Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 89 z 89 ]

66

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Żabka08 napisał/a:

Szczerze - osobiście trudno mi wyobrazić sobie budowanie związku zostawiając partnera "w spokoju" smile Wydaje mi się, że wtedy parter wejdzie nam na głowę, przestanie się starać, popadniemy przez to w rutynę.

Ale przecież wcale nie chodzi o to by nie adresować niczego co nam przeszkadza w zachowaniu partnera. Wręcz przeciwnie, komunikowanie swoich uczuć jest podstawą dobrego związku.

Mnie raczej chodzi o to, że Twoja definicja "oczekiwań" ma formę: JEŻELI mnie kochasz, to sprostasz moim oczekiwaniom, a to już poczatek bardzo toksycznej relacji opartej na warunkowym dozowaniu miłości, czyli emocjonalnym szantażu.

Zobacz podobne tematy :

67 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2019-05-02 19:50:26)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Żabka08 napisał/a:

Osobiście nie wierzę, że można przejść przez związek będąc razem ale jakby osobno - niczego nie oczekujac - jak piszecie smile Bo tak to rozumiem właśnie, może jestem toksyczna. Może i ja mogłabym popracować nad własnym podejściem do związków.. Według mnie tak właśnie jest w układach bez zobowiązań.Ludzie nie oczekują niczego od siebie, nie wymagają, nie dostosowują się  - tylko świetnie się bawią. Może wedle tych zasad to jest lepszy układ dla ludzi?

Szczerze - osobiście trudno mi wyobrazić sobie budowanie związku zostawiając partnera "w spokoju" smile Wydaje mi się, że wtedy parter wejdzie nam na głowę, przestanie się starać, popadniemy przez to w rutynę.

Mozna przejść przez związek i nawet powiem więcej, można być szczęśliwym. Nie wierzysz w to, bo jeszcze nie jesteś na etapie samoakceptacji. Właśnie dlatego wydaje Ci się, że dając wolność partnerowi on Ci ucieknie lub wejdzie Ci na głowę.
To mi się kojarzy z poglądem niektórych osób, że nie wolno mówić o seksie, by młody człowiek nie zaczął go uprawiać tongue . Przecież wiadomo, że zacznie i to nawet szybciej, z ciekawości, gdy mu nikt nie wyklaruje.
Brak Ci pewności siebie, dlatego masz wrażenie, że trzeba się w związku kontrolować, pilnować, czegoś od siebie wymagać. To daje Ci poczucie bezpieczeństwa, ale jest złudzeniem. Dopóki nie zaakceptujesz sama siebie, dopóty nie poczujesz się bezpiecznie, nigdy! Będziesz dążyła do skracania łańcucha w związku, zamiast do poluźniania, a i tak ciągle będziesz czuć dyskomfort.
Co do pogrubionego fragmentu: kiedyś napisał jakiś seksuolog, ze najwięcej osób mających problemy w sferze seksu, to osoby, które traktują seks śmiertelnie poważnie. Podobnie jest pewnie z miłością, która jest radością i szczęściem. Pewnie dlatego nie ogranicza, nie wymaga,... tylko się sobą cieszy, po prostu big_smile .

68 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2019-05-02 20:24:15)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
rossanka napisał/a:

Właśnie, że jest proste.  Związek to nie lot w kosmos,  oczywiście bywają zgrzyty po drodze, ale to nie o tym temat.

Nie wiem czy porównanie do lotu w kosmos ma sens w kontekście o czym pisze. Mnie bardziej akurat interesuje biologiczny i kulturowy wpływ na dane zachowania.
Lecz skoro według Ciebie nie ma w tym nic skomplikowanego to w jakim w ogóle celu zadajesz te pytanie? Po co zadawać pytania, na które zna się odpowiedzi? Jeśli znasz odpowiedzi, prościej się nimi podzielić. Choć patrząc na ilość rozstań i poradni terapeutycznych dla wielu osób jednak proste nie jest.

rossanka napisał/a:

A filmik-hmm, nie kupuje takich filmików.  Pełno teraz tego w sieci. Co zrobić aby on się zachowywal tak,  jak postąpić,  aby ona zrobiła to i to. Na krótką  metę to działa,  ale tylko przez chwilę  (ciekawe czemu big_smile ). Jak człowiek szanuje siebie, jest stabilny, ma poczucie własnej wartości,  akceptuję siebie przy jednoczesnym byciu swiadomym swoich wad, to nie pozwoli sobie na takie źebranie: np co zrobić,  aby ona cieszyła się z mojego powrotu z pracy, albo co zrobic  aby on chciał ze mną porozmawiać wieczorem. To musi wyjść od tej drugiej osoby, ale w odpowiedzi na to, jaki Ty jesteś.  Nie musisz wtedy prosić o uwagę,  O telefon,  o zainteresowanie itd. Bo druga osoba samo to zrobi, sama zadzwoni czy ucieszy się z Twojego powrotu do domu.

