Wiecie co w tym jest smutnego? Że Wy kochanki/kochankowie żonatych, meżatych robicie z siebie ofiary i nawet nimi jesteście, ale jesteście ofiarami swoich czynów. To nie jest tak, że ten maż/żona stają w drzwiach i jest wieeeelka miłość. Brniecie w to sami, świadomie, przekraczając kolejne granice a potem jest płacz i zgrzytanie zębów. Jedna wielka masakra. Zranieni są małżonkowie tych osób (a tego piekła nie da się opowiedzieć ani zobrazować), zranieni zostają bliscy (rodzina) a później kochanki/kochankowie. Przecież wchodziliście z pełną świadomością w te związki, jak się żonkiś przystawia bo mu źle w małżeństwie niech pokaże papiery rozwodowe. Nowy-Tu wiesz co mnie wkurza? już nawet nie Twoje postępowanie, zakochałeś się i to jest ponad Tobą, zdajesz sobie sprawę, ze to chory układ ale jak piszesz, że ta wspaniała kobieta patrzy tęsknym wzrokiem, gdy próbujesz się odcinać to mnie trafia szlag. Ciepełko w domu, mężuś a tu zabaweczka na boku, której ciężko odpuścić. Taplacie się w bagienku, może się kiedyś wygrzebiecie ale smród pozostanie, jedynym, który ma szanse jeszcze się uratować to mąż tej Pani ale tylko wtedy gdy puści ją wolno. Zadbaj o siebie i jak ktoś dobrze radził, spróbuj pobyć przez jakiś czas sam, zobacz, że rozwódce gotujesz taki los jak mężatka swojemu mężowi. Szkoda babki, szkoda Was.
Jak inaczej sobie z tym poradzić niż przez racjonalizacje ? Odcięcie totalne to tez działanie racjonalne, bo tu tylko rozum coś może zmienić. Albo nagła katastrofa. Macie racje pisząc ze gdyby jej mąż się dowiedział to by się wszystko nagle skończyło. Bo ona wcale nie chce ze mną być. Poza tym, czy ja z nią chciałbym być tak na zawsze? To chyba nie jest tego typu miłośc, to fascynacja fizyczna, zauroczenie. Tak sadze.
Bieganie pomaga bardzo na głowę tylko ze nie na stałe. Ale choc te krótkie chwile kiedy czuje ból w mięśniach, a nie sercu są warte wysiłku.
Jak inaczej sobie z tym poradzić niż przez racjonalizacje ? Odcięcie totalne to tez działanie racjonalne, bo tu tylko rozum coś może zmienić. Albo nagła katastrofa. Macie racje pisząc ze gdyby jej mąż się dowiedział to by się wszystko nagle skończyło. Bo ona wcale nie chce ze mną być. Poza tym, czy ja z nią chciałbym być tak na zawsze? To chyba nie jest tego typu miłośc, to fascynacja fizyczna, zauroczenie. Tak sadze.
Bieganie pomaga bardzo na głowę tylko ze nie na stałe. Ale choc te krótkie chwile kiedy czuje ból w mięśniach, a nie sercu są warte wysiłku.
Popatrz dwie walki a jakie podobne, ja jestem tą żoną (żona męża zauroczonego koleżanką z pracy) a Ty tą "koleżanką" a walczymy podobnie. Ty by wybić sobie "żonę" z głowy a ja, żeby nauczyć się żyć z moim mężem. Ćwiczenia fizyczne pomagają, nauka nowych języków, skupianie się na sobie nie na "nas" Mnie udało się uzyskać spokój po wielu miesiącach, czasem "walcze" jeszcze ale coraz rzadziej.
Tylko, żeby Ci nie przyszło do głowy "wykorzystywać" jej męża do tego aby to wszystko zakończyć. Bądź facetem odpowiedzialnym za swoje czyny i to zakończ. Jeśli to zauroczenie i fizyczność ciężko Ci będzie ją sobie obrzydzić, bo Ty to wszystko wiesz, wiesz jak Pani postępuje ale potem jest iskra i wszystko idzie w niepamięć. Nie widzisz jej, nakręcasz się i jest gorzej poza tym jest "zakazanym owocem" i nie masz żadnych zobowiązań wobec niej, jest Wam wygodnie. Załóżmy, że mąż dowiadując się o tym, mówi jej "adios" ona wprowadza się do Ciebie i.... Powiesz jej "nara" gdy Ci się znudzi? Wiesz, że zacznie Ciebie obwiniać o rozpad małżeństwa itd.? Wejdziesz w to będąc już na straconej pozycji.
Nigdy mi nie przyszło do głowy żeby powiedzieć jej mężowi. Pytałem ja czy jej mąż się nie domyśla. Zawsze mówiła ze jej mąż i małżeństwo to jej problem, ze jeśli ktoś jest winny to ona bo wiedziała co robi wchodząc w romans. Gdyby nie chciała to by tego nie było. Wiele razy pytałem jak radzi sobie w domu, niewiele mówiła. Nie chciała w ogóle o tym mówić. Nie usprawiedliwiam siebie. Czy bym ja powitał w drzwiach? Nie wiem, tak jak pisałem gdzieś wyżej nigdy tego nie brałem pod uwagę bo nie było nawet takiej furtki, nie dała mi cienia nadziei na to.
Staram się nie myśleć, racjonalizuje, jak jej nie widzę to jest dobrze.
Nowy, Netania czy Was nie gryzą wyrzuty sumienia? Rozumiem, że zakochanie, motyle w brzuchu itp. Ale czy nie macie żadnych skrupułów że względu na żonę/męża swoich kochanków? No i przede wszystkim, ze względu na ich dzieci???
Chcielibyście być na ich miejscu, na miejscu tych zdradzanych partnerów?
Myślę, że w ostatnim poście Nowego jest najbardziej trafna odpowiedź na to pytanie:
"
Zawsze mówiła ze jej mąż i małżeństwo to jej problem, ze jeśli ktoś jest winny to ona bo wiedziała co robi wchodząc w romans. Gdyby nie chciała to by tego nie było.
Myślę, że dlatego osoby wdające się w takie romanse nie mają wyrzutów sumienia, albo bardzo ograniczone, wobec małżonków kochanków, bo oprócz wiadomo motyli, amoku itd. czują się z tego niejako zwolnieni bo przy zdradzie każdy odpowiada sam za siebie. To nie kochanek/kochanka ma zobowiązania wobec zdradzanych. Oni schodzą całkowicie na inny plan.
Jak inaczej sobie z tym poradzić niż przez racjonalizacje ?
Jak sobie poradzić? Uprawiać z nią maksymalnie dużo seksu po pracy i przestać smucić się nad swym losem. W końcu romans powinien dodawać do szczęścia, a nie komplikować życie.
Jej małżeństwo, jej sprawa. Niech ona o siebie dba. Ty dbaj o siebie, ona o siebie i będzie dobrze.
Natomiast twoja niewierność w stosunku do tej drugiej kobiety którą poznałeś... hmmm... wierność ogranicza wolność i potem są dylematy moralne. Z drugiej strony dlaczego zakładać wierność? Bo choroby? Co leży u podstaw?
Netanka, wiele z tego co piszesz odnajduje u siebie...te same uczucia. Mnie czasem wyrzuty sumienia dopadają, wtedy właśnie się wycofuje. Ja tez zawsze gardziłem tymi którzy podkradają cudze żony, dlatego nie moge patrzec w lustro. Gardzę sam sobą. Teraz/dzisiaj jest dobrze, nie widzę jej, nie słyszę, nie czuje, oby tak dalej.
Z tym podkradaniem żony to są różne spojrzenia. Ja wychodzę z założenia, że nikt inny poza żoną niczego mi nie obiecał.
To żona dała słowo, którego nie dotrzymała a boczniak tylko skorzystał bo niby czemu miałby tego nie zrobić?
Istotniejszym jest jednak zastanowić się nad sobą i własnym postępowaniem.
Dlaczego wchodzę w takie relacje bez przyszłości? Co mnie do tego popycha?Dlaczego nie potrafię panować nad własnymi emocjami, w odpowiednim momencie się wycofać?
Zazwyczaj to obie strony mają swój odrębny problem dzięki któremu wchodzą w takie układy.
Podłoże może być różne. Często powielane są schematy z dzieciństwa. Bo to w dzieciństwie wpojone wręcz wgrane zostają nasze przekonania, postrzegania, wartości.
Ktoś kto nie miał odpowiedniego wzorca zwyczajnie powiela schemat w swoim dorosłym już życiu niszcząc tym samym siebie samego a niejednokrotnie i kilku innych ludzi.
To te zaprogramowane zachowania upraszczają życie, zwalniają z myślenia i analizy danych, ale tylko pozornie.
Niestety również uprzykrzają, przeszkadzają i zwyczajnie komplikują je ponieważ ograniczają zrozumienie wielu spraw, spaczają obiektywizm, powodują jakieś urojenia, wreszcie głupotę.
Często zdajemy sobie sprawę z własnych ograniczeń, ale z wygody nic z tym nie robimy. Nikt nie lubi wychodzić poza strefę własnego komfortu psychicznego, w którym jestem najlepszy, wystarczająco dobry, bez problemów, to inni mają problem, ale nie ja. Gdybyśmy pozbyli się tych złudzeń to już trzeba byłoby coś z tym zrobić a to wymagałoby trochę wysiłku i czasu więc trwamy w tych przekonaniach, tym samym karmiąc własne ego i wpadając w próżność.
Nieprzepracowane deficyty z dzieciństwa zbierają swoje żniwo.
Z tym podkradaniem żony to są różne spojrzenia. Ja wychodzę z założenia, że nikt inny poza żoną niczego mi nie obiecał.
To żona dała słowo, którego nie dotrzymała a boczniak tylko skorzystał bo niby czemu miałby tego nie zrobić?
Istotniejszym jest jednak zastanowić się nad sobą i własnym postępowaniem.
Dlaczego wchodzę w takie relacje bez przyszłości? Co mnie do tego popycha?Dlaczego nie potrafię panować nad własnymi emocjami, w odpowiednim momencie się wycofać?
Zazwyczaj to obie strony mają swój odrębny problem dzięki któremu wchodzą w takie układy.
Podłoże może być różne. Często powielane są schematy z dzieciństwa. Bo to w dzieciństwie wpojone wręcz wgrane zostają nasze przekonania, postrzegania, wartości.
Ktoś kto nie miał odpowiedniego wzorca zwyczajnie powiela schemat w swoim dorosłym już życiu niszcząc tym samym siebie samego a niejednokrotnie i kilku innych ludzi.
To te zaprogramowane zachowania upraszczają życie, zwalniają z myślenia i analizy danych, ale tylko pozornie.
Niestety również uprzykrzają, przeszkadzają i zwyczajnie komplikują je ponieważ ograniczają zrozumienie wielu spraw, spaczają obiektywizm, powodują jakieś urojenia, wreszcie głupotę.
Często zdajemy sobie sprawę z własnych ograniczeń, ale z wygody nic z tym nie robimy. Nikt nie lubi wychodzić poza strefę własnego komfortu psychicznego, w którym jestem najlepszy, wystarczająco dobry, bez problemów, to inni mają problem, ale nie ja. Gdybyśmy pozbyli się tych złudzeń to już trzeba byłoby coś z tym zrobić a to wymagałoby trochę wysiłku i czasu więc trwamy w tych przekonaniach, tym samym karmiąc własne ego i wpadając w próżność.
Nieprzepracowane deficyty z dzieciństwa zbierają swoje żniwo.
Fryt, czasami piszesz do rzeczy a czasami kompletnie od rzeczy.
Bo mamusia/tatuś mało tulili to pójdę bzyknąć się z atrakcyjną mężatką. Ona łatwa, chętna, bez zobowiązań... to dla czego nie? No, ale co do tego mają rodzice?
Ot koleś poszedł na przyjemną łatwiznę. A że się zauroczył przy okazji... no zdarza się. To jest seks, hormony itd.
No i tkwi sobie w tym łatwym zauroczeniu. Tym bardziej, że mężatka wciąż chętna i nie ułatwia mu odejścia.
