Na razie Rodziewiczówna też mnie nie porywa, ale od czasu do czasu można przeczytać. "Wierną rzekę" też musiałabym sobie przypomnieć. Ponad rok temu czytałam "Popioły". I nadal twierdzę, że wolę Żeromskiego niż Sienkiewicza. Właściwie to powinnam być z "Krzyżakami" "na świeżo", ale nie wiem, czy się zmotywuję. :-) To wszystko strasznie naiwne dla mnie.
132 2018-07-30 13:41:37 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-30 15:19:00)
Też wolę Stefka od Heńka
Ale powiem Ci, że w desperacji nie tylko czytelniczej sięgnęłam po "Quo vadis" od lat czekające na swoją kolej i przyznać muszę, że u Sienkiewicza tylko wczuć się w klimat, styl i lektura sama "leci". Świetnie odmalowywał te swoje wyraziste postacie - Chilon był bezbłędny, Petroniusz - rewelacja.
Desperacja wynikła z faktu nocnych półtoragodzinnych seansów z synkiem-niemowlakiem przy piersi - coś trzeba było robić, bo karmienie to dość nudne zajęcie A książek brakowało, bo ciężko z niemowlakiem wyrwać się z przedmieścia do miejskiej biblioteki, gdy śnieg po pas (był, był!), a samochodu niet.
"Quo vadis" to na pewno jedna z lepszych pozycji Sienkiewicza.
Gdybys byla z mojego miasta, pewnie sama bym zaproponowala Ci jakies spotkanie.
Apropo relacji miedzyludzkich. Odnosze wrazenie ze strasznie sie one splycily. I ogromny wplyw na to mają niestety media, internet. Sama po sobie widzę, ze się poddaję, odpuszczam i ukojenia szukam chociazby tu i teraz. Roznica jest taka ze ja potrafie sie do tego przyznac, a duzo moich znajomych widze aktywnych w sieci a w pracy odgrywaja poze ludzi ktorzy wciaz baluja i imprezują. Moje pytanie wiec: skad wziela sie w ludziach potrzeba szczycenia sie chociazby na fb swoimi towarzyskimi spotkaniami??? Reasumujac, zmierzam do tego, ze masa ludzi czuje sie samotna. Zwlaszcza w dzisiejszych czasach. Ale nie przyzna sie do tego. Na spotkanie z Toba nie pojdzie, bo woli sieciec w sieci. Pograc. Poogladac. Jak sie znudzi, to wylaczy. Kontakt z czlowiekiem wymaga zaangaxowania, a dzisiejszy swiat jest zbyt leniwy zeby sie wysilac. Wszystko jest pod reką. Placki ziemniaczane w sklepie do odgrzania. Pseudo kolezanka z ktora wychodzi sie na piwo raz na 2 miesiace. A tak naprawde rywalizuje w pracy o dodatek motywacyjny. Ciagla jazda podjazdowa w pracy w moje lepsze.... tez tak masz Koguciku w swojej szkole?? U mnie tak niestety jest. Tak jest tez u meza w pracy, chociaz to inna branza
O, to jesteśmy trzy Szczególnie ostatnie wersy dotyczą również mnie.
Pozdrawiam.
Lou, jak Ci wakacje mijają? Mam mało znajomych, nie mam rodziny, więc samotność jest teraz dokuczliwsza.
136 2018-07-31 11:30:19 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-31 11:32:53)
Hej
Mnie wczoraj popołudnie zeszło na domowych zajęciach (leczo z cukiniii - mniam, mniam, mniam! ), a wieczorem jak zasiadłam do czytania "Witaj słońce", to ani się spostrzegłam, jak nastała pierwsza w nocy
Nie miałam czasu rozpamiętywać samotności
Ta aktualna nocna lektura niesamowicie mnie inspiruje i napełnia dobrą energią. Bardzo polecam.
Piegowata, masz na myśli blog? Ja czytam dalej "Byli i będą" Rodziewiczówny, ale to niełatwa lektura, nieaktualna. No i język powieści do najprostszych nie należy. Po południu urządzam sobie przejażdżki rowerowe.
138 2018-07-31 13:55:15 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-31 14:26:02)
Tak, czytam blog, a właściwie dwa naraz, te niedawno linkowane.
Bardzo lubię blogi, sama kiedyś pisałam i może do tego wrócę.
Właśnie dzięki ulubionym zajęciom, dostrzeganiu radości, gdzie się tylko da, nieźle znoszę samotność. Właściwie zupełnie dobrze ją znoszę. Autentycznie polubiłam (zawsze zresztą lubiłam, tylko "dawki" były mniejsze) to bycie ze sobą - nigdy się nie nudzę.
