MJX sprawdź pocztę , priv.
"Nie potrafię Ci doradzić, ale ja na miejscu twojego męża chciałbym wiedzieć, mieć możliwość dokonania wyboru, podjęcia decyzji o przyszłości. "
***
Szansę podjęcia decyzji to on by miał jakby Myszencja wcześniej mu dała znać że ją nosi a teraz kiedy zakończyła romans i szczerze chce o tym zapomnieć ( ja jej wierzę że chce ) to jednak niech tę wiedzę zachowa dla siebie , istnieje niebezpieczeństwo że może mąż się dowiedzieć, bo raz koleżanki a dwa kochanek ale może dostaniesz Myszencjo tę życiową szansę czego życzę Tobie a Twojemu mężowi jeszcze bardziej
Zastanawiam się tylko czy nie warto jeszcze raz ocenić ryzyka. Sama w ostatnim poście rozpisałaś piramidę swoich wartości. Trudno stało się to co się stało. Chcesz odnaleźć się w małżeństwie - super. Ale dla dobra siebie i swojej rodziny weź pod uwagę więcej niż nadzieję że się nie dowie. Myślisz, że by uwierzył że romans się zakończył skoro dalej razem pracujecie. Co wtedy powie?? Zmień pracę - a Ty zmienisz. Nie mówię, że masz zmienić teraz. Mówię, że jak najwięcej intencji ma wyjść od Ciebie. Pamiętaj o tym. Czy to terapia?? czy zmiana pracy?? to ma wyjść od Ciebie. Tak samo kontakt z przyjaciółkami, o kochanku nie wspomnę. Zna go?? Powiedział mu dzieńdobry?? Wiesz jak się poczuje..oczywiście gdybam, bo nie wiem czy zna go czy tam koleżanki. Oczywiście to bzdety które ewentualnie wpychały by go w rolę ofiary. Bez znaczenia - choć bolesne. Zastanów się co może wyjść od Ciebie by zauważył, ze zrozumiałaś jak go skrzywdziłaś i ze zrozumiałaś dlaczego to zrobiłaś. Jako umysł ścisły powiem Tobie tylko tyle: o romansie wiedzą nie tylko kochankowie, kochankowie razem pracowali i pracują, kochanek ma kontakt z kochanką, koleżanki wiedzą o romansie, romans odbił piętno na dzieciach i chyba mężu - Myszencja - prawdopodobieństwo że nie dowie się o romansie w ciągu 10 lat ( jeżeli myślisz że to dużo to niestety) -jest bardzo niskie.
Nie mówię że masz mu mówić. Zrób wszystko co możesz by widział twoje dobre intencje.
Trzymaj się
589 2019-12-09 17:24:47 Ostatnio edytowany przez MJX (2019-12-09 17:33:15)
"Nie potrafię Ci doradzić, ale ja na miejscu twojego męża chciałbym wiedzieć, mieć możliwość dokonania wyboru, podjęcia decyzji o przyszłości. "
***
Szansę podjęcia decyzji to on by miał jakby Myszencja wcześniej mu dała znać że ją nosi a teraz kiedy zakończyła romans i szczerze chce o tym zapomnieć ( ja jej wierzę że chce ) to jednak niech tę wiedzę zachowa dla siebie , istnieje niebezpieczeństwo że może mąż się dowiedzieć, bo raz koleżanki a dwa kochanek ale może dostaniesz Myszencjo tę życiową szansę czego życzę Tobie a Twojemu mężowi jeszcze bardziej
"istnieje niebezpieczeństwo że może mąż się dowiedzieć, bo raz koleżanki a dwa kochanek ale"
myślę, że mnie po zakończonym romansie byłoby łatwiej to przyjąć, zrozumieć i wybaczyć
zacząłbym od prelekcji Esther Perel z konferencji TED
film z wklejonymi polskim napisami znajduje się na samym dole tego artykułu https://emocje.pro/zycie-zdradzie-trzy-fazy-naprawcze/ Nie widziałem, żeby ktoś tu juz to wrzucał
Bardzo Wam wszystkim dziękuje, nie spodziewałam się tak... ciepłego? przyjęcia. Ja podjęłam decyzje ze mu nie powiem. Nie ze strachu o własny tyłek, bo należy mi się. Ze strachu o niego. I jakkolwiek to zabrzmi w tej sytuacji, z miłości do niego. Nie zasługuje na taka prawdę i nie zasługuje na podejmowanie decyzji w sprawie, o która się nie prosił. Dawanie mu prawa wyboru jest iluzja, on do tego wyboru zostanie zmuszony. Dlaczego? Po co? Żebym ja sobie to zrzuciła z sumienia ?Druga rzecz on jest typem depresyjnym, kto zna takie osoby wie o czym mówię. Jego by ta informacja dobiła a nie ucieszyła ze może się ode mnie uwolnić. To byłby jak niechciany prezent, z którym niewiadomo co zrobić, a coś zrobić trzeba.
Wiem ze przede mną ogrom pracy aby wróciło wszystko na dawne tory, wydaje mi się ze wychodzi, choc minęło relatywnie niedużo czasu wiec nie ma co mówić hop.
Co do kolegi- moj mąż go nie zna, na oczy nie widział. Jedna z moich przyjaciółek to bliska przyjaciółka rodziny, zna mojego męża dobrze i również uwaza ze nawet na łożu śmierci mam mu tego nie mówić. Wie jaki on jest po prostu. Druga nie zna go osobiście, może z raz widziała gdzieś kiedyś. Żadna z nich mu nie powie.
Martwi mnie to co ktoś wyżej napisał o koledze... nie wiem po co on miałby mówić mojemu mężowi? Co chciałby osiągnąć? Może jestem naiwna i jakoś nie bawię się w takie gierki ale po co ma mi rozwalac życie skoro nic z tego nie będzie miał?
591 2019-12-09 18:42:48 Ostatnio edytowany przez MJX (2019-12-09 18:55:44)
Bardzo Wam wszystkim dziękuje, nie spodziewałam się tak... ciepłego? przyjęcia. Ja podjęłam decyzje ze mu nie powiem. Nie ze strachu o własny tyłek, bo należy mi się. Ze strachu o niego. I jakkolwiek to zabrzmi w tej sytuacji, z miłości do niego. Nie zasługuje na taka prawdę i nie zasługuje na podejmowanie decyzji w sprawie, o która się nie prosił. Dawanie mu prawa wyboru jest iluzja, on do tego wyboru zostanie zmuszony. Dlaczego? Po co? Żebym ja sobie to zrzuciła z sumienia ?Druga rzecz on jest typem depresyjnym, kto zna takie osoby wie o czym mówię. Jego by ta informacja dobiła a nie ucieszyła ze może się ode mnie uwolnić. To byłby jak niechciany prezent, z którym niewiadomo co zrobić, a coś zrobić trzeba.
Wiem ze przede mną ogrom pracy aby wróciło wszystko na dawne tory, wydaje mi się ze wychodzi, choc minęło relatywnie niedużo czasu wiec nie ma co mówić hop.
Co do kolegi- moj mąż go nie zna, na oczy nie widział. Jedna z moich przyjaciółek to bliska przyjaciółka rodziny, zna mojego męża dobrze i również uwaza ze nawet na łożu śmierci mam mu tego nie mówić. Wie jaki on jest po prostu. Druga nie zna go osobiście, może z raz widziała gdzieś kiedyś. Żadna z nich mu nie powie.
Martwi mnie to co ktoś wyżej napisał o koledze... nie wiem po co on miałby mówić mojemu mężowi? Co chciałby osiągnąć? Może jestem naiwna i jakoś nie bawię się w takie gierki ale po co ma mi rozwalac życie skoro nic z tego nie będzie miał?
myślę, że Twoje wyjaśnienia rzucają nieco inne światło na sprawę
życzę Wam powodzenia
I czyść oczywiście przeglądarkę z historią wpisów na tym forum
Pytasz pi co ma mówić? Z tego samego powodu dla którego się odzywa. Z ciekawości, z adrenaliny, z powodu słabszego dnia, bo go wkurzysz, bo awansujesz, bo chcę napompowac ego, bo ma cie w szachu, bo będzie chciał Ci pokazać gdzie twoje miejsceitp.Nie mówię że masz mówić. Znasz go najlepiej. Dbajcie o Siebie. Gdyby coś się działo. To włóż wszystkie swoje chęci w pokazanie mu jak bardzo Ci na nim zależy. Nie tylko ohami i ahami ale faktami. Bądź na to gotowa, bo zapyta dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej. Zapyta kiedy go ostatni raz widziałaś. Powiesz ze codziennie? Nie mówię że masz zmienić pracę, bo nie wiem jak świadomym mężczyzna jest. Mówię że może nie zrozumieć. Jak go Przekonasz? Kurcze jestem urodzonym Optymistą. Ale bądź gotowa. To twój Ciężar. Nieś go rozsądnie.
Powodzenia
Pytasz pi co ma mówić? Z tego samego powodu dla którego się odzywa. Z ciekawości, z adrenaliny, z powodu słabszego dnia, bo go wkurzysz, bo awansujesz, bo chcę napompowac ego, bo ma cie w szachu, bo będzie chciał Ci pokazać gdzie twoje miejsceitp.Nie mówię że masz mówić. Znasz go najlepiej. Dbajcie o Siebie. Gdyby coś się działo. To włóż wszystkie swoje chęci w pokazanie mu jak bardzo Ci na nim zależy. Nie tylko ohami i ahami ale faktami. Bądź na to gotowa, bo zapyta dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej. Zapyta kiedy go ostatni raz widziałaś. Powiesz ze codziennie? Nie mówię że masz zmienić pracę, bo nie wiem jak świadomym mężczyzna jest. Mówię że może nie zrozumieć. Jak go Przekonasz? Kurcze jestem urodzonym Optymistą. Ale bądź gotowa. To twój Ciężar. Nieś go rozsądnie.
