"Wrzos" muszę przeczytać. Cykl w "Starym kinie" pamiętam. Był emitowany, kiedy byłam dzieckiem.
67 2018-07-24 16:08:36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-24 16:08:59)
Rodziewiczówna ma swój klimacik. Niewiele jej czytałam, może ze trzy książki - ot tak, dla relaksu i tego właśnie klimaciku. No i z ciekawości, bo chciałam poznać tak popularną autorkę.
Ja byłam wczesną nastolatką za czasów "Starego kina". Czwarta, szósta klasa.
Ja do tej pory czytałam tylko "Między ustami a brzegiem pucharu". W domu mam jeszcze "Byli i będą". Może przeczytam to, kiedy skończę "Malowanego ptaka" Kosińskiego.:)
Tak w ogóle jak daleko, Twoim zdaniem, można się posunąć w zdobywaniu faceta?
70 2018-07-24 19:45:10 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-24 19:53:19)
Oj, Koguciku, zadałaś to pytanie jednemu z "czołowych ekspertów"
Nie zdobywałam nigdy faceta. Po pierwsze za młodu byłam nieśmiała, a po drugie niespecjalnie to do mnie przemawia. Może mam błędne podejście, a może każdy zdobywa inaczej i odmiennie określa swoje poczynania?
Myślę, że tu nie chodzi o jakieś odgórne normy obyczajowe, tylko o zwykłe wyczucie. Jeśli zdobywanie jest w zgodzie z Tobą samą, jeśli nie naruszasz granic tego człowieka, to myślę, że nie dzieje się nic złego. Na Twoim miejscu obserwowałabym chyba jego reakcje i w zależności od tego drążyłabym temat albo dała spokój.
Jeśli o mnie chodzi, chciałabym poznać kogoś zwyczajnie, bez żadnych piętrowych manewrów, gier, intryg i udawania. Po prostu się poznawać, zbliżać do siebie, obdarzać coraz większym zaufaniem i sympatią. Spokojnie, bez wariactwa Taki jest mój wymarzony scenariusz, ale obawiam się, że niełatwy do zrealizowania. Według niektórych moje oczekiwania są nietypowe.
Myślę, że znajdą się tu osoby bardziej kompetentne, by udzielić Ci odpowiedzi.
71 2018-07-24 19:51:55 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-24 19:54:46)
Czytałam "Malowanego ptaka" ze dwadzieścia lat temu. Niespecjalnie mi się podobał. Przerysowany i niewiarygodny. Wiele książek zawiera elementy okrucieństwa, ale czemuś to służy. Czytając Kosińskiego miałam wrażenie że jedynie uzyskaniu dość taniego efektu.
Co do "Malowanego ptaka" , to jeszcze nie wyrobiłam sobie opinii, bo jestem na początku książki. Do tej pory najbardziej poruszyła mnie scena z podpaleniem wiewiórki. Tym ludziom zrobiłabym to samo. Nie mogę patrzeć, jak się ktoś pastwi nad zwierzęciem. Co do Twojego "nietypowego" podejścia, to nie uważam,żeby było nietypowe. Też tak chcę- powoli się zbliżać. Nie lubię być nachalna i mam nadzieję, że nie jestem. Teraz kolej na jego ruch, jeśli go nie zrobi, ja też nie. Ale będę miała satysfakcję, że próbowałam.
73 2018-07-24 20:26:50 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-24 20:37:58)
Zapomniałam już wielu scen. Kosiński oczywiście miał swoje argumenty na obronę swojej książki, ale jakoś mnie nie przekonuje.
Jest taka analiza jego powieści - "Czarny ptasior". Niestety autorki zapomniałam, ale jest to do sprawdzenia w internecie. Autorka demaskuje konfabulacje i pozerstwo Kosińskiego. Nie czytałam jednak tej książki i wypowiadać się o "Malowanym ptaku" mogę jedynie na podstawie własnych wrażeń z lektury.
Czytałyśmy to sobie na głos z przyjaciółką, wyławiając co pikantniejsze sceny Takie młodzieńcze wygłupy.
Zmykam już z forum. Dobranoc.
75 2018-07-25 00:27:14 Ostatnio edytowany przez marakujka (2018-07-25 00:42:14)
A pamiętasz taki coniedzielny cykl w telewizji: "W starym kinie"? Bardzo lubię te filmy, bo przywołują świat, ktorego już nie ma, taki egzotyczny trochę, a także moje własne dzieciństwo, gdy się oglądało te filmy z rodzicami.
Dzień dybry, wtrącę trzy grosze ino, bo niedawno miałam fazę na oglądanie tych "starych rupieci" i naprawdę są świetne i nawet wciągające. Choć osobiście nie widziałam w nich niczego egzotycznego, być może dlatego, że przez większą część mojego dorastania w latach 90 i wyżej, nasz tv katowała i uszczęśliwiała na siłę filmami o Warszawie podczas IIWŚ, Getcie i tym podobnych. Odległość czasowa między filmami "W starym kinie" a tymi wojennymi jest niewielka, wiec pewnie dlatego były takie nieobce. Co mnie w nich jeszcze pozytywnie zaskoczyło, to to, że nie tracą na aktualności. Jakby nie patrzeć, to jednak niewiele się zmienia. A to moja ulubiona scena - inna epoka, to samo zachowanie
Ta starsza wersja "Trędowatej" też lepsza od późniejszej smętnej, ponurej, z problemami wersji, gdzie oni wszyscy wyglądali jak ściągnięci żywcem z jakiegoś horroru.
