Swoją drogą niezłą prostaczke se wziął.
To jest tylko kolejny dowód na to jak bardzo tej kobiecie brak klasy, choćby elementarnej. Tym niemniej dziś ścięło Cię to z nóg, ale wiesz, że ostatecznie działa to na Twoją korzyść? Im więcej ona odstawi takich numerów i im więcej będzie robić jazd, tym szybciej M. otworzą się oczy, że ten nowy nabytek wcale nie jest ani tak kryształowy, ani tak wspaniały jakim go te sławetne różowe okulary ukazały.
W każdym razie to czego doświadczasz niewątpliwie jest przemocą psychiczną i nie ma znaczenia czy wychodzi od niej, czy od niego.
Ze swojej strony proponuję wyraźnie zaznaczyć, że nie życzysz sobie żadnych prób kontaktu z jej strony. I niech to będzie pierwszy krok obrony przed ewentualnym stalkingiem, który w przyszłości może mieć miejsce. Ten typ tak ma i nie wiesz do czego ta kobieta zdolna jest dalej się posunąć.
Twoja udręka trwa już prawie rok, żyjesz ciągłym i to dużym stresie, masz zaburzenia snu, to nie jest dobre.
Myślę, że większe koszty ponosiłabym po radykalnym ucięciu znajomości. Tak, jego słowa mnie ranią, ale nie powodują, że płaczę. Raczej przecieram oczy z niedowierzaniem. Natomiast paradoksalnie po jakimś krótkim kontakcie z nim czuję się trochę lepiej. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Chodzi o to, że jak on mi powie coś nieprzyjemnego, to usłyszę to, przetrawię i tyle. Najgorszym wrogiem jest dla mnie moja chora wyobraźnia - w dni, gdy zupełnie nie mieliśmy kontaktu, to dużo bardziej sama się nakręcam i było mi trudniej. Nie będę o ten kontakt zabiegać, ale też nie wyobrażam sobie całkowitego odcięcia i utrudniania kontaktu. Nie jestem osobą, która wyrzuca ludzi ze swojego życia, nawet jeśli nawalą. I jednego jestem pewna po tych kilku miesiącach - nie chcę, by on mnie zmienił w kogoś, kim nie chcę być. Nawet jeśli patrząc z boku wygląda na to, że trochę robię sobie krzywdę, to nie do końca tak jest, bo postępując w zgodzie ze sobą czuję jakiś tam spokój.
Wierzę, ale nie rozumiem (wiem, nie muszę). Nie miałam na myśli radykalnego urwania kontaktu, tylko postawienia jakiś granic. Brzmisz, jak osoba uzależniona od przemocy.
Druga rzecz - jeszcze niedawno nasz kontakt był dla mnie bardzo toksyczny. Tzn. podświadomie szukałam w jego słowach czegoś, co dawało mi nieuzasadnioną niczym nadzieję. Męczyłam się tym strasznie i to rzeczywiście nie było dobre. Teraz jest inaczej. Już nie wierzę w nic, co mówi, a tym bardziej nie chcę o niego walczyć czy coś. Dlatego nawet jak powie mi coś niemiłego, to trochę poboli, ale potem jednak spłynie.
Wiele osób tutaj radzi, żebyś postępowała w/g własnego tempa. To prawda, to Twoje życie i Twój dramat. Nie wiem jednak, czy nie oszukujesz się, bo przecież cały czas czekasz na niego, ciągle masz nadzieję, że ten koszmar skończy się pomyślnie dla Ciebie, czy dlatego wystawiasz się na ciosy?
Dumy to ja już nie mam, bo nawet niedawno proponowałam mu to, że jeśli o mnie chodzi, to gotowa jestem odbudować nasz związek. Niczego nie powiedziałam, więc zakładam, że to olał.
Jesteś dumną i mądrą kobietą (nie kadzę), ale niektóre Twoje działania są moim zdaniem irracjonalne, wbrew własnemu zdrowiu, jakbyś nadal była w szoku, mimo, że znajdujesz argumenty na poparcie swojego zachowania. Efektem tak spolegliwej postawy jest kolejny atak na Ciebie, tym razem w wykonaniu jego kochanki. Poczułaś się upokorzona? Niesłusznie, ona sama siebie upokorzyła, tyle, że to niewiele zmienia w Twojej sytuacji, on nie stanie po Twojej stronie.
Obawiam się, że to się nie skończy, dopóki nie podniesiesz głowy i nie wykonasz jakiegokolwiek obronnego gestu. Nie mam na myśli ataku, tylko obrony.
W każdym razie to czego doświadczasz niewątpliwie jest przemocą psychiczną i nie ma znaczenia czy wychodzi od niej, czy od niego.
Ze swojej strony proponuję wyraźnie zaznaczyć, że nie życzysz sobie żadnych prób kontaktu z jej strony. I niech to będzie pierwszy krok obrony przed ewentualnym stalkingiem, który w przyszłości może mieć miejsce. Ten typ tak ma i nie wiesz do czego ta kobieta zdolna jest dalej się posunąć.
W tym rzecz, chodzi o ten pierwszy krok, który tak bardzo boisz się wykonać.
@Lady, ograniczaj kontakty, mam wrażenie, że kochanka rozszerza swoje terytorium - niedobrze, nie można dać się wciągnąć w tak prowadzoną grę. Jm kryształowy nie jest - zdecydowanie ON nie powinien pozwolić na udostępnienie Twoich wiadomości, chyba wiedział do jakiego stopnia to będzie bolesne dla Ciebie ? Kochanka chyba czuje się niepewnie, niezależnie od tego, że wykazuje się brakiem elementarnych zasad zachowania. I nie ma co się dziwić, zawsze i obiektywnie dzieci będą Cię łączyły z jm - nie da sie tego zignorować.
Spróbuj ustalić granice, plan postępowania, ważna jesteś TY. Co się może dziać gdy Oni oboje wytoczą przeciwko Tobie działa ? Nie mają oporów przecież - jm omija Cię w miejscach publicznych a kochanka pozwala sobie na telefony do Ciebie...
@Lady, musisz być wyspana, silna, z jasno sprecyzowanym poglądem odnośnie planu wychowawczego dla dzieci na najbliższy czas...
330 2019-04-23 00:23:33 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2019-04-23 00:24:20)
Dla mnie to już nie ma żadnego znaczenia co go przerosło i czy coś w ogóle - fakt jest taki, że odszedł od nas, a reszta jest wygodną wymówką. Tak, dzieci planowaliśmy już przed ślubem - to on wyszedł z tematem zarówno przed ślubem, jak i po ślubie. To ja byłam sceptycznie nastawiona. Tzn. chciałam mieć dzieci, jego dzieci, bo go kochałam. Jednak byłam świadoma tego, że to głównie ja będę musiała z wielu rzeczy zrezygnować. Ogólnie było mi obojętne to, czy będę matką, nie czułam takiej wewnętrznej potrzeby. Potrzeba pojawiła się w odniesieniu do konkretnego mężczyzny. Wiedząc, że go kocham i że mamy tak świetną relację, stwierdziłam naiwnie, że przecież będzie fajnie.
Pierwszy rok po porodzie był dla nas dobry. Jm interesował się dziećmi, chętnie przy nich pomagał, no i dużo czasu spędzaliśmy też razem. Może nie tyle, co wcześniej, ale bez problemu znajdowaliśmy czas sam na sam, bo wiedzieliśmy, że to ważne, by nie wpaść w pieluchową rutynę. Natomiast w tym drugim roku zaczęło się psuć, ale najpierw między mną a jm. Na początku jeszcze spędzał czas z dziećmi, choć między nami już było coraz chłodniej. Dopiero później to się zmieniło.
Pytałam o jego stosunek do dzieci i odpowiedzialność za nie, ponieważ cały czas stoję na stanowisku, iż niezależnie od wyjątkowo skomplikowanej sytuacji, w jakiej Ty się znalazłaś, Twój mąż działa w afekcie i zdaje się istnieć w jakimś zupełnie innym wymiarze. Ale jak wszyscy wiemy, nie da się żyć wiecznie "na haju", na emocjach rozciągniętych jak struna. Żaden organizm nie zniesie długo takiej gospodarki hormonalnej, jaką uprawia obecnie Twój partner.
Pytałam o dzieci, bo gdy ich tatuś się otrząśnie, być może nie będzie już potrafił wrócić do Ciebie, ani Ty na taki powrót nie wyrazisz zgody, ale zostają jeszcze dzieci i daj Boże, aby zechciał o nie zawalczyć, skoro planował je, czekał na ich narodziny i troszczył, gdy były maleńkie. On jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Nie rozumie, nie dostrzega, nie docenia obecności dzieci w swoim życiu. Jednak nie powinnaś moim zdaniem ułatwiać mu i wydłużać tym samym okresu jego dojrzewania do ojcostwa, zabierając mu dzieci, ograniczając czy pozbawiając go praw do nich. Przedstaw mu pisemnie swoje warunki opieki nad Waszymi dziećmi, wyznacz w kalendarzu dni opieki nad nimi w ciągu miesiąca. Niech się opowie, niech negocjuje, albo niech sam się tych praw zrzeknie. Nie rób tego za niego. Niech będzie to jego wyborem. Piszę to dlatego, że być może kiedyś dzieci będą chciały wiedzieć kto i dlaczego tak zdecydował... Nie dokładaj mu więc do paleniska podłości, którą Wam urządza. Pamiętaj o istnieniu mediatorów sądowych, którzy pomogą Tobie zawrzeć jakieś kompromisy dotyczące sprawowania opieki nad dziećmi nawet wówczas, gdy sprawa nie trafiła jeszcze na wokandę.
