie pozwolę by cierpiał przez nasze problemy. Ja sobie poradzę.

Czuję się dziś, jak ten przysłowiowy „alien”. Odbiegam mocno od większości swoich znajomych. Mam staromodne podejście w wielu tematach. Unikam jak ognia portali społecznościowych. I uczę się żyć od nowa. Tamten mój świat runął. Niestety, ale nie sprawdził się. Rzeczy i sprawy, które dla każdego z Was wydają się jasne i oczywiste - dla mnie nimi nie są. I nigdy nie były. Dlatego też nie dziwie się Wam, że poddajecie w wątpliwość to co napisałem i negujecie moją osobę. Bo to przecież „niemożliwe” by taki facet mógł istnieć. A jednak tak jest. Świat w którym żyłem był dla mnie ok. Robiłem swoje. Ci co mnie lepiej znają - też nie mogą się nadziwić, że „takie coś jak ja”, gdzieś się uchowało smile. Taki Kubuś - nawet ten nick nie był przypadkowy. W szkole nie miałem tabunu wielbicieli - byłem kujonem uwielbianym przez nauczycieli. Tym, który nawet jak oberwie - to nadstawi drugi policzek. Miałem niskie mniemanie o sobie i dalej tak jest. I moja żona zburzyła mój świat w ubiegłym roku. Zburzyła też moje podejście i wszystko to w co naiwnie wierzyłem. I od tamtego momentu - świat ma dla mnie inne kolory. Uczę się go od nowa. A to bardzo trudne dla mnie. Najtrudniej się przełamać. Nie wiem czy nawet będziecie w stanie mnie zrozumieć. Szef i bliscy znajomi - dopingują mnie bym zajął się sobą. Bym to siebie zaczął traktować jako priorytet. Stąd ten challenge by nauczyć się być egoistą. I o dziwo - robię to. Idzie mi jak po grudzie, ale wyszedłem ze swojej strefy komfortu. Wiele spraw to dla mnie nowość. Odświeżyłem garderobę, nowa fryzura, czas dla siebie samego, zerwanie z wykonywaniem nie swoich obowiązków. Zacząłem o siebie dużo mocniej dbać. Dla mnie to rewolucja. Wcześniej o tym wszystkim nie myślałem - bo chciałem być „atrakcyjny” tylko dla żony. Być ważnym tylko dla niej.
Boję się natomiast tylko jednej rzeczy: że w tym poluzowaniu popłynę za mocno. Dotychczas było tak, że wiele spraw nie dopuszczałem w ogóle do głowy a teraz zaczęły pojawiać się wszechogarniające  możliwości. Czuje się, jak student, który opuścił rodzinny dom. Moje problemy wyciekły poza wąskie grono i „nagle” moją osobą zaczęły się interesować inne kobiety. I nie czuje się z tym komfortowo. Widzę, że istnieje inny świat (nie wiem czy lepszy), którego do niedawna unikałem.
Trafiłem na dokładkę na to forum, które mnie pochłonęło i którego się obawiam. Czytając bowiem Wasze historie - po raz pierwszy zacząłem dopuszczać w swojej głowie inne możliwości. Nawet nie wiem czy je chce. Zadaje sobie pytanie: czy jeśli moja żona nie doceniła mnie takiego jakim byłem, to może jest gdzieś tam ktoś, kto by mnie docenił. I Wasze wpisy mi tego nie ułatwiają. A w szczególności wpisy niektórych Pań. Przeczytałem CAŁY wątek Rossanki o samotności, wpisy wielu zdradzonych kobiet, wpisy Piegowatej. Pań, które kochały swoich mężów. Czytałem o ich marzeniach, pragnieniach by po prostu być kochaną. By mieć kogoś na kim zawsze można polegać. By mieć miejsce, gdzie warto po pracy wracać. By mieć dom i siebie. Rodzinę. Na dobre i na złe. I te wpisy strasznie mnie dołowały. Bo ja tego nie rozumiem. Bo ja byłem takim właśnie facetem. Skoro to wszystko swojej żonie dałem to dlaczego to wszystko mnie spotkało? Czym „zasłużyłem” sobie na to? Czy spotkanie mega atrakcyjnej osoby to wystarczający powód by odrzucić całe życie? Jeśli stałem się nudny, zbyt przewidywalny - dlaczego mi tego nie zakomunikowała. Jak łatwo jej przyszło wyrzec się wszystkiego. Nie jestem Bogiem - sam popełniam błędy, ale jak czytałem wpisy wielu Pań - to wzorując się na ich wzorcach idealnego faceta - to powinienem być dla żony „wzorowym kandydatem na partnera”. Kimś wymarzonym. Przynajmniej z charakteru. Więc to albo moja żona miała ze mną „za dobrze” albo jest ofiarą braku doświadczenia z innymi partnerami. Bo jak miała mnie docenić skoro nie miała porównania. Zresztą to chyba niezbyt dobre odniesienie - bo nigdy nie chciałem być z kimś dla „dóbr materialnych”. To nie biznes. Cenie jednak trochę inne rzeczy w życiu. Te, których nie mogę kupić.
Chyba, że jest jeszcze jedna opcja: każdy z nas ma oczekiwania, pragnienia, marzenia co do tego z kim chcielibyśmy iść przez życie, ale potem to i tak jest weryfikowane przez życie, bo jesteśmy tylko ludźmi, którzy ulegają emocjom i popędom i te wszystkie nasze deklaracje są nic nie warte w sytuacji, gdy odezwie się nasza natura. Nasza „ciemna strona”, która wyłącza racjonalne myślenie i dopuszcza do głowy, to co tu i teraz.
I jeśli mam rację - to wtedy bez względu na to kim jesteśmy i co sobą reprezentujemy  - powinniśmy mieć w świadomości, że wszystko jest ulotne i zmienne. I absolutnie nic od nas samych nie zależy.  Nikt nigdy nie może być pewien drugiej osoby. Bo w życiu pewne są tylko śmierć i podatki.

345

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

W życiu to jest pewne, że spędzimy czas we własnym towarzystwie. Więc  możemy  go spędzać  jak chcemy. Jeśli nie czujesz  się dobrze  w towarzystwie tej kobiety, powinieneś układać  sobie życie bez niej, co nie znaczy wchodzenie natychmiast w nowy związek.
Oczekiwanie, że z powrotem zamieni się  w Twoją  byłą żonę,  jest bezcelowe.

346

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Tak szybciutko po męsku :
a) napisałeś  :   Nie wiem bowiem czy wynika to z faktu, iż uważa że zrobiła największą głupotę swojego życia czy też dlatego, że Pan X nie miał ochoty z nią być. Nie znam odpowiedzi na to pytanie i pewnie się nie dowiem i tu wytknę sobie swoją drugą wadę.  TAK i TAK ona uważa że zrobiła największą głupotę bo w zasadzie straciła wszystko o czym zdaje sobie sprawę i wie że tego nie da się naprawić w żaden sposób , drugie tak to również żałuje że on się wypiął na nią bo by żyła upojną miłością (ciebie już przestała kochać , dalej nie kocha ) i ma wielki żal do niego o to zdając sobie sprawę że gdyby trafiła na innego lub w innym momencie to może spełniłyby się jej marzenia.
b) UWAGA nie bądz znowu naiwny !!! jak koniecznie chcesz komuś zrobić dobrze, pokazać że na majątku Ci nie zależy to przepisz na dziecko jako darowiznę z opcją korzystania do śmierci lub momentu wyprowadzki i wymeldowania (zastrzesz nie sprzedawalność bez twojej zgody czy coś tak ). Wtenczas pokażesz jej twój stosunek do majątku oraz zabezpieczysz swoje dziecko bo różnie bywa z matkami wpadającymi w amok miłosny do kochanka ( liczne duże pożyczki).
c) Cała ta historia zeszmaciła Cie i zdruzgotała. W myśl powiedzenia o czasie wychodzenia z romansu tobie przestanie myślenie i rozkminianie o nim zajmie tyle min ile on trwał. Jesteś pokiereszowany bardzo psychicznie - żyjesz jak zombi. Jak tak dalej pójdzie to możesz cięzko zachorować bo fizycznie organizm padnie = zadbaj o siebie , wiem łatwo pisać trudniej zrobić ale to ważne.

