Witam moja opowieść jest smutna . 3 lata temu wyjechała do Holandii do pracy sama był to mój 1 wyjazd z domu i trwał aż 6 miesięcy przyjechałam na urlop było pięknie zabrałam męża nad morze po paru dniach dojechała do nas moja córka z narzeczonym i malutką wnusią (córka jest z 1 małżeństwa) 3 tygodnie były naprawdę super . Po tym czasie wróciłam do Holandii na 3 tyg i znów jechałam do domu ponieważ córka brała ślub tym razem na tydzień . Wracałam do Holandii już nie sama ale z zięciem to był sierpień 2016 r . Przyjechaliśmy na święta do domu w trakcie tego pobytu mąż miał wrażenie w pracy po którym był przez pół roku na chorobowym nie było wiadomo czy będzie mógł wrócić do zawodu (kierowca ) wtedy to wszyscy stwierdzili że chcą przyjechać do nas i będziemy żyć i pracować w Holandii . W połowie stycznia 2017 r wróciłam do Holandii zięć dojechał po miesiącu od marca zaczęły się poszukiwania domu dla naszej 5 . Niestety okazało się to bardzo trudnym zadaniem gdyż w tym kraju przepis stanowi iż dziecko musi mieć osobną sypialnię czyli w naszym przypadku musi to być dom z 3 sypialniami . Stres spowodował u mnie stan przedzawałowy (mam chore serce ) po wielkim wysiłku nie zaliczonych spotkaniach uzyskałam kontakt do pani która była w stanie pomóc i tak w połowie września 2017 podpisaliśmy kontrakt na nasz dom . W między czasie mąż będąc na chorobowym zapisał się na kurs instruktora jazdy . Chorobowe zakończył w czerwcu ale do pracy mógł wrócić . Gdy poinformowała to że udało się mamy dom usłyszałam że przyjedzie po zakończonym kursie i z danym egzaminie . Egzamin zdał w styczniu ( poprzedni rok w domu byłam tylko 2 dni po córkę i wnuczkę w październiku ) w momencie gdy zdał egzamin z nadzieją czekałam na jego przyjazd nie Stety wymyśliła co rusz inne wymówki dojechał do mnie dopiero z początkiem grudnia . Pierwsze 2 miesiące był bez pracy udało się dopiero 1 lutego niestety mąż nie zna języka i ta bariera spowodowała że wczoraj stracił tą pracę i po 3 miesiącach z dnia na dzień oświadczył mi że jemu tu się nie podoba i on wraca do Polski . Tłumaczę mu że ja nie chcę wracać że wszystko organizowała tu sama Wydarłam potworne pieniądze na użądzona domu że nie mam co z tym wszystkim zrobić . Że jak może po tym jak czekałam na niego ponad rok on robi mi coś takiego . Nie wiem co robić jestem zrozpaczona jak można po tak krótkim czasie niszczyć tyle starań drugiej osoby (przed przyjazdem nigdy nie mówił że on tu nie chcę być )
Witam moja opowieść jest smutna . 3 lata temu wyjechała do Holandii do pracy sama był to mój 1 wyjazd z domu i trwał aż 6 miesięcy przyjechałam na urlop było pięknie zabrałam męża nad morze po paru dniach dojechała do nas moja córka z narzeczonym i malutką wnusią (córka jest z 1 małżeństwa) 3 tygodnie były naprawdę super . Po tym czasie wróciłam do Holandii na 3 tyg i znów jechałam do domu ponieważ córka brała ślub tym razem na tydzień . Wracałam do Holandii już nie sama ale z zięciem to był sierpień 2016 r . Przyjechaliśmy na święta do domu w trakcie tego pobytu mąż miał wrażenie w pracy po którym był przez pół roku na chorobowym nie było wiadomo czy będzie mógł wrócić do zawodu (kierowca ) wtedy to wszyscy stwierdzili że chcą przyjechać do nas i będziemy żyć i pracować w Holandii . W połowie stycznia 2017 r wróciłam do Holandii zięć dojechał po miesiącu od marca zaczęły się poszukiwania domu dla naszej 5 . Niestety okazało się to bardzo trudnym zadaniem gdyż w tym kraju przepis stanowi iż dziecko musi mieć osobną sypialnię czyli w naszym przypadku musi to być dom z 3 sypialniami . Stres spowodował u mnie stan przedzawałowy (mam chore serce ) po wielkim wysiłku nie zaliczonych spotkaniach uzyskałam