Z K. znamy się 4-5 lat. Zawsze to ja byłam w nim zakochana i starałam się o niego. Jednak on cały czas powtarzał, że nie chce związku, że jego byla M. zradziła go z trzema facetami i mocno to przeżył. Po 2 latach starań o niego odpuściłam i zaczęłam układać sobie życie z kimś innym. Jednak gdy ja zaczęłam układać sobie życie on nagle się odezwał. Powiedział, że kocha, że dopiero po czasie zrozumiał, że nigdy już nie spotka tak cudownej kobiety jak ja, która będzie w nim taka zapatrzona. Olewałam go z początku przez rok, ale po roku w końcu się z nim spotkałam. Po pierwszym spotkaniu całkowicie przepadłam i zostawiłam swojego byłego (wtedy już narzeczonego) i zaczęłam być w związku z K. Byliśmy ze sobą ponad rok.
Z moim byłym żyliśmy 'na poziomie'. Ja pracowałam w dwóch miejscach jednocześnie, on prowadził swoją firmę. Kupił mieszkanie i dwa wypasione samochody. Stać nas było na wszystko. Gdy zaczęłam związek z K. na początku potrafił być smutny, mówił, że ze swoim byłym byłam szczęśliwsza, że jego póki co nie stać by ot tak kupić mieszkanie czy wymienić samochód na lepszy. Ja zawsze go zapewniałam, że pieniądze szczęścia nie dają, że razem zapracujemy sobie na nowe mieszkanie i powinien się cieszyć, że ma jakikolwiek samochód, bo np. ja nie mam żadnego.
Był to jednak związek na odległość. Dzieliło nas 150 km. Na początku to cały czas on do mnie przyjeżdżał. Widzieliśmy się co tydzień, co dwa... czasami co trzy tygodnie. Po 3-4 miesiącach zauważyłam, że zawsze jak do mnie przyjeżdża to wystawia ogłoszenie na bla bla car. Zaproponowałam, że będę mu tankować auto zawsze jak będzie ode mnie odjeżdżał. Zgodził się. Były to kwoty rzędu 100-200 zł. Potem to ja zaczęłam do niego przyjeżdżać autobusami i ewentualnie zostawać na noc. Wtedy już widzieliśmy się co tydzień albo i częściej, gdzie na samym początku związku często tłumaczył się, że nie przyjedzie, bo np. jest burza i nie chce jechać w takich warunkach, albo np. że musi iść do pracy w weekend... teraz zbiegiem czasu stwierdzam, że po prostu było mu szkoda płacić co tydzień tyle na paliwo (wtedy jeszcze nie tankowałam mu auta).
Gdy robiliśmy zakupy spożywcze to przeważnie to ja płaciłam. On kochał kino. Często też je proponował, ale zawsze to ja w drodze do kina kupowałam bilety przez neta. Nigdy też nie odwdzięczył się za nie kupując np. jedzenie w kinie. Gdy jechaliśmy na wakacjach np. nad wodę to ja tankowałam auto. Gdy zamawialiśmy jedzenie to gdy ja płaciłam kupowałam dużo i na wypasie, a on zawsze jakieś małe porcje tłumacząc, że i tak przecież nie jesteśmy tak bardzo głodni... raz miał ochotę na kebaba. Kupił jednego i wziął dwa widelce i jedliśmy na pół...
Raz poprosił mnie bym pojechała z nim do galerii kupić prezent dla jego chrześniaka. Byłam pewna, że pójdziemy do smyka czy innego sklepu z zabawkami. Poszliśmy do auchan i kupił autko za 5 zł...
A teraz do setna. Dzień przed walentynkami zadzwonił do mnie mówiąc, że musi mi o czymś powiedzieć. Okazało się, że kilka dni temu gdy był z kolegami na mieście spotkał swoją byłą M. Odprowadzał ją do domu i pocałowali się. Dodam, że M. ma męża i dziecko. Ja przyjęłam to z całkowitym spokojem. Spytałam dlaczego to zrobił. Powiedział, że nie wie, że chyba był zły na nasze ostatnie kłótnie ( kłótnie z mojej winy o pierdoły). Powiedział, że nie wie czy mnie kocha, że chyba nie jest ze mną szczęśliwy i potrzebuje czasu.