Powodzenia
dodałbym jeszcze alkohol
tak, może mieć Cię w szachu, ale jeszcze raz życzę Wam powodzenia
594 2019-12-09 19:47:59 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-12-09 19:59:32)
Gdyby moja bliska przyjaciółka opowiedziała mi tę historię, powiedziałabym., Rozwiedz się dziewczyno, bo jest duża szansa że zdradzisz kolejny raz i kolejny
I nie kupiłabym bajki że chodzi o dobro depresyjnego męża. Bo raczej o bezpieczne lądowanie Myszaka. Nic więcej. Może Ci się wydaje, ,ze mąż bez Ciebie nie przeżyje, ale się mylisz..no chyba że On jest niepełnosprawny, Ty go utrzymujesz itp.
Gdyby to był romans dla seksu, i nic nie zmienił w postrzeganiu wtedy Twojej rodziny, podzielilabym opinię że masz to zabrać do grobowej deski
Gdyby moja bliska przyjaciółka opowiedziała mi tę historię, powiedziałabym., Rozwiedz się dziewczyno, bo jest duża szansa że zdradzisz kolejny raz i kolejny
I nie kupiłabym bajki że chodzi o dobro depresyjnego męża. Bo raczej o bezpieczne lądowanie Myszaka. Nic więcej. Może Ci się wydaje, ,ze mąż bez Ciebie nie przeżyje, ale się mylisz..no chyba że On jest niepełnosprawny, Ty go utrzymujesz itp.
Dzięki za inny głos „w sprawie”;-) czekałam na to. Nie pytam czy mówić mezowi, czy nie. Wracając na forum podjęłam już decyzje i nie będę się teraz z niej tłumaczyc. I jakoś niespecjalnie mi zależy, żebyś mi uwierzyła.
Moim celem jest aby ten wątek znowu się rozrósł wszerz i wzdłuż.
Dziękuje za wszystkie rady, sugestie, spostrzeżenia.
Martwi mnie to co ktoś wyżej napisał o koledze... nie wiem po co on miałby mówić mojemu mężowi? Co chciałby osiągnąć? Może jestem naiwna i jakoś nie bawię się w takie gierki ale po co ma mi rozwalac życie skoro nic z tego nie będzie miał?
Ale on nie chce niszczyć Twojego małżeństwa, po co miałby to robić, przecież godził się z tym że sypiasz z mężem. On chce odzyskać Ciebie, teraz czeka ale nie daje o sobie zapomnieć.
Oczywiście mogę się mylić.
Bo raczej o bezpieczne lądowanie Myszaka.
Oczywiście że tak.
Myślę, że nie ma co uogólniać. Każdego wyboru, nawet zdrady dokonujemy pod wpływem bodźców czy to emocji, napięcia seksualnego, apetytu na orgazm, potrzeby bliskości itpAle przede wszsytkim dokonujemy bo nie wiemy jak utrzymać bliską relacje. Czasem nie chcemy. Analizując to co autorka pisała można by robić wykład o niedopasowaniu i pozornej asertywności, o tym co niedopasowanie może przynieść w przyszłości. Ale pisząc o akceptacji męża takim jakim jest, myszencja kręci się gdzieś tam wokół wierności. Także Ja jeszcze raz życzę powodzenia w małżeństwie i konsekwencji w kontynuacji zrozumienia przede wszystkim siebie i swoich zachowań.
Tylko że tu nie chodzi o akceptację męża jakim jest, tylko o wartość małżeństwa dla autorki a ta wydaje się mocno wątpliwa, skoro jeszcze niedawno była gotowa zaryzykować tym związkiem.
Teraz w obliczu znudzenia romansem małżeństwo nabrało wartości, ale czy przyczyna zniknęła? Nie bo Myszencja w ogóle jej nie szukała.. To nie romans dla seksu, postawiony z założenia niżej niż małżeństwo, tak często robią mężczyźni i wtedy ma to sens że powinni milczeć.
Ale tu nie tak to wygląda, prawda?
Pozdrawiam optymistów w sprawie, nie podzielam niestety..
599 2019-12-09 20:40:52 Ostatnio edytowany przez Myszencja123 (2019-12-09 20:42:52)
Tylko że tu nie chodzi o akceptację męża jakim jest, tylko o wartość małżeństwa dla autorki a ta wydaje się mocno wątpliwa, skoro jeszcze niedawno była gotowa zaryzykować tym związkiem.
Teraz w obliczu znudzenia romansem małżeństwo nabrało wartości, ale czy przyczyna zniknęła? Nie bo Myszencja w ogóle jej nie szukała.. To nie romans dla seksu, postawiony z założenia niżej niż małżeństwo, tak często robią mężczyźni i wtedy ma to sens że powinni milczeć.
Ale tu nie tak to wygląda, prawda?
Pozdrawiam optymistów w sprawie, nie podzielam niestety..
Ale czekaj, po czym wnosisz ze nie szukałam ??? Skoro nic innego od pół roku nie robię, chyba jasno to napisałam. Jak nie, to trudno.
Tu nie ma co być optymista/ pesymista, to nie mecz reprezentacji. Sprawa jest gówniana z każdej strony.
Moja tonacja co do optymizmu miała brzmiec: kurcze jestem optymistą, ale w tym przypadku historia dopiero się zaczyna - bądź gotowa.Wolałbym nie mieć racji.
Jaka jest twoja skuteczność co do ograniczenia kontaktów z kochankiem. Odcięcie się emocjonalne to trudna rzecz. Możliwa ale niezwykle trudna Trzeba wiedzieć skąd się biorą bodźce, emocje i myśli. Czemu go nie zablokujesz, czemu nie zmienisz numeru, czemu czytasz to co pisze.?zobacz ja piszę - możesz tego nie przeczytać, ominąć, olać. Gdy czytasz to co on pisze reagujesz- wybierasz przeczytanie tego co napisal. Po co? Stwarzasz konkretne warunki by pojawiły się bodźce. Czy nie zastanawiasz się dlaczego napisał w weekend?Myślisz że nie reagujesz?Reagujesz - Czytasz. A to tylko jedna z rzeczy jakie obnarzasz.
Ale nie twierdzę że chcesz źle. Nie znam Cie. I szczerze życzę dobrze. Miłej nocy
Tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono i myślę , że to do Myszki pasuje .
Weszła w układ z początkowym łał , emocje , fajnie poznawać się świadomie w tym wieku , wszystko inaczej smakuje , po części dowartościowuje , ale w pewnym momencie dociera do człowieka , czy warto psuć to co się budowało tyle czasu , zaczyna się dostrzegać też minusy tego układu , przestaje po pewnym czasie działać idealizacja drugiej osoby . W końcu dostrzega się ile można stracić przy wątpliwych zyskach . Rozsądek czy wyrachowanie , nie mi to osądzać .
Bardzo Wam wszystkim dziękuje, nie spodziewałam się tak... ciepłego? przyjęcia. Ja podjęłam decyzje ze mu nie powiem. Nie ze strachu o własny tyłek, bo należy mi się. Ze strachu o niego. I jakkolwiek to zabrzmi w tej sytuacji, z miłości do niego. Nie zasługuje na taka prawdę i nie zasługuje na podejmowanie decyzji w sprawie, o która się nie prosił. Dawanie mu prawa wyboru jest iluzja, on do tego wyboru zostanie zmuszony. Dlaczego? Po co? Żebym ja sobie to zrzuciła z sumienia ?Druga rzecz on jest typem depresyjnym, kto zna takie osoby wie o czym mówię. Jego by ta informacja dobiła a nie ucieszyła ze może się ode mnie uwolnić. To byłby jak niechciany prezent, z którym niewiadomo co zrobić, a coś zrobić trzeba.
Wiem ze przede mną ogrom pracy aby wróciło wszystko na dawne tory, wydaje mi się ze wychodzi, choc minęło relatywnie niedużo czasu wiec nie ma co mówić hop.
Co do kolegi- moj mąż go nie zna, na oczy nie widział. Jedna z moich przyjaciółek to bliska przyjaciółka rodziny, zna mojego męża dobrze i również uwaza ze nawet na łożu śmierci mam mu tego nie mówić. Wie jaki on jest po prostu. Druga nie zna go osobiście, może z raz widziała gdzieś kiedyś. Żadna z nich mu nie powie.
Martwi mnie to co ktoś wyżej napisał o koledze... nie wiem po co on miałby mówić mojemu mężowi? Co chciałby osiągnąć? Może jestem naiwna i jakoś nie bawię się w takie gierki ale po co ma mi rozwalac życie skoro nic z tego nie będzie miał?
Myszencja, w temacie "po co" - ja o obu zdradach mojego jm dowiedziałam się od kochanek, po prostu do mnie napisały. Złe, że je w sobie rozkochal, naopowiadal bzdur o naszym małżeństwie i "wrócił" do mnie licząc na to, że nigdy się nie dowiem. Powodów, dla których Twój kochanek może chcieć poinformować męża może być mnóstwo, zależy jak zakończyła się Wasza relacja, czy on jeszcze na coś liczy, jakim jest człowiekiem.
Mój jm nie jest z żadną z nich, ani ze mną.
Trzymam za Ciebie kciuki. Ja wiem, że nie potrafilabym żyć w takim kłamstwie i strachu, że się wyda, bo prawdopodobieństwo jest duże jak pokazuje mój przykład...
Ja dowiedziałem się po 15 latach. Wydawałoby się, że sprawa już daaawno przyschła, choć parę osób wiedziało, ale ze względu na mój poryczy charakter, bo moglem uszkodzić lichego fizycznie boczniaka nastąpiła zmowa milczenia - to po pierwsze. Po drugie - zachować status quo wspaaaniałej, bo katolickiej Rodziny teściów, nieskalanej żaaadnym grzechem, mającej miejsce w pierwszej kościelnej ławie. Tajemnica jak makiem zasiał, mak o wielkości włoskich orzechów.
...a jednak niesamowitym splotem losu wydało się...
Choć przeżywam piekło, to osobiście cieszę się, że tak się stało, ponieważ najgorsza prawda jest lepsza od lukrowanego kłamstwa.
