emczii
jeszcze do Ciebie nie pisałam. Znów napiszę, że odczucia miałam podobne jak Ty. Swoją drogą ciekawe jak róznymi osobami jesteśmy, spotkałyśmy się tu na forum, bo przeżyłyśmy podobną sytuację - rozstanie, a jak nasze zachowania i myśli w jakiś sposób się przecinają. Ja widzę w każdej z Was trochę siebie. Wiele razy pisałam Karinie i Edyszce "o u mnie podobnie", "jakbym czytała o sobie".
Jak czytałam twoje posty Emczii, to twoje odczucia też w pewien sposób "przerobiłam". Rozumiem twój ból i smutek, targające Tobą emocje. Nie wiem jak odbierzesz tego posta, ale może napiszę po kolei.
Na początku też miałam ogromne poczucie niesprawiedliwości, tak jak Ty zadawałam sobie milion pytań, a czemu wybrał inną, a że to nie może się tak skończyć. Odnośnie akcji, którą odstawiłaś to i ja miałam takie myśli, że teraz się ich wstydzę. Jesteś młodziutka, popełniłaś błąd pod wpływem emocji - bywa i tak. Błędy należy sobie wybaczać 
Byłaś z eksem, nie pojechałaś z nim na wyjazd, chciałaś poprawić swój defekt o którym pisałaś, powodowało to różnego rodzaju emocje, spięcia, chciałaś być dla niego lepszą wersją siebie, on się oddalał. Wszystko rozumiem. Ale jak czytam twoje posty to wylewa się z nich taki żal za czymś utraconym. To też rozumiem, bo dla każdej z nas rozstanie, utrata partnera jest bolesna. Ja ze swoim byłam 7 lat, dorastałam z nim, wszystko pierwsze, nigdy z kimś innym, wszystkie znajome pary się pobierają (z naciskiem na wszystkie - na fejsbuku 2 wesela co sobota), miałam też plany i marzenia, mieszkałam z nim 4 lata, też wybierałam meble do naszego mieszkania, zakładałam swoją firmę, wszystko z nim, to jemu opowiadałam co robiłam, jakie mam obawy, z czego się cieszę, co wywołało mój uśmiech, mój eks też mnie nie krzywdził, był dla mnie dobry i pokazał dużo rzeczy, pomógł spojrzeć inaczej na świat. Teraz muszę opuścić mieszkanie w którym kupowaliśmy razem talerze i nawet szczotkę do kibla, muszę zostawić kota którego od niego dostałam, wynająć pokój, firmę przenieść do domu rodziców. Koleżanki się hajtają, wyjeżdżają na wakacje z narzeczonymi, z mężami, a ja jedna ze swojego towarzytwa robię regres. Nie wiem co mnie czeka, jak mi sie poukłada. Popadłam w depresję, mam przepisane leki, które z pewnością są super smaczne, tylko jeszcze nie zamierzam ich brać. Mam ciężki zawód, którym zajmuja się głownie faceci, dużo stresu na głowie każdego dnia. Też w głębi duszy wiem, że ciężko będzie mi spotkać drugiego takiego dobrego chłopaka. Z drugiej strony tak jak pisałaś, co pisał twój eks, że nie jesteś dziewczyną na widok której szybciej bije serce - odczuwałam ze strony swojego eksa taką aurę już dłuższy czas przed rozstaniem. Po co piszę to wszystko? Bo miałam i mam podobnie jak Ty. Z tym, ze jeszcze przez kilka miesięcy mieszkam w mieszkaniu które razem urządzaliśmy, ale to długa historia. Codziennie rano budzę się w dotychczas wspólnym łóżku i jem ze wspólnego talerzyka
Łatwo nie jest...
I teraz kobieto do sedna. Nie i jeszcze raz nie. Ja wiem, że Ci ciężko, doskonale to rozumiem, ale jeszcze raz nie
Jesteś młoda, studiujesz, zabrzmi banalnie ale całe życie przed Tobą. Postaram odnieść się do wszystkiego co piszesz, ale to będą tylko moje przemyślenia.
