Wiesz co, zasadniczo to nie ma najmniejszego znaczenia co tu jeszcze napiszesz i czy ktoś w to uwierzy czy nie uwierzy.
Akurat mi to kalafiorem wisi jak było naprawdę, bo ważne jest tylko to w co uwierzy ten chłopak i o czym teraz myśli,
a myśli teraz o tym, że ani mu się śni ponownie wiązać z laską, która bez żadnego konkretnego powodu puściła go kantem,
jednak fizycznie cały czas go pociągasz i chętnie by się z Tobą umówił na małe bara bara. I tutaj następuje koniec opowieści.
Teraz oddychaj i policz do dziesięciu... Już? Lepiej?
Wcale nie jest powiedziane i nikt nie może tego wiedzieć, co gościem kierowało za pierwszym razem, kiedy się poznaliście
i jestem niemal na 100% pewien, że nie tylko o sam seks mu chodziło, chociaż dzisiaj może sobie tak gadać, to nic nie znaczy.
Ale nawet jeśli coś do Ciebie wtedy poczuł, to Ty sama wszystko zje*ałaś, zostawiając go z dnia na dzień i idąc sobie w pizdu.
Moim zdaniem i jego pewnie też, powodem takiego zachowania z twojej strony nie były żadne traumy, ani strach, ani nic innego,
tylko albo poznałaś na tych portalach kogoś innego, albo chciałaś poznać kogoś innego, a obecny był już tylko kulą u nogi.
Piszesz wzruszające elaboraty o tym jak straszną traumę przeżywasz po jakimś tam twoim byłym chłopaku sprzed lat
i o paraliżującym strachu przed nowym chłopakiem z którym spotykasz się od kilku miesięcy i uprawiasz z nim seks,
po czym rzucasz go pewnego dnia, gdyż jesteś tak tym wszystkim przerażona, że nie potrafisz sobie z tym poradzić,
ale zaraz Ci mija i zaczynasz się spotykać z innymi, jednym, drugim, trzecim, aż w końcu dochodzisz do wniosku,
że ten pierwszy nie był w sumie taki zły i na pewno się ucieszy jak się do niego odezwiesz z propozycją powrotu...
Przecież to nie są moje wymysły, tylko streszczenie tego co Ty sama tutaj napisałaś. Pominąłem mało ważne szczegóły,
które nie wnoszą nic do tematu, a tylko mają osłabić naszą sympatię do chłopaka, który ma konto na jakimś tam portalu.
Ja też mam. Dwa nawet na dwóch różnych portalach. Na jednym z nich dwa lata temu poznałem moją obecną partnerkę
i od tamtej pory ani razu się nie logowałem na żadnym, ale konta posiadam nadal, no i co to za zbrodnia straszna?
Po prostu i zwyczajnie nie miałem kiedy przysiąść, żeby to polikwidować, bo najnormalniej w świecie o tym zapomniałem,
ale też nie wykluczam, że jeszcze kiedyś z nich skorzystam, jeśli coś mi w związku nie wypali i jednak się rozejdziemy.
I wiesz co, gdyby ta z którą teraz jestem, odwaliła mi taki numer jak Ty temu swojemu, do którego chcesz teraz wrócić,
to naprawdę szczerze w to wątpię, abym w ogóle zaczął rozważać taką możliwość. Dlatego ja tego gościa rozumiem,
a że Ty nie chcesz się z tym pogodzić, to jest tylko i wyłącznie twój problem oraz tylko i wyłącznie twoja niestety zasługa.
Na zakończenie opowiem Ci anegdotę.
Kiedyś dawno dawno temu, również na portalu poznałem pewną dziewczynę. To było jakieś nie wiem... 11-12 lat temu
No i wszystko szło gładko i pięknie i w ogóle. Ale po chyba 3 czy 4 miesiącach tak zwanego bycia w związku zacząłem wyczuwać,
że coś jest nie tak, coraz mniej czasu spędzamy razem, coraz trudniej nam się umówić, coraz częściej słyszę jakieś wymówki...
Aż któregoś dnia na skrzynce mailowej znalazłem wiadomość. Od niej. No i co z tego - pewnie zapytacie - no to teraz się trzymajcie.
Wiadomość przyszła na mój adres email, który był powiązany z fejkowym kontem na portalu, gdzie się poznaliśmy.
Założyłem takie konto w celach że tak powiem badawczych, umieszczając w profilu zdjęcia jakiegoś włoskiego modela geja
i patrzyłem tylko które dziewczyny pierwsze i co do niego napiszą, żeby wiedzieć na przyszłość, które z nich omijać szerokim łukiem.
No i tak oto się dowiedziałem, że w czasie gdy moja dziewczyna pomaga swojej mamie w sprzątaniu przed świętami
i nie możemy się w ten weekend spotkać, bardzo chętnie spędziłaby miły wieczór przy winie z włoskim modelem gejem.
Taka sytuacja.
No i dobra, przez jakiś rok nie miałem pojęcia co się z nią dzieje, aż kiedyś przypadkiem o mało jej nie przejechałem na przejściu dla pieszych,
no i tak od słowa do słowa, zaczęliśmy znów się spotykać. Ani ja, ani ona, nie przejawialiśmy jakichś nie wiadomo jakich oznak zakochania,
ale lubiliśmy ze sobą przebywać, a i seks był mega, jednak nic poza tym, żadnej głębszej relacji nie udało nam się stworzyć,
bo to co było między nami za pierwszym razem, po prostu gdzieś uleciało. Bardziej przypominaliśmy dobrych kumpli niż zakochaną parę.
W końcu ona pojechała do Warszawy w sprawach związanych z jej pracą, a tydzień później dostała "propozycję nie do odrzucenia"
i wyjechała tam już na stałe. Nie płakałem i podejrzewam, że ona też nie. Było miło i się skończyło, życie toczy się dalej.
Dostrzegasz pewne analogie?