347 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-09 16:00:44)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witam Państwa,
Chciałem napisać po sporej przerwie pare słów. Moja historia nie miała dotąd zakończenia.
Ale teraz zakończenie samo dynamicznie się pisze.

Tak ... po męsku: mam rogi większe od jelenia.

Wiem, że normalnie powinienem się wstydzić rzucając takim zdaniem, ale nie mam z tym problemu. Wiem, jaka jest rzeczywistość. Znam swoje położenie. Przez ostatnie 2 tygodnie miałem „nieprzyjemność” poznać korespondencje swojej żony i lovelasa. I moja żona dowiedziawszy się w posiadanie czego wszedłem, zaczęła mnie błagać wręcz bym tego nie czytał. Nie mogłem tego zrobić. Chciałem znać prawdę. I pewnie postąpiłem niegodziwie, że przeczytałem wiadomości, których nie byłem adresatem, ale czuje się usprawiedliwiony. Winny, ale już świadomy miejsca gdzie stoję.

Przez 1,5 roku walczyłem o żonę. O nasze małżeństwo. O rodzine. O szczęśliwe i spokojne życie dziecka. Ale to koniec. Mam powtórkę z rozrywki. Niedługo składam pozew o rozwód. Nie podejrzewam problemów, bo ... mam wszystko czarne na białym. Zdjęcia, maile. Jest tego tyle, że musze to chyba uporządkować.
Sam sobie się dziwię, ale ... czuje spokój. Nie ma we mnie lęku. Nie musze już robić sobie nadziei. Doszukiwać się znaków. Próbować odczytywać pojedyncze gesty na korzyść „jeszcze żony”.
Nie mogę chronić swojej żony samej przed sobą. To niemożliwe.
Wtedy, gdy się dowiedziałem - byłem w ciężkim szoku, ale żona wiedziała, że drugiej szansy i powtórki z tego co było nigdy nie będzie.
I tak po ludzku jest mi jej szkoda. Nie myślcie przy tym, że biorę pod uwagę jakiś powrót. Jest mi jej żal tak po ludzku. Nie chce tu się rozpisywać, ale After byłby ze mnie dumny.
Ze spokojem pozwolę by urzędy wypełniły za mnie wymagane postępowanie. Pozwolę zainteresowanym stronom ponieść konsekwencje swoich czynów.
Pamietam jakby to było wczoraj, gdy byłem u adwokata. Czułem przerażenie na każde słowo pani adwokat. Wręcz chciałem uciec z tego spotkania. Bo jakże mógłbym ... sprawić ból, przykrość komuś kogo tak kocham od tylu lat...
Dziś - pani adwokat ma pole do popisu. Chce orzeczenia o winie, wyprowadzki żony z mieszkania i syna u siebie w domu na stałe. Chciałbym jeszcze dorzucić do tego zakaz kontaktowania się w jakikolwiek sposób „lovelasa” z moim dzieckiem.

Dziś dręczy mnie tylko jedna rzecz: co powoduje, że wykształcona, mądra i ułożona kobieta potrafi się się tak zagubić, że poświęca dosłownie wszystko dla kochanka... Że jest w stanie odwrócić się nawet do swojego dziecka....

Dziś wiem jedno: zdrada to koniec. Nie ma odwrotu od tego, nie ma szczęśliwych zakończeń.

Pozdrawiam wszystkich i dziękuje za poświęcony mi tutaj czas.
Wasz Kubuś

348 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-09 15:47:56)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witaj Kubuś.
Czyli cała ta "skrucha" jż była pobożnym życzeniem i kamuflażem, uspokajaczem na Twój użytek,a okazała się głębszym zejściem do podziemia czy może pojawił się ktoś nowy ?
Bardzo dobrze że jednak się jakoś pozabezpieczałeś i chociaż trochę zdystansowałeś,może uodporniłeś na ból .

349

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
paslawek napisał/a:

Witaj Kubuś.
Czyli cała ta "skrucha" jż była pobożnym życzeniem i kamuflażem, uspokajaczem na Twój użytek,a okazała się głębszym zejściem do podziemia czy może pojawił się ktoś nowy ?
Bardzo dobrze że jednak się jakoś pozabezpieczałeś i chociaż trochę zdystansowałeś,może uodporniłeś na ból .

Żona chciała być przebiegła. Chciała się lepiej ukrywać. Zejść do podziemia jak to ująłeś.
Ale to jej nic nie dało. Nigdy nie miała technicznego umysłu. Wyręczają się mną za jazdym kroku, gdy była potrzeba cokolwiek skonfigurować. Ja byłem od wszystkiego. Nawet obsługa pralka była dla niej wyzwaniem. Przychodziła ze wszystkim do mnie, bo ... ona jeszcze tego nie używała i nie wie jak...
Z tego tez powodu nie było wielkim wyzwaniem sprawdzić ponownie swoje własne podejrzenia. Niejasności. Systematyczne wyjścia z domu. Dzień w dzień. Oficjalnie na spacery.
Przychodziła z pracy, potem pobyła 20-30 minut i wyjście na spacer. Wracała 19-20. I tak dzień w dzień. A dziecko samo...
Podobno faceci wyczuwają, gdy coś nie gra. A ja po prostu chciałem zaprzeczyć kłębiącym się w mojej głowie myślom. Nie spodziewałem się, że dosłownie zatopię to wszystko. Nawet lovekas był zdziwiony jak to odkryłem. Ten sam co wtedy tak a propo. Dawał mojej żonie instrukcje jsk die ukrywać, jak logować by uniknąć zapamiętywania haseł, przestrzegał by wyłączać dane komórkowe... Mógłbym tak długo. Ale to nie na sensu.
Wydaje mi się,  że są siebie warci.
Natomiast przeraża mnie brak zdrowego rozsądku u swojej żony. Straci wszystko co miała.

350

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witaj Kuba. Dzięki za opowiedzenie reszty twojego długiego wątku.
Ja mogę zrozumieć, że ktoś się zakocha, że coś sie skończyło, że hormony mają nad nim władzę, ale nigdy nie zaakceptuję oszukiwania. Twoja żona mogła ci powiedzieć, przepraszam odchodzę, zakochałam się w kimś innym, nie chcę z tego zrezygnować. Ty już dawno byś doszedł do siebie. Ona wolała zachować się jak największa najgorsza egoistka. Cieszę się, że wstałeś z kolan, że przejrzałeś na oczy i wracasz do siebie. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.

351

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

I znów jak w przypadku innych historii większość chciałoby powiedzieć ,,a nie mówiłem/am". Jakie to schematyczne i powtarzalne , wystarczyłoby zmienić nazwy osób i powielic jak ksero. To też cenna informacja dla tych co tu trafiają pierwszy raz i mają nadzieje że u nich jest inaczej, że się uda tymczasem prawda jest inna. Wielkie dzięki że dopisałeś swoją jeszcze nie skonczoną historię jakże przydatną dla ,,nowych" . Osobiście trochę mi smutno że kolejny raz kolejnemu zdradzonemu z powodu zdradzacza tylko i wyłącznie się nie udało. Bądz silny i stanowczy, walcz o godnośc swoją, pamietaj poroże to pomimo obiegowej opini nie powód do drwin w twoją stronę lecz w stronę jeszcze twojej żony że okazała się taką kobietą (nic nie wartą). Napisałeś że jest Ci jej w pewnym sensie żal ale pamiętaj na zawsze że ona w stosunku do Ciebie nie miała żadnej litości ani zachamowań i nie będzie miała. No może za jakieś 20 lat gdy dojdzie do niej jaką krzywdę wyrządziła sobie , tobie , dziecku, rodzinie tylko nigdy o tym się nie dowiesz od niej bo tak mają kobiety - głupio dumne. Teraz rozumiesz ostrzeżenia innych tych którzy wcześniej to doświadczyli na własnej skórze, pamiętaj ona kłamie, oszukuje, pogardza tobą, traktuje jak wroga więc tak jak doradzają inni : nagrywaj każde wasze spotkanie (możesz zostać przemocowcem), wszystko na piśmie nic na gębę ( oszukuje , kłamie, manipuluje), kontakt do uprawomocnienia rozwodu tylko raczej przez adwokata, tylko z jej winy, ukaż wszystkie dowody i materiały aby wina jej była jednoznaczna w orzekaniu i szybko przebiegło a nie latami jak niektórzy się rozwodzą. Napisz za jakiś czas co tam u Ciebie , jak dajesz radę i na co mają zwrócić uwagę kolejni ,,szczęsciarze".