Wiecie co w tym jest smutnego? Że Wy kochanki/kochankowie żonatych, meżatych robicie z siebie ofiary i nawet nimi jesteście, ale jesteście ofiarami swoich czynów. To nie jest tak, że ten maż/żona stają w drzwiach i jest wieeeelka miłość. Brniecie w to sami, świadomie, przekraczając kolejne granice a potem jest płacz i zgrzytanie zębów. Jedna wielka masakra. Zranieni są małżonkowie tych osób (a tego piekła nie da się opowiedzieć ani zobrazować), zranieni zostają bliscy (rodzina) a później kochanki/kochankowie. Przecież wchodziliście z pełną świadomością w te związki, jak się żonkiś przystawia bo mu źle w małżeństwie niech pokaże papiery rozwodowe. Nowy-Tu wiesz co mnie wkurza? już nawet nie Twoje postępowanie, zakochałeś się i to jest ponad Tobą, zdajesz sobie sprawę, ze to chory układ ale jak piszesz, że ta wspaniała kobieta patrzy tęsknym wzrokiem, gdy próbujesz się odcinać to mnie trafia szlag. Ciepełko w domu, mężuś a tu zabaweczka na boku, której ciężko odpuścić. Taplacie się w bagienku, może się kiedyś wygrzebiecie ale smród pozostanie, jedynym, który ma szanse jeszcze się uratować to mąż tej Pani ale tylko wtedy gdy puści ją wolno. Zadbaj o siebie i jak ktoś dobrze radził, spróbuj pobyć przez jakiś czas sam, zobacz, że rozwódce gotujesz taki los jak mężatka swojemu mężowi. Szkoda babki, szkoda Was.
Mogę mówić tylko za siebie - nie robię z siebie ofiary. Choć zapewne nią jestem. Ofiarą samej siebie. Swoich emocji i swoich postępków. Nie wiem jak nazwać to, co czuję do tego faceta. Miłość? To takie wielkie słowo i mylone zbyt często i z innymi uczuciami. Pożądanie, zakochanie, zauroczenie. Może kocham moje wyobrażenie o nim? Raczej tak. Bo czy można kochać kogoś, kogo widzimy raz - dwa razy w tygodniu? Przecież nie znam go w 100%. Nie mieszkam z nim. Nie pokłóciłam się z nim, nie pogodziłam się z nim. To jest jakieś takie chore randkowanie. Dziwaczny niby-związek. Po 11 miesiącach spotykania się w normalnych warunkach, z kimś wolnym, pewnie już byśmy poznali się nawzajem ze swoimi rodzinami. Ile przetrwa "związek" zamknięty tylko w sypialni? Jaki żałosny jest taki "związek". Nie myślę o tym w czasie spotkań. Spotkania to święto, euforia, jazda bez trzymanki. Niekończące się rozmowy, seks, jakiego przedtem nigdy nie miałam. Sześć godzin mija jak pięć sekund...
Piekło jest pomiędzy spotkaniami. Analizowanie pojedynczych wyrazów i stwierdzeń - jak "super, że mamy taką odskocznię", "teraz najważniejsze są dzieci/dziecko", "dziecko/dzieci by cierpiało/cierpiały gdybym odszedł", "muszę zabezpieczyć się finansowo, zanim odejdę", " na razie nie odejdę, bo nie mam jak", no i już klasyk - "nigdy nie mów nigdy", "czas pokaże co będzie" <kurtyna>
To piekło wynika z przemyśleń (moich, rzecz jasna) :
>robię źle, tak nie wolno, on ma przecież rodzinę
>dobrze, że ich nie zostawi, nie chcę, żeby cierpieli
> to co nas łączy nie ma racji bytu, nigdy nie będziemy razem, muszę to zakończyć, by nikt nie cierpiał. Najwyżej trochę poryczę, może mi szybko przejdzie
>boże, co ja zrobię jak go już nigdy nie zobaczę, co to będzie jak już nigdy z nim nie porozmawiam
> kocham go chyba, pustka po jego zniknięciu mnie zeżre
>muszę to skończyć, spotkam się z nim jeszcze ten jeden raz, ale potem to już skończę
…
i wiele takich innych cudów...
On na milion procent nie rozmyśla o tym nawet przez pół sekundy dziennie. Zrobił sobie ze mnie "odskocznię", jakbym była jakimś sportem albo wycieczką nad morze.
Dla mnie on nie jest odskocznią. Jest kimś bardzo ważnym.
Gdybym miała do tego takie samo podejście, byłoby prościej. Ale nie mam. I on o tym dobrze wie. O mojej słabości do niego. Podobnie jak mężatka Nowego perfidnie wykorzystuje swoją władzę.
Ale już niedługo. Nie wiem chyba się nażrę uspokajających, żeby mu powiedzieć w 4 oczy, że to koniec, bo inaczej poryczę się i zasmarkam a jednak chciałabym wyjść z tego z jakąś resztką własnej godności.
Żony mi szkoda. Bo pewnie nie jestem ani pierwszą ani ostatnią naiwną w jego życiu. Chciałabym znaczyć dla niego cokolwiek więcej ale raczej moja wartość została przez niego sprowadzona jedynie do narządów rozrodczych Dla exa byłam macicą na 2 nogach a dla niego jestem pochwą na dwóch nogach. Przykre, ale prawdziwe. Jak to skończę to dam sobie spokój z facetami. Nie rozumiem tego gatunku. Zupełnie. Zawsze wydawało mi się, że wystarczy kogoś pokochać, a potem wszystko się samo ułoży - on pokocha, dostrzeże moje wewnętrzne i zewnętrzne piękno, brokat i tęcza po prostu
a tu taki ch...
Dzięki za uwagę i przeczytanie tych wypocin
fryt napisał/a:Z tym podkradaniem żony to są różne spojrzenia. Ja wychodzę z założenia, że nikt inny poza żoną niczego mi nie obiecał.
To żona dała słowo, którego nie dotrzymała a boczniak tylko skorzystał bo niby czemu miałby tego nie zrobić?
Istotniejszym jest jednak zastanowić się nad sobą i własnym postępowaniem.
Dlaczego wchodzę w takie relacje bez przyszłości? Co mnie do tego popycha?Dlaczego nie potrafię panować nad własnymi emocjami, w odpowiednim momencie się wycofać?
Zazwyczaj to obie strony mają swój odrębny problem dzięki któremu wchodzą w takie układy.
Podłoże może być różne. Często powielane są schematy z dzieciństwa. Bo to w dzieciństwie wpojone wręcz wgrane zostają nasze przekonania, postrzegania, wartości.
Ktoś kto nie miał odpowiedniego wzorca zwyczajnie powiela schemat w swoim dorosłym już życiu niszcząc tym samym siebie samego a niejednokrotnie i kilku innych ludzi.
To te zaprogramowane zachowania upraszczają życie, zwalniają z myślenia i analizy danych, ale tylko pozornie.
Niestety również uprzykrzają, przeszkadzają i zwyczajnie komplikują je ponieważ ograniczają zrozumienie wielu spraw, spaczają obiektywizm, powodują jakieś urojenia, wreszcie głupotę.
Często zdajemy sobie sprawę z własnych ograniczeń, ale z wygody nic z tym nie robimy. Nikt nie lubi wychodzić poza strefę własnego komfortu psychicznego, w którym jestem najlepszy, wystarczająco dobry, bez problemów, to inni mają problem, ale nie ja. Gdybyśmy pozbyli się tych złudzeń to już trzeba byłoby coś z tym zrobić a to wymagałoby trochę wysiłku i czasu więc trwamy w tych przekonaniach, tym samym karmiąc własne ego i wpadając w próżność.
Nieprzepracowane deficyty z dzieciństwa zbierają swoje żniwo.Fryt, czasami piszesz do rzeczy a czasami kompletnie od rzeczy.
Bo mamusia/tatuś mało tulili to pójdę bzyknąć się z atrakcyjną mężatką. Ona łatwa, chętna, bez zobowiązań... to dla czego nie? No, ale co do tego mają rodzice?
Ot koleś poszedł na przyjemną łatwiznę. A że się zauroczył przy okazji... no zdarza się. To jest seks, hormony itd.No i tkwi sobie w tym łatwym zauroczeniu. Tym bardziej, że mężatka wciąż chętna i nie ułatwia mu odejścia.
Marata,
Kształtowani jesteśmy właśnie w dzieciństwie i wtedy uczymy się wzorców zachowań, wpajane są nam wartości, schematy postępowań, uczymy się interakcji z ludźmi, dokonywania wyborów poprzez obserwację właśnie rodziców. Przecież to naukowo udowodnione, że to nasze dzieciństwo ma wpływ na późniejsze dorosłe życie.
Pisząc o głaskaniu strasznie spłaszczasz i upraszczasz. Patologia nie jest nią tylko wtedy gdy ktoś stosuje przemoc fizyczną wobec nasz w dzieciństwie bądź występuje alkoholizm. To stereotyp. Patologią jest również wszechobecna przemoc psychiczna, metody manipulacji.
Jeśli ktoś przez 16 lat nie widział np szacunku swojego ojca do matki to skąd ma wiedzieć jak należy traktować kobietę? W dorosłym życiu również nie będzie mieć najprawdopodobniej tego szacunku. Po prostu nie ma na to zasobów, nie zna tego i nie robi tego specjalnie tylko ma wpojone głęboko takie schematy.
To, że ktoś zdaje sobie z tego sprawę i zwyczajnie to wykorzystuje to inna sprawa.
Mnóstwo jest takich osób, które żalą się, że nie miały dobrego domu, pełnej rodziny więc zdają sobie sprawę z tego, że deficyty występują i co...nie robią z tym nic. Nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, albo po prostu jest im wygodnie. A te zagrożenia to nic innego jak powielanie tego czego nauczyliśmy się za młodu.
Marata,
Kształtowani jesteśmy właśnie w dzieciństwie i wtedy uczymy się wzorców zachowań, wpajane są nam wartości, schematy postępowań, uczymy się interakcji z ludźmi, dokonywania wyborów poprzez obserwację właśnie rodziców. Przecież to naukowo udowodnione, że to nasze dzieciństwo ma wpływ na późniejsze dorosłe życie.
Pisząc o głaskaniu strasznie spłaszczasz i upraszczasz. Patologia nie jest nią tylko wtedy gdy ktoś stosuje przemoc fizyczną wobec nasz w dzieciństwie bądź występuje alkoholizm. To stereotyp. Patologią jest również wszechobecna przemoc psychiczna, metody manipulacji.
Jeśli ktoś przez 16 lat nie widział np szacunku swojego ojca do matki to skąd ma wiedzieć jak należy traktować kobietę? W dorosłym życiu również nie będzie mieć najprawdopodobniej tego szacunku. Po prostu nie ma na to zasobów, nie zna tego i nie robi tego specjalnie tylko ma wpojone głęboko takie schematy.
To, że ktoś zdaje sobie z tego sprawę i zwyczajnie to wykorzystuje to inna sprawa.
Mnóstwo jest takich osób, które żalą się, że nie miały dobrego domu, pełnej rodziny więc zdają sobie sprawę z tego, że deficyty występują i co...nie robią z tym nic. Nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, albo po prostu jest im wygodnie. A te zagrożenia to nic innego jak powielanie tego czego nauczyliśmy się za młodu.
Podpisuję się obiema rękami. Dzieciństwo, to czas, który przekłada się na całe życie. Wiele dzieci z tzw dobych domów mają tak ogromne deficyty uczuciowe,emocjaonalne, pomimo, że nie ma awantur, kłotni, alkoholu, czy przemocy a potrzeby ich są zapakajane - sa nakramione,ubrane, maja czasem wszystko co, chcą. A potem w dorosłym życiu nie potrafią rozmawiać, utrzymać relacji, pokonac wsydu czy podnieśc się z porażki.
Netanio,
pewnie jakiś czas temu, napisałabym Ci, że dobrze Ci tak i masz za swoje,ale teraz szczerze Ci współczuję. Mam nadzieję, że odnajdziesz w sobie pokłady jakiejś siły wewnetrznej i odejdziesz od tego człowieka, dla którego jesteś zabawką. Wiadomo, że też korzystasz ,ale popatrz sama jakie pokłady miłości dusisz w sobie, a mogłabyś być z kimś i nie musieć wiecznie czekać, zerkać na tel czy będzie czy nie, być dla kogoś kimś bardzo ważnym, albo i najważniejszym.
