Niech się przyzna każdy z doradzających kto był w takiej sytuacji. Mam wrażenie że niektórzy piszą często teoretycznie
Ja byłam i wiem co piszę.
Postawienie czytelnych granic daje siłę i można to zrobić z klasą.
Plus to nie jest rozgrywka między żoną a kochanką.
Moim zdaniem nie była do momentu, kiedy nie zaczęły się nieprzyjemne sms-y, głuche telefony i bezpośrednie ingerowanie w relacje między Cslady a mężem. Po tym kochanka stała się już stroną.
Niech się przyzna każdy z doradzających kto był w takiej sytuacji. Mam wrażenie że niektórzy piszą często teoretycznie
Ja byłam i wiem co piszę.
Postawienie czytelnych granic daje siłę i można to zrobić z klasą.
Oczywiście że tak. Skąd Ci przyszło Kejt do głowy, że zabranie czegoś z własnego domu to robienie na złość tamtej Pani?
To kochankom się chyba wydaje, że żony są tak na nich skoncentrowane.
Chodzi o to, by CSlady nie stwarzała sobie problemów większych niż ma.
Coś potrzebuję- krótki komunikat- po to wtedy przychodzę. jak zamknięte i zmienione zamki- służby pomogą.
A czy jakoś załatwiałaś już kwestie związane z utrzymaniem dzieci (alimentami), mieszkaniem,
Czy na razie dźwigasz wszystko na swoich barkach ?
Jeszcze nie załatwiałam. Po majówce się tym zajmę. Dźwiganiem bym tego nie nazwała, ale formalności trzeba pozałatwiać.
No tak, jeśli potrzebowałabym czegoś z domu, to inna sprawa. Wtedy macie rację, żeby nie schodzić z drogi. Natomiast nie mam takiej potrzeby i już raczej mieć jej nie będę, bo wszystkie rzeczy pozabierałam. Cyrku dla samego cyrku nie ma sensu robić. Konfrontacji rzeczywiście trochę unikam i szczerze mówiąc mam nadzieję, że jeszcze uda mi się jej pounikać.
Cały czas boli mnie to wszystko. Ogólnie jestem osobą, która twardo stąpa po ziemi i o niczym bym nie powiedziała, że jestem tego pewna. Natomiast swojego małżeństwa byłam pewna. Tak na 100% pewna. Cały świat móglby się walić, ale byłam przekonana, że nawet jeśli nie zestarzejemy się razem, bo miłość wygaśnie, to zawsze będziemy przyjaciółmi. Naiwne. Kiedyś dosłownie dałabym sobie rękę uciąć za jm. Sądziłam, że w życiu różne rzeczy mogą mi się nie udać lub przydarzyć, rodzina może ze mną zerwać kontakt, przyjaciele mogą się odwrócić itp. Jednak nigdy, nigdy nie sądziłam, że jm potraktuje mnie w taki sposób. Nie chodzi o zdradę, tylko o to, że celowo i z premedytacją mnie krzywdzi i to już od wielu miesięcy. Wcześniej wobec nikogo tak się nie zachowywał. Widziałam jak kończył znajomości, jak traktował ludzi, których nie lubił itp. Nie zachowywał się okrutnie, a wobec mnie jest okrutny. I można to tłumaczyć tym, że jestem wyrzutem sumienia, ale podświadomie mam wrażenie, że to ja coś źle zrobiłam, skoro tak mnie teraz nienawidzi. A jeszcze niedawno mówił, że jestem miłością jego życia. Teraz twierdzi, że tylko mu się to wydawało. To wywróciło mój świat do góry nogami, bo zniknęła ta jedna rzecz, której byłam pewna.
No tak, szczerze to napiszę a obawiam się tutaj pisać ostro: naiwnie, naprawdę naiwnie. Mam wrażenie, że dojrzewasz dopiero. On jest dorosły, ukształtowany, to co z Niego ‘wylazło’ w odniesieniu do Ciebie było w Nim wcześniej – trzymane pod pokrywką i na uwięzi – nie było widać, nie było prawdopodobnie sytuacji gdy emocje brały górę i odzierały z układności. Może to tak jest, że chciał się przeglądać w Twoich oczach i być wysoko ocenionym i w końcu : przestał udawać lub przestał się oszukiwać ? Może teraz wbija Ci te szpile aby poczuć się uwolniony od tego czasu gdy przywdziewał lepszą maskę ? Nie wiem czy przez ostatni rok to On zachowywał się dwuznacznie czy może Ty odbierałaś opacznie Jego zachowania i widziałaś to co bardzo chciałaś zobaczyć pomijając to czego nie byłaś w stanie przyjąć do wiadomości ? Może On to widział, może dlatego okrutnie sprowadzał Cię w realia ? Może wcale Cię tak bardzo nie nienawidzi ale jest po prostu : bardziej byle-jaki niż sądziłaś ?
Krzywdzi Cię wiele miesięcy – sama to piszesz – dlatego tak wiele osób tutaj popycha Cię do działania, do oporu, do stawiania granic.
Hm…, no i w sumie sama nakreśliłaś deficyt – tylko On i związek z Nim dawał Ci pewność, Siebie na Nim oparłaś. No i faktycznie straciłaś grunt pod nogami. Co (oprócz Niego) jest dla Ciebie ważne ?
Przeczytałam ten wątek raz jeszcze, szukając punktu zaczepienia dla Ciebie, ale nie wiem, nie umiem wykombinować co musiałoby się stać abyś odwróciła się od Niego i zajęła TYLKO SOBĄ, no i dziećmi.
Zauważ, jak chętnie rozwijasz wątki o związku z Nim albo o Nim, i jak 'przemykasz' bokiem popychana do działania, wiem, wiem, że trudno, naprawdę rozumiem, ale TRZEBA.
Cslady, a Ciebie w ogóle jakaś porządna złość na tego padalca i jego padalcową dopada? Chociaż czasami, między tymi smutkami i dołami?
Cześć CSLady.
Jak mnie długo tu nie było. Dziś mi się akurat nudzi i myślę zajrzę - i pierwszy temat który otworzyłem to Twój.
Jest mi przykro, że Twoje życie potoczyło się tak a nie inaczej i mam nadzieje że dasz sobie rade(jestem tego pewien). Dlaczego? Bo czas leczy a Ty jesteś silną kobitką.
Pytałaś na początku jak bardzo szybko można sobie ułożyć nowe życie- myślę że on układał je sobie dużo wcześniej niż się zorientowałaś. Na doświadczeniu swoim i znajomych wnioskuję że Twój mąż już dużo wcześniej wiedział co chce zrobić. Tak to niestety bywa że przez zaufanie tracimy racjonalny sposób patrzenia na partnera. I jest to często powielany schemat. Jak to mówią: w pracy rutyna zabija (a ja zawszę dodaję: związki bardziej)
Co Ci mogę doradzić(ja przechodziłem przez to samo tylko w drugą stronę i byłem wtedy wrakiem psychicznym człowieka):
-Spróbuj podejść do tego na spokojnie. Teraz są emocję ale one z biegiem czasu opadną.
-Będziesz obwiniać się za wszystko co się stało i zadawać sobie tysiące pytań co mogłaś zrobić lepiej co nie ma już sensu - pomyśl co możesz zrobić teraz i w przyszłości
-Postaw kochankę męża do pionu i pokaż że to że się z nim rozstałaś wyszło Ci tylko na dobre
-Walcz o dzieci
-I najważniejsze: Dostaniesz tutaj setki rad, które będą Ci mówiły że masz być teraz OD RAZU silną, mocną i egoistyczną(w dobrym sensie) kobietą. Według mnie na to przyjdzie czas. Teraz najważniejsze jest to żebyś się pogodziła z tym co Cię spotkało(ja nie umiałem i się dla mnie to źle skonczyło), żebyś zaakceptowała tą rzeczywistość która jest. Bez tego nie ruszysz dalej a na resztę przyjdzie czas.
Trzymaj się ciepło.
planet
Co (oprócz Niego) jest dla Ciebie ważne ?
Obecnie nie wiem. Wszystko jest mi obojętne. Tzn. wiele osób i rzeczy wydaje mi się, że jest dla mnie ważnych, bo dbam o nie i pomimo apatii jakoś wszystko ogarniam, ale nic mi tak naprawdę nie daje radości. Bardziej to robię na autopilocie, bo wiem, że coś powinno być dla mnie ważne.
Cslady, a Ciebie w ogóle jakaś porządna złość na tego padalca i jego padalcową dopada? Chociaż czasami, między tymi smutkami i dołami?
Jeśli dopada, to rzadko, bo nawet trudno jest mi przypomnieć sobie takie sytuacje.
Teraz najważniejsze jest to żebyś się pogodziła z tym co Cię spotkało(ja nie umiałem i się dla mnie to źle skonczyło), żebyś zaakceptowała tą rzeczywistość która jest. Bez tego nie ruszysz dalej a na resztę przyjdzie czas.
W jaki sposób źle się to dla Ciebie skończyło? Nie jestem w stanie powiedzieć sobie, że "akceptuję" i po prostu zaakceptować.
akceptacja to jest na końcu. I po złości na pewno. wszystko po kolei. Potrzebujesz czasu.
akceptacja to jest na końcu. I po złości na pewno. wszystko po kolei. Potrzebujesz czasu.
Można sobie trochę w tym pomóc, ale Autorka woli "pielęgnować" swój ból , wiem, że ciężko jest bo mnie samej nie zawsze to wychodzi, ale trzeba chcieć wyjść "z tego" , nie można ciągle tłumaczyć tego ,że to jeszcze nie czas .
"Obecnie nie wiem. Wszystko jest mi obojętne. Tzn. wiele osób i rzeczy wydaje mi się, że jest dla mnie ważnych, bo dbam o nie i pomimo apatii jakoś wszystko ogarniam, ale nic mi tak naprawdę nie daje radości. Bardziej to robię na autopilocie, bo wiem, że coś powinno być dla mnie ważne."
Na przykład rok temu mogłabym tak samo napisać, na tamtą majówkę wymyśliłam jazdę 1500 km w jedną stronę, pojechałabym na Gibraltar ale finanse nie puszczały, tydzień byłam nad Morzem Czarnym, najlepiej pamiętam drogę bo musiałam się skupić i droga mnie cieszyła, w drodze czułam się żywa, poza tym jakby mnie tam nie było. I nie wiem czemu zawdzięczam to że dziś czuję się o niebo lepiej ( nic nie zażywałam ani nie korzystałam z terapeuty) wiem że terapeuta może pomóc i warto korzystać, mnie jakoś przeleciało a czasami miałam niechęć z racji tego że kochanka jm to psycholog i odrzucało mnie od takich pomagierów.
To co sądziłam o tym co się stało, co uważałam na temat zachowań męża, kochanki, wszystko wyrzuciłam z siebie w kierunku męża, zaprawdę czasami z grubej rury i nie żałuję a lubię subtelność, delikatność i tzw klasę ale zaczęłam cenić również zdrowie bo jak wiadomo zatrzymane emocje mogą doprowadzić do różnych fiksacji, ktoś mądrze napisał : albo ekspresja albo depresja - wybór Cslady należy do Ciebie
i
Ela210 napisał/a:akceptacja to jest na końcu. I po złości na pewno. wszystko po kolei. Potrzebujesz czasu.
Można sobie trochę w tym pomóc, ale Autorka woli "pielęgnować" swój ból , wiem, że ciężko jest bo mnie samej nie zawsze to wychodzi, ale trzeba chcieć wyjść "z tego" , nie można ciągle tłumaczyć tego ,że to jeszcze nie czas .
