Wielokropku, myślę że mógł. Ale nie chciał. Dokonał pewnego wyboru. Niechlubnego, moim zdaniem.
Nie zrobił tego. Naprawdę nie widzę tu winy Autorki, że jej mąż nie miał odwagi wprost jej powiedzieć, że chce ułożyć sobie życie z inną kobietą. Tchórz i tyle.
dokładnie tak. również nie widzę winy autorki, jej postępowanie wyróżnia się pozytywnie w porównaniu z innymi sytuacjami, rzadko spotykam taką chęć rozwiązywania problemów jak w pierwszym poście. Tak samo nie widzę żeby życie rodzinne miało go przerastać - z tego co widać autorka zachowywała równowagę, nie było całkowitej koncentracji na dzieciach z pominięciem męża. Jeśli nie mógł podołać życiu w określonym modelu rodziny, mógł nie podejmować się tej roli, zamiast podejmować działania mające zły wpływ na tyle osób. Wina męża jest jednoznaczna, niestety taki wniosek nie przywróci tego co utracone:( i nie wiem czy dla autorki taka informacja może być pomocna, czy lepiej wiedzieć że coś można było zrobić inaczej, czy że zrobiło się wszystko co było możliwe. W tej sytuacji chyba skorzystałbym z poradni psychologicznej (mam już pozytywne doświadczenia) żeby móc zachować równowagę w życiu i skupić się na sobie oraz dzieciach.
Czy nie możecie sobie odpuścić szukania winnych? Po co Wam to winny-niewinny?
Jak jest wina to zaraz pewnie będzie i kara.
Czy nie możecie sobie odpuścić szukania winnych? Po co Wam to winny-niewinny?
Jak jest wina to zaraz pewnie będzie i kara.
Zapytaj tych, co próbowali zrzucić ciężar odejścia męża na Autorkę wątku, może Ci odpowiedzą.
MagdaLena1111 napisał/a:Czy nie możecie sobie odpuścić szukania winnych? Po co Wam to winny-niewinny?
Jak jest wina to zaraz pewnie będzie i kara.Zapytaj tych, co próbowali zrzucić ciężar odejścia męża na Autorkę wątku, może Ci odpowiedzą.
Pytam wszystkich szukających winnych dookoła, bo nie widzę specjalnej różnicy w przerzucaniu się oskarżeniami.
Jedni i drudzy lubią kogoś ukamienować.
W tym miejscu było kilka postów zawierających wyłącznie off topy i złośliwości, które właśnie z tego powodu zostały usunięte
72 2019-03-26 16:50:55 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-03-26 17:07:14)
W tym miejscu było kilka postów zawierających wyłącznie off topy i złośliwości, które właśnie z tego powodu zostały usunięte
O.K., sorry, język mnie zaświerzbiał, jak to mnie. Nikt tu jednak win się nie doszukiwał, jak uparcie twierdzi Magdalena. I kropka.
P.S. Odpowiedzialność i wina to nie są synonimy.
Cyngli napisał/a:MagdaLena1111 napisał/a:Czy nie możecie sobie odpuścić szukania winnych? Po co Wam to winny-niewinny?
Jak jest wina to zaraz pewnie będzie i kara.Zapytaj tych, co próbowali zrzucić ciężar odejścia męża na Autorkę wątku, może Ci odpowiedzą.
Pytam wszystkich szukających winnych dookoła, bo nie widzę specjalnej różnicy w przerzucaniu się oskarżeniami.
Jedni i drudzy lubią kogoś ukamienować.
A nie możemy po prostu trzymać się faktów? Mąż odszedł do innej kobiety, przy czym zrobił to kompletnie bez słowa. Koniec, kropka.
Burzowy Ludzie mają różne potrzeby, może Twój kolega czerpie satysfakcję z tego, że jego dziewczyna jest tak rozchwytywana, może lubi jak mu opowiada o swoich podbojach - nie wnikam.
Nie wnikasz, a na dodatek nie czytasz w całości moich postów.
Odnośnie zdrad po alkoholu to też bm była ostrożna, bo co innego jak ktoś przeholował i został półprzytomny wykorzystany, ale co innego, jak ktoś sobie luzuje hamulce, tym bardziej jeśli ma na oku od jakiegoś czasu kolegę lub koleżankę i szuka „pretekstu” lub „usprawiedliwienia”.
Mówimy o najczęstszym przypadku, czyli alkohol i pójście do wyra z osobą, którą poznaliśmy na tej imprezie ;].
Tutaj mamy zupełnie inną sytuację. Jestem przekonana, że w związku cslady kiedyś było fantastycznie i cudownie, ale tak przestało być i to nie wydarzyło się w momencie zdrady, ale jeszcze zanim do niej doszło. Mąż cslady zrobił najpierw w swoim sercu, w swojej głowie miejsce na coś nowego. Ona przestała go interesować, przestała być tym, czego szuka i potrzebuje: nowości, ekscytacji, wyzwania, zachwytu w cudzym spojrzeniu,...
Rodzina najwidoczniej nie jest jego priorytetem. Albo mu się znudziło.
Ano właśnie, mogło tak być. Tylko ja bym jednak większość winy przerzucił na niego. Bo jeżeli cslady była taka sama jak zawsze, to jaka jest jej wina? Ok kobieta kocha bardziej swoje dzieci niż męża (a może nawet tylko dzieci w takim stopniu jak facet kocha kobietę?) i dla wielu to jest szok gdy się dowiedzą i wtedy się psuje. To trochę jak z tym ciastkiem, co chce się je zjeść i mieć. Bawmy się w śluby i rodziny, ale bądźmy jak wtedy gdy mieliśmy 20 lat. No, ale społeczeństwo takie, co do łóżka chce iść coraz szybciej i szybciej, dzieci w przedszkolu uświadamiać czym jest seks, ale żeby o sobie jak o partnerach myśleć, to nieee ;p. Mi się wydaje, że najpierw trzeba pomóc ofierze, a jak dojdzie do siebie to wtedy się zastanawiać.
Winna, nie winna... a to nie jest tak że jak szanownemu coś nie odpowiadało to powinien usiąść i porozmawiać ? A nie uciekać ?
A nie możemy po prostu trzymać się faktów? Mąż odszedł do innej kobiety, przy czym zrobił to kompletnie bez słowa. Koniec, kropka.
O właśnie! Tak więc wracając do faktów, technicznie rzecz biorąc to mąż nie odszedł do innej kobiety, a cslady po kilku miesiącach niedogadywania się z mężem, wiercenia mu dziury w brzuchu zabrała dzieciaki i odeszła od niego. Jak sama zaznaczyła nawet kiedy odchodziła mąż zaprzeczał, że ma romans. Czytając wprost zapisaną przez nią sekwencję zdarzeń, po odejściu od męża dostaje potwierdzenie od osób postronnych, że romans istnieje, a potem poznaje ową panią. Potem opisuje, że po swoim odejściu przeżywa sytuację, znów próbuje mężowi wiercić dziurę w brzuchu oczekując czegoś, pewnie żeby się tłumaczył i wyjaśniał, co ten kwituje, że co tu wyjaśniać skoro ona odeszła, to widać nie chce już z nim być. Koniec streszczenia, podziękowania od osób dla których pierwszych parę postów było za długich proszę przesyłać na pw.
Tak więc wracając do świata faktów, to cslady jako osoba lubiejąca mieć kontrolę nad sytuacją postawiła męża przed faktem dokonanym czyli wyprowadzką. Podejrzewam, że to coś z gatunku "ty mnie rzucasz, przecież to ja cię miałam rzucić wcześniej". No więc uprzedzając fakty, a kobieta dumna i kontrolująca sytuację nie pozwala sobie żeby jej się pewnego dnia facet wyprowadził do kochanki. Ona pierwsza się wyprowadzi i w ten sposób mu pokaże, gdzie raki zimują. Tak zrobiła, nie mówię, że źle zrobiła ale teraz chodzi rozżalona, że facet to zaakceptował i wykorzystał jako ostateczny pretekst żeby jej się z niczego nie tłumaczyć, bo i po co skoro ona decyzję już podjęła.
No i sorki, mimo całej sympatii ale mąż ma całkowicie rację. On podjął decyzję o romansie (na jakim etapie ten romans był w momencie jej wyprowadzki nie wiemy) ale to ona podjęła decyzję o odejściu od niego oraz zakończeniu małżeństwa poprzez złożeniu papierów rozwodowych. Dopóki kłamał o romansie można domniemywać, że zakładał dalsze trwanie w małżeństwie z nią, może wciąż był niezdecydowany, może widział możliwość małżeństwa i odrobiny świeżego powietrza w postaci romansiku, który prędzej czy później się skończy. Może postawiony do piony jasną, prostą ale wyglądającą na upokorzenie deklaracją - żadna wywłoka mi ciebie nie odbierze, jesteś mój i tylko mój, będę o ciebie walczyć z każdą zdzirą, dowiem się co to za jedna, a wtedy zobaczy ta taka i owaka co znaczy zadrzeć ze mną i dobierać się do tego co jest moje i tylko moje, to wtedy otrząsnąłby się i podjął próbę wspólnej walki o przetrwanie tego małżeństwa. Kiedy ona zamknęła za sobą drzwi z drugiej strony mógł z "czystym sumieniem" wzruszyć ramionami - no jak tak, to tak, decyzja zapadła. Reszta to już tylko konsekwencja tego czyli złośliwe wytykanie "ty już zdecydowałaś, to po co się mam tłumaczyć" i takież odgrywanie "zabrałaś mi dzieci, to się nimi zajmuj, nie są znowu takim pępkiem świata żebyś mi dupę co chwila zawracała co u nich słychać". Tymczasem świat wokół nabrał barw i zapachów, jest się czym na razie ekscytować.