Skąd dane, że owe zachowanie działają "na krótką metę"?
Uważam, że życie pokazuje, że osoba, która sobie radzi, nie jest odniesieniem całego społeczeństwa. Przekazy o własnej wartości, akceptacji, bardziej przypominają mi jakieś kołdzingowe wywody. Generalnie jednak rozumiem Twój punkt widzenia. Tyle mi wystarczy.

rossanka napisał/a:

A filmik? Szczerze, to mnie by to męczyło, jakbym przez lata musiała robić tak, aby uzyskać od partnera tak i tak itd. Można, ale po co. I w jakim celu kogoś zmieniać? Tu trzeba znaleźć kogoś,  kto tak pasuje , aby nie trzeba go było zmieniać.  Oczywiście,  jak pisze po drodze pewnie będą i nieporozumienia i kłótnie,  ale nie o tym również temat.
Jak będziesz poukładany, silny wewnetrznie, interesujący a do tego obdarzony uczuciem, to nie będziesz musiał wymuszac  od drugiej strony danych rzeczy, bo ona sama Ci je da. Tak to widzę.
Ogólnie technik manipulacji nie popieram(chyba, że chodzi o podwyżkę,  rozmowę o pracę,  czy sprzedaz). W związku stosować je to jest nieporozumienie.

Znając doświadczenie autora ze związkami, zapewne na czymś oparł swój wywód. Raczej nie doradza ludziom, którym wychodzi. Peterson słusznie zwrócił uwagę, że problemy w związkach często leżą w komunikacji i nieraz coś co nie jest właściwie problemem, może być tak odebrane przez niewłaściwy dobór słów. Nie omieszkał również wspomnieć, że człowiek pewnych rzeczy musi się nauczyć. W końcu każdy pochodzi z innego domu. I nieraz przez małe błędny, można nie zauważać ogólnych starań. Wydaje się, że Petersonowi chodziło o sytuację, gdy np. partner posprząta mieszkanie, a druga strona zwracając uwagę na niedomyty talerz, może zniechęcić do tego typu aktywności. Jednocześnie mózg ludzi tak działa, że jak to zauważył, ma skłonność przez oczekiwania zwracam uwagę na dany szczegół tj. owy talerz, pomijając całą resztę.
Jeśli chodzi o odniesienie do owej "manipulacji", jak najbardziej rozumiem, choć nie zgadzam się z Tobą. Z tego względu, że to dość naturalne zachowanie ludzkie i nie tylko w odniesieniu do związku, ale i wychowania dzieci, dostosowania się do życia w społeczeństwie ect. Ale nie temat na dłuższe wykłady.

69

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
tajemnicza75 napisał/a:
Żabka08 napisał/a:

Osobiście nie wierzę, że można przejść przez związek będąc razem ale jakby osobno - niczego nie oczekujac - jak piszecie smile Bo tak to rozumiem właśnie, może jestem toksyczna. Może i ja mogłabym popracować nad własnym podejściem do związków.. Według mnie tak właśnie jest w układach bez zobowiązań.Ludzie nie oczekują niczego od siebie, nie wymagają, nie dostosowują się  - tylko świetnie się bawią. Może wedle tych zasad to jest lepszy układ dla ludzi?

Szczerze - osobiście trudno mi wyobrazić sobie budowanie związku zostawiając partnera "w spokoju" smile Wydaje mi się, że wtedy parter wejdzie nam na głowę, przestanie się starać, popadniemy przez to w rutynę.

Mozna przejść przez związek i nawet powiem więcej, można być szczęśliwym. Nie wierzysz w to, bo jeszcze nie jesteś na etapie samoakceptacji. Właśnie dlatego wydaje Ci się, że dając wolność partnerowi on Ci ucieknie lub wejdzie Ci na głowę.
To mi się kojarzy z poglądem niektórych osób, że nie wolno mówić o seksie, by młody człowiek nie zaczął go uprawiać tongue . Przecież wiadomo, że zacznie i to nawet szybciej, z ciekawości, gdy mu nikt nie wyklaruje.
Brak Ci pewności siebie, dlatego masz wrażenie, że trzeba się w związku kontrolować, pilnować, czegoś od siebie wymagać. To daje Ci poczucie bezpieczeństwa, ale jest złudzeniem. Dopóki nie zaakceptujesz sama siebie, dopóty nie poczujesz się bezpiecznie, nigdy! Będziesz dążyła do skracania łańcucha w związku, zamiast do poluźniania, a i tak ciągle będziesz czuć dyskomfort.
Co do pogrubionego fragmentu: kiedyś napisał jakiś seksuolog, ze najwięcej osób mających problemy w sferze seksu, to osoby, które traktują seks śmiertelnie poważnie. Podobnie jest pewnie z miłością, która jest radością i szczęściem. Pewnie dlatego nie ogranicza, nie wymaga,... tylko się sobą cieszy, po prostu big_smile .


Żeby to było w rzeczywistości tak proste jak piszesz... smile

70 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-05-03 04:07:22)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Beyondblackie napisał/a:
Żabka08 napisał/a:

Szczerze - osobiście trudno mi wyobrazić sobie budowanie związku zostawiając partnera "w spokoju" smile Wydaje mi się, że wtedy parter wejdzie nam na głowę, przestanie się starać, popadniemy przez to w rutynę.

Ale przecież wcale nie chodzi o to by nie adresować niczego co nam przeszkadza w zachowaniu partnera. Wręcz przeciwnie, komunikowanie swoich uczuć jest podstawą dobrego związku.

Mnie raczej chodzi o to, że Twoja definicja "oczekiwań" ma formę: JEŻELI mnie kochasz, to sprostasz moim oczekiwaniom, a to już poczatek bardzo toksycznej relacji opartej na warunkowym dozowaniu miłości, czyli emocjonalnym szantażu.