Ja powiedziałam, że jestem w stanie wybaczyć mu ten pocałunek, że wiem że to była jego pierwsza miłość, że zawsze uważałam, że zdrada jest wynikiem, że coś złego dzieje się w związku i zdaje sobie sprawę, że wszystkie ostanie kłótnie były niepotrzebne. Spytałam czy się rozstajemy czy co z tym robimy, to stwierdził, że chce dać nam szansę, ale potrzebuje czasu by o tym wszystkim zapomnieć, bo póki co nie potrafi mi patrzeć w oczy.
Mineły 3 tygodnie. Cały czas co kilka dni wymienimy po kilka smsów. Dziś np. sam z siebie wysłał mi życzenia na dzień kobiet. A jak ja do niego pisze pierwsza to zawsze odpisuje. Po 2 tygodniach napisał, że bardzo za mną tęskni, ale z innym będę szczęśliwsza. Spytał czy pomyślałam o tym by wrócić do swojego byłego. Powiedziałam, że nie, że nie w głowie jest mi jakaś zemsta za ten pocałunek. Jednak on dalej szedł w zaparte, że będę szczęśliwa z kimś innym, że on nie zasługuje na mnie. Mówił tak jak na samym początku związku, gdy bał się, że finansowo nie może mi zapewnić tego co mój były. Gdyby jednak uważał, że zerwaliśmy całkowicie to by nie utrzymywał ze mną kontaktu, prawda? przynajmniej ja bym tak zrobiła na jego miejscu.
Moje koleżanki stwierdziły, że to wszystko jest wymyślone. Że ten pocałunek to był tylko pretekst by się rozstać na chwile. Że dziwnym trafem zrobił to przed walentynkami, a dziś jest dzień kobiet i za tydzień moje urodziny. Ja mu zawsze powtarzałam, że nie lubię spędzać walentynek, że na dzień kobiet chce po prostu spędzić z nim miło czasu i że nie zależy mi na urodzinowych prezentach. Rok temu na urodziny podarował mi... szczotkę do włosów, gumki do włosów i różę. Po 4 miesiącach od moich urodzin były jego i dałam mu prezent, który sam sobie wybrał za 350 zł. Początkowo chciałam mu wykupić sesję na tatuaż za 1000 zł, ale nie zgodził się na tak drogi prezent.
Ja też nigdy nie miałam problemu by kupić mu coś bez okazji.
Często dostawał ode mnie a to koszulkę, a to książkę, a to reklamówkę ulubionych słodyczy. Nawet miesiąc przed tym całym 'zerwaniem' dałam mu dwie gry na konsolę za łączną kwotę ok. 250 zł. On nigdy nic mi nie kupił...
No i właśnie czy to możliwe że mój były K. jest takim sknerą, że zerwał znajomość specjalnie by nie kupować mi prezentów na te 3 okazje? może mu się głupio zrobiło, że ja ot tak bez okazji wydałam na niego 250 zł, więc na moje urodziny wypadało by dać równie coś fajnego?
Dodam, że przez ostatni rok jak byliśmy razem kupił sobie nowy duży telewizor i konsole. Gdyby faktycznie nie miał kasy raczej by odpuścił takie sprzęty, prawda?
Jednak cały czas, gdy robiliśmy zakupy spożywcze patrzył na ceny by wybrać jak najtańszy produkt. Gdy jechał tankować samochód wybierał stację z najtańszym paliwem. Zawsze dużo mówił... że pojedziemy tam i siam, że zabierze mnie tu i tam, ale nigdy do tego nie dochodziło. Tak jakby szkoda by mu było wydać na wstęp/dojazd.