77 2019-03-26 19:46:34 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-03-26 19:47:01)
Snake, przeginasz.
Nie dziwię się cslady, że miała dość, bo chociaż pomysł z wyprowadzką w świetle faktów, które zestawiłeś rzeczywiście wygląda nieciekawie, to wiesz jaki nieobecny jest ktoś, kto jest zauroczony. Przecież trudno z kimś takim się dogadać. Niedawno przerabiałam podobną sytuację. Zatem, że cslady już chciała postawić sytuację na ostrzu noża, żeby wyklarowało się cokolwiek, jest dla mnie zupełnie normalne.
78 2019-03-26 20:05:35 Ostatnio edytowany przez Snake (2019-03-26 20:23:11)
Snake, przeginasz.
Jako człowiek zobligowany wykształceniem do oceny faktów i technicznej strony zagadnienia dokonałem technicznego streszczenia, a nie dywagacji czy pan chodził z głową w chmurach. Na stan wyprowadzki winą męża była głowa w chmurach i kłótliwość? No serio, serio? Równie dobrze mógł być po prostu zmęczony żoną, dziećmi i zauroczony jakąś panienką, która stanowiła dla niego jedynie jakiś jasny punkt w ponurym harmonogramie dnia bez poważniejszych planów. Matko jedyna ile to razy niejeden mąż pogruchał sobie z jakąś panną żeby uciec myślami od tej ponurej małżeńsko - rodzinnej rzeczywistości. Od tych kapci, papilotów, przecierów z marchwi rozpaćkanych wszędzie na przemian z pampersami i tymi nad wyraz wku….cymi grzechotkami, misiami itd. Pogruchał, pogruchał, oczy przymknął z myślą - Jezu z taką kobietą, to bym nawet pod namiot pojechał, po czym otwierając oczy znów brał się za tarcie marchewki dla dzieci. No ale od tego się nie umiera...
Mam wrażenie, że Cslady odeszła od męża, a po fakcie ma pretensje, że ten to tak lekko przyjął zamiast rzucać się do kolan, błagać o wybaczenie, żeby ona mogła mu pokazać - o takiego wała, nigdy nie wrócę! Zabrała mu z dnia na dzień dzieci i ma teraz pretensje, że ten nie lata do niej z wywieszonym ozorem żeby dzieci zobaczyć. I już sam nie wiem czym ją najbardziej zawiódł, domniemaną zdradą przed wyprowadzką czy tym, że nie spełnił jej oczekiwań po wyprowadzce? Czy najbardziej boli ta jego domniemana zdrada przed wyprowadzką czy też jak lekko zaakceptował jej wyprowadzkę i popłynął dalej w swoją stronę? Popłynął, to popłynął po co to rozkminiać skoro już zdecydowała? Aaa, jeszcze jest przecież dalej kwestia jej, bo skoro tak to ona się kiedyś pomyliła w jego ocenie, a to znaczy, że skoro tu się pomyliła, to w wielu innych sprawach może się mylić i to jest już okropna myśl. Dla niektórych wręcz straszna, bo podważająca fundamenty światopoglądu. Niestety błądzić jest rzeczą ludzką...
MagdaLena1111 napisał/a:Snake, przeginasz.
Jako człowiek zobligowany wykształceniem do oceny faktów i technicznej strony zagadnienia dokonałem technicznego streszczenia, a nie dywagacji czy pan chodził z głową w chmurach. Na stan wyprowadzki winą męża była głowa w chmurach i kłótliwość? No serio, serio? Równie dobrze mógł być po prostu zmęczony żoną, dziećmi i zauroczony jakąś panienką, która stanowiła dla niego jedynie jakiś jasny punkt w ponurym harmonogramie dnia bez poważniejszych planów. Matko jedyna ile to razy niejeden mąż pogruchał sobie z jakąś panną żeby uciec myślami od tej ponurej małżeńsko - rodzinnej rzeczywistości. Od tych kapci, papilotów, przecierów z marchwi rozpaćkanych wszędzie na przemian z pampersami i tymi nad wyraz wku….cymi grzechotkami, misiami itd. Pogruchał, pogruchał, oczy przymknął z myślą - Jezu z taką kobietą, to bym nawet pod namiot pojechał, po czym otwierając oczy znów brał się za tarcie marchewki dla dzieci. No ale od tego się nie umiera...
Cos liche zatem to Twoje wyksztalcenie albo ocena faktow dokonana po lebkach skoro zupelnie ulecialo Ci ze maz cslady przed jej wyprowadzka przestal wracac na noc, spal nie wiadomo gdzie i z kim (niewiadomo bo nie raczyl odpowiedziec zonie na zadane pytania). Dla mnie zatem to on sie pierwszy ulotnil tylko nawet do zakomunikowania tego nie mial jaj ale fakty sa faktami. Trudno zeby w tej sytuacji ona sobie tez zaczela wybywac z domu na cale dnie i noce albo czekala wiernie z obiadkiem i nadzieja ze maz "tylko" spi u mamusi a nie obraca co noc kochanke. No ale dla Ciebie to zapewne kolejny niewinny wybryk do ktorego mlody maz i ojciec ma prawo a zona nie ma tu nic do gadania. Ona nie moze czuc zmeczenia, frustracji i miec rowniez czasem dosc tych pampersow, tartych marchewek itp. Wkoncu to jej dziecko a nie wspolne z mezem.
Oj tam, na noc nie wracał. Ale o świcie drogę do domu znajdował? Znaczy pamiętał, gdzie dom jego i rodzina. Też wracałem o świcie Czy to tak ważne dla kobiet żeby facet mówił gdzie był i co robił? Gładkie kłamstwo lepsze od milczenia?
Snake, zaprezentowałeś techniczne poczucie humoru na kobiecym forum. Na co Ty liczyłeś? Lepiej się ulotnij, bo zginiesz jako niezrozumiały geniusz.
Oj tam, na noc nie wracał. Ale o świcie drogę do domu znajdował? Znaczy pamiętał, gdzie dom jego i rodzina. Też wracałem o świcie
Czy to tak ważne dla kobiet żeby facet mówił gdzie był i co robił? Gładkie kłamstwo lepsze od milczenia?
Oj tam sie od razu wyprowadzila. Wziela dlugi urlop od prania mu skarpet i gotowania obiadkow. Czy to tak ważne zeby zona w domu mieszkala? Trzeba od razu szukac sobie innej kobiety?
Snake'u,
"żadna wywłoka mi ciebie nie odbierze, jesteś mój i tylko mój, będę o ciebie walczyć z każdą zdzirą, dowiem się co to za jedna, a wtedy zobaczy ta taka i owaka co znaczy zadrzeć ze mną i dobierać się do tego co jest moje i tylko moje, to wtedy otrząsnąłby się i podjął próbę wspólnej walki o przetrwanie tego małżeństwa,"
Aleś pojechał po całości najbardziej podoba mi się to, będę o Ciebie walczyć z każdą zdzira,,
Czyżby czasy się zmieniły? To rycerze na białych rumakach już nie walczą o księżniczki?
Cslady , byłam w bardzo podobnej sytuacji jak Ty teraz. Nie było łatwo.
Zabolało kłamstwo, zdrada, agresja, obwinianie mnie za całe zło tego świata przy jednoczesnym robieniu ofiary (!) z siebie. Nie pomagało to, że bm w ogóle nie chciał rozmawiać.
Spokój osiągnęłam dopiero kiedy zrozumiałam co dokładnie i dlaczego to się wszystko stało.
Rozumiem, że to Ty byłaś w związku ta silna i dlatego on się poczuł niedoceniony i niepotrzebny. Jesteś jaka jesteś, a to, jak ktoś inny się czuje sam ze sobą, jakie jest jego poczucie własnej wartości - na to wpływu nie masz. Robić z siebie lebiegę, żeby ktoś się poczuł przy nas lepiej?... Bez sensu, nawet jeśli jest to warunek, aby związek trwał.
Cztery lata temu zawalił mi się świat. Dziś czuję się dobrze, lekko, bez balastu (tak, tak!), jakim był... bm. To zrozumiałam później. Dzięki rozstaniu otworzyły się przede mną nowe możliwości i wszystkie te zmiany... na lepsze. Tego też Tobie życzę.
W sumie to czasami zastanawiam się czy w końcu nie wysłać kochance bm kwiatów.
86 2019-03-26 21:54:37 Ostatnio edytowany przez Snake (2019-03-26 22:01:35)
Czy to tak ważne zeby zona w domu mieszkala?
Formalnie tak, bo są na to jakieś prawnicze określenia istotne przy rozwodzie. No ale to już kwestia niuansów czy rozwód taki czy owaki, nie wiem czy istotnych dla autorki czyli ustalenia winy. Jak nie było dowodów na zdradę, nie pił notorycznie, nie bił, na rodzinę łożył, w domu bywał regularnie, to chłop wygląda w sądzie na całkiem spoko gościa. No ale jak już żona go porzuciła czyli nie wyprowadziła się na parę dni do mamusi ale zabrała się ze wspólnego mieszkania razem z dziećmi na stałe, to jawność romansowania po tym fakcie nie stawia go już w tak złym świetle przed sądem. Nastąpił faktyczny rozpad pożycia więc on dalej go tylko usankcjonował. Tak to chyba wygląda ale ma to znaczenie tylko, gdyby cslady chciała się z nim boksować o ustalenie jego wyłącznej winy rozwodu czy też alimentów dla siebie. Jeśli nie, to rozwód jak rozwód, nie będzie wnosił o podział opieki nad dziećmi, sąd ustali alimenty dla dzieci i tyle.