Podsumowując.
Gdy partner zacznie kąpać się raz w tygodniu, zmieniać gacie i skarpety też raz w tygodniu, i do tego zapuści sobie obleśny bebzon, bo tak mu się spodoba: to nie używać słowa "oczekuję" w rozmowie ze starym, bo jeszcze obniży się jego poczucie wartości (Tajemnicza) ale i mówić nie można, a przede wszystkim myśleć w kategoriach warunkowych też nie można, bo "to już początek bardzo toksycznej relacji opartej na warunkowym dozowaniu miłości, czyli emocjonalnym szantażu" (Beyondblackie).
To jak to powiedzieć,a zwłaszcza jak to pomyśleć, aby nie być elementem relacji ... (i tu wstaw wszelkie opisy pochodzące z tego całego górnolotnego psychologizowania).
Nie muszę chyba mówić, że chodzi o partnera pretendującego do życiowego lub będącego już takim, a nie kogoś kogo zna się miesiąc.

71 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-05-03 06:17:23)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
marakujka napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Mnie raczej chodzi o to, że Twoja definicja "oczekiwań" ma formę: JEŻELI mnie kochasz, to sprostasz moim oczekiwaniom, a to już poczatek bardzo toksycznej relacji opartej na warunkowym dozowaniu miłości, czyli emocjonalnym szantażu.

Gdy partner zacznie kąpać się raz w tygodniu, zmieniać gacie i skarpety też raz w tygodniu, i do tego zapuści sobie obleśny bebzon, bo tak mu się spodoba: to nie używać słowa "oczekuję" w rozmowie ze starym, bo jeszcze obniży się jego poczucie wartości (Tajemnicza) ale i mówić nie można, a przede wszystkim myśleć w kategoriach warunkowych też nie można, bo "to już początek bardzo toksycznej relacji opartej na warunkowym dozowaniu miłości, czyli emocjonalnym szantażu" (Beyondblackie)

dla mnie "jeśli mnie kochasz" kończyłoby rozmowę i dlatego zgadzam się z Beyondblackie, ale też zgadzam się z marakujką (czyli dwie pozornie sprzeczne wypowiedzi a w rzeczywistości obie prawdziwe) bo bezwarunkowość jednak nie powinna prowadzić do wyniszczania jednej ze stron i tworzenia niezrównoważonej relacji, trochę na ten temat pisałem jednemu chłopakowi https://www.netkobiety.pl/t118032.html i też wstawiłem przykłady podobnych tematów z forum. Sama wiedza o tym że jakieś działanie powoduje stres albo niemiłe uczucia partnera powoduje chęć zmiany, przy czym taka zmiana nie zawsze jest możliwa. Przy dobrej komunikacji, odbiegającej od "jeśli mnie kochasz" szanse powodzenia powinny być wysokie. Edycja: dla mnie też temat trudny do znalezienia dobrego rozwiązania, jeśli macie jakąś konstruktywną krytykę na temat tego o czym napisałem, zapraszam do odpowiadania:)

72

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Beyondblackie dobrze napisała, marakujka nie zrozumiała jej wypowiedzi.

73

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Marakujko, nie zrozumiałaś.

Oczywiście, że można zwrócić uwagę partnerowi jeżeli robi coś co uważamy za szkodliwe czy złe dla niego czy siebie. Wręcz powinniśmy, bo inaczej dusimy w sobie żale i nie komunikujemy emocji. Tylko, że jest OGROMNA różnica pomiędzy wyrażeniem własnych uczuć i niepokoju, a stawianiem komuś warunków dla naszej miłości do niego.

Na przykład, jeżeli mąż przybrał dużo na wadze, co jest ewidentnie dla niego niezdrowe, to zupełnie w porządku jest powiedziec mu: "Słuchaj Heniu, chyba troszkę za dużo w biurze siedzisz i się to na Tobie źle odbija. Może byśmy tak zaczęli jeździć na rowerach w weekendy?". Do tego powiedz jak sie o niego martwisz i przekonaj do wizyty ulekarza i zrobienia badań. W ten sposób komunikujesz, że coś jest nie tak i że się o niego troszczysz.

Zaczęcie rozmowy z pozycji "zrób to dla mnie, jeżeli mnie kochasz", to wyłącznie przekazanie tego, że dla TWOJEGO samopoczucia on ma coś zrobić. Czyli, że tak naprawdę on ma za zadanie podnieść Twoją samoocenę, a NIE, że zależy Ci na jego zdrowiu i go kochasz. Ty po prostu chcesz by Cię upewnił w swojej miłości do Ciebie, bo nie wierzysz w to, że na tą miłość zasługujesz. Sorry, ale partner nie jest od tego, żeby leczyć Twoje schizy.

74

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Beyondblackie napisał/a:

Marakujko, nie zrozumiałaś.

Oczywiście, że można zwrócić uwagę partnerowi jeżeli robi coś co uważamy za szkodliwe czy złe dla niego czy siebie. Wręcz powinniśmy, bo inaczej dusimy w sobie żale i nie komunikujemy emocji. Tylko, że jest OGROMNA różnica pomiędzy wyrażeniem własnych uczuć i niepokoju, a stawianiem komuś warunków dla naszej miłości do niego.

Na przykład, jeżeli mąż przybrał dużo na wadze, co jest ewidentnie dla niego niezdrowe, to zupełnie w porządku jest powiedziec mu: "Słuchaj Heniu, chyba troszkę za dużo w biurze siedzisz i się to na Tobie źle odbija. Może byśmy tak zaczęli jeździć na rowerach w weekendy?". Do tego powiedz jak sie o niego martwisz i przekonaj do wizyty ulekarza i zrobienia badań. W ten sposób komunikujesz, że coś jest nie tak i że się o niego troszczysz.

