Pani z kiosku to był mój pierwszy w życiu podryw. Jak wspominałem moją żonę poznałem w 7 klasie szkoły podstawowej
i to w zasadzie jakoś przypadkiem się napatoczyła, bo ja miałem wtedy całkiem inne sprawy na głowie niż jakieś tam dziewczyny,
także jej też nie musiałem podrywać ani za nią latać, po prostu któregoś dnia stwierdziliśmy, że ze sobą chodzimy i tak przeleciało,
najpierw 6 czy 7 lat do ślubu, potem kolejne chyba 12 czy 13 do rozwodu i nagle w wieku 35 lat stoję jak gołąb przed tym kioskiem...
Po pierwsze miałem atak paniki i ledwo oddychałem, a nawet chyba parę razy traciłem przytomność zanim się do tego okienka doczłapałem,
a po drugie byłem święcie przekonany, że to jest tylko formalność i że ona tam w tym kiosku każdego dnia tylko na to czeka, kiedy zrobię ruch.
No i zrobiłem.
To było tylko a propos pierwszego kroku, którego faceci nie robią, ale myślę że i teraz po tych 10 latach zachowałbym się podobnie
w sensie, że brak pozytywnej reakcji na propozycję oznacza automatycznie zakończenie jakichkolwiek starań z mojej strony.
Ale kiedyś ze dwa lata później jak już trochę okrzepłem i odnalazłem się w realiach bycia singlem z odzysku oraz kawalerem do wzięcia
miałem raz całkiem inną sytuację, tyle że na baletach tym razem, gdzie uczęszczałem regularnie co tydzień w sobotę, ale nie w celu wiadomym,
ponieważ rwanie dup w lokalu, to kompletnie nie moje klimaty, nigdy tego nie robię i nie po to chodzę do knajpy, absolutnie nic z tych rzeczy.
Jak już idę, to głównie po to, żeby się nachlać z kumplami i porechotać z głupot jakie po pijaku gadamy czy potem odwalamy, ale nigdy podryw.
No i siedzimy sobie spokojnie, na razie tylko we dwóch, bo dwóch miało jeszcze dojść, a że był to ostatni dzień jakiejś żałoby narodowej,
po wybuchu w kopalni o ile dobrze zapamiętałem, to w lokalu było jeszcze cicho i w miarę pusto. Zajęliśmy sobie największy stolik, taki na 8 osób
i siedzimy czekając na resztę towarzystwa, które miało przybyć niebawem. No i w tak zwanym międzyczasie do tego samego stołu,
który był połączeniem trzech normalnych stolików, dosiadły się dwie laski. I one sobie, a my sobie, nie zwracamy nawet uwagi, tylko sobie gadamy.
No ale przecież siedzę i widzę, że te dwie lafiryndy cały czas obcinają i zaczynają uskuteczniać jakieś komentarze, więc już ostentacyjnie je ignoruję,
aż nagle jedna z nich wstaje i podchodzi, oczywiście do mnie, jakby nikogo innego tam nie było. Podchodzi z drinkiem w szklance, której cała zawartość
ląduje na mojej głowie, koszuli, spodniach i butach, a kostki lodu żeby było weselej, powpadały mi za kołnierz, więc mam lód na brzuchu, na plecach...
Zerwałem się jak poparzony, złapałem za ręce gówniarę (była dużo młodsza od nas) i właściwie nie miałem pomysłu co dalej, a sekundy leciały,
oczy wszystkich w lokalu skupione na mnie i na tym co teraz zrobię, więc im dłużej się waham tym jest coraz gorzej, aż widzę kątem oka jak wybiegają
bramkarze i zaraz będą mnie klepać, bo przecież nie widzieli całego zajścia i widzą tylko, że cały mokry szarpię się z jakąś dziewczyną, no syf na maksa...
No i jak napięcie, wytrzymacie jeszcze trochę? Dobra to uwaga, zanim rozpędzone karki do mnie doskoczyli, żeby zrobić z mojej dupy jesień średniowiecza
przyciągnąłem tą dziewczynę do siebie i na środku tego klubu zaczęliśmy się całować. Nie mam pojęcia co mi odbiło, ale nawet mi się podobało.
Gdyby nie ten pieprzony lód, który już zaczynał się topić i spływać mi do gaci.
No i weź bądź tu mądry - robić pierwszy krok czy nie robić - oto jest pytanie ...