Tak ogólnie, to jednak przychodzi mi co raz częściej do głowy, że kobiety są za ciekawskie. Ciągle zadają pytania, gdzie byłeś, co robiłeś, dlaczego to, dlaczego tamto. Jak chłop wciąż do domu wraca, to znaczy, że jeszcze coś go tam trzyma.
Cslady, 3m się.
jesteś na życiowym wirażu i masz pełne prawo być jeszcze w szoku.
dlaczego on to zrobił?
bo chciał i bo mógł.
trochę głupio, nie?
dlatego więc niczego nie tłumaczy.
przechodzisz żałobę po związku, daj sobie prawo do różnych emocji.
miałaś 10 lat fajnego małżeństwa, wielu nie jest dane nawet kawałka tego.
ten stary mąż umarł, opłacz go.
ten nowy to jakiś obcy facet, jakbys zaczepiła jakiegoś na ulicy - nie zrozumie, czego od niego chcesz.
a ta kontrola, co daje złudne poczucie bezpieczeństwa...
nie sprawdziła się, nie zadziała, nie uchroniła.
to może zastąpić to niesprawne narzędzie czymś nowym?
przeświadczeniem, że wszystko może się zdarzyć i mamy wpływ tylko na to, co teraz?
przytul się.
pogadaj do siebie w lustrze na głos.
zapytaj, co mozesz dla siebie zrobić.
a potem to zrób.
88 2019-03-26 22:08:21 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2019-03-26 22:46:37)
O co chodzi z tą kontrolą?
Edit
Kontrola daje poczucie bezpieczeństwa? Czy o to chodzi?
89 2019-03-26 22:27:14 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-03-26 22:32:05)
Do żałoby jeszcze daleeekoo. Teraz jest szok i rozczarowanie postawą męża. Ale cóż, gdyby uznał Ciebie za godną szacunku żonę i matkę, to siebie musiałby za kogo?
Macie dzieci, więc niestety całkiem z życia On Ci nie zniknie..tutaj można zazdrościć tym co mogą kogoś całkiem wykreślić.
Myślałaś, ze żyjesz z innym człowiekiem i to boli.
Co Ci poradzić?
Wywal złość- zyskasz siłę.
Zajmij się czymś, nie rozkmniniaj za wiele..
Wspomnienia- trzeba je zalaminować i zapakować..
Bądż sobą i wyrzuć go z głowy- jesteś bardzo młoda jeszcze, zycie przed Tobą. I lepszy związek. Mężczyzna z którym będziesz bliżej.
To nie koniec świata, tylko tak wygląda
Kontrola to złe słowo- u mnie był pełen luz..
ale Doroya ma chyba na myśli dopuszczenie do głowy- że nie ma nic raz na zawsze w związkach między ludżmi.. Ta myśl wydaje się przykra, ale jak ją przyswoisz, to potem cieszysz się każdym łykiem
Nie dobrze, że się wyprowadziłaś. To porzucenie męża i czynnik na twoją niekorzyść. Twój mąż może teraz złożyć wniosek o rozwód z twojej winy. Romansu powie że nie miał a kłopoty w małżeństwie chciał naprawiać no ale ty się wyprowadziłaś..
Najpierw pozew rozwodowy, później wyprowadzka. Prawnik mi to jak mantrę powtarzał. Jak tylko on odbierze pismo z sądu możesz się wyprowadzić. Nie wcześniej.
A co do twojego stanu psychicznego to za 2 lata będzie lepiej. Najpierw musisz się złamać, upaść z bólu na kolana, stracić radość życia, dotknąć dna, nabawić się depresji, aby w końcu nabrać ogromnej siły już jako trochę inny człowiek - po przejściach. Uszkodzony ale bardzo silny. Za 2 lata będziesz inna osoba poniekąd.
W sumie to nie wiem czy komentować niektóre posty, bo nie za bardzo chce mi się bronić przed zarzutami wyssanymi z palca, np. analizą całej osobowości na podstawie cytatu w stopce (?). Jednak ogólnie rzecz biorąc, to wcale nie ja byłam tą silniejszą stroną w związku. Co najwyżej nie byłam sierotką, którą trzeba się non stop opiekować.
Co do walki o męża - to nie było tak, że on wracał nad ranem, tylko w ogóle nie wracał na noc. Gdybym widziała, że jest rozdarty, zmęczony naszym życiem czy coś w tym stylu, to jasne, że bym o niego walczyła. Jednak z miesiąca na miesiąc stanął przede mną zupełnie obcy człowiek, któremu byłam totalnie obojętna. Można walczyć, gdy jest sens, bo ktoś był słaby i się pogubił. On nie jest pogubiony - po prostu w jego oczach nie ma już uczucia.
W sumie nie wiem po co ta cała dyskusja o winach. Nie zamierzam udowadniać mu winy, walczyć z nim w sądzie czy jakoś go karać. Nie zrzucam na niego winy przy rodzinie i znajomych, nie mówię o nim źle. Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby pozbyć się tego bólu, albo żeby on stał się znośny. Uświadomiliście mi, że jeszcze nie jestem na etapie zastanawiania się co poszło nie tak, by wyciągnąć wnioski na przyszłość. Aktualnie mnie to po prostu nie interesuje, bo nie myślę o swojej przyszłości, nie widzę jej. Może myliłam się cały czas co do naszego związku.
Cztery lata temu zawalił mi się świat. Dziś czuję się dobrze, lekko, bez balastu (tak, tak!), jakim był... bm. To zrozumiałam później. Dzięki rozstaniu otworzyły się przede mną nowe możliwości i wszystkie te zmiany... na lepsze. Tego też Tobie życzę.
Dziękuję. Jak u Ciebie wyglądał proces przechodzenia od zawalonego świata do nowych możliwości?
Praktyka zawsze miło poczytać. Jasne, że mąż chciał naprawiać małżeństwo, bo niby jak mu udowodnić, że nie chciał? Powiedzieć w sądzie, że bo próbowałam ale on się nie odzywał? To on powie coś przeciwnego. Na to ma się kwitki z prób umówienia w jakichś poradniach, terapeutach czy cokolwiek na papierze. Choćby nagrania na komórce rozmów. A jak się wyprowadza z domu, to już nie ma jak rozmawiać, a skąd on wiedział po co ona się wyprowadza i co robi bez niego? No i taki może drobiazg ale kobieta zdradzona każe się wyprowadzić facetowi z domu, a nie sama się wyprowadza. Taka tradycja, niby drobiazg, a inaczej wygląda niestety.
Tak poza tym, to przecież statystyki mówią, że pierwsze kryzysy w związkach skutkujące rozwodami pojawiają się po 8-10 latach.
Dziękuję. Jak u Ciebie wyglądał proces przechodzenia od zawalonego świata do nowych możliwości?
Zaczęłam od odcięcia się od bm. Kiedy romans trwa w najlepsze, niemożliwe jest wspólne życie pod jednym dachem. Tak uważam. Bm się wyprowadził (zmusiłam go) i... wtedy odetchnęłam. Skończyła się jego agresja względem mnie, absurdalne zarzuty, nie wyczekiwałam na niego w domu, czy przyjedzie planowo z pracy czy wróci od tamtej.
Potem podjęłam kroki prawne.
I... zajęłam się sobą. Robiłam wszystko to, czego nie mogłam robić będąc w małżeństwie. Mnóstwo spotkań z fajnymi ludźmi, rozmów, wyjazdów, wróciłam do swoich pasji - to tak w skrócie. Odżyłam, a i jak niektórzy stwierdzili, rozkwitłam.
Potem wyprowadziłam się bardzo daleko od byłego męża, zmieniłam pracę, kupiłam mieszkanie, żyję.
Nie utrzymuję żadnych kontaktów z nim - nigdy się już nie spotkamy.
Dojście do siebie zajęło mi ok. 1,5 roku.
I_see_beyond więc w pewnym sensie dostałaś od losu szansę na lepsze życie?
I_see_beyond więc w pewnym sensie dostałaś od losu szansę na lepsze życie?
Zrobiłam i robię wszystko, aby tak było.
96 2019-03-27 09:58:37 Ostatnio edytowany przez Snake (2019-03-27 10:01:10)
że myliłam się cały czas co do naszego związku.
Ależ nie może ale na pewno się myliłaś tylko czemu jest to dla ciebie takim zaskoczeniem? Czy to jakieś zaślepienie, zadufanie? Myliłaś się z tego prostego powodu, że nie ma czegoś takiego jak jeden obraz związku w dodatku niezmienny w czasie. Nie ma nawet czegoś takiego jak jeden obraz drugiego człowieka. Ja sam co najmniej parę razy w życiu zaskoczyłem sam siebie swoim zachowaniem, a kto niby miał mnie znać lepiej niż ja sam? Dopóki rzeczywistość tego nie zweryfikowała okazywało się, że miałem mylny obraz o samym sobie w niektórych kwestiach. Tym bardziej tworzenie sobie obrazu innych ludzi i relacji z nimi w większości jest wynikiem naszych urojeń, chciejstwa i negowania tego co nam nie pasuje albo czego nie rozumiemy.
