Cześć
Mam pewien problem z którym ciężko mi sobie poradzić dlatego też piszę tutaj może uda mi się wyciągnąć jakieś racjonalne wnioski .
Miesiąc temu zerwała z mną dziewczyna. Związek trwał prawie 1,5 roku . Wszystko było okej między nami ale w nasz związek wpadła rutyna(spowodowana problemami mej byłej). Jako powód powiedziała, że mnie kocha ale nie możemy być razem, ponieważ ona sama musi stawić czoła swoim demonom oraz że chciała by mnie pokochać tak samo jak na początku naszego związku. Jednakże nie zerwaliśmy z sobą kontaktu, więc można powiedzieć jedno straszne słowo - Friendzone. Przyznam, że Kocham ją strasznie i chciałbym żeby było dobrze. Przyznam że przez 2 tygodnie latałem za nią chcąc to naprawić, ale wrzuciłem sobie trochę na luz po tym jak zrobiła mi awanturę. Oj przepraszała chyba z tydzień .
Ten tydzień był strasznie dziwny. W Poniedziałek dowiedziałem się że jej siostra robi sajgonki i zaśmiałem się że też chcę. Zaprosiła mnie do siebie. W domu się rozpłakała i po raz pierwszy raz od roztania mogłem ją przytulić. Przypomniała sobie że tak było kiedyś - wracając z uczelni zawsze przychodziłem do niej na obiadek. Większość czasu spędzaliśmy w jej pokoju. Płakała z szczęścia że byłem przy niej i też z strachu że jakby wróciła do mnie znowu byłoby to samo. Potem powiedziała żebym poszedł do domu bo jest wewnętrzne rozdarta. Wczoraj napisała mi że chciałaby żeby było tak jak kiedyś, i że tęskni za mną. Potem dodała że nie wie czy tęskni za mną czy za samym uczuciem bliskości O.o . Co mnie najbardziej zdziwiło to telefon wczoraj przed północą. Zadzwoniła zapłakana i znowu że strasznie tęskni i ma ochotę się do mnie przytulić i "może coś więcej" ale nie może tego zrobić bo wie że jutro by tego żałowała. Więc tego no.
Beznadziejna sytuacja. Ani w lewo ani w prawo. Głos rozsądku mówi żeby za przeproszeniem pierdolić to, serce żeby ciągle walczyć.
Nie wiem czy w ogóle będzie coś z tego, czy nie robię sobie tylko nadziei. Póki co staram się zachować zdrowy dystans od niej.
PS. Ja mam 21 lat ona 19.