ulle napisał/a:Blackie zachowała się tak, jak się zachowała i moim zdaniem powinna mieć satysfakcję, że zrobiła wszystko, co jej zdaniem mogło pomoc zmienić chora sytuacje, że zrobiła wszystko i niczego nie zaniechała. Zawalczyła o coś dla siebie i dla tamtych ludzi i robiła to, jak umiała najlepiej.
Owszem, kiedy dzieje się źle, nie należy podkulać ogona i się na wszystko godzić, ale... nikt nie ma takiej mocy sprawczej, która mogłaby nakazać komuś, aby ten nas lubił. Z drugiej strony można silić się na sztuczne uprzejmości, nie dokuczać, nie okazywać niechęci, nie wchodzić drugiemu w drogę, ale najzwyczajniej w świecie nie da się kogokolwiek lubić na siłę.
Ja zresztą na pewnym etapie zaczęłam się już gubić. Na początku Beyondblackie twierdziła, że największy problemem stanowi fakt, że nikt nie brał pod uwagę jej zdania jeśli chodzi o funkcjonowanie chóru, w tym w kwestii finansów i doboru repertuaru. Pojawił się też żal o brak troski o jej zdrowie, a przy okazji o nie przyjmowanie zaproszeń na herbatki i grille. Po drodze doszedł wątek zupełnego ostracyzmu 'innych', czyli Beyondblackie i Elizabeth, jak również ogromne, wielokrotnie powtarzane pretensje, że nikt nawet nie próbował Beyondblackie poznać. Żeby dodać temu wszystkiemu dramaturgii, pojawiła się sprawa Sue i Dereka, czyli dwojga chórzystów terroryzujących wszystkich pozostałych, którzy jednak boją się cokolwiek z tym zrobić. Dalej przemycone zostały tezy o niechrześcijańskim zachowaniu całego tego towarzystwa, hipokryzji proboszcza, posypały się epitety pod adresem tych, którzy nie zachowali się tak, jak bohaterka tego oczekiwała.
Całość sprowadza się jednak do tego, że miała usilną potrzebę zademonstrowania swojego niezadowolenia wynikłego z faktu zderzenia własnych wyobrażeń z zastałą rzeczywistością, w wyniku czego bez spoglądania na konsekwencje oraz pokuszenia się o refleksję, że na dobrą sprawę po tym pełnym pretensji odejściu jej ten temat już nie dotyczy, zaś cała grupa zdaje się od lat całkiem dobrze funkcjonować, nikt nie narzeka i nikt wyraźnie nie chce żadnych forsowanych przez nią zmian - postanowiła, zresztą nie przebierając w środkach, chór, a jakże, zreformować.
Rezultat tego jest taki, że w chórze prawdopodobnie i tak nic się nie zmieni, Beyondblackie szacunku swoim postępowaniem raczej nie zyska, a tym bardziej sympatii, czyli tego, o co tak bardzo zabiegała, za to w tym małym, bo liczącym ledwie 5 tysięcy mieszkańców miasteczku, właśnie zyskała około 20 potencjalnych wrogów.
I tak sobie myślę, że z której strony na sprawę nie spojrzę, to wychodzi mi, że nie było warto.
Pomijam przy tym kwestię, że zostało to wszystko ubrane w ładne słowa pod tytułem 'walka z ksenofobią i skostnieniem', a odnoszę wrażenie, że tak naprawdę chodziło przede wszystkim o urażoną dumę. Mało tego, już po odejściu z chóru ta sama urażona duma jest także powodem poinformowania (a nazywając rzeczy po imieniu złożenia donosu) zaprzyjaźnionego biskupa o tym, jak grupa obecnie funkcjonuje, a jak - zdaniem Beyondblackie - funkcjonować powinna. I strach się bać co jeszcze nastąpi.
A przecież wystarczyło Beyondblackie przynajmniej spróbować poznać, polubić, choć raz pojawić się na grillu, dać jakąś solówkę, słuchać uwag i prawdopodobnie w ogóle nie byłoby tematu.