Gdybym widziała, że jest rozdarty, zmęczony naszym życiem czy coś w tym stylu, to jasne, że bym o niego walczyła. Jednak z miesiąca na miesiąc stanął przede mną zupełnie obcy człowiek, któremu byłam totalnie obojętna. Można walczyć, gdy jest sens, bo ktoś był słaby i się pogubił. On nie jest pogubiony - po prostu w jego oczach nie ma już uczucia.
Myślę, że jednak nikt pewnego ranka nie wstaje, patrzy na śpiącą obok kobietę i po 10 latach związku nagle wali się dłonią w łeb wołając - k....., co ja robię tu?! Przegapiłaś dużo wcześniej może setki sygnałów, że coś jest nie tak. Inna kobieta może zamieszać w głowie tak, że facet już sam się gubi co do kogo czuje, do kogo więcej ale wątpię czy może w parę miesięcy wykorzenić wszelkie stare uczucia. Albo ich nigdy nie było albo umierały w ciszy już od dawna. Pisałem na samym początku, że mąż najpierw udał się na emigrację wewnętrzną i to musiało być wcześniej. Zewnętrzne ekscesy przychodzą kiedy facet już to przetrawił w środku i podjął decyzje albo od trawienia zaczęło się przelewać na zewnątrz. No ale wtedy to już jest po herbacie.
Teraz faktycznie jedyne co możesz zrobić, to przyswoić sobie, że było ale minęło.
crissrs napisał/a:I_see_beyond więc w pewnym sensie dostałaś od losu szansę na lepsze życie?
Zrobiłam i robię wszystko, aby tak było.
Macie dzieci?
Czytajac ten watek mam wrazenie, ze niektórym wydaje się, ze im bardziej cynicznie podejdą do tematu, tym lepiej. Szok, szkoda nawet komentować
Masz racje coś sobie trawil w głowie.
Tylko partnerka to nie mama co ma się domyślać co dziecko boli. On po prostu uciekł na inną gałąź olewajac to że ma dzieci. skoro przy nowym życiu ma je gdzieś.. Tu jest rozczarowanie gościem.
cslady napisał/a:że myliłam się cały czas co do naszego związku.
Ależ nie może ale na pewno się myliłaś tylko czemu jest to dla ciebie takim zaskoczeniem? Czy to jakieś zaślepienie, zadufanie? Myliłaś się z tego prostego powodu, że nie ma czegoś takiego jak jeden obraz związku w dodatku niezmienny w czasie. Nie ma nawet czegoś takiego jak jeden obraz drugiego człowieka. Ja sam co najmniej parę razy w życiu zaskoczyłem sam siebie swoim zachowaniem, a kto niby miał mnie znać lepiej niż ja sam? Dopóki rzeczywistość tego nie zweryfikowała okazywało się, że miałem mylny obraz o samym sobie w niektórych kwestiach. Tym bardziej tworzenie sobie obrazu innych ludzi i relacji z nimi w większości jest wynikiem naszych urojeń, chciejstwa i negowania tego co nam nie pasuje albo czego nie rozumiemy.
cslady napisał/a:Gdybym widziała, że jest rozdarty, zmęczony naszym życiem czy coś w tym stylu, to jasne, że bym o niego walczyła. Jednak z miesiąca na miesiąc stanął przede mną zupełnie obcy człowiek, któremu byłam totalnie obojętna. Można walczyć, gdy jest sens, bo ktoś był słaby i się pogubił. On nie jest pogubiony - po prostu w jego oczach nie ma już uczucia.
Myślę, że jednak nikt pewnego ranka nie wstaje, patrzy na śpiącą obok kobietę i po 10 latach związku nagle wali się dłonią w łeb wołając - k....., co ja robię tu?! Przegapiłaś dużo wcześniej może setki sygnałów, że coś jest nie tak. Inna kobieta może zamieszać w głowie tak, że facet już sam się gubi co do kogo czuje, do kogo więcej ale wątpię czy może w parę miesięcy wykorzenić wszelkie stare uczucia. Albo ich nigdy nie było albo umierały w ciszy już od dawna. Pisałem na samym początku, że mąż najpierw udał się na emigrację wewnętrzną i to musiało być wcześniej. Zewnętrzne ekscesy przychodzą kiedy facet już to przetrawił w środku i podjął decyzje albo od trawienia zaczęło się przelewać na zewnątrz. No ale wtedy to już jest po herbacie.
Teraz faktycznie jedyne co możesz zrobić, to przyswoić sobie, że było ale minęło.
Snake, bywasz bardzo kąśliwy, prawdziwy wąż z Ciebie!! Wcale się nie dziwię autorce, że nie spodziewała się romansu i dostała jak obuchem w głowę. Ja pomimo, że często się klocilismy, i milion razy zastanawiałam się co ja tu robię, dokładnie tak jak napisałeś, prosiłam o rozmowę, w końcu o rozstanie nigdy nie wzięłam w moim malutkim rozumku pod uwagę że po prostu pójdzie sobie w bok i się puści jak ostatnia kur....a. miał tyle rozwiązań, na tacy, rozmowy, prośby, groźby. Więc nie mów mi proszę, że ktoś przeoczy sygnały, które druga osoba ma w głowie, jeśli na zewnątrz jest dobrze. Na tym ma polegać udany związek że przez cały czas nagany śledzić każdy gest partnera czy przypadkiem nie układa sobie życia na boku??
Tylko partnerka to nie mama co ma się domyślać co dziecko boli.
Nie zgodzę się. Przestajesz myśleć co tam się dzieje w głowie partnera/partnerki, to już przegrałaś. Nic się nie dzieje? To znaczy, że bardzo dużo się dzieje tylko ty już tego nie widzisz. Skoro nawet statystyki wskazują, że duży kryzys wyskakuje ok. 8-10 lat związku, to znaczy, że ten kryzys narastał przez lata. Zaczynając od banalnego znudzenia. Patrzysz już tysięczny dzień na tą samą kobitę, matko już samo to potrafi zdołować i spowodować, że faceta zaczyna nosić. Tysięczny raz słyszysz ten sam jej śmiech i nagle łapiesz się, że jak słyszysz ten śmiech, to cię aż nosi w środku, a przecież kiedyś uwielbiałeś jak się tak śmiała...
On po prostu uciekł na inną gałąź olewajac to że ma dzieci. skoro przy nowym życiu ma je gdzieś.. Tu jest rozczarowanie gościem.
Ooo, to jest akurat bardzo proste. Ona zabrała mu przecież dzieci. Wyprowadzając się z dziećmi pokazała nie mniej, nie więcej jak "idę i zabieram moje dzieci. Zabrała je jak swoją własność, nie ich. Skoro to jej dzieci, to proszę bardzo... Dziecinne co? Ale cóż prawdziwe.
Ela210 napisał/a:Tylko partnerka to nie mama co ma się domyślać co dziecko boli.
Nie zgodzę się. Przestajesz myśleć co tam się dzieje w głowie partnera/partnerki, to już przegrałaś. Nic się nie dzieje? To znaczy, że bardzo dużo się dzieje tylko ty już tego nie widzisz. Skoro nawet statystyki wskazują, że duży kryzys wyskakuje ok. 8-10 lat związku, to znaczy, że ten kryzys narastał przez lata. Zaczynając od banalnego znudzenia. Patrzysz już tysięczny dzień na tą samą kobitę, matko już samo to potrafi zdołować i spowodować, że faceta zaczyna nosić. Tysięczny raz słyszysz ten sam jej śmiech i nagle łapiesz się, że jak słyszysz ten śmiech, to cię aż nosi w środku, a przecież kiedyś uwielbiałeś jak się tak śmiała...
Ela210 napisał/a:On po prostu uciekł na inną gałąź olewajac to że ma dzieci. skoro przy nowym życiu ma je gdzieś.. Tu jest rozczarowanie gościem.
Ooo, to jest akurat bardzo proste. Ona zabrała mu przecież dzieci. Wyprowadzając się z dziećmi pokazała nie mniej, nie więcej jak "idę i zabieram moje dzieci. Zabrała je jak swoją własność, nie ich. Skoro to jej dzieci, to proszę bardzo... Dziecinne co? Ale cóż prawdziwe.
Wedle Twoich opisow Snake facet to naprawde grymasne dziecko, ktore szybko sie nudzi, potrzebuje nowych bodzcow i samo nie wie czego chce a kobieta, jak to juz napisala Ela, ma byc czujna mamusia ktora powinna sama wypytywac czy brzusio nie boli i nie czas zmienic pieluche bo bobas sam nie wyartykuluje, ze cos jest nie tak. No i ten opis, ze wciaz ta sama kobieta, ten sam smiech juz nudny i do porzygu. Czy wogole dopuszczasz mysl ze dokladnie te same odczucia moze miec zona? Bo odnosze wrazenie ze postrzegasz mezczyzn jako ludzi specjalnej troski, ktorzy z racji tego wymagaja szczegolnego traktowania.
Oj tam, na noc nie wracał. Ale o świcie drogę do domu znajdował? Znaczy pamiętał, gdzie dom jego i rodzina. Też wracałem o świcie
Czy to tak ważne dla kobiet żeby facet mówił gdzie był i co robił? Gładkie kłamstwo lepsze od milczenia?
autentycznie ręce mi opadły..
Nie no oczywiście, że nieważne gdzie był, z kim i co robił. Kobieta powinna zawsze czekać, być wdzięczna że pan mąż raczył wrócić i dać jeszcze ciepły obiadek a po posiłku przykryć kocykiem na tapczanie i donieść zimne piwko z lodówki. A takiego!