Ktoś tu na forum opisał jak przyznał się żonie tak sam z siebie, bo jednak kochał bardzo ją i nie mógl z tym żyć. Myślę, że to wielki dowód miłości z jego strony. Szkoda, że mnie to nie spotkało 15 lat temu.
604 2019-12-10 14:22:13 Ostatnio edytowany przez karn (2019-12-10 14:28:23)
Przeczytałem cały wątek i jest mi naprawdę smutno. Ręce opadają. Myszencjo, tysiące słów napisałaś skupiając się na sobie i swoich odczuciach. Egoizm w czystej postaci. Wyrządziłaś mężowi ogromną krzywdę i dopiero pod sam koniec zaczęłaś się zastanawiać nad nim.
Szczerze, to mi jako mężczyźnie, nie opłaca się wchodzić w związek małżeński wiedząc jak ludzie się zdradzają. Kurde, coraz bardziej rozumiem też dobrze zarabiających kumpli po 30tce, którzy nie chcą się żenić i odkładają małżeństwo, ile się tylko da. To się po prostu nie kalkuluje przy takich ilościach zdrad.
Mam nadzieję Myszencjo, że któraś z koleżanek się wygada w końcu i Twój mąż się dowie i Cię zostawi. Szczerzę jemu tego życzę, aby stało się to jak najwcześniej i mógł sobie życie ułożyć z kimś innym.
MJX
"I czyść oczywiście przeglądarkę z historią wpisów na tym forum"
Serio ? W jakim my świecie żyjemy, żeby coś takiego doradzać ? A może byś tak pomyślał o jej mężu ?
Naprawdę słów brak. Zdrada powinna być karana pozbawieniem większości majątku na rzecz zdradzonego partnera, szkoda że tak nie jest. Kiedyś jak dowiedziałem się o zdradzie jednej dziewczyny to powiedziałem jej facetowi. Uratowałem gościa przed życiem w nieświadomości z kobietą. A potem jak już się rozstali to paru kumplom powiedziałem jakie z niej ziółko, żeby się któryś nie wpakował czasem. Zniknęła z naszego towarzystwa ze wstydu. Jedna z lepszych decyzji ever.
A może byś tak pomyślał o jej mężu ?
Gdyby to był wątek męża, doradzalibyśmy mężowi. Ale to wątek Myszencji, więc priorytetem powinna być jej osoba.
Nie popieram zdrady i kłamstwa, ale lubię nazywać rzeczy po imieniu. Nie jest obowiązkiem forumowiczów myśleć o mężu Autorki.
Kiedyś jak dowiedziałem się o zdradzie jednej dziewczyny to powiedziałem jej facetowi. Uratowałem gościa przed życiem w nieświadomości z kobietą. A potem jak już się rozstali to paru kumplom powiedziałem jakie z niej ziółko, żeby się któryś nie wpakował czasem. Zniknęła z naszego towarzystwa ze wstydu. Jedna z lepszych decyzji ever.
Naprawdę się tym szczycisz? Zamiast wyciągnąć rękę do osoby, która zrobiła źle, zniszczyłeś jej życie. Nie byłabym dumna na Twoim miejscu, wręcz przeciwnie. Owszem, zdrada jest czymś wstrętnym, ale niszczenie drugiej osoby tylko po to, by się lepiej poczuć, jest w moich oczach równie obrzydliwe.
606 2019-12-10 14:30:52 Ostatnio edytowany przez karn (2019-12-10 14:48:43)
karn napisał/a:A może byś tak pomyślał o jej mężu ?
Gdyby to był wątek męża, doradzalibyśmy mężowi. Ale to wątek Myszencji, więc priorytetem powinna być jej osoba.
Nie popieram zdrady i kłamstwa, ale lubię nazywać rzeczy po imieniu. Nie jest obowiązkiem forumowiczów myśleć o mężu Autorki.
Wybacz Cyngli, ale doradzanie obcemu człowiekowi, żeby krzywdził innego obcego człowieka, a ukrywanie zdrady uważam za wyrządzanie krzywdy, jest wbrew moim zasadom i będę to krytykował
Naprawdę się tym szczycisz? Zamiast wyciągnąć rękę do osoby, która zrobiła źle, zniszczyłeś jej życie. Nie byłabym dumna na Twoim miejscu, wręcz przeciwnie. Owszem, zdrada jest czymś wstrętnym, ale niszczenie drugiej osoby tylko po to, by się lepiej poczuć, jest w moich oczach równie obrzydliwe.
W jaki sposób niby ja jej zniszczyłem życie ? To ona miała romans. Ponownie, dlaczego nie pomyślisz o jej ex facecie ? Ja gościa uratowałem i do niego wyciągnąłem rękę. Niewinną osobę. I znam się z nim do dziś. Z nią nie I tego samego oczekiwałbym od moich znajomych. Gdybym się dowiedział, że o zdradzie mojej dziewczyny jakiś mój kumpel wiedział, a mi nie powiedział to już nie byłby moim kumplem. A jedyne co straciła ta dziewczyna to związek. Facet ją zostawił nie ja. Ja zadbałem tylko o to, żeby mógł podjąć decyzję na podstawie pełnych informacji. A dzięki temu, że kumplom powiedziałem i się potem wszystko wydało, dziewczyna zniknęła spośród naszych znajomych. Mieliśmy po 20 parę lat, znalazła sobie pewnie nowych. Może się bardziej zastanowi dzięki temu, że zdrada nie uszła jej na sucho.
Gdyby nie ja, to romans by trwał, ten gość miałby nieźle zrytą psychikę, bo zdrada, nawet nie wykryta, jest wyczuwana i niszczy drugą osobę. Być może dziewczyna by nie przestała lub zdradzała dalej z innymi. Być może gość wychowywałby nie swojego dzieciaka obecnie. A ja bym na to wszystko patrzył z boku. Dobrze zrobiłem.
Cyngli napisał/a:karn napisał/a:A może byś tak pomyślał o jej mężu ?
Gdyby to był wątek męża, doradzalibyśmy mężowi. Ale to wątek Myszencji, więc priorytetem powinna być jej osoba.
Nie popieram zdrady i kłamstwa, ale lubię nazywać rzeczy po imieniu. Nie jest obowiązkiem forumowiczów myśleć o mężu Autorki.
Wybacz Cyngli, ale doradzanie obcemu człowiekowi, żeby krzywdził innego obcego człowieka, a ukrywanie zdrady uważam za wyrządzanie krzywdy, jest wbrew moim zasadom i będę to krytykował
Dopóki zgodnie z Regulaminem, to nie mam zastrzeżeń. Natomiast pamiętaj, że to życie Myszencji i to ona decyduje. Jest sporo ludzi, którzy żałują, że kiedykolwiek odkryli zdradę, lub ktoś ich o niej poinformował. Ludzie są różni.
608 2019-12-10 14:47:17 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-10 14:51:20)
Akurat w tym wątku widać, że Autorka szczerze żałuje i dokonała już niejako rachunku sumienia.
Zmieniając swoje myślenie, dostrzegła swój błąd a właściwie cały szereg błędów, składających się na jej dotychczasowe podejście. Miejmy nadzieję, że wyciągnęła odpowiednie wnioski ze swojego postępowania. Nie ukrywajmy jednak, że osoby które brzydzą się zdradą, reaguja podobnie jak karn, gdyż przeważnie to soba ZDRADZANA jest w większym stopniu pokrzywdzona( nie mówię tutao jakiś patologicznych przyapadkach, kiedy osoba zdradzająca jest przez zdradzanego poniżana, lekceważona totalnie czy krzywdzona - fizycznie bądź psychicznie).
Powiem szczerze, że nie wiem, czy nie zachowałbym soię dokładnie tak samo na miejscu karn. Szczególnie, jeśli osoba zdradzana byłaby moim dobrym znajomym, którego znam znacznie dłużęj od jej partnera. Jeśli wiem, że ta osoba zdradzana żyje w błogiej nieświadomości, bedąc przekonaną, że wszystko jest OK a jej partner przyprawia jej rogi z wyrachowaniem i premedytacją, to czemu miałbym jej nie zamiadomić. Wiadomo w tym przypadku, kto jest pokrzywdzonym i komu może się zycie zawalić. Jeżeli ta dziewczyna była takim notorycznym zdradzaczem( nieważne czy zdradziła raz z wieloma czy wiele razy z jednym), to ja się zupełnie nie dziwię, żę paczka się rozpadła. To czy taki zdradzany partner mi uwierzy czy nie, to już jego problem, chyba, że przedtsaiwę mu dowody. Mniemam, że dziewczyna za bardzo nie rozpaczała po stracie, boskoro go zdradzała, to już sporo mówi.
Wydaje mi się że potrzeba, by więcej ludzi miało spojrzenie na zdradę, takie jak ma karn. Osobiście wahałbym się, gdyby to nie dotyczyło kogoś mi bliskiego. Jesli taka dziewczyna( czy ktokolwiek zdradzający) byłaby mi bliższa niż zdradzany, to zwyczajnie spróbowałbym mu/jej przemówić do rozumu. Jeśli nie, to zerwałbym z nim znajomość, przynajmniej na jakiś czas. Wiem, zdrada to nie moja sprawa, ale brzydzi mnie przebywanie z kimś, o kim wiem, że kogoś perfidnie oszukuje.
Im dłużej żyję na tym świecie, tym bardziej jestem przekonana, że w pewne sytuacje nie należy się angażować, bo można uczynić więcej szkody niż pożytku.
Miałam w najbliższej rodzinie traką tragedię z powodu zdrady i jej wyjścia na jaw, że szkoda gadać.
karn, wydaje Ci się tylko, że jesteś strażnikiem Teksasu ( ). Życie niejeden pogląd zweryfikowało i jeszcze wielokrotnie zweryfikuje...
