Edyszka napisał/a:Karina.Julia.8 napisał/a:Edyszko w Twoim przypadku można powiedzieć że on się wypalił. I uwierz mi, że rozstanie to była bardzo dobra decyzja z jego strony bo nie tkwił w związku po to abyś Ty się starała i dawała z siebie siódme poty w celu ratowania relacji. Sama wiesz jaki był ostatni rok waszego zwiazku
No właśnie równy rok temu w czerwcu zaczęły się pierwsze sygnały tego,że się mną znudził.Pierwsza niechęć,pierwsza obojętność,pierwsze tekstu w stylu "Bo ja jestem dziwny" i mam trochę żal o to,że skoro czuł co się z jego strony dzieje,to zamiast skończyć to wtedy bądź jakiś czas później,to ciągnął to jeszcze rok.Oczywiście mogę mieć też pretensje do siebie,bo przecież czułam i widziałam co się dzieje więc sama to mogłam skończyć,nie byłam ubezwłasnowolniona,ale to nie ja się wypaliłam tylko on.Ja byłam zakochana,a co za tym idzie nie miałam w głowie zrywania,bo nie wyobrażałam sobie końca tego związku.Uparcie,to próbowałam ratować.Na dodatek przeplatał to wszystko fajnymi momentami więc utwierdzało mnie,to w myśleniu,że starania przyniosą skutek.
Ale to, że uczucie się wypaliło to nie jest taka oczywista oczywistość i nie następuje z dnia na dzień. Zapewne wpierw były sygnały, następnie Ty się starałaś i dopiero później on zorientował się, że już mu tak nie zależy.
Ja chyba zrobiłam podobnie, wpierw dawałam mojemu sygnały, że już mu nie wybaczę jego zachowania, ale nie podejmowałam decyzji. Okres ten przeplatał się miodowymi tygodniami i mega awanturami. On się odsuwał, trochę walczył. Taka huśtawka. Dopiero jego reakcja na chorobę mojej siostry otworzyła mi oczy, że to już koniec. Na to wychodzi, że mój ex też może powiedzieć "mogła skończyć to wcześniej", ale nie skończyłam, bo nie byłam ŚWIADOMA tego, że już lepiej nie będzie. (i ja darzyłam go uczuciem długo jeszcze po rozstaniu)...
Edyszka a za co powinnaś mieć pretensje do siebie? Bo dawałaś z siebie wszystko, aby ratować tą relację - to nie jest powód. Owszem można było wtedy powiedzieć: słuchaj albo razem się staramy, albo jesteśmy na równi pochyłej ku końcowi związku. Zaoszczędziłabyś masę swojej energii, ale chwila - mądry Polak po szkodzie. Chyba nie będziesz sobie wypominać do końca życia, że mogłaś zrobić tak, a zrobiłaś inaczej?! I mam nadzieję, że na myśl o zaangażowaniu w kolejnym związku nie będziesz ze strachu chować się w krzakach. Bogatsza o poprzednie doświadczenia będziesz mierzyć się z nowymi problemami w związku.
A miałam Ci napisać co ciekawego dzisiaj mnie spotkało. Jedna z moich koleżanek, z którą kontakt mam głównie przez fejsa, odezwała się do mnie z problemem miłosnym - również rozstanie. Tutaj dodam, że znamy się od ładnych kilku lat, ona wyjechała na studia do innego miasta i dlatego nasz kontakt ograniczył się do komunikatorów. Kiedy ja rozstałam się z moim exem, ona może ze dwa razy wysłuchała mnie przez tel, zawsze przypominając, że nie ma dużo czasu na rozmowę, bo jej Robert się denerwuje, gdy ona długo siedzi na telefonie. Później pisałyśmy, ona najzwyczajniej zmęczona tematem napisała mi: "słuchaj, co było nie wróci, zajmij się swoim życiem". To było jakoś w lutym, a więc trzy miesiące po rozstaniu. Byłam w opłakanym stanie, ale na szczęście nie traktowałam jej jako jedyną i najlepszą psiapsiółkę, więc jakoś przebolałam temat i więcej już jej nie "trułam".
Dzisiaj ona wysyła mi wiadomość, że Robert odszedł do innej, ona nie wie co ma zrobić, bo gdyby wtedy zrobiła tak ..., to dziś byłoby inaczej... Więc dałam jej najlepszą radę, jaką od niej usłyszałam: "słuchaj, co było nie wróci, zajmij się swoim życiem"...
Jej zachowanie to był jedyny przypadek osoby, która zapomniała o mnie, nawet nie przez mój stan jęcząco-płaczący, lecz przez to, że najzwyczajniej w świecie oddała się facetowi w 100% zapominając o swoim życiu.