Nie mogę teraz poświęcić temu tematowi tyle czasu ile bym chciał, więc skrótowo:
jolanka27 napisał/a:Zgodność intelektualna - jest, dobrze się rozumiemy.
Myślę, że nasze definicje tego pojęcia znacznie się różnią. Ty masz na myśli codzienne mniej lub bardziej błahe rozmowy?
Zbliżone IQ ? A jeśli nie, to co?
Poniżej wybrane przykłady obrazujące co ja m.in. zaliczam do tej sfery:
jolanka27 napisał/a:Nie mogę jednak powiedzieć, że kocham taką osobować, takie pojmowanie przez niego wartości (a właściwie brak jakiekolwiek światopoglądu), nie kocham jego lenistwa ani braku perspektyw.
...
bycie w związku stymulującym, gdzie partnerzy się na wzajem motywują, inspirują.
...
Trudno mi cenić go i szanować za pasywne postawy, które prezentuje.
...
nie umiemy prowadzić dyskusji na poziomie, mur, opór nie da się!
( tu mała uwaga- On nie umie/nie chce mu się/nie widzi potrzeby poważnej dyskusji, Ty umiesz i CHCESZ -to też ważne)
Przykładów takich dostarczyłaś znacznie więcej, właściwie większość Twoich rozterek dotyczy tak rozumianej przeze mnie (nie)zgodności. Zaliczam tu też np. temat "dzieci". Większość z tego to poważne sprawy... znacznie ważniejsze niż np. to że bezproblemowo dogadujecie się kto zmywa talerze, że macie podobny gust muzyczny, czy inne tego rodzaju rzeczy.
Oprócz intelektualnej jest jeszcze emocjonalna. Tu zaliczałbym (z tego co Ty wymieniasz): stabilność uczuciową, poczucie zaufania (że nie zdradzi Cię), okazywaną sobie czułość itp.
Z tego co widać ogólnie w tej sferze jest bardzo na plus, ale od jakiegoś czasu do "emocjonalnej" wkradły się uczucia/emocje negatywne: irytacja, złość, frustracja, niepewność...
Idąc dalej, "zgodność" mentalna w moim rozumieniu to połączenie zgodności "intelektualnej" (X) i emocjonalnej (Y). X+Y/2 = jakość związku.
Tak więc otrzymuję:
Iluzoryczna zgodnośc intelektualna (no niech będzie że jakieś 10% a nie 0%) + dajmy na to 90% zgodności emocjonalnej (ale ta szybuje w dół i nie zanosi się, żeby ten proces miał zostać zahamowany)
podzielić przez 2 = 50 % (wg mnie).
Twoje obliczenia, o ile takie matematyczne ujęcie Cię nie zrazi, pewnie będą się różnić. Pytanie, czy uzyskana wartość (i fakt, że spada) Cię zadowala?
Używając klasycznego podejścia powiedziałbym, że Wasza mentalna zgodność jest "zwichrowana" - już chyba lepiej byłoby gdyby te wartości byłby do siebie zbliżone (50+50, 40 +60 itp.)
jolanka27 napisał/a:Jak go poznałam to pięknie mi zadeklarował, że "nie żyje po to aby pracować". O! - pomyślałam, coś dla mnie!
Przykład obrazujący dlaczego pomyliłaś się w jego ocenie (jego prawdziwej natury). Wieloznaczne zdanie zostało przez Ciebie zinterpretowane błędnie, tzn. poprzestałaś na takiej interpretacji, która pasowała Ci do koncepcji odpowiedniego dla Ciebie faceta. Myślenie życzeniowe. Zresztą sama przyznałaś, że pewne "sygnały" (np. braku motywacji) były.
Zakładam że przyczyn tej błędnej oceny może być więcej.
Inną może być fakt, że moim zdaniem zafiksowałaś się zbytnio na "zgodności emocjonalnej" (tego żeby było "dobrze": zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, troska itp) z powodu krachów w tej dziedzinie w poprzednich związkach.
Niestety "uczulenie" na poprzednie niepowodzenia, nie tylko w relacjach międzyludzkich często prowadzi do pułapki. Zwraca się większą uwagę na pewne aspekty, te z którymi miało się problemy, przepracowało się je mniej lub bardziej, czuje się taki człowiek pewny siebie myśląc: "O, przynajmniej TEN syf mi juz nie grozi!".
Tymczasem życie w kolejnym kluczowym momencie często "atakuje" nas z zupełnie INNEJ, nieoczekiwanej strony. I tak, skupieni żeby nie wejść kolejny raz w chodnikowe psie łajno, nie patrzymy w górę i zapędzamy się pod drzewo oblepione złośliwymi ptakami czekającymi tylko by nam narobić na głowę.
jolanka27 napisał/a:Kluczowe jest chyba to, że cenię sobie naszą relację, bliskość, zaufanie, boję się, że jeśli się rozstaniemy to będzie to rozdzierająca pustka, będę tęsknić za dotykiem, zapachem, każdym gestem... Ale nie chcę się obudzić za 10 lat w małżeństwie, które polega wyłącznie na prowadzeniu wspolnie domu.
Będę nudny- to są elementy sfery emocjonalnej i fizycznej. I pewnie brutalny- nawet szympansy potrafią okazywać radość, troskę, współczucie itp. towarzyszom w stadzie, bądź partnerom. Dojrzali ludzie dodają do tego coś więcej, elementy typu: "potrzeba bycia w związku stymulującym, gdzie partnerzy inspirują sie i motywują" itp., i jeśli te elementy znajdują ( i upewnią się co do tego) w innych ludziach to mogą się w tych ludziach zakochać. To niepowtarzalny mix tego rodzaju elementów decyduje o naszej indywidualności, o tym że rożnimy się od zwierząt i od siebie nawzajem.
W tym kontekście powiedziałbym, że ta pustka której się boisz to nie będzie potencjalna tęsknota za tym, danym człowiekiem, bo to co wymieniasz w ostatnim cytacie to jakby tylko zarys człowieka, coś niekompletnego i nieokreślonego jak sylwetka we mgle, coś przejawiającego wspólne cechy dla większości ludzi (a nawet zwierząt).
To będzie tęsknota za miłością, której -wybacz że tak kategorycznie- tu nie ma.
Poza tym... teraz, w porównaniu do epopei opisanej w poprzednim swoim temacie, jesteś bardziej świadoma i silniejsza. Tak mi się przynajmniej zdaje. Ból teoretycznie powinien być więc mniejszy i trwać krócej.
Ostatnia sprawa, połżartem. Szkoda że nie mogę znaleźć tego fragmentu... Napisałaś w pewnym momencie, że on nie potrafi znaleźć czegoś co chciałby robić w życiu, swojego "miejsca" w tymże, wie tylko czego nie chce, a Ty w związku z tym próbujesz mu pomóc, nakierować, podawać różne możliwości itp. W innym miejscu przypomina Ci to relację Matka-Syn. Ale mi skojarzyło się to z postawą "misjonarską". Przypomina Ci coś takie określenie?
Podpowiedź- tendencja pchająca pewnych ludzi do partnerów "z problemami" była omawiana w Twoim poprzednim wątku.