Hej Burzowy;)
Olinka napisał/a:Moje obserwacje pokazują, że przynosi, bo taniec pomaga przełamać całkiem sporo barier, ale - tu ponownie zaznaczę - pod warunkiem, że ktoś czuje się w nim wystarczająco pewnie. O jakie bariery chodzi? Na przykład przekraczamy strefę komfortu związaną z przestrzenią osobistą, której w żadnych innych okolicznościach zwyczajowo nie naruszamy. Jeśli ktoś ma problem z rozmową, to w tańcu można nie rozmawiać i nie powinno to wywoływać tzw. kłopotliwej ciszy. Jeśli do tego dodać mowę ciała, czyli ruch, gest, spojrzenie, które w tańcu mogą być nieco swobodniejsze niż w 'normalnych' okolicznościach, to mamy odpowiedź dlaczego jest to dobry sposób na zbliżanie się do siebie. Zresztą sama muzyka, która działa na zmysły, jak również okoliczności - stan relaksu, rozluźnienia, nierzadko alkohol, też nie pozostają bez znaczenia.
Hmm oczywiście zapoznałem się z niebieską notatką i przepraszam postaram się bardziej dbać o zawartość i unikać powtarzania wycieczek osobistych, a jeśli chodzi o przełamywanie barier:) to prawda:) rezultaty mogą być dwojakie, np. miałem w kolegę który chodził na kurs tańca z koleżanką która podobała mu się i którą też znałem, on z jakiegoś powodu uważał mnie za eksperta;)jeśli chodzi o relacje z dziewczynami:) i któregoś dnia powiedział mi, że ona nagle zaczęła wyglądać na obrażoną i nie chciała więcej chodzić, nie wiedział dlaczego. Później rozmawiając z koleżanką:) powiedziałem że słyszałem, że mają kurs tańca i że podobno chodzicie z [imię]:) ona na to "a daj mi spokój" i okazało się że on zbyt mocno dążył jej zdaniem do kontaktu fizycznego:) nie lubiłbym być pośrednikiem w takich rozmowach, więc nie przekazywałem tych informacji dalej, raczej zachęcałbym do bezpośredniej rozmowy osób których dana sytuacja dotyczy. Jeśli dwie osoby wzajemnie podobają się sobie, to taniec może być ciekawą rozrywką:)
Burzowy napisał/a:Nie chodziło o taniec, a o ciągłe jego odmawianie. Sam pomyśl jak to wygląda, jak nikt nie może uszanować Twojego zdania, tylko od połowy imprezy non stop stoi któraś nad głową i wymyśla super argumenty za tym żebyś poszedł. A Ty siedzisz i ciągle na "nie". Kiedyś tańczyłem, przestałem lubić sam z siebie. O ile taniec taki profesjonalny jeszcze wygląda ok, tak imprezowe potańcówki nie kojarzą mi się z niczym fajnym. Może to muzyka? Zdecydowanie wolę pójść w pogo albo mosh i wątpię by mi się kiedyś zmieniło. Chociaż miewam czasem pewne przebłyski z wyimaginowanych scen, więc może mi się jednak odmieni i wezmę jakieś lekcje, ale na pewno nie po to, żeby komuś zaimponować.
już chciałem zapytać co to "pogo" ale poszukam sobie w google:P (pogo kojarzy się przynajmniej z pogodą, a mosh z niczym)
czyli rozumiem o co chodzi, też znam sytuacje gdy wielokrotne odmowy nie przynoszą rezultatu. A nie da się zrobić tego "pogo" (cokolwiek to jest, jeszcze nie sprawdziłem) na normalnej uroczystości przy takiej muzyce jaka jest na weselach? np. hmm jaka to była "a ja będę twym aniołem" albo coś w tym stylu? moje doświadczenia to głównie "pociąg" tzn. kilkadziesiąt osób jedna za drugą:)