Pomóc w jaki sposób? Ostentacyjnie idąc do swojego domu tylko po to, by komuś dopiec? Chyba od świąt nie mamy ze sobą kontaktu, więc nie jest tak, że wchodzą mi na głowę. Napisałam wtedy, żeby ona do mnie nie wypisywała i nie wydzwaniała i mam spokój. Dziś natomiast nagrałam jm wiadomość, w której powiedziałam wszystko, co mi leży na wątrobie. Nie sądzę, by ją w ogóle odsłuchał, ale zawsze trochę pomogło.
Niedawno byłam 2 dni nad morzem. W tym tygodniu poszłam do fryzjera, kosmetyczki, na manicure, do teatru i na kawę z przyjaciółką. Chodzę regularnie do psychologa. Trochę lepiej śpię - tzn. wczoraj i dziś spałam ok. 6 h, choć niestety nadal budziłam się przynajmniej 2 razy w nocy. Po prostu nie piszę tu o wszystkim, bo po co mam wyliczać to, co robię, by o siebie zadbać? Przychodzę tu po to, by wyrzucić z siebie negatywne myśli, które kłębią mi się w głowie i robię to w chwilach, gdy sobie z tymi myślami nie radzę. Nie czuję natomiast potrzeby, by rozpisywać się na temat tego jak na co dzień się staram, by było lepiej - no jakoś tam się staram, ale efekty i tak są marne, bo nic mnie nie cieszy. Spojrzałam dziś na siebie w lustrze i pomyślałam, że tak obiektywnie rzecz biorąc świetnie wyglądam - pomimo stresu i zmęczenia. Tylko w sumie co z tego? Mogę wyglądać świetnie, mogę o siebie dbać, a i tak mam ochotę schować się pod kołdrę i przestać istnieć.
Olinko, uważasz, że kochanka stała się stroną dla Cslady, tylko dlatego, że ona się z nią się skontaktowała? w dodatku w tak prymitywny sposób? Jaką ona jest dla niej stroną?
Czy uważasz, że to jest powód, żeby Cslady zniżyła się do jej poziomu?
No, do czego wy ją namawiacie? Po co ona ma iść do tego domu? żeby się popłakać, pokrzyczeć i się poniżyć?
Przecież on zdania nie zmieni, jest zakochany. Nie wiecie jak to jest?
Cslady, nie rób nic, co byłoby wbrew Twojej woli. Z tego co czytam, wnioskuję, że masz klasę, cierpisz - wiem, ale to minie. Wszytko mija, czy dobre, czy złe, mija... pozostań sobą, bo to wszystko co masz.
"Nie dyskutuj z debilem! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem"
Olinko, uważasz, że kochanka stała się stroną dla Cslady, tylko dlatego, że ona się z nią się skontaktowała? w dodatku w tak prymitywny sposób? Jaką ona jest dla niej stroną?
Czy uważasz, że to jest powód, żeby Cslady zniżyła się do jej poziomu?
Zupełnie nie chodzi o zniżanie się do jej poziomu, skąd Ci to przyszło do głowy? Miałam na myśli jedynie wyraźne postawienie granic. To że ktoś wymaga zauważenia i szanowania swoich praw na pewno jeszcze nikomu nie odjęło klasy, choć oczywiście wiele zależy od tego w jaki sposób się to zrobi, ale akurat w przypadku Cslady o to jestem zupełnie spokojna. Ogólnie daleka jestem od radzenia komukolwiek bycia mściwą, chamską czy postępowania wbrew swoim zasadom i tutaj również tego stanowiska się trzymam. Sama zresztą kieruję się zasadą, żeby nie robić nic, co później może wywoływać wewnętrzny dyskomfort i odebrać szacunek do samej siebie.
Tym niemniej tak, w chwili kiedy kochanka bezpośrednio zaczęła mieć wpływ na sytuację i kontaktować się z Cslady, to moim zdaniem stała się tutaj stroną.
Nie czuję natomiast potrzeby, by rozpisywać się na temat tego jak na co dzień się staram, by było lepiej - no jakoś tam się staram, ale efekty i tak są marne, bo nic mnie nie cieszy. Spojrzałam dziś na siebie w lustrze i pomyślałam, że tak obiektywnie rzecz biorąc świetnie wyglądam - pomimo stresu i zmęczenia. Tylko w sumie co z tego? Mogę wyglądać świetnie, mogę o siebie dbać, a i tak mam ochotę schować się pod kołdrę i przestać istnieć.
Ważne, że się starasz i podejmujesz wysiłek, by mieć choć namiastkę normalności. Ta normalność na pewno nie nastąpi z dnia na dzień, ale to wszystko, co robisz, w tym wizyty u psychologa, przybliżają Cię do celu.
405 2019-04-26 19:43:56 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-04-26 19:46:22)
Przecież to w ogóle nie chodzi o wywoływanie w u kogokolwiek jakiś reakcji pożądanych przez demonstracje tylko nie tłumienie emocji poprzez przekonanie że coś wypada nie ładnie itp przynajmniej moim zdaniem.
Cslady może tym sobie pomóc i jak widać to coś robi i to co może w tej chwili na tym etapie a co oni sobie pomyślą pies ich ganiał.Jak nie zaprzestanie nowy nabytek nękania to są służby od powstrzymywania takich działań nawet skuteczne czasem okazuje się ale może nie będą potrzebne.
Asertywność jest wystarczającym narzędziem i pożytecznym nie wymagającym na początku mistrzostwa świata
Jak efekty na początku są marne to dobrze tak w skrócie z nie tylko moich doświadczeń i obserwacji.
QuQu napisał/a:Ela210 napisał/a:akceptacja to jest na końcu. I po złości na pewno. wszystko po kolei. Potrzebujesz czasu.
Można sobie trochę w tym pomóc, ale Autorka woli "pielęgnować" swój ból , wiem, że ciężko jest bo mnie samej nie zawsze to wychodzi, ale trzeba chcieć wyjść "z tego" , nie można ciągle tłumaczyć tego ,że to jeszcze nie czas .
Pomóc w jaki sposób? Ostentacyjnie idąc do swojego domu tylko po to, by komuś dopiec? Chyba od świąt nie mamy ze sobą kontaktu, więc nie jest tak, że wchodzą mi na głowę. Napisałam wtedy, żeby ona do mnie nie wypisywała i nie wydzwaniała i mam spokój. Dziś natomiast nagrałam jm wiadomość, w której powiedziałam wszystko, co mi leży na wątrobie. Nie sądzę, by ją w ogóle odsłuchał, ale zawsze trochę pomogło.
Niedawno byłam 2 dni nad morzem. W tym tygodniu poszłam do fryzjera, kosmetyczki, na manicure, do teatru i na kawę z przyjaciółką. Chodzę regularnie do psychologa. Trochę lepiej śpię - tzn. wczoraj i dziś spałam ok. 6 h, choć niestety nadal budziłam się przynajmniej 2 razy w nocy. Po prostu nie piszę tu o wszystkim, bo po co mam wyliczać to, co robię, by o siebie zadbać? Przychodzę tu po to, by wyrzucić z siebie negatywne myśli, które kłębią mi się w głowie i robię to w chwilach, gdy sobie z tymi myślami nie radzę. Nie czuję natomiast potrzeby, by rozpisywać się na temat tego jak na co dzień się staram, by było lepiej - no jakoś tam się staram, ale efekty i tak są marne, bo nic mnie nie cieszy. Spojrzałam dziś na siebie w lustrze i pomyślałam, że tak obiektywnie rzecz biorąc świetnie wyglądam - pomimo stresu i zmęczenia. Tylko w sumie co z tego? Mogę wyglądać świetnie, mogę o siebie dbać, a i tak mam ochotę schować się pod kołdrę i przestać istnieć.
Chodzi o to żebyś postawiła wyraźne granice A Ty tego nie robisz A powoli ona i on wchodzą w twoja przestrzeń życiową. Pozwalasz na to .
Dobrze , że robisz tak wiele dla siebie z czasem zauważysz efekty .
Jeśli uważasz że pójście do swojego domu i rozmowa że swoim mężem jest nie na miejscu, to ok , umów się z nim u siebie i powiedz mu to co zabrałaś, wykrzycz co Ci leży na duszy i nawet się rozpłacz ( jestem pewna że zachowasz klasę) , nie bój się tej konfrontacji to naprawdę bardzo ci pomoże.
Od niego niczego się nie dowiesz ale powiesz to czego nie powiedziałaś do tej pory .
407 2019-04-26 20:28:23 Ostatnio edytowany przez random.further (2019-04-26 20:29:06)
Spojrzałam dziś na siebie w lustrze i pomyślałam, że tak obiektywnie rzecz biorąc świetnie wyglądam - pomimo stresu i zmęczenia. Tylko w sumie co z tego? Mogę wyglądać świetnie, mogę o siebie dbać, a i tak mam ochotę schować się pod kołdrę i przestać istnieć.
A może jednak nie chcesz przestać istnieć ? bo przecież chodzisz na autopilocie a nie płytko oddychasz pod kołdrą, bo przecież patrzysz w lustro i świetnie wyglądasz a nie masz poszarzałej twarzy i tłustych włosów.
Na ile ten autopilot to świadomy autopilot ?
Zauważ, jak niełatwo poddawałaś się w walce o jm, jak długo nie chciałaś się poddać przede wszystkim.
QuQu napisał/a:Niech się przyzna każdy z doradzających kto był w takiej sytuacji. Mam wrażenie że niektórzy piszą często teoretycznie
Ja byłam i wiem co piszę.
Postawienie czytelnych granic daje siłę i można to zrobić z klasą.Oczywiście że tak. Skąd Ci przyszło Kejt do głowy, że zabranie czegoś z własnego domu to robienie na złość tamtej Pani?
To kochankom się chyba wydaje, że żony są tak na nich skoncentrowane.
Chodzi o to, by CSlady nie stwarzała sobie problemów większych niż ma.
Coś potrzebuję- krótki komunikat- po to wtedy przychodzę. jak zamknięte i zmienione zamki- służby pomogą.
Niewiele zrozumiałaś z mojego wywodu- czytasz już pod tezę.
Ja nie byłam skoncentrowana na kochance ex męża, w ogóle mnie nie obchodziła, ani jej myśli, ani jej czyny, ani jej potrzeby, ani jej istnienie. Wiedziałam, że jest "losowa".
Kochanka męża autorki też nie jest istotna, ma "tyle władzy" ile dostaje od kochanka.
Szkoda na nią czasu.
Autorka ma iść do domu i demonstrować swoje prawa i siłę, co jej to da? Przecież oczywistym jest to, że pół domu należy do niej.
Ma się kłócić z jakąś babą, że mąż niesłusznie wpuścił ją do domu?
To się załatwia sądownie, podział majątku, ewentualna sprzedaż domu i będzie po kochance w chacie;)
Przecież to w ogóle nie chodzi o wywoływanie w u kogokolwiek jakiś reakcji pożądanych przez demonstracje tylko nie tłumienie emocji poprzez przekonanie że coś wypada nie ładnie itp przynajmniej moim zdaniem.
