cslady napisał/a:Czasami mam wrażenie, że nie czytacie co do Was piszę, tylko na siłę próbujecie dopasować mnie do Waszych doświadczeń i wcisnąć mi rozwiązania, co do których od kilku stron mówię, że w moim przypadku nie zadziałają. Albo zwyczajnie się nie rozumiemy.
Ani Ciebie, ani, co jeszcze dziwniejsze, samych siebie, zapominając o tym, iż istnieje archiwum wszystkich postów każdego z użytkowników i można zweryfikować wiele wypowiedzi ; - )
CS pamiętaj o tym, iż zakładając taki wątek, że dzieląc się swoją historią bezwiednie wywołujesz efekt podobny do neuronów lustrzanych. Z tym, iż dzieje się to na poziomie narracji, a nie wizji i może u części osób czytających Twoje posty powodować właśnie takie refleksy. Czasem są to krzywe odbicia, niestety. To stąd tyle tu odniesień do osobistych przeżyć związanych ze zdradą i uznawanie ich za aksjomat oraz zachowania przypominające obronę Częstochowy. Osoby te, odnalazły już cel do którego powinnaś zdążać, ale póki co, kompletnie brak im argumentów, jak niby dokonać tego cudu wglądu w sytuację, bez dostępu do "bazy danych uczuciowych" pana zdradzającego. No chyba, że zastosujesz się posłusznie do rady Twojej znamienitej terapeutki i wykorzystasz urlop na wystawanie dzień w dzień pod robotą jaśnie pana dotąd, dopóki go nie przydybiesz, nie założysz mu "nelsona" i zacisnąwszy rąk na jego grdyce, nie wydusisz z niej tych straszliwych zbrodni, których się w małżeństwie dopuściłaś.
Chciałbym Ci jednak oszczędzić tropienia niewiernego ; - ))), bo tak naprawdę, jeśli dojdzie do procesu rozwodowego, to on, choć teraz zamienił się w sfinksa, będzie musiał sporządzić własne pismo dowodowe, a z niego, jak z otwartej księgi, na długo przed pierwszą rozprawą, detalicznie dowiesz się kiedy, gdzie, czym i jak mocno zrobiłaś mu kuku jako małżonkowi i w jaki sposób w ostateczności doprowadziłaś go na "bocznicę". Teraz, nie zaprzątaj więc sobie głowy powodami, przyczynami, winami i zabawą w odróżnianianie jednych od drugich. Jak już dostaniesz pismo procesowe, będziesz miała materiału do przemyśleń po pachy. "Ubawu" niestety też... :- (((
Musisz liczyć się też z tym, iż osoby dotknięte zdradą często, będą silnie projektować na Ciebie swoje przeżycia, doświadczenia, poglądy, bo wydaje im się, że już tę ścieżkę przeszły, że już osiągnęły cel i że udzielając swoich rad, poprowadzą Cię trochę na skróty, znanym sobie szlakiem, podpowiedzą jak iść, byś nie zbłądziła... Mogą się zatem dziwić, że Ty wybrałaś inny szlak, że masz swoją własną drogę, własny ogląd sytuacji, że rezygnujesz z ich podpowiedzi, że zachowujesz nie tak, jak oni sami zachowywali się w podobnych okolicznościach. Myślę też, że są tu osoby, które korzystając z Twojej historii same się tu "powtórnie terapeutyzują" i w zetknięciu z Twoim sposobem przeżywania, rozumowania, Twoją aktywnością lub pasywnością wobec zaistniałych faktów, mogą doznawać dysonansu i kompletnie nie kapować, że przez zdradę można przechodzić zupełnie inaczej, czyli na przykład tak, jak Ty i że one mają sobie wiele do wyrzucenia w związku z rozpadem ich relacji, a Ty niekoniecznie...
cslady napisał/a:feniks35 napisał/a:Ja sadze ze cslady wie o czym mowi. Myslę, ze gdyby moj maz odwinal mi podobny numer to mialabym podobnie jak ona. Nawet gdyby stanal ze mna w 4 oczy i wylozyl mi jak na tacy powody odejscia i bylyby to nawet powody typu: ona jest ladniejsza, zgrabniejsza mlodsza, znudzilas mi sie, facet potrzebuje podniet i przygody itp to bol i emocje nie ustapily ot tak. Nawet wiedzac z maz okazal sie ostatnim... ujem, tak poprostu, bo mogl, bo chcial potrzebowalabym czasu zeby przezyc zalobe po tym skonczonym.. uju. On moze nie kochal naprawde i szczerze ale ja tak i taka milosc nie wyparowywuje ot tak pod wplywem jakiejs wiedzy. Ta wiedza moze przyczynic sie do decyzji ze i tak dalsze zycie razem nie mialoby juz sensu ale zal i smutek ze sie ulokowalo uczucia i swoje nadzieje w kim tego nie wartym i samo uczucie milosci nie odchodzi ot tak. Ja tak to widze, piszac to z perspektywy dlugoletniego zwiazku. Jesli sie kogos kocha naprawde to ciezko ta milosc wygasic w sobie, nawet jesli druga osoba na nia nie zasluguje i mamy tego pelna swiadomosc.
Mogę się tylko pod tym podpisać.
Ja także parafuję wszystkie punkty tej wypowiedzi : - )))