Problemem jest dla mnie raczej wejście w związek niż życie bez niego. Zażartowałam niedawno, że ja się nie zakochuję od pierwszego wejrzenia, a może dopiero od piętnastego. Dzisiejsi panowie, przynajmniej ci, z którymi miałam do czynienia, nie są zainteresowani czekaniem na piętnaste wejrzenie
A propos radości, dzisiaj spotkała mnie ogromna: moja wielka, wielka psiapsióła, prawie siostra (mam dwie takie) zrobiła mi dzisiaj niespodziankę i odwiedziła mnie w pracy. Od wielu lat mieszka za granicą i właśnie przyjechała do rodziców. Ostatni raz widziałyśmy się rok temu po kilku latach przerwy w w kontakcie. Są takie relacje, że żadna przerwa, żadne milczenie im nie zaszkodzi ; choć tyle było zaległości do obgadania, czułam się, jakbyśmy się rozstały wczoraj.
Gęba mi się śmieje sama do siebie
P.S. Jakoś tego roku bardzo ciężko mi się rowerem jeździ. Aż mi się nie chce, a tak zawsze to kochałam. Marzyłam o kilkudziesięciokilometrowych wycieczkach.
Nie mam na razie pieniędzy na przegląd "pojazdu", musi to poczekać. Trochę też mi zdrowie szwankuje, może to jest przyczyna? No, trudno w każdym razie.
Lou, jak Ci wakacje mijają? Mam mało znajomych, nie mam rodziny, więc samotność jest teraz dokuczliwsza.
Ja mam dzieci, ale one wolą towarzystwo w swoim wieku. Znajomych mam bardzo mało a i ci mają swoje ważniejsze sprawy.
Generalnie samotność doskwiera.
Pozdrawiam
No właśnie. Największy problem jest z tym "towarzystwem w swoim wieku".
Cześć koleżanki!
Jak sobie radzicie w te upalne dni?
142 2018-08-05 07:51:46 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-05 08:02:03)
Cześć, Koguciku.
Ja się ratuję chłodnymi prysznicami oraz paradowaniem po domu w stroju kąpielowym.
Jak Ci idzie zdobywanie tego pana?
Nie idzie mi.
Piegowata, wysłałam do Ciebie maila.
145 2018-08-06 19:32:29 Ostatnio edytowany przez marakujka (2018-08-06 19:32:56)
Nie idzie mi.
Haha, rozbrajająca szczerość
A ja tak sobie wyrzucę tu, co mi leży.
Jestem teraz na wsi - wczoraj miałam okazję kontemplować piękne gwiaździste niebo, czuściutenkie, z Drogą Mleczną! Plus trzy spadające gwiazdki! Niebo było jak z filmów, wspaniałe. A że akurat w zeszłym tygodniu znalazłam taką starą lunetę do złożenia, ddrowską jeszcze chyba, to była zabawa.
No i pająki! Wczoraj widziałam taaakiego wielkiego, dosłownie bydlę wielkie, mutanta. Zaczęłam szperać po necie aby spr. co to jest, wyszło, że są u nas takie spore Zuzusie Tłuściochy, choć wymiarowo ten był jeszcze większy. Boszsz, do teraz mam ciarki. Raczej jakiś krzyżakowaty - chyba kołosz szczelinowy. W każdym razie moja wiedza z pająkologii poszerzyła się bardzo.... Lubicie pająki? Bo znalazłam też coś fajnego w czasie poszukiwań: news-uratowano-pajaka-wielkosci-psa
Miłego wieczorka drogie panie
przeprowadzilam sie w inne miejsce jakis czas temu i w moim nowym budynku jest wylegarnia pająkow.... wczoraj eksmitowalam z kuchni piec roznych okazow...
ble ;D
Zaczyna się sezon na pająki. Rok temu miałam przy oknie całą rodzinkę: Największy- tata, średniej wielkości- mama i taki słodki maluszek- bobasek.
148 2018-08-06 22:46:37 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-06 22:51:48)
Marakujko, ale fajny post. Uwielbiam gdy ludzie potrafią cieszyć się takimi zwykłymi rzeczami, zwracaja na nie uwagę. Jest mi to ogromnie bliskie.
U mnie w kuchni zamieszkała kiedyś istna tarantula, a że był środek zimy, pozwoliłam mu się u mnie przechować. Żartowałam, że mam towarzystwo, bo mieszkałam wtedy sama jak palec.