A kto tłumi w sobie emocje? Nigdzie nie napisałam, że cokolwiek tłumię. Tak ogólnie nie jest dla mnie istotne zachowanie klasy lub to, co wypada, a co nie. Nie udaję, że jest ok, bo nie jest. Po prostu kiedy ostatnio rozmawiałam z jm twarzą w twarz i on powiedział mi kilka nieprzyjemnych rzeczy, to czułam pustkę. Gdybym była wtedy wściekła, to bym mu wykrzyczała wszystko w twarz. Gdybym była zrozpaczona, to nie powstrzymywałabym się, by coś powiedzieć. Tylko ja stałam i w ogóle nie wiedziałam co powiedzieć. Tak wygląda każda moja konfrontacja z nim. Ja już mu wszystko powiedziałam, co miałam do powiedzenia, bo próbowałam z nim rozmawiać przez rok. Nie ma niczego, czego by nie wiedział. Nie mam czego mu wykrzyczeć. Gdybym się spotkała z nim i kochanką, to by wcale nie wyszło tak jak Wy myślicie, że by wyszło. Teraz jak widzę jm, to jest dla mnie jak obcy człowiek. Co ja mam mówić obcemu człowiekowi, skoro jego to wcale nie obchodzi?
Uregulowanie spraw prawnych - ok, trzeba załatwić. Postawienie granic, żeby jm mnie nie nachodził lub żeby kochanka nie wydzwaniała - już mu/im napisałam, że sobie nie życzę i na razie jest ok. Jeśli chcę mu coś napisać/ przekazać, to robię to - nie dbam o delikatne uczucia jego kochanki. Natomiast nie mam po co jechać, by się z nim zobaczyć, bo nie mam mu już niczego do powiedzenia. Może chciałabym o kilka rzeczy zapytać, ale pytałam wiele razy i wiem, że tych odpowiedzi zwyczajnie nie uzyskam.
A może jednak nie chcesz przestać istnieć ?
Chciałabym mieć nadzieję na to, że kiedyś będę szczęśliwa. Nie mam jej. Co najwyżej nie mogę wykluczyć, że może kiedyś będę, bo przecież tego nie wiem. No ale to nie to samo, co nadzieja. A istnieć muszę - mam przecież dzieci i dla nich muszę się jakoś ogarniać.
410 2019-04-27 06:35:39 Ostatnio edytowany przez QuQu (2019-04-27 06:37:34)
Każdy z nas próbuje przekazać ci nasze s0osoby na to żeby Ci ulzyło i pomogło, ale Ty za wszelką cenę bronisz się przed tym żeby cokolwiek zrobić. Owszem robi0
sz wiele ale to tak jakbyś leczlyla objawy a nie przyczyny.
Sama nie chcesz zakończyć tego , tylko czekasz co jm i ona zrobią ( zakończyć tak w swojej głowie)
Nie masz nadziei , że będziesz szczęśliwa?
Nie chcesz mieć. Ja też kiedyś nie chciałam mieć, chciałam się " taplać " w tym boli i cierpieniu. Nie zawsze mi się jeszcze udaje ale nadzieja powróciła, bo przecież nie może być zawsze tak źle.
Napisz co sprawiało że czułaś się szczęśliwa w życiu. Napisz też co sprawia że czujesz się nieszczęśliwa.
Wiesz co mnie unueszczesliwiało?
To co zrobił jm, co powiedział, czego nie powiedział jak mnie zranił, ale jak doszłam do wniosku że on to zrobił żeby SOBIE poprawić samopoczucie moim kosztem, przestałam o tym myśleć. Ty też tak pomysł że on to robi żeby sobie poprawić samopoczucie bo tak mu jest łatwiej.
Co kued6s mnie uszczesliwialo a czym zapomniałam?
Wschody i zachody słońca,
Kwiaty przed domem
"Grzebanie" w ziemi i zmęczenie po nim
Wysiłek fizyczny
I wiele innym rzeczy niekoniecznie związane z jm.
O dzieciach i zdrowiu to chyba nie trzeba wspominać.
Zapewniam Cię że będziesz szczęśliwa.
Jesteś fajną babką., ładną, samodzielną, dobrą, i masa innych zalet niejeden facet chciałby taka kobietę A że ten jeden nie chce ?
No cóż? Jego strata .
QuQu, każdy przecież jest inny. Ja bym np. ze 2 razy dziennie tuptała do tego "mojego" domu, chociażby kwiatki podlewać. Po jednym, żeby na dłużej starczyło. Może jakieś przemblowanie bym czasem zrobiła?. I pościel w sypialni zmieniła na taką w różowe słoniki? Bardzo by mnie cieszyło, gdyby wtedy było to dziewczę. Mogłabym z satysfakcją powiedzieć, że mi się zamarzyły słoniki w sypialni w moim domu, to sobie robię. I planuję też na ścianach. A co! Mi by to pomagało. Wredotę mam we krwi. Ale całkowicie rozumiem, że dla kogoś innego takie zachowanie byłoby samoudręczaniem się.
Cslady jest całkiem świadomą siebie istotą, więc jak mówi, że coś jej lub do niej nie pasuje - wierzę, że tak jest faktycznie. A może to po prostu nie ten etap. Chyba patrzymy na tę sytuacje ze złej perspektywy czasowej. Dla postronnego obserwatora od ich rozstania minął rok. Ale... minęły 2-3 tygodnie od faktycznego rozstania. Tego w głowie Cslady. Więc, tak naprawdę, to bardzo świeża sytuacja. Szkoda tylko, że wcześniejszy etap nadziei był tak bardzo wyczerpujacy emocjonalnie i fizycznie.
Cslady, nie musisz mieć nadziei na to, że kiedyś będziesz szczęśliwa. Twoja akceptacja prawdopodobieństwa, że to możliwe na razie wystarczy
Mnie nie chodzi o to żeby autorka robiła cis wbrew sobie , chodzi o to żeby właśnie zrobił A w zgodzie ze sobą. Żeby jasno określiła swoje granice.
Mnie nie chodzi o to żeby autorka robiła cis wbrew sobie , chodzi o to żeby właśnie zrobił A w zgodzie ze sobą. Żeby jasno określiła swoje granice.
Przecież już określiłam granice. Mam też postanowienie, by olać jm i nie pisać do niego więcej. Biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj nagrałam mu wiadomość, to postanowienie wydaje się na razie kruche. Zobaczymy jak wyjdzie w praniu. Nie masz jednak racji co do tego, że nie chcę zakończyć tego związku w głowie. Bardzo, bardzo chciałabym go zakończyć i uwolnić się od jm. Problem w tym, że myślę tak przez większość czasu, ale nie przez cały czas. Nadal mam momenty, które mnie cofają, jednak patrząc z perspektywy ostatnich tygodni jest tych momentów stopniowo coraz mniej. To nie działa na zasadzie, że postanowię sobie, by zakończyć związek w głowie i tak będzie. Nic co dotyczy emocji tak nie działa. To jest proces. I tutaj zaufam sobie, bo sama najlepiej wiem, co czuję i najlepiej się znam. Mnie wszystko zajmuje dużo czasu - nie zakochuję się od razu, moje zaufanie zdobywa się powoli i też bardzo powoli odpuszczam i późno tracę nadzieję (co widać na przykładzie tego roku). Dlatego zamierzam przez to przejść we własnym tempie, bo tempo innych osób zwyczajnie nie jest dla mnie. Żeby przejść ten proces w sposób zdrowy i definitywny, to musi trochę potrwać. Poza tym czuję, że się zmieniam - jestem już zupełnie kimś innym niż byłam 2 lata temu. Ten rok zmienił mnie bardzo i tego też nie chcę przyspieszać - raczej obserwuję swoje reakcje w różnych sytuacjach i zastanawiam się kim chcę teraz być. To jest dla mnie ważniejsze niż odwracanie swojej uwagi niepotrzebnymi potyczkami i konfrontacjami z jm. Na tym się skupiam, a nie na płakaniu do depresyjnych piosenek. Nie wiem jeszcze kim chcę być i jakie mam cele, takie cele tylko dla siebie. Szczerze - nie mam pojęcia. Zastanawiam się nad tym od 2 tygodni i trudno mi cokolwiek wymyślić. Dlatego tłumaczę, że to odcięcie się i ruszenie do przodu wymaga w moim przypadku nie konfrontacji, ale tego, żebym sobie wszystkie rzeczy na spokojnie poukładała w głowie. Inaczej to będzie sztuczne i oszukane. Czasami faktycznie mi się wydaje, że gdyby jm udzielił mi jakichś odpowiedzi czy zrobił x lub y, to łatwiej byłoby mi zamknąć ten etap. Jednak to nieprawda, on jest już w tym wszystkim nieistotny, tylko czasami jeszcze kurczowo się trzymam myśli, że kiedyś był istotny.
Dziś jestem zła na siebie. Zła za to, że przez ten rok miałam nadzieję i chciałam walczyć. Może tego nie żałuję, bo przynajmniej wiem, że próbowałam, ale jak można przez rok głęboko wierzyć, że wszystko się uda? Myślałam, że przetrwamy każdy kryzys. Czułam się pewnie, bo zbudowaliśmy związek na przyjaźni. Okazało się, że to i tak nie było nic warte. Może ja się po prostu nie nadaję do związków. Dla mnie to wszystko jest proste, gdy mi na kimś zależy.
Wiesz Cslady,trochę się cofnę w temacie bo o tym było wcześniej ale chcę to powiedzieć, czytając o Twoim problemie dopadła mnie refleksja co do zachowań postronnych ale bliskich Tobie osób, jak byś nie tłumaczyła swoich teściów ja uważam że nie ma dobrego tłumaczenia dla ich zgody goszczenia syna z kochanką, nawet jeśli byli zaskoczeni wizytą powinni jasno powiedzieć że nie mogą ich przyjąć jako parę kiedy jeszcze formalnie wy jesteście w związku, są wnuki, ja wiem że to można zrobić asertywnie i nie dostrzegam argumentu na takie przyzwolenie, chociaż to ludzkie - nie mamy odwagi zachowywać się przyzwoicie i nie dawać aprobaty pewnym sytuacjom. Oczywiście wiem, wiem, każdy ma prawo zrobić jak chce a ja mam prawo powiedzieć że mnie się to Ja zauważam obecnie taką specyficzną modę mylenia wolności ze swawolą, a poddanie się "miłości" tłumaczy wszelką niegodziwość
"Dziś jestem zła na siebie. Zła za to, że przez ten rok miałam nadzieję i chciałam walczyć. Może tego nie żałuję, bo przynajmniej wiem, że próbowałam, ale jak można przez rok głęboko wierzyć, że wszystko się uda?"
Można, wierz mi można, tak jak pisałaś - masz swoje tempo i jest dobre bo Twoje, zmiany w sobie jeśli nie krzywdzą Ciebie i innych trzeba przyjąć, już niedługo
poprawisz koronę i zapanujesz wystarczy jak nad swoim życiem
Cslady, myślę że dobrze robisz. Nigdy nie rob nic wbrew sobie, bo potem kto będzie ponosił konsekwencje Twoich działań, nie osoby z forum, tylko Ty sama. Kiedyś czytałam wątek osoby, gdzie kilkanaście osób komentowalo, na pewno chciały pomóc, skłonić do działania, a autor, poczynił parę ważnych kroków i czekał cierpliwie. Ludzie aż kipieli, że brak działania, że sobie szkodzi, a on zrobił co sam uważał że powinien i obserwowal. I co? Wszystko ułożyło się tak jak powinno. A gdyby posłuchał, nakręcił się, to potem kto zostałby z problemami? Z reszta cslady myślę że wszystko się poukłada, powoli, małymi Twoimi krokami do przodu, terapia, praca, dzieci i staniesz mocno na nogi jestem pewna że dasz sobie radę.
