Zaznaczając z góry, że szanuję całkowicie zdanie innych, przyznam się, że trochę podzielam spojrzenie Gosi1962 , gdy patrzę na sprawę całościowo.
Potępiam jak najbardziej POTAJEMNE sprawdzanie prywatnych wiadomości, to w tym jest najgorsze, to przeszukiwanie czyichś danych BEZ POZWOLENIA, niezależnie co tam tak naprawdę jest. Natomiast, ja, mimo że przejawiam takie oto zasaday, nie widzę przeciwskazań, żeby dobrowolnie i na PROŚBĘ anie rozkaz/nakaz, pokazać partnerowi to, co w telefonie mam, albo nawet samemu przegląać ten telefon a ona może sobie zerkać przez ramię. Jeżeli ktoś się upiera, żeby coś znaleźć, to z dziką satysfakcją pokaże jej, że naprawdę nic tam nie ma. Nie będę przy tym się przejmował, że przegląda mi telefon, jeśli ma uzyskać pewność, żę jednak nikt obcy do mnie nie pisze. Mając chociaż nadzieję, że odpuści te swoje podejrzenia,to zawartość mojego telefponu pozostaje WTEDY opcją drugorzędną. Tak sobie teraz myślę, czy jest tam w ogóle cokolwiek, co mógłbym uznać za sprawy na tyle prywatne, żeby nie podzielić sie przypadkiem nawet ze swoim partnerem? DCo tam może być, czego mogę się wstydzić czy bać? No może dlatego, że akurat na moim telefonie NIGDY nie ma włąściwie nic ciekawego
Oyt uroki, telefonu z klawiaturą 
W moim odczuciu te odcienie szarości, o których wspomniała Gosia1962 ładnie przedstawił chyba Kolega karn, gdzieś pobocznie napomykając o swoim związku. Sam chyba będąc wrogiem sprawdzania telefonu, wiedziony przeczuciem sprawdził i okazało się, że trafił w dziesiątkę, w ten sposób udaremniając zdradę. Nie chce sie wdawać w szczegóły, moze sam tutaj zechce się wypowiedzieć..Mając tak sztywne zasady, co do prywatności korespondencji, jeśli ona odkryłaby szpiegowanie, miałaby sama z nim zrywać z tego powodu ,ze ja śledzi, niezaleznie czy do zdrady dosżło czy nie? Na jej miejscu, jeśli miałbym nagiąc swoje zasady RAZ, dla dobra związku, to przy mojej niewinności, przykmnąłbym oko na to szperanie w telefonie. Jeżeli partnerka jakimś cudem ukryłaby swój romans a ja był jej ponownie zaufał to pewnie dowiedziąłbym się o zdradzie po czasie.
W każdym razie konkluzja jest taka: widze różnicę między POTAJEMNYM sprawdzaniem cudzej korenspondencji a dobrowolnym UDOSTĘPNIENIEM jej partnerowi, na jego uprzejmą prośbę i przy mnie(!) To nie kwestia moich odczuć czy zaufania, ale dwa zupełnie różne zjawiska, przynajmniej w mojej ocenie.
Co do badań DNA, to jest to tak powszechnie stosowane dzisiaj, że absolutnie nie miałbym nic przeciwko. Czytając to forum, widzę nie raz jak bardzo zdesperowane bywają osoby, które podejrzewają partnera o zdradę i chcą za wszelką cenę rozwiać swoje wątpliwości. Winny zawsze zap[rzeczy, powie że wszystko jest OK, że nie ma powodu obaw. Jeśli już zdrada trwa czy nawet jest planowana, to żadne rozmowy nie przynoszą skutku. Jeśli zdradzany odkryje prawdę, sprawdzając taki telefon, to przynajmniej wie, na czym stoi. Jeśli podejrzenie o zdradę jest zupełnie niesłuszne, to wtedy właśnie widać, jakie istnieją dla każdego priorytety. Swoją drogą zaufanie można nadużyć wielokrotnie i stopniowo. Tutaj mamy do czynienia z POJEDYNCZYM zdarzeniem, czymś co powoduje od razu wystawienie walizek za drzwi, choćby NIC wcześniej do tego nie zmuszało.Dobrze zrozumiałem Loka? Ja widzę to raczej w ten sposób, że wiadomo, mamy pewne zasady i się ich trzymamy, słusznie zresztą. Tylko czy na tych 100 przypadków, jesli zdarzy się nam sprawdzić raz, czy to tak bardzo zaburza nasze sumienie? Inna sprawa to taka, czy są potem jakiekolwiek pozytywne skutki tego, tzn czy chociażby związek się sklei czy rozpadnie. Nikt tutaj zpewnością NIE JEST fanem ani gorącym zwolennikiem ciągłego, nagminnego i potajemnego sprawdzania owej korenspondencji.