Nie zabijam nigdy pająków, choć i nie dotknę tego ręką. Niechcianych lokatorów zgarniam delikatnie na kartkę papieru czy szufelkę i wypraszam za okno. Łudzę się, że nie stanie im się krzywda, w czasie skoku z trzeciego piętra
Niedługo jesień i czas pajęczyn skąpanych w deszczu bądź rosie - coś przepięknego!
Miałam bardzo udany weekend. Wczoraj cały dzień wędrowałam po mieście P. i jego okolicach, poznawałam zabytki i krajobrazy. Oprowadzał nas kolega - przewodnik, ten sam, co tydzień temu. Niezły maraton nam zafundował. Za to postawiłyśmy mu z siostrą obiad. Zaprosiłam go na koncert zespołu U Studni, który niebawem się u nas odbędzie z wolnym wstępem.
Dziś byłam na zbiorze malin z synem. Liczyłam się ze scenariuszem, który nastąpił, ale chciałam spróbować, gdyż jak to się u nas mówi - próba nie strzelba, krzywda się nikomu od tego nie stanie.
No i cóż powiedziała matka natura? Że cały dzień na nogach to nie dla mnie - mam przepaskudne wybroczyny. Nie boli mnie to, ale raczej o zdrowiu i prawidłowościach nie świadczy. Poza tym na maliny to się bierze ciuchy chroniące przed słońcem, bo spiekło mnie na raka. Natomiast moi dzielni chłopcy - siostrzeniec i syn zostali w trybie karnym odesłani do domu przez gospodarza, bo zbierali owoce niedokładnie, zostawiali dojrzałe na krzakach. Dostali odpowiednie wytyczne i pojechali do domu autobusem, a ja zostałam do końca dniówki.
Ot, przygoda
Zarobiłam 24 zł. z groszami. Daleko mi, niestety, do mistrzów "koszących" po 12 koszyków w ciągu ośmiu godzin.
Pojechałabym jeszcze, bo mimo wszystko lubię takie prace, gdyby nie nogi.
Koguciku, mail dotarł, przeczytałam go, ale cóż mogę powiedzieć poza: "Będzie, co ma być"?
Życzę pomyślnych zbiegów okoliczności, a jeśli nie - to szybkiego wyjaśnienia wątpliwości.
149 2018-08-07 00:03:50 Ostatnio edytowany przez kogucik2009 (2018-08-07 00:04:47)
Przypomniały mi się słowa piosenki, którą usłyszałam, będąc dzieckiem: "Po ścianie chodzi pajączek, który dostał się do mych rączek, powyrywam mu wszystkie nóżki i połamię też paluszki, powyrywam mu także oczka i nic nie zostanie z pajączka". Głupie, wiem. Nie polecam stosować się do tekstu.
Piegowata, wątpliwości rozwieją się wkrótce.
150 2018-08-07 15:49:43 Ostatnio edytowany przez marakujka (2018-08-07 15:50:54)
O pajączku śpiewają taką fajną pioseneczkę trzylatki w przedszkolach. Naprawdę fajna, jak na te przedszkolne gaworzenia, rytmiczna, a tylko nie mogę jej nigdzie znaleźć. Ale za to kiedyś znalazłam francuską Alouette, gentille alouette - alain le lait - gdybym miała dzieci, śpiewałabym im to gdyby przeskrobały.;)
_v_, przeprowadzka? U mnie też, w zeszłym tygodniu.
Tylko ja na parter, więc troszkę obawiam się, co mi od dołu z ziemi może wejść w nocy.
Mnie tam też szkoda zabijać robaczków, więc zawsze biorę szklankę i kartkę/tekturkę do jej przykrycia, i tym sposobem łapię i wypuszczam owady przez okno. Choć pająki, muchy i komary zabijam... no dobra, przesadziłam, do zabicia pająków wołam zawsze kogoś, o ile jest. A jeśli nie ma nikogo, to mam Raid... tylko one po spryskaniu tak wierzgają jeszcze przez chwilę, straszny widok, zapadający w pamięć. Kurczę, chyba naprawdę mam arachnofobię. Choć człowiek się nie boi innych takich - myszy, szczury, karaluchy nawet takie tłuste azjatyckie są ok, ale widok pająków napawa mnie zawsze pewnym lękiem. Ale ten przedwczorajszy był ogromny, jak na polskie warunki.
Niedługo jesień i czas pajęczyn skąpanych w deszczu bądź rosie - coś przepięknego!