143 2019-03-13 11:30:50 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-03-13 11:46:30)
Netanio, to nawet nie chodzi o to, że dla tego żonatego jesteś pochwą na dwóch nogach. To znaczy o to chodzi też, wiadomo, jednak ja uważam, że temu zonkosiowi chodzi o to, że ma żonę i rajcuje go fakt, że może ja sobie zdradzać.
Wyobraź sobie taką sytuację, że oto jesteś jego żoną. Myślisz, że ciebie by nie zdradzał? Owszem też by cię zdradzał i tylko dlatego, że fajnie jest zdradzać żonę, to takie zabawne wymykac się z domu, kłamać komuś bezczelnie w oczy i napawać się swoim sprytem.
Ten rodzaj faceta lubi się od czasu do czasu ożenić, bo gdyby nie miał żony, to życie nie miałby tego smaczku.
Nie faszeruj się prochami, tylko umów się z nim w jakimś dziwnym miejscu np by punkt waszego spotkania wypadl np na środku fontanny, basenu albo w szalecie miejskim, lub wręcz w innym mieście, niech zasuwa autem, jemu powiedz że znalazłaś się w tarapatach i potrzebujesz jego pomocy i że jesteś tu i tu, a on niech przyjedzie i wybaluszy galy że zdziwienia gdzie ty go przywleklas, a potem napisz mu np " witaj w domu ukochany, twoja jajcarka" i w takim stylu z nim zakończ, a nie będziesz ladowala w siebie prochy i zalewając się łzami będziesz tłumaczyła mu, że nie chcem, ale muszem itd.
Gdybym ja była na jego miejscu, to pomyślabym sobie, że muszę być zajebista, skoro ta kobita aż tak wszystko to przeżywa.
Wyjdź po prostu z roli ofiary i zrób sobie jaja z tego chłopa. I niczego się nie bój, bo i tak nie można stracić czegoś, czego nigdy się nie miało.
Rozumiesz?
Czas leczy rany, trzeba podjąć decyzję i się jej trzymać. Zabawne...gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że będę dawała spokojne rady kochankom to bym go patelnią zdzieliła
Range u mnie już też spokojnie, dałam szansę ale uważam, ze to wszystko nie było tego warte, kochankę mam w poważaniu, chociaż dalej razem pracują, mam za złe jej tylko tyle, że sobie go nie wzięła, nie zażądała by ode mnie odszedł. Podobno ze sobą nie spali (tego się nie dowiem i nie zamierzam), to było (podobno) tylko emocjonalne (bolało w diabły). Dałam szansę bo kochałam (wtedy jeszcze tego przed zdradą), z czasem widzę w nim innego człowieka, zbłądził bo DDA bo zawsze mu mało adoracji itp. pieprzenie. Jest fajnie, spokojnie ale dlatego, ze nauczyłam się wiele przez ten rok, wiem, ze cokolwiek się stanie to sobie poradzę, nawet pomogę mu się spakować a łezkę uronię już po jego wyjściu. Żal mi tego, mój mąż był moim również najlepszym przyjacielem, osobie, której ufałam najbardziej na świecie. Żal mi tego, że już nigdy nie będzie na 100%, cząstka mnie jest tzw. "kwarantanną". Kiedyś poszłabym za męża na wojnę, wyobrażałam nas sobie jako staruszków, teraz już nie wzięłabym z nim kredytu na 30 lat. Zaakceptowałam fakt bo go nie zmienię ale nie uważam, ze moje małżeństwo jest lepsze, jest inne, my jesteśmy inni. Przez 16 lat byłam w fajnym związku, teraz jestem w innym związku z tym samym facetem. Jedno jest pewniejsze, ja jestem silniejsza i zadbam o siebie sama. Morze łez wylałam teraz uśmiecham się do siebie, do ludzi bo życie mamy jedno i nie raz nam jeszcze zasadzi kopa.
Wybaczcie, ze tyle napisałam o sobie ale wiele osób zdradzonych wejdzie na ten wątek. Może żeby się wyżyć na kochankach ale z doświadczenia wiem, że to nie ma sensu, to cecha charakteru, albo się ma kręgosłup moralny albo nie. Podobnie ze zdradzaczami. Jesteśmy ludźmi, ludzie błądzą
Monka racja. Powiem więcej, rozumiem tych, których tak targa od środka, otarlam się o te emocje i uczucia, i wiem, że nic nie jest czarne lub białe. Nie tylko zdrajcy sa tylko ludźmi, my wszyscy i tak naprawdę nigdy, powtarzam nigdy nie wiemy, czy któregoś dnia nie spojrzymy na kogoś a w środku nie pojawi się uczucie gorąca. Tylko kwestia tego, co z tym zrobimy
146 2019-03-13 14:36:25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-03-13 14:55:44)
Range- zrozumiałam dobrze- napisałaś jasno- "kobieta po kimś, nie tylko jego czyli.. zużyta.. coś w ten deseń.
Nie każdy tak to widzi po prostu.
Gary- ta nowa nie pisała się na niewierność- zasady omawia się na początku- tu jest ich przekroczenie- ona pewnie myśli o związku.
Co do tematu, jak Ci w jakimś układzie żle nie siedż tam, ale drugiej osoby o swoje decyzje nie obwiniaj- nie żądaj więcej niż Ci może dać.
Nie dotyczy to Roxann Ciebie- bo jak pamiętam on poderwał Cię nie informując o żonie- to dla mnie wyłudzenie seksu i tyle.
Autorze- jak OBOJE nie podejmiecie takiej samej decyzji- to będzie ciężko- i chyba będzie bo jest seks + benefity
Naprawdę co Cię boli?- wyrzuty sumienia wobec jej męża- wątpię.. byłyby wcześniej. Chęć zagarnięcia jej na własność chyba.. Czy coś innego?
resztę napisałam wcześniej.
Dziwna tu filozofia- kochance nie zależy- bo nie odejdzie od męża, a On cierpi biedny
Jemu niby zależy, bo chce by rozwaliła swoje małżeństwo, w którym jej chyba dobrze... i to niby wyższe uczucie jest.. Wow!
Chyba filozofia Kalego..
Ela, oboje podjęliśmy taka sama decyzje. Dni mijają i nic się nie dzieje. Zajmuje myśli nowa kobieta, póki co mężatki nie widzę, jest dobrze. Rozmawiam dużo z rozwódka, zagłębiam się w ten zwiazek, jest dobrze. Nie wymarze z głowy i serca tego co było. Chce żeby się udało.
Co mnie boli? To ze było nam super ale dotarło do mnie ze nigdy nie będzie normalnie. Ze podjąłem decyzje o zerwaniu, co prawda dopiero jak poznałem rozwódkę ale zawsze, i nie umiałem jej dotrzymać. Podczas spotykania się z rozwódka dwa razy spałem z mężatka i pisaliśmy do siebie gorące wiadomości. Boli mnie to ze zdradziłem mimo tego ze z kimś jestem. Ze nowy zwiazek zaczynam od kłamstwa. Boli mnie ze mimo nowej kobiety której nic nie brakuje wciąż kręci mnie mężatka i mam ja w głowie a chciałbym wyrzucić.
Range- zrozumiałam dobrze- napisałaś jasno- "kobieta po kimś, nie tylko jego czyli.. zużyta.. coś w ten deseń.
Nie każdy tak to widzi po prostu.
Gary- ta nowa nie pisała się na niewierność- zasady omawia się na początku- tu jest ich przekroczenie- ona pewnie myśli o związku.Co do tematu, jak Ci w jakimś układzie żle nie siedż tam, ale drugiej osoby o swoje decyzje nie obwiniaj- nie żądaj więcej niż Ci może dać.
Nie dotyczy to Roxann Ciebie- bo jak pamiętam on poderwał Cię nie informując o żonie- to dla mnie wyłudzenie seksu i tyle.
Autorze- jak OBOJE nie podejmiecie takiej samej decyzji- to będzie ciężko- i chyba będzie bo jest seks + benefity
Naprawdę co Cię boli?- wyrzuty sumienia wobec jej męża- wątpię.. byłyby wcześniej. Chęć zagarnięcia jej na własność chyba.. Czy coś innego?
resztę napisałam wcześniej.Dziwna tu filozofia- kochance nie zależy- bo nie odejdzie od męża, a On cierpi biedny
Jemu niby zależy, bo chce by rozwaliła swoje małżeństwo, w którym jej chyba dobrze... i to niby wyższe uczucie jest.. Wow!
Chyba filozofia Kalego..
Nie Ela, źle zrozumiałas, nie zużyta, nigdy bym nawet nie śmiała Tak powiedzieć o kimkolwiek, z resztą, gdybym sama się teraz rozwiodla, dotyczyloby to i mnie. Chodziło mi o przenośnie, facet, jako samiec ma męską dumę i nie lubi się "dzielić", a będąc kochankiem, świadomie się zgadza na to, że jest tym drugim. Szczególnie że mężatka dobrze z mężem żyje, więc pewnie i współżyje.
149 2019-03-13 15:41:23 Ostatnio edytowany przez RangeRove'a (2019-03-13 16:43:03)
Nowy, powodzenia!!! Szkoda tylko, że na starcie już z kłamstwem w tle
Jak przytoczyłaś męskie myślenie, to zgoda- w 90% przypadków tak mają.
Nowy, powodzenia!!! Szkoda że ma starcie już z kłamstwem w tle
Dzięki, choc szczęścia po mnie nie widać ponoć. I to kłamstwo właśnie mnie zżera. I to ze jednak o niej mysle.
Jak przytoczyłaś męskie myślenie, to zgoda- w 90% przypadków tak mają.
Te 10% to jakieś "eksponaty muzealne"
RangeRove'a napisał/a:Nowy, powodzenia!!! Szkoda że ma starcie już z kłamstwem w tle
Dzięki, choc szczęścia po mnie nie widać ponoć. I to kłamstwo właśnie mnie zżera. I to ze jednak o niej mysle.
Skoro szczęścia po Tobie nie widać to bardzo niedobrze. Masz początek związku i nie tryskasz szczęściem to niefajne, zawsze na początku jest ekscytacji, motyle i te sprawy, a tu od razu tak na chłodno.
Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
No nic z tobą. Zakochany jesteś w mężatce. Życie splatało Ci figla. Zdarza się. Zamiast sobie życie ułatwić i związać się ponownie dopiero przy okazji kolejnego zakochania to sobie komplikujesz życie wyrzutami sumienia wobec rozwódki z którą niby jesteś a tak naprawdę to nie jesteś. Taka miła koleżanka na nudny wieczór a nie ukochana. I wszystko na sobie wymuszasz... koniec z mężatka i początek z rozwódką, wszystko na siłę. Po co?
Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
Moim zdaniem - zostaw i jedną i drugą. Mężatka ma Cię w dupie i traktuje jak karmę dla własnego ego. Lubi Cię co najwyżej - podejrzewam, że jest egoistką, jak "mój" żonaty. Bawi się Twoimi emocjami. Rozwódki szkoda. I tak życie już ją poturbowało. Wiąże pewnie jakieś nadzieje ze spotkań z Tobą. Jeśli wciąż będziesz zauroczony mężatką, rozwódce zrobisz krzywdę. Najpierw wylecz się z mężatki, potem próbuj związków z inną kobietą. Tak myślę...
nowy_tu napisał/a:Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
Moim zdaniem - zostaw i jedną i drugą. Mężatka ma Cię w dupie i traktuje jak karmę dla własnego ego. Lubi Cię co najwyżej - podejrzewam, że jest egoistką, jak "mój" żonaty. Bawi się Twoimi emocjami. Rozwódki szkoda. I tak życie już ją poturbowało. Wiąże pewnie jakieś nadzieje ze spotkań z Tobą. Jeśli wciąż będziesz zauroczony mężatką, rozwódce zrobisz krzywdę. Najpierw wylecz się z mężatki, potem próbuj związków z inną kobietą. Tak myślę...