Mieszkanie, dotychczasowe życie, plany i marzenia - to już niestety jest przeszłość. Ciężko i smutno, ale przeszłość. Może napiszę jak ja sobie to tłumaczę, bo twoje posty ładnie obrazują moje myśli z wcześniejszego etapu po rozstaniu. "To niesprawiedliwe" - tak, tak teraz czujesz, że to niesprawiedliwe, ale nikt nie mówił, że życie czy związki są sprawiedliwe. Nikt nam w życiu nie zapewnił wzajemności, że jak my się staramy to i w zamian otrzymamy to samo. Chociaż osobiście wierzę w karmę i energię, to chyba czasami karma może się spóźnić, a energia poleci nie tam gdzie trzeba. "On ma teraz super życie beze mnie" - no tak, po to się też rozstał, bo chciał dla siebie czegoś innego. Teraz jest już oddzielną jednostką, robi, myśli i czuje co chce, i pewnie w naszych myślach co gorsza Z KIM CHCE. Ale to też naturalna kolej rzeczy. Jak łapię mnie rozpacz, jak on tak mógł, zły niedobry odejść to odwracam w głowie sytuację. Jak ja bym odeszła, jakbym się zachowała, co bym czuła. Jak to ja bym zakończyła związek, to fakt zrobiłabym to ładniej niż każdy z tej opisywanej przez nas bandy
Ale jeśli taką decyzję bym podjęła, to tego bym się trzymała. I pomimo sentymentu i pewnie też ciepłych uczuć do tej drugiej osoby, jakbym chciała odejść to nic by mnie nie zatrzymało. Dlatego jeśli ja miałabym prawo podjąć taką decyzję, to i twój eks i mój eks też mieli do tego prawo. Jak to zrobili to wiemy i bez komentarza. Boli nas, bo ich straciłyśmy - to też naturalne. Ale nasze ścieżki się rozeszły. Emczii pisałaś, że twój eks napisał, że nie jesteś dziewczyną na widok której szybciej bije serce. Ja też już od długiego czasu nie czułam się najważniejsza dla mojego eksa, nie byłam jego pierwszym wyborem "tak, jestem pewny, to ta jedyna, urodzi mi syna", chociaż i takie głupoty mówił na głos... Jeśli my nie byłyśmy ich pierwszymi wyborami, których na tamten czas byli pewni, to po co być razem? Zapewniam Cię, że jakbyście byli dłużej, czułabyś się tylko gorzej i gorzej. "Nie spotkam nikogo takiego" - twoją rodzinę to powinni zakneblować, serio. Tego nie wiemy kogo spotkamy. Mamy szczęście, że miałyśmy fajnych facetów, nie zwichrowali nas za mocno. Spędzliłyśmy jakiś czas w naszym życiu w szczęściu, trzeba to docenić
"Mieszkałam tam z nim, a teraz to on z kimś innym tam mieszka" - też naturalna kolej rzeczy. Tego posta piszę z "naszego" łóżka. Jak się wyprowadzę to najpewniej on będzie spał na tym łóżku, najpewniej nie sam. Też pewnie mnie zaboli jak się tego dowiem, chociaż zadbam żeby sie nie dowiedzieć. Może i ja kiedyś będę spała w innym już łóżku z kimś innym kogo pokocham. I Ty Emczii też - w oddzielnym łóżku rzecz jasna
"Zawaliłam egzaminy, to rozstanie doprowadzi mnie do ruiny" - rozstanie nigdzie Cię nie doprowadzi. Ale Ty sama możesz się już gdzieś doprowadzić. Po rozstaniu zostałam z firmą na głowie. On nie znał się na moich rzeczach, inna bajka, ale jego zabrakło, wsparcia zabrakło. A ja nie umiałam dodać dwóch do dwóch, a myśleć musiałam żeby ludziom sufit nie spadł na głowy w ich wymarzonym domu. Przez pierwsze 3 miesiące firmę chciałam zamknąć, wyprowadzić się z miasta i pojechać paść owce. I z tymi owcami piszę całkiem serio. Firmy nie zamknęłam, funkcja dodawania wróciła do mózgu, prawdopodobnie umiem też już mnożyć i dzielić
Emczii, z perspektywy, nie warto. Nie idź myślami w stronę, zawalę studia. Piszesz, że to Cię insteresuje, choćbyś miała zaciskać zęby i nawet poprawić ten dzisiejszy egzamin albo i nie daj boziu, jakieś kolejne - to wszystko jest do ogarnięcia. Może nie masz teraz faceta, kogoś bliskiego, jest Ci ciężko, ale warto skupić się na sobie i myśleć o swojej przyszłości. Kolejny banał - no ale świat się nie skończył i czas nie stanął w miejscu dla nikogo.