kontakt do pani która była w stanie pomóc i tak w połowie września 2017 podpisaliśmy kontrakt na nasz dom . W między czasie mąż będąc na chorobowym zapisał się na kurs instruktora jazdy . Chorobowe zakończył w czerwcu ale do pracy mógł wrócić . Gdy poinformowała to że udało się mamy dom usłyszałam że przyjedzie po zakończonym kursie i z danym egzaminie . Egzamin zdał w styczniu ( poprzedni rok w domu byłam tylko 2 dni po córkę i wnuczkę w październiku ) w momencie gdy zdał egzamin z nadzieją czekałam na jego przyjazd nie Stety wymyśliła co rusz inne wymówki dojechał do mnie dopiero z początkiem grudnia . Pierwsze 2 miesiące był bez pracy udało się dopiero 1 lutego niestety mąż nie zna języka i ta bariera spowodowała że wczoraj stracił tą pracę i po 3 miesiącach z dnia na dzień oświadczył mi że jemu tu się nie podoba i on wraca do Polski . Tłumaczę mu że ja nie chcę wracać że wszystko organizowała tu sama Wydarłam potworne pieniądze na użądzona domu że nie mam co z tym wszystkim zrobić . Że jak może po tym jak czekałam na niego ponad rok on robi mi coś takiego . Nie wiem co robić jestem zrozpaczona jak można po tak krótkim czasie niszczyć tyle starań drugiej osoby (przed przyjazdem nigdy nie mówił że on tu nie chcę być )
Na co tam pojechałaś? Po co siedzisz w obcym kraju? Nie dziwie sie mężowi. To jest Holandia a nie Polska. Tam życie dla polaka jest cięższe. Masz pretensje do męża. Miej pretensje do siebie. Na cholere jeździsz do obcego kraju i ciągniesz jeszcze męża?
Przecież wiadomo że Holandia to specyficzny ktaj i mało komu się tam podoba. A nawet jeśli się spodoba to i tak po kilku latach mają dośc tej krainy.
A ty ułożyłaś sobie plan na życie męża wśród obcych kulturowo ludzi i masz teraz pretensje że on w to nie chce iść.
Zawsze powtarzam to samo...
Na cholere wy tam jeździcie? Przez te durnowate Holandie Anglie tylko same problemy w zwiazkach, zdrady, rozwody.
Czy wy się nigdy nie nauczycie?
No jeżeli nigdy tam nie był to ciężko zakładać że przyjedzie i zostanie. Raczej zawsze każdy jeździ na próbę z założeniem że może jednak coś pójść nie tak i wróci.
Tłumaczę mu że ja nie chcę wracać że wszystko organizowała tu sama
Zapomniałaś, że jesteś w związku. Mąż ma prawo do swojego zdania i decydowania o swoim życiu.
Państwo komentujący zapomnieli, że do pracy zagranicę wyjeżdża się po kasę. Skoro kobieta wszystko zorganizowała dla męża aby ten mógł zarabiać to chyba ma rację, że jest rozczarowana postawą tegoż.
Ale zawsze można rzucić pracę i biedować w kraju.
Mąż nie czuje odpowiedzialności za finanse, dlatego łatwo mu przychodzi podejmowanie drastycznych decyzji. Skoro to żona utrzymywała z wynagrodzenia czemu miałoby się to zmieniać;)
Państwo komentujący zapomnieli, że do pracy zagranicę wyjeżdża się po kasę. Skoro kobieta wszystko zorganizowała dla męża aby ten mógł zarabiać to chyba ma rację, że jest rozczarowana postawą tegoż.
Ale zawsze można rzucić pracę i biedować w kraju.
Mąż nie czuje odpowiedzialności za finanse, dlatego łatwo mu przychodzi podejmowanie drastycznych decyzji. Skoro to żona utrzymywała z wynagrodzenia czemu miałoby się to zmieniać;)
No i był, spróbował, popracował - nie pasuje mu i wraca. Mieszkam za granicą i to wiem że nie każdy potrafi się odnaleźć w obcym kraju bez języka. Właściwie to spora część się nie odnajduje i tak jak bohater wpisu pakuje zabawki i wraca, bo lepiej im biedować w kraju niż męczyć się na każdym kroku łącznie z zakupem bułek w osiedlowym sklepie.
kejt38 napisał/a:Państwo komentujący zapomnieli, że do pracy zagranicę wyjeżdża się po kasę. Skoro kobieta wszystko zorganizowała dla męża aby ten mógł zarabiać to chyba ma rację, że jest rozczarowana postawą tegoż.