331 2019-04-23 01:44:11 Ostatnio edytowany przez Iris7 (2019-04-23 01:45:13)
Pozwolę sobie zacytować wpis Mariusza Szczygła z Instagrama:
"Równo cztery lata temu, kiedy byłem w najgorszym momencie swojego życia, chciałem pocieszyć przyjaciółkę a teraz widzę, że i samemu sobie uporządkować rzeczywistość. Więc napisałem taką zwyczajną nienapuszoną - sądzę - myśl*. Przyszła mi do głowy w ułamku sekundy. Jest chyba oczywistością, a zrobiła ze wszystkich zdań, jakie napisałem największą karierę."
*"Wszyscy jesteśmy dla siebie tylko etapami"
Crazy samoyed Lady, trzymaj się ciepło i mocno. Trzymam kciuki, by ulga przyszła jak najszybciej.
(...)Odnoszę wrażenie, że nie chciałaś/nie chcesz (?) rozwodu z winy męża ani wysokich alimentów, aby udowodnić sobie, że jesteś niezależna i nie potrzebujesz od nikogo pomocy. Rozumiem Cię doskonale, bo sama zachowuję się dokładnie tak samo. Taka strategia sprawi jednak, że sama się zajedziesz. Te rzeczy Ci się należą, i należą się Twoim dzieciom. Nie będziesz nikomu "dłużna", biorąc od eks męża pieniądze na wydatki dla dzieci. Teraz zarabiasz dobrze, ale życie werfikuje i nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Świadomość bycia jedynym żywicielem rodziny potrafi też dać w kość. Nie rób sobie tego. Bierz to, co Ci się prawnie należy. Nie usprawiedliwiaj człowieka, który powołał dzieciaki na świat a potem je olał i wybrał kochankę.
To nie tak, że chciałam się unieść dumą. Po prostu o ile coś mi się nagle nie stanie, to finansowo zawsze spadnę na cztery łapy. A jeśli mi się stanie, to mam też bierne źródła dochodu. Na każdą ewentualność się nie zabezpieczę, ale jestem raczej spokojna. No ale kwestie alimentów faktycznie będą do uregulowania. Jednak nie będę mocno walczyć, by te alimenty były jak najwyższe - raczej na spokojnie. Nie wiem, miałam nadzieję, że się dogadamy, ale nie zanosi się na to.
Nie pozwól jednak, żeby to doświadczenie zmieniło Cię w osobę cyniczną. Osoby cyniczne sprawiają wrażenie, jakby niczym się nie przejmowały, ale w większości przypadków jest to tylko poza aby ukryć rozczarowanie. Życie jest piękne i krótkie. Przeżyj swoją żałobę w swoim tempie, ale gdy skończysz rozpaczać, nie pozwól, żeby przeszłość zniszczyła Twoje kolejne związki. Istnieją ludzie, którzy nie zdradzają i kochają przez całe życie. Nie daj sobie wmówić, że wierzą w to tylko głupi.
Patrzę na mojego cynicznego jm i taka na pewno nie chciałabym być. Wydaje mi się, że już prędzej kiedyś byłam bardziej cyniczna niż teraz po tym, co się stało. A co do innych związków, to wątpię, bym jeszcze z kimś się związała. Ja naprawdę kochałam jm i chociaż on okazał się kimś zupełnie innym, to nie jest tak, że nagle ta miłość wyparuje. Nie wiem czy będę umiała i w ogóle chciała poznawać kogoś nowego i przechodzić przez to wszystko od nowa. Tym bardziej, że chyba nie jestem stworzona do związków - mam zbyt idealistyczne podejście.
Przesyłam Ci moc serdeczności i życzę Ci gorąco, abyś znalazła drogę do odnalezienia spokoju w tym wszystkim.
Dzięki.
Odpisz jej: pie...ol się dziewczynko.
Myślę, że ucieszyłaby się, gdybym jej tak napisała. Miałaby wtedy jakiś punkt zaczepienia i mogłaby marudzić jaka to jestem podła i niewychowana.
Ze swojej strony proponuję wyraźnie zaznaczyć, że nie życzysz sobie żadnych prób kontaktu z jej strony.
Już to zrobiłam. Napisałam to jm bardzo dosadnie. Oczywiście nie odezwał się do mnie, więc tak naprawdę nie wiem czy w ogóle to przeczytał, czy już wszędzie mnie zablokował.
W każdym razie kontakt raczej urwie się sam, bo ja już nie mam zamiaru go szukać, a on nie będzie mógł, skoro kochanka z dnia na dzień skraca mu smycz.
Co do dzieci to tak, będę musiała powziąć jakieś kroki prawne, choć bardzo z tym zwlekałam.
"Wszyscy jesteśmy dla siebie tylko etapami"
I to jest właśnie smutne.
Trzymam kciuki, by ulga przyszła jak najszybciej.
Dzięki.
Lepiej byś się z przystojnym kolegą na spacer wybrała tak by wszyscy widzieli . To powinno wyzwolić pewne reakcje.
No ale po co? On jest w nią tak zapatrzony, że i tak go to nie obejdzie. W końcu jestem dla niego jak młodsza siostra.
Cs lady,
Śledzę Twój wątek z zainteresowaniem, bo sama przeżyłam kiedyś zdradę, ale mój mąż się wycofał z romansu. Wiem, że pomyślisz, że łatwo mi się mówi, bo się pokajal, zrozumiał i został, ale chciałam Ci pokazać jeszcze inną stronę, do której Ty tak bardzo tęsknisz. Fakt, moje dzieci mają ojca na codzień, ale doskonale Cię rozumiem co to znaczy olewka tatusia, bo kiedy był zakochany, nie było ważne nic ani nikt, a po wyprowadzce u mnie były tysiące pytań, bo dzieci były starsze. Już ktoś Ci to napisał, łatwiej im będzie, żyjąc z kochającą mamą i od czasu do czasu z panem-tata. Pytania zawsze będą, pójdą do szkoły, na to zdążysz się jeszcze przygotować. Ale ja nie o tym. Ja o tym, jak wyglada życie z człowiekiem po zdradzie. Myślisz że byłyby Ci łatwiej wybaczyć i zapomnieć gdyby nagle wrócił i przepraszał? Wcale nie jest łatwiej!!!!!
to nie tylko moja opinia. To ogrom pracy nad sobą, na związkiem, nad pokonaniem demonów , które nawet po latach wracaja, odbudowa samooceny, pomijam jakiekolwiek zaufanie. Wiem, że jest Ci zajebiście ciężko, ale nie potrafię zrozumieć dlaczego nie chcesz zaakceptować tej sytuacji (rozumiem że przez wzgląd na dzieci) ale u Ciebie sprawa trwa ponad rok. Fajnie że pokazujesz klasę i honor. Ale nie rozumiem dlaczego nie walczysz o siebie i dzieci. Nie próbujesz się odciąć emocjonalnie od człowieka który jasno zaznacza że Cię nie kocha. Myślę że za jakiś czas zrozumie co jest w życiu ważne i będzie chciał kontaktu z dziećmi, ale czy nie lepiej dla Ciebie byłoby się do tego czasu otrząsnąć i cieszyć się życiem, z dziećmi, po prostu. Nie wiem, jakieś kluby mam, zajęcia fitness, joga, bo mam wrażenie że zaczęłas pielęgnować swoje uczucia do niego, a to nie działa korzystnie. On to czuje. Przynajmniej czytając twoje wypowiedzi mam takie wrażenie. On jest na fali, wie, że jeśli napisze lub zadzwoni to ty zawsze będziesz. Zaskocz go. Sama wykasuj numer. Jedź do tego spa. Zadzwoń do teściowej, wcześniej, że np za tydzień na weekend przywieziesz dzieci, żeby dała mu znać, bo Ty nie masz z nim kontaktu. Że to jest jego czas, bo potem jedziesz z nimi gdzieś i Was nie będzie. Zacznij wyznaczać reguły. W końcu to Ty jesteś z nimi, opiekujesz się. Tak samo alimenty. To jest jego prawny obowiązek. Nawet jeśli teraz masz pracę i pieniądze, w życiu bywa różnie, muszą mieć zabezpieczenie.Jeśli on nie chce ich widzieć, jego problem, jeśli dziadkowie sa ok, niech będą u dziadków, a Ty odpocznij.
Może trochę chaotycznie napisałam, ale od serca. i jestem pewna że staniesz na nogi i zobaczysz że życie może być piękne. Życzę Ci dużo sił, dasz radę.
(..)Myślisz że byłyby Ci łatwiej wybaczyć i zapomnieć gdyby nagle wrócił i przepraszał? Wcale nie jest łatwiej!!!!!
Łatwiej to by pewnie nie było. Bardzo prawdopodobne, że nawet gdybyśmy spróbowali, to i tak nic by z tego nie wyszło. Przez większość czasu mam poczucie, że nie chciałabym już być z nim w związku. Po prostu czasami jeszcze zdarzają się momenty, gdy zastanawiam się "co by było, gdyby...".