Netanio czy przeczytałaś to, co do ciebie napisałam przed południem? Pytam, bo jestem ciekawa, jak odnosisz się do mojego pomysłu. Napisalam, ponieważ zrobiło mi się ciebie szkoda, gdy pisałaś o tych prochach i że już niedługo zrobisz porządek ze swoim życiem.
Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
Nowy, skoro jest tak, jak to opisałeś, to prawdę mówiąc ja czegoś tu nie rozumiem. Z mężatka łącza was iście magiczne więzi i wygląda na to, że naprawdę jesteście ze sobą szczęśliwi.
Dlaczego więc do tej pory nie zrobiłeś nic w tym kierunku, by odbić ja jej mężowi. Ty ją kochasz, ona ciebie, więc ileż to roboty? Zabierasz kobietę do siebie i przeprowadzacie rozwód, a potem żyjecie że sobą na co dzien. Przecież mnóstwo ludzi tak właśnie robi.
Z tego, co ty opisujesz, to wygląda to tak, że tak naprawdę w ogóle nie rozmawiacie na temat tego, co dalej. Przecież to dziwne. Ty nie wiesz czy ona zostawiłaby dla ciebie męża, ona nie chce o tym rozmawiać, snujesz więc domysły, to ja nie wiem jak wy właściwie funkcjonujecie.
Ty pytasz ja czy on czegoś się domyśla, ona odpowiada, że nie.
Czy ta mężatka nie jest zainteresowana, co dalej? Ciągnie ja do ciebie, zaangażowała się uczuciowo i co? Nic więcej ja nie interesuje?
Przecież rzeczą zupełnie naturalna w waszym przypadku powinno być wasze wspólne dążenie do tego, by być że sobą w normalnym związku.
Netania napisał/a:nowy_tu napisał/a:Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
Moim zdaniem - zostaw i jedną i drugą. Mężatka ma Cię w dupie i traktuje jak karmę dla własnego ego. Lubi Cię co najwyżej - podejrzewam, że jest egoistką, jak "mój" żonaty. Bawi się Twoimi emocjami. Rozwódki szkoda. I tak życie już ją poturbowało. Wiąże pewnie jakieś nadzieje ze spotkań z Tobą. Jeśli wciąż będziesz zauroczony mężatką, rozwódce zrobisz krzywdę. Najpierw wylecz się z mężatki, potem próbuj związków z inną kobietą. Tak myślę...
Netanio czy przeczytałaś to, co do ciebie napisałam przed południem? Pytam, bo jestem ciekawa, jak odnosisz się do mojego pomysłu. Napisalam, ponieważ zrobiło mi się ciebie szkoda, gdy pisałaś o tych prochach i że już niedługo zrobisz porządek ze swoim życiem.
Czytałam niezły sposób - taki filmowy. Jednak kompletnie nie w moim stylu, nie byłoby mnie na to stać. Myślę, że na spokojnie powiem - to koniec, dłużej nie dam rady się tak szarpać, nie mam zamiaru brnąć dalej w coś, co nie ma kompletnie żadnego sensu, ani przyszłości. Wracaj do żony i dziecka i układaj sobie resztę swojego życia beze mnie.nie będę niczyją zabawką ani odskocznią. Mam już w głowie cały scenariusz, którego będę się trzymać. W sumie żal mi tego faceta. Sam nie wie czego chce od życia. A przy takim podejściu do uczuć innych ludzi, czeka go w przyszłości samotność. Ja bym tak nie chciała.
Zawsze byłam uczuciowa, emocjonalna, starałam się być dobra dla ludzi. Nie sprawiałam nigdy nikomu celowo przykrości. W związkach - 300% zaangażowania i przygotowana do przeszczepu nerka. W zamian dostawałam nic albo prawie nic. Traktowana byłam instrumentalnie. Nie chciałabym być przez resztę życia sama, ale aktualnie mam dosyć wszelkich związków
nowy_tu napisał/a:Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
Nowy, skoro jest tak, jak to opisałeś, to prawdę mówiąc ja czegoś tu nie rozumiem. Z mężatka łącza was iście magiczne więzi i wygląda na to, że naprawdę jesteście ze sobą szczęśliwi.
Dlaczego więc do tej pory nie zrobiłeś nic w tym kierunku, by odbić ja jej mężowi. Ty ją kochasz, ona ciebie, więc ileż to roboty? Zabierasz kobietę do siebie i przeprowadzacie rozwód, a potem żyjecie że sobą na co dzien. Przecież mnóstwo ludzi tak właśnie robi.
Z tego, co ty opisujesz, to wygląda to tak, że tak naprawdę w ogóle nie rozmawiacie na temat tego, co dalej. Przecież to dziwne. Ty nie wiesz czy ona zostawiłaby dla ciebie męża, ona nie chce o tym rozmawiać, snujesz więc domysły, to ja nie wiem jak wy właściwie funkcjonujecie.
Ty pytasz ja czy on czegoś się domyśla, ona odpowiada, że nie.
Czy ta mężatka nie jest zainteresowana, co dalej? Ciągnie ja do ciebie, zaangażowała się uczuciowo i co? Nic więcej ja nie interesuje?
Przecież rzeczą zupełnie naturalna w waszym przypadku powinno być wasze wspólne dążenie do tego, by być że sobą w normalnym związku.
Z tego co czytałam, to mężatka ma wywalone na rozwód i zmianę swojego życia. Siedzi sobie bezpieczna w swoim uwitym gniazdku i karmi swoje ego uczuciem Nowego. Czuje się pewnie taka cudowna, atrakcyjna i grzechu warta. Taki typ człowieka - jak ten "mój" żonaty. Ten to się napawa dopiero. Ze spotkania na spotkanie widać to coraz wyraźniej. Teraz remontuje mieszkanie - gładzie, panele i te sprawy. Mówi, że to dzięki mnie Jak to dupą można wyremontować cudze mieszkanie (hahaha). Moje będzie musiała wyremontować ekipa za ciężkie pieniądze, bo przecież Misio ma komu remontować...
Ulle - Twój pomysł niezły, ale ja szczerze wątpię, że on pojechałby gdziekolwiek, żeby ratować mnie z tarapatów.
ulle napisał/a:nowy_tu napisał/a:Mam jeszcze prywatne sprawy z ex żona i takie tam porozwodowe historie do uporządkowania. Nowa kobieta powinna dodawać skrzydeł ale jakoś nie dodaje. Nie mam poczucia ze moge góry przenosić. Znajomi tez się dziwią bo wg nich powinienem być w lepszym nastroju bo obiektywnie nic takiego się nie dzieje. I znowu jak „byłem” z mężatka to fruwałem i nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia. Kurde, co jest ze mną?!:/
Nowy, skoro jest tak, jak to opisałeś, to prawdę mówiąc ja czegoś tu nie rozumiem. Z mężatka łącza was iście magiczne więzi i wygląda na to, że naprawdę jesteście ze sobą szczęśliwi.
Dlaczego więc do tej pory nie zrobiłeś nic w tym kierunku, by odbić ja jej mężowi. Ty ją kochasz, ona ciebie, więc ileż to roboty? Zabierasz kobietę do siebie i przeprowadzacie rozwód, a potem żyjecie że sobą na co dzien. Przecież mnóstwo ludzi tak właśnie robi.
Z tego, co ty opisujesz, to wygląda to tak, że tak naprawdę w ogóle nie rozmawiacie na temat tego, co dalej. Przecież to dziwne. Ty nie wiesz czy ona zostawiłaby dla ciebie męża, ona nie chce o tym rozmawiać, snujesz więc domysły, to ja nie wiem jak wy właściwie funkcjonujecie.
Ty pytasz ja czy on czegoś się domyśla, ona odpowiada, że nie.
Czy ta mężatka nie jest zainteresowana, co dalej? Ciągnie ja do ciebie, zaangażowała się uczuciowo i co? Nic więcej ja nie interesuje?
Przecież rzeczą zupełnie naturalna w waszym przypadku powinno być wasze wspólne dążenie do tego, by być że sobą w normalnym związku.Z tego co czytałam, to mężatka ma wywalone na rozwód i zmianę swojego życia. Siedzi sobie bezpieczna w swoim uwitym gniazdku i karmi swoje ego uczuciem Nowego. Czuje się pewnie taka cudowna, atrakcyjna i grzechu warta. Taki typ człowieka - jak ten "mój" żonaty. Ten to się napawa dopiero. Ze spotkania na spotkanie widać to coraz wyraźniej. Teraz remontuje mieszkanie - gładzie, panele i te sprawy. Mówi, że to dzięki mnie Jak to dupą można wyremontować cudze mieszkanie (hahaha). Moje będzie musiała wyremontować ekipa za ciężkie pieniądze, bo przecież Misio ma komu remontować...
Ulle - Twój pomysł niezły, ale ja szczerze wątpię, że on pojechałby gdziekolwiek, żeby ratować mnie z tarapatów.
No to może jakimś cudem jeszcze ten pomysł wykorzystasz, nigdy nie wiadomo.
Nie przyjechałby, żeby ratować cię z tarapatów? No cóż. Pytanie czysto retoryczne, bo znam odpowiedź.
Teraz remontuje mieszkanie, w którym mieszka z żoną i to właśnie dzięki tobie? Paradny jest ten facet, słowo daję.
Myślę, że dodajesz my skrzydeł, bo przecież fakt, iż posiada kochankę i to jeszcze taką, która jest w nim zakochana na pewno pompuje jego ego.
Szkoda tylko, że twoje ego w tym samym czasie tak mocno cierpi.
Co do nowego. Przeczytałam cały wątek, ale nie jestem pewna czy ta mężatka rzeczywiście tak dobrze się bawi.
Może ona nie za bardzo chce wychodzić przed szereg jako kobieta i czeka na konkretną deklaracje nowego?
Ja średnio ogarniam co właściwie tych ludzi łączy. Jedno i drugie jest jakieś pasywne, jakby każde z nich żyło w swoim świecie. Ani on, ani ona nie da zainteresowani co dalej.
Ty np rozmawiasz z tym swoim żonatym i słyszysz, że dla dobra dzieci, że za jakiś czas, poczekamy itd stąd wniosek, że pytasz tego człowieka, co z wami dalej albo on sam czuje się jakby zobowiązany do tego, by coś co tam od czasu do czasu nasciemniac.
Natomiast nowy i jego wielką namiętność oraz miłość zachowują się nietypowo.
Ulle, my na temat przyszłości nie rozmawialiśmy w taki sposób jak Netanka. Ja może kilka razy pytałem co dalej, ona mówiła ze nie wie. Nigdy nie zapytałem wprost czy odejdzie od męża. Nigdy jej nie powiedziałem wprost ze chciałbym z nią być. Ona ma poukładane życie, fajne małżeństwo i dzieciaki, nie chce tego rozwalać. Ona ze trzy razy w ciągu naszego spotykania powiedziała sama ze kocha męża i od niego nie odejdzie. Ze nie można mieć dwóch. Ja stwierdziłem ze to nie ma sensu bo ona męża kocha i od niego nie odejdzie, ona nie zaprzeczyła. Wobec tego muszę się wycofać bo ta relacja dla mnie nie ma przyszłości. Czy walczyłem? Nie. Uznałem ze skoro mówi ze kocha męża to nie będę walczył. Nie próbowałem nawet. Nie przekonywałem jej ani nic z tych rzeczy. Powinienem? Nie wiem. Nic już nie wiem. Ona nigdy nie ściemniala jak facet Netanki. Nie obiecywała niczego nigdy. To ja snułem plany jak nakręcony ona słuchała tylko. Jak pytałem co czuje to mówiła ze to samo co ja. Ona jest w ogóle bardzo powściągliwa w mówieniu o uczuciach, jakby się bała odkryć albo powiedzieć prawdę. Nie wiem, wtedy mnie to nie zastanawiało w ogóle, teraz o tym mysle. Cała ta sytuacja nie ma żadnego sensu, wiem to.
Czy ta mężatka nie jest zainteresowana, co dalej? Ciągnie ja do ciebie, zaangażowała się uczuciowo i co? Nic więcej ja nie interesuje?