416 2019-04-27 19:30:18 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-04-27 19:33:47)
Ogarnięcie takich emocji trochę trwa.. Dla mnie skuteczną drogą było rozumowe objęcie sytuacji i zachowania męża- które było raniące i bezmyślnie okrutne. A że każda rzecz zawsze ma przyczynę pracowałam nad sytuacją w głowie, robiąc audyt mojego małżeństwa- czyli wszystkie emocje trafiały na taśmę i były tam analizowane. Zastanawia mnie to, że nie widziałaś wcześniej żadnych pęknięć w waszym związku- bo ja przyznam, że widziałam, nie wiedziałam tylko, że tak są grożne. Dla mnie Zrozumieć- to Pójść dalej
Piszesz, że zbudowaliście związek na przyjażni i rozpadł się. Inni budują na emocjach i też się rozpada.
Weszłaś w związek jako 19 latka- myślę że trochę odkryć przed Tobą, jakiego mężczyznę chcesz w życiu i jaką jesteś kobietą.
z hukiem opuszczasz swoją strefę komfortu- ciekawa jestem co tu za 2, 3 lata napiszesz..
Bardzo, bardzo chciałabym go zakończyć i uwolnić się od jm. Problem w tym, że myślę tak przez większość czasu, ale nie przez cały czas.
Znam to, sceneria ( i scenariusz i aktorzy no i podejście) oczywiście inna była u mnie ale ta chęć uwolnienia prawdopodobnie bardzo podobna – to uwolnienie samo przyszło, myślę, że czas zadziałał, banalne i prawdziwe.
Poza tym czuję, że się zmieniam - jestem już zupełnie kimś innym niż byłam 2 lata temu. Ten rok zmienił mnie bardzo i tego też nie chcę przyspieszać - raczej obserwuję swoje reakcje w różnych sytuacjach i zastanawiam się kim chcę teraz być.
W ostatecznym podsumowaniu – raczej nie będziesz tej zmiany żałować, ale już nigdy nie stworzysz związku tak, jak ten, który się posypał, i to też należy przyswoić – że trzeba być otwartym na SWOJE nowe reakcje ale… hm…,chyba jednak nadmiernie nie analizować.
Dziś jestem zła na siebie. Zła za to, że przez ten rok miałam nadzieję i chciałam walczyć.
Nie oceniaj się tak surowo, ja bym Ci dała za to plusa , prawdopodobnie jest tak, że nie umiałaś ocenić właściwie wartości tego związku ale Twoja, hm…, no nie wiem jak to dobrze ująć, ‘waleczność’, ‘fakt nie poddania się’, ‘danie szansy i bycie otwartym na jm’ jest ok, nie machnęłaś ręką na ostatnie 10 lat życia we dwoje, wyciągnęłaś tą rękę – to niełatwe.
Może ja się po prostu nie nadaję do związków.
Bardzo wątpię, coś mi się wydaje że się bardzo nadajesz .
Wiesz Cslady,trochę się cofnę w temacie bo o tym było wcześniej ale chcę to powiedzieć, czytając o Twoim problemie dopadła mnie refleksja co do zachowań postronnych ale bliskich Tobie osób, jak byś nie tłumaczyła swoich teściów ja uważam że nie ma dobrego tłumaczenia dla ich zgody goszczenia syna z kochanką, nawet jeśli byli zaskoczeni wizytą powinni jasno powiedzieć że nie mogą ich przyjąć jako parę kiedy jeszcze formalnie wy jesteście w związku, są wnuki, ja wiem że to można zrobić asertywnie i nie dostrzegam argumentu na takie przyzwolenie, chociaż to ludzkie - nie mamy odwagi zachowywać się przyzwoicie i nie dawać aprobaty pewnym sytuacjom. Oczywiście wiem, wiem, każdy ma prawo zrobić jak chce a ja mam prawo powiedzieć że mnie się to Ja zauważam obecnie taką specyficzną modę mylenia wolności ze swawolą, a poddanie się "miłości" tłumaczy wszelką niegodziwość
To jest ich decyzja i nie oceniam jej. Oni nie są mi nic winni. Powinno im przede wszystkim zależeć na dobrych relacjach z synem. Nie wiem co się u nich dzieje za zamkniętymi drzwiami i czy robią mu wyrzuty lub czy kochanka jest u nich mile widziana.
Zastanawia mnie to, że nie widziałaś wcześniej żadnych pęknięć w waszym związku(...)
Pęknięcia pojawiły się w momencie, gdy pojawiła się kochanka. Na początku ich nie zauważałam, bo nie miałam powodu, by przypuszczać, że jm kłamie. Myślałam, że naprawdę ma mniej czasu i więcej pracy. No ale im dłużej się z nią spotykał, tym bardziej się oddalał i stawał się obojętny - wtedy już widziałam, że coś jest nie tak, ale nadal mu ufałam i wierzyłam. Nie jest mi potrzebne zrozumienie jego działań, bo co tu rozumieć? Przestał mnie kochać i tyle. A dlaczego zachował się po tym wszystkim jak niedojrzały emocjonalnie nastolatek, to w sumie nie powinno być dla mnie istotne. Żadna jego wymówka nie sprawi, że poczuję się lepiej.
W ostatecznym podsumowaniu – raczej nie będziesz tej zmiany żałować, ale już nigdy nie stworzysz związku tak, jak ten, który się posypał, i to też należy przyswoić – że trzeba być otwartym na SWOJE nowe reakcje ale… hm…,chyba jednak nadmiernie nie analizować.
Raczej etap związków mam już za sobą. A takiego związku jak miałam z jm to nawet nie chciałabym stworzyć - w końcu to wszystko było oszukane.
419 2019-04-28 10:30:02 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-04-28 10:37:58)
No właśnie ni chodziło mi o rozkmninianie jego osoby czy szukanie czyichś win.
Czujesz się niepewnie, bo zaskoczona czymś nagłym i niezrozumiałym. Gdy klocki się poukładają, niepewność zniknie
Wg. mnie- nie przestaje się nagle kochać..Tylko że ludzie różne rzeczy rozumieją pod słowem miłość. Jeśli w tej całej ciężkiej sytuacji Ty swoją miłość przetestowałaś, to wiesz, że jesteś do niej zdolna mimo zranienia- i to jest cenne odkrycie- dlatego Random pisze że nadajesz się do związków- i to bardzo Bo tak naprawdę Ci co nie potrafią kochać się nie nadają. A jak się potrafi kochać, to traktuje się ludzi z którymi żyjesz z szacunkiem- zwłaszcza byłą żonę i matkę dzieci.
Nie sądzę, że wszystko było oszukane w Twoim związku- po prostu mąż okazał się słabym ogniwem i w końcu musisz mu to wybaczyć i zaakceptować, by pójść dalej. Podczas tej rozmowy, gdy się trząsł przed Tobą- mówiłaś, że Ci go żal.. tak powinno Ci być go żal.. To, że On nie umiał Ciebie kochać, nie znaczy, że Ty nie jesteś godna miłości
Raczej etap związków mam już za sobą. A takiego związku jak miałam z jm to nawet nie chciałabym stworzyć - w końcu to wszystko było oszukane.
To co włożyłaś TY w ten związek - nie było oszukane.
Jesteś młoda, Lady, 10 lat z jednym człowiekiem zaczęło Ci się bardzo wcześnie, ludzie raczej 'stadni' są, możliwe, że długo bedzie trwać zanim będziesz gotowa do tworzenia nowych związków ale raczej jesteś na to 'skazana' , no tak to już jest. Chyba dlatego tak Cię poganiałam abyś już nie traciła tego czasu na jm, wiem doskonale, że proces wychodzenia z rozsypki musi przebiegać we własnym tempie ale to własne tempo warto 'podkręcić' własnymi predyspozycjami.
Prawdopodobnie jest właśnie tak jak Ela210 pisze, zauważ, że dodatkowo Ty budujesz i trwasz, Lady, choćby na autopilocie.
Odpuszczam już. Przez ostatnie miesiące ciągle na coś czekałam - obiecywał mi, że się spotkamy, porozmawiamy, jakoś to ułożymy. Ciągle przekładał wszystko o tydzień i wymyślał coraz to nowe powody. Teraz już nie mam na co czekać. Zawsze myślałam, że kocham go tak bardzo, że chcę jego szczęścia i jeśli przyjdzie co do czego, to pozwolę mu odejść. Myślałam, że to przyjdzie mi naturalnie. Okazało się, że długo nie umiałam odpuścić i zatarła mi się granica między tym, kiedy trzeba walczyć, a kiedy się poddać. Przecież on od dawna był szczęśliwy, tylko z kimś innym. Może moja miłość nie była idealna, ale teraz już pozwolę mu odejść. Pisałam, że w piątek nagrałam mu wiadomość. Powiedziałam w niej, że nadal mi na nim zależy i jeśli chce, to jeszcze możemy wszystko odbudować i porozmawiać. Jeśli nie, to już nie czekam. Musiałam mu to jeszcze powiedzieć zanim ostatecznie stanę na własne nogi, choć być może znowu się poniżyłam.
Co do przyszłych związków, to nie sądzę, bym chciała takie mieć. A już tym bardziej nie myślę o tym w kontekście "leczenia się" z jm. Ok, chcę zaakceptować to, co się stało. Chcę żyć dalej, uśmiechać się i być zadowolona z tego, w jaki sposób spędzam czas. Natomiast pomimo tego jak mnie jm potraktował, to nie zmienia moich uczuć. On był miłością mojego życia. Nigdy nie był dla mnie jedną z opcji. Wszystko inne, co próbowałabym teraz budować, byłoby zwyczajnie oszukane. Nie przeszkadza mi myśl o samotnym życiu. Chciałabym jedynie nie cierpieć. Wystarczą mi spokojne dni, gdy nie będę zbyt dużo o nim myśleć. Wystarczy mi, jeśli znowu nie rozpadnę się na kawałki, gdy on założy drugą rodzinę.
Pisałam, że w piątek nagrałam mu wiadomość. Powiedziałam w niej, że nadal mi na nim zależy i jeśli chce, to jeszcze możemy wszystko odbudować i porozmawiać. Jeśli nie, to już nie czekam. Musiałam mu to jeszcze powiedzieć zanim ostatecznie stanę na własne nogi, choć być może znowu się poniżyłam.
Sorry, ale według mnie to był błąd. On nie zmieni nic w obecnej sytuacji, jeśli będzie czuł, że wciąż ma możliwość miękkiego lądowania. Człowiek zachowuje się racjonalnie w warunkach, które mu się stworzy i Twój mąż zachowuje się tak, jak mu wygodnie a wygodnie mu z ekscytacją, wynikającą z relacji z nowa partnerką i świadomością, źe czekasz gotowa o wszystkim zapomnieć. Może to nawet pompuje mu ego. Zacznie się określać ostatecznie dopiero wtedy, kiedy będzie musiał, a będzie musiał, gdy zobaczy, że nie ma możliwości wyboru, bo odjeżdżasz i machasz na pożegnanie. Wtedy będzie miał dwa wyjścia: albo pobiegnie za pociągiem, którym odjeżdżasz, albo zostanie na peronie w objęciach kochanki.
423 2019-04-28 21:13:46 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-04-28 21:17:10)
Bardzo dobrze zrobiłaś, że idąc za tym, co czujesz, nagrałaś tą wiadomość.
Inaczej zostałaby w Tobie taka myśl- mogłam dać szansę, czegoś nie wykorzystałam. On Ci po czasie nie wyrzuci, że skreśliłaś Waszą rodzinę,
Nie żałuj. sprawdziłaś wszystkie kąty. żadne poniżenie.
Leczyć się kimś po jm? niech Cię ręka boska broni ..
To nie o to chodzi. Ale jak zrobisz miejsce w głowie i sercu to.. życie nie znosi próżni.
Lądowanie będzie miał takie- jaki będzie u Ciebie klimat- dla niego- czuję że zimowy..Jak w Grze o Tron- zima długo nie nadchodzi, ale jak nadejdzie to nic jej nie zawróci.
