Mam bardzo duży dylemat z tym jaka mam być. Nie będę rozpisywała się tutaj o związkach, ale mam wrażenie, że coś jest nie tak.
Chciałabym abyście dali mi pewną radę co mogłabym zrobić.
Mam 26 lat. Jestem bardzo ambitna i trochę może egoistyczna. Kiedyś byłam grubsza, jestem dość ufna, łatwowierna, ale nie głupia. Dużo osiągam, ogarniam w sferach tych co chcę- studia, zarobki, praca, jakieś zlecenia, znajomości. Nikt mi nie pomaga. Jak się wkręcę w coś to daję z siebie 100%. Co procentuje w przyszłości. I to wiem.
Pod koniec liceum miałam chłopaka, na początku studiów latałam za kimś, ale ten ktoś mnie skrzywdził więc jakby od 4 lat nie byłam w żądnym związku. Takim dłuższym. Poznawałam mężczyzn, kolegów, ale zwykle byli w związkach, albo nic ode mnie nie chcieli.
Kiedy wyładniałam poczułam zainteresowanie. Ale mam wrażenie, ze wszystko u mnie dzieje się w złych okolicznościach.
W liceum osttani raz byłam tak wyluzowana i na początku studiów kiedy miałam adorację mężczyzn. Później kiedy ten ktoś mnie skrzywdził psychicznie, wyrzywał się na mnie teraz wiem, że był niedojrzały - ja zamknęłam się w sobie, nie potrafiłam w ogóle żyć. Przytyłam. I od tamtego momentu zaczynałam ludziom jakby na złość udowadniać to, że jestem czegoś warta.
Od 4 lat stałam sę bardzo skupiona na sobie i swojej karierze. Przez to że schudłam i wyładniałam poznałam wiele osób ale wtedy nie chciałam być w związku. Chciałam rozwijać siebie, międzynarodowe konferencje, wypady, erazmusy, wyjazdy, warsztaty. Moje życie było kolorowe i ciekawe. WIdziałam, że doprowadziłam do takiego momentu ,że chłopcy w moim wieku bali się mnie bo ja potrafiłam postawić na swoim. Bali się do mnie podejść a mnie z jednej strony to podbudowywało, bo uważałam się za 'kogoś', a z drugiej mówiłam sobie, że kogoś i tak później znajdę.
Problem w tym,że nie znalazłąm. Każdy chłopak, którego spotykałam w ciągu tych 3-4 lat okazał się zwiążkowym niewypałęm- albo szczerze mi mówił, że nic ode mnie nie chciał, albo bawił się moimi emocjami tak, że ja dostawałam jakiś spazmów i zostawałam z niczym. Bo znowu ufałam za szybko, nie potrafiłam prowadzić gry, ale za szybko się wkręcałam.
I np takie osoby po kilku miesiącach po pół roku po moim rozkminach- znowu zaczynały o mnie zabiegać- a ja już wtedy nie chciałam. To się obrażały, odwracały plecami ode mnie, ignorowały- sprawiały, że źle się czułam z tym kim jestem chociaż wiedziałam, że winę za rozpad czegoś ponosimy w takim samym stopniu a nie tylko ja.
Wracając do wątku. Chodzi mi o to, że 3-4 lata temu skupiałam się tylko na nauce, na karierze. Rok temu po obronie studiów inż zluzowałam, poznałam inne środowiska poza uczelnią, zaczęłam się udzielać poza uczelnią. POznałam też innych chłopaków. I zaczęłam imprezować- bo każdy tak robił.
Terz widzę, że osoby w moim wieku już nie są tak luźne, już nie imprezują a ja nadal jestem zmęczona studiami i moim poprzednim etapem życia. I nie wiem co mam robić. Bo Ci ludzie, którzy mieli łatwiejsze studia i inne życie teraz idą do pracy, mają ułożone życie, a ja nadal konczę studia i chciałam sobie pofolgować przez rok dwa- a widzę, że obecnie nawet moi dobrzy koledzy dziwnie się na mnie patrzą kiedy ja np dodaję się na wydarzenia pozauczelniane na facebook, jakieś koncerty czy imprezy.
Po prostu mam wrażenie, ze u mnie w życiu jest jakoś odwrotnie. Że wtedy kiedy był czas nauki i zabawy ja tylko się uczyłam a teraz chcę odpocząć - to nie jestem taka sama jak inni bo oni już spoważnieli
Wiem,że nie powinnam się przejmować ale największą presję mam wśród koleżanek- nawet nie kolegów... Mówią mi, że mam się ogarnąć, DOPIERO teraz zaczęły wstawiać zdjęcia na fb z pracy, że im dobrze idzie- a na studiach imprezowały nic nie robiły- a ja wtedy jezdziłam z wykładami, miałam jakieś konferencje a nikogo to nie obchodziło...
To jest nie fair.