Przecież rzeczą zupełnie naturalna w waszym przypadku powinno być wasze wspólne dążenie do tego, by być że sobą w normalnym związku.
Ja do mnie ciagnie, zaangażowała się i ...nic. Mysle ze najbardziej by jej pasowało aby to właśnie tak trwało. Ona nie będzie dążyć do normalnego związku ze mną bo jest już w związku. Ja jestem dodatkiem jak Netanka. Poza tym ona mi nigdy nie powiedziała ze mnie kocha, ja jej tak (głupie serce). Ona mnie „prosiła” żebym się nie zakochiwał od samego początku a ja poszedłem jak w to jak durny, jakbym miał zaraz umrzeć i to by miały być ostatnie chwile mojego życia. Ocknąłem się, poznałem nowa i uznałem ze spróbuje. Probuje wiec.
No bez sensu, bez dwóch zdan.
Czyli że tak naprawdę nawet nie wiesz w czym ty właściwie byłeś/jesteś. I dlaczego ona zdradza męża?
Napisałeś, że wybierasz się na dwutygodniowy urlop i wrócisz jako inny człowiek. To bardzo dobry pomysł.
No bez sensu, bez dwóch zdan.
Czyli że tak naprawdę nawet nie wiesz w czym ty właściwie byłeś/jesteś. I dlaczego ona zdradza męża?
Napisałeś, że wybierasz się na dwutygodniowy urlop i wrócisz jako inny człowiek. To bardzo dobry pomysł.
Nie wiem dlaczego zdradza. Nie powiedziała tego nigdy, nie wiem czy czegoś jej brak w małżeństwie- pewnie tak ale nie wiem czego. Ona nie chciała o tym w ogóle rozmawiać. Nie wiem jak nazwać te relacje- zabawa w romans biurowy?
Jestem w delegacji, nie na urlopie ale najważniejsze ze jej nie widzę. Choc tęsknie.
166 2019-03-13 23:07:25 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-03-13 23:24:19)
ulle napisał/a:No bez sensu, bez dwóch zdan.
Czyli że tak naprawdę nawet nie wiesz w czym ty właściwie byłeś/jesteś. I dlaczego ona zdradza męża?
Napisałeś, że wybierasz się na dwutygodniowy urlop i wrócisz jako inny człowiek. To bardzo dobry pomysł.Nie wiem dlaczego zdradza. Nie powiedziała tego nigdy, nie wiem czy czegoś jej brak w małżeństwie- pewnie tak ale nie wiem czego. Ona nie chciała o tym w ogóle rozmawiać. Nie wiem jak nazwać te relacje- zabawa w romans biurowy?
Jestem w delegacji, nie na urlopie ale najważniejsze ze jej nie widzę. Choc tęsknie.
Pewnie same nie chce wiedzieć dlaczego bo się boi to wiedzieć ,nie angażuje sie bo też się boi nowego niepewnego życia być może boi się odrzucenia jak się zaangażuje .A mówi się rożne rzeczy "kocham męża" kocham dwóch" "kocham cię "itp na ogół to się mówi bo druga strona to słyszy i chce to słyszeć widać że się tym nakręca co podbija ego taka wzajemna adoracja i atencja.
Znam też przypadek z życia kiedy jednym z motywów zdrady była chęć doświadczenia tego taki eksperyment nie udany z resztą.
Jak byś był wolny bez dzieci przeszłości i zobowiązań to kto wie może.
I wszystko na sobie wymuszasz... koniec z mężatka i początek z rozwódką, wszystko na siłę. Po co?
Zdecydowałem ze tak trzeba. Ze skoro zwiazek z mężatka nie ma sensu to muszę to skończyć. Wyrzucam ja konsekwentnie ze swojej głowy. Do tego dochodza problemy poza sercowe,tak to nazwijmy, z którymi muszę się uporać. Wszystko naraz i nie radzę sobie z tym wszystkim sam.
ulle napisał/a:No bez sensu, bez dwóch zdan.
Czyli że tak naprawdę nawet nie wiesz w czym ty właściwie byłeś/jesteś. I dlaczego ona zdradza męża?
Napisałeś, że wybierasz się na dwutygodniowy urlop i wrócisz jako inny człowiek. To bardzo dobry pomysł.Nie wiem dlaczego zdradza. Nie powiedziała tego nigdy, nie wiem czy czegoś jej brak w małżeństwie- pewnie tak ale nie wiem czego. Ona nie chciała o tym w ogóle rozmawiać. Nie wiem jak nazwać te relacje- zabawa w romans biurowy?
Jestem w delegacji, nie na urlopie ale najważniejsze ze jej nie widzę. Choc tęsknie.
To proste, brakuje jej tych emocji, które Ty jej (do czasu) zapewniasz i dostarczasz.
Kobiety są zdecydowanie bardziej emocjonalnymi istotami niż mężczyźni.
Ponadto romans jest zawsze atrakcyjny. Dreszczyk emocji, który temu towarzyszy, zakazane zawsze lepiej smakuje.
Fascynacja nowym, motylki w brzuchu, same pozytywne emocje w przeciwieństwie do szarej zwykłej codziennej relacji i problemów jej towarzyszących.
To zawsze jest ułuda bo przecież trawa u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielona.
Muszę się z tym zgodzić Fryt. Niestety tak to właśnie bylo. Stad brak wyznawania uczuc i planów z jej strony. Byłem zabawka, miła odmiana. Dlatego to teraz ja bardziej cierpię, jej wszystko jedno. No może jestem niesprawiedliwy bo jednak się wciągnęła wiec pewnie jakiś ból odczuwa....
Nowy,
nie Chcę Ci mieszkać w głowie, bo uważam jak ktoś wyżej napisał że najlepiej byłoby Ci teraz samemu. Bez mężatki. Bez rozwodki. Dojść do siebie, pobyć samemu że sobą, ogarnąć się. Ale docenić trochę samotność i bardziej polubić siebie i swoje towarzystwo, bo mam wrażenie że trochę podbijasz swoją samoocenę postrzeganiem Ciebie przez w tym przypadku kobiety. Ale do rzeczy, jak napisał Fryt, kobiety są bardziej emocjonalne, i myślę.że bardzo możliwe że nie jesteś jej obojętny, może czuje motyle, też przeżywa, ale racjonalizacja nie pozwala jej nawet uwolnić, ani wypowiedzieć tych uczuć bo wie, że wtedy sama popłynie, a zachowanie status quo, czyt.porządku w rodzinie jest najważniejsze.
Nieźle zaszalałeś! Zasadę ktoś kiedyś stworzył prostą, trochę ją sparafrazuję, by nie była zbyt dosadna: gdzie się mieszka i pracuje, tam się sercem nie wojuje.
Muszę się z tym zgodzić Fryt. Niestety tak to właśnie bylo. Stad brak wyznawania uczuc i planów z jej strony. Byłem zabawka, miła odmiana. Dlatego to teraz ja bardziej cierpię, jej wszystko jedno. No może jestem niesprawiedliwy bo jednak się wciągnęła wiec pewnie jakiś ból odczuwa....
Nie sądzę, by było jej wszystko jedno. Fakt ma lepszą sytuacje bo ma męża, którego kocha, a ty jesteś sam z jakąś rozwódką, która jest ci obojętna.
Wspomniałeś, że jesteś świeżo po rozwodzie i że dopinasz tylko ostatnie sprawy z była żoną i w związku z tym pozwolisz, że zapytam czy mężatka nie ma przypadkiem nic wspólnego z twoim rozwodem. A jeśli by tak było, to może siedzi w tobie, że ty zdążyłeś się rozwieźć, a ona dalej jest z mężem?
Tylko pytam, bo wspomniałeś o swoim małżeństwie.
nowy_tu napisał/a:Muszę się z tym zgodzić Fryt. Niestety tak to właśnie bylo. Stad brak wyznawania uczuc i planów z jej strony. Byłem zabawka, miła odmiana. Dlatego to teraz ja bardziej cierpię, jej wszystko jedno. No może jestem niesprawiedliwy bo jednak się wciągnęła wiec pewnie jakiś ból odczuwa....
Nie sądzę, by było jej wszystko jedno. Fakt ma lepszą sytuacje bo ma męża, którego kocha, a ty jesteś sam z jakąś rozwódką, która jest ci obojętna.
Wspomniałeś, że jesteś świeżo po rozwodzie i że dopinasz tylko ostatnie sprawy z była żoną i w związku z tym pozwolisz, że zapytam czy mężatka nie ma przypadkiem nic wspólnego z twoim rozwodem. A jeśli by tak było, to może siedzi w tobie, że ty zdążyłeś się rozwieźć, a ona dalej jest z mężem?
Tylko pytam, bo wspomniałeś o swoim małżeństwie.
Ponadto rodzi się kolejne pytanie.
Czy zatem nie za szybko wchodzisz w nową relację, jeśli nie wyszedłeś jeszcze do końca z poprzedniej?
Bardzo mało czasu na refleksję po nieudanym małżeństwie potrzebowałeś.
Odpowiadając na pytania - nie, mężatka nie ma nic wspólnego z rozwodem. Między mną a ex zle było od lat, mężatka pojawiła się dużo później. I to żona złożyła pozew nie ja. Po rozwodzie jestem kilka miesięcy ( dla mnie wciąż świeżo bo ex trochę manipuluje i nie trzyma się ustaleń, ciagle jakieś boje toczymy).
Czy za szybko wszedłem w nowy zwiazek....szybko. Może faktycznie za szybko. Nie miałem przerwy. Żona-mężatka-rozwódka. Chyba jednak baranek w ścianę, beznadzieja. Boje się być sam, przerażają mnie samotne wieczory, weekendy, urlopy i to ze nigdy nikogo nie znajdę... albo nie znajdę odpowiedniego. Wiem ze to głupie ale takie mam myśli. Ex żona ma nowego faceta, ogarnęła się i żyje sobie wesoło. A ja się miotam tak jakoś.
Odpowiadając na pytania - nie, mężatka nie ma nic wspólnego z rozwodem. Między mną a ex zle było od lat, mężatka pojawiła się dużo później. I to żona złożyła pozew nie ja. Po rozwodzie jestem kilka miesięcy ( dla mnie wciąż świeżo bo ex trochę manipuluje i nie trzyma się ustaleń, ciagle jakieś boje toczymy).
Czy za szybko wszedłem w nowy zwiazek....szybko. Może faktycznie za szybko. Nie miałem przerwy. Żona-mężatka-rozwódka. Chyba jednak baranek w ścianę, beznadzieja. Boje się być sam, przerażają mnie samotne wieczory, weekendy, urlopy i to ze nigdy nikogo nie znajdę... albo nie znajdę odpowiedniego. Wiem ze to głupie ale takie mam myśli. Ex żona ma nowego faceta, ogarnęła się i żyje sobie wesoło. A ja się miotam tak jakoś.
Autorze, boisz się być sam ze sobą? Tzn, że nie jesteś szczęśliwy sam ze sobą a od tego trzeba zacząć.
Żeby móc obdarować kogoś szczęściem trzeba umieć najpierw samemu ze sobą być szczęśliwym.
Chyba, że zależy Ci tylko na roli biorcy, ale tego raczej żadna normalna kobieta na dłuższą metę nie zaakceptuje.
Sporo do przepracowania przed Tobą.
nowy_tu napisał/a:Odpowiadając na pytania - nie, mężatka nie ma nic wspólnego z rozwodem. Między mną a ex zle było od lat, mężatka pojawiła się dużo później. I to żona złożyła pozew nie ja. Po rozwodzie jestem kilka miesięcy ( dla mnie wciąż świeżo bo ex trochę manipuluje i nie trzyma się ustaleń, ciagle jakieś boje toczymy).
Czy za szybko wszedłem w nowy zwiazek....szybko. Może faktycznie za szybko. Nie miałem przerwy. Żona-mężatka-rozwódka. Chyba jednak baranek w ścianę, beznadzieja. Boje się być sam, przerażają mnie samotne wieczory, weekendy, urlopy i to ze nigdy nikogo nie znajdę... albo nie znajdę odpowiedniego. Wiem ze to głupie ale takie mam myśli. Ex żona ma nowego faceta, ogarnęła się i żyje sobie wesoło. A ja się miotam tak jakoś.Autorze, boisz się być sam ze sobą? Tzn, że nie jesteś szczęśliwy sam ze sobą a od tego trzeba zacząć.