Tak, jesień daje przepiękne światło i w ogóle klimat. Też bardzo lubię.
Piegowata, nie zbierałam nigdy malin w pracy, więc nie wiem, jak to jest w praktyce więc może głupotę napiszę, ale nie można by tam zabrać ze sobą jakiegoś składanego taboreciku?
O pajączku śpiewają taką fajną pioseneczkę trzylatki w przedszkolach. Naprawdę fajna, jak na te przedszkolne gaworzenia, rytmiczna, a tylko nie mogę jej nigdzie znaleźć. Ale za to kiedyś znalazłam francuską Alouette, gentille alouette - alain le lait - gdybym miała dzieci, śpiewałabym im to gdyby przeskrobały.;)
_v_, przeprowadzka? U mnie też, w zeszłym tygodniu.
![]()
Tylko ja na parter, więc troszkę obawiam się, co mi od dołu z ziemi może wejść w nocy.Mnie tam też szkoda zabijać robaczków, więc zawsze biorę szklankę i kartkę/tekturkę do jej przykrycia, i tym sposobem łapię i wypuszczam owady przez okno. Choć pająki, muchy i komary zabijam... no dobra, przesadziłam, do zabicia pająków wołam zawsze kogoś, o ile jest. A jeśli nie ma nikogo, to mam Raid... tylko one po spryskaniu tak wierzgają jeszcze przez chwilę, straszny widok, zapadający w pamięć. Kurczę, chyba naprawdę mam arachnofobię. Choć człowiek się nie boi innych takich - myszy, szczury, karaluchy nawet takie tłuste azjatyckie są ok, ale widok pająków napawa mnie zawsze pewnym lękiem. Ale ten przedwczorajszy był ogromny, jak na polskie warunki.
Piegowata'76 napisał/a:Niedługo jesień i czas pajęczyn skąpanych w deszczu bądź rosie - coś przepięknego!
Tak, jesień daje przepiękne światło i w ogóle klimat. Też bardzo lubię.
Piegowata, nie zbierałam nigdy malin w pracy, więc nie wiem, jak to jest w praktyce więc może głupotę napiszę, ale nie można by tam zabrać ze sobą jakiegoś składanego taboreciku?
u mnie juz dawno
czuje sie jak w tym filmie "arachnofobia" co im sie w domu zalegly pajaki
152 2018-08-07 16:04:37 Ostatnio edytowany przez marakujka (2018-08-07 16:05:09)
u mnie juz dawno
![]()
czuje sie jak w tym filmie "arachnofobia" co im sie w domu zalegly pajaki
Cóż, podziwiam odwagę
... albo gdyby takiemu kosarzowi (choć to pajęczak, a nie pająk) powyrywać wszystkie nóżki i zostawić tylko korpus ... myślisz, że odbijałby się po podłodze jak piłeczka i wierzgał? Nie no, dobra, kończę
Miłego dnia chłodnego!
Marakujko, stołeczek się, niestety, przy malinach nie sprawdzi. Wokół krzaczka trzeba dreptać, sięgać wyżej i niżej.
Owadów nie morduję z wyjątkiem obrzydliwych much - to paskudztwo niech sobie bzyka jak najdalej ode mnie. Brzydzę się ich niemal do fobii. Rok temu ukatrupiłam też trzy szerszenie, które wpadły mi do kuchni przez otwarte okno. To były wyrafinowane tortury, gdyż bojąc się do nich zbliżyć, potraktowałam je najpierw lakierem do włosów i dopiero gdy padły na podłogę - utłukłam.
"Alouette" uczyłam się w liceum na lekcji francuskiego
Piegowata'76, dzięki za tę starą wersję "Alouette". Perełka
Bardzo dziękuję za pomysł wyrafinowanych tortur z użyciem psikacza do włosów- skorzystam, gdy nadarzy się taka szczególna okazja.
Aha, a propos większych pająków w domu - znajoma z pracy kiedyś opowiadała, że do nich zawitała jakaś tarantula przez otwór wentylacyjny, bo uciekła komuś z terrarium. Tzn. najpierw zauważyli wystającą przez kratkę czarną nóżkę i zainteresowali się. Kurczę, tylko nie pamiętam już, jak się tamta sprawa skończyła, czy oddali zwierza, czy zrobili z nim coś jeszcze innego. I ponoć takie wypadki nie są wcale takie rzadkie.
Szkoda, że stołeczek nie da tam rady.
No i fajnie, że sobie zwiedzacie. Czasem naprawdę można znaleźć i dowiedzieć się o istnieniu miejsc nieprzeciętnych w zupełnie przeciętnej i znanej okolicy. Ma to swój urok.
