Ona i on pracują razem... pili piwo, całowali się, mieli razem seks. Zauroczyli się w sobie... to nie zakochanie, nie miłość.
Jest ona i on. Nic więcej. Na cóż tutaj więcej filozofii? Po prostu sie zabawili.
Zakochanie mija, romans kruszeje, czasem szybko jak zamek z piasku, czasem dłużej jak pomnik z kamienia.
I na cóż się teraz szarpać? Zrywać znajomość... płakać, nie spać? Czy nie można po prostu mieć siebie nawzajem do zabawy?
Wiem, że nazywane jest to "zdradą". Bo żona zabawiła się z kimś innym, a przecież ślubowała, że będzie się bawić tylko z wybranym mężem. Czy to nie jakiś absurd tak ślubować? Zdrada, bo mąż utracił monopol na zabawę z żoną. I będzie cierpiał? Bo nie ma monopolu obiecanego... na tym ta krzywda polega że ktoś stracił monopol.
Weźmy kochanka teraz... cierpi, bo nie może jej mieć na stałe, na zawsze, na co dzień, tak dużo jak tylko chce? Bo on się zakochał? Ale skąd u niego w o ogóle prawo oczekiwania, że druga osoba da mu tyle ile on sobie wymarzył? Niedobry kochanek, zatruwa romans. Mieli się bawić, a cierpią.
Nie trzeba z romansu uciekać, jak ludzie nie chcą od drugiej osoby brać więcej niż ta druga może dać. To egoizm tak ciągle chcieć i chcieć, że ta druga osoba ma nam dać szczęście. Bierze się tyle ile druga osoba daje, bierze się wszystko bez wyrzutów sumienia, bez focha, rozkminki co będzie potem, ale bierze się więcej.
Bez sensu jest zakładać i marzyć o życiu z kochankiem czy kochanką, bo małżeństwa zawsze są takie same -- mają swoje ciemne strony. Kochanek i kochanka są fajni w romansie. Ale w życiu razem staje się szaro.
Tylko seks bez uczuć? Nie ma czegoś takiego... Zawsze są uczucia. Nawet przez chwilę.
Romans "na dystans"? Unikanie zaangażowania? Równie bez sensu... ludzie szukają emocji, motylków, marzą o tym, aby znowu poczuć zakochanie, a tutaj ktoś się dystansuje? To coś jakby iść na zabawę sylwestrową i nie bawić się na całego, tylko po cichutku, aby potem w ciągu roku nie żałować, że dni są takie szare w porównaniu do balangi. Albo jakby dostać kawałek tortu ale zjeść tylko połowę w obawie, że zbytnio nam zasmakuje... a powinno się zeżreć cały kawał tortu, świadomie, czując jego smak, zapach, konsystencję, przeżyć to i potem wspominać.