Czasy niewolnictwa dawno się skończyły tak a propos. Jeśli ktoś szuka rozrywki poza domem to niech idzie mieszkać do hotelu, tam będzie mógł robić co chce, za jedzenie zapłaci i pranie i jeszcze tłumaczyć się nie będzie musiał. A nie niszczy druga osobę. To tyczy obu płci.
Ela210 napisał/a:On po prostu uciekł na inną gałąź olewajac to że ma dzieci. skoro przy nowym życiu ma je gdzieś.. Tu jest rozczarowanie gościem.
Ooo, to jest akurat bardzo proste. Ona zabrała mu przecież dzieci. Wyprowadzając się z dziećmi pokazała nie mniej, nie więcej jak "idę i zabieram moje dzieci. Zabrała je jak swoją własność, nie ich. Skoro to jej dzieci, to proszę bardzo... Dziecinne co? Ale cóż prawdziwe.
Wymyślasz jakieś niestworzone historie. Ja mu dzieci nie zabrałam, tylko on sam nie chciał się nimi zajmować. Np. kiedy jeszcze razem mieszkaliśmy miał się nimi zająć wieczorem, bo sam tak chciał i zadeklarował - nie przyszedł i nie dał nawet znać. Takie zachowanie to nie był pojedynczy przypadek. Nie można było na niego liczyć w kwestii opieki, w domu prawie się nie pojawiał. Zanim się wyprowadziłam wiele razy próbowałam z nim rozmawiać na ten temat - nie wyprowadziłam się ani nagle, ani bez słowa. Mogliśmy normalnie ustalić opiekę, ale on to olał. Dzieci nie są moje, tylko nasze. Nie ja jestem osobą, która tego nie rozumie, tylko mój mąż.
Wedle Twoich opisow Snake facet to naprawde grymasne dziecko, ktore szybko sie nudzi, potrzebuje nowych bodzcow i samo nie wie czego chce a kobieta, jak to juz napisala Ela, ma byc czujna mamusia ktora powinna sama wypytywac czy brzusio nie boli i nie czas zmienic pieluche bo bobas sam nie wyartykuluje, ze cos jest nie tak. No i ten opis, ze wciaz ta sama kobieta, ten sam smiech juz nudny i do porzygu. Czy wogole dopuszczasz mysl ze dokladnie te same odczucia moze miec zona? Bo odnosze wrazenie ze postrzegasz mezczyzn jako ludzi specjalnej troski, ktorzy z racji tego wymagaja szczegolnego traktowania.
Dodam od siebie, że mam wrażenie, iż Snake uważa, że to co zrobił mąż cslady jest rzeczą normalną i każdemu to się przytrafi po 8-10 latach związku.
Więc w zasadzie to nic się nie stało, autorka powinna była to brać pod uwagę rodząc dzieci i zakładać dom.
Snake, rozgrzeszasz jej męża, ba! uważasz że to jej wina. Bo gdyby się nie wyprowadziła, dałaby sygnał mężowi, że nadal jej zależy, mimo iż ten jest nią niezainteresowany. Wg Ciebie, powinna ona błagać go o miłość. No niestety, tak to nie działa.
Cslady nie prosiła o rady dot. męża, tylko o poradzenie sobie z uczuciami. Jej świat rozpadł się na kawałki i zebranie ich z podłogi zajmie trochę czasu.
Ela210 napisał/a:Tylko partnerka to nie mama co ma się domyślać co dziecko boli.
Nie zgodzę się. Przestajesz myśleć co tam się dzieje w głowie partnera/partnerki, to już przegrałaś. Nic się nie dzieje? To znaczy, że bardzo dużo się dzieje tylko ty już tego nie widzisz. Skoro nawet statystyki wskazują, że duży kryzys wyskakuje ok. 8-10 lat związku, to znaczy, że ten kryzys narastał przez lata. Zaczynając od banalnego znudzenia. Patrzysz już tysięczny dzień na tą samą kobitę, matko już samo to potrafi zdołować i spowodować, że faceta zaczyna nosić. Tysięczny raz słyszysz ten sam jej śmiech i nagle łapiesz się, że jak słyszysz ten śmiech, to cię aż nosi w środku, a przecież kiedyś uwielbiałeś jak się tak śmiała...
Ela210 napisał/a:On po prostu uciekł na inną gałąź olewajac to że ma dzieci. skoro przy nowym życiu ma je gdzieś.. Tu jest rozczarowanie gościem.
Ooo, to jest akurat bardzo proste. Ona zabrała mu przecież dzieci. Wyprowadzając się z dziećmi pokazała nie mniej, nie więcej jak "idę i zabieram moje dzieci. Zabrała je jak swoją własność, nie ich. Skoro to jej dzieci, to proszę bardzo... Dziecinne co? Ale cóż prawdziwe.
Żałosne. Nikt nikogo nie trzyma na siłę. Jak się nie podoba śmiech czy inne duperele to drzwi są tam gdzie zawsze były. Nie bo po co. Lepiej udawać i uciekać jak smarkacz z domu w imprezy i przygody niż stawić czoła i zakończyć związek z fasonem.
Nagle wstała pięknego poranka i wyprowadziła się?.
Jak znam życie to autorka oszczędziła tu nam opisu wielu przykrych scen. kiedy jej się wydawało ze o cos walczą razem a On walczy l tylko o siebie.
Teraz to on cale swoje życie z nią musi sprowadzać do parteru zdeptac.. By mógł to znieść.
A ona pogodzić się z tym że złoto z obrączki to zwykły tombak.
Bo tu nie chodzi o to.ze On się zakochał.bo to się zdarza.. Tylko o styl rozstania. Zresztą czy ktoś zdolny do miłości potraktuje tak byłą żonę i dzieci.
Podziwiam odwagę tamtej Pani.. Bo ja bym nie chciała gościa który dawne życie tak po prostu wyrzucił na śmietnik.
.
Nagle wstała pięknego poranka i wyprowadziła się?.
Jak znam życie to autorka oszczędziła tu nam opisu wielu przykrych scen. kiedy jej się wydawało ze o cos walczą razem a On walczy l tylko o siebie.
Nie opisuję tego, bo to nie ma sensu. Nie chcę pastwić się nad mężem gdzieś na forum, a po za tym nie widzę sensu, by do tego wracać i rozdrapywać. Taką refleksję i dochodzenie do "wniosków" zrobię sobie wtedy, gdy będę na to gotowa. On już i tak mnie nie kocha, więc nawet nie nastawiam się na walkę. Kontakt z dziećmi bardzo chętnie ułatwię mu na każdy możliwy sposób, tylko on też musiałby tego chcieć. A na razie mówi mi, że chce, ale nie ma czasu.
Cslady,
Jak się czujesz? kiedy masz spotkanie z psychologiem?
Cslady,
Jak się czujesz? kiedy masz spotkanie z psychologiem?
Raz lepiej, raz gorzej. Choć to "lepiej" to nadal nie jest "dobrze". W ciągu dnia jakoś to leci. Najgorsze są wieczory i weekendy. Nie lubię myśli, że niedługo będzie piątek i dwa dni wolnego, choć obiektywnie przyda mi się odpoczynek. Spotkanie z psychologiem umówiłam na piątkowe popołudnie.
Tzw. Terapia wsparcia dobrze Ci zrobi , chociaż z psychologami też różnie bywa , są i wśród nich czarne owce .Czasem trzeba zmienić . Mój i ż pierwszy kontakt z panią psycholog był taki , że wysłała nas gdzieś indziej , chyba ją przerosło=)
Znacznie więcej wniosło mi wygadanie się z ludźmi z podobnymi problemami niż psycholog , ale trzeba próbować wszystkiego , poukładać wszystko na nowo.
Tak planuję zrobić - rozmowy swoją drogą, ale psychologa też można wypróbować. Nie zakładam że od razu trafię na tego, z którym "zaiskrzy", ale popróbuję wizyt u różnych jak będzie trzeba.
Czy wogole dopuszczasz mysl ze dokladnie te same odczucia moze miec zona? Bo odnosze wrazenie ze postrzegasz mezczyzn jako ludzi specjalnej troski, ktorzy z racji tego wymagaja szczegolnego traktowania.
Jakbyś odrzuciła kobiece uprzedzenia do tego co pisze facet, to byś zauważyła, że moja myśl dotyczyła obu stron. Wybacz, że konkretne, możliwe sytuacje, odczucia opisuję z punktu widzenia faceta ale urodziłem się z wackiem, a nie cipką i nie narzekam też na identyfikację płci w mózgu.
Nie no oczywiście, że nieważne gdzie był, z kim i co robił. Kobieta powinna zawsze czekać, być wdzięczna że pan mąż raczył wrócić i dać jeszcze ciepły obiadek a po posiłku przykryć kocykiem na tapczanie i donieść zimne piwko z lodówki. A takiego!
Czasy niewolnictwa dawno się skończyły tak a propos. Jeśli ktoś szuka rozrywki poza domem to niech idzie mieszkać do hotelu, tam będzie mógł robić co chce, za jedzenie zapłaci i pranie i jeszcze tłumaczyć się nie będzie musiał. A nie niszczy druga osobę. To tyczy obu płci.
O matko! No właśnie skoro czasy niewolnictwa się skończyły, to facet może sobie ze swojego mieszkania wychodzić kiedy chce i wracać kiedy chce. Dawniej facet to tylko w wojsku musiał po capstrzyku leżeć grzecznie w łóżku, teraz to już chyba tylko za kratami. Oczywiście, że jak facet znika na noc i nic nie mówi, to mówi tylko to brzmi "mam w d.... twoje zdanie na ten temat". Tylko naprawdę do tego się dochodzi jakiś czas.