Myślicie, że jeśli ktoś był długo sam i jest mu trudno być z kimś, to już tak zostanie? Czy wybór samotności musi być wyborem dokonanym raz na zawsze?
156 2018-08-08 10:07:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-08 13:29:45)
Myślę że reguł nie ma i nieraz gdy się wydaje że życie nic już nam nie ma do zaoferowania, zdarza się niespodziewany zwrot akcji. Może zostanę już sama, może jednak nie - niech się dzieje wola nieba. Ode mnie zależy bardzo wiele ale nie wszystko.
Żaden wybór, Koguciku, nie musi być raz na zawsze, to od Ciebie zależy.
Piegowata, napisałam wiadomość prywatną.
Myślicie, że jeśli ktoś był długo sam i jest mu trudno być z kimś, to już tak zostanie? Czy wybór samotności musi być wyborem dokonanym raz na zawsze?
A skąd wiadomo, że wspólne życie będzie trudne, skoro na razie jest się samemu i to przez długo czas? Pani, tego pani nie wiesz, dopóki nie spróbujesz.
Wybory nie są na zawsze, bo pewnie mało kto jest w stanie wytrzymać przy swoim zdaniu. - Możesz je po drodze zmienić, jak również sytuacja może ulec zmianie. Jak to mawiają - tylko krowa nie zmienia poglądów.
Krowa jak krowa, oby byczek Fernando zmienił.
Krowa jak krowa, oby byczek Fernando zmienił.
O, coś się dalej dzieje.
No to pani teraz pora uczyć się zarzucać lassem. Lub powoli i delikatnie oswajać Fernanda, by później wziąć go za rogi.
Byczek Fernando to mały dzikusek z lasu albo z buszu... Ale ja wytrwała kobieta jestem.
162 2018-08-08 15:01:33 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-08 15:03:20)
Hmmm...
To już osobiste wybory i sprawa wyczucia. Znam kobiety które długimi staraniami zdobyły wreszcie upragnionego mężczyznę. Rekordzistka wytrwała 11 lat, w dodatku w pięknym stylu, nienachalnie, a jednak konsekwentnie.
Mnie by się nie chciało, choć jestem pełna szacunku dla X. za wytrwałość i wierność. Zawsze wychodziłam z założenia, że nic mi po wymuszonym zainteresowaniu i nikogo na siłę nie zamierzam do siebie przekonywać. Mogę oczywiście okazać zainteresowanie, chęć kontaktu, ale zabieganie o spotkania, zainteresowanie to nie moje klimaty. Nie chcą mnie, to nie.
Jak pisze Szymborska: "Albo go kocha, albo się uparła".
Jak pisze Szymborska: "Albo go kocha, albo się uparła".
Albo jedno i drugie
Ale wiesz, jak tak obserwuję życie, czytam to i owo, to stwierdzam, że nie tak wiele wokół nas związków prawdziwie z miłości. Często próbujemy coś sobie tą osobą u boku "załatwić". Zapomnieć o samotności, mieć z kim chodzić na imprezy itd., itp.
Jestem osobą, która trochę za dużo myśli , więc wymyśliłam pod wpływem różnych lektur, że miłość to nie tylko facet, zatem nie będąc w związku wcale nie jestem miłości pozbawiona.
Tak więc niby chciałabym zaznać dobrego związku, ale jakoś mi to do szczęścia nie jest niezbędne. Ot, będzie miło, jeśli się przydarzy.
To prawda. Większość z nas szuka po prostu towarzystwa. Ale po raz pierwszy czuję, że nie mam nic do stracenia, a przecież się nie poniżam. I prawdą też jest, że miłość to coś więcej, niż to, co żywimy do drugiej osoby i żeby czuć miłość nikt nie jest nam potrzebny. Miłość po prostu z nas wypływa.
166 2018-08-08 16:05:07 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-08 16:09:52)
Podoba mi się to, co napisałaś. Fajna jest taka niezależność, z tej pozycji o wiele łatwiej wyjść na spotkanie ludziom. Nie myślimy z lękiem o odrzuceniu, o tym, co wypada, po prostu postępujemy, jak czujemy. Piękna sprawa.
Jeśli uda Ci się z tym panem (i okaże się tego wart) - super. Jeśli nie - nie będzie to koniec świata.
Mnie się ten mój kolega od wycieczek widzi całkiem interesujący Zabiegać nie zwykłam, ale okazuję aprobatę.