Zaczęcie rozmowy z pozycji "zrób to dla mnie, jeżeli mnie kochasz", to wyłącznie przekazanie tego, że dla TWOJEGO samopoczucia on ma coś zrobić. Czyli, że tak naprawdę on ma za zadanie podnieść Twoją samoocenę, a NIE, że zależy Ci na jego zdrowiu i go kochasz. Ty po prostu chcesz by Cię upewnił w swojej miłości do Ciebie, bo nie wierzysz w to, że na tą miłość zasługujesz. Sorry, ale partner nie jest od tego, żeby leczyć Twoje schizy.

Właściwie co najważniejsze - ja też nigdzie nie pisałam o tekstach typu "zrób to dla mnie jeśli mnie kochasz" smile Ktoś na jakimś innym forum napisał, cytuję:

"Ludzie zawsze będą się w pewnym sensie ustawiać  w sensie - wypracowywać kompromisy, próbować modyfikować swoje najbardziej irytujące nawyki itd. Jeżeli partner nie możne zdzierżyć mojego zwisającego z żyrandola stanika i jasno mi to zakomunikuje, to nie widzę problemu, żeby przestać go tam rzucać. wink
Gorzej, gdy nagle jednej ze stron zupełnie nic nie odpowiada i próbuje nas zmienić na własną modłę. Nikt nie lubi uczucia, ze wszystko, co robi robi nie tak jak "trzeba".

I z takim podejściem się zgadzam w 100 %. Nigdy nie znajdziemy osoby w 100 % dopasowanej do nas. Jasne, że większość nawyków 2 połówki można a nawet należy akceptować, ale zawsze znajdzie się coś co będzie nas irytowało itd. Ja uważam, że to jest okej gdy poprosimy partnera o coś bez nacisków rodzaju "jeśli mnie kochasz.." albo "zrób jak ci mówię". Tak jak już pisałam, jeśli partner jest dojrzały to postara się popracować nad tym. Jeśli nie - to będzie uparcie bronił się przed jakąkolwiek "poprawką". Serio. Spotkałam już oba przypadki.

I jasne, że można próbować szukać partnera w 100 % pasującego do nas (by tej osoby nie zmieniać), ale to raczej rzadkość. Założyłabym się, że w rzeczywistości możliwe jest dopasowanie w max. 70 - 80 %. I nie ma takiej siły by coś nam nie przeszkadzało w 2 osobie. Zawsze będzie to choć malutka rzecz. No ale jeśli chcemy 100 % dopasowania (tak by nie musieć prosić, wymagać) no to lepiej być singlem i starą panną/kawalerem smile I tak jest właśnie. smile

75

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Uważam, że w tym stwierdzeniu jest 100% racji. Nie można znaleźć prawdziwego szczęścia w drugim człowieku, trzeba znaleźć je w sobie.
Jest świetna audycja psychologa na ten temat na yt Nieszczęśliwi ludzie tworzą nieszczęśliwe związki.

76

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Miłycham napisał/a:

Lecz skoro według Ciebie nie ma w tym nic skomplikowanego to w jakim w ogóle celu zadajesz te pytanie? Po co zadawać pytania, na które zna się odpowiedzi? Jeśli znasz odpowiedzi, prościej się nimi podzielić.

Aby podyskutować i zebrać myśli. A moze człowiek się myli i rozmowa z kimś da mu nowe spojrzenie na pewne sprawy?


Miłycham napisał/a:

Skąd dane, że owe zachowanie działają "na krótką metę"?

Stąd, że przestaniesz je stosować i wszystko wróci do punktu wyjścia. Mało tego, będąc w związku całe życie chcesz stosować takie podchody i zagrywki? Nie zmęczysz się?


Miłycham napisał/a:

Znając doświadczenie autora ze związkami, zapewne na czymś oparł swój wywód. Raczej nie doradza ludziom, którym wychodzi. Peterson słusznie zwrócił uwagę, że problemy w związkach często leżą w komunikacji i nieraz coś co nie jest właściwie problemem, może być tak odebrane przez niewłaściwy dobór słów. Nie omieszkał również wspomnieć, że człowiek pewnych rzeczy musi się nauczyć. W końcu każdy pochodzi z innego domu. I nieraz przez małe błędny, można nie zauważać ogólnych starań. Wydaje się, że Petersonowi chodziło o sytuację, gdy np. partner posprząta mieszkanie, a druga strona zwracając uwagę na niedomyty talerz, może zniechęcić do tego typu aktywności. Jednocześnie mózg ludzi tak działa, że jak to zauważył, ma skłonność przez oczekiwania zwracam uwagę na dany szczegół tj. owy talerz, pomijając całą resztę.

Ale co w związku z tym?
Generalnie dużo jest teraz w sieci filmików "kołczighowych", w wiekszości przypadków jestem na "nie". Mam wrażenie, ze 90 % tych"kołczów" ma za zadanie zarobić na kilentach i to jest główny cel. Powiecie, że psychologowie, terapeuci, którzy prowadzą prywatne praktyki, też chcą zarobic - tak, ale słuchając tych drugich (poważne kanały), mam wrażenie, ze tam jest prawdziwa wiedza, można wiele z niej wynieść. Podczas gdy wiele kanałów (głównie traktujących o podrywaniu i relacjach damsko-męskich) opiera się na taniej manipulacji. Ktoś tam coś przeczytał , liznął trochę wiedzy, na dodatek umie to sprzedać i już staje się "ekspertem". \
Przemawiaja do mnie bardziej filmiki, kanały, z których można się dowiedzieć, jak pracować nad tymi swoimi wewn.ętrznymi obszarami, które się chce zmienić, zrozumieć czy przemodelować, niż kanały, gdzie radzi się "zrób tak i tak, aby ona wróciła, zrób to i to, aby on robił ci zechcesz" - to płytkie. Dopóki stosuje się "sztuczki" na jakiś czas to zadziałą, jasne, ale kiedyś się to skończy (bo jak długo można się pilnować i grać) a wtedy wróci się do punktu wyjście i nie uniesie problemów.