352

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

No cóż..zaskoczenie  niespecjalnie, jak się ma za sobą tysiące postów  na tym forum.
To może i lepiej  że to się wydało, bo tkwileś w zawieszeniu. Ponieważ  historia podobna do innych to i ciąg  dalszy będzie podobny,  za jakiś czas będzie Ci wisieć i powiewać
, z kim szanowna ex małżonka chodzi na spacer..

353 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-09 22:52:06)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Wszystko wyszło na jaw niedawno. Ciężko się czyta wyznania żony, jak z detalami opisuje co i w jakich warunkach „przyrody” będzie robić z lovelasem. Jak opisuje, jaka jest dzika i namiętna i że mocno go zaskoczy. I ... jak mocne pożądanie czuje wobec kochasia. Takie, jakiego nigdy nie czuła do swojego męża. I te potajemne spotkania, pocałunki. Schadzki w parku.
Dokładne opisy co będzie z nim robić. Wymiana grafikami. Wspólne ustalenia, kiedy będą się spotykać bym nie nakrył ich na gorącym uczynku.
Moja żona....
Po przeczytaniu zrozumiałem dlaczego tak mocno wzbraniała się, abym tego nie czytał. Powiedziała, że ją znienawidzę. Tak jakby nagle zaczęły ją jej własne słowa przeszkadzać. Jakby ją uwierały. Jakby się wstydziła.

Podniosła mi ciśnienie tylko jednym. Jakieś 2-3 tygodnie temu poprosiłem, żeby zdjęła i oddała mi swoją obrączkę, bo nie zasługuje na to by ją dalej nosić. Nie takiej kobiecie przysięgałem. Nie taką pokochałem.
A ona - podzieliła się tą informacją z koleżanką z pracy (która oczywiście nie zna powodu dlaczego tego zażądałem) i ... szanowna koleżanka po fachu powiedziała jej, że ja moją żonę tym UPOKORZYŁEM. Powiem Wam, że nie jestem mściwy, ale mam nieodpartą chęć jechać do jej pracy i pokazać jej koleżance powody dla których zażądałem zwrotu obrączki.

To tylko fragmenty, ale tak jak pisaliście - wszystko mogła inaczej rozegrać. Dziś wiem, że ma talent o który bym jej nie podejrzewał. Fikcyjnych kont pocztowych założyła już tyle, że już nie wie chyba sama, gdzie co jest.

Najlepsze jest to, że to czym gardziła (aktywa, finanse, oszczędności) nagle uległo przewartościowaniu. Opisywała swojemu Panu, że to się dla niej nie liczy, że mimo, że zapewniłem jej wszystko to to i tak nie ma znaczenia.
Ależ ja byłem naiwny. Pluła mi jawnie w twarz a ja starałem się jeszcze bardziej.

Czas, który upłynął pozwolił mi ułożyć w głowie wszystko na nowo. Przygotował na każdą ewentualność. Żałuje tego, że tak to się kończy. Nigdy nie zakładałem, że będę rozwodnikiem, ale czas stawić czoło przyszłości. Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Już nie płacze. Jeszcze niedawno nie potrafiłem o tym spokojnie mówić. Emocje przejmowały nade mną kontrolę.
Cieszę się, że mam jasność. To strasznie męczące, jak człowiek bije się z myślami, wiarą, poszukiwaniem nadziei. Szukaniem znaków, tam gdzie ich nie było. Tym ciągłym przesuwaniem granic. Żona udowodniła mi, że wszystko w to co wierzyłem, zasady którymi się kierowałem - są nic nie warte. Sprawdziła mnie.
Dziś mogę a raczej chciałbym wrócić do tego wszystkiego. Chciałbym znów być sobą. Znów mieć zasady i trzymać się ich bez względu na wszystko.
Swoje zrobiłem. Próbowałem. Będę spał po wszystkim spokojnie. Samemu czekam na koniec tej historii. Boje się  tylko samotności. Przeczytałem w całości wątek z tego forum, gdzie samotne Panie opisują szczerze, jak to jest być samotnym. Dotychczas żona i syn wypełniali moje życie w całości. A ja jestem kimś takim, kto lubi być przytulany, lubi dotyk, zapach i ciepło drugiej osoby. Drobne gesty, uśmiech, wspólne usypianie. Lubiłem usypiać swoją żonę głaszcząc ją po głowie. Teraz tego nie będzie. Zresztą - tego od dawna już nie ma...

Chciałbym zapomnieć i uwolnić się od mojej żony. Zachować w pamięci dobre lata a resztę wymazać. Rozliczyć się z przeszłością. I zacząć żyć. Może kiedyś ktoś stanie jeszcze na mojej drodze. Może znów uwierzę czego i Wam wszystkim życzę.

Pozdrawiam i przepraszam za ewentualne błędy literowe w słowie pisanym.

354 Ostatnio edytowany przez Morfeusz1 (2020-09-10 00:18:22)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba, potrzebujesz czasu na ogarnięcie emocji. Dotarła do Ciebie prawda, zderzyles się z rzeczywistością. Z każdym miesiącem będzie coraz lepiej. Lepsza taka prawda niż tkwić w zawieszeniu. W pewnym momencie jak złapiesz dystans to naprawdę czujesz, że możesz jeść popcorn jak w kinie i patrzeć jak druga połowa się mota. Zrobiłeś pewnie wszystko aby zachować rodzinę w całości, tylko nie spodziewłeś się, że ma to odwrotny skutek. Pisałeś wcześniej, że pojawiają się zainteresowane kobiety, uporządkuj swoje życie, pozamykaj rozdziały. Nie będziesz samotny. Może dopiero za jakiś czas napiszesz, ale mnie trafiło. Trzymaj się.
P. S. Żona powinna się cieszyć  z wolności, już nie musi konspirować.
Biedna snuje się po domu i nie wie co ma z sobą począć?

355 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-09-10 12:08:50)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

choć nie czuję się w żaden sposób zaskoczony tym co było dalej, zawsze gdy czytam takie słowa jest mi kure.sko przykro, że jednak to zawsze tak samo działa, jest tak schematycznie, że znowu się nie myliliśmy.
Niestety symptomy były jednoznaczne, że "Twój anioł", jak do wyrzygu nazywałeś, zszedł do podziemia.
Dobrze, że tu trafiłeś, szerzej otworzyłeś oczy, podszedłeś do tematu chłodniej i zapewne w głębi duszy spodziewałeś się tego.
Powtórzę to co już tutaj padło.
JŻ nie miała dla Ciebie żadnej litości, Ty też nie miej.
To nie prawda, że odpuszczanie w takiej sytuacji to jakaś miara uczciwości. Mi ktoś kiedyś powiedział, ze to miara frajerstwa, bo druga strona i tak tego nie doceni, nie poczuje respektu, a zażenowanie.
Ty więc bądź bezwzględny i nie daj się. Wg mnie to jeszcze nie koniec i dopiero zacznie się wrabianie Ciebie ew. próby "naprawy", "molestowania", pijaństwa", "przemocy".
Tak na prawdę dopiero teraz, kiedy Pani stanie pod ścianą, poznasz jej prawdziwe oblicze, którego się nie spodziewasz.
Poczytaj wątek z tego forum FEVERS'a www.netkobiety.pl/t51328.html
ale najlepiej poszukaj bloga "byłem rogaczem", jest mocny (nie wklejam linka bo jest zewnętrzny i moderator usunie) ...  na to się przygotuj, zobacz jak można obrócić kota ogonem.
Trzymam kciuki.