(...) Napisałam wtedy, żeby ona do mnie nie wypisywała i nie wydzwaniała i mam spokój. Dziś natomiast nagrałam jm wiadomość, w której powiedziałam wszystko, co mi leży na wątrobie. Nie sądzę, by ją w ogóle odsłuchał, ale zawsze trochę pomogło.
Pisałam, że w piątek nagrałam mu wiadomość. Powiedziałam w niej, że nadal mi na nim zależy i jeśli chce, to jeszcze możemy wszystko odbudować i porozmawiać. Jeśli nie, to już nie czekam. Musiałam mu to jeszcze powiedzieć zanim ostatecznie stanę na własne nogi, choć być może znowu się poniżyłam.
Dwie informacje dotyczące tej samej wiadomości, a brzmią zupełnie inaczej.
Osobiście jestem zdania, że żeby nie odczuwać dyskomfortu, należy pewne rzeczy wyraźnie wypowiedzieć i mieć świadomość, że człowiek odpuścił w chwili, gdy już naprawdę nic nie był w stanie zrobić lub też dalsze kroki byłyby niewspółmiernie ryzykowne w stosunku do możliwego do osiągnięcia efektu. Taka kropka nad "i" w sytuacji, gdy coś jest dla nas bardzo ważne, jest niezwykle potrzebna, więc nie wyrzucaj sobie niczego. Tym niemniej uważam, że to 'uświadamianie' jm, że jesteś w stanie rozmawiać i dać Wam szansę na odbudowę relacji, na tym należy zakończyć, potem chwilę zaczekać na podjęcie przez niego ostatecznej decyzji i jeśli z propozycji nie skorzysta, zdecydowanie iść w swoją stronę, pozostawiając go z odczuciem, że to było ostatnie wyciągnięcie ręki.
Błąd czy nie - powiedziałam wszystko co chciałam. Nie było to zapewnienie o tym, że będzie miał miękkie lądowanie czy że będę na niego czekać.
Leczyć się kimś po jm?
Chodziło mi o to, że nie zależy mi na tym, by szybko wyleczyć się z jm tylko po to, by wejść w nowy związek. Chcę się wyleczyć dla siebie, ale nie myślę o żadnych związkach.
Dwie informacje dotyczące tej samej wiadomości, a brzmią zupełnie inaczej.
Dlaczego? Powiedziałam wszystko to, co chciałam mu ostatecznie powiedzieć na pożegnanie. I tak - to już było ostatnie wyciągnięcie ręki. Raczej czysto symboliczne, bo wiem, że niczego ono nie zmieni.
Uważam, ze bardzo dobrze zrobilas nagrywajac tą wiadomosc. Nie w sensie samego nagrania ale pojscia za glosem tego co wydaje Ci sie sluszne. To nikogo nie krzywdzi a jednoczesnie pozwala Ci postawic kropke nad "i" wyciagajac ten ostatni raz reke na zgode. Ten gest przyda Ci sie teraz, przyda Ci sie rowniez za jakis czas gdy jm bedzie ewentualnie chcial powrotu do Ciebie i dzieci. Bo ja obstawiam, ze taki scenariusz nastapi. Takie gwaltowne "love" szybko wybucha i szybko zazwyczaj wygasa a Twoj maz udowodnil juz, ze podlega wplywom chwilowych zrywow i nie jest emocjonalnie dojrzalym czlowiekiem. Kochal bardzo Ciebie, chcial bardzo dzieci a teraz kocha bardzo tamta kobiete. Do czasu. Przyjdzie moment, ze kurz opadnie, on stwierdzi ze tamto wcale nie bylo takie wow a tu jednak kobieta z ktora przezyl wiele lat, wspolne dzieci, itp. Watpie jednak, ze gdy dojdzie do tych wnioskow to Ty bedziesz jeszcze w punkcie, w ktorym jestes teraz. Kochac go jakos moze i bedziesz nadal ale utwierdzisz sie w przekonaniu ze ponowny zwiazek z nim nie ma juz sensu. Dlatego jego czas jest albo teraz albo juz nigdy. Albo wykorzysta szanse jaka mu teraz dalas albo z czystym sumieniem mozesz zaczac zyc bez niego a on nie bedzie mial za rok czy dwa lata argumentu ze nie potrafilas sie wzniesc ponad jego zdrade i pobladzenie i przyjac spowrotem dla dobra dzieci rodziny itp.
Dlaczego? Powiedziałam wszystko to, co chciałam mu ostatecznie powiedzieć na pożegnanie. I tak - to już było ostatnie wyciągnięcie ręki. Raczej czysto symboliczne, bo wiem, że niczego ono nie zmieni.
Wyłącznie dlatego, że w każdej skupiłaś się na innym przekazie .
Samo nagranie pozwoliło Ci wyrzucić z siebie to wszystko, czego jm nie dał szansy powiedzieć prosto w oczy. Gdybyś nie ubrała tego w słowa, to gryzłabyś w sobie, co nie jest dobre i niczemu nie służy, wręcz przeciwnie.
Moim zdaniem nawet jeśli teraz nie zrobi to na nim wrażenia, to przyjdzie taki moment, że dotrze do niego co zrobił i co zostało tam powiedziane. Słowa bywają ulotne, zwłaszcza jeśli z jakiegoś powodu są niewygodne i człowiek nie chce ich pamiętać, a nagranie pozostanie, a w nim Twoje emocje. To takie moje drobne przemyślenie.
Edit:
Mój post był bezpośrednią odpowiedzią na słowa Cslady, napisałam go nie czytając przedtem Twoich, Feniks, słów, za to widzę, że mamy bardzo podobne zdanie i to nie tylko w kwestii słuszności podjęcia decyzji o nagraniu wiadomości.
Dla rozluźnienia atmosfery :
Post pod postem Olino!
Proszę zapoznać się z regulaminem forum :-D
Cslady - dobrze zrobiłaś.
Właśnie wyrzucając z siebie to co chciałaś powiedzieć - a wobec braku reakcji zamykając ten rozdział.Bez gierek, szczerze i otwarcie.
"Zamknąć za sobą drzwi". Z czystym sumieniem.
Cslady - dobrze zrobiłaś.
Właśnie wyrzucając z siebie to co chciałaś powiedzieć - a wobec braku reakcji zamykając ten rozdział.Bez gierek, szczerze i otwarcie.
"Zamknąć za sobą drzwi". Z czystym sumieniem.
Otóż to. Osobiście jestem zwolenniczką otwartego mówienia o tym, co się myśli i czuje, wtedy wszystko jest klarowne. I tak jak wcześniej odnosiłam to stwierdzenie do sytuacji, w której uważałam, że warto, by Cslady wyraźnie zaznaczyła, że coś wywołuje u niej dyskomfort, dlatego nie życzy sobie, by naruszano tę granicę, tak i tutaj, kiedy mowa o gotowości do konstruktywnego dialogu. Taka otwartość i szczerość naprawdę się w życiu sprawdza, niestety druga strona danej relacji nie zawsze jest na to gotowa i/lub wystarczająco dojrzała, by to zrozumieć i docenić.
---------------
Dla rozluźnienia atmosfery :
Post pod postem Olino!
Proszę zapoznać się z regulaminem forum :-D
No masz, zaraz krzyczą!
Dubel już usunięty, Panie Dantesie . Dziękuję za czujność, ale tu nie człowiek, a technika zawiodła
. Choć rzecz jasna mój błąd, że tego nie zauważyłam.
Na marginesie i już całkiem poważnie - takie duble, jak mój, zwykle nie są zamierzone, a wynikają z problemu, jaki występuje podczas wklejania posta, dlatego świadome traktujemy je jak błąd systemu i wszystkim grzecznie usuwamy bez jakichkolwiek upomnień.
Szach i mat!
Dziś trochę żałuję tej wiadomości. Powinnam była po prostu olać jm. On i tak ją zignorował. Nawet nie wiem czy odsłuchał. No ale było, minęło.
Myślę, że nie macie racji co do tego, że on będzie chciał wrócić. Jest z tą swoją kochanką już rok lub nawet ponad. Gdyby to było zwykłe zauroczenie, to już by minęło. Może i wcześniej się ukrywali, ale przecież nie tak do końca - on już dawno temu poznał jej rodziców, znajomych, jeździli na urlopy itp. Poza tym jm jest człowiekiem, który nie potrafi przyznawać się do błędu. Gdyby chciał do mnie wrócić, to sam przed sobą musiałby przyznać, że popełnił błąd. Zdrada to jedna rzecz, ale przez ostatnie miesiące traktował mnie bez szacunku - palił za sobą wszystkie mosty. Zresztą on naprawdę sobie wmówił i uwierzył w to, że nasze uczucie było nieprawdziwe, a jedyne prawdziwe ma obecnie.
431 2019-04-29 07:33:06 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-04-29 07:35:21)
Dziś trochę żałuję tej wiadomości. Powinnam była po prostu olać jm. On i tak ją zignorował. Nawet nie wiem czy odsłuchał. No ale było, minęło.
Jak dla mnie, to było działanie podyktowane emocjami, bez obróbki „logicznej”, ale z uwagi na sytuację to jak najbardziej to rozumiem, bo trudno, gdy dotychczasowe życie się sypie, być logicznym.
Myślę, że nie macie racji co do tego, że on będzie chciał wrócić. Jest z tą swoją kochanką już rok lub nawet ponad. Gdyby to było zwykłe zauroczenie, to już by minęło. Może i wcześniej się ukrywali, ale przecież nie tak do końca - on już dawno temu poznał jej rodziców, znajomych, jeździli na urlopy itp. Poza tym jm jest człowiekiem, który nie potrafi przyznawać się do błędu. Gdyby chciał do mnie wrócić, to sam przed sobą musiałby przyznać, że popełnił błąd. Zdrada to jedna rzecz, ale przez ostatnie miesiące traktował mnie bez szacunku - palił za sobą wszystkie mosty. Zresztą on naprawdę sobie wmówił i uwierzył w to, że nasze uczucie było nieprawdziwe, a jedyne prawdziwe ma obecnie.
Zauroczenie, które trafi na podatny grunt, czyli wzajemność, trwa przeważnie kilkanaście, kilkadziesiąt miesięcy, więc piłka wciąż jest w grze. Przed Twoim mężem jeszcze jest odkrycie, że ta wielka miłość to mu się tylko wydawała :-D
Inna sprawa, cslady, że Ty teraz zachowujesz się tak, jakbyś chciała wygrać konkurencję z kochanką i udowodnić sobie, że jednak Wasza miłość była prawdziwa i silniejsza niż jakieś zauroczenie. Jakbyś w ogóle nie patrzyła, co oznacza próba budowania związku na nowo z osobą, która potraktowała Ciebie w tak perfidny sposób, bez szacunku to raz, ale bez grama empatii, bez liczenia się z Twoimi uczuciami. Jak żyć z kimś takim po czymś takim?
Odpuszczam już. Przez ostatnie miesiące ciągle na coś czekałam - obiecywał mi, że się spotkamy, porozmawiamy, jakoś to ułożymy. Ciągle przekładał wszystko o tydzień i wymyślał coraz to nowe powody. Teraz już nie mam na co czekać. Zawsze myślałam, że kocham go tak bardzo, że chcę jego szczęścia i jeśli przyjdzie co do czego, to pozwolę mu odejść. Myślałam, że to przyjdzie mi naturalnie. Okazało się, że długo nie umiałam odpuścić i zatarła mi się granica między tym, kiedy trzeba walczyć, a kiedy się poddać. Przecież on od dawna był szczęśliwy, tylko z kimś innym. Może moja miłość nie była idealna, ale teraz już pozwolę mu odejść. Pisałam, że w piątek nagrałam mu wiadomość. Powiedziałam w niej, że nadal mi na nim zależy i jeśli chce, to jeszcze możemy wszystko odbudować i porozmawiać. Jeśli nie, to już nie czekam. Musiałam mu to jeszcze powiedzieć zanim ostatecznie stanę na własne nogi, choć być może znowu się poniżyłam.