Wymyślasz jakieś niestworzone historie. Ja mu dzieci nie zabrałam, tylko on sam nie chciał się nimi zajmować.
Odnoszę się do tego co sama wcześniej napisałaś. Przecież nie czytam w myślach. Nie mniej mechanizm pozostaje ten sam.
Dodam od siebie, że mam wrażenie, iż Snake uważa, że to co zrobił mąż cslady jest rzeczą normalną i każdemu to się przytrafi po 8-10 latach związku.
Nie wiem czy normalną ale dość pospolitą i tak może się zdarzyć każdemu.
Więc w zasadzie to nic się nie stało, autorka powinna była to brać pod uwagę rodząc dzieci i zakładać dom.
Dokładnie tak. Ja wiem, że wygodniej zakładać, że przykre rzeczy zdarzają się tylko innym ale niestety to tak nie działa. Ja osobiście na przykład zakładam, że wychodząc rano mogę wieczorem nie wrócić, bo mnie gdzieś rozjedzie TIR albo co. A propos zdrady zawsze mogłem co najwyżej powiedzieć, że na stan mojej obecnej wiedzy i odczuć nie widzę takiego ryzyka ze swojej strony w najbliższym horyzoncie czasowym. No ale skąd ja mogę wiedzieć co będzie za rok? Zdarzało się, że przez 20 lat byłem sam przed sobą święcie przekonany, że czegoś nigdy w życiu nie zrobię, (jak to ja?!)a potem jak przyszło co do czego, to to robiłem. Potem przechodziłem nad tym do porządku dziennego "widać taki jestem naprawdę".
Snake, rozgrzeszasz jej męża, ba! uważasz że to jej wina. Bo gdyby się nie wyprowadziła, dałaby sygnał mężowi, że nadal jej zależy, mimo iż ten jest nią niezainteresowany. Wg Ciebie, powinna ona błagać go o miłość. No niestety, tak to nie działa.
Nie, dlaczego? Wprost przeciwnie uważam, że dobrze zrobiła. Tylko po co rozkminiać, że w jego oczach nie ma już tego i tamtego? No nie ma, było ale się skończyło.
Bo tu nie chodzi o to.ze On się zakochał.bo to się zdarza.. Tylko o styl rozstania. Zresztą czy ktoś zdolny do miłości potraktuje tak byłą żonę i dzieci.
Podziwiam odwagę tamtej Pani.. Bo ja bym nie chciała gościa który dawne życie tak po prostu wyrzucił na śmietnik.
Serio podziwiasz, czytaj dziwisz się? Dziwić to się można pani, która daje się zapłodnić facetowi mającemu już siódemkę dzieci z trzema innymi kobietami z czego jedna jest wciąż żoną i snuje plany na dalsze, wspólne i radosne życie. Więc sorki ale życie wyraźnie pokazuje, że głupota i naiwność są bezdenne.
A co do stylu. To jego zmartwienie, nie jej. Zająć się swoim życiem, dziećmi, a nad tamtym spuścić zasłonę litościwego milczenia. Jak to mówią, jeszcze przyjdzie koza do woza...
Dodam od siebie, że mam wrażenie, iż Snake uważa, że to co zrobił mąż cslady jest rzeczą normalną i każdemu to się przytrafi po 8-10 latach związku.
Nie wiem czy normalną ale dość pospolitą i tak może się zdarzyć każdemu..
Owszem, ale nie wolno zakładać w dniu ślubu, że jest to małżeństwo na czas określony.
Więc w zasadzie to nic się nie stało, autorka powinna była to brać pod uwagę rodząc dzieci i zakładać dom.
Dokładnie tak. Ja wiem, że wygodniej zakładać, że przykre rzeczy zdarzają się tylko innym ale niestety to tak nie działa. Ja osobiście na przykład zakładam, że wychodząc rano mogę wieczorem nie wrócić, bo mnie gdzieś rozjedzie TIR albo co. A propos zdrady zawsze mogłem co najwyżej powiedzieć, że na stan mojej obecnej wiedzy i odczuć nie widzę takiego ryzyka ze swojej strony w najbliższym horyzoncie czasowym. No ale skąd ja mogę wiedzieć co będzie za rok? Zdarzało się, że przez 20 lat byłem sam przed sobą święcie przekonany, że czegoś nigdy w życiu nie zrobię, (jak to ja?!)a potem jak przyszło co do czego, to to robiłem. Potem przechodziłem nad tym do porządku dziennego "widać taki jestem naprawdę".
Gdyby każdy z nas wiedział co go czeka jutro, nie wyszedłby pewnie z domu, bo po co? Ja też nie lubię planować, ale do cholery, jak ktoś decyduje się na małżeństwo, dzieci to jednak bierze za to jakąś odpowiedzialność. To nie jest zabawa w dom i można odejść jak mi się znudzi. Każdy związek to ciężka praca, a nie robienie sobie dobrze. Jemu się znudziło, odkochał się i nara. Tak to powinno wyglądać? Wybrał najłatwiejsze z możliwych rozwiązań. Bo się zakochał...
Snake, rozgrzeszasz jej męża, ba! uważasz że to jej wina. Bo gdyby się nie wyprowadziła, dałaby sygnał mężowi, że nadal jej zależy, mimo iż ten jest nią niezainteresowany. Wg Ciebie, powinna ona błagać go o miłość. No niestety, tak to nie działa.
Nie, dlaczego? Wprost przeciwnie uważam, że dobrze zrobiła. Tylko po co rozkminiać, że w jego oczach nie ma już tego i tamtego? No nie ma, było ale się skończyło.
ok, skończyło się, ale wspólnie spędzone lata chyba obligują by przyznać się do wszystkiego, a nie odwrócić się plecami.
115 2019-03-27 15:50:29 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-03-27 15:51:00)
Nie wiem, z czego wynikają niektóre pomysły pojawiające się w temacie. Czasem przychodzi moment gdy dalsza walka byłaby już bezsensowna i tylko wyczerpywałaby coraz bardziej jedną ze stron, bo druga osoba w żaden sposób na to nie reaguje. Niektórzy tak jakby odwracają przyczynę którą było zachowanie męża (powiązane z ujawnioną później obecnością innej osoby) ze skutkiem którym było m.in. przeniesienie się przez autorkę razem z dziećmi w inne miejsce. Znam podobną sytuację gdy u mężczyzny pojawił się pomysł zaprzepaszczenia wieloletniego udanego małżeństwa na rzecz kobiety, którą znał kilka dni. Wieloletnia partnerka też walczyła długo, a stan psychiczny przez ten czas utrudniał codzienne funkcjonowanie. Podobnie jak tu, po kilku miesiącach przyszedł moment utraty wszelkiej nadziei i zaprzestanie starań, a odzyskanie równowagi psychicznej zajęło kolejnych kilka miesięcy. Relacja męża z inną kobietą później zakończyła się, a on chciał wrócić, ale trudno wyobrażać sobie, żeby po takiej sytuacji życie mogło wyglądać tak jak wcześniej.
Pokręcona Owieczka napisał/a:Dodam od siebie, że mam wrażenie, iż Snake uważa, że to co zrobił mąż cslady jest rzeczą normalną i każdemu to się przytrafi po 8-10 latach związku.
Snake napisał/a:Nie wiem czy normalną ale dość pospolitą i tak może się zdarzyć każdemu..
Owszem, ale nie wolno zakładać w dniu ślubu, że jest to małżeństwo na czas określony.
Pokręcona Owieczka napisał/a:Więc w zasadzie to nic się nie stało, autorka powinna była to brać pod uwagę rodząc dzieci i zakładać dom.
Snake napisał/a:Dokładnie tak. Ja wiem, że wygodniej zakładać, że przykre rzeczy zdarzają się tylko innym ale niestety to tak nie działa. Ja osobiście na przykład zakładam, że wychodząc rano mogę wieczorem nie wrócić, bo mnie gdzieś rozjedzie TIR albo co. A propos zdrady zawsze mogłem co najwyżej powiedzieć, że na stan mojej obecnej wiedzy i odczuć nie widzę takiego ryzyka ze swojej strony w najbliższym horyzoncie czasowym. No ale skąd ja mogę wiedzieć co będzie za rok? Zdarzało się, że przez 20 lat byłem sam przed sobą święcie przekonany, że czegoś nigdy w życiu nie zrobię, (jak to ja?!)a potem jak przyszło co do czego, to to robiłem. Potem przechodziłem nad tym do porządku dziennego "widać taki jestem naprawdę".
Gdyby każdy z nas wiedział co go czeka jutro, nie wyszedłby pewnie z domu, bo po co? Ja też nie lubię planować, ale do cholery, jak ktoś decyduje się na małżeństwo, dzieci to jednak bierze za to jakąś odpowiedzialność. To nie jest zabawa w dom i można odejść jak mi się znudzi. Każdy związek to ciężka praca, a nie robienie sobie dobrze. Jemu się znudziło, odkochał się i nara. Tak to powinno wyglądać? Wybrał najłatwiejsze z możliwych rozwiązań. Bo się zakochał...
Pokręcona Owieczka napisał/a:Snake, rozgrzeszasz jej męża, ba! uważasz że to jej wina. Bo gdyby się nie wyprowadziła, dałaby sygnał mężowi, że nadal jej zależy, mimo iż ten jest nią niezainteresowany. Wg Ciebie, powinna ona błagać go o miłość. No niestety, tak to nie działa.