77 Ostatnio edytowany przez karolcia_38 (2019-05-03 14:41:15)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Miłycham napisał/a:
rossanka napisał/a:
Miłycham napisał/a:

Musisz bardziej sprecyzować pytania.

Pytanie proste, co jest potrzebne by stworzyć udany związek?
Filmik widziałam,  w sumie nie przekonuje mnie. Coś w nim zgrzyta. Nie na tym to ma polegać.

Pytanie nie jest proste. Jest wiele zmiennych, również tych przytoczonych wyżej, które można wziąć pod uwagę. Dodatkowo owe zmienne można rozwinąć. Raczej pewne rzeczy sprzyjają przetrwaniu więzi, a inne powodują ich rozluźnienie czy zakończenie. Nie rozpatrywałbym związku jedno biegunowo. Pytanie zbyt mało precyzyjne, za bardzo ogólnikowe. Nie stworzy się tutaj przepisu, jak przy pieczeniu ciasta. Można jedynie zwracać uwagę na pewne zależności.
Co do przytoczonego filmiku nie rozumiem stwierdzenia, że coś w nim zgrzyta. Z czym konkretnie się nie zgadzasz? I na czym ma coś polegać, jeśli nie "na tym"? Inaczej nie będzie to związek czy może będzie zbyt mało romantyczny, czy może kłuci się z wizją jaką masz? Rozwiń. Interesuje mnie Twoje spojrzenie.

Odpowiedź właśnie jest prosta. Aby stworzyć udany związek należy/ trzeba być stworzonym udanie. Żaden niecześliwy ze sobą człowiek nie zbuduje szczęśliwego, udanego związku. A reszta to tło. "Udanie stworzony" człowiek dla którego Bóg jest stałym niezmiennym elementem egzystencji nie zwiąże się z ateistą dla którego katolicy to banda sekciarzy. Bo tu nie chodzi o przetrwanie czy trwanie. Bo można mieć szczęśliwy związek, zakosztować to by po czasie uznać za zasadne, go zakończyć. I nic w tym nie umniejsza wartości szczęścia tegoż związku. Skąd ta korelacja, że  udany zaraz oznacza "wieczny"? Tak jak wcale nie implikuje, że skoro "udanie stworzony" to zaraz stworzy udany związek. Jednak zdecydowanie "udanie stworzony" (akceptujący siebie i kochający siebie człowiek) ma większe szanse na stworzenie udanego związku. A nieszczęśnik na nieszczęśliwy. Wszak zrobi wszystko by osiągnąć to w czym i czym żyje.

78

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Rossanko, Jordan Peterson NIE JEST coachem! Jest doktorem psychologii klinicznej i profesorem na uniwersytecie w Toronto big_smile Jest również terapeutą z wieloletnią praktyką kliniczną. Więc chyba wie o czym mówi smile

79

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Beyondblackie napisał/a:

Rossanko, Jordan Peterson NIE JEST coachem! Jest doktorem psychologii klinicznej i profesorem na uniwersytecie w Toronto big_smile Jest również terapeutą z wieloletnią praktyką kliniczną. Więc chyba wie o czym mówi smile

Nie znam człowieka. Ale jego filmik mnie nie przekonał,  to nie dla mnie.
Poza tym  psychologii wiem tylko tyle, co wynoslam z terapii i coś tam sobie sama poczytam. I to cała moja wiedza.

80

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
rossanka napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Rossanko, Jordan Peterson NIE JEST coachem! Jest doktorem psychologii klinicznej i profesorem na uniwersytecie w Toronto big_smile Jest również terapeutą z wieloletnią praktyką kliniczną. Więc chyba wie o czym mówi smile

Nie znam człowieka. Ale jego filmik mnie nie przekonał,  to nie dla mnie.
Poza tym  psychologii wiem tylko tyle, co wynoslam z terapii i coś tam sobie sama poczytam. I to cała moja wiedza.

Ten filmik to fragment wykładu smile

Na youtubie możesz znaleźć tonę jego innych wykładów na temat Junga, Freuda, postmodernizmu, zagadnień osobowości i roli religii w psychologii. To naprawdę niesamowicie inteligentny, wykształcony i pełen erudycji człowiek. Poza tym w związku małżeńskim od chyba 30 lat, szczęśliwie, z dwójką dorosłych już dzieci. Także ja raczej przychylam się do słuchania kogoś takiego- nie tyle spec w temacie, co pokazujący własnym życiem, że nie głosi jakiś bzdurnych teorii.

Tak na marginesie, gdzie Ty się chowałaś przez ostatnie trzy lata, jeżeli nigdy o nim nie słyszałaś? tongue

81

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Żabka08 napisał/a:
tajemnicza75 napisał/a:
Żabka08 napisał/a:

Osobiście nie wierzę, że można przejść przez związek będąc razem ale jakby osobno - niczego nie oczekujac - jak piszecie smile Bo tak to rozumiem właśnie, może jestem toksyczna. Może i ja mogłabym popracować nad własnym podejściem do związków.. Według mnie tak właśnie jest w układach bez zobowiązań.Ludzie nie oczekują niczego od siebie, nie wymagają, nie dostosowują się  - tylko świetnie się bawią. Może wedle tych zasad to jest lepszy układ dla ludzi?