W ogóle, czy tylko mi się wydaje, czy jednak te przedwojenne filmy były bardziej pozytywne (pomimo nawet ciężkiej tematyki) od tych powojennych? Bo jakoś mam wrażenie że te powojenne jednak w sporej mierze musiały być taakie mundre, takie głębokie, takie trudne i skomplikowane... takie stękające. Wychodził w nich jakiś kompleks narodowy, czy cu...
76 2018-07-25 10:04:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-25 10:11:41)
A ja widzę egzotykę
Wyszły z użycia pewne gesty, słowa... Kto dziś mówi: "O, wa!" i kto wie, co to znaczy? Uwielbiam przedwojenne "ł", którego używała jeszcze moja babcia i które słyszę u najstarszego brata Taty. Akcent w mowie też brzmiał inaczej w tamych czasach, choć był tak samo polski. Lubię jak Ćwiklińska załamuje ręce w "Dziewczętach z Nowolipek". I te dziewczęce sukienki, fryzury.. I zupełnie inna maniera aktorska.
Takie "smaczki" miałam na myśli.
Kosiński rzeczywiście epatuje okrucieństwem. W dodatku wojna jest odsunięta na dalszy plan. Kiedy przeczytałam wstęp, to spodziewałam się "klasycznej" powieści o wojnie. Tymczasem na pierwszy plan wysuwają się tu zabobony wiejskiej ludności i jej okrucieństwo. I jakoś do tej pory nie przemawia do mnie to, że wyzwoliło się ono w ludziach pod wpływem wojny, bo mało jej tu- jak na razie.
78 2018-07-25 10:19:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-25 10:22:12)
To, o czym piszesz, akurat mnie nie raziło, ale sam fakt nagromadzenia tego okrucieństwa, do cna zwyrodniałego seksu, taki skondensowany brud całego świata.
No cóż... tej ksiązki nie można odczytywać dosłownie.
Znalazłam taki artykuł, jeśli jesteś zainteresowana:
Dla mnie nagromadzenie tego "brudu" sprawia, że książka przestaje być autentyczna. Nie chce się tego czytać, kiedy na każdej stronie mamy nowy opis zbrodni czy wynaturzonego seksu. Wczoraj właśnie dotarłam do tego miejsca powieści, w którym zazdrosne o swoich mężów kobiety rozprawiły się z Głupią Ludmiłą. Przypomniało mi to o Reymontowskiej Jagnie wywiezionej ze wsi na stercie gnoju, ale nawet tamten opis nie był tak brutalny.
A ja widzę egzotykę
Wyszły z użycia pewne gesty, słowa... Kto dziś mówi: "O, wa!" i kto wie, co to znaczy? Uwielbiam przedwojenne "ł", którego używała jeszcze moja babcia i które słyszę u najstarszego brata Taty. Akcent w mowie też brzmiał inaczej w tamych czasach, choć był tak samo polski. Lubię jak Ćwiklińska załamuje ręce w "Dziewczętach z Nowolipek". I te dziewczęce sukienki, fryzury..I zupełnie inna maniera aktorska.
Takie "smaczki" miałam na myśli.
A to tak. "O wa!" i inne w użyciu wówczas partykuły (czy czym to tam właściwie jest) - zawsze można poszukać po filmie.
Mnie właśnie najbardziej poruszyło podobieństwo problemów, zachowań i reakcji ludzkich. Choć jednak podane w lżejszej formie.
A co do tematu, kogucik2009, myślę że tutaj trodno napisać cokolwiek nieoczywistego. Jeśli dolega tobie samotność, to musisz sama się postarać zdobyć tam znajomych/zapolować na faceta. Pewnie kupę razy przejedziesz się i nie wyjdzie, ale z czasem powinnaś wyłowić jakąś perełkę... mimo że wg mnie najlepsze znajomości trafiają się znienacka. Ale próbować możesz, lepsze to od skarżenia się i zamartwiania.
Oczywiście, że najlepiej jest poznać kogoś niewymuszenie, ale sęk w tym, że w mojej miejscowości przy moich 34 latach trudno kogoś poznać. Poza tym, nie ukrywam, że mam kogoś konkretnego na oku i cierpliwie czekam, aż się sprawa rozwiąże.
82 2018-07-25 15:19:03 Ostatnio edytowany przez marakujka (2018-07-25 15:23:14)
Oczywiście, że najlepiej jest poznać kogoś niewymuszenie, ale sęk w tym, że w mojej miejscowości przy moich 34 latach trudno kogoś poznać. Poza tym, nie ukrywam, że mam kogoś konkretnego na oku i cierpliwie czekam, aż się sprawa rozwiąże.
Tak w ogóle to bardziej zależy ci na znalezieniu faceta czy znajomych jako takich?