Wiem, że jest Ci zajebiście ciężko, ale nie potrafię zrozumieć dlaczego nie chcesz zaakceptować tej sytuacji (rozumiem że przez wzgląd na dzieci) ale u Ciebie sprawa trwa ponad rok. Fajnie że pokazujesz klasę i honor. Ale nie rozumiem dlaczego nie walczysz o siebie i dzieci. Nie próbujesz się odciąć emocjonalnie od człowieka który jasno zaznacza że Cię nie kocha.
Bo dopiero niedawno straciłam nadzieję. Jeszcze jakieś 3 tygodnie temu byłam święcie przekonana, że jakoś musi się ułożyć, bo przecież taaaak nam na sobie zależało. Nie chciałam odcinać się emocjonalnie, bo miałam nadzieję i wydawało mi się, że kiedy się odetnę, to już na pewno nic się między nami nie zdarzy. Teraz tej nadziei nie mam, nie po tym, co on robi. Jednak do zaakceptowania tego i cieszenia się życiem jeszcze jest daleka droga.
On jest na fali, wie, że jeśli napisze lub zadzwoni to ty zawsze będziesz. Zaskocz go. Sama wykasuj numer. Jedź do tego spa. Zadzwoń do teściowej, wcześniej, że np za tydzień na weekend przywieziesz dzieci, żeby dała mu znać, bo Ty nie masz z nim kontaktu (...)
Co do tego, że on wie, że zawsze jestem, to prawda. Jednak myślę, że nie zrobi mu to żadnej różnicy, jeśli już mnie nie będzie.
337 2019-04-23 11:40:30 Ostatnio edytowany przez Edmund Dantes (2019-04-23 11:43:06)
Cs
To co się teraz odbywa to zwykły festiwal puszenia ego JM. Czy to ważne czy to ona mu skraca smycz ,czy też on ją napuszcza na Ciebie? Sam fakt że wmawiał Ci że "szalałabyś" tak jak ona - to jest chory człowiek.
Takie 'Bijcie się o mnie!".
Możemy tworzyć elaboraty na jego temat ale nie to najmniejszego sensu.
On już tworzy alternatywną i wirtualną rzeczywistość.
TY jesteś ważna.
Teraz naprawdę skup się na 'tu i teraz'.Na dzieciach, pracy .
Kiedy dopadnie Cię lawina myśli, ćwicz koncentrację.Skup się na jakimś punkcie,czynności.
Nie będzie łatwo - ale z czasem będzie coraz łatwiej.Wierz mi na słowo.
Krok, po kroku. A w przypadku kolejnych kontaktów aktualnej Małpki - > zastosuj się do sugestii Snake'a.No może użyj bardziej wyważonych słów.
Może i dziwnie to zabrzmi - staraj się zachować z godnością i taką,hm... poczciwością.Mam tu na myśli nie dawaj się wkręcać w dziwne akcje.
"Tak"/ "Nie " "Podaj konkrety" <- to podstawowe słowa i postawy w kontaktach z exiem.
Opanowanie i myślenie "Out of the box"
Taki "Test Pilota Pirxa". Otwarta głowa i trzeźwa obserwacja rzeczywistości.
Skup się na sobie i czyszczeniu głowy z myśli.
Ok?
Skupiebie sie na czyms absorbujacym i pozytecznym to dobry sposob.
Cóż, musisz uznac, ze ex nie jest juz kluczem do powrotu do dawnego szczesliwego zycia..
Musisz go przesunąć.
Myslę, ze zalezalo mu na Tobie kiedys naprawdę. Ale z jakiegos powodu się nie zrealizowal jako mezczyzna w waszym malzenstwie..Wiem ze masz syndrom Gerdy z Krolowej sniegu..ale on to dorosly mezczyzna a nie dziecko, ktore musisz ratowac.
Zeby on się poczul przy tobie ok, musialabys nisko upasć, znizyc do poziomu tamtej Pani..
Chcialabyś?
Pusc go wolno w swojej glowie..Jak kochalaś , puscisz..i sama się uwolnisz dasz radę.
I ztej waszej dawnej milosci i milosci do swoich dzieci: walcz o te alimenty: nigdy nie wiesz jak bedzie w przyszlosci. A i dla dzieci to wazne ze ojciec biologiczny je wspiera.
I żeby Ci cslady NIGDY do głowy nie przyszły myśli że może gdybyś była jak ona to bylibyście razem.
Pewna bardzo mądra i doświadczona kobieta którą znałem powiedziała bardzo sensownie: "Ciało możesz zmienić, pieniądze zarobić. I jeśli masz porządny charakter i przyzwoitą osobowość - to tego nie zmieniaj.Nawet jeśli wydaje się że własnie przez to teraz cierpisz" .
Dużo zdrowia Cs.
Praca dość mnie absorbuje, bo mam projekt, który mi się podoba i w którym lubię pracować. Po pracy też coś tam sobie zazwyczaj wynajdę. Jednaj tak zupełnie nie myśleć się niestety nie da.
Widziałam, że odczytał moją wiadomość z wczoraj, żeby dali mi spokój. Tzn. przynajmniej odebrał, bo może przeczytanie jednego zdania było dla niego zbyt trudne. W każdym razie nie odezwał się i nie przeprosił - w sumie nie liczyłam na to. Dziś miałam jakiś głuchy telefon z zastrzeżonego numeru. Może przypadek, może...
341 2019-04-23 14:30:54 Ostatnio edytowany przez Edmund Dantes (2019-04-23 14:31:19)
To nie jest przypadek cslady.
W analogicznej sytuacji otrzymywałem smsy od niby anonimowej osoby która mnie 'znała'.
Masz rację - nie da sie nie myśleć, nie od razu.Im dłużej jednak będziesz ćwiczyć tą (tę?) umiejętność skupienia oraz i dalej w przeszłości te wydarzenia będą - tym będzie lżej.
Czasem dorzuć sobie trochę wysiłku, np. przygotowania do BringSallyUp challenge :-)
I jedyne na czym się skup - to TY.Twoje myśli, Twoje sprawy do załatwienia, Twoja codzienność.
Życzę wytrwałości :-)
Natomiast dziś dzwoniła do mnie jego kochanka z telefonu jm. Odebrałam, bo myślałam, że to on, choć zdziwiłam się, bo niby miał mnie blokować. W każdym razie nie gadałam z nią, tylko się rozłączyłam. Potem dostałam smsa, że ona czytała wszystkie nasze wiadomości i chce, żebym zostawiła jm w spokoju. Czytała MOJE wiadomości. MOJE intymne wiadomości.
Mnie zastanawia jaki on ma cel pozwalając jej czytać Twoje wiadomości - kręci go jej zadość? Czuje się dowartościowany?
Możliwe, że ta zazdrość o Ciebie i walka o niego nakręca ich związek - ją samą?
Jeśli to typ kłusowniczki to w momencie kiedy odpuścisz i ona poczuje, że zwyciężyła - pozbawisz jej siły napędowej - szybko się nim znudzi.
cslady, jak się czujesz?
Dalej masz problemy ze snem?
Jak wyrażasz emocje, których pewnie w Tobie jest masa - złość, rozpacz, smutek, żal? Bo ALBO EKSPRESJA, ALBO DEPRESJA.
Cslady, jakkolwiek głupio to zabrzmi - dobrze, że straciłaś nadzieję. Bo beznadziejna nadzieja to chyba najgorsze, co może być. Zdecydowanie lepsza jest akceptacja.
Po tsunami ludzie muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistosci. Ty też musisz. A Twoja nowa rzeczywistość to definitywny koniec wcześniejszych planów, samotne (przynajmniej chwilowo) macierzyństwo, nowa twarz faceta, który niegdyś był najbliższą Ci osobą i jakaś wariatka w tle.
Nie rozmyślaj o tym, jakie on ma życie. Ja Ci mogę zagwarantować, że cukierkowego z nią mieć nie będzie. Wystaczy kilka rzeczy, które przytoczyłaś, żeby zdiagnozować, że normalna to ona nie jest. Takie telefony, żądania zerwania kontaktu z matką JEGO dzieci itp. itd - tak może postępować tylko kobieta bardzo niepewna swojej pozycji, bez klasy i zwyczajnie głupia. Jm kiedyś przejrzy na oczy - oby to było dopiero wtedy, kiedy TY się pozbierasz i będziesz w stanie podejmowac racjonalne decyzje.
Najlepiej byłoby, gdybyś wobec niego pozostawała oficjalna i obojętna... Dopóki on widzi, że Ciebie coś rusza - dopóty będzie miętosił kijkiem w mrowisku. Trudno powiedzieć po co, ale pewnie dlatego, że ego by mu bardzo cierpiało, gdybyś "zbyt szybko" pogodziła się z losem...