Nie poniżyłaś się ta wiadomością, zrobiłaś bardzo dobrze , bo to była właśnie Twoja granica, widzisz potrafisz ją określić.
Nie ma nic poniżającego w tym, że mówi się co się czuje
Inna sprawa, cslady, że Ty teraz zachowujesz się tak, jakbyś chciała wygrać konkurencję z kochanką i udowodnić sobie, że jednak Wasza miłość była prawdziwa i silniejsza niż jakieś zauroczenie. Jakbyś w ogóle nie patrzyła, co oznacza próba budowania związku na nowo z osobą, która potraktowała Ciebie w tak perfidny sposób, bez szacunku to raz, ale bez grama empatii, bez liczenia się z Twoimi uczuciami. Jak żyć z kimś takim po czymś takim?
Skąd mogę wiedzieć jak wygląda odbudowa takiego związku, skoro nigdy nie próbowałam? To, że coś potencjalnie byłoby trudne nie oznacza, że nie warto nawet spróbować. Definitywnie rozstać się można zawsze. Poza tym ja się nad tym nie zastanawiam, bo on nie chce niczego odbudowywać. To nie jest obecnie realna możliwość. Dlatego mogłam powiedzieć, to co chciałam powiedzieć, ulżyło mi, że chociaż spróbowałam wyciągnąć rękę i tyle. Moja "oferta" ma termin ważności i to nie jest tak, że jak on za rok się obudzi, to rzucę dla niego wszystko.
" Poza tym jm jest człowiekiem, który nie potrafi przyznawać się do błędu.".....
Jakbym o swoim JM czytała, ale zauważyłam ze im bardziej ja chce żeby było dobrze, tym bardziej on ma mnie gdzieś.
Zresztą sam mi kiedyś powiedział "ze nie szanuje sie rzeczy które ma sie od tak, za darmo ;(".
Może u Cibie jest tak samo i jest Ciebie zbyt pewny ;( a jak z dziećmi, widuje się z nimi ?
" Poza tym jm jest człowiekiem, który nie potrafi przyznawać się do błędu.".....
Jakbym o swoim JM czytała, ale zauważyłam ze im bardziej ja chce żeby było dobrze, tym bardziej on ma mnie gdzieś.
No niestety tak jest. Ja co prawda wcale za jm nie latałam, gdy on poszedł w tango - dałam mu przestrzeń, nie podstawiałam pod nos obiadków, nie usługiwałam itp. A i tak powiedział mi, że to, że w ogóle próbuję z nim rozmawiać i dowiedzieć się co jest nie tak, jest super nieatrakcyjne.
Może u Cibie jest tak samo i jest Ciebie zbyt pewny ;( a jak z dziećmi, widuje się z nimi ?
Pewny to może jest, ale myślę, że obecnie on ma to gdzieś. Nawet jak już nie będę się do niego odzywać i zacznę żyć swoim życiem, to po nim to spłynie. Zapytajcie mnie o to za kilka miesięcy, ale jestem pewna, że tak to będzie wyglądało. Jemu już po prostu nie zależy i tyle. Z dziećmi się nie widuje. Pewnie ma zakaz. Skoro nie może nawet do mnie pisać, to jak miałby się z nimi zobaczyć?
.. Ja co prawda wcale za jm nie latałam, gdy on poszedł w tango - dałam mu przestrzeń, nie podstawiałam pod nos obiadków, nie usługiwałam ..
Pewny to może jest, ale myślę, że obecnie on ma to gdzieś. Nawet jak już nie będę się do niego odzywać i zacznę żyć swoim życiem, to po nim to spłynie. Zapytajcie mnie o to za kilka miesięcy, ale jestem pewna, że tak to będzie wyglądało. Jemu już po prostu nie zależy i tyle. Z dziećmi się nie widuje. Pewnie ma zakaz. Skoro nie może nawet do mnie pisać, to jak miałby się z nimi zobaczyć?
Oto to.. ja tez dla M na początku dałam przestrzeń nic nie podejrzewając. tzn wyszedł z propozycja ze potrzebuje dwa dni w tygodniu żeby rozwinąć swoje pasje.... No to własnie rozwinął
Potem zaczął własnie narzekać ze sie nim nie interesuje. Wiec zaczęłam sie interesować, to było ze on sie spowiadać nie będzie. Tak zle tak niedobrze.
Wiesz jak ktoś ma w głowie kogoś innego to choćbyś stanęła na głowie i zaklaskała uszami to i tak znajdzie "powód".
U mnie jest wszystko na etapie nie podoba Ci się to "Wyrzuć mnie z domu".
A z tym ze obecnie "on ma to gdzieś" to wszystko będzie zależeć od tego na jakim on będzie etapie z swoja K... U mnie zdarzył sie taki epizod "krótkiego powrotu", gdzie nagle sie okazało ze JM wybiegł za mną( bo umówiłam sie na spotkanie z koleżanką) z tekstem ze przecież obiecałam mu ze będę na niego czekać. A potem wrócili do siebie i wszystko znów wygląda jak wygląda.
Wiec pozostaje mi już tylko szukać dobrego adwokata... ale tez śpię ze czystym sumieniem ze zrobiłam wszystko żeby związek uratować.
Mam nadzieje ze ty tez tak do tego tematu podchodzisz.
Myślę, że nie macie racji co do tego, że on będzie chciał wrócić.
Mnie nawet nie chodziło o to, że będzie chciał wrócić, czego jednak absolutnie nie wykluczam, ale że jak już kurz tych silnych emocji opadnie, to w końcu dotrze do niego jakim człowiekiem się okazał i w jaki sposób Cię potraktował. Może to naiwne, ale ja po prostu zwyczajnie nie wierzę, że może to po kimś spłynąć bez najmniejszej refleksji.
U mnie jest wszystko na etapie nie podoba Ci się to "Wyrzuć mnie z domu".
Jakież to schematyczne! Sam boi się podjąć decyzję, dlatego prowokuje, żebyś Ty zrobiła to za niego. Mało tego, potem będzie, że to Ty zmusiłaś go do wyjścia z domu, więc co on biedny miał zrobić?
Poza tym jm jest człowiekiem, który nie potrafi przyznawać się do błędu. Gdyby chciał do mnie wrócić, to sam przed sobą musiałby przyznać, że popełnił błąd.
Na pewno? W końcu uznał wasz związek za błąd i się z tego błędu wycofał. Może za rok uzna, że lafirynda to był jednak błąd, a poprzednio uznając wasz związek za błąd mylił się. Mylić się jest rzeczą ludzką.
Zanuci "I'am just a human after all,don't put your blame on me..." ,rzuci "Było minęło, znów chce być z Tobą"
CsLady - zastanawianie się ,co i czemu mu chodzi po glowie - to strata energii i uwagi które powinnaś wykorzystać na siebie samą.
440 2019-04-29 12:43:57 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-04-29 12:51:04)
MagdaLena1111 napisał/a:Inna sprawa, cslady, że Ty teraz zachowujesz się tak, jakbyś chciała wygrać konkurencję z kochanką i udowodnić sobie, że jednak Wasza miłość była prawdziwa i silniejsza niż jakieś zauroczenie. Jakbyś w ogóle nie patrzyła, co oznacza próba budowania związku na nowo z osobą, która potraktowała Ciebie w tak perfidny sposób, bez szacunku to raz, ale bez grama empatii, bez liczenia się z Twoimi uczuciami. Jak żyć z kimś takim po czymś takim?
Skąd mogę wiedzieć jak wygląda odbudowa takiego związku, skoro nigdy nie próbowałam? To, że coś potencjalnie byłoby trudne nie oznacza, że nie warto nawet spróbować. Definitywnie rozstać się można zawsze. Poza tym ja się nad tym nie zastanawiam, bo on nie chce niczego odbudowywać. To nie jest obecnie realna możliwość. Dlatego mogłam powiedzieć, to co chciałam powiedzieć, ulżyło mi, że chociaż spróbowałam wyciągnąć rękę i tyle. Moja "oferta" ma termin ważności i to nie jest tak, że jak on za rok się obudzi, to rzucę dla niego wszystko.
Uhmmm...cslady chodzi o to, że patrząc na to, jak zachowuje się Twój jm, to Twoje kroki, SMS, to czekanie aż mu się znudzi kochanka, czy jak wolisz aż zrozumie, że to Ty jesteś jego jedyną wielką miłością, to GRA NIE WARTA ŚWIECZKI.
Zastanawiam się dlaczego taka fajna kobietka jak Ty, w ogóle wciąż chce dać szansę facetowi tego pokroju i wychodzi mi, że nie patrzysz na to, co będzie póżniej, bo NA RAZIE potrzebujesz sobie coś udowodnić. A co? Pierwsza myśl, że jednak Ty, Wasza rodzina i Wasze dzieci jesteś więcejej wartci niż miłostka. Kolejna, że jednak dobrze wybrałaś partnera i ojca swoich dzieci, bo chociaż pobłądził, to wie, co w życiu ważne i oprzytomiał. Mam jeszcze kilka podobnych.
PS
Po prostu wierzyć mi się nie chce, że robisz tak wymagające od siebie gesty i ruchy, bo celem jest ON. A to z nim przyszłoby Ci później żyć.
cslady napisał/a:Poza tym jm jest człowiekiem, który nie potrafi przyznawać się do błędu. Gdyby chciał do mnie wrócić, to sam przed sobą musiałby przyznać, że popełnił błąd.
Na pewno? W końcu uznał wasz związek za błąd i się z tego błędu wycofał. Może za rok uzna, że lafirynda to był jednak błąd, a poprzednio uznając wasz związek za błąd mylił się. Mylić się jest rzeczą ludzką.
Nie nazwałabym tego przyznaniem się do błędu. On jedynie skoczył w bok, kłamał, czekał aż sama zerwę i się odczepię. Zresztą niech sobie robi co chce.
Uhmmm...cslady chodzi o to, że patrząc na to, jak zachowuje się Twój jm, to Twoje kroki, SMS, to czekanie aż mu się znudzi kochanka, czy jak wolisz aż zrozumie, że to Ty jesteś jego jedyną wielką miłością, to GRA NIE WARTA ŚWIECZKI.
Zastanawiam się dlaczego taka fajna kobietka jak Ty, w ogóle wciąż chce dać szansę facetowi tego pokroju i wychodzi mi, że nie patrzysz na to, co będzie póżniej, bo NA RAZIE potrzebujesz sobie coś udowodnić. A co? Pierwsza myśl, że jednak Ty, Wasza rodzina i Wasze dzieci jesteś więcejej wartci niż miłostka. Kolejna, że jednak dobrze wybrałaś partnera i ojca swoich dzieci, bo chociaż pobłądził, to wie, co w życiu ważne i oprzytomiał. Mam jeszcze kilka podobnych.PS
Po prostu wierzyć mi się nie chce, że robisz tak wymagające od siebie gesty i ruchy, bo celem jest ON. A to z nim przyszłoby Ci później żyć.
No to tak nie działa. Nawet jeśli wróciłby do mnie na kolanach, to przecież nie zmieni faktu, że nie byłam ważniejsza niż kochanka i że okazał się słabym partnerem i ojcem.