Szczerze - osobiście trudno mi wyobrazić sobie budowanie związku zostawiając partnera "w spokoju" smile Wydaje mi się, że wtedy parter wejdzie nam na głowę, przestanie się starać, popadniemy przez to w rutynę.

Mozna przejść przez związek i nawet powiem więcej, można być szczęśliwym. Nie wierzysz w to, bo jeszcze nie jesteś na etapie samoakceptacji. Właśnie dlatego wydaje Ci się, że dając wolność partnerowi on Ci ucieknie lub wejdzie Ci na głowę.
To mi się kojarzy z poglądem niektórych osób, że nie wolno mówić o seksie, by młody człowiek nie zaczął go uprawiać tongue . Przecież wiadomo, że zacznie i to nawet szybciej, z ciekawości, gdy mu nikt nie wyklaruje.
Brak Ci pewności siebie, dlatego masz wrażenie, że trzeba się w związku kontrolować, pilnować, czegoś od siebie wymagać. To daje Ci poczucie bezpieczeństwa, ale jest złudzeniem. Dopóki nie zaakceptujesz sama siebie, dopóty nie poczujesz się bezpiecznie, nigdy! Będziesz dążyła do skracania łańcucha w związku, zamiast do poluźniania, a i tak ciągle będziesz czuć dyskomfort.
Co do pogrubionego fragmentu: kiedyś napisał jakiś seksuolog, ze najwięcej osób mających problemy w sferze seksu, to osoby, które traktują seks śmiertelnie poważnie. Podobnie jest pewnie z miłością, która jest radością i szczęściem. Pewnie dlatego nie ogranicza, nie wymaga,... tylko się sobą cieszy, po prostu big_smile .


Żeby to było w rzeczywistości tak proste jak piszesz... smile

To nie jest proste, ale nie niemożliwie. Wystarczy tylko podwyższyć swoją wartość i polubić się... tylko i AŻ. Mimo, że trudniej popracować nad sobą niż nad partnerem, to efekty tej pracy będą trwalsze i pewniejsze. Piszę to z własnego doświadczenia.
To nie tak, ze się naczytałam, nasłuchałam i pierniczę od rzeczy. Ja to wszystko przechodziłam. Miałam trudny czas w małżeństwie. Nie wiedziałam jak będzie i czy w ogóle będzie. W momencie gdy zaczęłam dbać sama o siebie, pracować nad sobą (nie ukrywam, że z początku z pomocą psychologa) to nagle wszystko się zaczęło układać, jakby samo. To było dziwne, ale utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak to jest właściwa droga.
Jest takie powiedzenie, że zmiany zaczyna się od siebie. Dlatego, że wtedy masz większe szanse na sukces. Warto się tego podjąć, zaryzykować,bo co masz do stracenia?

P.S.
Mnie ten Jordan też nie przekonał. Przemawiał w sposób humorystyczny i pewnie chodziło, by wykład nie był nudny. Nawet zrozumiałam przesłanie ( na styl "Mężczyźni w Marsa, Kobiety z Wenus" ), ale na mnie nie zrobił dobrego ogólnego wrażenia. Cóż... widać nie mój styl wink .

82

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Beyondblackie napisał/a:
rossanka napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Rossanko, Jordan Peterson NIE JEST coachem! Jest doktorem psychologii klinicznej i profesorem na uniwersytecie w Toronto big_smile Jest również terapeutą z wieloletnią praktyką kliniczną. Więc chyba wie o czym mówi smile

Nie znam człowieka. Ale jego filmik mnie nie przekonał,  to nie dla mnie.
Poza tym  psychologii wiem tylko tyle, co wynoslam z terapii i coś tam sobie sama poczytam. I to cała moja wiedza.

Ten filmik to fragment wykładu smile

Na youtubie możesz znaleźć tonę jego innych wykładów na temat Junga, Freuda, postmodernizmu, zagadnień osobowości i roli religii w psychologii. To naprawdę niesamowicie inteligentny, wykształcony i pełen erudycji człowiek. Poza tym w związku małżeńskim od chyba 30 lat, szczęśliwie, z dwójką dorosłych już dzieci. Także ja raczej przychylam się do słuchania kogoś takiego- nie tyle spec w temacie, co pokazujący własnym życiem, że nie głosi jakiś bzdurnych teorii.

Tak na marginesie, gdzie Ty się chowałaś przez ostatnie trzy lata, jeżeli nigdy o nim nie słyszałaś? tongue

Na Marsie siedziałam tongue

83 Ostatnio edytowany przez authority (2019-05-03 18:41:50)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Miłycham napisał/a:
Żabka08 napisał/a:

Jeśli do końca nie kochamy siebie to czy jednak mamy szansę stworzyć związek z drugim człowiekiem? Wszędzie mass media zasypują nas stwierdzeniami "jeśli chcesz stworzyć udany związek, pokochaj samego siebie".

Owe stwierdzenie nie ma podstaw naukowych. Zostało nawet obalone w badaniach.

Sztuka być w szczęścili wym związku.

84 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-05-04 12:36:50)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Beyondblackie napisał/a:

Marakujko, nie zrozumiałaś.

Oczywiście, że można zwrócić uwagę partnerowi jeżeli robi coś co uważamy za szkodliwe czy złe dla niego czy siebie. Wręcz powinniśmy, bo inaczej dusimy w sobie żale i nie komunikujemy emocji. Tylko, że jest OGROMNA różnica pomiędzy wyrażeniem własnych uczuć i niepokoju, a stawianiem komuś warunków dla naszej miłości do niego.