W moim odczuciu warto mieć pewne zasady, których warto się trzymać twardo i jak najdłużej Tak jak wspomniałem, nie sądzę, żebym miał zbawiać świat i zawiadamiąć każdego zdradzonego o fakcie, że ktoś mu rogi przyprawia. Lecz jeśli którakolwiek ze stron obracałaby się w moim najbliższym otoczeniu, to myślę, że nie miałbym zbt dużych obiekcji co do otworzenia oczu.
W przypadku, który opisał karn w pełni sie znim zgadzam. Wcale nie zniszczył życie tej dziewczynie, lecz uratowął gościa przed dalzsym życiem z zakłamaną i krzywdzącą go osobą. Zapewne ten chłopak nie żałuje obecnie swojej decyzji A dziewczyna straciła związek, ale skoro zdradzała tego gościa notorycznie(?), to czy rozpaczała po nim? Watpię..
Ależ ja się zgadzam, że to bardzo szlachetna postawa. Jednak nie jest to opcja dla każdego i nie każdemu wychodzi na dobre. Po prostu. Skutki bywają katastrofalne. Można złamać komuś życie. Nieodwracalnie.
Mam taki przykład, w najbliższej rodzinie. Szwagier dostał pozew rozwodowy. Jakoś się trzymał, nawet zaczął się spotykać z kimś. Jednak jeden z kolegów mu doniósł, że tak naprawdę powodem rozwodu było coś innego. A mianowicie zdrada żony, a konkretniej trzyletni romans.
Nie będę opisywać, co się dzieje obecnie ze szwagrem, wystarczy, że napiszę, że jest na lekach i utrzymuje go rodzina, bo sam nie jest w stanie.
Trzeba bardzo uważać, komu się pomaga, jak oraz z jakich pobudek.
612 2019-12-10 15:28:03 Ostatnio edytowany przez karn (2019-12-10 15:43:27)
Dopóki zgodnie z Regulaminem, to nie mam zastrzeżeń. Natomiast pamiętaj, że to życie Myszencji i to ona decyduje. Jest sporo ludzi, którzy żałują, że kiedykolwiek odkryli zdradę, lub ktoś ich o niej poinformował. Ludzie są różni.
Są różni. Ale ja czułbym się źle ze sobą, gdybym nie poinformował o zdradzie. Zdradzani ludzie cierpią niezależnie od tego, czy się dowiedzą czy nie. Zdradę się wyczuwa i człowiek zdradzany żyje w konflikcie wewnętrznym obwiniając samego siebie o brak zaufania. Uważam, że długotrwałe życie w takim konflikcie ma dużo gorsze skutki emocjonalne niż ból przy odkryciu zdrady. Jest jeszcze wiele innych negatywnych konsekwencji nieodkrytej zdrady.
Wydaje mi się że potrzeba, by więcej ludzi miało spojrzenie na zdradę, takie jak ma karn.
Jest coś takiego jak dowód społeczny. Ludzie patrzą jak postępują i myślą inni, kiedy sami znajdą się w podobnej sytuacji. Uważam, że obecnie zdrada przez naszą kulturę jest ujarzmiona i akceptowalna. Taki wątek czytają też osoby, które same zastanawiają się czy zdradzić czy nie. Jak zobaczą, że Autorka ma podobne myśli do nich i w sumie to ludzie jej doradzają, próbują zrozumieć jej uczucia i pomóc to same dojdą do wniosku, że jest to "złe, ale czasem można, szczególnie jak są powody! szczególnie, że przecież tyle osób zdradza i żyje!". Widzę po wielu wypowiedziach, że ludzie traktują zdradę jako etap życia, który może się zdarzyć, bo "znamy siebie na ile nas sprawdzono", "nikt nie jest doskonały", "istnieją przyczyny zdrady - zaniedbywanie partnera" itp. itd. Dużo wytłumaczeń.
Zdrada jest w serialach i filmach. Zdrada jest co jakiś czas na portalach jak GW, Onety i itp. I mało mówi się o cierpieniu osoby zdradzonej, o wpływie zdrady na rozwój psychiczny dzieci z takiej rodziny i konsekwencjach na całe ich życie. Nie pokazuje się płaczącej kobiety czy mężczyzny przez wiele miesięcy. Nie mówi o konflikcie i tragedii jaką przeżywają ludzie podejrzewający o zdradę. O kłopotach ze snem i zdrowotnych. O trudnościach w ponownym zaufaniu w następnym związku lub nawet rezygnacji ze związków. O dziesiątkach godzin terapii, żeby sobie poukładać w głowie czy o pisaniu i czytaniu forum, żeby lepiej zrozumieć i sobie lepiej radzić ;) To jest mało cool i dość nudne. Ja sam nie wiem jak się odnaleźć w takim świecie. Za dużo już widziałem i mam swoje historie z poznawaniem zajętych kobiet. Mam poczucie tymczasowości i że małżeństwo nie jest na zawsze tylko dopóki partnerka lub partner nie zaczną się nudzić związkiem i nie pojawi się ktoś z kim przeżyje Harlequin jak Autorka tego wątku i wiele innych. Nie mam pojęcia jak sprowadzać dzieci na ten świat skoro nie mam dużej pewności, że będę z ich matką przez długie lata, ani jak zgodzić się na wspólnotę majątkową. Lata pracy i studiów i utrata połowy dochodów, bo kobieta przeżyje romans. A to przecież ja studiowałem i pracowałem od 1. roku studiów i sam zapracowałem na to jaką mam pensję. I wszystko na szalę Harlequina. Absurd.
Akurat w tym wątku widać, że Autorka szczerze żałuje i dokonała już niejako rachunku sumienia.
Ależ oczywiście, że większość ludzi będzie żałować. Nic nadzwyczajnego i żadna to sztuka. Sztuką było nie zdradzać i to się powinno liczyć. Bo może ja też sobie pozdradzam, seks poza związkowy! kurde! zajebiście. Co sobie pouprawiam seks to moje. A potem dokonam rachunku sumienia. I partnerce nie powiem, bo po co ? Żyć nie umierać :)
613 2019-12-10 15:28:46 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-10 15:31:23)
Z pewnością We wspomnianym przypadku jedyną opcją, jaką brałbym pod uwagę, to jak zareaguje zdradzany a nie zdradzający. Tym bardziej, jeśli nie był to jednorazowy wybryk, ale notoryczne oszukiwanie czy romans. Ja osobiście na miejscu tego gościa postawiłbym karn flaszkę dobrej whiskey
Jeśli ją pija oczywiście
614 2019-12-10 16:02:27 Ostatnio edytowany przez karn (2019-12-10 16:05:13)
Ależ ja się zgadzam, że to bardzo szlachetna postawa. Jednak nie jest to opcja dla każdego i nie każdemu wychodzi na dobre. Po prostu. Skutki bywają katastrofalne. Można złamać komuś życie. Nieodwracalnie.
Mam taki przykład, w najbliższej rodzinie. Szwagier dostał pozew rozwodowy. Jakoś się trzymał, nawet zaczął się spotykać z kimś. Jednak jeden z kolegów mu doniósł, że tak naprawdę powodem rozwodu było coś innego. A mianowicie zdrada żony, a konkretniej trzyletni romans.
Nie będę opisywać, co się dzieje obecnie ze szwagrem, wystarczy, że napiszę, że jest na lekach i utrzymuje go rodzina, bo sam nie jest w stanie.Trzeba bardzo uważać, komu się pomaga, jak oraz z jakich pobudek.
Utrzymywać go powinna ex żona. Szwagier powinien dostać cały lub większość majątku z małżeństwa. I żona powinna płacić za leczenie do czasu aż stanie na nogi No ale to fantastyka, bo prawo nie jest stworzone po to, żeby pomagać poszkodowanym czy karać winnych proporcjonalnie do krzywdy, ale aby zachować ład społeczny, a przy karaniu za zdradę zrobiłby się niezły cyrk.
Tak, trzeba uważać. Jak już pozew rozwodowy był złożony to może trzeba było odpuścić. Z drugiej strony... potrzebne jest orzeczenie o winie.
bagienni_k
Whiskey to ja za dużo piję :D Ale wiskacza nie było. Tylko trochę kwasu pomiędzy mną a kumplem mimo wszystko. Ale po czasie jest ok.
Cyngli napisał/a:Ależ ja się zgadzam, że to bardzo szlachetna postawa. Jednak nie jest to opcja dla każdego i nie każdemu wychodzi na dobre. Po prostu. Skutki bywają katastrofalne. Można złamać komuś życie. Nieodwracalnie.
Mam taki przykład, w najbliższej rodzinie. Szwagier dostał pozew rozwodowy. Jakoś się trzymał, nawet zaczął się spotykać z kimś. Jednak jeden z kolegów mu doniósł, że tak naprawdę powodem rozwodu było coś innego. A mianowicie zdrada żony, a konkretniej trzyletni romans.
Nie będę opisywać, co się dzieje obecnie ze szwagrem, wystarczy, że napiszę, że jest na lekach i utrzymuje go rodzina, bo sam nie jest w stanie.Trzeba bardzo uważać, komu się pomaga, jak oraz z jakich pobudek.
Utrzymywać go powinna ex żona. Szwagier powinien dostać cały lub większość majątku z małżeństwa. I żona powinna płacić za leczenie do czasu aż stanie na nogi
No ale to fantastyka, bo prawo nie jest stworzone po to, żeby pomagać poszkodowanym czy karać winnych proporcjonalnie do krzywdy, ale aby zachować ład społeczny, a przy karaniu za zdradę zrobiłby się niezły cyrk.
Tak, trzeba uważać. Jak już pozew rozwodowy był złożony to może trzeba było odpuścić. Z drugiej strony... potrzebne jest orzeczenie o winie.
Ona nie chciała jego majątku. Chciała tylko rozwodu.
Szwagier nie miał siły na rozwód z orzeczeniem o jej winie i pranie brudów. Mają nieletnią córkę.