Kolejne oczywistości: portal randkowy, jakieś grupy na fb (są tamróżne grupy wsparcia dla różnych problemów - choćby jakieś tam strzykanie w kolanach czy wszelkie inne zdrowotne rzeczy, grupy psychologiczne, tematyczne hobbystyczne, grupy zauroczonych kupkami swoich dzieci młodych matek). Do wyboru, do koloru.
Pytanie też takie, czemu np. nie utrzymujesz kontaktu z jakimiś współpracownikami? Naprawdę nikt tam by tobie nie przypasował na tę kawę? Lub z sąsiadami?
Masz samochód? Może jakaś hobbystyczna grupa w większym mieście nieopodal, o ile coś sensownego miałabyś w promieniu 50 km? Jeśli już w twoim miasteczku zupełnie nic nie ma. Jakaś sekcja sportowa, malowanie, cokolwiek.
Zależy mi i na facecie, i na ludziach w ogóle. Utrzymuję kontakt ze współpracownikami, ale każdy ma swoje sprawy. Lubię chodzić do kina, robię, co mogę... Tylko wokół wciąż pustka.
Zależy mi i na facecie, i na ludziach w ogóle. Utrzymuję kontakt ze współpracownikami, ale każdy ma swoje sprawy. Lubię chodzić do kina, robię, co mogę... Tylko wokół wciąż pustka.
Może zaproponuj i zorganizuj w pracy jakieś współpracownicze spotkanie np. przy grillu? Może parę osób przyszłoby z chęcią? (O ile już nie próbowałaś czegoś w ten deseń.)
Bo tak, to nie wiem, pani, nie wiem. Cinżka sprawa. Nie masz żadnego starego znajomego, jakiejś starej, nawet zakurzonej już przyjaźni z młodszych lat, do kogo mogłabyś odezwać się, napisać choćby emaila?
W każdym razie wspomniałaś wczęsniej o jakimś panu - więc powodzenia.
Wszystkie przyjaźnie, jakie nawiązałam, pochodzą z okresu szkoły średniej, studiów, podyplomówek. Teraz każdy ma własne życie.Oczywiście odwiedzamy się z dawnymi koleżankami, ale rzadko.
Piegowata '76- Co do "Dziewcząt z Nowolipek", to czytałam je jedenaście lat temu. Przypomniały mi się studenckie czasy.
87 2018-07-26 11:32:19 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-26 15:45:47)
Koguciku, kiedyś chyba uraziłam kogoś na forum pisząc, że nie potrzebuję być wciąż przez kogoś niańczona. Nie chciałam oczywiście obrażać, ale takie mam odczucia i refleksje: musimy sami umieć zaopiekować się sobą, nikt nam życia nie wypełni w stu procentach, nie przeżyje za nas i tak naprawdę nasza rozpaczliwa potrzeba bycia dla kogoś najważnieszą to trochę uciekanie przed sobą (nie wiem, czy zostanę dobrze zrozumiana, bo pewne myśli trudno precyzyjnie przekazać). Niełatwo się przystosować, zwłaszcza gdy człowiek zostaje sam na nowo (np po rozstaniu, przeprowadzce do innego miasta...), ale da się to zrobić, uwierz. Mnie się całkiem nieźle udaje, a przecież nie zawsze było tak optymistycznie. Chwilę zajęło mi nauczenie się nowego funkcjonowania, zaakceptowanie obecnej rzeczywistości.
Do ludzi tak od razu może nie uda się wyjść, ale jestem przekonana, że z czasem jest to jak najbardziej wykonalne. Marakujka podała Ci parę fajnych przykładów. Tylko trzeba przestać myśleć o sobie - a bo ja nie zacznę pierwsza, nie mam śmiałości itd. - a zmienić perspektywę : o, ta babka z sąsiedniej klatki wydaje się fajna, podejdę i zagadam o kwiatkach pod blokiem. I tak można małymi kroczkami, nie tracąc poczucia bezpieczeństwa nawiązywać kontakty. Któregoś dnia można zapytać, czy nie wybrałaby się ze mną do kina na ten nowy film. Możliwe, że odmówi. Możliwe, że dwadzieścia osób odmówi, a trzydziesta się ucieszy. Bez "spiny", z wyczuciem i marginesem na odmowę.
No i właśnie: nie zawsze się udaje, bo rzeczywiście jesteśmy na takim etapie życia, że każdy już ma jakieś swoje sprawy. Dlatego moim zdaniem, bardzo, bardzo ważne jest to zaprzyjaźnienie się ze sobą i swoim życiem. Cieszę się, że w końcu osiągnęłam ten stan i spokój - tak jest o wiele lepiej. Ale to nie znaczy, że rezygnuję z wychodzenia do ludzi. Wciąż się czegoś na ten temat uczę, bo wcale aż taka otwarta nie jestem, jakby mogło to wynikać z postów. Ale już się nie boję rzucić wesoło do sąsiada: "A skąd to pan wraca taki obładowany. Zakupy?". Sąsiad jak fajny, to na pewno coś odpowie. A jak nie odpowie, to może jest zmęczony albo właśnie pokłócił się z żoną. A jak nie odpowie raz, drugi, czy piąty - to kij mu w parasol, świat się na nim nie kończy.