Żeby móc obdarować kogoś szczęściem trzeba umieć najpierw samemu ze sobą być szczęśliwym.
Chyba, że zależy Ci tylko na roli biorcy, ale tego raczej żadna normalna kobieta na dłuższą metę nie zaakceptuje.
Sporo do przepracowania przed Tobą.
P.S. skoro boisz się, że nikgo sobie nie znajdziesz tzn. że ewidentnie masz niskie poczucie własnej wartości. To tłumaczyłoby Twoje angaże w relacje nie mające przyszłości. Łechtasz swoje ego tym samym podnosząc poczucie własnej wartości, ale tylko pozornie.
Mam niskie poczucie własnej wartości, od zawsze. Rozwód jeszcze mnie w tym utwierdził. Kilka razy czytałem to co napisałeś i mam ochotę się rozpłakać, trafiłeś w sedno tak mysle. Zle znoszę krytyke. Mężatka mnie „kochała” bezwarunkowo, nie musiałem udawać i tak jakoś potrafiła powiedzieć ze czułem się dobrze. Cały czas tak mam ze jak ona mnie za coś pochwali to rosnę, dorosły facet a jak dziecko. Jej zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Teraz zdaje sobie sprawę jakie to chore. Potrafiłem mieć dola bo ona coś nieopacznie powiedziała albo ja ja złe zrozumiałem. Faktycznie dużo pracy przede mną....
Muszę się z tym zgodzić Fryt. Niestety tak to właśnie bylo. Stad brak wyznawania uczuc i planów z jej strony. Byłem zabawka, miła odmiana. Dlatego to teraz ja bardziej cierpię, jej wszystko jedno. No może jestem niesprawiedliwy bo jednak się wciągnęła wiec pewnie jakiś ból odczuwa....
Nowy_tu jak długo trwa Wasza relacja, bo nie doczytałem??
Zasadniczo nie popieram wchodzenia w taki układ jednak życie pisze różne scenariusze. W twoim przypadku nie zgodzę się z tym, że traktuje Ciebie jako zabawkę, odmianę itp., wręcz przeciwnie, zakochała się w Tobie i tego się boi, próbuje nie dopuszczać takich myśli. Kobieta potrzebuje więcej czasu, niż facet, żeby to wyznać. Lecz teraz kalkuluje lub przechodzi jej przez myśl czy warto byłoby się z Tobą związać. Ty odpuściłeś ten temat, bo Ci powiedziała, że kocha męża - to błąd. Kolego, męża to ona już nie kocha a jeśli będziesz wytrwały, będziesz się koło niej "kręcił", zachęcał - będzie Twoja. Musisz pamiętać, że oprócz męża ma również dzieci, które są dla niej najważniejsze. Jak będzie pewna, że zapewnisz jej i jej dzieciom byt będziecie razem. Sam pomyśl rozwód: podział majątku, kwestia dzieci, co powie rodzina, to może przerażać. Te założenia odnoszą się do relacji, która trwa co najmniej rok, półtora i pod warunkiem, że to jej pierwszy w życiu romans, jak twierdziłeś - bo jeśli recydywa to odpuść. Najpierw odpowiedz sobie na pytanie czy naprawdę chcesz z nią spędzić resztę życia. Zakończ związek z rozwódką, bo z góry skazany na niepowodzenie.
Odpowiadając na pytania - nie, mężatka nie ma nic wspólnego z rozwodem. Między mną a ex zle było od lat, mężatka pojawiła się dużo później. I to żona złożyła pozew nie ja. Po rozwodzie jestem kilka miesięcy ( dla mnie wciąż świeżo bo ex trochę manipuluje i nie trzyma się ustaleń, ciagle jakieś boje toczymy).
Czy za szybko wszedłem w nowy zwiazek....szybko. Może faktycznie za szybko. Nie miałem przerwy. Żona-mężatka-rozwódka. Chyba jednak baranek w ścianę, beznadzieja. Boje się być sam, przerażają mnie samotne wieczory, weekendy, urlopy i to ze nigdy nikogo nie znajdę... albo nie znajdę odpowiedniego. Wiem ze to głupie ale takie mam myśli. Ex żona ma nowego faceta, ogarnęła się i żyje sobie wesoło. A ja się miotam tak jakoś.
Przede wszystkim to, co łączy cię z mężatka, to nie jest żaden związek. Związek jest wtedy, gdy ludzie są że sobą, mieszkają pod wspólnym dachem, korzystają z tej samej lodówki, kuchni i śpią w tym samym łóżku, mają wspólne sprawy, bywa że i dzieci, wyjeżdżają razem na urlopy itd itd. ty w żadnym związku z nią nie byłeś, bo wątpię byś chociaż raz spał z nią w tym samym łóżku od wieczora do rana, nie masz żadnych swoich rzeczy u niej w domu, jesteś typowym boczniakiem. Sorry ale taka jest prawda.
Napisałeś, że wcale nie jesteś taki pewny czy chciałbyś związać się z nią na stałe, bo nie wiesz jakby było w prawdziwym życiu.
Jesteś uzależniony od tej pochwał, od kadzenia ci i chyba właśnie tego brakuje ci najbardziej. A przecież swoją wartość nie powinieneś budować na słowach jakiejś kobiety, bo skąd wiesz czy ona nie chwali też swojego męża. Może ta kobieta ma właśnie taki sposób na facetów? Są takie kobiety, które zawsze potrafią tak powiedzieć do faceta, by podbudowac go i on je im wtedy z ręki, bo nie może żyć bez tego kadzenia?
Masz teraz jakąś fajną kobietę, rozwódkę ale nie ciągnie cię do niej. Może nie ciągnie cię do niej, ponieważ jest ona DOSTEPNA? I może akurat ta kobieta nie kadzi ci co chwilę, tylko czasem miewa jakieś zarzuty do ciebie? Tamta zarzutów żadnych nie ma.
Boisz się samotności. Każdy albo prawie każdy człowiek boi się samotności, ale co zrobisz? Jeśli nikogo nie znajdziesz, to będziesz musiał żyć sam. Jednak nie sądzę, żebyś nikogo nie znalazł.
A poza tym ty już masz kobietę, więc może nią się zajmij, a jeśli jest to niemożliwe, to daj jej spokój.
Czasem lepszy wróbel w garści niż gołąbków sto na dachu.
Mam niskie poczucie własnej wartości, od zawsze. Rozwód jeszcze mnie w tym utwierdził. Kilka razy czytałem to co napisałeś i mam ochotę się rozpłakać, trafiłeś w sedno tak mysle. Zle znoszę krytyke. Mężatka mnie „kochała” bezwarunkowo, nie musiałem udawać i tak jakoś potrafiła powiedzieć ze czułem się dobrze. Cały czas tak mam ze jak ona mnie za coś pochwali to rosnę, dorosły facet a jak dziecko. Jej zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Teraz zdaje sobie sprawę jakie to chore. Potrafiłem mieć dola bo ona coś nieopacznie powiedziała albo ja ja złe zrozumiałem. Faktycznie dużo pracy przede mną....
Nie ma co płakać i się użalać nad sobą, trzeba zakasać rękawy i zacząć pracę nad własnym ja.
Możliwości jest wiele:
- fachowa literatura
- rozmowy ze specjalistami
- wszelkiego rodzaju publikacje, artykuły
- ćwiczenia psychologiczne
Wklejam fajny artykuł autorstwa mojego "znajomego" wyjaśniający jak działa ego. Miłej lektury.
EGO- iluzja, wyobrażenie siebie i subiektywna rzeczywistość z perspektywy JA, nakładka na to kim rzeczywiście jesteś, jest świadome i nieświadome, Iluzja ta tworząca się w okresie dojrzewania ma pomóc z wyzwaniami w dorosłym życiu, siebie jednak bezkrytycznie stawia w centrum wszechświata i patrzy z tej perspektywy;
EGO to konstrukcją subiektywnych schematów myślowych tworzących zakorzenioną iluzję siebie i rzeczywistości.
EGO to przekonania, oczekiwania i przesądy, które Ci głęboko wpojono w dzieciństwie i dojrzewaniu. Na ogół nieświadomie ale też świadomie w dobrych intencjach. To one upraszczają życie, są wygodne, zwalniają z myślenia, z analizy danych, różnych sytuacji, bo są to zaprogramowane odruchy/ścieżki myślowe. To one pozwalają na uproszczenia i szybsze reakcje zapobiegając przeciążeniu poznawczemu (schematyczne upraszczanie na wyselekcjonowanych lecz niekompletnych danych). W prostych przypadkach na ogół wyśmienicie się sprawdzają.
To one jednak też komplikują życie, to one ograniczają percepcje a więc ograniczają umysłowo, to one odpowiadają za niezrozumienie, brak obiektywizmu, iluzje, urojenia, ignorancje, dyletanctwo i głupotę, pewnie i fanatyzm. To one odpowiedzialne są za to, że wychodzimy na idiotów i za życiowe błędy.
To one odpowiadają za spaczony odbiór informacji. To one odpowiadają za spaczony odbiór intencji. Jeśli mechanizmem obronnym ego jest ucieczka lub stawianie na swoim odchodząc od meritum w manipulacje np., dopowiadanie by na podstawie swoich wywodów wysnuć wnioski to jest obszar nad którym należy się pochylić. Na ogół to co nas boli jesteśmy w stanie przyszyć do wszystkiego co tylko o coś bolącego trąci.
Wychowanie dzieci to ich zaprogramowanie. Programy są pożyteczne, neutralne lub szkodliwe, ale przede wszystkim nie są uniwersalne. Zaprogramowanymi ludźmi bardzo łatwo sterować ponieważ są przewidywalni, łatwo się domyślić co zaprogramowani mają w głowach, jakie będą ich myśli i reakcje. Do programowania służą też środki masowego przekazu poczynając od dobranocek, ale też religie. Czemu wszystkim zależy na młodym narybku od jak najwcześniejszych lat? Ta troska jest bezinteresowna? Znając te wdrukowane schematy łatwo ustalić co wzbudzi pozytywne a co negatywne emocje a za tym często i działania. Znając kulturowe i społeczne zaprogramowanie łatwo ustalić słabe punkty osób z danej grupy, to na co zareagują z bardzo dużym prawdopodobieństwem pozytywnie a na co negatywnie.
Często Twoje EGO uważa, że jesteś najlepszy na świecie, wyjątkowy (egocentryzm), mimo, że nigdy nikomu jeszcze tego nie udowodniłeś ale wszyscy mają to wiedzieć, to przecież takie oczywiste. Gdy ktoś pyta o konkrety pojawia się frustracja. To w czym jesteś najlepszy to w bezkrytycznym powielaniu schematów, którymi nas karmiono, niesplamieniu się samodzielnym myśleniem żeby dociec z czego one wynikają.
Raczej nikt nie uważa się za kogoś złego, jestem dobry, najlepszy, ale moja perspektywa jest najważniejsza bo jest jedyną prawidłową, a jest prawidłową bo moją (kto wie lepiej niż ja), więc daje sobie przyzwolenie na czynienie zła bo ...(lista jest długa..)
Często też EGO uważa też, że jesteś ofiarą losu. Zagadnienia takie jak uległość, zasłużenie na miłość, samarytanizm czy próżność są z tym związane. Ktoś kompletnie Cię nie zna, ale powie, że jesteś zajebisty i już EGO jest kupione, próżność jest połechtana. Wtedy na ogół tracisz siebie, rezygnujesz ze swoich spraw i obowiązków, z dbania o siebie, ze swojego logicznego myślenia, dajesz się wykorzystywać bo uważasz, że jesteś wyjątkowy i doceniony lub w końcu Cię zauważą i docenią (dokarmią próżność). A na jakiej podstawie? Za nic, bo tak zostałeś nauczony, nauczony być wykorzystywanym przez podkarmianie schematycznego EGO.