To prawda. Większość z nas szuka po prostu towarzystwa. Ale po raz pierwszy czuję, że nie mam nic do stracenia, a przecież się nie poniżam. I prawdą też jest, że miłość to coś więcej, niż to, co żywimy do drugiej osoby i żeby czuć miłość nikt nie jest nam potrzebny. Miłość po prostu z nas wypływa.
Ja tam nie szukałam. Towarzystwo zawsze jakieś było, ale trzasnął pewnego razu kiedyś porządnie piorun i tak zostało.
Ale racja, żarty żartami, ale jeśli jedna strona nie jest specjalnie zainteresowana, to nic nie pomoże, choćbyś stanęła nago na głowie i zaczęła tańczyć.
I już na boku napiszę, bo tak mi właśnie wpadło do łba, już nawet niekoniecznie w kontekście Fernanda. - Jeśli ciągle używane sposoby radzenia sobie z różnymi sytuacjami zawodziły i przynosiły dotychczas negatywne rezultaty bądź niczego nie zmieniały na lepsze, to trzeba zmienić metodę działania. Może tu też jest kluczyk. Skoro teraz jesteś sama i nie do końca zadowolona, to co się działo, co do do tego doprowadziło? Jaka byłaś i jaka jesteś? Trza pewnie by się zastanowić i zmodyfikować sposób działania.
Marakujko, dokładnie: towarzystwo to ja mam i nie muszę go rozpaczliwie szukać. Nie żyję na odludnej pustyni. A nawet jeśli w danym momencie nie ma obok nikogo - zawsze mam siebie i nie boję się własnego towarzystwa.
Jak spotkam kogoś fajnego, z kim będzie mi po drodze (a to nie takie proste z moimi wymaganiami), to tylko wtedy ma to sens.
Upał u nas nieziemski. Nie chce mi się nic robić. Zamiast obiadu była góra owoców i jogurt, a teraz z lenistwa siedzę na forum
Ale już pora kończyć, bo obiecałam sobie ograniczać ten "matrix". Powodzenia w poczynaniach!
170 2018-08-08 16:28:54 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-08 16:35:33)
Jaka byłaś i jaka jesteś? Trza pewnie by się zastanowić i zmodyfikować sposób działania.
Myślałam nad tym sporo. Wałkowałam "do wymiotów" to, co mi przeszkadza w relacjach z płcią przeciwną i pewne wnioski wysnułam.
Po pierwsze: luz! Nie muszę być w związku, co nie znaczy, że nie chcę przynajmniej spróbować.
Po drugie: komunikacja! Ewidentnie jest konieczna, a zawsze uważałam, że pewne rzeczy rozumieją się same przez się i jeśli ktoś nie "kuma", to niech spada.
Po trzecie: owszem, niech spada, skoro nie kuma, ale też warto dać szansę i nie skreślać bez próby porozumienia. Ale jeśli go brak - droga wolna. Nie dumać, co ze mną nie tak.
Takie oto konkluzje, nie wiem, czy słuszne, ale mam nadzieję, że rozwój idzie w dobrym kierunku
Już wyrosłam ze stawiania sobie pytania: "Co ze mną nie tak". Kochane, wszystko z nami w porządku. Na wszystko jest miejsce i czas. Dwie osoby muszą "spiknąć się" na tym samym etapie. Oczywiście, że się boję odrzucenia, ale nie umrę od tego. Poza tym czuję, że jakieś szanse są. Nadzieja nie bierze się w człowieku znikąd. Zmiana podejścia, strategii? Nawet wiem, na jaką. Musiałabym zrobić to, na co się nie zdobyłam. Gdybym to wcześniej zrobiła, najpewniej nie byłam teraz sama. Może to jest właściwa droga, choć do tej pory mnie przerażała. Jednak w miarę upływu czasu coraz bardziej ją rozumiem. Teraz już raczej za późno , żeby to wyprostować, ale przecież jeszcze nikt nie umiera. Będą też inne sposoby. Albo szansa na obranie właściwej drogi w innym czasie. I jeszcze nie mam ochoty się poddawać.
PS Byłam w mieście, bo wynikła mi nagle ważna sprawa. I... nie ma tlenu! W ogóle. Piekielny ogień bucha w twarz. Dante Alighieri by tego nie wymyślił. Piegowata, mam nadzieję, że aż tak bardzo nie ograniczysz pisania na forum, bo lubię te nasze pogaduchy.