345 2019-04-23 22:43:19 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-06-14 14:18:27)
cs lady,
jesteś imponująco zrównoważona, zdystansowana, grzeczna, taktowna, wyrozumiała... i masz całe mnóstwo cudnych zalet, które budzą podziw, ale... działają przeciwko Tobie.
wiesz, dlaczego ludzie w podobnych sytuacjach krzyczą, przeklinają i robią mnóstwo nieracjonalnych rzeczy?
bo to pomaga uwalniać emocje.
jesteś jak tykająca bomba, strzaskana od środka i fantastycznie poukładana z zewnątrz.
im spokojniej opisujesz nieprawdopodobne posunięcia swojego prawie-eksa, w tym większy dysonans wprawiasz swoje uczucia.
gdzie Twój [wulgaryzm]?
wściekłość, żal, zawód, potworne życiowe rozczarowanie?
pan rozwalił w drzazgi rodzinne życie i zachowuje się jak szaleniec, a Ty próbujesz z nim grzecznie konwersować.
ile jeszcze chcesz być taka rozumiejąca?
bo w tym wszystkim jest jedna osoba, która Twojej pomocy potrzebuje najbardziej.
ma tylko Ciebie.
cierpliwie czeka.
zajmij się nią wreszcie.
zajmij się swoimi emocjami, cslady.
nazwij je, poczuj i daj im przestrzeń.
nikt inny nie ma takiej mocy, nikomu innemu nie będzie na tym zależeć tak bardzo, jak powinno Tobie.
ukochaj je.
ukochaj siebie.
cs lady,
jesteś imponująco zrównoważona, zdystansowana, grzeczna, taktowna, wyrozumiała... i masz całe mnóstwo cudnych zalet, które budzą podziw, ale... działają przeciwko Tobie.
wiesz, dlaczego ludzie w podobnych sytuacjach krzyczą, przeklinają i robią mnóstwo nieracjonalnych rzeczy?
bo to pomaga uwalniać emocje.jesteś jak tykająca bomba, strzaskana od środka i fantastycznie poukładana z zewnątrz.
im spokojniej opisujesz nieprawdopodobne posunięcia swojego prawie-eksa, w tym większy dysonans wprawiasz swoje uczucia.gdzie Twój [wulgaryzm]?
wściekłość, żal, zawód, potworne życiowe rozczarowanie?pan rozwalił w drzazgi rodzinne życie i zachowuje się jak szaleniec, a Ty próbujesz z nim grzecznie konwersować.
ile jeszcze chcesz być taka rozumiejąca?bo w tym wszystkim jest jedna osoba, która Twojej pomocy potrzebuje najbardziej.
ma tylko Ciebie.
cierpliwie czeka.
zajmij się nią wreszcie.
zajmij się swoimi emocjami, cslady.nazwij je, poczuj i daj im przestrzeń.
nikt inny nie ma takiej mocy, nikomu innemu nie będzie na tym zależeć tak bardzo, jak powinno Tobie.
ukochaj je.
ukochaj siebie.
Doroya, tak pięknie i dostanie to ujęłas, że lepiej się nie da.
Cslady dokładnie, pokochaj siebie, niech Twoje samopoczucie i szczęście nie będzie zależne od nikogo oprócz Ciebie samej. Jesteś sama wartością i jednostką doskonałą!!!!, a reszta to tylko dopełnienie. Dzieci są, potem dorosną i będą mieć swoje życie, partner, mąż, jak są widzisz, dziś jest, jutro nie, a Ty jesteś nadal, sama że sobą. Będzie Ci dużo łatwiej, jeśli spróbujesz zajrzeć tam, przed czym uciekasz, co przykryte przed całym światem. Poznaj, doceń, pokochaj, bo to Ty.
Mnie zastanawia jaki on ma cel pozwalając jej czytać Twoje wiadomości - kręci go jej zadość? Czuje się dowartościowany?
Myślę, że po prostu jest posłuszny, żeby jego nowa pani nie robiła mu awantur.
cslady, jak się czujesz?
Dalej masz problemy ze snem?
Jak wyrażasz emocje, których pewnie w Tobie jest masa - złość, rozpacz, smutek, żal? Bo ALBO EKSPRESJA, ALBO DEPRESJA.
Nie wiem jak się czuję, trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Dziś przespałam łącznie z 5 h, więc to dobry wynik. Jednak budziłam się kilka razy w nocy. To jest właśnie najgorsze, bo kiedy obudzę się i jestem zaspana, to przez chwilę mam jeszcze wrażenie, że jestem w swoim domu i wszystko jest po staremu. Dopiero po chwili dociera do mnie prawda.
Jak wyrażam emocje? Święta przepłakałam. Złości wiele we mnie nie ma. Chyba najbardziej denerwowałam się w momencie, gdy dowiedziałam się, że ona czytała moje wiadomości. A i to szybko mi przeszło. Bardziej czuję rozczarowanie i smutek. On mnie zdradził w każdy możliwy sposób. Zdradę fizyczną mogłabym olać, ale zdradził mnie przede wszystkim emocjonalnie i jako swoją przyjaciółkę. To prawda, że wartości, które były dla mnie ważne, dla niego wcale nie były ważne.
gdzie Twój [wulgaryzm]?
wściekłość, żal, zawód, potworne życiowe rozczarowanie?pan rozwalił w drzazgi rodzinne życie i zachowuje się jak szaleniec, a Ty próbujesz z nim grzecznie konwersować.
ile jeszcze chcesz być taka rozumiejąca?
Przecież już nie jestem rozumiejąca. Odpisałam mu wtedy, że nie życzę sobie, by ktoś do mnie wydzwaniał i czytał moje wiadomości. Widziałam, że odczytał to, ale już się do mnie nie odezwał. Ja do niego również nie. Po majówce zacznę załatwiać jakieś formalności, na razie chcę jeszcze dać sobie chwilę oddechu.
A czemu nie wylewałam na niego swojego rozczarowania to nie wiem. Kiedyś próbowałam z nim porozmawiać i powiedzieć jak się z tym wszystkim czuję (jeszcze zanim zyskałam pewność, że ma kochankę), to zapytał mnie "a ty myślisz, że to twoje marudzenie jest dla mnie atrakcyjne? Myślisz, że tym mnie znowu zdobędziesz?". Jakbym się wtedy przejmowała, by być dla niego atrakcyjną. Kiedy kochanka jest zazdrosna i histeryczna, to jest atrakcyjna, bo przecież tak bardzo jej zależy, że jest gotowa się o niego bić, a ja "zachowywałabym się tak samo na jej miejscu". Natomiast kiedy mi naprawdę zależało i byłam gotowa dać nam drugą szansę, to było to "świrowanie", "dramatyzowanie" itp. Po tym jak się odkochał, zawsze gdy próbowałam cokolwiek mówić o swoich uczuciach, to zarzucał mi robienie dramatów i bycie wariatką. Metoda brutalna, ale skuteczna, bo potem rzeczywiście dwa razy się zastanowiłam zanim coś powiedziałam. Druga rzecz jest taka, że zależało mi na nim i nadal zależy. Już nie w takim sensie, że zrobiłabym dla niego wszystko, ale ta miłość przecież nie wyparowała. Nie mogłabym teraz rzucać w niego mięsem, czy opowiadać wszystkim jaki jest z niego dupek. Bo jego otoczenie i rodzina wiedzą, że mnie zostawił, ale gwarantuję, że nie wiedzą niczego o tym, jak on mnie teraz traktuje. A otacza się normalnymi ludźmi, więc nie sądzę, by to pochwalali.
Masz rację CSlady nie ma sensu wyrywać miłości . kochać go jako człowieka będziesz ale warto przestać kochać jako mężczyznę w Twoim życiu bo się w tej roli nie sprawdził.
Ty dojrzalas jako matka a On został w tyle. Oczekiwał os Ciebie dostarczania mu rozrywki.dodawania splendoru? Sama widzisz. jak pusto tam w środku ma Twój jeszcze mąż.. Niektórzy tak właśnie rozumieją zaangażowanie ktoś ma wokół nich biegać i ten blichtr im zapewniać.
Pewnie to robilaś skuteczne i za Was dwoje wiec zamaskowalo to jaki z niego pusty dzban ..
Nadal chciałabym móc normalnie z nim porozmawiać o tym wszystkim, choćby raz. To już niczego nie zmieni i w niczym mi nie pomoże, ale po prostu chciałabym kiedyś poznać jego perspektywę. Jednak obecnie nie widzę możliwości, byśmy w ogóle mogli odbyć taką rozmowę.
Nadal chciałabym móc normalnie z nim porozmawiać o tym wszystkim, choćby raz. To już niczego nie zmieni i w niczym mi nie pomoże, ale po prostu chciałabym kiedyś poznać jego perspektywę. Jednak obecnie nie widzę możliwości, byśmy w ogóle mogli odbyć taką rozmowę.
Najpierw On musi poukładać się sam ze sobą- to samotna podróż CSlady. Zaakceptuj.
Niezależnie co przyniesie życie- musisz powiększać i organizować działkę bez niego.
Ktoś mi powiedział: prawdziwa miłość daje wolność- również wolność do popełniania błędów.
Nadal chciałabym móc normalnie z nim porozmawiać o tym wszystkim, choćby raz. To już niczego nie zmieni i w niczym mi nie pomoże, ale po prostu chciałabym kiedyś poznać jego perspektywę. Jednak obecnie nie widzę możliwości, byśmy w ogóle mogli odbyć taką rozmowę.
Próbujesz to zrozumieć , niepotrzebnie.
Rozmowa z nim nic Ci nie wyjaśni, on nie ma wiedzy , która by Cię satysfakcjonowała.