Na przykład, jeżeli mąż przybrał dużo na wadze, co jest ewidentnie dla niego niezdrowe, to zupełnie w porządku jest powiedziec mu: "Słuchaj Heniu, chyba troszkę za dużo w biurze siedzisz i się to na Tobie źle odbija. Może byśmy tak zaczęli jeździć na rowerach w weekendy?". Do tego powiedz jak sie o niego martwisz i przekonaj do wizyty ulekarza i zrobienia badań. W ten sposób komunikujesz, że coś jest nie tak i że się o niego troszczysz.

Zaczęcie rozmowy z pozycji "zrób to dla mnie, jeżeli mnie kochasz", to wyłącznie przekazanie tego, że dla TWOJEGO samopoczucia on ma coś zrobić. Czyli, że tak naprawdę on ma za zadanie podnieść Twoją samoocenę, a NIE, że zależy Ci na jego zdrowiu i go kochasz. Ty po prostu chcesz by Cię upewnił w swojej miłości do Ciebie, bo nie wierzysz w to, że na tą miłość zasługujesz. Sorry, ale partner nie jest od tego, żeby leczyć Twoje schizy.

Aha, czyli jeśli będzie mi przeszkadzać smród niewykąpanego partnera w brudnych skarpetach, i zwrócę mu na to uwagę, że "kochanie, ale nieniene, tak to nie będziemy ... cośtamtego, bo mi śmierdzi", to oznacza, że chcę podnieść sobie samoocenę i leczyć moje schizy. Aha.

Czyli wg ciebie stawianie w takich sprawach siebie samej na pierwszym miejscu oraz swojego komfortu - np. własnych doznań zapachowych jest próbą leczenia własnych schiz i braków wartości, i w ogóle to już jest takie ... dla relacji toksyczne.
A ja w tym wypadku mogę delikatnie napomknąć do małżonka jak do małego dziecka lub pieska, któremu trza zmyślne jakieś leki przemycać, że np. może razem pochodzimy na basen (to się przynajmniej tak wykąpiesz), i robić hihihaha bo w końcu jestem taka fajna i tak fajnie daję komuś tyyyyle wolności. Jestem też taaaka zaj*ście pewna siebie i samodoceniona (o czym już bodaj sama autorka pisała), że w sumie to mi jego "przywary" nie przeszkadzają. (Te drobne, bo gdyby chodziło o duże, to w ogóle nie byłabym jego żoną of course).

Beyond, co prawda tezę o "zrób coś dla mnie jeśli mnie kochasz" chyba sama w tym wątku zaczęłaś forsować, no ale... bo to tak trochę jednak jest. Po co partner miałby się w jakiejś sprawie starać, jeśli on sam nie widzi w czymś problemu (bałaganiarstwo, obleśny bebzon, picie bez umiaru czy brak higieny) - więc zawsze będzie to warunkowe. Chciałabyś być z kimś, kto cię oszukuje, kto zdradza, kto np. jest alkoholikiem czy hazardzistą bez większych szans na wyleczenie? Itp, itd? Więc, ogólnie mówiąc, czy chęć bycia z drugim człowiekiem na pewno nie jest obwarowana jakimiś tam jednak warunkami? I to w dwie strony?

Śmieszne to całe gadanie o hihihhaha wolności.

85

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Jak do tego dochodzi, ze Ty nie rozumiesz tak dobrze/czytelnie napisanych postów? Przecież tam nie ma nawet specjalnie miejsca na polemikę. Przecież Beyondblackie napisała czysta prawdę. Co Ty?

86 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2019-05-04 16:52:58)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
marakujka napisał/a:

Jestem też taaaka zaj*ście pewna siebie i samodoceniona (o czym już bodaj sama autorka pisała), że w sumie to mi jego "przywary" nie przeszkadzają. (Te drobne, bo gdyby chodziło o duże, to w ogóle nie byłabym jego żoną of course).

Oczywiście big_smile . Ideałów nie ma. Ja tez nim nie jestem więc nie mam prawa oczekiwać, że partner dostosuje się w 100% do mojego wyobrażenia. Jeśli mowa o śmierdzących girach i brudnych ciuchach to faktycznie nie można tego tak zostawić, ale Beyon tak obrazowo to wyjaśniła, ze naprawdę nie wiem jak można tego nie zrozumieć. Co Ci da, ze powiesz mu prosto z mostu "fuj, jak ty capisz, weź się chłopie umyj, bo z takim dziadem nie będę"? Moze nie od razu, nie na wstępie... po kilku latach jego niedbalstwa, a Twojego proszenia to już zmienia postać rzeczy. Jednak jest to już etap tej dużej przywary, która stawia sprawę na ostrzu noża. Trzeba się jednak liczyć, że on też ma prawo Tobie tak drastycznie wyklarować swoje oczekiwania, które mogą Cię nieco zaskoczyć i zniesmaczyć.

marakujka napisał/a:

Chciałabyś być z kimś, kto cię oszukuje, kto zdradza, kto np. jest alkoholikiem czy hazardzistą bez większych szans na wyleczenie? Itp, itd? .

Nie byłabym, proste. Tu nie ma dyskusji. Nie będę męczennicą przecież.

marakujka napisał/a:

Więc, ogólnie mówiąc, czy chęć bycia z drugim człowiekiem na pewno nie jest obwarowana jakimiś tam jednak warunkami? I to w dwie strony?