173 2018-08-08 17:34:16 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-08 17:39:04)
Uwielbiam wszelakie pogaduchy - to mój żywioł, czasem wymykający się spod kontroli. Nie zamierzam rezygnować, ale trochę sobie "przykręciłam śrubę".
Jeśli chodzi o "co ze mną nie tak", to niestety, dostałam w życiu bardzo silny przekaz tego rodzaju. Pora się z nim rozprawić, a pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie tego przekazu. I mówta, co chceta, ale pisanie na forum pomogło mi uświadomić sobie parę spraw. Jakoś wolałam to niż sesje u psychologów, choć nie zawsze było miło i łatwo. Coś niecoś rozjaśnia mi się nareszcie w głowie. Klapka jakaś mi zaskoczyła po niedawnej wymianie postów z Elą210 i Lady Loką na innym wątku
Upał, a ja na malinach spiekłam dekolt, ramiona, kark, a nogi - ni pierona
Za Chiny nie umiem opalać nóg
Też tak traktuję to forum i uważam, że jest lepsze niż wizyta u psychologa. Dzięki rozmowom z ludźmi można spojrzeć na swój problem z innej perspektywy. Zobaczyć, że wszystko jest o wiele bardziej złożone i dzięki temu prostsze , niż się wydaje.
Z opalaniem, zwłaszcza nóg, nie mam żadnego problemu. Najtrudniej jest mi opalić twarz.
177 2018-08-08 17:53:13 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-08 17:57:09)
Z opalaniem, zwłaszcza nóg, nie mam żadnego problemu. Najtrudniej jest mi opalić twarz.
O, proszę. A ja zupełnie się nie staram opalić twarzy, sama się opala nie wiem jak i kiedy. Niekoniecznie na brąz, ale się opala
Po malinowym seansie mam czerwony nos niczym wieloletni konsument wiadomych płynów
Koguciku, odpisałam na maila.
A na odchodne wierszyk, którym uraczył mnie kiedyś kolega:
Olaboga! Co się dzieje,
Że kogucik rano pieje,
A kokoszka jeszcze raniej,
Bo kogucik siedział na niej!
Wierszyk boski. Też odpisałam.
marakujka napisał/a:Jaka byłaś i jaka jesteś? Trza pewnie by się zastanowić i zmodyfikować sposób działania.
Myślałam nad tym sporo. Wałkowałam "do wymiotów" to, co mi przeszkadza w relacjach z płcią przeciwną i pewne wnioski wysnułam.
Po pierwsze: luz! Nie muszę być w związku, co nie znaczy, że nie chcę przynajmniej spróbować.
Po drugie: komunikacja! Ewidentnie jest konieczna, a zawsze uważałam, że pewne rzeczy rozumieją się same przez się i jeśli ktoś nie "kuma", to niech spada.
Po trzecie: owszem, niech spada, skoro nie kuma, ale też warto dać szansę i nie skreślać bez próby porozumienia. Ale jeśli go brak - droga wolna. Nie dumać, co ze mną nie tak.Takie oto konkluzje, nie wiem, czy słuszne, ale mam nadzieję, że rozwój idzie w dobrym kierunku
Jasne. Ja to nazywam nadawaniem na podobnych falach. Choć z tym dawaniem szans - no nie wiem, mi się nigdy nie chce. Dwa razy góra, choć zwykle od razu wiadomo, z kim warto, a z kim nie, jeszcze przed szansą nr 1. A po co dawać sobie mozliwosć na ponowną irytację z powodu kogoś.
Tam raczej chodziło mi o coś jeszcze troszkę innego. - Dajmy na to, ktoś jest bździągwą, ciągle marudzi (nie pisze o nikim z tutejszych personalnie, piszę ogólnie) - wiadomo, ze mało kto wytrzymałby przez dłuższy czas z marudą. Lub z nadętym Albo z bufonem. Albo taki nudziarz, który oprócz prawd oczywistych, że Słońce dzisiaj świeci i jest ciepło, nie jest w stanie niczym ani ciekawym ani sensownym zainteresować - takie tam "ani me, ani be". Albo ktoś zupełnie niezadbany. Albo wieczny nieszczęśnik. Zresztą te przykłady można mnożyć.
Marakujko, miałyśmy chyba co innego na myśli z tym dawaniem szansy. Zgadzam się z Tobą, że nie zawsze warto, ale są sytuacje, gdy jednak można się dogadać. Nie mówię tu o ewidentnych nadużyciach.
Byłam dzisiaj u byłego męża w szpitalu. Syn wreszcie zdecydował się go odwiedzić, więc poszłam z nim. Weszłam na salę, choć bardzo się wahałam.