442 2019-04-29 15:18:53 Ostatnio edytowany przez josz (2019-04-29 15:37:25)
Mnie nawet nie chodziło o to, że będzie chciał wrócić, czego jednak absolutnie nie wykluczam, ale że jak już kurz tych silnych emocji opadnie, to w końcu dotrze do niego jakim człowiekiem się okazał i w jaki sposób Cię potraktował. Może to naiwne, ale ja po prostu zwyczajnie nie wierzę, że może to po kimś spłynąć bez najmniejszej refleksji.
Gdyby naszła go refleksja i obudziłaby się w nim chociaż cząstka człowieczeństwa, to musiałby chyba sobie w łeb strzelić.
443 2019-04-30 00:29:47 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2019-04-30 00:37:20)
Uważam, ze bardzo dobrze zrobilas nagrywajac tą wiadomosc. Nie w sensie samego nagrania ale pojscia za glosem tego co wydaje Ci sie sluszne. To nikogo nie krzywdzi a jednoczesnie pozwala Ci postawic kropke nad "i" wyciagajac ten ostatni raz reke na zgode. Ten gest przyda Ci sie teraz, przyda Ci sie rowniez za jakis czas gdy jm bedzie ewentualnie chcial powrotu do Ciebie i dzieci. Bo ja obstawiam, ze taki scenariusz nastapi. Takie gwaltowne "love" szybko wybucha i szybko zazwyczaj wygasa a Twoj maz udowodnil juz, ze podlega wplywom chwilowych zrywow i nie jest emocjonalnie dojrzalym czlowiekiem. Kochal bardzo Ciebie, chcial bardzo dzieci a teraz kocha bardzo tamta kobiete. Do czasu. Przyjdzie moment, ze kurz opadnie, on stwierdzi ze tamto wcale nie bylo takie wow a tu jednak kobieta z ktora przezyl wiele lat, wspolne dzieci, itp. Watpie jednak, ze gdy dojdzie do tych wnioskow to Ty bedziesz jeszcze w punkcie, w ktorym jestes teraz. Kochac go jakos moze i bedziesz nadal ale utwierdzisz sie w przekonaniu ze ponowny zwiazek z nim nie ma juz sensu. Dlatego jego czas jest albo teraz albo juz nigdy. Albo wykorzysta szanse jaka mu teraz dalas albo z czystym sumieniem mozesz zaczac zyc bez niego a on nie bedzie mial za rok czy dwa lata argumentu ze nie potrafilas sie wzniesc ponad jego zdrade i pobladzenie i przyjac spowrotem dla dobra dzieci rodziny itp.
Bardzo bliskie memu myśleniu jest to, co napisała Feniks. Tym bardziej, że wzmiankowany mąż daje coraz to nowe dowody na to, że mentalnie i emocjonalnie oczadział, a zatem działa w afekcie. Afekt, jak każda emocja "sublimuje", najczęściej z siłą wprost proporcjonalną do siły emocji jakim ulega... A że pan małżonek jest człowiekiem bardzo młodym, który mężczyną i ojcem stawał się przez ostatnie 10 lat u boku Cslady i pewnie nie zaznał dotychczas owoców z innego ogrodu rajskiego, więc i zachowuje się jak spuszczony z łańcucha Burek - ucieka, aż się za nim kurzy, gna na oślep, utytła się w błocie, sponiewiera, pokaleczy, zgłodnieje i pewnie powróci...
Z jedną tylko kwestią zawartą w poście Feniks bym polemizowała. Tak, jak nie jest możliwe określenie czasu potrzebnego Cslady do odrodzenia się po tej zdradzie, tak trudno oczekiwać, by stawianie ultimatum gościowi, który właśnie teraz jedzie na endorfinach i do którego nie docierają żadne impulsy szukające reakcji w częściach ciała leżących powyżej paska od spodni, miało jakikolwiek sens. On jest teraz chory na tę dziunię. Ma erotycznego rotawirusa: biegunkę chuci i rzyganie tęczą nowej "miłości", a w konsekwencji totalne odwodnienie mózgu...
Dlatego też próby nawiązania z nim obecnie jakiegokolwiek kontaktu są podobne do wysyłania sygnałów cywilizacji pozaziemskiej i w takim samym stopniu skuteczne...
Niezależnie od postępków pana męża, krętych dróg jego bezmyślności i oczekiwania na czas jego opamiętania, dobrze, że Autorka znajduje w sobie przestrzeń na przeżycie różnych stanów, nawet jeśli teraz są to "stany zjednoczone": złości, rozczarowania, smutku, nadziei, tkliwości i czterdziestu pięciu innych...
444 2019-04-30 04:00:17 Ostatnio edytowany przez random.further (2019-04-30 04:01:03)
roześmiałam się w głos po nocy bo zobaczyłam ubryzganego burka i strzelającą biegukę erotyczną
, przepraszam za offtop - no nie mogę się powstrzymać, sugestywny opis
, dzięki
feniks35 napisał/a:Uważam, ze bardzo dobrze zrobilas nagrywajac tą wiadomosc. Nie w sensie samego nagrania ale pojscia za glosem tego co wydaje Ci sie sluszne. To nikogo nie krzywdzi a jednoczesnie pozwala Ci postawic kropke nad "i" wyciagajac ten ostatni raz reke na zgode. Ten gest przyda Ci sie teraz, przyda Ci sie rowniez za jakis czas gdy jm bedzie ewentualnie chcial powrotu do Ciebie i dzieci. Bo ja obstawiam, ze taki scenariusz nastapi. Takie gwaltowne "love" szybko wybucha i szybko zazwyczaj wygasa a Twoj maz udowodnil juz, ze podlega wplywom chwilowych zrywow i nie jest emocjonalnie dojrzalym czlowiekiem. Kochal bardzo Ciebie, chcial bardzo dzieci a teraz kocha bardzo tamta kobiete. Do czasu. Przyjdzie moment, ze kurz opadnie, on stwierdzi ze tamto wcale nie bylo takie wow a tu jednak kobieta z ktora przezyl wiele lat, wspolne dzieci, itp. Watpie jednak, ze gdy dojdzie do tych wnioskow to Ty bedziesz jeszcze w punkcie, w ktorym jestes teraz. Kochac go jakos moze i bedziesz nadal ale utwierdzisz sie w przekonaniu ze ponowny zwiazek z nim nie ma juz sensu. Dlatego jego czas jest albo teraz albo juz nigdy. Albo wykorzysta szanse jaka mu teraz dalas albo z czystym sumieniem mozesz zaczac zyc bez niego a on nie bedzie mial za rok czy dwa lata argumentu ze nie potrafilas sie wzniesc ponad jego zdrade i pobladzenie i przyjac spowrotem dla dobra dzieci rodziny itp.
Bardzo bliskie memu myśleniu jest to, co napisała Feniks. Tym bardziej, że wzmiankowany mąż daje coraz to nowe dowody na to, że mentalnie i emocjonalnie oczadział, a zatem działa w afekcie. Afekt, jak każda emocja "sublimuje", najczęściej z siłą wprost proporcjonalną do siły emocji jakim ulega... A że pan małżonek jest człowiekiem bardzo młodym, który mężczyną i ojcem stawał się przez ostatnie 10 lat u boku Cslady i pewnie nie zaznał dotychczas owoców z innego ogrodu rajskiego, więc i zachowuje się jak spuszczony z łańcucha Burek - ucieka, aż się za nim kurzy, gna na oślep, utytła się w błocie, sponiewiera, pokaleczy, zgłodnieje i pewnie powróci...
Z jedną tylko kwestią zawartą w poście Feniks bym polemizowała. Tak, jak nie jest możliwe określenie czasu potrzebnego Cslady do odrodzenia się po tej zdradzie, tak trudno oczekiwać, by stawianie ultimatum gościowi, który właśnie teraz jedzie na endorfinach i do którego nie docierają żadne impulsy szukające reakcji w częściach ciała leżących powyżej paska od spodni, miało jakikolwiek sens. On jest teraz chory na tę dziunię. Ma erotycznego rotawirusa: biegunkę chuci i rzyganie tęczą nowej "miłości", a w konsekwencji totalne odwodnienie mózgu...
Dlatego też próby nawiązania z nim obecnie jakiegokolwiek kontaktu są podobne do wysyłania sygnałów cywilizacji pozaziemskiej i w takim samym stopniu skuteczne...
Niezależnie od postępków pana męża, krętych dróg jego bezmyślności i oczekiwania na czas jego opamiętania, dobrze, że Autorka znajduje w sobie przestrzeń na przeżycie różnych stanów, nawet jeśli teraz są to "stany zjednoczone": złości, rozczarowania, smutku, nadziei, tkliwości i czterdziestu pięciu innych...
W sumie masz racje Auroro, ze pan maz jest obecnie tak "oczadziały" miloscia do nowej damy, ze raczej zadne komunikaty do niego nie dotra.
Ja natomiast bede polemizowac ze zdaniem cslady, iz nie ma opcji by maz nie obudzil sie za jakis czas z reka w nocniku odkrywajac ze tamto z kochanka to jednak byla usterka a nie love. Co z tego, ze sa ze soba juz rok czy dwa. Z cslady jm byl 10 lat, chcial slubu i dzieci a finalnie okazalo sie, ze jemu sie tylko to wszystko wydawalo. Tymbardziej po 2 czy 3 latach moze mu sie zdarzyc podobna "pomylka" z nowa pania.
Nie pisze tego zeby dawac cslady jakies "nadzieje" na powrot wiarołomnego meza. Predzej chcialabym ja przygotowac na to, ze taki scenariusz jest realny i moze okazac sie sporym dylematem.
Mam nadzieję że autorka już bedzie na takim etapie że zabije teczowego burka śmiechem I na żaden hoovering się nie złapie.
Mam nadzieję że autorka już bedzie na takim etapie że zabije teczowego burka śmiechem I na żaden hoovering się nie złapie.
Myślę, że w końcu nadejdzie ten moment. Na razie jeszcze nie jestem pozbierana, więc stosunkowo łatwo byłoby mi dać szansę, bo przecież i tak gorzej już być nie może. Zresztą może i bym nie dała - takie rzeczy trudno przewidzieć, dopóki nie stanie się przed wyborem. Już się kiedyś zapierałam, że wiem co zrobię i jak się będę czuć w danej sytuacji - życie pokazało, że pojęcia o tym nie miałam.
Natomiast fakt jest taki, że jak się z tego bólu choć trochę "wyleczę", to stopniowo zacznę mieć coraz więcej do stracenia, jeśli chodzi o ewentualne próbowanie od nowa. Trudne jest to wszystko.
Trudne jest to wszystko.
Trudne, bo nadal podświadomie szukasz rozwiązania aby nie cierpieć. Jak już je znajdziesz, nic nie będzie takie samo jakim wydaje się dzisiaj.
Trudne, bo nadal podświadomie szukasz rozwiązania aby nie cierpieć. Jak już je znajdziesz, nic nie będzie takie samo jakim wydaje się dzisiaj.
Teraz to wydaje mi się nierealne, że kiedykolwiek znajdę. I jak już przez chwilę było lepiej, to teraz chyba wróciłam do punktu początkowego. Nie mam już sił.
ósemka napisał/a:Trudne, bo nadal podświadomie szukasz rozwiązania aby nie cierpieć. Jak już je znajdziesz, nic nie będzie takie samo jakim wydaje się dzisiaj.
Teraz to wydaje mi się nierealne, że kiedykolwiek znajdę. I jak już przez chwilę było lepiej, to teraz chyba wróciłam do punktu początkowego. Nie mam już sił.
To przejściowy stan. Spróbuj znów skupiać się na codziennych sprawach i pozwolić podświadomości robić swoje.Kontrolując tylko aby za często nie wymykała się spod kontroli.
