Tytuł przydługi ... ale myślę że w pełni oddaje moje wątpliwości i obawy które pojawiły się wraz z powrotem do randkowania ;-)
tytułem wstępu - byłam w długim związku (ponad 7 lat) w którym w pewnym momencie wyminęliśmy się w wzajemnych oczekiwaniach co do naszej przyszłości - sprawa zakończona. Zauważyłam po pewnym czasie plusy wyjścia z tamtej relacji, wylizałam rany i obecnie jestem na etapie, że fajnie byłoby z kimś dzielić troski i radości dnia codziennego ;-) mam 25 lat, stabilną pracę, i wolne serce.
ale pojawiło się pewne ALE.
totalnie zapomniałam jak to jest z tymi podchodami, umawianiem się na randki, kto pierwszy inicjuje? po którym razie ja mogę wyjść z inicjatywa? itp.
nasłuchałam się od koleżanek które narzekały, że gdy im zaczęło zależeć i pokazywały to facetowi on się ulatniał i przestawało mu zależeć.
Jak pokazać że nie jest mi obojętny a z drugiej strony zachować status "quo?
Poniżej opiszę wam moją nową "kiełującą" relację i może ktoś da mi kilka rad jak tego "NIE ZEPSUĆ" ;-)
Miesiąc temu będąc w klubie z koleżanką poznałam pewnego faceta, złapaliśmy kontakt wzrokowy on podszedł porozmawialiśmy - chwilę potańczyliśmy. Potem dałam mu mój adres mailowy (do allegro gdzie nie ma moich danych osobowych), nie znam człowieka wiec obawiałam się dać mu mój numer telefonu.
Chłopak odezwał się następnego dnia, wymieniliśmy trochę maili i zaproponował kawę w następny weekend - zgodziłam się, było miło, pogadaliśmy, pośmialiśmy się w sumie musiało być fajnie bo zeszło nam ponad 4 godziny.
Potem on zapytał czy może dodać mnie już do znajomych na fb i tam porozmawiamy na messengerze bo będzie szybsza komunikacja niż na poczcie - zgodziłam sie ale zanim powiedziałam mu jak mnie znaleźć miałam już zaproszenie do znajomych. Okazało się, że gdy wrócił z imprezy na której się poznaliśmy, wpisał sobie moje imię i miasto i tym sposobem mnie znalazł. Po kilku dniach nastał dzien kobiet i zapytał czy mam czas wyskoczyć na obiad, złożył mi też życzenia. Z uwagi że miałam juz plany odpisałam, że bardzo chętnie się z nim zobaczę ale mam juz plany, zaproponował wiec następny dzień i tym sposobem poszliśmy na obiad, potem na kawę, potem na spacer. Pożegaliśmy się uściskiem i buziakiem w policzek było MIŁO ;-) codziennie on pisał do mnie jak mi minął dzień jak jemu, takie opowieści o wszystkim i niczym, starałam sie jakoś przemycić flirt ale nie załapał ... rozmowa jak między znajomymi. No może oprócz jakiegoś drobnego tekstu, że cwićzy naukę gotowania pewnego dnia jak mnie już zaprosi bo musi być super. Codziennie pisaliśmy aż w końcu stwierdziłam że i ja wyjdę z propozycją i zaprosiłam go na ściankę, było fajnie potem pojechaliśmy coś zjeść, napisał mi 5 min po tym jak się rozeszliśmy że bardzo mu się podobało i teraz chyba on musi coś wymyślić. Następnego dnia byliśmy już na obiedzie, minął weekend ja wyjechałam z miasta po czym w pierwszy dzień wiosny napisał mu czy ma czas na spontaniczną kawę w trakcie przerwy obiadowej, zgodził się gdy byliśmy na tej przerwie powiedziałam mu że w weekend mam imprezę klasową w mieszkaniu mojej koleżanki a potem przenosimy się na miasto do klubu i że może miałby ochotę odwiedzić brata bo mieszka w tym samym mieście i wyjść z nami do klubu, powiedział że fajna propozycja i to przemyśli.
Po kilku dniach zapytał jakie mam plany dokładnie w związku z tą imprezą, gdzie ona się odbędzie i że trochę głupio będzie mu się wtryniać na 3 skoro to klasowa impreza, powiedziałam że na mieszkaniu tak ale na mieście każdy się rozejdzie w swoją stronę i żeby nie przesadzał tylko brał brata i przyjeżdzał. Napisał że chętnie by się ze mną zobaczył ale będzie mu nieswojo tak się pojawić i że brata do klubu na pewno nie wyciągnie, że tym razem nie ale ma nadzieję że nie będę zła. Odpisałam że absolutnie nie ;-) po czym po godzinie do mnie dzwoni, że jednak przyjedzie i że namówił kolegę aby z nim pojechał. W sumie czekał na mnie na mieście 2h aż skończymy domówkę i przeniesiemy się do klubu, gdy się spotkaliśmy ja się odłączyłam od znajomych i poszłam z nim i z jego kolegą. Przetańczyliśmy kilka godzin, on w tańcu bardzo się do mnie przytulał, ale tak z troską? koniec końców do brata nie trafił bo było już tak póżno że stwierdził że wrócą te 100 km do siebie ;-)
na koniec przytulił mnie mocno dwa razy i odjechał ...
podsumowując: za nami 6 spotkań, codzienny kontakt, i póki co zero rozmów jakiś głębszych, o naszych poprzednich związkach bardzo lakonicznie wspomnieliśmy, łapie się ze myślę o nim, im więcej go poznaję tym bardziej jestem go ciekawa, zastanawia mnie też to że nie dąży do żadnego kontaktu fizycznego pocałunku? czy mogę myśleć że traktuje mnie poważniej skoro nie naciska i sytuacja poowoli się rozwija?
nie chcę popełnic jakiejś gafy czy błędu - chciałabym pokazać że mi zależy ale też że nie rzucę wszystkiego bo mam swoje plany/hobby/znajomych, jak się nie stracić głowy ale z drugiej strony dać się ponieść?:) jest to możliwe?