W mojej klatce mieszka taki jeden "burak", co nawet na dzień dobry nie odpowie ; olewam
88 2018-07-26 11:42:03 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-26 11:56:56)
W "Dziewczętach z Nowolipek" jest ten klimat epoki i dziewczyńskiej przyjaźni na całe prawie życie. Ale zauważ, że każda szla swoją drogą. Bronka zawsze wydawała mi się bardzo samotna. A w ostatecznym rozrachunku one wszystkie musiały spojrzeć samotności w oczy.
Samotności nie unikniemy, problem w tym, jak ją przeżywamy.
Muszę sobie te "Dziewczęta z Nowolipek" odświeżyć. Jest jeszcze druga część zatytułowana "Rajska jabłoń". A za chwilę idę na spotkanie koleżanką, również samotną.
PS I wiem, co masz na myśli, pisząc o byciu dla siebie. Też się tego uczę. Może jeszcze się nie nauczyłam, skoro ciągle mnie coś uwiera... I jeszcze marzy mi się miłość, zaufanie, wsparcie, bliskość...
Czytałam też "Rajską jabłoń" i właśnie w tej książce wyraźnie widać samotność bohaterek.
Miłego spotkania z koleżanką. Proponuję: dajcie sobie kwadrans na żale, jeśli jakieś macie, a potem wymyślnie razem coś fajnego: jakieś rowery, kawę na mieście - cokolwiek, byle razem
Koguciku, nasze uczucia są zwykłe i ludzkie, mamy do nich prawo. Jeśli coś nas boli, to też ne uciekniemy, będzie to falami wracać. Ale przekonałam się, że prawdą jest to, co czytywałam u psychologów: jeśli to zaakceptujemy, przestaniemy walczyć i się szarpać, ataki staną się słabsze i krótsze.
A że uda nam się uniknąć w życiu cierpienia, to chyba sama nie wierzysz
Mam 34 lata, mieszkam w małym mieście. Moje koleżanki z czasów szkolnych czy studenckich mają własne życie. Trudno mi kogoś poznać. Każdy już kogoś ma albo nie chce się wiązać. Teraz mam taki okres, że mam dużo czasu i nie mogę go zapełnić, mimo że czytam, jeżdżę na rowerze, etc. Bardzo brakuje mi ludzi. Jak radzicie sobie z samotnością? Co mogę zrobić, żeby się lepiej poczuć?
Samotnym czasami jest się z własnego wyboru, bo samo zagłębianie się w książki nie zapełni Ci całego dnia, ileż można czytać, musisz wychodzić do ludzi i nie ważne że to jest małe miasto, tam też żyją ludzie. Siedząc w domu nie poznasz nikogo ani nowego, ani ciekawego, komputer też nie zastąpi Ci nikogo żywego. Jeśli już chcesz sobie poczytać weż tę książkę i udaj się z nią gdzieś do parku , tam z pewnością poznasz kogoś takiego samego samotnego jak i Ty który też ma podobne problemy do Twoich.
93 2018-07-26 13:26:08 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-26 13:48:10)
Odkąd zamieszkałam w mieszkaniu na trzecim piętrze bez balkonu, nauczyłam się wychodzić z książką do parku. Bardzo to lubię. Wprawdzie nie zawarłam tam żadnej bliskiej znajomości, ale to poczucie wolności, robienia tego, na co mam ochotę - bezcenne.
Starych znajomych zresztą, takich z pracy czy sąsiedztwa spotykałam całkiem sporo, bo "mój" skwerek akurat jest bardzo uczęszczany przez przechodniów, i to też sprawiało mi przyjemność. Raz np. przysiadła się do mnie teściowa brata i opowiadała naprawdę fascynujące i poruszające historie ze swojego zycia.
Jest mnóstwo ludzi, którzy nie pójdą sami ani do kina, a ni na spacer, a dla mnie byłoby to samoograniczenie.
A jeśli chodzi o otrzymywanie w życiu wsparcia, to jakoś mimo iż nie jestem w związku, nie czuję się go pozbawiona. Ale jeśli będę w związku, to oczywiście chcę być w dobrym, ciepłym itd.
Akurat wychodzę do kina sama, choć chyba jestem w nim jedyną samotną osobą. Ale dlaczego mam sobie żałować filmu? Do parku z książką też wychodzę. Trochę spaceruję, na troche przysiadam i czytam, ale to na razie nie przynosi rezultatów.