Podlicz sobie pewne sprawy.
- Żyjesz
- Pracujesz
- Masz dwójkę wspaniałych dzieciaków
- Masz przed sobą przyszłość
I nie daj się myśleniu o tym co mogłaś zrobić.Realia są takie że nic. Popularną i bezmyślną formułą jest że wina leży po obydwu stronach. Życie pokazuje że nie zawsze tak jest.
Ty wybrałaś świadomie.Dałaś z siebie wszystko.
Naciesz się majówką cs.Odpocznij.
cslady napisał/a:ósemka napisał/a:Trudne, bo nadal podświadomie szukasz rozwiązania aby nie cierpieć. Jak już je znajdziesz, nic nie będzie takie samo jakim wydaje się dzisiaj.
Teraz to wydaje mi się nierealne, że kiedykolwiek znajdę. I jak już przez chwilę było lepiej, to teraz chyba wróciłam do punktu początkowego. Nie mam już sił.
To przejściowy stan. Spróbuj znów skupiać się na codziennych sprawach i pozwolić podświadomości robić swoje.Kontrolując tylko aby za często nie wymykała się spod kontroli.
Podlicz sobie pewne sprawy.
- Żyjesz
- Pracujesz
- Masz dwójkę wspaniałych dzieciaków
- Masz przed sobą przyszłośćI nie daj się myśleniu o tym co mogłaś zrobić.Realia są takie że nic. Popularną i bezmyślną formułą jest że wina leży po obydwu stronach. Życie pokazuje że nie zawsze tak jest.
Ty wybrałaś świadomie.Dałaś z siebie wszystko.Naciesz się majówką cs.Odpocznij.
No i jesteś zdrowa cslady choć może tego teraz tak nie czujesz ciało jest mądre Twój organizm cały czas pracuje dla Ciebie.
Pozdrowienia
452 2019-05-04 00:54:10 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2019-05-04 00:55:31)
nie ma opcji by maz nie obudzil sie za jakis czas z reka w nocniku odkrywajac ze tamto z kochanka to jednak byla usterka a nie love. Co z tego, ze sa ze soba juz rok czy dwa. Z cslady jm byl 10 lat, chcial slubu i dzieci a finalnie okazalo sie, ze jemu sie tylko to wszystko wydawalo. Tymbardziej po 2 czy 3 latach moze mu sie zdarzyc podobna "pomylka" z nowa pania.
Nie pisze tego zeby dawac cslady jakies "nadzieje" na powrot wiarołomnego meza. Predzej chcialabym ja przygotowac na to, ze taki scenariusz jest realny i moze okazac sie sporym dylematem.
O to, to, to!
Możemy obstawiać zakład, że Bury wróci na dawne podwórko, jak już trochę emocjolanie wylenieje ; - ) Zanim to jednak nastąpi CS ma czas, by przemyśleć wszelkie strategie i podjąć decyzje. Ta wolność wyboru, także boli i nie jest tą upragnioną, ale niewątpliwie prowadzi do oczyszczenia wszystkich tych w człowieku miejsc, które zainfekowała zdrada. Słyszałam taką teorię, że partner podejmuje próby powrotu, dopiero wówczas, gdy to drugie przestaje ściągać go myślami, gdy sam sobie da zgodę na to rozstanie, gdy nie emituje energii, gdy nadejdzie etap akceptacji. Zapewne mówi o tym jakieś prawo psychologii, że głębokie pragnienie zasłania nam drogę.
I jak już przez chwilę było lepiej, to teraz chyba wróciłam do punktu początkowego. Nie mam już sił.
To, co teraz przeżywasz jest jednym z najtrudniejszych i najbardziej dołujących doświadczeń w życiu. Najwyższe miejsca w skali stresu. Ludzki dramat. Twoje reakcje są adekwatne. Wszystkie. I te lepsze dni i te gorsze niepostrzerzenie wypełnią się nową treścią. Najpierw odkryjesz, że potrafisz jednak głębiej oddychać, że odrywasz się od niego i że te króciutkie chwile niosą Ci spokój, porządkują myśli. Tak, jak kiedyś w swoim własnym tempie Wasza relacja rosła, umacniała się, każde z Was indywidualnie wykonywało pracę nad jej wzrostem, tak teraz jest to praca niełatwa, praca nad powrotem sprzed czasu MY. Trochę jak rozbieranie domu: cegła po cegle, aż do fundamentów wlasnego "ja". Każda z tych chwil przybliża Cię do miejsca, w którym wszysko się uspokoi, wyprostuje, wypełni nowym sensem. Szukaj ludzi, szukaj miejsc, gdzie choć przez moment jest Ci dobrze. Kolekcjonuj maleńkie radości, choćby to były ułamki sekund.
I jak już przez chwilę było lepiej, to teraz chyba wróciłam do punktu początkowego. Nie mam już sił.
Hm..., Lady, zgotowałaś sobie długodystansowe rozstanie na raty - to MUSIAŁO się odbić na zapasach energii, no nie ma zmiłuj, i akurat to wydaje mi się niepokojące, bo Ty potrzebujesz stabilności bardzo, bardzo jak mi się wydaje, no i do tego musisz tworzyć stabilność dla dzieci.
A może potrzeba Ci stałej obecności kogoś kto wraz z Tobą podejmuje działania porządkujące ?
Czy ciągle analizujesz jm ? - Może to trzeba odpuścić ?
CS Lady-- wydaje mi się, ze idealizujesz męża..trudno uwierzyć, że ktoś z taką słabą osobowością był super partnerem bez skazy, którego ze świecą szukać.Mam nadzieję, że wizyty u psychologa pomogą Ci wzmocnić swoje poczucie wartości by mniej szukać oparcia na zewnątrz a bardziej w sobie.
Trzymaj się.
To przejściowy stan. Spróbuj znów skupiać się na codziennych sprawach i pozwolić podświadomości robić swoje.Kontrolując tylko aby za często nie wymykała się spod kontroli.
Podlicz sobie pewne sprawy.
- Żyjesz
- Pracujesz
- Masz dwójkę wspaniałych dzieciaków
- Masz przed sobą przyszłość
Zrobiłam sobie taką listę kilka tygodni temu za namową psychologa. Nawet całkiem długa wyszła. Patrzę na nią codziennie, ale przy większości punktów myślę sobie: "i co z tego". I obiektywnie wiem, że to są ważne rzeczy i że ważne jest, by być za nie wdzięcznym. Wiem też, że jeśli nie będę umiała ich doceniać, to nie będę szczęśliwa, niezależnie od mojego życia uczuciowego. No ale niczego nie poradzę na to, że w tym momencie wszystko jest mi obojętne. Czasami się z czegoś ucieszę, ale to są któtkie chwile. Mogę jedynie powtarzać sobie pewne rzeczy w kółko, robić to codziennie i mieć nadzieję, że za którymś razem zaskoczy.
To, co teraz przeżywasz jest jednym z najtrudniejszych i najbardziej dołujących doświadczeń w życiu. Najwyższe miejsca w skali stresu. Ludzki dramat. Twoje reakcje są adekwatne. Wszystkie. I te lepsze dni i te gorsze niepostrzerzenie wypełnią się nową treścią. Najpierw odkryjesz, że potrafisz jednak głębiej oddychać, że odrywasz się od niego i że te króciutkie chwile niosą Ci spokój, porządkują myśli. Tak, jak kiedyś w swoim własnym tempie Wasza relacja rosła, umacniała się, każde z Was indywidualnie wykonywało pracę nad jej wzrostem, tak teraz jest to praca niełatwa, praca nad powrotem sprzed czasu MY. Trochę jak rozbieranie domu: cegła po cegle, aż do fundamentów wlasnego "ja". Każda z tych chwil przybliża Cię do miejsca, w którym wszysko się uspokoi, wyprostuje, wypełni nowym sensem. Szukaj ludzi, szukaj miejsc, gdzie choć przez moment jest Ci dobrze. Kolekcjonuj maleńkie radości, choćby to były ułamki sekund.
Oby było tak jak piszesz.
A może potrzeba Ci stałej obecności kogoś kto wraz z Tobą podejmuje działania porządkujące ?
Tzn. jakie działania? Nie, nie wydaje mi się, żebym potrzebowała stałego towarzystwa.
Czy ciągle analizujesz jm ? - Może to trzeba odpuścić ?
Na pewno myślę o tym więcej niż o innych rzeczach, ale to nie działa na zasadzie "odpuszczenia". Mogę się rozpraszać, zajmować czymś innym, starać się nie myśleć, ale ostatecznie i tak myślę. Jedyny plus taki, że nie ciągle.
CS Lady-- wydaje mi się, ze idealizujesz męża..trudno uwierzyć, że ktoś z taką słabą osobowością był super partnerem bez skazy, którego ze świecą szukać.
Nie był ani idealny, ani bez skazy. Nigdzie nie napisałam, że był. Był normalnym człowiekiem. Miał swoje wady i akceptowałam je. Jednak nie były one niczym, co przygotowałoby mnie w jakimkolwiek stopniu do tego, co stało się teraz. Nie twierdzę również, że nie byłabym w stanie znaleźć sobie kogoś "lepszego" - jakkolwiek to brzmi (bardziej dojrzałego, poukładanego emocjonalnie itp.). Tylko ja kochałam JEGO. Akceptowałam go i ufałam mu. Dałabym sobie za niego rękę uciąć. Pozwoliłam uśpić mój naturalny sceptycyzm i podejrzliwość, bo sądziłam, że nigdy nie będzie zdolny do tego, by mnie skrzywdzić. Nawet jak się kiedyś rozstaniemy. Widziałam jak traktuje innych ludzi, jak traktował swoje eks, jak traktuje swoją rodzinę - do głowy by mi nie przyszło, że najbliższej osobie celowo zgotuje piekło.
I chyba właśnie to blokuje mnie przed ruszeniem dalej i zamknięciem etapu. Ja po prostu nie umiem mu wybaczyć. No nie umiem mimo całej tej mojej miłości, którą kiedyś uważałam za dojrzałą. Jestem rozczarowana sobą i swoim uczuciem do niego, bo przecież powinnam umieć wybaczyć i metaforycznie puścić go wolno, by żył jak chce. Ale cały czas blokują mnie negatywne emocje - czuję się zdradzona i oszukana i nie umiem wyjść z tej roli, bo on przekreślił wszystkie nasze wspólne lata i sprawił, że okazały się nic niewarte. Przekreślił je nie zdradzą czy tym, że kocha inną, ale faktem, że mnie oszukał. Mógł przestać mnie kochać - jego sprawa. Nie umiem wybaczyć tego, że zdradził mnie jako przyjaciel, bo myślałam, że to coś znaczy, niezależnie od wahań hormonów i od chwilowych miłostek. Mam do niego straszny żal - przecież mógł mi powiedzieć rok temu, że kocha inną i nie chce ze mną być. To by było zupełnie coś innego. Natomiast on przez rok non stop dawał mi nadzieję i kłamał, że nikogo nie ma i że mi się tylko wydaje. Kłamał regularnie i bez wyrzutów sumienia. Naszą znajomość zakończył kilkoma okrutnymi stwierdzeniami i blokadą. Jakby nie mógł tego zrobić jakoś normalnie. I nie trafiają do mnie tłumaczenia, że jestem dla niego wyrzutem sumienia - on to robił konsekwentnie przez ponad rok. To jest perfidne działanie z premedytacją. Szczerze? Nie chcę z nim być. Chciałabym jedynie umieć wybaczyć jemu i wybaczyć sobie. Tak jak wcześniej nie miałam fazy złości, to teraz chyba się pojawiła.