Ale zawsze można rzucić pracę i biedować w kraju.
Mąż nie czuje odpowiedzialności za finanse, dlatego łatwo mu przychodzi podejmowanie drastycznych decyzji. Skoro to żona utrzymywała z wynagrodzenia czemu miałoby się to zmieniać;)No i był, spróbował, popracował - nie pasuje mu i wraca. Mieszkam za granicą i to wiem że nie każdy potrafi się odnaleźć w obcym kraju bez języka. Właściwie to spora część się nie odnajduje i tak jak bohater wpisu pakuje zabawki i wraca, bo lepiej im biedować w kraju niż męczyć się na każdym kroku łącznie z zakupem bułek w osiedlowym sklepie.
Dokładnie tak jest.
Lepiej biedować u siebie na śmieciach niż siedzieć u kogoś i mierzyć z problemami które w Polsce nie są żadnym problemem.
8 2019-03-02 09:36:14 Ostatnio edytowany przez Marata (2019-03-02 09:40:04)
Holandia jest przyjaznym krajem ale trzeba być w niej ogarniętym. Łatwo się tam żyje - ceny polskie (e z wyjątkiem czynszu i wody) a zarobki holenderskie.
Owszem, gdy ktoś na bezrobociu i chorobowym siedział prawie dwa lata, to ciężko wrócić do pracy. I w Polsce i w Holandii. Tym bardziej, że tam trzeba zapierdalać a nie udawać, że coś się robi.
Autorka wątku utrzymywała się tam sama przez długi okres czasu, załatwiła spore mieszkanie dla siebie i rodziny, zapewne pomagała finansowo mężowi w Polsce i potrafiła sobie dać radę. Przyjechał królewicz, długo wyczekiwany jaśniepan, który niemal wszystko dostał gotowe, o nic zabiegać nie musiał, jedynie ruszyć cztery litery i iść do roboty. I mu się nie podoba. Może zamiast być od razu instruktorem jazdy idzie do pośredniaka, zarobi kasę i uczy się holenderskiego przy okazji. Zdobędzie kompetencje, pozna kraj i kulturę, i powolutku rozkręci się jako ten super instruktor jazdy.
Najłatwiej jest się poddać.
I dla superogarniętych krytyków wyjazdów na saksy - nie, nie jest lepiej żyć jak dziad w Polsce zamiast przyzwoicie zarabiać gdzieś w świecie. Mało kto wyjeżdża do obcego kraju zarabiać bo mu się przelewa w domu.
Holandia jest przyjaznym krajem ale trzeba być w niej ogarniętym. Łatwo się tam żyje - ceny polskie (e z wyjątkiem czynszu i wody) a zarobki holenderskie.
Owszem, gdy ktoś na bezrobociu i chorobowym siedział prawie dwa lata, to ciężko wrócić do pracy. I w Polsce i w Holandii. Tym bardziej, że tam trzeba zapierdalać a nie udawać, że coś się robi.Autorka wątku utrzymywała się tam sama przez długi okres czasu, załatwiła spore mieszkanie dla siebie i rodziny, zapewne pomagała finansowo mężowi w Polsce i potrafiła sobie dać radę. Przyjechał królewicz, długo wyczekiwany jaśniepan, który niemal wszystko dostał gotowe, o nic zabiegać nie musiał, jedynie ruszyć cztery litery i iść do roboty. I mu się nie podoba. Może zamiast być od razu instruktorem jazdy idzie do pośredniaka, zarobi kasę i uczy się holenderskiego przy okazji. Zdobędzie kompetencje, pozna kraj i kulturę, i powolutku rozkręci się jako ten super instruktor jazdy.
Najłatwiej jest się poddać.
I dla superogarniętych krytyków wyjazdów na saksy - nie, nie jest lepiej żyć jak dziad w Polsce zamiast przyzwoicie zarabiać gdzieś w świecie. Mało kto wyjeżdża do obcego kraju zarabiać bo mu się przelewa w domu.
Gdyby to chodziło o ludzi co mają po 25-30 lat to pewnie napisałabym to samo co ty Bo zawsze można zagryźć zęby, zarobić i wrócić... Tylko że starych drzew się nie przesadza a tam autorka ma już wnuczkę więc to już chyba nie ten czas
Gdyby to chodziło o ludzi co mają po 25-30 lat to pewnie napisałabym to samo co ty
Bo zawsze można zagryźć zęby, zarobić i wrócić... Tylko że starych drzew się nie przesadza a tam autorka ma już wnuczkę więc to już chyba nie ten czas
Zgadzam się ale tu mamy Panią babcię, która ze wszystkim sobie świetnie dała radę i pana dziadka, który nieogarnia i po pierwszym niepowodzeniu poddaje się. Wróci do Polski i dalej będzie na utrzymaniu babci, która dała radę urządzić całą rodzinę w obcym kraju. I wszystkim pasuje tylko jaśniedziadkowi coś nie pasuje.