Szwagier nie dojdzie do siebie, przynajmniej nic na to nie wskazuje. Psychiatra wypisuje recepty, a na terapię szwagier nie pójdzie, bo nie chce/nie potrafi/wpisz sobie cokolwiek. Niestety, ale życie zmarnowane. Z kolegą, który go uświadomił, już nigdy się nie widział. Ot, przekazał wiadomość i zniknął. Nie przyszło mu do głowy, jakie będą efekty jego "pomocy". Chciał dobrze. A potem wziął nogi za pas.
Dlatego trzeba uważać, bo nie zawsze pomożemy drugiej osobie samą chęcią udzielenia pomocy.
616 2019-12-10 16:16:21 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-10 16:17:06)
Z tego co Autorka wspomniała, to jej mąż może być właśnie kimś o podobnym charakterze jak wyżej wspomniany szwagier. W takim rozrachunku to może lepiej zachować to dla siebie, ale z drugiej strony nigdy nie wiadomo, czy człowiek sobie poradzi z taką traumą..Lub tez jak długo będzie przepracowywał swoje emocje..Dlatego wydaje mi się, że można próbować oszacować możliwe skutki takiej interwencji, jeśli się tą osobę zdradzaną dobrze zna.
617 2019-12-10 16:19:45 Ostatnio edytowany przez karn (2019-12-10 16:22:03)
Im dłużej żyję na tym świecie, tym bardziej jestem przekonana, że w pewne sytuacje nie należy się angażować, bo można uczynić więcej szkody niż pożytku.
Miałam w najbliższej rodzinie traką tragedię z powodu zdrady i jej wyjścia na jaw, że szkoda gadać.
karn, wydaje Ci się tylko, że jesteś strażnikiem Teksasu (
). Życie niejeden pogląd zweryfikowało i jeszcze wielokrotnie zweryfikuje...
Oh Chuckiem Norrisem, nie śmiałbym <LOVE> W tamtej sytuacji czułem, że to będzie dobre. Byliśmy na studiach jeszcze. Wiedziałem, że gość się ogarnie. I teraz przyjaciółka bliskiej osoby też sypia z kimś, ale jak powtórzę tą akcję to zaryzykuję swoją relację. A gościa zdradzanego ledwo znam. A kumpel jeden też ma swoje za uszami, ale to mój kumpel od lat kilkunastu. Nie wysypię go przed dziewczyną, którą znam w sumie przez niego. Więc takim strażnikiem to ja nie jestem.
Ogólnie to bardzo trudne, bo czasem można napsuć. Ale i tak jeśli któryś z moich kumpli będzie kiedyś zdradzany to od razu mu powiem, przy czym będę chlał, a potem chodził na siłownię razem z nim
618 2019-12-10 17:04:18 Ostatnio edytowany przez MJX (2019-12-10 17:05:20)
karn
MJX
"I czyść oczywiście przeglądarkę z historią wpisów na tym forum"
Serio ? W jakim my świecie żyjemy, żeby coś takiego doradzać ? A może byś tak pomyślał o jej mężu ?
Słusznie mi się dostało. Następnym razem będę starał się wyrażać bardziej precyzyjnie
Powinienem dopisać następujące zdania: nie mam najmniejszego wpływu na to jak postąpisz, ale mam nadzieję, że kiedyś jednak zdecydujesz się z nim porozmawiać. Uważam, że najgorsze co Jego i Was może spotkać, to to, że wcześniej sam odkryje przypadkowo twoją zdradę w tak banalny sposób jak ja, czyli podczas przeglądania domowego komputera. Nikomu tego nie życzę
Wtedy już na bank będzie pozamiatane, dzisiaj może zrozumie
619 2019-12-10 17:18:22 Ostatnio edytowany przez Morfeusz1 (2019-12-10 17:28:02)
Z tym informowaniem kogokolwiek to czasem trzeba naprawdę nieźle się zastanowić tym bardziej jak staje się niestety powiernikim takiej zdradzającej osoby .
Z rok temu miałem przypadek , że klientka powiedziała mi , że ma romans , więcej , miała też sytuację , że się wystroiła na wyjście do kochanka ,, mąż ją pyta gdzie idziesz , ona , że do kochanka , usłyszała , Ty lustra w domu nie masz ? Który by Cię zechciał „ , a jednak się taki znalazł. Za jakiś czas on prosił mnie przy pomoc obsługi komunikatora , ta sama sytuacja , on też ma kogoś . I tak sobie żyją , dzieciaki dorosłe , jakieś kredyty mają , jedno daje luz drugiemu , nie wyobrażam sobie aby w takiej sytuacji mówić coś . Trochę odbiegłem w skrajność , ale i tak bywa.
Ona wie , że mąż kogoś ma.
620 2019-12-10 19:13:48 Ostatnio edytowany przez Witek7 (2019-12-10 19:15:53)
karn napisał: "Nic nadzwyczajnego i żadna to sztuka. Sztuką było nie zdradzać"
Mhmm... Wg mnie sztuką jest zdradzać, bo dla wielu jest to psychicznie niemożliwe, nieosiągalne. Do zdrad trzeba mieć swoisty talent.
To taka mała dygresja, bo ja z czym innym:
Żałuję, że w swoim czasie, 15 lat temu nie spotkalem na swojej drodze takiego czlowieka jak karn, ktory by mi powiedział o zdradzie żony.
Życie moje byłoby jakże prostsze., nie uwikłane w absurdzie, w arcykłamstwie, w sytuacje arcykomiczne, kiedy to w niewiedzy o zdradzie spędzałem z kochankiem żony miłe, wakacyjne i świąteczne dni ściskając się z nim z życzeniami. Ciekawe co sobie wtedy on myślał.... Może coś w stylu: "Wyheblowałem mu żonkę, a on teraz mnie obściskuje".... Część rodziny wiedziała o zdradzie i pewnie mieli ubaw widząc to i wiedząc jaki ze mnie durny łoś.
Co do Myszencji to jestem zdumiony jakie rady dostaje od niektorych co do jej zdrady. Normalnie instrukcja jak należy zdradzać, jak to ukryć, jak ukręcić łeb prawdzie, jak posługiwać się telefonem i komputerem, o grobowej desce.... Szok. Nie tak wygląda wspieranie.
Normalnie to chyba jest tak, że ludzie chcą prostego życia, kochać i być kochanym, cieszyć się wspólnymi życiowymi osiągnięciami, a nie zabierać jakieś tajemnice na tamten świat.
Chciałoby się wierzyć, że jest cała masa ludzi, dla których zdrada j4est czymś absolutnie nie do przyjęcia. I zpaewne tacy są. Niestety częśc z tych, którzy zapewniają, że nigdy by nie zdradzili, okazuje się zbyt słaa w obliczu kryzysu czy pokus. Tutaj całkowicie rozumiem osoby zdradzone, dla których, po odkryciu zdrady, życie okazywało swoje prawdziwe oblicze, pełne kłamstwa, obłudy i sztuczności. To wydaje się najbardziej dołujące. co ostatecznie może zdecydować o rozstaniu. Przypadki zdrady w obrębie rodziny są o tyle bardziej obrzydliwe, że osoba skrzywdzona czuje się oszukana co najmniej podwójnie, kiedy nie skrzywdziła jej tylko jedna bliska osoba, ale co najmniej kilka. To boli z pewnością jeszcze więcej, niż wtedy, jeśli kochanka/kochanek jest osobą dla nas zupełnie obcą.
Zawsze wszystkim powtarzam i uczę moje dzieci, że inny człowiek nie jest po to, aby spełniać nasze oczekiwania. Moje oczekiwania- mój problem. Jeśli ktoś nie spełnia moich oczekiwań, to być może oczekiwania są do zmiany, nie człowiek.
Nie mogę się nadziwić jaką oziębłą i bez serca kobietą się jawisz. Może to mechanizm obronny ci się włączył i racjonalizujesz.
W takim razie nasuwa się pytanie po co w ogóle wchodzić w związek z drugim człowiekiem skoro zakładamy, że drugi człowiek nie jest aby spełniać nasze oczekiwania a tym samym zaspokoić potrzeby. Przecież to jest główny sens związku - zaspokojenie potrzeb.
Taka teza stawia pod znakiem zapytania sens związku (małżeństwa, konkubinatu) jako takiego.
Implikuje to szereg zdumiewających wniosków - takich jak np. należy zrezygnować z własnych oczekiwań i potrzeb, zacząć ludzi traktować przedmiotowo jak narzędzie do wykonania konkrentego zadania.
Ale jeszcze bardziej zdumiony jestem, że Paslawek się z tym zgodził. Zdumiewające.
"...Moje oczekiwania- mój problem. Jeśli ktoś nie spełnia moich oczekiwań, to być może oczekiwania są do zmiany, nie człowiek."
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
Oczekiwania czy inaczej pobożne życzenia względem partnera mogą zmierzać do zmiany
drugiego człowieka według swoich pomysłów na swoje potrzeby a to już egoizm i nic dobrego, najlepsza jest akceptacja drugiego człowieka takim jaki jest bo to jego prawo, próba zrozumienia go jeśli aż tak inny, poinformowanie go jeśli jego zachowanie nas rani i ewentualne rozstanie jeśli nie chcemy tego związku bo nie i już, też nam wolno
Hrefi : " Przecież to jest główny sens związku - zaspokojenie potrzeb."
Jesteś w związku a nie zaspakajasz potrzeb i oczekiwań żony:) a poważnie to ludzie wchodzą w związki bo iskrzy tylko potem jak gaśnie to jedni chuchają żeby utrzymać ciepło a inni palą od nowa w innym miejscu
624 2019-12-11 15:44:32 Ostatnio edytowany przez Pikupik2019 (2019-12-11 15:45:13)
Przecież to jest główny sens związku - zaspokojenie potrzeb.
Nie to nie jest główny sens związku tylko jakieś kajdany. Idealny związek jest wtedy gdy akceptuje się drugą osobę taką jaka jest (tak jak napisała Ranna_Panna) i nie oczekuje się tego czego nie potrafi nam dać. Można wtedy na przykład zmniejszyć oczekiwania jeśli się kocha lub odejść. Na siłę nikogo nie zmienimy... Czasem to druga osoba się może postarać spełnić te potrzeby jeśli kocha ale nie jest to jej jakiś psi obowiązek. To się wtedy nazywa kompromis.
