Witajcie!
Jak widzicie po nicku jestem mężczyzną, ale mam nadzieję że pozwolicie mi się tu wypowiedzieć:) Pomyślałem, że trochę psychicznie pomoże mi samo to, że opowiem o tym osobom które przechodzą to samo - nie każdy mężczyzna jest na tyle silny psychicznie jak by się to mogło wydawać. Po kolei: od kilku miesięcy miałem uczucie lekkiego mrowienia lewych kończyn. Nic specjalnego, lekko się tym zaniepokoiłem, było to ledwo odczuwalne ale stałe. Pierwsze co pomyślałem: może jakiś zator w żyłach, albo ucisk. No i przypadkiem trafiłem na artykuł w internecie na temat "zakrzepicy". Bardzo się nim przejąłem, bo nie dość że wszystkie objawy się zgadzały, to okazało się, że jest to przypadłość z której chory nie zawsze zdaje sobie sprawę, że dotyka też młodych i wysportowanych, atakuje nagle i powoduje natychmiastową, niespodziewaną śmierć. A wystarczy kilkugodzinny lot samolotem w jednej pozycji.
Kolejnego dnia, poczułem to mrowienie nieco silniej niż zwykle. No i zaczęło się. Wiecie jakie mogły być moje dalsze skojarzenia dzień po przeczytaniu tego artykułu (kto normalny by się przejął jakimś tekstem w internecie?). Najpierw jakby stan niepokoju, potem szybkie bicie serca, jakby stan przed utratą przytomności, albo przeciwnie - zbyt duży napływ krwi do mózgu. I takie odruchowe napięcie mięśni karku. Gdy po wielu kolejnych badaniach, usłyszałem u neurologa długo oczekiwane zdanie, że to "tylko" nerwica, poczułem w końcu ulgę że nic mi nie zagraża... na 15 minut. Później dopiero się zaczęło (same wiecie co) - świadomość, że coś opanowuje mój mózg od środka, że za chwilę "zeświruję". Jednak wolałbym usłyszeć do innego, jakiś fizyczny powód. Po pierwszym tygodniu objawy stały się łagodniejsze - przez większość dnia mam stałe zawroty głowy, krótkie napady "paniki" (które jakoś opanowuję), lekki ścisk w gardle, czasami kłucie w sercu (a bardzo rzadko widzenie jakby "przez mgłę"). Po prostu pewnego razu, jak na mężczyznę przystało, wziąłem się w garść i powiedziałem sobie "Dość tego! Ludzie po wojnach, wypadkach czują się świetnie, więc czym ja się przejmuję?" Wstałem szybko na nogi i zacząłem wyobrażać sobie że jestem w wojsku, że tu nie ma "taryfy ulgowej", że to kwestia mojej słabej psychiki.
Ale ponieważ objawy są nadal, trafiłem tu, a bardzo zaciekawiła mnie jedna wypowiedź z 1 lipca:
"Kiedyś gdy już miałam kompletnie dosyć, byłam wykończona i totalnie wyczerpana. Palpitacje serca i duszności kazały mi myśleć o najgorszym.. po prostu odpuściłam.. najzwyczajniej w świecie, z pełnym przekonaniem powiedziałam sobie, że poddaje się temu uczuciu, skoro tak bardzo boje się, że umrę to ok, mogę umierać bo co to za życie.. stanęłam twarzą w twarz z nerwicą i powiedziałam jak mam umierać to teraz i wiecie co się stało ? W tym samym momencie wszystko minęło.. Zmierzyłam się z tym czego bałam się najbardziej i lęk minął."
Bardzo to ciekawie brzmi... sam boję się sprawdzić - mam wrażenie, że to coś wtedy zwycięży nade mną, że całkiem "zeświruję", że będzie to poddanie się, a wszyscy mówią że trzeba chcieć z tym walczyć, przezwyciężać... wydaje mi się to zbyt piękne by było prawdziwe. Ale autorka musi być niezwykle szczęśliwą osobą - powinnaś ten przypadek opowiedzieć wszystkim wokół, może okazać się że wynalazłaś sposób na cudowne uzdrowienie!