Snake napisał/a:Nie, dlaczego? Wprost przeciwnie uważam, że dobrze zrobiła. Tylko po co rozkminiać, że w jego oczach nie ma już tego i tamtego? No nie ma, było ale się skończyło.
ok, skończyło się, ale wspólnie spędzone lata chyba obligują by przyznać się do wszystkiego, a nie odwrócić się plecami.
Chyba tylko jednostki są w stanie przyznać się , próbują często zostawiać sobie otwartą furtkę powrotu .A to nowe mimo fascynacji i motyli jednak nie jest tak pewne , szczególnie jak po kilku miesiącach oczy zaczynają się otwierać na różne nie spełnione obietnice kochanka czy kochanki .Rzeczywistość potrafi nieźle weryfikować
Owszem, ale nie wolno zakładać w dniu ślubu, że jest to małżeństwo na czas określony.
Nie można, nie można ale niby dlaczego ludzie się rozwodzą? Zakażesz rozwodów?
To nie jest zabawa w dom i można odejść jak mi się znudzi. Każdy związek to ciężka praca, a nie robienie sobie dobrze. Jemu się znudziło, odkochał się i nara. Tak to powinno wyglądać?
W komediach romantycznych pewnie tak to powinno wyglądać, a w normalnym życiu ludzie robią sobie małe i duże świństwa. Bardzo często nawet zupełnie bezinteresownie. No i co z tego?
ok, skończyło się, ale wspólnie spędzone lata chyba obligują by przyznać się do wszystkiego, a nie odwrócić się plecami.
Do niczego nie obligują poza konsekwencjami prawno - finansowymi. Reszta to kwestia dobrego wychowania i jako takiego poczucia przyzwoitości. Facet okazał się źle wychowany, bez poczucia przyzwoitości i klasy. No i co z tego? Olać gościa, a nie wpatrywać się w jego oczęta, że może jednak wybąka coś na pożegnanie. Będzie chciał się widywać z dzieci, to mu to umożliwiać. Będzie chciał spędzać święta z dziećmi, to mu to umożliwiać np. że zabierze je na dzień do babci. Nie ma żadnego obowiązku spędzania świąt z byłym mężem. O ile on w ogóle będzie teraz chciał. Skoro własna matka musi mu aranżować spotkania z dziećmi, to widać nie jest teraz specjalnie tym zainteresowany. Bywa.
Nie można, nie można ale niby dlaczego ludzie się rozwodzą? Zakażesz rozwodów?
A skąd! Sama skorzystałam z tej możliwości.
W komediach romantycznych pewnie tak to powinno wyglądać, a w normalnym życiu ludzie robią sobie małe i duże świństwa. Bardzo często nawet zupełnie bezinteresownie. No i co z tego?
To, że to boli. Jeśli spędziło się z kimś jakiś czas, to powinno się okazać mu choć odrobinę szacunku, ale tak jak zauważyłeś...
Facet okazał się źle wychowany, bez poczucia przyzwoitości i klasy.
I to boli cslady chyba najbardziej.
Myślę, że jest dużo gorzej. Nie chce mi się długo pisać z komórki ale cslady ma słuszne odczucia, że tak byli zgrani i się super rozumieli. Z tym, że on znał ją lepiej i ją zwyczajnie "wypuścił". Czyli jak po sznurku realizuje jego z dawna zaplanowany scenariusz. Zimny i cyniczny gość ale zdolny.
Przestajesz myśleć co tam się dzieje w głowie partnera/partnerki, to już przegrałaś. Nic się nie dzieje? To znaczy, że bardzo dużo się dzieje tylko ty już tego nie widzisz. Skoro nawet statystyki wskazują, że duży kryzys wyskakuje ok. 8-10 lat związku, to znaczy, że ten kryzys narastał przez lata. Zaczynając od banalnego znudzenia. Patrzysz już tysięczny dzień na tą samą kobitę, matko już samo to potrafi zdołować i spowodować, że faceta zaczyna nosić. Tysięczny raz słyszysz ten sam jej śmiech i nagle łapiesz się, że jak słyszysz ten śmiech, to cię aż nosi w środku, a przecież kiedyś uwielbiałeś jak się tak śmiała...
Idąc Twoim tokiem myślenia, nie warto w ogóle wierzyć w długoletnie szczęśliwe związki, bo i tak prędzej czy później pojawi się kryzys. Może i tak, ale istnieją pary, które przez ten kryzys przechodzą i dalej są razem a nie idą na łatwiznę wybierając zdradę.
Inna sprawa, że często zaklinamy rzeczywistość i postrzegamy czy też przedstawiamy nasz związek w lepszym świetle niż jest on w rzeczywistości. Myślę, że właśnie szczególnie kobiety w rozmowie z innymi kobietami mają takie skłonności uznając, że jakość ich związku, to jakie mają relacje z partnerem świadczą w dużej mierze o ich wartości i atrakcyjności. Stąd wiele związków jest udanych tylko na pokaz. Nie wiem czy tu też tak było ale to jest dość powszechne zjawisko.
Inna sprawa, że związek się zmienia kiedy pojawiają się dzieci i niestety to wtedy mężczyźni coraz częściej nie zdają egzaminu. Nowe obowiązki i fakt, że schodzą na dalszy plan, powoduje, że zaczynają szukać dowartościowania gdzieś indziej. Jednak w takiej sytuacji twierdzenie, że zona zaniedbała męża, nie interesowała co siedzi w ego głowie itd. jest bardzo nie na miejscu. Przy dwójce malutkich dzieci, trudno dbać o "misia" jak wtedy, kiedy było się tylko we 2-kę.
Posiadanie dzieci to decyzja i zobowiązanie dwojga ludzi, a nie tylko matki. A mąż co robi? Nawet teraz niby chciałby zajmować dziećmi ale biedaczek czasu nie może znaleźć.
Może facet nie dorósł do bycia ojcem? Tylko czy go to usprawiedliwia? Przecież po 7-8 latach bycia razem, zapewne razem podjęli decyzję o powiększeniu rodziny... a on się z tego wymiksował.
A cslady może i dobrze oceniała swój związek, męża... ale sprzed pojawieniem się dzieci. Potem może jej czujność została uśpiona bo doszły nowe obowiązki a małżonek zamiast ją wspierać przypomniał sobie, że jeszcze się nie wyszumiał. Smutne
Myślę, że jest dużo gorzej. Nie chce mi się długo pisać z komórki ale cslady ma słuszne odczucia, że tak byli zgrani i się super rozumieli. Z tym, że on znał ją lepiej i ją zwyczajnie "wypuścił". Czyli jak po sznurku realizuje jego z dawna zaplanowany scenariusz. Zimny i cyniczny gość ale zdolny.
Skoro znał ją i miał od dawna zaplanowany scenariusz, to mógł ją "wypuścić" zanim pojawiły się dzieci. Inaczej to zwykłe sk....stwo.
122 2019-03-27 19:18:59 Ostatnio edytowany przez Pokręcona Owieczka (2019-03-27 19:20:17)
Czy zdolny to się okaże z czasem, chyba że mówimy o zdolności do deptania czyichś uczuć.
Fakt, jak już było tu wspominane, uczucia z wiekiem słabną, niektóre umierają i jedni żyją tak sobie bez miłości ale z przyzwyczajenia, bo dzieci, bo lata, bo coś tam, a inni zawijają się i budują swoje życie od nowa. Każdy ma prawo budować swoje życie po swojemu, ale nie po trupach.
To, że nie chciał naprawiać małżeństwa, może świadczyć, że od bardzo dawna miał plan ewakuacji, a że była okazja....Tylko jedno mnie rusza - dzieci. Są małe, więc ile wcześniej miał w głowie scenariusz? Po co decydować się na potomstwo, skoro nie kocha się żony?
edit: jednocześnie z Roxann wspomniałyśmy o tym samym
Czy zdolny to się okaże z czasem, chyba że mówimy o zdolności do deptania czyichś uczuć.
Fakt, jak już było tu wspominane, uczucia z wiekiem słabną, niektóre umierają i jedni żyją tak sobie bez miłości ale z przyzwyczajenia, bo dzieci, bo lata, bo coś tam, a inni zawijają się i budują swoje życie od nowa. Każdy ma prawo budować swoje życie po swojemu, ale nie po trupach.
To, że nie chciał naprawiać małżeństwa, może świadczyć, że od bardzo dawna miał plan ewakuacji, a że była okazja....Tylko jedno mnie rusza - dzieci. Są małe, więc ile wcześniej miał w głowie scenariusz? Po co decydować się na potomstwo, skoro nie kocha się żony?edit: jednocześnie z Roxann wspomniałyśmy o tym samym
Jej mąż mógł ją kochać i wcale nie myśleć o ewakuacji z małżeństwa , nawet nie musiał myśleć o naprawie czegoś co całkiem możliwe funkcjonowało bardzo dobrze.Po prostu poznał kogoś , wszedł w nowy związek zauroczony nową osobą zachowując się przy tym jak nieodpowiedzialny chłopak a nie facet ,bo zdrada to jedno ale nie mieć czasu dla własnych dzieci to jak dla mnie dobrze o nim nie świadczy.
Myślę, że jest dużo gorzej. Nie chce mi się długo pisać z komórki ale cslady ma słuszne odczucia, że tak byli zgrani i się super rozumieli. Z tym, że on znał ją lepiej i ją zwyczajnie "wypuścił". Czyli jak po sznurku realizuje jego z dawna zaplanowany scenariusz. Zimny i cyniczny gość ale zdolny.