TY ciągle jesteś w stanie "czekania "
Rozum wie , że nie warto a serce nie słucha.
352 2019-04-24 12:40:15 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-04-24 12:41:59)
cslady napisał/a:Nadal chciałabym móc normalnie z nim porozmawiać o tym wszystkim, choćby raz. To już niczego nie zmieni i w niczym mi nie pomoże, ale po prostu chciałabym kiedyś poznać jego perspektywę. Jednak obecnie nie widzę możliwości, byśmy w ogóle mogli odbyć taką rozmowę.
Próbujesz to zrozumieć , niepotrzebnie.
Rozmowa z nim nic Ci nie wyjaśni, on nie ma wiedzy , która by Cię satysfakcjonowała.
TY ciągle jesteś w stanie "czekania "
Rozum wie , że nie warto a serce nie słucha.
Nom.
Bo co też on miałby powiedzieć? Że bardziej niż spokój, poczucie bezpieczeństwa i miłość, która jest wyborem, ceni sobie fascynację i silne pobudzenie emocjonalne?
Albo że jego perspektywa nie sięga poza jego własne odczucia?
cslady, on Ciebie teraz z Twoimi emocjami nie widzi. On nie rozumie, jak bardzo Cię zranił i zawiódł. Nie wiadomo czy kiedykolwiek to obejmie, bo obraz tego jak skrzywdził drugiego człowieka mógłby popsuć mu jego obraz siebie.
Ktoś mi powiedział: prawdziwa miłość daje wolność- również wolność do popełniania błędów.
Może to z moją miłością coś było nie tak. No bo to w sumie prawda - gdybym go kochała tak jak mi się wydawało, że go kocham, to pozwoliłabym mu odejść. Metaforycznie, bo fizycznie sam odszedł. Strasznie mnie to dręczy, że on woli ułożyć życie z kimś innym, no a przecież skoro jest zadowolony, to chyba dobrze - przynajmniej dla niego.
354 2019-04-24 18:48:55 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-04-24 18:54:23)
cslady, on Ciebie teraz z Twoimi emocjami nie widzi. On nie rozumie, jak bardzo Cię zranił i zawiódł. Nie wiadomo czy kiedykolwiek to obejmie, bo obraz tego jak skrzywdził drugiego człowieka mógłby popsuć mu jego obraz siebie.
To jest bardzo dobrze opisane przez MagdaLene tak z nim właśnie najprawdopodobniej jest jest zamknięty wycofany ucieka uczepił się tej drugiej a ona jego.
Dlatego tęsknota i czekanie na ostateczną uwalniającą rozmowę która sprawi ulgę może być złudzeniem i takim oddalającym się punktem .
Taka rozmowa dobrze się filmuje i wywołuje wzruszenia ale w życiu to nieczęsto się zdarza i bywa kolejnym rozczarowaniem.
"nikt inny nie ma takiej mocy, nikomu innemu nie będzie na tym zależeć tak bardzo, jak powinno Tobie."
Największy wpływ na siebie możesz mieć Ty.
"gdybym go kochała tak jak mi się wydawało, że go kocham, to pozwoliłabym mu odejść."
Dojdziesz pomału i do tego pogodzenia się i pozwolenia jak sama sobie dasz prawo do przeżywania wszystkiego co czujesz ,a świetnie Ci idzie choć to bolesne
Tak czy siak jesteś po prostu dzielna z tymi emocjami .
Trzymaj się jak zwykle
Nadal chciałabym móc normalnie z nim porozmawiać o tym wszystkim, choćby raz. To już niczego nie zmieni i w niczym mi nie pomoże, ale po prostu chciałabym kiedyś poznać jego perspektywę. Jednak obecnie nie widzę możliwości, byśmy w ogóle mogli odbyć taką rozmowę.
Cslady, czy ta rozmowa jest Ci potrzebna? Chcesz jej bo doznałaś trudnych emocji, wpadłaś w tryb przetrwania.
Być może jeszcze poszukujesz możliwości, sposobu by odzyskać jm, ale nie jest to podyktowane nagłym przypływem miłości, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wymaże doznane krzywdy i usunie wszelkie przeszkody stojące na drodze do szczęśliwego bycia razem – nie, po prostu nie chcesz odczuwać bólu.
Cslady, czy ta rozmowa jest Ci potrzebna? Chcesz jej bo doznałaś trudnych emocji, wpadłaś w tryb przetrwania.
Być może jeszcze poszukujesz możliwości, sposobu by odzyskać jm, ale nie jest to podyktowane nagłym przypływem miłości, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wymaże doznane krzywdy i usunie wszelkie przeszkody stojące na drodze do szczęśliwego bycia razem – nie, po prostu nie chcesz odczuwać bólu.
No właśnie nie jest potrzebna, bo przecież wszystko wiem - nie zależy mu. Nie chcę go odzyskać, ale faktycznie chcę po prostu nie cierpieć i czasem wydaje mi się, że taka rozmowa by pomogła, ale to bzdura. Chciałabym nie mieć pokusy, by do niego pisać. Czasami ulegam i napiszę, on to olewa.
Chciałabym nie mieć pokusy, by do niego pisać. Czasami ulegam i napiszę, on to olewa.
To pomyśl, że piszesz do niej, nie do niego.
Wiesz, w takich chwilach jest mi to naprawdę obojętne, bo na niczym mi wtedy nie zależy. Cały czas mam nadzieję, że jak się upokorzę dostatecznie i sięgnę dna, to w końcu się ocknę, ale to nie następuje. ;/
No właśnie nie jest potrzebna, bo przecież wszystko wiem - nie zależy mu. Nie chcę go odzyskać, ale faktycznie chcę po prostu nie cierpieć i czasem wydaje mi się, że taka rozmowa by pomogła, ale to bzdura. Chciałabym nie mieć pokusy, by do niego pisać. Czasami ulegam i napiszę, on to olewa.
Nie dziw się, że olewa, jeśli tamta prawdopodobnie kontroluje wszystko, co robi i jakikolwiek odzew mógłby wywołać awanturę. Swoją drogą to ja dziękuję za taką sielankę, którą sobie zafundował.
Zaś sama rozmowa należy Ci się, bo po tylu wspólnych latach masz prawo wiedzieć co tak naprawdę spowodowało, że tak lekko przyszło mu zrezygnować z życia z Tobą i Waszych wspólnych planów, a nawet z kontaktów z dziećmi, ale on wyraźnie zupełnie tego w ten sposób nie widzi. Pozbawił Cię niestety nawet szacunku, bo dla mnie szczerość jest przejawem szacunku dla Ciebie i Twoich uczuć.
Zawsze kiedy już myślę, że jest trochę lepiej i zaczynam mieć nadzieję, że się poukłada, to nagle następuje dół i wracam do punktu wyjścia.
Wiesz co?
miej to w d..ie
Chcesz pisać to pisz ile wlezie.. jak Ci to potrzebne. W końcu do jakby nie było oficjalnego męża piszesz.
362 2019-04-24 22:06:37 Ostatnio edytowany przez QuQu (2019-04-24 22:07:21)
Wiesz co?
miej to w d..ie
Chcesz pisać to pisz ile wlezie.. jak Ci to potrzebne. W końcu do jakby nie było oficjalnego męża piszesz.
Też miałam to napisać, kto Ci broni pisać, w końcu to twój mąż.
Możesz iść dalej, idź do waszego domu i zażąda rozmowy , lub chociażby tego żeby wysłuchał co masz mu do powiedzenia. .
Wtedy wszystko jasno zobaczysz , jaki on jest i gdzie w tym wszystkim ty .
Doły będą jeszcze długo, tylko coraz mniej intensywne i coraz rzadziej , ja mam nadzieję że znikną zupełnie, bo też jestem w takiej sytuacji i po roku widzę progres
Logicznie rozumując jemu to wszystko naprawdę przyszło zbyt łatwo. Owszem, nie należy robić niczego wbrew sobie i własnym zasadom, choćby po to, żeby bez poczucia zażenowania móc patrzeć na swoje własne odbicie w lustrze, ale na taką szlachetność, jaką otrzymał i wciąż otrzymuje, on nawet nie zasługuje.
Sama spójrz, kilka okienek wyżej napisałaś:
To jest właśnie najgorsze, bo kiedy obudzę się i jestem zaspana, to przez chwilę mam jeszcze wrażenie, że jestem w swoim domu i wszystko jest po staremu. Dopiero po chwili dociera do mnie prawda.
W tekście pojawiło się stwierdzenie "w swoim domu". No właśnie, to przecież wciąż jest także TWÓJ dom, a kiedy jakiś czas temu potrzebowałaś wziąć z niego jakieś dokumenty, to jm miał z tym nie lada problem, bo zaprosił do WASZEGO domu kochankę. Pomijając kwestię, że w tej konkretnie sytuacji mogłaś sobie samej zwyczajnie chcieć oszczędzić tego spotkania, to uważam, że na tym etapie nie tylko nie musisz, ale wręcz nie powinnaś wchodzić w rolę ofiary i tak grzecznie ustępować jej miejsca w swoim życiu. Mało tego, im bardziej im na to pozwolisz, tym dalej będą się posuwać. Widzisz zresztą, że już zaczęli to robić i odbywa się to niestety Twoim kosztem. Dlatego to jest ten moment, kiedy trzeba wyraźnie powiedzieć "dość" i w sposób stanowczy postawić granicę. I to na pewno nie pozbawi Cię klasy, a wręcz przeciwnie.