Witaj Koguciku. Doskonale Cie rozumiem. Tez jestem nayczycielem. Mam meza i nastoletnia corke. Moge Cie zapewnic ze posiadanie rodziny wcale nie zmniejsza poczucia samotnosci. Ma swoje zalety, ale samotnym mozna czyc sie nawet wsrod ludzi. W moim przypadku wynika to z psychicznych potrzeb. Gdy wchodze w jakies relacje, wchodze glęboko. Dla bliskich kolezanek jestem w stanie oddac swoj ostatni grosz. Celowo pisze kolezanek. Nie przetrwalo, wiec przyjaznia nie bylo. Dzis wiem, ze budowanie relacji ze mna ludzi przytlacza. Wchodze za głęboko, za intensywnie....stad we mnie uczycie samotnosci. Jak sobie z tym radze? Uswiadomilam to sobie. Zaakceptowalam to ze taka jestem i tego potrzebuje. Rozumiem to, ze dla wiekszosci ludzi to jest zbyt "wymagające". Towarzystwo maja ludzie weseli, z poczuciem humoru, jakby bezrefleksyjni. Maja obszerna wiedze z zakresu mody, filmu, nowinek.....i ogromny uraz do refleksji. Takich ludzi ja nudzę. A oni na dluzsza mete mnie męczą. Ale co jakis cxas w moim zyciu pojawia sie bratnia dusza. Czekam teraz na nia.
Chyba też tak mam. W porównaniu z innymi jestem smutasem, choć poczucie humoru mam. I też angażuję się bardzo, nie interesują mnie płytkie relacje. Chyba nie umiem takich nawiązywać i gadać o niczym.
Gdybys byla z mojego miasta, pewnie sama bym zaproponowala Ci jakies spotkanie.
Apropo relacji miedzyludzkich. Odnosze wrazenie ze strasznie sie one splycily. I ogromny wplyw na to mają niestety media, internet. Sama po sobie widzę, ze się poddaję, odpuszczam i ukojenia szukam chociazby tu i teraz. Roznica jest taka ze ja potrafie sie do tego przyznac, a duzo moich znajomych widze aktywnych w sieci a w pracy odgrywaja poze ludzi ktorzy wciaz baluja i imprezują. Moje pytanie wiec: skad wziela sie w ludziach potrzeba szczycenia sie chociazby na fb swoimi towarzyskimi spotkaniami??? Reasumujac, zmierzam do tego, ze masa ludzi czuje sie samotna. Zwlaszcza w dzisiejszych czasach. Ale nie przyzna sie do tego. Na spotkanie z Toba nie pojdzie, bo woli sieciec w sieci. Pograc. Poogladac. Jak sie znudzi, to wylaczy. Kontakt z czlowiekiem wymaga zaangaxowania, a dzisiejszy swiat jest zbyt leniwy zeby sie wysilac. Wszystko jest pod reką. Placki ziemniaczane w sklepie do odgrzania. Pseudo kolezanka z ktora wychodzi sie na piwo raz na 2 miesiace. A tak naprawde rywalizuje w pracy o dodatek motywacyjny. Ciagla jazda podjazdowa w pracy w moje lepsze.... tez tak masz Koguciku w swojej szkole?? U mnie tak niestety jest. Tak jest tez u meza w pracy, chociaz to inna branza
Tylko z kilkoma współpracownikami nawiązałam relacje prywatne.
No wlasnie. I co to są relacje prywatne? Pracuje w swojej szkole nascie lat. Na przestrzeni tych lat weszlam w bliskie relacje z 2 kolezankami. W obu przypadkach rozlecialo sie z tego samego powodu. Przypisywaly sobie za moimi pecami moja prace. Dla niewtajemniczonych..nauczycie chcac przetrwac w pracy, musi organizowac "cos". Czyli pisac projekty, organizowac konkursy i takie tam... Za to ma sie uxnanie dyrektora i dodatkowe pieniadze tzw dodatek motywacyjny. Raz w riku nagroda dyrektora szkoly. Przywileje w postaci wychowastwa. Bywa ze roznica w wyplacie miedzy kolezankami siega 1000zl. Nawet 1500. Gdy sie sprzeciwilam, skonczyla sie przyjazn. A relacje byly bliskie. Wspolne wyjazdy na wakacje. Cidzienne telefony po pracy. Zwierzanie sie. Czy mi zalezy na takich przyjazniach? Nie. Sąsiadki....wiecej pracuja. Faktycznie sa bardziej zabiegane. Czesto mniej zarabiaja. Dochodza roznice wieku, wyksztalcenia, pogladow, zwyczajnie etapów w zyciu. Tu tez przekonalam sie ze bylam fajna gdy trzeba bylo przypilnowac dziecka. Gdy dzieci podrosly, bylam za nudna. Za malo pilam piwa przy grilu, albo stanelam w obronie swojej corki gdy na nia naskoczono. Czy mi zalezy na takich przyjazniach? Nie. Czesto siebie pytam czy to cos ze mna nie tak. Roznie mysle. Mysle jednak, ze mna jest wszystko OK. Tyle ze w moim zyciu potwierdza sie zdanie z Bibli: kto przyjaciela znalazl, ten skarb znalazl. W skrocie powiem, ze latwiej jest znaleźć męża niż przyjaciólkę. A jest w kobiecie taka przestrzen, ktora moze wypelnic tylko inna kobieta. Przyjaciolka.
Rozumiem, o czym piszesz. Też chyba jestem zbyt drętwa, nie lubię wygłupiać. "Łatwiej znaleźć męża niż przyjaciółkę"? Ach, rozmarzyłam się...