356 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-09-10 12:35:03)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bullet napisał/a:

choć nie czuję się w żaden sposób zaskoczony tym co było dalej, zawsze gdy czytam takie słowa jest mi kure.sko przykro, że jednak to zawsze tak samo działa, jest tak schematycznie, że znowu się nie myliliśmy.
Niestety symptomy były jednoznaczne, że "Twój anioł", jak do wyrzygu nazywałeś, zszedł do podziemia.
Dobrze, że tu trafiłeś, szerzej otworzyłeś oczy, podszedłeś do tematu chłodniej i zapewne w głębi duszy spodziewałeś się tego.
Powtórzę to co już tutaj padło.
JŻ nie miała dla Ciebie żadnej litości, Ty też nie miej.
To nie prawda, że odpuszczanie w takiej sytuacji to jakaś miara uczciwości. Mi ktoś kiedyś powiedział, ze to miara frajerstwa, bo druga strona i tak tego nie doceni, nie poczuje respektu, a zażenowanie.
Ty więc bądź bezwzględny i nie daj się. Wg mnie to jeszcze nie koniec i dopiero zacznie się wrabianie Ciebie ew. próby "naprawy", "molestowania", pijaństwa", "przemocy".
Tak na prawdę dopiero teraz, kiedy Pani stanie pod ścianą, poznasz jej prawdziwe oblicze, którego się nie spodziewasz.
Poczytaj wątek z tego forum FEVERS'a www.netkobiety.pl/t51328.html
ale najlepiej poszukaj bloga "byłem rogaczem", jest mocny (nie wklejam linka bo jest zewnętrzny i moderator usunie) ...  na to się przygotuj, zobacz jak można obrócić kota ogonem.
Trzymam kciuki.

Kubusiu, podobasz mi się w swoim nowym wcieleniu, ale ja osobiście średnio wierzę w to, żebyś faktycznie pogonił swoją kurewne i na dodatek puścił ja gola i wesoła prosto w ramiona boczniaka. Teraz wydaje Ci się, że góry możesz przenosić, bo coś w środku w Tobie pękło, ale gdy przyjdzie co do czego, to temat odpuścisz, ponieważ Twój anioł da Ci teraz prawdziwy pokaz swoich umiejętności aktorskich pt " wybacz mi, tak naprawdę kocham tylko ciebie". Zobaczysz więc i krokodyle łzy i popis umiejętności w zajmowaniu się domem i różne takie przedstawienia, a gdy znowu zostaniesz rozmiękczony Twój anioł ujmuje jeszcze lepszy sposób na to, jakby tu zrobić Cię w konia.
Być może scenariusz będzie też i taki, że boczniak rozłoży ramiona i z radością oraz ulga przyjmie pod swój dach tego typu kobietę, jednak ja w taki epilog nie wierzę, bo czym innym jest bzykać skrycie cudzą żonę, a czym innym jest przyjęcie latawicy pod swój dach i to zapewne z jej dzieckiem i utrzymywanie takiego towarzystwa. Zresztą zrób eksperyment i zawieź kurewne wraz z jej walizkami prosto do gacha, postaw ja pod jego drzwiami, zadzwoń, a gdy otworzy drzwi, wtedy powiedz mu, że przywiozłeś mu to cudo prosto do domu, by więcej nie musiał trudzić się nad wymyślaniem sposobów, jakby tu zrobić z Ciebie kretyna.
Założę się, że boczniak zrobi oczy jak pięć złotych i powie, że na oczy nigdy wcześniej nie widział tej kobiety.
Wtedy ona uderzy w wielki lament i nagle Ty staniesz się jej wielką mielloością, oczywiście do czasu, gdy ta para gołąbków nie wyjaśni sobie nieporozumienia i na nowo nie będą walić Cię w rogi i po kosztach.
No cóż. Ja w każdym razie życzę Ci, żebyś wyszedł z tego bagna. Niech inny męczy się z tym aniołem.

357

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ja to jednak jestem naiwna bo dałabym wiarę że Ci się ułoży, zaskoczyłam się że żona poszła w tango i to jeszcze z tym samym' cudem męskiej urody'    byłam kilka razy w życiu świadkiem takiej okrutnie Wielkiej Miłości przez którą padały uświęcone związki i rozpadały rodziny, mówię o takich miłościach , które wywołały rozwód i rewolucje we wszechświecie...........dziś po nich nie ma śladu albo precyzyjniej ..ślad może i jest bo stare rodziny już się nie posklejały ale wielkie miłości zmalały i szlag je trafił
     Kuba życzę Ci abyś uporał się z tym swoim życiowym zakrętem jak najszybciej i spokojnie, już nie ma sensu się szarpać, to co Cię spotkało to paskudne przeżycie a postępowanie Twojej żony tak perfidne że jeśli kiedyś byłoby jej dane zobaczyć to co zrobiła z właściwą percepcją  to  jest obawa że może jej głowę rozwalić, chyba że....coś z nią ma.

358

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ranna_Panna napisał/a:

Ja to jednak jestem naiwna bo dałabym wiarę że Ci się ułoży, zaskoczyłam się że żona poszła w tango i to jeszcze z tym samym' cudem męskiej urody'    byłam kilka razy w życiu świadkiem takiej okrutnie Wielkiej Miłości przez którą padały uświęcone związki i rozpadały rodziny, mówię o takich miłościach , które wywołały rozwód i rewolucje we wszechświecie...........dziś po nich nie ma śladu albo precyzyjniej ..ślad może i jest bo stare rodziny już się nie posklejały ale wielkie miłości zmalały i szlag je trafił
     Kuba życzę Ci abyś uporał się z tym swoim życiowym zakrętem jak najszybciej i spokojnie, już nie ma sensu się szarpać, to co Cię spotkało to paskudne przeżycie a postępowanie Twojej żony tak perfidne że jeśli kiedyś byłoby jej dane zobaczyć to co zrobiła z właściwą percepcją  to  jest obawa że może jej głowę rozwalić, chyba że....coś z nią ma.

A ja nie, czytając historię kilka miesięcy temu, nie wierzyłem. Zbyt wiele lat trwało oddalanie się, choć autor to zauważył i próbował ratować, zbyt mocno stracił już na atrakcyjności (dla żony) jako facet, zbyt (jakkolwiek dziwnie to zabrzmi) poświęcił się jednostronnie rodzinie, zbyt mocno partnerka dała się porwać gówniarskiej fascynacji. Nawet jeśli para decyduje się być razem, to chce tego tak naprawdę jedna strona, druga zostaje z rozsądku i/lub strachu. Partner zdradzony potrzebuje jeszcze więcej czułości, bliskości, potrzebuje odbudować zaufanie. Druga strona, zdradzona, może się starać na siłę, ale zbyt wiele paliwa nie ma i staranie się kończy. Narasta frustracja z obu stron, koło się zamyka.

Dlatego być może, choć jest to bardzo smutna historia i solidaryzuję się bardzo z Puchatkiem, jest to pozytywne zakończenie historii. Facet jeszcze młody, jeszcze może być pięknie i wspaniale.  Czego mu życzę.

359

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba też wierzyłeś w wyjątkowość waszego uczucia:)?
Sprzątaj, sprzątaj i jeszcze raz sprzataj w swoim życiu, nie zwlekaj bo żona zacznie łabedźi śpiew.

360

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Tak, sprzątaj. Kurcze, zemsta nie leży w mojej naturze, ale jak czytam co Ona Ci zrobiła, jak pisała o Tobie i o swoim synu, to sam mam ochotę ją dojechać ze sztabem prawników.
Szkoda strasznie dzieciaka. Niestety może stać się elementem jej gry i na tym ucierpieć.

A boczniak...cóż, wolny ptak, żyjący w wynajmowanym pokoju. Dobrze się bawi, ma namiętny seks, zostawi ją na lodzie na pewno. I wtedy będzie tak jak przedmówcy piszą...płacz, lament i serenady pod oknem. Przygotuj się na to i miej w pamięci to, co bolesne.

361

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Zrób dla siebie Kuba jedno, oddal się fizycznie od żony teraz, niech się wyprowadzi. ustalcie zasady. Bo uwierz mi, tylko z oddalenia będziesz w stanie ocenić waszą relację, bo z bliska nawet jak głowa się oderwie, to po tylu latach kochania kogoś możesz nie być w stanie trzeżwo myśleć. Wiem po sobie.