Tak jak napisały poprzedniczki - Ty wciąż jesteś pełnoprawną żoną, macie wspólne dzieci, wciąż łączy Was wiele spraw, dlatego naprawdę masz prawo kontaktować się i przychodzić do własnego (!) domu. To NIE Ty zrobiłaś coś złego, żeby ktokolwiek miał prawo mieć do Ciebie jakiekolwiek pretensje, za to Ty ze swoich praw korzystaj w takim zakresie, jak uznasz za stosowne. Ważne jedynie, by samej siebie nie krzywdzić, bo niestety można to zrobić.
W sumie to co piszą koleżanki wyżej może być panaceum na twój ból. Nie chcesz konfliktu ale pewne i stanowcze zachowanie, podkreślenie swojej wartości, korzystanie z pełni praw do wspólnej własności oraz praw żony może spowodować to, czego od niego oczekujesz. Możliwe, że jesteś zbyt uległa i dobrotliwa i za tą dobroć i wyrozumiałość płacisz wysoką cenę.
Mam jedno pytanie, które nasunęło mi się wcześniej. Czy jeśli on by wyraził chęć powrotu, to przyjęłabyś go, czy jednak definitywnie nie ma takiej opcji?
A to by coś zmieniło, gdyby był nieoficjalny? Gdybyśmy nie byli małżeństwem? Bo dla niego to, że jest moim mężem nic nie znaczy. Ja już też nie czuję się jak jego żona. Rozwód to formalność.
Co do naszego domu to tak, formalnie jest jeszcze w połowie mój. Nie chodzę tam nie dlatego, by mu nie przeszkadzać, tylko po prostu nie chcę jej zobaczyć. To było wystarczająco bolesne, by w ogóle usłyszeć ją przez telefon, a co dopiero gdybym miała spojrzeć jej w oczy. A przecież powinno być odwrotnie - to ona powinna się wstydzić, by spojrzeć mi w oczy. No ale ona nie widzi w tym nic złego.
Mam jedno pytanie, które nasunęło mi się wcześniej. Czy jeśli on by wyraził chęć powrotu, to przyjęłabyś go, czy jednak definitywnie nie ma takiej opcji?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. W zależności od dnia/godziny uważam inaczej. Tak samo jak z tym brakiem nadziei - przez większość czasu jej nie mam (co już jest jakimś postępem), ale czasami jeszcze dopada mnie jakaś desperacka potrzeba kontaktu. Gdybym miała decydować rozumem, to nie byłoby opcji powrotu. Jednak jeśli decydowałabym sercem, to pewnie mogłabym dać szansę choćby po to, by później nie zastanawiać się co by było gdyby... No ale to wszystko jest dla mnie jeszcze świeże, choć niektórzy się dziwią, bo to się ciągnie już około rok. Jednak to był rok zawieszenia - dopiero teraz wszystko stało się definitywne.
A to by coś zmieniło, gdyby był nieoficjalny? Gdybyśmy nie byli małżeństwem? Bo dla niego to, że jest moim mężem nic nie znaczy. Ja już też nie czuję się jak jego żona. Rozwód to formalność.
Co do naszego domu to tak, formalnie jest jeszcze w połowie mój. Nie chodzę tam nie dlatego, by mu nie przeszkadzać, tylko po prostu nie chcę jej zobaczyć. To było wystarczająco bolesne, by w ogóle usłyszeć ją przez telefon, a co dopiero gdybym miała spojrzeć jej w oczy. A przecież powinno być odcznij wyznaczać granicwrotnie - to ona powinna się wstydzić, by spojrzeć mi w oczy. No ale ona nie widzi w tym nic złego.
.
Zacznij wyznaczać granice jej i jemu. Nie bój się postawić ją i jego w sytuacji , żeby to właśnie oni się wstydzili tego co robią, idż do SWOJEGO DOMU i staw temu czoło, będzie to silne przeżycie, ale pomoże CI to bardziej niż myślisz. Weszłaś w rolę "ofiary" i powoli "oddajesz" wszystkie swoje pozycje. Oczekujesz moralności i uczciwości od kogoś kto nawet nie wie o co chodzi.
Bo dla niego to, że jest moim mężem nic nie znaczy
@Lady, puść Go, odpuść SOBIE, zaśnij... potraktuj SIEBIE z klasą.
Zacznij wyznaczać granice jej i jemu. Nie bój się postawić ją i jego w sytuacji , żeby to właśnie oni się wstydzili tego co robią, idż do SWOJEGO DOMU i staw temu czoło, będzie to silne przeżycie, ale pomoże CI to bardziej niż myślisz. Weszłaś w rolę "ofiary" i powoli "oddajesz" wszystkie swoje pozycje. Oczekujesz moralności i uczciwości od kogoś kto nawet nie wie o co chodzi.
Dobra rada. Na przykład zbierz brudne ciuchy i idź tam zrobić pranie, bo ci się pralka zepsuła. Nastaw pranie, dzieciaki puść w salonie, a sama zrób sobie kawkę, siądź i czytaj plotka czy innego pudelka. Ja cię wręcz proszę, zrób coś takiego
QuQu napisał/a:Zacznij wyznaczać granice jej i jemu. Nie bój się postawić ją i jego w sytuacji , żeby to właśnie oni się wstydzili tego co robią, idż do SWOJEGO DOMU i staw temu czoło, będzie to silne przeżycie, ale pomoże CI to bardziej niż myślisz. Weszłaś w rolę "ofiary" i powoli "oddajesz" wszystkie swoje pozycje. Oczekujesz moralności i uczciwości od kogoś kto nawet nie wie o co chodzi.
Dobra rada. Na przykład zbierz brudne ciuchy i idź tam zrobić pranie, bo ci się pralka zepsuła. Nastaw pranie, dzieciaki puść w salonie, a sama zrób sobie kawkę, siądź i czytaj plotka czy innego pudelka. Ja cię wręcz proszę, zrób coś takiego
I ja tez proszę, i uwierz masz TAKIE PRAWO , moralne też
Ale dlaczego mam na siłę robić sobie krzywdę i chodzić tam tylko po to, żeby jemu coś udowodnić?
Ale dlaczego mam na siłę robić sobie krzywdę i chodzić tam tylko po to, żeby jemu coś udowodnić?
Jemu nic nie musisz udowadniać, sobie masz pomóc .
To pomoże CI odciąć "sznurki" , którymi on steruje , ciągle jesteś w "zawieszeniu" , ciągle czekasz aż on coś zrozumie.
Paradoksalnie "ta krzywda" pomoże CI się z tego otrząsnąć.
Bo wiesz jak już "dostaniesz takiego kopa" ,że już niżej nie da się upaść to wypada tylko się otrzepać i wstać , podnieść głowę i iść dalej.
A TY teraz "ustępujesz" z drogi "Państwu" i do tego schylasz nisko głowę.
Cslady Ty jeszcze śnisz jeszcze Ci się zdaje na razie "deklarujesz" nic w tym dziwnego taka faza.
Krzywdę robisz sobie unikając konfrontacji ponieważ Twój konflikt wewnętrzny wieże i absorbuje ogromną energię dlatego nie śpisz i niewiele Ci się chce mam wrażenie płynące pewnie z własnego doświadczenia że działasz jak zaprogramowana trochę w półśnie - normalka w tym stanie i sytuacji nic nadzwyczajnego ale to Twoje niecodzienne .
rozmyślasz też nic dziwnego głowa żyje przeszłością ,zobaczysz ile energii wyzwolisz wchodząc w lęk który masz w sobie niewątpliwie przed miejscem i nimi tu nie trzeba być gotową na wszystko bohaterką .Poczujesz co poczujesz złość Ciebie nie zabije ale tłumione leki i obawy pozbawiają Ciebie chęci do życia przez przygnębienie a jako kobieta istota ludzka masz przyrodzone prawo do radości i spokoju .
Pozdrawiam
Cslady - dlaczego kryjesz go przed rodziną? On się przecież nie wstydzi tego co robi. Niech pokarze prawdziwą twarz swojej rodzinie... niech zniesie rozmowy, spojrzenia, powszechne zdziwienie że jak to, on idealny a tak postępuje. Ukrywasz przy tym swoje prawdziwe emocje. Niech weźmie w pełni odpowiedzialność za to co robi, niech zda sobie sprawę że porzucił żonę i małe dzieci dla toksycznej kochanki. Wiesz, to Twój dom i Twój mąż. Macie wspólnotę majątkową, dzieci. Ona w tym monecie jest zwykłą kochanką. Potrzebujesz coś z domu- jedziesz i to zabierasz. Potrzebujesz z nim porozmawiać - jedziesz do swojego domu i z nim rozmawiasz. To że on daje wasze wspólne rozmowy do wglądu zazdrosnej kochance... to jakaś okropna dziecinada. To że ona sobie rości prawo do Twojego męża to dziecinada. Niech zda sobie sprawę z bólu, który wyrządza niewinnym ludziom. Ile ona ma lat? Co robi w życiu? Ma dzieci? Ma rodzinę?
Ale dlaczego mam na siłę robić sobie krzywdę i chodzić tam tylko po to, żeby jemu coś udowodnić?