To proste☺moj brat poznal bratowa na czacie. Moja kolezanka tez. Wejdz na czat. Tam mozesz cwiczyc sie w konwersacji damsko- meskiej do skutku. Szukalam w ten sposob bratniej duszy☺kolezanki. Wciaz trafialam na zirientowane inaczej. Na czatach przesiaduja ludzie zdeterminowani do znalezienia partnera zyciowego, lub przygody....Czujnym trzeba zatem byc, ale wiem, ze to latwe. Spróbuj, co Ci zalezy. Tylko napisz mi na meila kiedt wesele☺
Kogucik- piszę do Ciebie prywatną wiadomość.
Mam doświadczenie jeśli chodzi o internetowe znajomości i jest ono dość gorzkie. Chyba już nie chcę więcej takich relacji.
Chyba też tak mam. W porównaniu z innymi jestem smutasem, choć poczucie humoru mam.
I też angażuję się bardzo, nie interesują mnie płytkie relacje. Chyba nie umiem takich nawiązywać i gadać o niczym.
Hmmm, a jeśli mogę spytać, gadanie "nie o niczym" to o czym jest?
W sumie cały wątek to takie gadanie o niczym Czyli umiesz
Przynajmniej wg mnie.
Dobra, co jeszcze mogę dodać, to to, że... a w sumie to już nic.
A nie, a PTTK? Może w PTTK dałoby się zawrzeć fajne znajomości? Jakieś wycieczki/podróże? Dobrze wyczytałam, że jesteś nauczycielką? To masz trochę wolnego. O, lub wolontariat - może w twoim mieście lub gdzieś nieopodal, a potem może jakiś w przysłowiowej Afryce? - Zawsze to są szanse towarzyskie też.
Przeczytałam "Malowanego ptaka" i, rzeczywiście, książka brutalna, ale w pewnym momencie nawet się wzruszyłam. Ujęło mnie o, z jaką determinacją Chłopiec-Żyd szukał możliwości ocalenia i nadziei. Najpierw wierzył w gusła, zabobony, wśród których został wychowany, potem nawet w chrześcijańskiego Boga, na końcu jednak jego "religią" stał się komunizm. I ten wątek pokazuje, jak łatwo było komunistom zawłaszczyć umysły pogubionych ludzi. W końcu siłą Chłopca stała się niszcząca nienawiść, która dawała bohaterowi poczucie siły.
106 2018-07-27 09:53:31 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-27 09:54:28)
na końcu jednak jego "religią" stał się komunizm. I ten wątek pokazuje, jak łatwo było komunistom zawłaszczyć umysły pogubionych ludzi
To trudny temat. Nie jestem mocna w polityce, ale obserwuję, że ludzie potrafią wypaczyć najbardziej szczytne idee. Komunizm przecież miał szlachetne założenia: wszyscy równi itd. - tyle, że mało realne niestety, bo jesteśmy tylko ludźmi. To samo dzieje się z religią na przykład.
Jest taka przypowiastka Anthony'ego de Mello, że ideały są złem. Bardzo mnie zdziwił tym stwierdzeniem, ale po namyśle zrozumiałam, co miał na myśli. W ogóle ogromnie polecam de Mello - mądrego człowieka.
Nie wierzę w jedynie słuszne polityczne opcje - wierzę, że istnieją przyzwoici ludzie, dzięki którym świat jeszcze do reszty nie zwariował.
Co do książek o wojnie i holokauście, swego czasu miałam na nie istną "fazę". Jeśli Cię to ciekawi, mogę podać kilka tytułów, które jakoś bardziej do mnie przemawiają niż Kosiński - choć i on pewnie miał swoją prawdę.
107 2018-07-27 10:04:34 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-27 10:18:26)
Jeśli chodzi o angażowanie się, to ja szybka nie jestem. Nie oddam ostatniej koszuli komuś, komu nie ufam, chyba że mam tych koszul dwadzieścia i wiem, że mi nie ubędzie (wiecie chyba, że to przenośnia), nawet jeśli nie doczekam się rewanżu. Ot, chciałam, to dałam.
Natomiast pogawędek o niczym nie lekceważyłabym, bo nie każdy ma ochotę zaczynać znajomość od głębokich zwierzeń. Czas pokaże, czy nadajemy na tych samych falach, a co mi szkodzi pogadać z sąsiadką o gotowaniu bigosu czy domowych środkach czystości? A nuż czegoś się dowiem? Swoją drogą nieraz mnie zaskoczyło, ile do powiedzenia mają zwykli szarzy ludzie, a zaczynało się od banalnych, bezpiecznych (!) tematów.
108 2018-07-27 10:22:32 Ostatnio edytowany przez kogucik2009 (2018-07-27 10:22:44)
Anthony'go de Mello też znam i bardzo cenię. Jego "Przebudzenie" mam w domu i czytałam je dwa razy. Ułatwia zdystansowanie się. Z biblioteki wypożyczyłam kiedyś "Wezwanie do miłości". Ogólnie autor w tym, co pisze, ma sporo racji, ale jest przecież duchownym i chyba nie patrzy na życie, zwłaszcza uczucia, do końca po ludzku. Jednak myśl, że wszystko się zmienia, i to, co teraz ma znaczenie, jest częścią "MNIE", za jakiś czas, nie będzie go miało, A JA , bez względu na doniosłość zmiany, wciąż będę JA, bardzo mi pomaga.
