Gary napisał/a:Zgadzam się z tym.
Miło mi.
Na Mordorze, ale także i w Centrum przy rondzie ONZ kwitnie wynajem mieszkań na godziny. Nie zdziwię się jeśli blisko 25% mieszkań w tych okolicach jest przeznaczona na ten jeden cel. A po 17ej w dni powszednie ciężko cokolwiek dorwać, bo wszystko zajęte do 20-21ej.
Jakież to dziwne... pracujący ludzie, wszyscy samochodami, a nie jadą gdzieś dalej, tylko "na mordorze" szukają mieszkania... O pieniądze chodzi? O czas? Dziwne...
Ponieważ są to najczęściej wyskoki tuż pracy. Nie zapraszam kobiet do siebie. One do siebie też nie. Kiedy ja mieszkam dajmy na to na Bemowie, a ona na Wawrze, to opcja 3h niedaleko biura jest jest opcją całkiem sympatyczną. Zwłaszcza kiedy gustuję w nieco starszych ode mnie mężatkach. A dlaczego w nich? Wcześniej już napisałem.
Mam teraz kilka pytań, bo twoja wypowiedź brzmi jak zbiór stereotypów.
Po pierwsze czy "szybkość znalezienia chętnej" oznacza, że powiedzmy trzy razy Ci się udało, czy może wiesz to od kolegów? Co znaczy szybkość? Trzeba udawać że nie zależy Ci na seksie przez 3 tygodnie i badać kobietę czy się zgodzi, nawijać makaron na uszy, układać,a by poszła na seks bez zobowiązań? Wciąga żonatych i mężatki? Bo ludzie o tym mówią i tak sobie wymyśliłeś, czy może faktycznie wszyscy wokół uprawiają pozamałżeński seks?
Wiem to wszystko z mojego doświadczenia. I z opowiadań dziewczyn z którymi miałem i mam kontakt.
"Szybkość" - może źle to ująłem. Bardziej wygoda. Nie muszę tracić czasu na kluby, small talki, ustawianie się na kawę, aby się dowiedzieć na czym dziewczynie zależy i czy pójdzie na taki układ, czy nie. Mam określony, specyficzny opis, odpowiednie zdjęcia i matchuję się zwykle z dziewczynami, które nie są zainteresowane znalezieniem męża i założenia rodziny. Wstępna weryfikacja dokonuje się więc niejako za mnie.
Nie, niczego nie udaję. Każde z nas wie już na początku o co chodzi mi, a także jej. A jeśli nawet ona tego nie wie, to bardzo szybko kończymy pisanie.
To jak długo trzeba "nawijać makaron" jest kwestią indywidualną. I masz rację, dziewczyny mają spore wzięcie. Na pewno większe niż mężczyźni. I oczywiście - to nie jest jak na roksie - wybieram właśnie tą i ją mam. To nie sklep. Ale sama statystyka już decyduje i wygrywa. Któraś z wielu zaznaczonych się zdecyduje na odpowiedzenie lajkiem. Wtedy pozostaje tylko się wybić spośród szarego tłumu bajarzy-erotomanów, koniobijców i reszty Januszy. A mając doświadczenie w tym jak się wyróżnić i zainteresować kobietę, zachęcić ją do bardziej zaangażowanej rozmowy ogranicza się kwestię szczęścia, czy pecha, że nie wyjdzie. Jasne, bywa tak, że już wcześniej ktoś inny lepiej ogarnął pannę i dziewczynę ciężko już jest "urobić". Zwykle to szansa 50-50, może nawet 60-40, że wyjdzie to aby taką zainteresować sobą na tyle aby wypaliło i doszło do szybkiej kawy i ogarnięcia czy ona jest zainteresowana mną, a ja ją.
Stąd tak - szybkość. Kilka kliknięć, parę zdań przez tindera i mam ustawioną potencjalnie zainteresowaną partnerkę.
Nie, nie wszyscy uprawiają pozamałżeński seks. Więcej, to nawet nie jest większość. Ale flirt, pewne określone gesty i spojrzenia łatwo jest wyłowić. I nie jest to rzadkie.
Dodatkowo przy wyjściu na lunch, obiad bardzo częstym widokiem są osoby w tym czasie przeglądające tindera i konwersujący przez tą aplikację. Widziałem to u żonatych i mężatek.
Kiedyś słyszałem, że są portale, gdzie można kogoś poznać. Na przykład Sympatia? Na sympatii jest milion oszołomów, którzy szukają seksu, czyli mężczyzna się przez to nie przebije. To może Erodate? Nieee... jak tam kobieta się ogłosi to też ma milion propozycji, z czego większość od bajarzy-erotomanów, którzy uciekają jak pada propozycja spotkania, choć tutaj o tyle lepiej, że wiadomo iż chodzi o seks. Jak już kobieta pójdzie na spotkanie to potem mówi, że było średnio. A mężczyźni na erodate? Kompletnie bez szans... co pokazywać? Penisa? Pisać wiersze? Pieniądze? Pieniądze pewnie działają, bo "samotne mężatki" chcą się zabawić, ale chcą wsparcia aby łączyć przyjemne z pożytecznym. Niestetyyyy...
To zazwyczaj prostytutki, albo co gorsza "szefowe" które oszukują mężczyzn.
Nie trafiłem jeszcze na prostytutkę.
O pozostałych rzeczach napisałem wyżej.
Są zatem dwa wyjścia... podrywać albo Roksa. Podrywać w realu, czyli w klubach, na ulicy, w biurze, tak jak robi Szabelski, albo podrywać przez na seks przez Tindera. Owi wspomniani przez Ciebie mężowie/żony nie będą jak szabelski. Pozostaje podrywać w biurze wokół siebie, albo Tinder. Na Tinderze tak jak na erodate -- kobieta albo ma milion propozycji, z czego musi odsiać tych co stchórzą, buraków, "januszy"... Dlatego Tinder to daremny czas dla mężczyzny. Wykreślamy Tindera.
Ja w biurze nie podrywam. Nie mieszam pracy z relacjami seksualnymi. Nie jest to zdrowe. I potem może to wręcz zaszkodzić. I mi. I jej.
Ty Tindera wykreślasz. Ja go sobie bardzo chwalę. Kwestia gustu, nawyków i przyzwyczajeń.
Na tinderze poznałem kilka naprawdę fajnych dziewczyn, z którymi szło także zrobić coś także coś więcej i nie było wstydem zabrać w miejsce publiczne. Mam też dwie takie, które w razie czego, jeśli tylko napiszę i zaproponuję, to zawsze chętnie się ze mną spotkają kolejny raz.
Wniosek? Dla mężczyzn zostaje Roksa, ale trzeba się trochę postarać, aby znaleźć fajną kochankę. Dla kobiet Erodate albo Tinder, ale też muszą się trochę natrudzić.
Masz mylne wnioski. A przynajmniej ja do nich nie pasuję.
Jasne, trzeba się bardziej natrudzić niż wybrać nr tel i wpaść pod dany dany adres. I trzeba być nastawionym na to, że trzeba trochę przebrać i nie będzie to zwykle rezultat na dziś. I... musisz się nastawić na to, że Ty też jej musisz się spodobać. A przynajmniej nie odrzucać.