625 2019-12-11 15:52:28 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-12-11 15:53:30)
Zależy co jest definicją potrzeby.
Czymś innym jest zaspokojenie potrzeb w związku, czymś innym wymagania by ktoś tą potrzebę zaspokajał .
Tu się zgadzam z Hrefim zwiazek jest po to, by potrzebę spełnienia się jako kobieta czy mężczyzna w tym realizować
To wymaganie co do relacji. Można akceptować przy tym czyjeś wady, bo ideałów nie ma. Chodzi o to, czy my w tej relacji czujemy się spelnoeni,a nie jakąs obiektywną prawdę.
626 2019-12-11 16:24:48 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-12-11 22:51:09)
No właśnie z tymi potrzebami i oczekiwaniami ich definiowaniem ,rozróżnianiem jest najwięcej nieporozumień,problemów i zamieszania.
Niektóre potrzeby/oczekiwania są po prostu naturalne wrodzone "instynktowne" no i ukształtowane uwarunkowane w różny sposób,niektóre oczekiwania są kosmiczne niemożliwe w ogóle do spełnienia przez nikogo jednak są ukryte zasypane uzupełnione równie niedojrzałymi ,błędnymi przekonaniami ,magicznym myśleniem,zaklinaniem rzeczywistości, "pobożnymi życzeniami" jak napisała Panna np kto co powinien - najlepsze i moje ulubione, że ktoś powinien stale czegoś wszystkiego się domyślać zupełnie nie realne a nagminne w związkach.Wiele oczekiwań nosi znamiona żądań i roszczeń kategorycznych i bezwzględnych gorzej jak podświadomych czy nieuświadomionych,bezwiednych mimowolnych,odruchowych te są niebezpieczne kiedy wpływają i zawłaszczają świadomością stają się bardzo znaczące,istotne i ważne jedynie słuszne i ze "świętą racją" nie znoszącą sprzeciwu.
Akceptacja ,dogadywanie wzajemne wprost oczekiwań, potrzeb redukcja,rezygnacja, poświęcanie i godzenie ich to największa sztuka życia i życia w związku ,wiele oczekiwań to preferencje i "ideały" zachowań drugiej osoby mamy też jako ludzie swoje granice cierpliwości wytrzymałości i tolerancji niektóre oczekiwania absurdalnie i paradoksalnie to nasze uprzedzenia jawne i skryte.
A jak napisano - "oczekiwania są największym źródłem rozczarowań" więc albo nie ma co mieć oczekiwań ( raczej niemożliwe) albo robić porządek z rozczarowaniami a to już łatwiej moim zdaniem.Niektóre potrzeby można spełniać we własnym zakresie nie oczekując ich spełnienia od drugiej osoby wieszanie się zawsze źle się kończy dla związku samodzielność i niezależność w potrzebach i oczekiwaniach natomiast odwrotnie o ile dwie osoby mają podobne postawy życiowe.Oczywiście rozwój w związku wzrost jest najważniejszy a nie jakaś dziwna doskonałość i niejasne idee/wyobrażenia, które najczęściej są złudzeniami.
Może to zwyczajna równowaga między koniecznością spełnienia czyichś potrzeb i jednocześnie oczekiwaniu tego samego a właśnie akceptowaniem drugiej strony takim jakim jest, przynajmniej pod względem niektórych jego wad. Doświadczenie ludzi, chociażby tutaj, pokazuje, żę im więcej próbuje sie partnera zmieniać czy ograniczać, tym gorzej sie na tym wychodzi. Spotkałem się z dwoma sloganami, z których jeden mówi, że "warto kochać za coś" drugi zaś: "warto kochać pomimo czegoś". Jeśli zdrada jest efektem niespełnionych potrzeb i oczekiwań, to zadziwiajaće jak często te oczekiwania nie są komunikowane. Jeśli zaś z jednej strony występują wielokrotne prośby a druga nic sobie z tego nie robi, to wtedy co tych ludzi trzyma razem ze sobą? Chyb atylko zobowiązania..Tutaj Autorka sama nie potrafiła określić dokładnie powodu zdrady., ale szczerze jej kibicuję, żeby się jej ułożyło:)
Tutaj Autorka sama nie potrafiła określić dokładnie powodu zdrady., ale szczerze jej kibicuję, żeby się jej ułożyło:)
Ja też bardzo kibicuję Autorce ale właśnie przykład Autorki doskonale pokazuje, że czasem do zdrady popycha osoba trzecia.
On mówi takie rzeczy od których kręci mi się w głowie, mówi ze zakochany był od dawna tylko nie wiedział czy ja, żona matka, się zgodzę na pocałunek. Wkręciłam się.
"Zależy co jest definicją potrzeby.
Czymś innym jest zaspokojenie potrzeb w związku, czymś innym wymagania by ktoś tą potrzebę zaspokajał"
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
POTRZEBA czyli pragnienie zaspokojenia swoich braków w sferze emocjonalnej, uczuciowej, materialnej odczuwana/postrzegana jako niezbędny element do prawidłowego funkcjonowania - taką wymyśliłam definicję
Myślę że w związku kobiecość i męskość chciałaby żyć w symbiozie, szanując swoją odrębność i szanując się, będąc sobie wsparciem itp, świat już dawno jest tak urządzony że prawie wszystko już wymyślono a jedynie my wcześniej lub później to odkrywamy, mam na myśli wartości moralne nie wynalazki nauki, jeśli chodzi o Hrefiego to jestem pewna że potrzeby jakie pragnie zaspakajać w związku to zapewne te, które może spełnić całkowicie zmieniona według jego projektu małżonka
Ja oczekuje od kobiety że zaspokoi moje potrzeby takie jak:
-Akceptacji (bierze mnie takiego jakim jestem i nie próbuje zmienić).
- Intelektualna (chcę mieć partnerkę do rozmowy na moim poziomie intelektualnym, ciekawą świata na który patrzymy w podobny sposób)
- Bliskości (dotyku, przebywania z sobą).
- Szacunku i uznania (chce być doceniany i szanowany jako mężczyzna zarówno poprzez słowa jak i zachowanie partnerki)
-Zaufania (mam problem - dzielę się z nim z kobietą bo jej ufam i nie wstydzę się)
-Seksualna (jest dla mnie atrakcyjna seksualnie)
-Wzajemności (oczekuje, że i odemnie oczekuje się zaspokojenia wymienionych potrzeb).
Piszę o tym bowiem uważam, że jak najbardziej mam prawo oczekiwać zaspokojenia tych potrzeb w związku i oceniam jakość związku poprzez sprawność w ich zaspokajaniu.
No i teraz Myszyncja napisała, że należy zrewidować swoje potrzeby i przestać oczekiwać ich spełnienia od innej osoby.
Może z jakiś pierdół tak, ale z tych fundamentów nie da się zrezygnować i twierdzić że związek jest udany. Ja wchodzę w związek bo poza nim nie zaspokoje tych potrzeb razem.
Ja oczekuje od kobiety że zaspokoi moje potrzeby takie jak:
-Akceptacji (bierze mnie takiego jakim jestem i nie próbuje zmienić).
- Intelektualna (chcę mieć partnerkę do rozmowy na moim poziomie intelektualnym, ciekawą świata na który patrzymy w podobny sposób)
- Bliskości (dotyku, przebywania z sobą).
- Szacunku i uznania (chce być doceniany i szanowany jako mężczyzna zarówno poprzez słowa jak i zachowanie partnerki)
-Zaufania (mam problem - dzielę się z nim z kobietą bo jej ufam i nie wstydzę się)
-Seksualna (jest dla mnie atrakcyjna seksualnie)
-Wzajemności (oczekuje, że i odemnie oczekuje się zaspokojenia wymienionych potrzeb).Piszę o tym bowiem uważam, że jak najbardziej mam prawo oczekiwać zaspokojenia tych potrzeb w związku i oceniam jakość związku poprzez sprawność w ich zaspokajaniu.
No i teraz Myszyncja napisała, że należy zrewidować swoje potrzeby i przestać oczekiwać ich spełnienia od innej osoby.
Może z jakiś pierdół tak, ale z tych fundamentów nie da się zrezygnować i twierdzić że związek jest udany. Ja wchodzę w związek bo poza nim nie zaspokoje tych potrzeb razem.
A czy Twój związek z żoną spełnia te wszystkie potrzeby?
A czy Twój związek z żoną spełnia te wszystkie potrzeby?
Mój związek z żoną nie spełnia żadnej z tych potrzeb, tylko że ja nie twierdzę że żonę kocham i wcale nie mam zamiaru rezygnować z ich zaspokojenia. Nie udaję, że jest dobrze jak jest źle. Moje potrzeby to nie MÓJ problem ale NASZ problem - odnoszę się teraz do słów Myszencji.
Przypomnę główny problem na jaki się uwziąłem w tym wątku to wypowiedź autorki:
"...Moje oczekiwania- mój problem. Jeśli ktoś nie spełnia moich oczekiwań, to być może oczekiwania są do zmiany, nie człowiek."
To tylko pozornie brzmi szlachetnie.
W obliczu wymienionych przeze mnie potrzeb i oczekiwań, zacytowane zdanie nie może mieć racji bytu. To są potrzeby fundamentalne i rezygnacja z nich oznacza związek nieudany i niepełne życie.
A o nieszczęśliwym związku i niepełnym życiu wiem dużo więc bzdur nie piszę.
Nie można przestać oczekiwać np. bliskości w związku bo druga osoba nie ma na to ochoty więc ja sobie zmienię swoje oczekiwanie i powiem sobie że nie potrzebuje tego.
Nie zaspokajanie potrzeb w związku kończy się romansem, małżeństwem na papierze, terapią, rozwodem, zdradami, przewlekłym stresem. Da się tak żyć ale mocno nie polecam.