Zobaczyłam cień dawnego człowieka. Serce mi się ściska na wspomnienie, choć tyle razy byłam wściekła na niego i jego złośliwości. Ciągle go widzę - wychudłego, bladego jak ściana, zupełnie osłabłego.
Trudno nie czuć smutku.
Piegowata'76, smutek jest rzeczą ludzką.
Dobra, drogie panie, na mnie już pora. Pa pa.
Ano, ludzką i nieuniknioną. Bez niego nie bylibyśmy w pełni ludźmi.
Zastanawiam się, czy wypada mi zaprosić mojego pana na wesele kuzynki. Kuzynka nie ma nic przeciwko. Tylko martwię się o to, jak się będzie czuł i może to nie wypada. Nie jesteśmy już sobie zupełnie obcy, ale też nie można powiedzieć, że znamy się nie wiadomo jak. To moja marzenie, ale się boję.
Zaproś Do odważnych świat należy, a atmosfera zabawy i łyk weselnej wódeczki może wiele ułatwić.
Czy odmowa będzie równoznaczna z odrzuceniem mnie jako osoby?
Czy odmowa będzie równoznaczna z odrzuceniem mnie jako osoby?
Koguciku, ale co to znaczy: "odrzuceniem jako osoby"?
To, że on może odrzucić Twoje zaloty (że tak to nazwę), nie znaczy, że nie widzi w Tobie wartościowej osoby.
Wobec tego czy odmowa pójścia na wesele będzie równoznaczna z odrzuceniem mnie jako potencjalnej partnerki życiowej?
I jakiś czas temu napisałam Ci, Piegowata, wiadomość priv. Nie wiem, czy czytałaś.
190 2018-08-17 12:10:31 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-17 12:12:02)
Koguciku, przeczytałam tę wiadomość i obiecuję odpisać, tylko jakoś to odłożyłam na później i się odwlekło.
A co do Twojego pytania - niekoniecznie, bo może być sto różnych powodów niepójścia na wesele, w tym takie, które nie mają nic wspólnego z Twoja osobą. A może gość nie lubi disco polo?
Nie jestem związkowym ekspertem, ale z boku zawsze łatwiej radzić. Poobserwuj, jakie są reakcje na Twoje inicjowanie kontaktów i tyle. Raz czy drugi może być to zbieg okoliczności, że odmawia, ale z czasem się okaże, czy ewidentnie jest niezainteresowany.
No, cóż... i nam nie wszyscy się podobają, i my nie musimy podobać się wszystkim.
Pamiętam, jak mój były mąż odważył się wreszcie na śmielszy gest w moim kierunku i potem opowiadał mi, że po prostu widział po moim zachowaniu, że może sobie już na to pozwolić.
Fakt, wesel nie lubi, ale zobaczymy, co będzie. Jak dotąd nigdy nie odmówił spotkań, co najwyżej czas oczekiwania się trochę przeciągnął, co ja już interpretowałam na swoją niekorzyść. Może rzeczywiście myślę, że ze mną trzeba ostrożnie, a może rzeczywiście trzeba.
192 2018-08-17 12:28:49 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-08-17 12:30:24)
Nie zrozumiałam ostatniego zdania, chyba pomyliły Ci się czcionki
Sama chyba wiesz, jak z Tobą trzeba
Dla mnie bardzo fajnie jest widzieć wyraźnie zainteresowanie bądź jego brak, zamiast snucia domysłów. Jednak osaczana i poganiana być nie znoszę. Lubię się oswoić, nabierać swobody w swoim tempie, ewentualnie z lekką zachętą, ale nie na siłę.
Miało być: " Może rzeczywiście myśli, że...".
Koguciku, dopiszę coś jeszcze a propos interpretowania na swoją niekorzyść.
To nawet nie o to chodzi, czy się podobasz, czy nie.
Przyczyn "odrzucenia" może być sto i mogą równie dobrze w nim samym. Może np. obawiać się facet związków, może mieć takie same wątpliwości jak Ty. I tak dalej...
Nie warto brać wszystkiego do siebie. Ja wciąż się tego uczę, bo też mam skłonności do "dowalania" sobie.
Zazwyczaj ludzie na wszystko patrzą w prosty sposób: "Nie chce, to znaczy, że się nie podobasz. Bo jak facetowi zależy, to zrobi wszystko". W to "wszystko" to nie wierzę, bo każdy ma granice, których dla nikogo nie poświęci i trzeba to szanować. Ale jakoś do końca nie wierzę, że się nie podobam.