Z częscią postów sie zgodzę, bez bicia: tak, mam w swojej osobowosci cechy narcystyczne i antysocjalne. Lubię generować chaos i konflikty, bo nie tyle są dla mnie interesujące i w pewnym sensie zabawne, co mam poczucie kontroli nad ludźmi. To nie jest ładne- to też wiem.
Wielokropku, ja się nie wymawiam od odpowiedzialności. Pewnie, że sama, z własnej woli, te rzeczy robiłam. Nikt mi nie kazał spędzić wieczoru na wertowaniu książek i omawianiu nerdowych tematów, które dla innych były bez znaczenia. Tylko, że mój mózg działa w taki sposób, że jak mnie ktoś nie zatrzyma, nie powie: "Ej, przesadzasz.", to ja prę do przodu i przekraczam kolejne granice. Wcale nie "biedna ja", ale świadoma jednostka.
Inną sprawa jest, że mężczyzna, którego poznałam, w zasadzie rozumie z kim ma do czynienia (co jest rzadkie) i zamiast wiać na kilometr, cieszy się jak dzieciak. Prawdopodobnie, to jeszcze lepszy manipulator niż ja, który da mi po doopie dla swojego funu, jak nie będę patrzeć.
Misiek nic nie zauważył, co jest dziwne w obliczu ostatnich dni i akcji. Rozmawial z żoną Nika jakby ten cały cyrk się nie dział i nie miał znaczenia. Około jedenastej tylko zaczął ziewać i Kathy zasugerowala, że czas iść. No, to poszli.
Nie wiem co z tego będzie. Zdecydowanie zarąbista przyjaźń, oparta na wspólnych obsesjach. Czy coś innego, to zależy od tego co mogę zrobic bez oporu innych. W przeciwnieństwie do Garego, który sobie ciupcia na boku, bo nie ma jaj powiedziec zonie o co kaman, ja przynajmniej jestem szczera. Misiek mógł się wkurzyć i zrobić mi awanturę. Żona Nicka mogła się obruszyć i wyjść wcześnie do domu, z lodowatym uściskiem ręki. Nikt NIC nie zrobił.