362

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

20.11.2019r tez pisałeś o wizycie u pani adwokat, też orzeczenie winy, też odebranie dziecka, też byłeś "twardy". Minęło 10 miesiecy i nic się nie zmieniło, nadal siedzisz w tym samym bagnie ze swoim "aniołem". Daj już w końcu dziewczynie spokój i pozwól jej nacieszyć się nowym facetem. No nie potraktowała cię za fajnie, ale ile można być ofiarą losu? Aż chce się trzymać kciuki za tę twoją pożal się Boże żonę, żeby odnalazła szczęście u boku lowelasa i żebyś w końcu dał jej spokój:)

363

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
BEKAśmiechu napisał/a:

20.11.2019r tez pisałeś o wizycie u pani adwokat, też orzeczenie winy, też odebranie dziecka, też byłeś "twardy". Minęło 10 miesiecy i nic się nie zmieniło, nadal siedzisz w tym samym bagnie ze swoim "aniołem". Daj już w końcu dziewczynie spokój i pozwól jej nacieszyć się nowym facetem. No nie potraktowała cię za fajnie, ale ile można być ofiarą losu? Aż chce się trzymać kciuki za tę twoją pożal się Boże żonę, żeby odnalazła szczęście u boku lowelasa i żebyś w końcu dał jej spokój:)

tak, najlepiej by było gdyby tam "osiadła" .. Bo gdy wielkie miłości życia mojego ex zamieniały się w wariatki, nie miałam spokoju.
więc krzyżyk na drogę, Kuba, ona się nie zmieni, Ona nie ma chwilowego zaćmienia, ona taka jest po prostu i była pewnie, tylko bardziej ją kreowałeś, niż smakowałeś smile
nie popełnij tego błędu z kolejną kobietą.

364

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Niedawno pisałem o schematyczności zdrad więc nie dziw się że dla twojej zdradzającej jej nowy wybranek jest najcudowniejszy na świecie ( jeszcze trochę ) , że będzie uprawiała z nim seks o jakim ty nawet byś nie pomarzył, że odwali takie figury w łóżku że nie jedna aktorka porno zdziwiłaby sie i to wszystko w mię tej nowej najcudwoniejszej na świecie miłości jaka czuje do ... no właśnie kogo tak naprawdę. Tego typu zachowania też są schematyczne niestety więc możesz byc pewny że zrobiła (zrobili ) WSZYSTKO I WSZĘDZIE. Nie miej złudzeń i wątpliwości w tej materii i może dlatego mówi się że zdrady się nie wybacza. Kolejna sprawa to choroby i nie tylko weneryczne więc uważaj ty i na dzieciaka (badania), z nią nawet nie dyskutuj bo zwyzywa. Oraz ostatnie to uważaj na ciąże (z boczniakiem) bo w tej miłości może nawet zapragnąć z nim dziecka a ty jako jeszcze małżonek łożyłbys alimenty na niego i nią (w ciązy nie pracuje). To samo jeżeli nie daj BOŻE by Ci coś odbiło i chciałbyś ratować małżeństwo , najlepiej zero seksu choćby w seksi bieliżnie do łózka pakowałaby się. Tak jak ty już nic nie musisz tylko możesz tak ona nic nie ma do stracenia a tylko do zyskania bo co załapie to jej. Czytaj fora, słuchaj DOBRYCH prawników i myśl perspektywicznie że inni po latach od takich akcji na wspomnienie swojego zachowania śmiali się i zachodzili w głowę jak mogli być tak zaslepieni i naiwni. A po rozwodzie nie wcześniej rozglądnij się ile jest naprawdę fajnych wiedzących co chcą kobiet które marzą aby wierny kochający mąż w łóżku przytulił, pogłaskał po głowie i szepnął jesteś moją miłościa nie zawiedz mnie.
Napisz za jakis czas jak tam toczą się sprawy

365

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
normalnyjestem napisał/a:

Niedawno pisałem o schematyczności zdrad więc nie dziw się że dla twojej zdradzającej jej nowy wybranek jest najcudowniejszy na świecie ( jeszcze trochę ) , że będzie uprawiała z nim seks o jakim ty nawet byś nie pomarzył, że odwali takie figury w łóżku że nie jedna aktorka porno zdziwiłaby sie i to wszystko w mię tej nowej najcudwoniejszej na świecie miłości jaka czuje do ... no właśnie kogo tak naprawdę. Tego typu zachowania też są schematyczne niestety więc możesz byc pewny że zrobiła (zrobili ) WSZYSTKO I WSZĘDZIE. Nie miej złudzeń i wątpliwości w tej materii i może dlatego mówi się że zdrady się nie wybacza. Kolejna sprawa to choroby i nie tylko weneryczne więc uważaj ty i na dzieciaka (badania), z nią nawet nie dyskutuj bo zwyzywa. Oraz ostatnie to uważaj na ciąże (z boczniakiem) bo w tej miłości może nawet zapragnąć z nim dziecka a ty jako jeszcze małżonek łożyłbys alimenty na niego i nią (w ciązy nie pracuje). To samo jeżeli nie daj BOŻE by Ci coś odbiło i chciałbyś ratować małżeństwo , najlepiej zero seksu choćby w seksi bieliżnie do łózka pakowałaby się. Tak jak ty już nic nie musisz tylko możesz tak ona nic nie ma do stracenia a tylko do zyskania bo co załapie to jej. Czytaj fora, słuchaj DOBRYCH prawników i myśl perspektywicznie że inni po latach od takich akcji na wspomnienie swojego zachowania śmiali się i zachodzili w głowę jak mogli być tak zaslepieni i naiwni. A po rozwodzie nie wcześniej rozglądnij się ile jest naprawdę fajnych wiedzących co chcą kobiet które marzą aby wierny kochający mąż w łóżku przytulił, pogłaskał po głowie i szepnął jesteś moją miłościa nie zawiedz mnie.
Napisz za jakis czas jak tam toczą się sprawy

Słuszna uwaga z tymi chorobami i z seksem oraz z przychówkiem boczniaka, bo tak to już jest, że tonący brzytwy się chwyta, więc uważaj Puchatku.

366 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-10 20:50:14)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dziękuje Wam wszystkim za cenne uwagi. Wszystkie je cenie. Wiem, że z perspektywy czasu wyglądam śmiesznie, ale to już za mną.
Obiecuje dzielić się na bieżąco postępami z demontażu swojego małżeństwa.
O chorobach nie myślę, bo od wielu miesięcy żony nawet nie dotknąłem. Kiedyś chciałem, ale dziś czuję obrzydzenie. Już sama myśl co wyprawia powoduje, że „cała ochota” mi przeszła.  Chciałem by od razu wyprowadziła się z domu. Wiem, że nie mogę jej wyrzucić. Ale wstępnie temat jest ustalony tak, że ją spłacę i chce by opuściła to mieszkanie. Wiecie, że podział będzie nierówny. Zawsze uważała się za uczciwą, więc zrobimy to uczciwie. O dziecko będę walczył. Mam sporo dowodów na jej „wspaniałą opiekę”. Dziecko słyszało, że stanowi problem dla mamy. Skoro mamusi znudziło się życie z tatusiem, bo znalazła lepszą opcję - droga wolna. Chce odebrać to co moje. Nie mam zamiaru być Samarytaninem i finansować jej przyszłe życie.
Jej rodzice wiedzą wszystko. I o dziwo nie uwierzycie co usłyszałem od teścia smile
Teść też ma odpowiednie zdanie na ten temat.
Ze swoim lovelasem w odwiedziny raczej tam nie pojedzie. Syn też wie co mamusia wyprawia i jasno wyraził zdanie, że nie zamierza wyprowadzać się z mamusią. Ma tu swój pokój, swoje życie. To jego mieszkanie. Chce zostać ze mną.
Co do kochasia - nie pozostanę też tu bierny. Wszyscy nasi wspólni znajomi będą wiedzieć co robi z moją żoną. Część już wie i jasno deklaruje co o tym myśli.
Ktoś kiedyś mi powiedział, że jak spotkasz człowieka - to traktuj go jak człowieka a jak spotkasz ch... - to traktuj go jak ch... I coś w tym jest.
Oni wiedzą, że teraz nie zrezygnuje. Moja jeszcze żona nie jest już osobą , którą mam chronić. Stała się obca. Chce to jak najszybciej skończyć.