Nie jemu, a sobie udowodnić Że nie jesteś ofiarą między innymi. Na razie przyjęłaś taktykę schodzenia im z drogi, co powoduje, że sytuacyjnie jesteś dziewczynką do bicia. Nawet lafirynda czuje, że może cię pouczać co ty masz robić, a czego nie robić. Dałaś sobie wejść na głowę po prostu. Tu nawet nie chodzi o sytuację teraz ale zakładając, że lafirynda zostanie nową małżonką i zagości w twoim życiu na dłużej, to jak nie walniesz w pysk żeby jej się właściwie w głowie poustawiało, to będzie tak miała jeszcze długo.
...Ale dlaczego mam na siłę robić sobie krzywdę i chodzić tam tylko po to, żeby jemu coś udowodnić?
Akurat w tym Twoim przypadku bardziej jej bo mocno coś tej pani się po....ło, i nie ma znaczenia że mąż jej pozwolił, bo Ty jej nie zapraszałaś do waszego domu i życia, a że Ty z dziećmi się wyprowadziłaś podczas małżeńskiego kryzysu to Twoja sprawa, Twoje prawo, mąż kryzys rozwiązał kochanką też jego decyzja i powiedzmy prawo, ale dopiero po rozwodzie te jego publiczne drugie życie bo obecnie to jest po prostu niesmaczne. Gdyby było na tyle siły i opanowania aby zrobić jak radzi Snake to - mistrzostwo świata
Ale dlaczego mam na siłę robić sobie krzywdę i chodzić tam tylko po to, żeby jemu coś udowodnić?
Nie rób nic na siłę. Ja też bym nie poszła na Twoim miejscu, bo jesteś teraz słaba. Kiedyś pokarzesz im gdzie ich miejsce ale nie teraz. Oszczędź sobie tego i zaufaj swoim odczuciom. One pomogą Ci uporać się z ta sytuacją..
Kurczę nie wiem czy o tym myślałaś... ale ja bym na Twoim miejscu chciała rozwód z orzeczeniem o winie. Nie dla pieniędzy czy zemsty tylko aby on zdał sobie z tego sprawę, że to jest jego wina.
cslady.
Twój wątek jest mi niezmiernie bliski i śledzę go od początku. Bardzo Ci współczuje i naprawdę wiem co czujesz, bo sama jestem wręcz bliźniaczo podobnej sytuacji.
Nie potrafię niestety Ci nic doradzić bo sama wzmagam sie tym samym problemem z tym, ze ja nie wyprowadziłam sie z naszego mieszka i nadal w nim tkwię z dziećmi (starszymi niz u Ciebie).
Pan wraca do domu, kiedy chce, wychodzi kiedy chce jeszcze żąda zęby było czyściutko, poprane, poprasowane i pełna lodówka. Wszystkie moje prosby, próby rozmowy kwituje stwierdzeniem "nie mów mi Co mam robić"
Chciałam tylko zapytać z perspektywy czasu czy nie żałujesz ze sie wyprowadziłaś? Jakie widzisz w tym plusy a jakie minusy.
Ja bardzo mocno sie nad tym zastanawiam, ale boje sie ze będzie jak Ciebie, a dlaczego to ja mam ustępować skoro to nie ja zawiniłam (chyba tylko potrzeba świętego spokoju mnie do tego przekonuje) i ja brałam kredyt na to mieszkanie.
Uważasz ze w Twoim przypadku to był dobry krok ?
PS. podziwiam Twój stoicki spokój, którego mi wciąż brakuje, a może to już rezygnacja??
Cslady - dlaczego kryjesz go przed rodziną?
W jakim sensie kryję? Przecież rodzina wie, że ma kochankę - ani ja tego nie ukrywam, ani tym bardziej on.
Ile ona ma lat? Co robi w życiu? Ma dzieci? Ma rodzinę?
Nie ma dzieci, nie ma i nie miała męża. Jest rok starsza ode mnie. Co dokładnie robi to nie wiem - coś tam związanego z reklamą. Do tego śpiewa w jakiejś kapeli, ale to pewnie bardziej hobbystycznie.
Nie rób nic na siłę. Ja też bym nie poszła na Twoim miejscu, bo jesteś teraz słaba. Kiedyś pokarzesz im gdzie ich miejsce ale nie teraz. Oszczędź sobie tego i zaufaj swoim odczuciom. One pomogą Ci uporać się z ta sytuacją.
Właśnie dlatego nie chcę tego robić. Pójdę, zobaczę ich, rozpłaczę się na środku salonu przed jakimś obcym babskiem i co? Nie sądzę, by to mnie popchnęło do czegokolwiek konstruktywnego. Pomysł może dobry, ale chyba jeszcze za wcześnie na to. Ciężko mi przychodziły konfrontacje z nim samym, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć, gdy mnie atakował. A co dopiero, gdy będzie ich dwójka. Raczej to nie spowoduje tego, co Wy myślicie, że spowoduje.
Kurczę nie wiem czy o tym myślałaś... ale ja bym na Twoim miejscu chciała rozwód z orzeczeniem o winie. Nie dla pieniędzy czy zemsty tylko aby on zdał sobie z tego sprawę, że to jest jego wina.
Tak, teraz już nie widzę innej opcji - jeśli chce rozwodu, to tylko z orzeczeniem o jego winie. Tylko nie spodziewałabym się tego, że on sobie z czegoś zda sprawę.
Chciałam tylko zapytać z perspektywy czasu czy nie żałujesz ze sie wyprowadziłaś? Jakie widzisz w tym plusy a jakie minusy.
Nie żałuję. Tylko moja sytuacja pewnie była inna, bo miałam gdzie się wyprowadzić, miałam różne możliwości i też nie blokowało mnie dogadanie się w kwestiach finansowych, bo mogę na to zaczekać. Poza tym ja przede wszystkim nie chciałam mieszkać w tamtym domu, nawet gdyby on się wyprowadził, więc nie próbowałam go z niego wyrzucać - raczej potrzebowałam czegoś nowego, co nie kojarzy mi się z nim. No i wygodniej jest mi mieszkać w centrum, blisko pracy. Co nie oznacza, że nie mam sentymentu do mojego domu. Minusów mojej wyprowadzki nie widzę żadnych - teraz oczywiście nie jest idealnie, nawet nie jest dobrze, ale to nie wynika z tego, gdzie mieszkam.
PS. podziwiam Twój stoicki spokój, którego mi wciąż brakuje, a może to już rezygnacja??
No właśnie nie jestem spokojna. Jestem zestresowana, w ciągu dnia przechodzę różne fazy rozpaczy, rozczarowania, zrezygnowania, czasem złości itp.
Właśnie dlatego nie chcę tego robić. Pójdę, zobaczę ich, rozpłaczę się na środku salonu przed jakimś obcym babskiem i co? Nie sądzę, by to mnie popchnęło do czegokolwiek konstruktywnego. Pomysł może dobry, ale chyba jeszcze za wcześnie na to. Ciężko mi przychodziły konfrontacje z nim samym, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć, gdy mnie atakował. A co dopiero, gdy będzie ich dwójka. Raczej to nie spowoduje tego, co Wy myślicie, że spowoduje.
Wierz mi , że się nie rozpłaczesz i naprawdę spowoduje to o czym mówimy, przynajmniej ja , mam to w pewnym sensie za sobą a wierz mi byłam dużo słabsza. Wydziela się wtedy coś w organizmie, co daje takiego "kopa" że mogłabyś wszystko.
Jeśli nie chcesz tam jechać sama to weż kogoś do "obstawy"
Wmawiasz sobie brak siły i to cie osłabia jeszcze bardziej
Unikasz konfrontacji, bo nadal "czekasz" aż książe przebudzi się i zobaczy co zrobił.
To, że pozwalasz im żeby nabierali siły powoduje ,ze tracisz swoje .
A nawet jak tam się rozpłaczesz to co się stanie ?
Czego się boisz? prawdy o swoim mężu ? TY niby wiesz , ale ciągle niedowierzsz, że to dzieje się naprawdę
Rodzina wie, że Ciebie poblokował? Że nie interesuje się dziećmi? Że nie chce porozmawiać? Zdawało mi się że gdzieś w tym natłoku postów przeczytałam, że nie mówiłaś o tym wszystkim teściowej. Nie ma co „skarżyć” ale ja na pewno bym nie ukrywała tych faktów przed jego światem.
Tej pani się bardzo dużo wydaje. Przede wszystkim ona (i on) nie zdają sobie sprawy że to nie jest zerwanie związku dwóch nastolatków tylko przerwanie długoletniego związku, sformalizowanego, z dwójką malutkich dzieci. Nie można od tak po prostu powiedzieć: to jednak nie jest to czego szukam, pa! I przestać się odzywać. To jest jakaś groteska, matrix. Wasz związek przerwać może wyłącznie sąd. Dobrze, że zrobi to na Twoich warunkach.
Wiesz, jest coś w tym powiedzeniu: mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna ale jak kończy. On mógł tę całą sprawę rozwiązać inaczej. Wybrał jak wybrał i jako mężczyzna, jako człowiek, wyłożył się po całości.
Wierz mi , że się nie rozpłaczesz i naprawdę spowoduje to o czym mówimy, przynajmniej ja , mam to w pewnym sensie za sobą a wierz mi byłam dużo słabsza. Wydziela się wtedy coś w organizmie, co daje takiego "kopa" że mogłabyś wszystko.