P.S. Jakoś nie bardzo sobie wyobrażam przyjaźń ze współpracownikami, ale sympatycznie było wczoraj spotkać jedną na koncercie (wstęp był wolny, to poszlam), choć z pewnych względów nie wchodzę z nią w bliższy kontakt.
A ja chyba się wybiorę dziś do kina- sama.
111 2018-07-27 10:32:10 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-27 10:38:52)
Anthony'go de Mello też znam i bardzo cenię. Jego "Przebudzenie" mam w domu i czytałam je dwa razy. Ułatwia zdystansowanie się.
Z biblioteki wypożyczyłam kiedyś "Wezwanie do miłości". Ogólnie autor w tym, co pisze, ma sporo racji, ale jest przecież duchownym i chyba nie patrzy na życie, zwłaszcza uczucia, do końca po ludzku. Jednak myśl, że wszystko się zmienia, i to, co teraz ma znaczenie, jest częścią "MNIE", za jakiś czas, nie będzie go miało, A JA , bez względu na doniosłość zmiany, wciąż będę JA, bardzo mi pomaga.
Ja uważam, że bardzo po ludzku, tylko ze specyficznej, szerszej, moim zdaniem i pogłębionej, perspektywy. Brzmi czasem może zawile, ale w sumie nie są to skomplikowane sprawy.
Do mnie przemawia. Uważam, że duchowość po to jest, by się nią wspierać. A filozofia duchowego spokoju bardzo mi się podoba. Ilekroć udaje mi się na niego zdobyć, czuję się lepiej.
Zauważyłaś, że de Mello i starożytni stoicy mają ze sobą wiele wspólnego? Duchowość i psychoterapia również.
A propos stoików - świetny jest Marek Aureliusz. Pożyczył mi kiedyś jego "Rozmyślania" pewien antykwariusz, a ja tak je przetrzymałam, że aż wstyd
Same jesteśmy odpowiedzialne za swój sposób i tylko od nas zależy czy i komu pozwolimy go zmącić. Co do komunizmu- tak, ta idea wydawała się bohaterowi powieści dobra, bo po latach złego traktowania, poniżania ktoś zaczął mówić, że wszyscy, nawet Żydzi czy Cyganie, z którymi obchodzono się gorzej niż ze zwierzętami, mogą być równi.
I już wiadomo, dlaczego tylu ludzi daje się omamić ideom i ich złotoustym propagatorom. Ci ostatni wiedzą, na jakich strunach zagrać, a za ich manią wielkości i chciwością stoją dawne małe, nieszczęśliwe dzieci, które nie dorosły, a tylko urosły. Smutne i straszne.
Śmieszne trochę, ale niedawno usunęłam ze znajomych na FB faceta, który wypisywał hasła typu "Polska dla Polaków".
Miałaś prawo, jeśli Cię to raziło. Też bym nie chciała być kojarzona z kimś takim.
115 2018-07-27 11:10:24 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-27 11:13:12)
Nie chodzi o skojarzenia, tym się nie przejmuję (niech sobie każdy mnie kojarzy, jak mu się podoba, a ja swoje wiem), ale denerwowały mnie te wpisy i aż palce świerzbiały, żeby się wirtualnie pokłócić. A po co mi takie przepychanki? To był zresztą dość przypadkowy człowiek, typowy kolega kolegi. Pisał ciekawie o rowerowych wyprawach, więc wymieniłam z nim parę zdań.
Szkoda czasu na "internetowe szarpanie nerwów".
Właśnie wróciłam z kina z samotnego seansu. Grali "41 dni nadziei.
I jakie wrażenia?
Dawno nie byłam w kinie, latam tylko na darmowe seanse w ramach wakacyjnych kulturalnych imprez w mieście. Ale to nie są kinowe nowości
A ja z synem odbyłam wieczorny spacerek. Próbowałam sfotografować księżyc, ale telefonem nie dało rady, wyszła... czarna dupa, jak to określił mój kuzyn (dla żartu wrzuciłam fotkę na Fb)
Mnie się film podobał, krytycy byli mniej przychylni. Może wszystko zależy od tego, jakie mamy oczekiwania. Historia pary narzeczonych, która pasjonuje się żeglarstwem i zamierza opłynąć świat dookoła. W czasie podróżny zaskakuje ich potężny sztorm. Podobała mi się postać kobieca- bardzo odważna i zaradna bohaterka, wierna i troskliwie opiekująca się chorym ukochanym. Sam mężczyzna powiedział jej, że jest bardziej facetem niż on sam.
Nie chodzi o skojarzenia, tym się nie przejmuję (niech sobie każdy mnie kojarzy, jak mu się podoba, a ja swoje wiem), ale denerwowały mnie te wpisy i aż palce świerzbiały, żeby się wirtualnie pokłócić. A po co mi takie przepychanki? To był zresztą dość przypadkowy człowiek, typowy kolega kolegi. Pisał ciekawie o rowerowych wyprawach, więc wymieniłam z nim parę zdań.