367

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Dziękuje Wam wszystkim za cenne uwagi. Wszystkie je cenie. Wiem, że z perspektywy czasu wyglądam śmiesznie, ale to już za mną.
Obiecuje dzielić się na bieżąco postępami z demontażu swojego małżeństwa.
O chorobach nie myślę, bo od wielu miesięcy żony nawet nie dotknąłem. Kiedyś chciałem, ale dziś czuję obrzydzenie. Już sama myśl co wyprawia powoduje, że „cała ochota” mi przeszła.  Chciałem by od razu wyprowadziła się z domu. Wiem, że nie mogę jej wyrzucić. Ale wstępnie temat jest ustalony tak, że ją spłacę i chce by opuściła to mieszkanie. Wiecie, że podział będzie nierówny. Zawsze uważała się za uczciwą, więc zrobimy to uczciwie. O dziecko będę walczył. Mam sporo dowodów na jej „wspaniałą opiekę”. Dziecko słyszało, że stanowi problem dla mamy. Skoro mamusi znudziło się życie z tatusiem bo znalazła lepszą opcję - droga wolna. Chce odebrać to co moje. Nie mam zamiaru być Samarytaninem i finansować jej przyszłe życie.
Jej rodzice wiedzą wszystko. I o dziwo nie uwierzycie co usłyszałem od teścia. Ze swoim lovelasem w odwiedziny raczej tam nie pojedzie. Syn też ma własne zdanie w tym temacie i jasno wyraził swojej mamie, że nie zamierza wyprowadzać się z mamusią. Ma tu swój pokój, swoje życie. To jego mieszkanie. Chce zostać ze mną.
Co do kochasia - nie pozostanę też tu bierny. Wszyscy nasi wspólni znajomi będą wiedzieć co robi z moją żoną. Część już wie i jasno deklaruje co o tym myśli.
Ktoś kiedyś mi powiedział, że hak spotkasz człowieka - to traktuj go jak człowieka a jak spotkasz ch... - to traktuj go jak ch...
Oni wiedzą, że teraz nie zrezygnuje. Moja jeszcze żona nie jest już osobą , którą mam chronić. Stała się obca.

Napisałeś to jakoś tak, no mocno i stanowczo po prostu, że aż mnie to poruszyło, naprawdę.
Oczyma wyobraźni widzę człowieka, który podjął konkretną decyzję i jest pewny tego, czego chce. Nie wyczuwam złych emocji w Twoich słowach, tylko podjęta decyzję i stanowczość.
Pisz na bieżąco, bo możesz być niezła inspiracją dla wielu osób.

368

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Nie rób Kuba krucjaty. Rozjechaliscie się, zdradziła Cię, wszystkie Twoje wartości padły. Dużo emocji jest w Tobie, zupełnie niepotrzebnych, nie musi cały świat wiedzieć, że zdradziła Cię. Rozstajecie się, ok, najbliższe osoby dobrze jak znają powody to nieuniknione ale, nie żyj zemstą. Doceń fajne chwile jakie mieliście, to cześć waszego życia, niestety ono skończyło się. Masz za sobą dziecko to ważne ale.., ważne jest pamiętać że jest wspólne, im lepiej Wy się dogadacie co dalszego wychowania to wszystkim wyjdzie  na zdrowie. Mimo wszystko dobrze jest uregulować pewne sprawy i jak są dzieci zachować poprawne stosunki. Nie jest łatwo złapać dystans, potrzebujesz trochę czasu.
Jak kiedyś pisałeś o braku bliskości między wami, nie dopuszczałeś jeszcze myśli że , to jest niezly wskaźnik gdzie jest głowa i myśli,
uczucia.
Trzymaj się

369

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

A ja czuję tutaj ogromny ból, i zaraz mi się wiele rzeczy przypomina. Przytulam cię Kubo mocno, bardzo mocno. Bądż konsekwentny, ale nie mścij się. Bo z sobą zostaniesz do końca życia.

370 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-09-11 09:09:39)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
normalnyjestem napisał/a:

... Czytaj fora, słuchaj DOBRYCH prawników i myśl perspektywicznie że inni po latach od takich akcji na wspomnienie swojego zachowania śmiali się i zachodzili w głowę jak mogli być tak zaslepieni i naiwni. A po rozwodzie nie wcześniej rozglądnij się ile jest naprawdę fajnych wiedzących co chcą kobiet które marzą aby wierny kochający mąż w łóżku przytulił, pogłaskał po głowie i szepnął jesteś moją miłościa nie zawiedz mnie. ..

Tak, Kuba, tak jest.
Na świecie jest wiele kobiet zawiedzionych na swoich ex-mężach, ogromna ilość takich, które często przeszły przez coś gorszego niż my, ale wszystkie łączy to, że oczekują ciepła, przytulenia, rozmowy.
Jak już przejdziesz na tę stronę lustra odczujesz ulgę i wtedy sam zauważysz, jak ogromna rzesza kobiet wokół Ciebie.
Jednak do rozwodu unikaj związków bo jż na pewno to wykorzysta, że to twoja wina, że Cię zdradzała.
Najtrudniej przekroczyć te linię kiedy już zapada klamka i nie ma odwrotu ale to najlepsze rozwiązanie. Jak mawiają klasycy na forum "ciało raz puszczone w ruch będzie się samo poszczać".
To nie Twój błąd, brak uroku ani jej kaprys, zaćmienie, błąd to taki charakter i nazywa się kur..two. Uważaj i słuchaj bo Pani może nagrywać rozmowy, chcieć Cię sprowokować, Ty nagrywaj. Bądź bezwzględny ale nie dyskutuj, licz się z każdą niewdzięcznością i skrajnie przeciwnie z wielką "miłością", poczytaj, to co Ci wcześniej zaproponowałem, fajne lektury

Kubuś_Puchatek napisał/a:

.. Wszyscy nasi wspólni znajomi będą wiedzieć co robi z moją żoną. Część już wie i jasno deklaruje co o tym myśli. ...

Kuba, oni się i tak dowiedzą ... tu rzeczywiście na siłę nie trąb na prawo i lewo. Ci którzy staną po jej stronie i tak Tobie nie uwierzą. Nie zajmuj się duperelami, szkoda energii. Zajmij się dzieckiem i powtarzaj mu, ze go kochasz, dawaj do zrozumienia, ze go nie opuścisz, wspieraj go bo przeżywa nawet mocniej od Ciebie.

371

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Wiem, że boli ale na prawdę NIE WARTO dać się sprowokować emocjom, które w Tobie szaleją. Masz dziecko i nim trzeba się zająć, to ono jest poszkodowane i potrzebuje jak najwięcej uczuć. Co do użalania się nad sobą i mówienie o prywatnych sprawach. Strasznie tego nie szanuję. Rozumiem, jeżeli masz przyjaciela czy przyjaciółkę Kuba, ale takie głoszenie niczym przez megafon nie robi z Ciebie tez ok człowieka. To jest WASZA sprawa, a nie znajomych.

372 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-11 15:17:34)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Tu nie chodzi o straszenie kogokolwiek. Nie chodzi o żadną zemstę. Nie mam zamiaru za kimkolwiek chodzić czy nagabywać. Tu chodzi o sprawiedliwość.

Szanowny Pan X wielokrotnie pisał mi i mówił, że NIGDY nie zrobiłby takiego ruchu komukolwiek w małżeństwie. Że nie tak był wychowywany. Swoje potajemne kontakty z moją żoną tłumaczył tak, że "tylko" jej tłumaczył, że z tego nigdy nic nie będzie. Mnie wielokrotnie uspokajał. Dawał do zrozumienia, że nigdy nie będzie traktować mojej żony więcej niż jako znajomej. "W tym też celu" pisał po nocach z moją żoną.... smile
Traktowałem go jak przyjaciela. Zaufałem. Gdy inni od niego się odwracali w nowym miejscu pracy - we mnie znalazł kolegę.
Wkurzyłem się za to zdrowo - gdy jeden z naszych wspólnych znajomych przekazał mi informację, że urządzał małe spotkanie w gronie starych znajomych, ale do mnie nie dzwonił, bo usłyszał od Pana X, że ja mam teraz ogromne problemy i na pewno nie będę miał ochoty przyjść.

