Jestem po rozstaniu 2.5 miesiąca z przerwami i doskonale wiem, że nowa miłość w żadnym stopniu niczego nie zmienia.
Mój związek z byłym był trudny, obie strony bardzo nawaliły. On nie słuchał tego, co mówiłam o moich potrzebach, ja nie potrafiłam wszystkiego powiedzieć jasno. W trakcie naszego związku zmarło dwóch moich dziadków, przy czym jedną śmierć przeżywałam bardzo długo. W sumie do tej pory nie do końca jestem z nią pogodzona.
Nasze rozstanie było ostateczne, zresztą każde moje takie jest. Wywalam numer, blokuję wszelkie opcje kontaktu i sayonara. Nie zdążyliśmy razem zamieszkać na całe szczęście, chociaż były chciał się nawet oświadczać, ale ja prosiłam o więcej czasu.
Ogólnie w czasie tych dwóch miesięcy było różnie. Napady płaczu na zmianę z radością z tego, że jestem sama i nikt nie ma na mnie wpływu, dużo rzeczy. Poznawałam nwych ludzi, wbiłam w miesięczny związek i tak naprawdę im więcej mężczyzn poznaję i im bardziej się okazuje, że nie są tymi, których szukam, tym bardziej tęsknię za tym, co miałam a straciłam.
To jest największa głupota jaką sobie robię, bo jestem całkowicie świadoma tego, jak bardzo unieszczęśliwialiśmy się w tym związku, mieliśmy tak różne spojrzenie na świat, że było to widać nawet dla tych, którzy rozmawiali z nami pierwszy raz.
A jednak tęsknię, bo chciałabym mieć kogoś koło siebie.
Dlatego nie polecam wchodzenia w następne związki tuż po poprzednich
trzeba dać sobie czas.