Śmieszne to całe gadanie o hihihhaha wolności.

Myślę, że warunki stawiać możemy, ale dobrze się to nie skończy, zapewniam. Nie znam ani jednej pary, która stawiając warunki partnerowi byłaby szczęśliwa, naprawdę. Moi rodzice, moje małżeństwo na początku, małżeństwa moich dwóch koleżanek, męża kolegi... to się kończy kłótniami i żalami.
Zastanawia mnie co Cie tak śmieszy? Ty chciałabyś być zniewolona? Kto chce być kontrolowany, manipulowany, grzecznie spełniać cudze oczekiwania i wymagania? Ty też nie, prawda? Jednak chyba wolisz mieć komfort wolności, w pojęciu bez w.w. technik tresowania partnera.
Ja nie byłabym z kimś kto próbowałby mnie zmienić wg własnego upodobania.

87

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
Żabka08 napisał/a:

Jeśli do końca nie kochamy siebie to czy jednak mamy szansę stworzyć związek z drugim człowiekiem? Wszędzie mass media zasypują nas stwierdzeniami "jeśli chcesz stworzyć udany związek, pokochaj samego siebie". Pokochanie siebie to szerokie pojęcie. Nieraz brzmiące trochę enigmatycznie smile Według mnie oznacza to, że powinniśmy być osobami wesołymi, uśmiechniętymi, mieć własne pasje, zainteresowania, przyjaciół i generalnie żadnych problemów "ze sobą" w takim ujęciu psychologicznym czy społecznym. Czy jeśli jednak nie jest tak, to w takim razie mamy szansę na stworzenie związku z drugą osobą? Czy zawsze musimy bezwarunkowo kochać siebie?

Kochanie, lubienie siebie (choć nie do końca w takim ujęciu, jak napisalas) na pewno ułatwia stworzenie udanego związku. Być może wynika to z tego, ze jeśli dobrze traktujesz siebie, lubisz, dbasz siebie, to i potrafisz to w odniesieniu do partnera. Jeśli siebie nie lubisz, nie szanujesz, to partnerowi także tego nie dasz, bo i na jakiej zasadzie?

Nie znaczy to jednak, ze jeśli ktoś nie będzie taki, jak powyżej to opisalas (ciagle mega usmiechniety, otoczony wianuszkiem przyjaciol, do tego jeszcze z pasjami), to nie ma szansy na udany związek. Ludzie dobierają się w różny sposób, wazne, by wlasciwie się dobrac, a potem akceptować siebie nawzajem.

88 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2019-05-05 12:12:27)

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?
rossanka napisał/a:
Miłycham napisał/a:

Skąd dane, że owe zachowanie działają "na krótką metę"?

Stąd, że przestaniesz je stosować i wszystko wróci do punktu wyjścia. Mało tego, będąc w związku całe życie chcesz stosować takie podchody i zagrywki? Nie zmęczysz się?

Nie ma powodu by kiedykolwiek przestawać. Nie są to zagrywki, a określony sposób komunikacji i zwracanie uwagi na swoje oczekiwania własne, oczekiwania partnera oraz świadomość ułomności postrzegania przez ludzi. Wypowiedź tyczyła się obu stron w związku.

Beyondblackie napisał/a:

Oczywiście, że można zwrócić uwagę partnerowi jeżeli robi coś co uważamy za szkodliwe czy złe dla niego czy siebie. Wręcz powinniśmy, bo inaczej dusimy w sobie żale i nie komunikujemy emocji. Tylko, że jest OGROMNA różnica pomiędzy wyrażeniem własnych uczuć i niepokoju, a stawianiem komuś warunków dla naszej miłości do niego.

Na przykład, jeżeli mąż przybrał dużo na wadze, co jest ewidentnie dla niego niezdrowe, to zupełnie w porządku jest powiedziec mu: "Słuchaj Heniu, chyba troszkę za dużo w biurze siedzisz i się to na Tobie źle odbija. Może byśmy tak zaczęli jeździć na rowerach w weekendy?". Do tego powiedz jak sie o niego martwisz i przekonaj do wizyty ulekarza i zrobienia badań. W ten sposób komunikujesz, że coś jest nie tak i że się o niego troszczysz.

Dokładnie, jak wspominał Peterson. Przekaz jest istotny, nie tylko sam problem. Co oczywiście nie znaczy, że niczego nie można powiedzieć wprost.

89

Odp: Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Miłycham, dokładnie. Komunikat i jego forma robi dużą RÓŻNICĘ. Jeżeli napadłabym na męża w stylu: "Spasłeś się jak świnia, ciągle żresz, gnijesz na kanapie i mnie obrzydzasz", to mam murowane, że by się obraził i stanął na defensywie. Mogłabym zapomnieć o jakiejkolwiek poprawie. Zamiast współpracy, miałabym w domu awantury i uniki jakiejkolwiek rozmowy o problemie. Mąż przecież wie, że ma za dużo kilosów, nie jest mu dodatkowo potrzebna do tego dezaprobata i napaść. Natomiast spokojna rozmowa z wykazaniem troski i WSPARCIA, to jest krok do przodu. Mąż wie wtedy, że go kocham, zależy mi na nim i dlatego rozważamy opcje, które poprawią jego jakość życia. Zresztą same wyniki od lekarza mogą nim na tyle wstrząsnąć, że w trymiga zabierze się za siebie.

Marakujka, nie wiem jak jaśniej do Ciebie pisać hmm

Posty [ 66 do 89 z 89 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Jeśli nie kochamy siebie to mamy szansę na związek?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024