Jasniedziadek ma prawo wyboru i może wrócić do Polski, jak najbardziej. I rozwalić sobie rodzinę na własne życzenie, bo jego rodzina ułożyła sobie z pomocą leciwej babci życie gdzie indziej.
Akurat Holandia to kraj, w którym można mieszkać i pracować nie znając języka, tylu jest tam Polaków. Są i tacy, którzy wszystko załatwiają za innych w urzędach u lekarzy i w gminie. Uizenbiura mają obsługę Polską, Polscy brygadziści zapewniają opiekę w miejscach pracy, a jeśli nie są Polakami to mają Polaków pomagierów. Są polskie sklepy, polscy lekarze i polskie dzielnice w miastach. Działają bezpłatne porady prawne dla Polaków. Owszem praca jest wówczas za najniższą krajową i gorzej niż u murzyna, ale jest to jakiś start i punkt zaczepienia.
krolowachlodu87 napisał/a:Gdyby to chodziło o ludzi co mają po 25-30 lat to pewnie napisałabym to samo co ty
Bo zawsze można zagryźć zęby, zarobić i wrócić... Tylko że starych drzew się nie przesadza a tam autorka ma już wnuczkę więc to już chyba nie ten czas
Zgadzam się ale tu mamy Panią babcię, która ze wszystkim sobie świetnie dała radę i pana dziadka, który nieogarnia i po pierwszym niepowodzeniu poddaje się. Wróci do Polski i dalej będzie na utrzymaniu babci, która dała radę urządzić całą rodzinę w obcym kraju. I wszystkim pasuje tylko jaśniedziadkowi coś nie pasuje.
Jasniedziadek ma prawo wyboru i może wrócić do Polski, jak najbardziej. I rozwalić sobie rodzinę na własne życzenie, bo jego rodzina ułożyła sobie z pomocą leciwej babci życie gdzie indziej.
Akurat Holandia to kraj, w którym można mieszkać i pracować nie znając języka, tylu jest tam Polaków. Są i tacy, którzy wszystko załatwiają za innych w urzędach u lekarzy i w gminie. Uizenbiura mają obsługę Polską, Polscy brygadziści zapewniają opiekę w miejscach pracy, a jeśli nie są Polakami to mają Polaków pomagierów. Są polskie sklepy, polscy lekarze i polskie dzielnice w miastach. Działają bezpłatne porady prawne dla Polaków. Owszem praca jest wówczas za najniższą krajową i gorzej niż u murzyna, ale jest to jakiś start i punkt zaczepienia.
Ja podejrzewam że mam rodziców w podobnym wieku i jak ojca bym widziała za granicą jak zaczyna życie od nowa tak matka wiem że by tam po miesiącu skończyła z depresją. Nie zależnie od tego jak przyjazny byłby kraj. Moja matka ma wręcz problem się przenieść z rodzinnego domu do mieszkania bo wielki dom z wielkim podwórzem to nie jest to co jest w stanie ogarniać sama z ojcem ale nie... Będzie zasuwać z kosiarką i narzekać jak jej ciężko ale domu nie sprzeda....
A już tak z własnego podwórka już widziałam tłumy polaków którzy się nie przystosowali do życia za granicą. Byli tacy co uciekali po miesiącu ale koleżanka z pracy po 8 latach postanowiła wrócić do rodzinnego miasta i właśnie pojechała szukać lokum, po powrocie pewnie da wypowiedzenie w pracy Zdaje sobie sprawe że kasa nie będzie szalona i na pewno zarobi mniej niż ma teraz ale mimo to twierdzi że ma dosyć i nigdy nie będzie tutaj u siebie.
Ja podejrzewam że mam rodziców w podobnym wieku i jak ojca bym widziała za granicą jak zaczyna życie od nowa tak matka wiem że by tam po miesiącu skończyła z depresją. Nie zależnie od tego jak przyjazny byłby kraj. Moja matka ma wręcz problem się przenieść z rodzinnego domu do mieszkania bo wielki dom z wielkim podwórzem to nie jest to co jest w stanie ogarniać sama z ojcem ale nie... Będzie zasuwać z kosiarką i narzekać jak jej ciężko ale domu nie sprzeda....