Dbasz o cały świat, tylko nie o siebie. Pomagasz wszystkim bo żywisz ego podziwem, uznaniem lub nic nie kosztującym pogłaskaniem. Kiedy jesteś wtedy zauważony? Ano wtedy, gdy się zbuntujesz i okazuje się, że to nie jest Twoja ofiara jak myślałeś za którą jesteś doceniany a psi obowiązek. Pogłaskanie, lekka pochwała (a więc ochłapy, które nic nie kosztują) i EGO jest nakarmione, staramy się jeszcze bardziej i koło się zamyka. Rola ofiary też służy do karmienia EGO, po wzbudzeniu litości czy współczucia zaraz znajdzie się ktoś ze swoim schematem, kto zapewni Cię, że jesteś przecież wspaniały za samo to, że istniejesz i o to chodzi, EGO tego potrzebuje. Nie pracy nad sobą, nie potwierdzonych i ugruntowanych przekonań tylko iluzji. Dla wychowanych na bajkach, bajki są w cenie. A siłę mechanizmów obronnych EGO najlepiej widać na konkretnych przykładach.
Walka z EGO to jak walka z ciemnotą, która nie chce zrezygnować z egocentryzmu, będzie palić na stosie a nie zrezygnuje z wygodniej iluzji, twierdzenia, że Ziemia jest płaska. Na ogół właśnie zagrożenie, utrata bezpieczeństwa, brak przewidywalności zmusza do zmian i weryfikacji utrwalonych wcześniej przyjemnych i prostych poglądów. Gdy jest dobrze i coś się sprawdza, po co się wysilać i cokolwiek zmieniać? Po co zmieniać siebie skoro można (zamiast zaakceptować), zmuszać dostosowując do potrzeb i oczekiwań naszego EGO kogoś? Zapominamy jednak, ze ten ktoś też ma swoje EGO, które się broni.
Jak EGO się napędza, czym się żywi? Najbardziej przez gromadzenie krzywd, zranień, męczennictwa, bycia ofiarą, ciągłym brakiem satysfakcji, negatywnymi uczuciami, inni są winni a nie TY, Ego zawsze szuka korzystnych wytłumaczeń. Nie chce zderzyć się z prawdą, żeby nie stracić pozytywnej iluzji siebie. Wszyscy karmią swoją iluzoryczną tożsamość negatywnymi uczuciami ale i je specjalnie produkują często kosztem innych. Zgoda na martwienie się, bycie ofiarą wzmacnia EGO, pozytywne myślenie osłabia EGO, przekracza egoizm i samolubny interes,. EGO nie bierze odpowiedzialności za nic (co złego to nie ja!!!), istnieje w przeszłości jako żal lub w przyszłości jako zamartwianie się na wyrost, nie ma go w teraźniejszości.
To nie EGO jest złe, problem polega na zbyt silnej identyfikacji z EGO. Zabijanie EGO jeśli stwarza problem jest skuteczne, ale nieskończone, więc warto je oswoić i poznać schematy i mechanizmy postrzegania/działania.
Na poziomie rozwojowym EGO nie jesteś w stanie przyznać się do swoich błędów, braków, słabości bez postawy obronnej, obwiniania siebie lub innych i obniżania poczucia swojej wartości, ponieważ EGO nie bierze za nic odpowiedzialności, JA jest egocentryczne. Typowa postawa zbuntowanych nastolatków. To Ego chce ograniczać i wiązać, nie puszczać, przymuszać, manipulować otoczeniem i innymi pod siebie. Uszczerbek na pozytywnym wizerunku siebie nie wchodzi w grę, bo trzeba by nad sobą popracować a Ego jest leniwe. To EGO nie widzi nic złego w wymuszaniu i przydzielaniu nierównych praw (90% sobie 10% reszcie, żeby nie było, że równości nie ma).
EGO nie jest wrogiem a tylko poziomem rozwoju. Raczej nie powinno się zabijać EGO tylko je przekraczać jako użyteczne ale przetrwałe nieposłuszne nawyki okresu dojrzewania.
Szersza świadomość rzeczywistości to nic innego jak umiejętność spojrzenia na to samo z kilku perspektyw, nie tylko z jednego ograniczonego naszym ego punktu widzenia.
Ego uwielbia mieć rację, zmiana punktu widzenia często wymaga przyznania się do błędu, zmiany zdania na temat swoich wygodnych przekonań, myślenia czy postępowania. Jeden jedyny punkt widzenia z pozycji ego jest bardzo wygodny, daje dobre samopoczucie, ale utwierdza w próżności. Osoby z ogromnym ego zawsze muszą mieć rację, nawet gdy czują, że nie mają. Nie chcą wiedzieć jak jest naprawdę, bo czują, że wtedy nie będą zajebiści tylko żałośni. Inne perspektywy to często wyjście poza ego. Zrezygnowanie ze swoich betonowych poglądów ma swoją cenę. Pokuszenie się na zmianę perspektywy to często zdanie sobie sprawy jak wielu ludzi miało mnie za żałosnego ograniczonego betona. Kto jest wieczną ofiarą losu i się użala nad sobą? ktoś kto widzi swoją sytuację tylko z jednej emocjonalnie ograniczonej perspektywy i boi się innych.
Ile jest punktów widzenia? zależy od sytuacji i naszej wyobraźni, ale najważniejsze są trzy: przeciwstawna, obserwatora i perspektywa czasu. Przejrzenie tych perspektyw szybko sprowadza na Ziemię z kosmosu. Trzeba tylko trochę się wysilić.
Bardzo wam wszystkim dziękuje za zaangażowanie się w moj temat. Wasze rady są często przeciwstawne ;-) co nie ułatwia mi życia bo nadal nie wiem co robic tzn nie robię nic. Trzymam się tego co postanowiłem- minimalny kontakt z mężatka, maksymalny z rozwódka. Thorpe ta relacja trwa chwile tzn znamy się ponad rok a blisko jestemy pół. Ja ja wyrzucam z głowy, nigdy nie walczyłem o prawdziwy zwiazek, być może dla mnie to tez była zabawa i miłe spędzenie czasu po rozwodzie. Tylko ze ma ta kobieta coś co mimo tego ze postanawiam ze nie będę jej zaczepiać to co chwile coś. Teraz w pracy mnie nie ma ale np nie moge się powstrzymać żeby czegoś nie napisać, choćby ogólnikowo „ o pogodzie”, wysłać jakiego zdjęcia itp. Raczej neutralnie bo w końcu „zerwaliśmy”. Ona odpisuje neutralnie. Taki kontakt musi mi wystarczyć.
Ulle, póki co robię tak jak piszesz, skupiam się na nowej.
Dzięki za tekst o EGO, ja mam trudność z takimi psychologicznymi rzeczami wiec muszę to przeczytać kilka razy ;-))
Nowy_tu nie gniewaj się proszę ale wydajesz się być bardzo niedojrzały. Wydajesz się być kimś kogo kobiety wykorzystują, zobacz, zastępujesz Panie, jedna drugą, nie robisz przerw żeby dojść do siebie i poukładać myśli, wyciągnąć wnioski z wcześniejszego nieudanego związku. Wybacz jeśli źle Cię oceniam. Ale wiesz pisząc, że kończysz z mężatką ale sobie neutralnego smska chociaż musisz puścić rany julek! Dziecinada. Koniec to koniec a Ty się tego boisz. Wolałbyś, żeby to ona skończyła bo sam nie masz na to sił. Trochę jesteś taką ofiarą losu a chyba nie chcesz być tak postrzegany co? Szukasz silniejszych kobiet, stąd nudnawa ta rozwódka. Tylko te silne kobiety nie chcą być partnerkami takich facetów bez poczucia własnej wartości. Od razu zaznaczam, że Cię nie znam więc moja opinia niewiele znaczy i może całkowicie odbiegać od rzeczywistości. Dopóki nie uwierzysz w siebie w to, że jesteś fajnym facetem i zasługujesz na to co najlepsze a nie tylko na to co ktoś Ci łaskawie ofiaruje to będziesz wykorzystywany i będziesz wykorzystywał innych. Głowa do góry i praca nas sobą
Bardzo wam wszystkim dziękuje za zaangażowanie się w moj temat. Wasze rady są często przeciwstawne ;-) co nie ułatwia mi życia bo nadal nie wiem co robic tzn nie robię nic. Trzymam się tego co postanowiłem- minimalny kontakt z mężatka, maksymalny z rozwódka.
Bo nikt nie jest prorokiem i nie da Ci gotowej recepty z gwarancją sukcesu ale z tego co piszesz w pierwszej kolejności porządek musisz zrobić sam ze sobą. Tu wielokrotnie padały słowa "ego", "poczucie własnej wartości"... to podstawa! Póki nie będziesz sam się dobrze czuł ze sobą, we własnym towarzystwie, to marne szanse, że stworzysz zdrową, satysfakcjonującą relację. Zbyt szybko wszedłeś w nowe relacje, szukając odskoczni, czy też uciekając od samotności, dlatego Twoja ich ocena może być bardzo skrzywiona - wyolbrzymiasz to co Cię łączy z mężatką, nie doceniasz rozwódki itd. Musisz jednak uświadomić sobie jedną rzecz o której już tu pisano - romans z rozwódką to iluzja związku - daje adrenalinę, poczucie bezwarunkowej akceptacji, pompuje ego itd.
Pewnie dlatego jest tak atrakcyjny i uzależniający... jednak do czasu aż "motylki" zdechną, wyda się albo zacznie się z romansu (ze zdradą w tle) przechodzić do prawdziwego związku... wtedy szybko przychodzi otrzeźwienie. Dlatego większość tu piszących zwraca uwagę, że niepotrzebnie (w tym momencie) zawracasz głowę rozwódce, bo póki jesteś na haju z kochanką, to jest to zwykłe i podłe wykorzystywanie jej jako klina.
184 2019-03-15 17:13:05 Ostatnio edytowany przez nowy_tu (2019-03-15 17:22:31)
MonkaIska, Roxann, nie wiem czy doczytalyscie- skończyłem z mężatka. To postanowione. Nie widziałem jej kilka dni, dobra, pisałem coś ale nic nakrecajacego emocje dziecinada, racja. W przyszłym tyg jednak muszę być w biurze, nie w delegacji. Zobaczę ja i muszę być twardy jak Roman Bratny. Staram się nie myśleć i nie fantazjować ale jeszcze kilkanaście dni temu uprawialiśmy seks i wyznwalem jej ze ciagle o niej mysle. No durnota totalna, wiem. Dlatego pojawiłem się na tym forum i czytam co piszecie. Mądrzy jesteście, trzeba to przyznać. Przeczytałem wiele rzeczy których sobie nie uswiadamialem. Przetrawiam to wszystko w kółko i w kółko. Z rozwódka jest mi miło, może jednak coś z tego będzie choc większość z was w to nie wierzy....
MonkaIska, Roxann, nie wiem czy doczytalyscie- skończyłem z mężatka. To postanowione. Nie widziałem jej kilka dni, dobra, pisałem coś ale nic nakrecajacego emocje dziecinada, racja. W przyszłym tyg jednak muszę być w biurze, nie w delegacji. Zobaczę ja i muszę być twardy jak Roman Bratny. Staram się nie myśleć i nie fantazjować ale jeszcze kilkanaście dni temu uprawialiśmy seks i wyznwalem jej ze ciagle o niej mysle. No durnota totalna, wiem..
Dlatego to "skończyłem" to na razie tylko pobożne życzenie... wciąż myślisz, PISZESZ?! Po cholerę do niej piszesz? Koniec to koniec...
nowy_tu napisał/a:MonkaIska, Roxann, nie wiem czy doczytalyscie- skończyłem z mężatka. To postanowione. Nie widziałem jej kilka dni, dobra, pisałem coś ale nic nakrecajacego emocje dziecinada, racja. W przyszłym tyg jednak muszę być w biurze, nie w delegacji. Zobaczę ja i muszę być twardy jak Roman Bratny. Staram się nie myśleć i nie fantazjować ale jeszcze kilkanaście dni temu uprawialiśmy seks i wyznwalem jej ze ciagle o niej mysle. No durnota totalna, wiem..
Dlatego to "skończyłem" to na razie tylko pobożne życzenie... wciąż myślisz, PISZESZ?! Po cholerę do niej piszesz? Koniec to koniec...