Via Falsa napisał/a:A czy Twój związek z żoną spełnia te wszystkie potrzeby?
Mój związek z żoną nie spełnia żadnej z tych potrzeb, tylko że ja nie twierdzę że żonę kocham i wcale nie mam zamiaru rezygnować z ich zaspokojenia. Nie udaję, że jest dobrze jak jest źle. Moje potrzeby to nie MÓJ problem ale NASZ problem - odnoszę się teraz do słów Myszencji.
Przypomnę główny problem na jaki się uwziąłem w tym wątku to wypowiedź autorki:
"...Moje oczekiwania- mój problem. Jeśli ktoś nie spełnia moich oczekiwań, to być może oczekiwania są do zmiany, nie człowiek."
To tylko pozornie brzmi szlachetnie.
W obliczu wymienionych przeze mnie potrzeb i oczekiwań, zacytowane zdanie nie może mieć racji bytu. To są potrzeby fundamentalne i rezygnacja z nich oznacza związek nieudany i niepełne życie.
A o nieszczęśliwym związku i niepełnym życiu wiem dużo więc bzdur nie piszę.
Nie można przestać oczekiwać np. bliskości w związku bo druga osoba nie ma na to ochoty więc ja sobie zmienię swoje oczekiwanie i powiem sobie że nie potrzebuje tego.
Nie zaspokajanie potrzeb w związku kończy się romansem, małżeństwem na papierze, terapią, rozwodem, zdradami, przewlekłym stresem. Da się tak żyć ale mocno nie polecam.
Trochę nie rozumiem. Żeniąc się nie wiedziałeś o tych potrzebach? Uświadomiłeś je sobie po latach bycia w nieudanym związku? Z tego co pamiętam nie było między wami, a przynajmniej z Twojej strony zaangażowania uczuciowego od początku.
Wydaje mi się że najczęściej w związkach brakuje właśnie akceptacji.
Ktoś ma sztywny obrazek idealnej żony czy męża i biada malzonkowi gdy w czymś nie pasuje. Pół biedy gdy podziękuje za współpracę. Gorzej gdy chce urabiać na swoją modłę, i na nim się skupia.
Mi się wydaje ze Hrefi ma w sobie tyle złości do zony , ze dopiero jak ona przejdzie, będzie mógł trzezwo całkiem to wszystko ocenić.
Mi się wydaje ze Hrefi ma w sobie tyle złości do zony , ze dopiero jak ona przejdzie, będzie mógł trzezwo całkiem to wszystko ocenić.
Jaka złość skoro do łóżka razem chodzą
637 2019-12-12 13:13:45 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-12-12 13:15:10)
Ela210 napisał/a:Mi się wydaje ze Hrefi ma w sobie tyle złości do zony , ze dopiero jak ona przejdzie, będzie mógł trzezwo całkiem to wszystko ocenić.
Jaka złość skoro do łóżka razem chodzą
To nie ma nic do rzeczy, uwierz..a nawet dobre miejsce do wywalenia takich emocji.
Szary80 napisał/a:Ela210 napisał/a:Mi się wydaje ze Hrefi ma w sobie tyle złości do zony , ze dopiero jak ona przejdzie, będzie mógł trzezwo całkiem to wszystko ocenić.
Jaka złość skoro do łóżka razem chodzą
To nie ma nic do rzeczy, uwierz..a nawet dobre miejsce do wywalenia takich emocji.
Widocznie się nie znam ale skoro ktoś ma romans i niby żona była ta najgorsza to łóżko pogodzi to wszystko i każdy zapomni o przeszłości . Dziwne to trochę ale takie czasy .
No, nie powiedziałabym że pogodzi.
No, nie powiedziałabym że pogodzi.
Ich życie ich wybor
Szary ja myślę że Ela chciała powiedzieć że sex rozładowuje emocje nie tylko te miłosne, zgadzam się też z tym że Hrefi ma złość do żony w końcu gdyby była inna nie musiałby ją zdradzać i nie miałby problemów
Szary ja myślę że Ela chciała powiedzieć że sex rozładowuje emocje nie tylko te miłosne, zgadzam się też z tym że Hrefi ma złość do żony w końcu gdyby była inna nie musiałby ją zdradzać i nie miałby problemów
Wiem , wiem zrozumiałem jej wypowiedz i rozumiem o co Eli chodziło
Nie od dziś wiadomo, że faceci nie mają szacunku dla kobiet zdradzających swoich mężów, partnerów itd. Mimo , że sami zdradzają to raczej baaardzo rzadko wiązaliby się z kobietą, która zdradziła dla nich innego mężczyznę . To dla nich bardzo niepewny grunt na przyszłość. Wystarczy poczytać fora, w których wypowiadają się kochankowie ów pań. Traktują ich tylko i wyłącznie jako odskocznię, zaspokojenie potrzeb chyba nie muszę tłumaczyć jakich ...a zawsze z podtulonym ogonem wracają do tych biednych żon, z którymi tak źle im się układa.
Pamiętaj : facet zawsze spada na cztery łapy i potem żona ów pana nigdy nie ma pretensji do niego tylko do kochanki, bo biedaczek został zbałamucony, a z kolei żona która zdradza zostaje momentalnie wystawiona z walizkami za próg mieszkania, gdyż faceci to terytorialsi, oni się nie dzielą. To tak na wstępie.
Co do rady. Cóż przeczytałam Twój wątek i powiem tak. Doskonale Cię rozumiem mimo, że nie mam jeszcze 40 lat i mój staż małżeński jest bardzo krótki w porównaniu z Twoim to bardzo Ci współczuję decyzji przed jakimi stoisz. Jakąkolwiek nie podejmiesz to Ty będziesz ponosiła ich konsekwencje. Każdy może tutaj radzić ale jednak ja proponowałabym słuchać własnego rozumu. Wiem, że uniesienia z Panem T, są fantastyczne i na męża patrzysz już inaczej niż patrzyłaś to jednak radzę zastanowić się mocno zanim zrezygnujesz ze swojej rodziny. Mimo, że to stare nudne, banalne, bez uniesień i zajebistego sexu to jednak pewne, a Pan T. to bardzo niepewna przyszłość. Co innego spotykać się z nim raz na jakiś czas zwierzając się sobie jak to źle nam jest w małżeństwie kończąc w łóżku a zupełnie co innego jak się ma takiego Pana T. na co dzień, z realnymi problemami życiowymi. Coś co wydaje się nieosiągalne dodaje dreszczyku emocji, pikanterii ale gdy to już zdobędziemy i ten cały pył osiądzie otwierają nam się szeroko oczy i dopiero wówczas okazuje się, że to co stare nie było takie złe. Dlatego uważaj. Kolejna kwestia to dzieci. Czy przezyja ? pewnie tak ale gwarantuje, że jeżeli to Ty zostawisz ich ojca dla innego odsuną się od ciebie. Będzie matka puszczalska. Sorry ale tak będzie. Kolejna kwestia to kochanek i jego żona. Ciekawa jestem co by o tym wspaniałym panu T. powiedziała jego była żona. Oj pewnie byśmy się nasłuchali. Łatwo pozbył się swojej rodziny. Nie boisz się, że z Tobą byłoby tak samo ??. Pewnie tak. Pomyśl.
Chcesz sexu i uniesień z nim ? OK ale od razu rozbijać rodzinę dla niego ??? Zobacz . On nie ma już nic do stracenia a Ty bardzo dużo.
Ja oczekuje od kobiety że zaspokoi moje potrzeby takie jak:
-Akceptacji (bierze mnie takiego jakim jestem i nie próbuje zmienić).
- Intelektualna (chcę mieć partnerkę do rozmowy na moim poziomie intelektualnym, ciekawą świata na który patrzymy w podobny sposób)
- Bliskości (dotyku, przebywania z sobą).
- Szacunku i uznania (chce być doceniany i szanowany jako mężczyzna zarówno poprzez słowa jak i zachowanie partnerki)
-Zaufania (mam problem - dzielę się z nim z kobietą bo jej ufam i nie wstydzę się)
-Seksualna (jest dla mnie atrakcyjna seksualnie)
-Wzajemności (oczekuje, że i odemnie oczekuje się zaspokojenia wymienionych potrzeb).Piszę o tym bowiem uważam, że jak najbardziej mam prawo oczekiwać zaspokojenia tych potrzeb w związku i oceniam jakość związku poprzez sprawność w ich zaspokajaniu.
No i teraz Myszyncja napisała, że należy zrewidować swoje potrzeby i przestać oczekiwać ich spełnienia od innej osoby.
Może z jakiś pierdół tak, ale z tych fundamentów nie da się zrezygnować i twierdzić że związek jest udany. Ja wchodzę w związek bo poza nim nie zaspokoje tych potrzeb razem.
Hefi, przesadziles zwymogami. To nie sa podstawy, to ideał zwiazku. Dopisz jeszcze ze ma umiec gotowac, lubic sprzatac I zajmowac sie dziecmi to Ci napisze ze to żeńska wersja "rycerza na bialym koniu" tak wyczekiwanego przez tysiace kobiet.
Hrefi napisał/a:Ja oczekuje od kobiety że zaspokoi moje potrzeby takie jak:
-Akceptacji (bierze mnie takiego jakim jestem i nie próbuje zmienić).
- Intelektualna (chcę mieć partnerkę do rozmowy na moim poziomie intelektualnym, ciekawą świata na który patrzymy w podobny sposób)
- Bliskości (dotyku, przebywania z sobą).
- Szacunku i uznania (chce być doceniany i szanowany jako mężczyzna zarówno poprzez słowa jak i zachowanie partnerki)
-Zaufania (mam problem - dzielę się z nim z kobietą bo jej ufam i nie wstydzę się)
-Seksualna (jest dla mnie atrakcyjna seksualnie)
-Wzajemności (oczekuje, że i odemnie oczekuje się zaspokojenia wymienionych potrzeb).Piszę o tym bowiem uważam, że jak najbardziej mam prawo oczekiwać zaspokojenia tych potrzeb w związku i oceniam jakość związku poprzez sprawność w ich zaspokajaniu.