Moi znajomi, a raczej nasi wspólni znajomi o wszystkim się dowiedzą. W imię sprawiedliwości. Żeby wiedzieli z kim mają do czynienia. Szanowny lowelas zapomniał o swoich słowach, zasadach, przyrzeczeniach  . Czyżby nagle amnezji dostał? Zmienił poglądy? Nie moja to już bajka. Powinienem się wstydzić, że jestem rogaczem, ale dziś czuję siłę. Dość robienia ze mnie wariata. Dość kłamstw i oszukiwania. Dość życia moim kosztem. Tyle upodlenia z ich strony na mnie padło. Obydwoje jeżdzili po mnie na całego. Za moimi plecami. A nagle jak się wydało - wszyscy świętych udają. I jedyny ich problem - jak ja to ponownie odkryłem. Przecież mieli taki dobry plan. Nagle zaczęli mieć problem ze swoimi własnymi słowami. Nagle ich to zaczęło uwierać. Stało się niewygodne. NIE BĘDĘ OFIARĄ. Nie wstydzę się już tego, że jestem rogaczem. I tak jak ktoś wyżej zauważył: to nie ja się powinienem wstydzić. "Wspaniała małżonka" i "super kolega". Z pięknymi frazesami na ustach. Piękne mowy o uczciwości, zasadach. Osądzanie innych dookoła a nie siebie samego. Same ideały po prostu.

Pamiętam jak pytałem jż: masz z nim romans? I stała odpowiedź: "Nie, no coś ty. Nie żartuj. To przecież Twój kolega. Wydaje CI się. Szukasz zaczepki.... Mówisz te głupoty, bo Ci się pewnie nudzi..... Ty nie możesz mieć czasu wolnego, bo wariujesz". Dziwne, ze dziś już tak nie mówi.

Była moją żoną i zapamiętam te najlepsze kilkanaście lat z naszego życia. Nie będę świnią - wiem co znaczy matka. Wiem, że ma się tylko jedną matkę i jednego ojca. Dlatego z powodu dziecka - chciałbym by miała z nim kontakt. Może przemyśli wszystko i nabierze ochoty do częstszego przebywania z dzieckiem. Chciałbym by uczestniczyła w jego życiu. Syn nie może ponosić konsekwencji jej "zalotów". Nie pokaże mu wypocin małżonki. Ale nie mam zamiaru tworzyć kreatywnej rzeczywistości. Wszyscy powinni ponosić konsekwencje swojego postępowania. I mój syn też na to wszystko patrzy. Kłamać nie będę. On wszystko wie i rozumie. Sam wyciąga wnioski. Patrzy i wie, że to bolesna lekcja od życia. Nawet dla niego - muszę trzymać fason i poziom. Musi widzieć we mnie ojca. Osobę sprawdzoną na której może polegać. W każdych warunkach. Musi widzieć we mnie FACETA. Nie wojującego szabelką - ale konsekwentnego i słownego. Który potrafi chronić bliskich, ale i jest gotowy do zdecydowanych ruchów, gdyby ktoś podniósł rękę na RODZINĘ.

PS. Dałem żonie wybór: albo idziemy do sądu albo do mediatora. Ona wybiera. Mnie nie robi różnicy jak to skończę.

373

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

. I jedyny ich problem - jak ja to ponownie odkryłem.

Możesz napisać jak się ukrywali i jak ich rozszyfrowałeś? Może to być pożyteczna lekcja dla wszystkich.

Powodzenia w nowym życiu!

374 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-11 16:51:06)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Obiecuje, że wszystko opiszę. Ale pozwólcie, że nie teraz. Ta wiedza może mi się jeszcze przydać. 

Małżonka przejawia pełna gotowość do mediatora. Chyba nie ma ochoty zapraszać kochasia do sądu. Nie chce typowej sprawy. Chciała się dogadywać by wziąść rozwód za porozumieniem stron, ale na to już za późno. Wstępnie godzi się na wszystko co zaproponowałem.

Pozdrawiam,

375 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-09-11 16:50:50)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

PS. Dałem żonie wybór: albo idziemy do sądu albo do mediatora. Ona wybiera. Mnie nie robi różnicy jak to skończę.

Tak z ciekawości, do mediatora w jakim celu ?

376 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-11 18:13:07)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Jeśli żona przystanie na moje warunki, czyli:
1. Bierze winę na siebie
2. Syn zostaje przy mnie
3. Mieszkanie jest moje a ona się wyprowadzi (pozostałą cześć jej spłacę)
4. Lovelasa będzie trzymać na odległość od mojego syna

to....

załatwimy to przez mediatora szybko. Bez przedłużającej się sprawy w sądzie, bez świadków, bez jej kochasia, którego nie chce już oglądać. Będzie szybko i sprawnie.
U mediatora można się porozumieć i spisać umowę, którą potem obydwie strony podpisują. Potem pozew z ugoda do sądu i ... zwykle po pierwszej rozprawie jest FINISZ.

Jeśli się nie zgodzi, zmieni zdanie lub jeśli się nie dogadamy co do powyższych punktów - złoże wniosek w sądzie. Ona decyduje.

377

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Syn jest także jej, więc nie rozumiem po co zapis, że ma go z daleka trzymać od nowego partnera. Widać, że Twoja rana jest bardzo świeża.

378

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Symbi - niezupełnie. Jestem już po konsultacji z adwokatem i mój wniosek ma uzasadnienie.

Mój syn ma mamę i ojca i nie zamierzam nigdy blokować ani utrudniać żonie kontaktów z synem. Będzie mnie cieszyć, jeśli będzie uczestniczyć w życiu syna.

Ale Pan X to inna bajka.

379 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-09-11 19:06:28)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Jednak.
.. jak ich związek przetrwa to będzie bardzo trudno realizować.. To doprowadzi syna do sytuacji  konfliktu  wewnętrznego, gdyby się zdarzyło się  że jednak się spotkają.
Z czasem przecież będzie gdzieś chciał wyjechać  na wakacje, weekend.. oszczedzilabym stresu jemu, nawet jak ta myśl nie jest Ci miła..

Wiesz, moje dzieci nie wiedzą  o różnych rzeczach,, nie chciałam im sprawiać bólu w imię prawdy, bo ojca i tak mają już ustanowionego, więc po co im to.

380 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-11 19:52:22)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Elu - mój syn raczej nie będzie miał konfliktu, bo jawnie prezentuje wrogie nastawienie. To miedzy innymi jeden z powodów mojego wniosku.
Wiem też, że lovelas lubi się „odprężyć” od czasu do czasu. Jeśli tak to mogę ująć...
Sąd na szczęście kieruje się dobrem dziecka i tu stawia priorytety.

Zdaje sobie sprawę, że wszystko różnie może się potoczyć w sądzie. Nic mnie nie zdziwi. Ale jeśli sprawa trafi na wokandę i będzie normalna rozprawa - to mam po swojej stronie dobrą panią adwokat. Znaną w Warszawie ze skuteczności.

381

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Elu - mój syn raczej nie będzie miał konfliktu, bo jawnie prezentuje wrogie nastawienie. To miedzy innymi jeden z powodów mojego wniosku.
Wiem też, że lovelas lubi się „odprężyć” od czasu do czasu. Jeśli tak to mogę ująć...
Sąd na szczęście kieruje się dobrem dziecka i tu stawia priorytety.

Zdaje sobie sprawę, że wszystko różnie może się potoczyć w sądzie. Nic mnie nie zdziwi. Ale jeśli sprawa trafi na wokandę i będzie normalna rozprawa - to mam po swojej stronie dobrą panią adwokat. Znaną w Warszawie ze skuteczności.

Brawo.