Jeśli nie chcesz tam jechać sama to weż kogoś do "obstawy"
Wmawiasz sobie brak siły i to cie osłabia jeszcze bardziej
Unikasz konfrontacji, bo nadal "czekasz" aż książe przebudzi się i zobaczy co zrobił.
To, że pozwalasz im żeby nabierali siły powoduje ,ze tracisz swoje .
A nawet jak tam się rozpłaczesz to co się stanie ?
Czego się boisz? prawdy o swoim mężu ? TY niby wiesz , ale ciągle niedowierzsz, że to dzieje się naprawdę
Dokładnie o to mi też chodziło zgadzam się z QuQu i innymi.
Czas wziąć swoje sprawy w swoje ręce, przestać czekać co Jaśnie Pan mąż zrobi, lub nie zrobi i na co jeszcze pzwoli sobie "jego nabytek"
To jest Twoje życie i jeszcze Twój mąż i na dodatek nadal Twój dom .
To, że jm pozwolił jej wejść do waszego łóżka, nie znaczy ,że jej obecność może się rozlewać na całe Twoje życie i przestrzeń życiową .
Nic tak nie pomaga wyjść z tego jak zderzenie się z rzeczywistością,
Póżniej jest już powolutku coraz lepiej
zapewniam Cię , bo też od ponad roku jestem w podobnej sytuacji, ale był moment , że powiedziałam STOP i to zakaz wchodzenia w moją strefę życiową , koniec kulenia się i opuszczania głowy.
Dasz rade , bo jesteś silną kobietą a klasa, którą posiadasz pozwoli CI zrobić to naprawdę elegancko
Beata Tyszkiewicz prawdziwa dama a jak zaklnie to z taką klasą jak nikt )
Wiem, że chcecie dobrze, ale nie czuję tego. Wolę wszystko zrobić we własnym tempie i w zgodzie z własnym sumieniem. Nawet jeśli chwilę dłużej mi to zajmie. Zresztą tak naprawdę jakieś poczucie zamkniętych drzwi mam dopiero od... 2 tygodni? Coś koło tego. Wcześniej utrzymywaliśmy kontakt i zapraszał mnie na randkę, dawał mieszane sygnały - dlatego nie miałam poczucia, że to koniec. 2 tygodnie na poukładanie sobie w głowie, że już nie ma nadziei, to nie jest tak dużo czasu. Jeśli nie otrząsnę się z tego za miesiąc, to wtedy będę mogła myśleć o tym, co zrobić, by kopnąć się w tyłek i jaką terapię szokową zastosować. To jeszcze nie ten moment.
Rodzina wie, że Ciebie poblokował? Że nie interesuje się dziećmi? Że nie chce porozmawiać? Zdawało mi się że gdzieś w tym natłoku postów przeczytałam, że nie mówiłaś o tym wszystkim teściowej. Nie ma co „skarżyć” ale ja na pewno bym nie ukrywała tych faktów przed jego światem.
Wiedzą tyle, ile widzą, a przecież trudno takie rzeczy ukryć. To, że on nie widuje się z dziećmi to żadna tajemnica. Jest tak jak mówisz - nie skarżę, ale też nie ukrywam przed światem. O blokadzie teściowa dowiedziała się po sytuacji z pogrzebem, więc w sumie w tym samym czasie, gdy ja się dowiedziałam. Po prostu nie dzwonię do teściowej i nie opowiadam jej tak jak Wam tutaj o nowych wymysłach jm lub jego kochanki. Jeśli natomiast o coś zapyta, to nie kłamię. Natomiast siostra jm polubiła jego kochankę, są teraz najlepszymi przyjaciółkami. My się na początku nie dogadywałyśmy (różnice charakterów, bo ona jest głośna i zawsze mówi to, co jej ślina na język przyniesie, bez zastanowienia). Potem ona urodziła dziecko i ja jej pomagałam - trochę zaczęła szukać kontaktu ze mną i stonowała swoje zachowanie. Natomiast teraz się do mnie nie odzywa, za to regularnie widuje się z kochanką jm. Także nie wszystkim przeszkadza taki obrót sytuacji, że tu jeszcze żona, a tam już kochanka.
Ty nadal nie masz poczucia ,ze to koniec. Jeszcze po rozwodzie będziesz myśleć , że może jeszcze nie teraz.
Ciągle oglądasz się na to co ON powie, zrobi i co ONA zrobi .
Zacznij robić i myśleć o tym CZEGO TY chcesz a nie co on CI funduje .
Czas nigdy nie jest "dobry" zawsze znajdzie się "coś " co będzie na przeszkodzie.
Dajesz sobie miesiąć, póżniej stwierdzisz, że może jeszcze tydzień i kilka dni , po co CI to ?
Ani miesiąć ani rok nic już nie zmieni, trzeba spojrzeć na to realnie.
Wierzę , że jest w Tobie ta siła , ale jakoś chyba wolisz pielęgnować tę krzywdę , którą oni CI robią .
Teściowa to tylko teściowa , ona podobnie jak jego siostra za chwilę będzie "nową " synową "doceniać"
Kopnij się w ten tyłek wcześniej , czasu szkoda na Pana dupka
Wiem, że chcecie dobrze, ale nie czuję tego. Wolę wszystko zrobić we własnym tempie i w zgodzie z własnym sumieniem...
I tego się trzymaj. Nigdy w życiu nie wychodzi nam nic na dobre, co robimy wbrew sobie...
Także nie wszystkim przeszkadza taki obrót sytuacji, że tu jeszcze żona, a tam już kochanka..
Ludzie mają w dupie co czujesz i co się u Ciebie dzieje. Przyjęli do wiadomości fakt, że Waszego związku już nie ma i żyją dalej swoim życiem..
Niektórzy nawet myślą, że skoro rozstaliście się to są tego jakieś powody i on ma prawo układać sobie dalej życie..
To przykre i smutne, ale prawdziwe..
A czy jakoś załatwiałaś już kwestie związane z utrzymaniem dzieci (alimentami), mieszkaniem,
Czy na razie dźwigasz wszystko na swoich barkach ?
Bo wiesz miłość miłością, ale dlaczego Ty masz ponosić wszelkie koszty... bo mu się odwidziało?
Tak jak dziewczyny piszą to nie była przelotna miłostka nastolatków, tylko formalny związek z prawami i obowiązkami i DZIEĆMI... czym jakby mu się zapomniało ?
cslady, podobnie jak takata uważam, że nie warto robić czegoś, czego nie chcesz i nie czujesz. Bo po co?
Życzę Ci żebyś jak najszybciej była w stanie patrząc swojemu jm prosto w oczy, uśmiechnąć się do niego szczerze z sympatią i powiedzieć, że spędziliście z sobą spory kawałek życia, że otrzymałaś od niego sporo dobrego, że żałujesz, że w ten sposób zakończył się Wasz wspólny życiowy etap, ale życzysz mu szczęścia.
A to by coś zmieniło, gdyby był nieoficjalny? Gdybyśmy nie byli małżeństwem? Bo dla niego to, że jest moim mężem nic nie znaczy. Ja już też nie czuję się jak jego żona. Rozwód to formalność.
Oczywiście, że emocjonalnie nic by to nie zmieniło, bo jest, jak jest, rzecz w tym, że masz pełne prawo wchodzić do swojego domu, bo potrzebujesz na przykład zabrać wspomniane dokumenty bez poczucia, że robisz coś niestosownego, a tym bardziej bez czekania na pozwolenie w obawie przed naruszeniem miru domowego. To ONA narusza TWOJĄ przestrzeń i powinna być tego świadoma, dlatego jeśli zaistnieje taka potrzeba, spokojnie możesz wejść i powiedzieć, że nie życzysz sobie, by tam przebywała w Twojej obecności. I tu naprawdę nie chodzi o jakieś demonstrowanie czegokolwiek, ale o wyznaczenie pewnej granicy, za którą odbierane są Ci Twoje własne prawa.
Po raz kolejny jednak powtarzam: nic wbrew sobie.
390 2019-04-25 17:45:42 Ostatnio edytowany przez kejt38 (2019-04-25 17:53:16)
A ja uważam, że dobrze postępujesz. Masz demonstrować niezależność i siłę udając, że papierek ślubny jest ważniejszy od słów i postępowania jeszcze męża?
Nieważne, że chłop mówi, że nie chce być, ważne, że jest ślub i on musi. Przecież to istny absurd.
Parę osób chętnie namówi do zadymy w imię prawa "własności", że to takie otrzepanie się z roli ofiary. Ale klasa i godność są dużo cenniejsze. To zaowocuje w przyszłości.
Czym innym jest zadbanie o siebie i swoje interesy, a czym innym głupio demonstrowana siła, a właściwie bezsilność.
Plus to nie jest rozgrywka między żoną a kochanką. Kochanka nie jest podmiotem tej smutnej historii, ona istnieje z woli jeszcze męża i tylko on może to zmienić.
Kieruj swoje myśli autorko w stronę źródła, tam leży problem i/lub jego rozwiązanie.
Ludzie lubią przyglądać się jak inni się wzajemnie zwalczają to przecież takie ekscytujące, lepsze od serialu:(