Mija 3 miesiac od naszego rozstania. W sumie wszystko wrocilo do normy, przede wszystko ja emocjonalnie. Do srody. W srode mialam goscia. I ta wizyta nie daje mi spokoju, dlatego postanowilam odswiezyc temat. Okazalo sie, ze plotki i moje przypuszczenia sa prawdziwe. W srode do moich drzwi zapukal mezczyzna, przedstawil sie i poprosil o chwile rozmowy. Odwiedzil mnie maz kobiety, z ktora moj byly obecnie zyje. Dowiedzialam sie, ze jeszcze przed wakacjami miedzy nimi wszystko bylo ok, zaplanowali wspolnie urlop, on ze swoja zona i synkiem, oraz ustalili wraz z jego rodzicami ze we wrzesniu wybiora sie z zona na przedluzony weekend tylko we dwoje, a dzieckiem zajma sie dziadkowie. Z koncem lata zaczely sie miedzy nimi niedomowienia, nieporozumienia i klotnie. Ona stwierdzila, ze potrzebuje chwili dla siebie, odpoczac i koniec koncow wyjechala we wrzesniu na pare dni sama. Sporo mi o nich opowiedzial, ze byla jego pierwsza wielka miloscia, ze dla niej zmienil swoje zycie, opowiadal o slubie, o czasie w ktorym sie poznawali, o planowanym dziecku. Po slubie sa 2 lata (3 w tym roku). Ja za duzo nie mowilam, sluchalam, bo sama bylam w szoku zaistniala sytuacja. Siedzial u mnie prawie 2 godziny. Na koniec powiedzial, ze zlozyl pozew o rozwod z orzeczeniem jej winy. Ze bedzie walczyl o prawo opieki nad ich wspolnym dzieckiem. Poprosil, czy moglby mnie powolac na swiadka. Ja z kolei poprosilam o czas na uporzadkowanie w glowie tych informacji i podjecie decyzji.
No i tu bije sie z myslami. Mam notatnik, prowadze go od 20ego roku zycia, notuje w nim w skrocie co ktorego dnia zrobilam. Nie pamietnik, tylko suche informacje. Przydal mi sie juz kilka razy. Sprawdzilam, ze faktycznie we wrzesniu, w dniach, w ktorych jego zona byla na 'urlopie', moj byly mial 3-dniowy rejs. Zdziwilo mnie to wtedy, bo zwykle w dniu, kiedy pracowal wyjezdzal rano i wieczorem wracal. A tu byly 3 dni. Nie zwrocilam jednak na to szczegolnej uwagi. Od tego czasu mniej wiecej pojawila sie ona, przedstawiona mi jako kolezanka. Pamietam, ze zapytalam o nia, ale powiedzial ze to znajoma, ze mu pomaga, on ja podtrzymuje na duchu bo 'wyszla za maz za dzieciaka'. To tez mnie zdziwilo, bo jednak poznajac kogos nowego, osoba zdrowa na umysle nie okresla swojego malzonka jako 'dzieciaka'. Bylo tez kilka sytuacji, ze wracal z pracy pozniej bo: 'byly korki, czekal dluzej na bagaz' itp. Albo napisal ze jedzie na zakupy, wracal 2godziny pozniej z samym mlekiem. Wychodzil tez kilka razy na 'piwo z kolegami i mu sie przedluzylo'. Ja nie jestem typem szpiega, nie kontrolowalam go na kazdym kroku. Nie patrzelismy sobie w fejsbuki, blokady na telefonie mielismy jeszcze przed naszym poznaniem. Nikt nikomu w nic nie zagladal. Jak ufam, to ufam i nie popadam w paranoje, tak mi sie wtedy wydawalo.
No i teraz pytanie merytoryczne, czy jest sens, zebym sie w tym grzebala? Z jednej strony mam ten temat za soba, nie chce sie w tym grzebac, chce wiesc dalej moje normalne i spokojne juz zycie. Z drugiej jednak strony strasznie szkoda zrobilo mi sie tego chlopaka, ktory mi duzo o sobie opowiedzial. Pomyslalam, ze ja w sumie wyszlam z tego zwiazku bez wiekszych konsekwencji, za nim z kolei smrod dalej sie ciagnie i ciagnac bedzie. Nawet jakbym zgodzila sie zostac jego swiadkiem, to nie wiem czy faktycznie cos sensownego wniose do sprawy?