Kiedyś byłam świadkiem takiej kłótni na fb - jedna znajoma wystawiła zdjęcie swojego nagiego dziecka na plaży (a dokładnie tył - pupa) i ktoś tam zwrócił uwagę, czy dziecko życzyłoby sobie aby jego pupa "latała" po fb. Matka dziecka, widać, zaaferowana ideami feministyczno-lewacko-zielono-wege, wdała się w niezłą wymianę zdać, że człowiek nie powinien wstydzić się swojej cielesności, itd., itp. Zapomniała tylko, że dziecko miało 2-3 latka i pewnie żadnej (samo)świadomości, czego by chciało, a czego miałoby prawo sobie nie chcieć.
Powyższe to tak troszkę a propos wciągania przez ideologię. Zresztą jakąkolwiek ideologię. Swoją drogą myślę, że ludzie tak bardzo pragnący utożsamiać się z jakąś ideą i pragnący być częścią jakiegoś ruchu społecznego wcale nie robią tego z czystego rozumu, ani pewnie nawet z pobudek "zemsty na własnej przeszłości bądź na kimś", lecz ta chęć jest instynktowną chęcią przynależności do jakiejś grupy... I właśnie kogucik, nie macie tam jakichś, jakichkolwiek w miarę pasujących pod twoje poglądy akcji?
121 2018-07-28 18:00:02 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-28 18:00:56)
Do mnie właśnie zadzwonił kolega, przewodnik PTTK, i zaprosił mnie jutro na wycieczkę do sąsiedniego miasta A poznałam go przez moją sąsiadkę, która jego z kolei poznała w PTTK.
Akcje? Protest przeciwko reformie sądownictwa? Dziś odwiedziłam rodzinę na wsi i w sumie od razu lepiej. Cały zień w towarzystwie, świeże powietrze, zieleń, pyszne jedzenie.
Akcje? Protest przeciwko reformie sądownictwa?
Ty mnie się pytasz, co by tobie przypasowało? Sama musisz to wiedzieć.
Piegowata - udanej wycieczki!
(Jeśli się wybierasz )
Nie pytam. Daję do zrozumienia, że trudno u mnie o jakiekolwiek akcje.
Ta jest ostatnią i jedyną, którą kojarzę.
125 2018-07-29 10:14:37 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-29 10:32:13)
Nie znam, Koguciku, Twojego miasta, ale z tego, co wiem, nawet najmniejsze pipidówki prześcigają się w pomysłach na różne akcje. Warto poszukać informacji na stronie miasta, domu kultury, miejscowych organizacji itd. Wiele nieoficjalnych akcji ogłaszanych jest na Facebooku. U mnie na przykład działa nieoficjalna grupa rowerowa. Aż żal, że ostatnio zmuszona jestem z rowerem przystopować.
Marakujko, dzięki Jasne że pojadę, i to nie sama, bo zgadało się z siostrą i kolega zgodził się na jej towarzystwo - a jak siostra, to i szwagier, i siostrzeniec, że o własnym synu nie wspomnę. Będzie fajnie
Piegowata, przyjemności życzę
Piegowata, przyjemności życzę
Dzięki. Tobie też miłej niedzieli.
Uciekam do reala, bo jak się rozgadam...
128 2018-07-29 10:44:41 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-29 10:45:18)
Jeszcze tylko jedno napiszę
Nie wszyscy lubią czytywać o jakimś tam duchowym rozwoju, ale ja uwielbiam od zawsze. Z mola książkowego przeobraziłam się chyba w mola internetowego i patrzcie, co znalazłam niedawno. Strasznie to fajne, pozytywne i inspirujące:
http://witajslonce.pl/samotne-randki/
http://www.wonderandponder.pl/
Paaaa!
Piegowata, mam nadzieję, że wycieczka się udała. Wzięłam się w końcu za Rodziewiczównę.
130 2018-07-30 13:12:35 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-07-30 13:19:18)
Tak, wycieczka była bardzo przyjemna. Planujemy więcej
Rodziewiczówna mnie nie porywa, ale ma ten swój klimat, na który czasem przychodzi ochota. Tę egzotykę, o której pisałam. Trochę mnie irytowała naiwnością i bzdurami w stylu chowania się w czasie burzy pod potężnymi konarami Dewajtisa. Uderzyło mnie zupełnie odmienne podejście do przyrody niz to, do jakiego przywykłam, ale cóż - czasy były inne. Chlubnym uczynkiem było zabić rysia czy sowę - uznawanych za szkodników i leśnych morderców.
A to imię - Dewajtis - dla mnie brzmi jak muzyka Lubię tak smakować słowa
A ja wzięłam z półki "Wierną rzekę" Żeromskiego, którą podarowała mi sąsiadka wyprowadzając się z mieszkania. Dobrze mi się to czyta. Trochę gaduła z pana Żeromskiego, ale pisze sugestywnie. Lubię słowem malowane obrazy.
A poza "Wierną rzeką" chłonę namiętnie zalinkowane wczoraj blogi. "Witaj słońce" jest taki ciepły.