Ogólnie myślę, tak jak napisałam wcześniej, że to nasze ego. Karina chyba się z tym nie zgodziła, ale nadal będę się przy tym upierać. Że ten cały ból, żal, poczucie niesprawiedliwości bierze się z naszego poranionego ego. "Jak on mógł MI to zrobić?, Czemu JA?, Co ze MNĄ było nie tak?" Nasze życie się kręci koło tego ego. Pcha nas do rozwoju, do podejmowania decyzji, chce naszej wygody i ogólnie chyba kieruje naszym życiem. Ale czasami chyba trzeba spojrzeć na to szerzej. Nie tylko my tak cierpimy, nie tylko nas spotykają takie rzeczy, to wszystko, każdy rodzaj rozstania dzieje się każdego dnia i na całym świecie. To trochę taka część życia. Każdy chciałby być szczęśliwy i należy do tego dążyć, ale trzeba też umieć być wdzięcznym za to co się ma, pomimo tego że też dużo się straciło. Emczi spróbuj doecnić wspólny czas, zaakceptować koniec. Spróbuj jakoś "puścić" go emocjonalnie. Piszesz, że chciałabyś być obojętna - też bardzo bym tego chciała. Tylko to nie przyjdzie samo z czasem. Możesz nie myśleć, odsuwać to od siebie, ale przerobienie rozstania to też duża praca sama nad sobą. Żeby 'ozdrowieć" trzeba troszkę zmienić myślenie. Może pomyślisz, że się tutaj mądrze, bo już pół roku minęło. Nie odbieraj tego tak
Chciałam tylko podzielić się swoimi przemyśleniami, bo widzę, że bardzo skupiasz się nad tym co straciłaś, że on, że jakby był to byłoby lepiej, łatwiej, że już nigdy nic z nikim. Myślę, że już powoli sama czujesz, że prawdopodobieństwo na to nie wskazuje. Jeszcze będzie ktoś, z kimś, lepiej, dobrze, bezpiecznie
Po prostu za jakiś czas. Ale póki co staraj się nie zadręczać myślami. Mieszkanie to mieszkanie, ulice to ulice, miasto to miasto. Skup sie na sobie. Nie pojedziesz na wakacje, ja też nie
Ale zamierzam przejechać milion kilometrów na rolkach, lepiej poznać najbliższe okolice miasta, popałętać się bez celu i spróbować się z tego cieszyć, pomimo że na fejsiku nie będzie albumu MAJORKA 2017 ^^ Piszesz, że załatwiasz praktyki i normalnie byś zadzwoniła i mu o tym powiedziała. Ja też bym zadzwoniła i powiedziała, że wygrałam przetarg. No ale sobie nie zadzwonimy, a to niczego nie zmieni. Ty nadal pójdziesz na praktyki, tak jak i inne osoby które też nie miały o tym komu powiedzieć, a ja będę mieć robotę, tak samo jak inne osoby które też nie pochwaliśmy się nikomu wygranym przetargiem.
Ogólnie, im wcześniej dotrze do nas, że nic w życiu nie jest dane nam na zawsze tym zdrowiej. Ile pięknych historii, piękniejszych niż nasze związki w fazie rozkwitu, skończyło się w brzyszy sposób niż te nasze związki. Ile spowodowały większego cierpienia. A pomimo to świat kręci się dalej i ci ludzie po jeszcze większym cierpieniu się podnieśli. Może już będą inni, bo zmieniło ich doświadczenie, tak samo jak nas. Ale coby się nie działo nadal można wystawić twarz do słońca i się po prostu uśmiechnąć 