Po pierwsze nie pisałem o chrześcijaństwie tylko ogólnie o instytucji rodziny. Wiem, że ludzie nienawidzą wszystko co jest katolickie i chrześcijańskie. Ale to już nie mój problem.
Po drugie piszesz o jakiś skrajnych przypadkach. Po prostu o patologii. A mi chodziło o prozaicznych sytuacjach w stylu : pańci nudzi się misiek bo jest nudny, kopie go w dupe. Potem robi z niego betabankomat na 25 lat i hulaj dusza. A ten misiek ma gówno do gadania jako mężczyzna. Dziecko co najwyżej raz na tydzień i to tyle. To jest ta niby równość i sprawiedliwość społeczna ? I co wtedy dzieje się z takim dzieckiem, które wychowa się bez kochającego ojca? Bez męskich wzorców ? Syn będzie życiowym kaleką wychowanym przez samotną mamusię a córka powieli schemat matki. Piszę o najczęściej spotykanych zjawiskach a nie o patologach o których wypisujesz.
Po trzecie nie można ponieważ taki patologiczny ojciec czy też matka to automatycznie brak wzorców męskich czy matczynej miłości. Nie chodzi mi o skrajność o której piszesz. Twóje wpisy mają taki dziwny wydźwięk jakby rodzina sama w sobie była patologiczna i zła. I jeszcze ten pocisk po chrześcijaństwie jakbyś wyskoczył jak Filip z konopi.
Po czwarte to w takiej sytuacji lepiej jak odejdzie. To chyba logiczne. I nie powinno być dyskusji. Ale ty stosujesz hiperbolę jeśli chodzi o pojęcie rodziny. Nie wiem czy celowo czy nieświadomie.
Tak na marginesie to jest szczęśliwa czy nie? Wcześniej pisałeś coś o drugiej terapii a teraz piszesz, że jest szczęśliwa.
Coś się tak zjeżył na to określenie "chrześcijańskie" ? Wszędzie teraz słyszę, że my przecież żyjemy kulturze "chrześcijańskiej", w cywilizacji "chrześcijańskiej", że np. obecna Europa ma korzenie chrześcijańskie itd. itd. Nie neguję tego. Dlatego mówię też o modelu rodziny, który jest promowany jako "chrześcijański". Nie ja to wymyśliłem.
To Tobie się wydaje, że ja piszę o skrajnościach. Rodzina w której ja się wychowywałem to nie była żadna patologia. Można by powiedzieć, że "wskaźnikowo" wszystko działało jak należy. Nie było pijaństwa. Przemoc fizyczna ? Była. Choć zapewne dla wielu nie w stopniu jakimś szokującym. Zresztą skoro teściowa mówiła do synowej w niecały rok po ślubie, że syn to powinien ją lać tak, żeby spod pieca nie wychodziła, no to co się dziwić Sorry, ale jeśli Ty mi chcesz wmówić, że to jest patologia to mało wiesz o świecie. Tak było w wielu domach. Mieszkałem całe życie w bloku, a tam przez ściany było słychać różne rzeczy
Ale w tamtych czasach o takich sprawach się nie mówiło, bo to normalne, że mąż czasem przywali żonie. Mój ojciec całe życie ciężko zarabiał na życie, utrzymywał rodzinę, nie chlał, ale jednak nie był dla mnie z innych względów męskim wzorcem. Matka też była pod względem opiekuńczości, obowiązkowości modelowa, ale ja jakoś kompletnie nie czułem nigdy, że jestem kochanym dzieckiem. Moi rodzice byli niestety "emocjonalnie tępi". Ranili przez większość życia siebie, a ja żyłem w tym układzie. Wydaje Ci się, że to patologia ? Nie. To była normalka tamtych czasów. To dopiero teraz, od niedawna mówi się otwarcie o pewnych procesach, problemach, chorobach które dotyczą rodzin. Ja nie robię, żadnych hiperbol w pojęciu rodziny. Po prostu jej nie idealizuję. Skoro Ty pochylasz się z troską nad "biednym misiem" z którego zła żona robi przez 25 lat bankomat, to może warto się temu przyjrzeć głębiej, dlaczego ten "biedny miś" pozwala sobie na to ? Może jemu odpowiada taki układ ? Symbioza może być niedostrzegalna z zewnątrz
A może "biedny miś" skądś wziął taki wzorzec postępowania, a wcale nie wychowywał się w patologicznej rodzinie ?
O drugiej terapii pisałem w kontekście swojego małżeństwa, a szczęśliwa to jest moja teściowa w swoim "drugim" życiu.