niepodobna napisał/a:Z innej beczki. Czy tylko ja mam wrażenie, że Lovelynn to Beyondblackie pod innym nickiem? I rozmawia sama z sobą, sama siebie wspiera oraz uzupełnie swoje wypowiedzi "z innej perspektywy" (de facto takiej samej, język też podobny).
Nie tylko Ty, ponieważ jedna osoba już tu wyszła z podobną uwagą. 
Co do podobieństw to o tyle masz rację, że sama sytuacja zarówno moja i BB jest - jeśli chodzi o same emocje- niemal identyczna. Nie bywam na tym forum często, raczej wpadam tu w przerwach między- albo po pracy, żeby się odmóżdżyć. Ten wątek sprowokował mnie jednak do wyjścia z ukrycia, właśnie dzięki tym podobieństwom, na zasadzie, że zdrowy chorego nie zrozumie ale już chory chorego jak najbardziej.
O tyle, o ile sam psychologiczno-emocjonalny kontekst jest niemal identyczny i to do tego stopnia, że jestem w stanie sobie dokładnie wyobraźić nawet szczegóły rozmów między BB i Miśkiem, to jednak sami "aktorzy" i ich charekterystyki są bardzo różni
. Przeczytałam pobieżnie potępiany tu wątek na temat chóru i jestem pewna, że ekstemalnie różnie się z BB temperamentem, a przede wszystkim gustem, co do facetów
. Nie spodobałby mi się ani Misiek, ani Nick, a BB nie gustowałaby w moim typie.
Prawdę mówiąc na początku nosiłam się z zamiarem utworzenia własnego wątku, ale trochę straciłam wenę. Raz, że ostatni osobisty kontakt z moją wersją Nicka miał miejsce w styczniu (ale mamy sporadyczny, ale dość regularny kontakt mailowy) więc nieco "ostygłam", a dwa... rozczarowały mnie reakcje uczestników. Ktoś ma poważny problem i szuka uczciwego wyjścia, szczerze przyznaje się do swoich doznań, a dostaje: oskarżenie o szukanie atencji, podejrzenia o konfabulację, oskarżenie o wynajdowanie problemów z... nosa
i takie tam.
W sumie szkoda, że autorka nie zamierza kontynuować tematu (chyba?), bo sama miałabym ochotę podyskutować, nawet tylko teoretycznie na te tematy. Ktoś tu wspomniał, że to problemy pierwszego świata, a jakie mają być - żyjemy w pierwszym świecie. Tych problemów będzie przybywało, bo poziom życia rośnie i przestajemy się troszczyć o to, żeby mieć co włożyć do gara, a dostrzegamy bardziej wysublimowane i złożone potrzeby. Również zmienia się rola kobiety - coraz więcej jest tych niezależnych, zarabiających spore pieniądze, bezdzietnych z wyboru, pewnych siebie, świadomych własnej seksualności itp. Fajnie by było zwyczajnie z kimś o tym pogadać.
Gary napisał/a:Wygląda to tak, że pewna pani uparła się, aby pewnego pana, który nie ma ochoty iść z nią do łóżka, zaciągnąć do tego łóżka jakimś sposobem, trikiem. On nie chce, nie potrzebuje, ale ona sobie to postawiła za cel. To jest jak gwałt. Ludzie chodzą do łóżka gdy oboje tego chcą.
Tak, tak... wiem, że ona i on sobie ślubowali wyłączność, więc ona nie może z kimś innym...
No tak Gary, w punkt. Jesteśmy tak nauczeni, że nad związkiem należy pracować, przynajmniej zewsząd tak głoszą. Tylko gdzie znajduje się ta subtelna granica, gdzie praca nad związkiem zamienia się w nieznośną charówkę, albo tak jak piszesz - dosłownie jest gwałceniem czyichś albo swoich granic. Z drugiej strony chcemy być fair, zależy nam na partnerach.
Tak jak w innych dziedzinach życia możemy się spokojnie wyżyć gdzie indziej, tak w jeśli chodzi o seks w monogamicznym związku, z definicji jesteśmy "zdani" na partnera. Kiedy ten nie chce lub nie może dostroić się do naszych oczekiwań - to jak sobie z tym radzić? Otworzyć związek, szukać na boku... sama nie mogę sobie tego wyobrazić. Monogamia mi się podoba. Monotonia w łóżku - nie.
Beyondblackie napisał/a:Mnie się coś takiego dawniej nie wydarzyło
Osiem lat i nic. Żadnych zauroczeń, żadnych znajomości z podtekstami. Miałam kolegów, ale takich totalnie na luzie, których traktowałam jak ziomków.
Znowu niemal identycznie. Podobny staż. A wierna to ja jestem jak pies i do tej pory - ani przez chwilę nie przychodziło mi to trudno. Zwyczajnie byłam przekonana, że mój parter to najlepszy wybór, więc nie oglądałam się na boki. Po co? Był dla mnie Number 1.
Uprzedzę na tym miejscu niektóre durne komentarze - nie chodzi tu o atawizmy, ani o to, że ten "nowy" jest lepszy od dotychczasowego partnera na zasadzie Samca Alfa
Jest zupełnie przeciwnie, mój "Nick" jest obiektywnie mniej wykształcony, mniej inteligentny, o wiele biedniejszy, mniej przystojny, chronicznie chory i ogólnie... ma się do mojego partnera jak Omega do Alfy! Ale mimo tego... nie potrafię wyrzucić go z głowy, tego kim i jaki jest. Nie rozumiem dlaczego.