No w końcu ktoś również to zauważył...
Ja myślę, że nie miał żadnego planu, bo tak dobrze udawać się nie da.
Popłynął, motyle zdechną, i CSLady bedzie mieć go na głowie i jego dylematy
Idąc Twoim tokiem myślenia, nie warto w ogóle wierzyć w długoletnie szczęśliwe związki, bo i tak prędzej czy później pojawi się kryzys.
Idziesz jakimś innym tokiem myślenia, bo raczej nie moim. Ja tam nie wiem czy są długoletnie, szczęśliwe związki. Może są tylko te szczęśliwe i te długoletnie... Taki żarcik Na poważnie, kryzysy są po prostu wpisane w naturę związku. Nie pytaj czy nastąpi tylko kiedy.
Inna sprawa, że związek się zmienia kiedy pojawiają się dzieci i niestety to wtedy mężczyźni coraz częściej nie zdają egzaminu. Nowe obowiązki i fakt, że schodzą na dalszy plan, powoduje, że zaczynają szukać dowartościowania gdzieś indziej. Jednak w takiej sytuacji twierdzenie, że zona zaniedbała męża, nie interesowała co siedzi w ego głowie itd. jest bardzo nie na miejscu. Przy dwójce malutkich dzieci, trudno dbać o "misia" jak wtedy, kiedy było się tylko we 2-kę.
Pisałem o tym chyba w swojej pierwszej wypowiedzi, w tym temacie. Jest to naturalny moment na wystąpienie kryzysu. Może pisanie o czymś jest na miejscu albo nie ale czy to spowoduje, że zawstydzony kryzys sam się zażegna?
Posiadanie dzieci to decyzja i zobowiązanie dwojga ludzi, a nie tylko matki. A mąż co robi? Nawet teraz niby chciałby zajmować dziećmi ale biedaczek czasu nie może znaleźć.
Może facet nie dorósł do bycia ojcem? Tylko czy go to usprawiedliwia? Przecież po 7-8 latach bycia razem, zapewne razem podjęli decyzję o powiększeniu rodziny... a on się z tego wymiksował.
Kiedyś przeczytałem, że kobieta dostaje uczucia macierzyńskie prawie z automatu razem z paczką hormonów, które nią żądzą w trakcie ciąży i po, a facet musi się tych uczuć nauczyć. Na dodatek, co może nie jest dziś zbyt popularne ale całkiem niemała część męskiej populacji nie przepada za dziećmi. Szczególnie tymi małymi, czerwonymi, zasranymi i drącymi się od rana do wieczora w ich własnym domu. Tak się po prostu zdarza i dla wielu z tych facetów fakt ten również jest zaskoczeniem. Co nie zmienia, że tą niechęć odczuwają i w najlepszym wypadku dziecko będą tolerować. Bywa.
Skoro znał ją i miał od dawna zaplanowany scenariusz, to mógł ją "wypuścić" zanim pojawiły się dzieci. Inaczej to zwykłe sk....stwo.
Z dawna zaplanowany scenariusz oceniam na około 2 lata, czyli właśnie pojawienie się dzieci. Okres ostatnich kilku miesięcy kiedy ponoć pojawiły się zewnętrzne objawy u męża innego zachowania, to jest już czas "po ptakach". Wcześniej miesiące, rok następowała u niego wewnętrzna erozja i dojrzewał "plan". Kiedy wszystko sobie poukładał w głowie przystąpił do jego realizacji. Świetnie zna cslady więc założył jak zareaguje. Obstawiam dolary przeciw orzechom, że nocne eskapady spędzał wszędzie ale nie u domniemanej kochanki i ma na to dowody. Zamęczał ją swoim zachowaniem, milczeniem itp. czekając kiedy pęknie i... się wyprowadzi. Dopiero potem, kiedy wyprowadzka stała się faktem "dobił ją" potwierdzeniem romansu z inną kobietą czym ostatecznie sprowokował ją do złożenia wniosku o rozwód. Zachowanie wobec dzieci jest pewnie wypadkową być może tej niechęci, o której pisałem z kalkulacją celem wywołania stosownej reakcji.
Oczywiście to tylko moje konfabulacje ale ja bym tak właśnie zrobił. Zresztą na dużo mniejszą skalę tak się kiedyś wyplątałem z jednego związku. Nawet czując dużą dozę sympatii do kobiety zwykła kalkulacja każe potraktować ją odpowiednio podle żeby wykluczyć sens zadawania właśnie tych beznadziejnych pytań "a dlaczego", "a może jednak" itd. oraz zminimalizować czas potrzebny na taką operację. Coś jak chirurgiczne cięcie ale takie ponoć najszybciej się goją.
127 2019-03-27 21:53:03 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-03-27 21:53:42)
Kiedyś przeczytałem, że kobieta dostaje uczucia macierzyńskie prawie z automatu razem z paczką hormonów, które nią żądzą w trakcie ciąży i po, a facet musi się tych uczuć nauczyć. Na dodatek, co może nie jest dziś zbyt popularne ale całkiem niemała część męskiej populacji nie przepada za dziećmi. Szczególnie tymi małymi, czerwonymi, zasranymi i drącymi się od rana do wieczora w ich własnym domu. Tak się po prostu zdarza i dla wielu z tych facetów fakt ten również jest zaskoczeniem. Co nie zmienia, że tą niechęć odczuwają i w najlepszym wypadku dziecko będą tolerować. Bywa..
No, ale to akurat nie jest prawda i ma się nijak. Kobiety też nie wszystkie dostają od razu hormonów do głowy, a niektóre wcale nie. A niektóre ogólnie nie przepadają za dziećmi, nawet własnymi, które niby chciały. Ten argument odpada.
CsLady - bardzo Ci współczuję i kciuki trzymam za szybkie pozbieranie się Pomyśl, że nic nie dzieje się po nic
Z dawna zaplanowany scenariusz oceniam na około 2 lata, czyli właśnie pojawienie się dzieci. Okres ostatnich kilku miesięcy kiedy ponoć pojawiły się zewnętrzne objawy u męża innego zachowania, to jest już czas "po ptakach". Wcześniej miesiące, rok następowała u niego wewnętrzna erozja i dojrzewał "plan". Kiedy wszystko sobie poukładał w głowie przystąpił do jego realizacji. Świetnie zna cslady więc założył jak zareaguje. Obstawiam dolary przeciw orzechom, że nocne eskapady spędzał wszędzie ale nie u domniemanej kochanki i ma na to dowody. Zamęczał ją swoim zachowaniem, milczeniem itp. czekając kiedy pęknie i... się wyprowadzi. Dopiero potem, kiedy wyprowadzka stała się faktem "dobił ją" potwierdzeniem romansu z inną kobietą czym ostatecznie sprowokował ją do złożenia wniosku o rozwód. Zachowanie wobec dzieci jest pewnie wypadkową być może tej niechęci, o której pisałem z kalkulacją celem wywołania stosownej reakcji.
Oczywiście to tylko moje konfabulacje ale ja bym tak właśnie zrobił. Zresztą na dużo mniejszą skalę tak się kiedyś wyplątałem z jednego związku. Nawet czując dużą dozę sympatii do kobiety zwykła kalkulacja każe potraktować ją odpowiednio podle żeby wykluczyć sens zadawania właśnie tych beznadziejnych pytań "a dlaczego", "a może jednak" itd. oraz zminimalizować czas potrzebny na taką operację. Coś jak chirurgiczne cięcie ale takie ponoć najszybciej się goją.
Snake wybacz, ale żadnej kobiecie nie życzyłabym takiego faceta jak Ty...
No, ale to akurat nie jest prawda i ma się nijak. Kobiety też nie wszystkie dostają od razu hormonów do głowy, a niektóre wcale nie. A niektóre ogólnie nie przepadają za dziećmi, nawet własnymi, które niby chciały. Ten argument odpada.
Jasne, że nie wszystkie i nie zawsze. Wydawało mi się, że nie muszę tego dodawać Co nie zmienia tego, że faceci nawet tego nie dostają. Plus syndrom odstawienia
i przepis na kłopoty gotowy. Oczywiście nie wiem, nie znam się ale się wypowiem, bo czemu nie
Snake wybacz, ale żadnej kobiecie nie życzyłabym takiego faceta jak Ty....
To znaczy jakiego? Wiernego, w miarę czułego i w miarę zaradnego męża od 25 lat? Ojca od 14 lat, którego własne dzieci uwielbiają, a dzieci w ogóle mają do mnie jakąś słabość? Jest czas na miłość i jest na podłość. Po prostu daję do zrozumienia cslady żeby wreszcie przestała wpatrywać się w oczęta wciąż męża w poszukiwaniu czegoś czego już tam nie ma i nie będzie. Jest młodą, zdrową, inteligentną kobietą, która ma dla kogo żyć więc pora się otrząsnąć.
cslady historia jakich wiele.
Pytasz jak można tak z dnia na dzień, pewnie nie było z dnia na dzień ... tylko On się krył. Uczucia są jak narkotyk, uzależniają... dlaczego uzależnieni zaczynają kłamać, wynosić przedmioty z domu dla "Działki". Dlaczego sobie kogoś znalazł? - a dlaczego ludzie szczęśliwi mający wszystko niszczą sobie życie przez używki?
Potraktuj to jako dopust boży i przeżyj, a czas wszystko ułoży.