Ona i on bawili się na dyskotece... poniosło ich, poszli się całować do kąta, potem się rumienili na korytarzu gdy się mijali, potem byli razem, pewnie mieli seks, i zostali na zawsze razem... mają już dorosłe dzieci...
Ona i on o dyskotece z rozpędu poszli do łóżka, potem znowu i znowu, ... i tak zostało, chodzili razem, a teraz już mają dorosłe dzieci.
Ona i on w kartach przegrali zakład, że muszą iść razem pod prysznic, poszli... ale za parę miesięcy okazało się, że razem chodzą, zostali małżeństwem...
Czyli znajomość zaczęła się od seksu... Takiego przypadkowego raczej. Ale bliskość im odpowiadała, więc związali się ze sobą na wiele lat.
Ale czy tak można "w tej drugiej fazie życia", czyli w tej określanej "życie zaczyna się po czterdziestce"?
Na przykład ona jest sama, już nie szuka nikogo do związku, ale też jej brakuje czasem bliskości. Więc postanowiła się spotykać z panami, dla zabawy, dla seksu, bliskości, aby móc z kim czasem, tylko czasem, wino wypić, czy wyjść do teatru i kina. Spotykała się i spotykała, ... aż niespodziewanie właśnie przez taki tylko-seks poznała kogoś fajnego na stałe?
Czy znacie takie historie? Od seksu do związku?
Takie historie spontaniczne, ale które zaczęły się na odwrót -- najpierw seks, a potem związek?
W młodości jak wskazują powyższe przykłady, to pewnie szaleństwo w zabawie, w drugiej połowie zycia, to pewnie decyzja, rezygnacja, i pójście znowu w zabawę z kimś drugim?
PS. W którymś wątku tutaj ktoś napisał o koleżance, która postanowiła "korzystać z życia" i być może mi się wydawało, że ona jednak z kimś teraz jest, a przez wiele lat była sama... Ale nie mogę tego znaleźć, więc mogło mi się tylko przyśnić, albo wydarzyć w równoległej rzeczywistości...