No i teraz Myszyncja napisała, że należy zrewidować swoje potrzeby i przestać oczekiwać ich spełnienia od innej osoby.
Może z jakiś pierdół tak, ale z tych fundamentów nie da się zrezygnować i twierdzić że związek jest udany. Ja wchodzę w związek bo poza nim nie zaspokoje tych potrzeb razem.
Hefi, przesadziles zwymogami. To nie sa podstawy, to ideał zwiazku. Dopisz jeszcze ze ma umiec gotowac, lubic sprzatac I zajmowac sie dziecmi to Ci napisze ze to żeńska wersja "rycerza na bialym koniu" tak wyczekiwanego przez tysiace kobiet.
A Ty z czego , tej listy zrezygnowałbys z myślą o związku o ma być na lata.?
A nie z panną co można się kumplom pochwalić?
A może którąś z tych cech można wymienić na sprzątanie i gotowanie?
Wg mnie lista jest właśnie trafna i wbrew pozorom podstawowa.
Nie powinna mieć z tym problemu rozwinięta kobieta i mężczyzna zresztą też, bo to samo powinien zaoferować partnerce. Rzecz w tym, że takie podejście do związków to stopień przekroczony w głowie, którego niektórzy nie przekroczą nigdy.
Gotowania i innych rzeczy można się nauczyć, lub je kupić.
ppppp.ppppp napisał/a:Hrefi napisał/a:Ja oczekuje od kobiety że zaspokoi moje potrzeby takie jak:
-Akceptacji (bierze mnie takiego jakim jestem i nie próbuje zmienić).
- Intelektualna (chcę mieć partnerkę do rozmowy na moim poziomie intelektualnym, ciekawą świata na który patrzymy w podobny sposób)
- Bliskości (dotyku, przebywania z sobą).
- Szacunku i uznania (chce być doceniany i szanowany jako mężczyzna zarówno poprzez słowa jak i zachowanie partnerki)
-Zaufania (mam problem - dzielę się z nim z kobietą bo jej ufam i nie wstydzę się)
-Seksualna (jest dla mnie atrakcyjna seksualnie)
-Wzajemności (oczekuje, że i odemnie oczekuje się zaspokojenia wymienionych potrzeb).Piszę o tym bowiem uważam, że jak najbardziej mam prawo oczekiwać zaspokojenia tych potrzeb w związku i oceniam jakość związku poprzez sprawność w ich zaspokajaniu.
No i teraz Myszyncja napisała, że należy zrewidować swoje potrzeby i przestać oczekiwać ich spełnienia od innej osoby.
Może z jakiś pierdół tak, ale z tych fundamentów nie da się zrezygnować i twierdzić że związek jest udany. Ja wchodzę w związek bo poza nim nie zaspokoje tych potrzeb razem.
Hefi, przesadziles zwymogami. To nie sa podstawy, to ideał zwiazku. Dopisz jeszcze ze ma umiec gotowac, lubic sprzatac I zajmowac sie dziecmi to Ci napisze ze to żeńska wersja "rycerza na bialym koniu" tak wyczekiwanego przez tysiace kobiet.
A Ty z czego , tej listy zrezygnowałbys z myślą o związku o ma być na lata.?
A nie z panną co można się kumplom pochwalić?
A może którąś z tych cech można wymienić na sprzątanie i gotowanie?
Wg mnie lista jest właśnie trafna i wbrew pozorom podstawowa.
Nie powinna mieć z tym problemu rozwinięta kobieta i mężczyzna zresztą też, bo to samo powinien zaoferować partnerce. Rzecz w tym, że takie podejście do związków to stopień przekroczony w głowie, którego niektórzy nie przekroczą nigdy.
Gotowania i innych rzeczy można się nauczyć, lub je kupić.
Seks tez mozna kupic. (żarcik)
To co wypisał Hrefi to zwiazek idealny I moim zdaniem utopijny. Przyklad ?
Potrzeba (?) Wzajemnosci - kobieta bedzie od ciebie wymagac czegos innego niz ty od niej. Ona np. bedzie chciala sie czuc bezpiecznie. ale jak Hrefi zrealizuje potrzebe zaufania (mowienie o problemach) to podswiadomie bedzie pozbywac ja tego uczucia. Intelektualna partnerka, z pewnoscia jest swiadoma swojej wartosci wiec potrzeba akceptacji mozw byc zagrozona (bedzie ci stawiac wymogi).
Ja najchetniw nie rezygnowal bym z niczwgo, ale proza zycia sama modyfikuje oczwkiwania
647 2019-12-22 16:47:31 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-12-22 16:49:22)
Jeśli ktoś czuje się zagrożony tym że partner może mieć jakieś życiowe problemy, to jest w związku dzieckiem.
Jeśli ktoś czuje się zagrożony, że partnerka .jest pewną siebie kobietą, to jest chłopcem nie mezczyzną.
Seks można kupić ,ale nie miłość, relację.
Smutny ten Twój obraz związku naprawdę.
Bardzo Wam wszystkim dziękuje, nie spodziewałam się tak... ciepłego? przyjęcia. Ja podjęłam decyzje ze mu nie powiem. Nie ze strachu o własny tyłek, bo należy mi się. Ze strachu o niego. I jakkolwiek to zabrzmi w tej sytuacji, z miłości do niego. Nie zasługuje na taka prawdę i nie zasługuje na podejmowanie decyzji w sprawie, o która się nie prosił. Dawanie mu prawa wyboru jest iluzja, on do tego wyboru zostanie zmuszony. Dlaczego? Po co? Żebym ja sobie to zrzuciła z sumienia ?Druga rzecz on jest typem depresyjnym, kto zna takie osoby wie o czym mówię. Jego by ta informacja dobiła a nie ucieszyła ze może się ode mnie uwolnić. To byłby jak niechciany prezent, z którym niewiadomo co zrobić, a coś zrobić trzeba.
Wiem ze przede mną ogrom pracy aby wróciło wszystko na dawne tory, wydaje mi się ze wychodzi, choc minęło relatywnie niedużo czasu wiec nie ma co mówić hop.
Co do kolegi- moj mąż go nie zna, na oczy nie widział. Jedna z moich przyjaciółek to bliska przyjaciółka rodziny, zna mojego męża dobrze i również uwaza ze nawet na łożu śmierci mam mu tego nie mówić. Wie jaki on jest po prostu. Druga nie zna go osobiście, może z raz widziała gdzieś kiedyś. Żadna z nich mu nie powie.
Martwi mnie to co ktoś wyżej napisał o koledze... nie wiem po co on miałby mówić mojemu mężowi? Co chciałby osiągnąć? Może jestem naiwna i jakoś nie bawię się w takie gierki ale po co ma mi rozwalac życie skoro nic z tego nie będzie miał?
Ehhh.... oczywiście moje subiektywne zdanie. Jesteś w ogromnym błędzie. Twój tok myślenia
blokuje Cię. Nie, nie, nie. Ta zdrada była „po coś”. Nie zmarnuj tej bardzo ważnej lekcji życia. Odrzuć połajanki, wybacz sobie i drąż dalej do prawdy. Tylko ta prawda Cię wyzwoli. Mam gdzieś moralizowanie. I absolutnie na żadne „DAWNE tory”. To mają być zupełnie inne „tory”. Jesteś coraz bardziej siebie świadoma. Niech poczucie winy nie zaślepi Twojego widzenia. Mówiąc mężowi w moim odczuciu niczego nie osiągniesz. Każdy ma prawo do podejmowania decyzji jaka w jego ocenie jest dla niego najlepsza. Z prostej przyczyny bo Ty będziesz i tylko Ty ponosić odpowiedzialność za nią. Ja czytając Ciebie widzę inaczej. Racjonalizujesz siebie. A Ty rozpaczliwie siebie szukasz. Nie przestawaj. Choć prawda może Cię bardzo zaboleć. Jednak jesteś silną Kobietą a prawda sprawi, że będziesz jeszcze silniejsza.
Pozdrawiam Cię ciepło
Karolina
Jeśli ktoś czuje się zagrożony tym że partner może mieć jakieś życiowe problemy, to jest w związku dzieckiem.
Jeśli ktoś czuje się zagrożony, że partnerka .jest pewną siebie kobietą, to jest chłopcem nie mezczyzną.Seks można kupić ,ale nie miłość, relację.
Smutny ten Twój obraz związku naprawdę.
Herfi nie napisał nic o miłosci ! Z tych rzeczy był: seks I przytulanie
650 2019-12-31 19:12:33 Ostatnio edytowany przez Myszencja123 (2019-12-31 19:13:37)
Ciekawa dyskusja nt potrzeb i oczekiwań się wywiązała. Nie będę się już rozpisywać -Herfi ( to akurat zdumiewające ze Ty nazywasz mnie oziębła i bez serca, paradoks) Paslawek napisał dokładnie to co miałam na myśli w tym jednym krótkim zdaniu.
Dori- doceniam ze przeczytałaś ten wątek ale nie wyłapałas ze ja nie zamierzam zostawiać męża dla T. Nie. Nie ma takiej opcji w ogóle.
Karolcia- dziękuje za to co napisałaś. Czytałam kilka razy. Dziękuje.
Do panów którzy twierdzili ze ja to skończyłam a on nie, mieliście racje. Usłyszałam niedawno ze jestem najważniejsza w jego życiu, ze tylko ja się liczę i chce żebym odeszła od męża. Ze on nie chce tego kończyć i zabrania mi tak mówić.
Nie będę udawać, ze po mnie to spłynęło jak po kaczce, jakas resztka serca mi została mimo tego co twierdzi Herfi.
Staram się zapomnieć o tym ale nie da się odslyszec. Ja nie czuje tego co on i on to wie ale jakby mu to nie przeszkadzało.
I tym optymistycznym akcentem życzę wszystkim dobrego 2020 :-)