A już tak z własnego podwórka już widziałam tłumy polaków którzy się nie przystosowali do życia za granicą. Byli tacy co uciekali po miesiącu ale koleżanka z pracy po 8 latach postanowiła wrócić do rodzinnego miasta i właśnie pojechała szukać lokum, po powrocie pewnie da wypowiedzenie w pracyZdaje sobie sprawe że kasa nie będzie szalona i na pewno zarobi mniej niż ma teraz ale mimo to twierdzi że ma dosyć i nigdy nie będzie tutaj u siebie.
Zgadzam się z Tobą w zupełności. Tylko dlaczego Joanna musiała wyjechać i ściągnęła tam całą swoją rodzinę? Przypuszczam, że widzi tam dużo lepsze perspektywy rozwoju dla siebie, męża, dzieci i wnuczki niż w PL.
Owszem, koszty emocjonalne takiej decyzji są wysokie - tam zawsze Polacy będą Polakami. Pewnie dopiero dziecko jej wnuczki będzie się czuło tam, jak u siebie. Ale mając perspektywę klepania sobie biedy w Pl a w miarę godziwego życia w NL raczej zostaje się bez wyboru.
Kwestia podejścia, jeden sie kieruje rozumem drugi sercem trzeci niewiadomo czym:D a autor raczej nie jest sam w swojej pogmatwanej logice bo inaczej polskie miasta już dawno byłyby opustoszałe Tak niektórzy mają, nie ogarniesz
ja poki co wczoraj byłam na szybko w Polsce i wróciłam bluzgając że już nigdy do Jeleniej Góry niepojade
Witam bardzo dziękuję za komentarze . W woli ścisłości mam wnusię owszem ale ja mam 45 lat a mój mąż 46 więc raczej nie jesteśmy jeszcze w wieku starych drzew . Wiele lat pracowałam w Pl i wiele razy byłam tam wykorzystana . Decyzja moja o wyjeździe podyktowana była chęcią godnej pensji za moją pracę niestety w naszym kraju kobiety są gorzej opłacane niż mężczyźni . Wiadomo pracować trzeba bo nikt nikomu za darmo nic nie da ale w Polsce pracując z mężem musiałam się zadowolić tym że mamy na rachunki i jedzenie każde zakupy czy do domu czy wakacje były brane na kredyt . Miałam dość wyjechała sama pracowałam 6 mięs utrzymywała się pomagała w Polsce i jeszcze na urlop przywiozła 2500 euro po 6 mięs gdzie wtedy przelicznik był 4.3 zł za 1 euro jest różnica ? Decyzja o tym że reszta mojej rodziny chcę przyjechać do mnie nie wyszła z mojej strony tylko ich . Żeby mogli przyjechać musiałam wszystko zorganizować by mieli gdzie . Czekałam na męża przyjazd ponad rok urządzając dom od podstaw sama A on teraz po 3 miesiącach (W tym 1 miesiąc pracował ) stwierdza że mu się nie podoba nie licząc się z tym jakie koszty poniosłam i nie mam co z tym wszystkim zrobić
Przykro i współczuje Ci bo wygląda na to że on Ciebie wykorzystuje Twoje zaangażowanie
Jesteś bardzo zaradna on ma podane wszystko na tacy poddał się po byle porażce strasznie "dumny" może mu wygodnie tak 46 lat to nie dziadek.
Gorzej że on nie chce tam być też z Tobą przy Tobie razem ucieka -żadnego wysiłku ,nie docenił ,woli być sam bez Ciebie to też boli rozumiem.
Zadbaj o siebie .
Bardzo mi jest przykro bo przez cały czas gdy czekałam na niego zapewniał mnie że przyjedzie nie na chwilę .Teraz gdy już jest od tygodnia robi mi awantury że na siłę to trzymam żeby z jego pieniędzy utrzymywać dom . Nie dociera do niego że robiłam wszystko by urządzić dom bo mamy tutaj żyć że ja nie wrócę do Polski takie były rozmowy wcześniejsze i pod to ja podpożądkowałam swoje ostanie 2 lata życia bez urlopu (to ja czułam się jak więzień holandii) Wie o tym że mam poważnie chora serce (powiększona komora niedomykalność zastawek bardzo wysokie ciśnienie w komorach serca co skutkuje zakrzepicą płuc ) stres mnie wykańcza . Czekałam cierpliwie ponad rok by w końcu przyjechał był że mną i mi pomógł .A mam to co mam