Po cholerę właśnie....:-( deklaruje koniec ale wiadomo ze to nie żarówka, nie wyłącze ot tak. Nie wiem czemu pisze, chyba z przyzwyczajenia jakoś. Roxann nie jest proste powstrzymać się, walczę codziennie sam ze sobą. I tak jest tego dużo mniej niż kiedyś i charakter pisania inny. Wiedziałem ze zostanę zbesztany:/
(...) pisałem coś ale nic nakrecajacego emocje dziecinada, racja.
Po cholerę właśnie....:-( deklaruje koniec ale wiadomo ze to nie żarówka, nie wyłącze ot tak. Nie wiem czemu pisze, chyba z przyzwyczajenia jakoś. Roxann nie jest proste powstrzymać się, walczę codziennie sam ze sobą. I tak jest tego dużo mniej niż kiedyś i charakter pisania inny. Wiedziałem ze zostanę zbesztany:/
Ach te natrętne myśli. .. może jednak zdecydujesz się na psychoterapię bo uzaleznienia się leczy.
Słyszałeś o zasadzie zero kontaktu? Zero kontaktu, to znaczy zero kontaktu, więc albo w jedną, albo w drugą.
Jeśli tego nie pojmujesz i nie masz kontroli nad własną ręką która sięga po komórkę, by pisac jakieś bzdety, to zacznij bić się po łapach, a jak to nie pomoże, to puść wolno te rozwódkę, bo i tak nie masz jej niczego do zaoferowania i dalej stój i gap się w lustro, klep SMSy do mężatki i czekaj aż manna spadnie ci z nieba.
To tak jak wychodzenie z nałogu.
Tak jakby alkoholik chcący walczyć z uzależnieniem chciał sobie kupić butelkę wódki żeby tylko na nią popatrzeć i powtarzał wszystkim wokół, że on nie ma zamiaru jej ruszyć.
Wygaszanie emocji trwa jakiś czas to fakt, ale tylko wtedy jest możliwe gdy odetnie się źródło nakręcające te emocje.
Daję sobie rękę uciąć, że pracując z nią to nie ma prawa się udać.
190 2019-03-15 22:04:19 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-03-15 22:19:23)
To tak jak wychodzenie z nałogu.
Tak jakby alkoholik chcący walczyć z uzależnieniem chciał sobie kupić butelkę wódki żeby tylko na nią popatrzeć i powtarzał wszystkim wokół, że on nie ma zamiaru jej ruszyć.
Wygaszanie emocji trwa jakiś czas to fakt, ale tylko wtedy jest możliwe gdy odetnie się źródło nakręcające te emocje.
Daję sobie rękę uciąć, że pracując z nią to nie ma prawa się udać.
Analogia jest bardzo dobra .Potwierdzę tylko to napisał fryt ,no i trudno zrobię z siebie przykład dla młodzieży (może próżność mnie nie wykończy) bo jestem uzależniony od dragów/alkoholu a jak wychodziłem z tego miałem romanse i plastro/klinowe relacje pewnie trochę zastępczo ale wcześniej pijąc ćpając też nie miałem zdrowej relacji w dużej mierze na własne żądanie.Pamiętam jak się zaczyna wychodzić z jednego i drugiego.Kombinacje żeby nie przestać są identyczne .
fryt napisał prawdę tak jest.Odstawienie czyli odcięcie się to pierwszy krok.
fryt napisał/a:To tak jak wychodzenie z nałogu.
Tak jakby alkoholik chcący walczyć z uzależnieniem chciał sobie kupić butelkę wódki żeby tylko na nią popatrzeć i powtarzał wszystkim wokół, że on nie ma zamiaru jej ruszyć.
Wygaszanie emocji trwa jakiś czas to fakt, ale tylko wtedy jest możliwe gdy odetnie się źródło nakręcające te emocje.
Daję sobie rękę uciąć, że pracując z nią to nie ma prawa się udać.Analogia jest bardzo dobra .Potwierdzę tylko to napisał fryt ,no i trudno zrobię z siebie przykład dla młodzieży (może próżność mnie nie wykończy) bo jestem uzależniony od dragów/alkoholu a jak wychodziłem z tego miałem romanse i plastro/klinowe relacje pewnie trochę zastępczo ale wcześniej pijąc ćpając też nie miałem zdrowej relacji w dużej mierze na własne żądanie.Pamiętam jak się zaczyna wychodzić z jednego i drugiego.Kombinacje żeby nie przestać są identyczne .
fryt napisał prawdę tak jest.Odstawienie czyli odcięcie się to pierwszy krok.
Słuchajcie ale nie odetne całkiem dzisiaj jutro czy za tydzień. Zmiana pracy trwa, muszę jakoś funkcjonować. Faktycznie to jak chore uzaleznienie. Potrafię wytrzymać weekend bez pisania, zeszły np, ale w tygodniu już pisałem. Jedno zdanie, dwa, o pracy itp. Załamany jestem tym co piszecie. Myślałem ze łatwo pójdzie, ze sobie postanowię ze nie, to nie. Ona tez czasem pisze coś... tak o, najczęściej o pracy. Chyba oboje żyjemy w przekonaniu ze jak o pracy to się nie liczy.
Nowy_tu, czytam Twój wątek od początku. Byłam swego czasu w podobnej sytuacji i spróbuję Ci naświetlić jak to często bywa w takich relacjach.
Kilka lat temu zauroczyłam się w facecie będąc świeżo po rozstaniu. Też ani się obejrzałam, wpadłam po uszy. Z czasem okazało się, że on już z kimś się spotyka, jednak to nie przeszkadzało mu kontynuować znajomości ze mną. I tak kilka lat znajomość trwała. On miał swoją rodzinę, ja nawet w międzyczasie poznałam kogoś. Jednak to nie miało prawa bytu, bo nowy facet nie był tamtym. To było jak zabawa w kotka i myszkę. Ile razy my "kończyliśmy" znajomość? Nie zliczę. Bardzo go idealizowałam. Nie potrafiłam myśleć o nim jak o zdradzaczu. Brnęłam w to jak głupia. Miałam do niego uczucia i łudziłam się, że on też coś do mnie czuje. Mogliśmy nie mieć kontaktu kilka miesięcy, a i tak z czasem któreś pękało i znajomość odżywała: czasem to on był prowodyrem, czasem ja. Dziwiliśmy się, że chyba łączy nas jakaś magiczna więź, że coś nas do siebie ciągnie itp. Z biegiem lat moje uczucia do niego słabły. Powoli zaczynałam wychodzić z tego "miłosnego" haju. Po czasie dojrzałam do decyzji, żeby z tym skończyć raz na zawsze, już nie obiecując mu: Kończymy, ale faktycznie to robiąc. Urwałam z nim kontakt.
Z biegiem czasu poznałam kogoś w kim się szczerze zakochałam. Stary znajomy przestał interesować mnie jako facet. Jak zobaczył, że nie jestem już nim zainteresowana, podwoił wysiłki, żeby wznowić ze mną kontakt. Niestety z nowym facetem z czasem nie wyszło. Rozstałam się i byłam znowu wolna. Od słowa do słowa odnowiłam znajomość z tamtym. I wiesz co, on jak zobaczył, że ja już nic od niego nie chce, że nie zależy mi na tym, czy się spotkamy, czy nie, zdwoił wysiłki, żeby nasza znajomość trwała.
Nawet udało nam się wyjechać na krótki urlop razem, co kiedyś było nie do pomyślenia. Na wyjeździe miałam czas i sposobność, żeby go poobserwować. Mimo, że nadal czułam do niego jakąś nić sympatii, to nijak się to miało do tego, co czułam kiedyś. W głębi duszy cieszyłam się, że z nim nie jestem. Widziałam jakie ma wady i że "pan idealny" nawet w małym stopniu nie jest idealny Wyjazd potraktowałam jako miłe spędzenie czasu z kolegą, cieszyłam się, że mogę zmienić klimat i wypocząć. Czułam ulgę, że mi minęło.
Piszę to tylko dlatego, żebyś zdał sobie sprawę, że "Twoja" mężatka jest tylko wytworem Twojej wyobraźni o niej. Zauroczyłeś się w swoim wyobrażeniu o niej. Poznałeś ją w momencie, kiedy w Twoim życiu była luka po rozwodzie z żoną. Myślę, że nie planowaliście tego, ot tak wyszło. Nie zakładałeś romansu, polubiłeś ją i tyle. Smaczku dodała jej niedostępność, niedoścignioność. Emocje, które towarzyszyły spotkaniom tylko podsycały ten romans. Myślę, że to się musi wypalić swoim rytmem. Oszukujesz sam siebie, pisząc: Kończymy. Koniec to koniec, a nie pisanie smsów o pogodzie Na pewno nie ułatwia sprawy fakt, że pracujecie razem i widujecie się co jakiś czas. Osobiście uważam, że powinieneś pozwolić romansowi, żeby sam się wypalił, tzn. kontynuować romans do czasu, aż któreś z Was faktycznie powie dość, bo widać, że oboje tego chcecie, a fakt, że "nie wolno" tylko te chęci w Was podsyca. Myślę, że jeśli bylibyście standardową parą, żyli na co dzień, szybko spadły by Ci klapki z oczu.
Na pewno uważam, że powinieneś zostawić rozwódkę i nie ranić jej. Wszyscy widzą to, że bycie z nią to tylko pozory. Pozwól jej ułożyć sobie życie z kimś kto ją pokocha, a nie potraktuje jako "przykrywkę".
Ja Ciebie w żadnym wypadku nie oceniam. Też kiedyś uważałam, że nigdy nie wdałabym się w romans z zajętym facetem. Kiedy się poznaliśmy, był wolny, potem ja w swoim zakochaniu, poszłam w to. Trzymam kciuki, żeby Ci się dobrze wszystko ułożyło. Pozwól sobie to przetrawić na spokojnie, najlepiej by było jakbyś przez jakiś czas pobył sam.
To będzie masakra gdzieś na pograniczu świadomości i jednak mimo wszystko tych piekielnych uczuć. Nie jestem i nie byłam w twojej sytuacji, ale rozumiem co czujesz. Powoli wychodzę nawet nie z relacji, tylko z chwilowej satysfakcji dwóch stron, komletnie wolnych.Mimo to, łatwo nie jest, gdy się wie, że druga strona ma to wszystko w d...
To będzie masakra gdzieś na pograniczu świadomości i jednak mimo wszystko tych piekielnych uczuć. Nie jestem i nie byłam w twojej sytuacji, ale rozumiem co czujesz. Powoli wychodzę nawet nie z relacji, tylko z chwilowej satysfakcji dwóch stron, komletnie wolnych.Mimo to, łatwo nie jest, gdy się wie, że druga strona ma to wszystko w d...
Otherside, ona nie ma tego s d... wiem ze chce mimo ze mówi ze to koniec. Ja tez mówię ze koniec, ze nie moge bo rozwódka, ze nie chce oszukiwać ale w środku się gotuje.’ Muszę to jakoś przetrwać, rozum mówi ze tak trzeba. Fajnie napisałaś „ z pogranicza świadomości i piekielnych uczuc”.....
195 2019-03-16 06:54:42 Ostatnio edytowany przez nowy_tu (2019-03-16 20:01:22)
Extravaganza, wiesz co mnie przeraziło w twojej historii ? Ze to trwało LATA :/kompletnie sobie tego nie wyobrażam. Czy rozwódka jest przykrywka ? Chciałbym aby nie była.
W pracy my się nie widujemy co jakiś czas tylko codziennie ( chyba ze któreś w delegacji), mamy razem spotkania i dużo tematów 1:1 i tego nie damy rady uniknąć, taki mamy charakter pracy. Co mam zrobić aby nie patrzec na nia i nie fantazjować? Panowie, macie jakiś sposób aby nie kręciła was kobieta która was kręci i na widok której macie fantazje seksualne? Do tego bliskość emocjonalna bo to jedyna osoba w firmie której ufam i której moge się zwierzyć nie tylko ze spraw prywatnych, tego już prawie nie robię, ale tez ze spraw służbowych. To jak matnia, pułapka.