382

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Teraz to On ma takie emocje, bo bez jego winy wali mu się świat. Ale to nieprawda zw 15 letni chłopak nie potrzebuje matki. Wg mnie idziesz złą drogą ws syna, bo w pracy, to jeszcze rozumiem,  bo gość  pogryzł rękę którą go karmiła, powiedz znajomym, ok. O ile będzie to jasna informacja a nie telenowela.
Ale syn..chroń  to, by jego świat jak najmniej się zmienił przez wasze problemy. Nie stawiaj go w sytuacji, że musi nienawidzić matki, by mieć ojca.
Owoce takiego postawienia sprawy zbierzesz Ty też.

383 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-12 01:05:58)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dziękuje, że mnie „studzicie”. Nie chciałbym ulec jakimś niepohamowanym emocjom. Nie chce tego, ale tak łatwo przekroczyć cienką linię. Staram się żyć jak dawniej.

To naprawdę trudne trzymać teraz nerwy na wodzy.

Mam już w ręce pozew o rozwód. W 2 wersjach - w zależności od rozwoju sytuacji (mediator+sąd lub tylko sąd). Na poniedziałek mamy z żoną umówioną wizytę u mediatora. Nie wiem jak i czy spokojnie do tego dotrwamy. 
Spisałem kwestie kluczowe, mam przygotowane dokumenty. Zobaczymy jak sprawa się potoczy.

Żonie zaczynają udzielać się emocje. Wyraźnie pobudzona się zrobiła. Już nawet się nie kryje - jawnie pisze do swojej miłości. Nawet nie próbuje udawać.

Chyba dopiero dziś też zrozumiała lub doczytała z czym wiąże się jednostronne orzeczenie winy.
Gorący okres przede mną.

I musze się Wam do czego przyznać. Ciężko przekroczyć graniczną linię, podjąć ostateczną decyzję. Ale jak się to już zrobi to ... wszystko samo rozpędem leci.

384 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-12 13:50:15)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

.

385

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Dziękuje, że mnie „studzicie”. Nie chciałbym ulec jakimś niepohamowanym emocjom. Nie chce tego, ale tak łatwo przekroczyć cienką linię. Staram się żyć jak dawniej.

To naprawdę trudne trzymać teraz nerwy na wodzy.

Mam już w ręce pozew o rozwód. W 2 wersjach - w zależności od rozwoju sytuacji (mediator+sąd lub tylko sąd). Na poniedziałek mamy z żoną umówioną wizytę u mediatora. Nie wiem jak i czy spokojnie do tego dotrwamy. 
Spisałem kwestie kluczowe, mam przygotowane dokumenty. Zobaczymy jak sprawa się potoczy.

Żonie zaczynają udzielać się emocje. Wyraźnie pobudzona się zrobiła. Już nawet się nie kryje - jawnie pisze do swojej miłości. Nawet nie próbuje udawać.

Chyba dopiero dziś też zrozumiała lub doczytała z czym wiąże się jednostronne orzeczenie winy.
Gorący okres przede mną.

I musze się Wam do czego przyznać. Ciężko przekroczyć graniczną linię, podjąć ostateczną decyzję. Ale jak się to już zrobi to ... wszystko samo rozpędem leci.

Weź młodego gdzieś na weekend.
Nie siedź w domu .
To co robi jż jest celowe ta ostentacja.
Zdaje się że zobaczysz jeszcze innego
"anioła".
Młody jest najważniejszy teraz jego poczucie bezpiczeństwa.
Na szukanie winnych teraz nie ma miejsca.
Nie dyskutuj z jż nie licz na jej rozsądek.

386 Ostatnio edytowany przez Morfeusz1 (2020-09-12 01:57:02)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

,, Żonie zaczynają udzielać się emocje. Wyraźnie pobudzona się zrobiła. Już nawet się nie kryje - jawnie pisze do swojej miłości. Nawet nie próbuje udawać."

Kilka postów wcześniej pisałeś, że nie chce go znać, i dalej się uczysz, nie wierz  w to co mówi. Niech pisze do niego, rób swoje. Dbaj o siebie i dziecko. Jej świat niech pozostanie tylko dla niej, wyjdzie im czy nie, to już nie Twój problem. Widzisz, że skończył się czas oszustw. Dostajesz na tacy sporo.

387

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Wspólnym znajomym chcesz powiedzieć, że jesteś rogaczem? W imię sprawiedliwości? Szczerze - dostarczyć im rozrywki na wiele dni, a ostatnie co będą myśleli to: "Ten biedny Kubuś. Jak to dobrze, że walczy o sprawiedliwość na tym łez padole. Prawdziwy mężczyzna.". Będziesz tematem plotek, docinków, żartów i będą cię uważać za ciepłą kluchę, która była tak beznadziejna, że żona puściła się bokiem. Twój syn ma teraz żal do matki, ale koniec końców będzie chciał mieć z nią kontakt, a ty wręcz powinieneś nalegać, żeby tak było - jeżeli go kochasz. Zakaz kontaktów nowego faceta to tez abstrakcja, nikt nie powiedział, że nie będą razem a nawet zestarzeją się. Matka wtedy będzie szczęśliwie układać sobie życie, a ty z ręką w nocniku będziesz wylewał łzy, że nie masz zony, znajomych, rodziny, a na końcu dziecka, które myślę, że nie będzie chciało za często odwiedzać człowieka ogarniętego obsesją.

388 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-09-12 11:22:17)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

BEKAśmuechu - masz racje. Już teraz czuje się jak „ciepłe kluchy”. Ale pracuje usilnie nad tym by to zmienić. Natomiast chce to zrobić, aby nie musieć się kryć ani żyć w kłamstwie. To nie ja będę unikał naszych wspólnych znajomych. Jeśli stanę się dla części pośmiewiskiem - to tu Cię zaskoczę - to też bardzo dobrze. Będzie to czas na „przerzedzenie znajomości”. Zostaną tylko Ci prawdziwi. Na pozostałych - mi nie zależy. I jak to klasyk powiedział: „wolę mieć prawdziwych wrogów niż fałszywych przyjaciół”.  Czas na prawdziwe porządki, czas na prawdę. Gorzej nie będzie. Prawdziwe załamanie miałem w ubiegłym roku. I wiem kto jest prawdziwym przyjacielem.
To nie ja będę się wstydzić. Mam dość kłamstw i obłudy.

A oni właśnie wszyscy na to liczą. Że będę cicho, że się na wszystko zgodzę, że im wszystko dobrowolnie oddam, że ... ależ byłem idiotą - że grzecznie podzielę mieszkanie po połowie i jż oddam wszystko w prezencie. Że pozwolę robić z siebie „ciepłe kluchy”, że jestem nikim, że można mnie oszukiwać i mną manipulować. A tu ZONK. Nie da się. Skoro moja żona nie czuła że ma faceta - to w finale go we mnie zobaczy.

389

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

"...... Jeśli stanę się dla części pośmiewiskiem - to tu Cię zaskoczę - to też bardzo dobrze. Będzie to czas na „przerzedzenie znajomości”. Zostaną tylko Ci prawdziwi. Na pozostałych - mi nie zależy. I jak to klasyk powiedział: „wolę mieć prawdziwych wrogów niż fałszywych przyjaciół”.  Czas na prawdziwe porządki, czas na prawdę. Gorzej nie będzie. Prawdziwe załamanie miałem w ubiegłym roku. I wiem kto jest prawdziwym przyjacielem.
To nie ja będę się wstydzić. Mam dość kłamstw i obłudy..."
                                                                                                 ...........

Dokładnie też tak myślę, myślę też że nie należy wstydzić się za inną osobę, nawet jak wybrało się ją na bliskiego człowieka,  każdy odpowiada za swoje a zachowaniem sam siebie określa, ci których dziwią Twoje obecne emocje i jeszcze o zgrozo mieliby naśmiewać się z Ciebie to przepraszam bardzo ale nad kim tu się pochylać, ludzie z doświadczeniem czy empatią a także podstawową kulturą zapewne takich zachowań nie mają

390

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Nie o to chodzi, tylko czasem można się rozpędzić,  ku rozrywce innych.
W małym miasteczku mąż zdradził żonę. Zrobiła z tego widowisko..fajna z nich para była, a tak to jedyne skojarzenie z nimi to szczegóły tego in flagranti..

Posty [ 326 do 390 z 651 ]

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024