Witam Wszystkich serdecznie.
Mineły już 3 miesiące odkąd odeszła moja ukochana ś.p Babcia Władzia, moja Perełka, Moje Słoneczko..różnie ją nazywałam. Ja wciąż za nią płaczę,nie potrafię się pogodzić z jej śmiercią ,odeszła tak nagle,nic nie zapowiadało jej odejścia. Zaczeło się od 2 dniowej biegunki,po czym się uspokoiło,w Środę dzień przed Bożym Ciałem zaczeło ją od rana boleć w prawym boku pod żebrami, myślała że to wątroba ale żadne nawet silne tabletki przeciwbólowe nie pomagały,ostatniej nocy już prawie nie spała. Kiedy się obudziłam,w pokoju Babcia na łóżku nie spała, była odkryta. Zapytałam czy jej nie jest zimno bo dotknełam jej rączek i miała zimne i czoło tak samo. A ona na to że właśnie jest jej gorąco i się odkryła. Nadal ją bolało więdz rano w Boże Ciało zadzwoniliśmy na pogotowie, przyjechali po kilku minutach.Zbadali Babunię i powiedzieli że ma niskie ciśnienie i puls i muszą ją wziąśc bo jest pewnie osłabiona z odwodnienia. A przecież ja kupiłam jej kilka dni wcześniej na odwodnienie tabletki musujące z elektrolitami żeby odzyskała szybciej siły. Jednak to nie pomogło...Po południu pojechaliśmy odwiedzić ją w szpitalu z Wujkiem, najmłodszym synem Babci. Zdziwiło nas że nie było jej na SORZE ,tylko przyjeli ja na odział płucny. Tam dowiedzieliśmy się od lekarki prowadzącej że jest w kiepskim stanie, że ma bardzo duże zapalenie prawego płuca i jakieś zmiany w oskrzelach...Mówili żeby o zdrowie pytać za kilka dni. Babcia była już osłabiona w ten sam dzień, mówiła trochę nie wyraznie. Ale szło ją zrozumieć przy wsłuchaniu się. Cały czas miała jednak świadomość. Kiedy mieliśmy już się zbierać żeby dać jej odpocząć to powiedziała żebyśmy zostali jeszcze z 20 minut...Tak więdz zostaliśmy i okazało się że to było nasze ostatnie 20 minut z Babcią w stanie pełnej świadomości. ;( Żegnając się z nią nie myślałam wtedy że to będzie takie nasze ostatnie pożegnanie. Powiedziałam jej wtedy: Babciu bardzo Cie lubię co znaczyło w naszym języku że ja kocham. A ona na to do mnie: "A ja ? Ja za Tobą świata nie widzę" zawsze tak mi mówiła...że byłam jej pocieszeniem że tęskni za mną jak jadę na weekend gdzieś.Byłam jej ukochaną wnuczka, to ona mnie wychowała i mojego o dwa lata młodszego brata, nie miałam Ojca , nie znałam go ,a matka bardziej się interesowała innymi facetami niż nami. Babcia nas leczyła, jezdziła ze mną do szpitala jak byłam niemowlakiem i miałam zapalenie płuc, dawała pieniądze na leki. Dała nam swój czas,swoje serce i całą siebie. Nie była bogata, była biedna ale dla mnie była najbogatszym człowiekiem na całym świecie, bo dała mi MIŁOŚĆ to czego nie dali mi rodzicie. Dała mi swój uśmiech, swoje dobre słowo, przy niej czułam się bezpiecznie. Była dla mnie jak mama i Babcia w jednym,była zawsze najważniejsza osobą w moim życiu. Pisze jak nastolatka tak emocjonalnie a mam już 31 lat... Nie potrafię jednak ukryć emocji podczas pisania, to silniejsze ode mnie. Tak więdz nazajutrz od przyjęcia do szpitala, mój młodszy brat pojechał jako pierwszy odwiedzić ją w szpitalu,zawieść jakieś ciastka i jogurty. Miał mi dać znać jak Babcia się czuje,ja niczego nieświadoma szykowałam się na odwiedzenie Babciu po południu, kiedy zadzwonił telefon odebrałam i to był najgorszy telefon jaki odebrałam w swoim życiu. Brat płaczącym głosem powiedział że Babunia jest w stanie agonii..że nie poznaje nikogo i jest już blisko tamtego świata. Nie potrafię opisać co wtedy czułam, zaczełam krzyczeć do słuchawki do brata żeby sobie tak nie żartował ze mnie i mnie nie straszył ale niestety to nie był żart, tylko okrutna prawda w którą nie chciałam uwierzyć...Pojechałam z koleżanka i jej tatą jak najszybciej do szpitala bo jej mama też tam leżała na oddziale po udarowym. Na miejscu lekarka powiedziała, żeby być przy niej cicho,pozwolić jej odejść w spokoju,że Babcia już nie reaguje na leki, że nerki przestały pracować i płuca też już wysiadają,tylko serce miała zdrowe i silne,biło i nie poddawało się. Cały dzień byłam z Babcią,patrząc na jej agonię. na jej wzrok wpatrzony gdzieś już gdzie nie sięgały moje oczy, na jej otwarte usta które łapczywie łapały powietrze. Nie było jej już z nami , była gdzieś gdzie my nie mieliśmy wstępu.Ja nie pozwalałam jej odejść ,płakałam,całowałam ja po rękach, policzkach,tuliłam i modliłam się w duchu żeby wróciła do nas,żeby się nie poddawała,żeby mnie nie zostawiała bo nie wiem jak sobie bez niej poradzę.Nie wiem jak wytrzymałam ten dzień, skąd miałam siłę żeby patrzeć na agonię ukochanej osoby. Byłam przy niej cały czas,czasem mnie pielęgniarki upominały żebym była ciszej że moja Babcia to słyszy i że jest jej ciężko odejść, ale ja nie umiałam inaczej,nie mogłam patrzeć ze spokojem jak opuszcza mnie powoli moja ukochana Perełka.Wypłakałam morze łez,wieczorem przed 20 postanowiliśmy pojechać do domu ,lekarka powiedziała że będzie z nami w kontakcie jeśli cokolwiek ulegnie zmianie, ale nie mogło być już lepiej...Nie było nadziejii. Pożegnałam się z Babcią,wycałowałam i powiedziałam jej do ucha żeby nie męczyła się już, żeby odeszła w spokoju do Pana Boga, że ja kocham bardzo i że była moja mamą i Babcią w jednym. Myślicie że słyszała ? Ledwo mineło pół godziny jak wróciliśmy do domu ze szpitala jak zadzwonił telefon do Wujka i lekarka oznajmiła że Babcia odeszła o godz 20:15. Sama bez nas, nie chciała patrzeć jak cierpimy, nie chciała odejść przy nas, cały dzień czekała żebyśmy jej dali być samą i żeby mogła odejść nie widząc naszych zapłakanych twarzy. ;( Codziennie ją opłakuje, chodzę co dzień na cmentarz, rozmawiam z nią chodz już nie tak jak wcześniej, nie odpowiada na moje pytania. Kupuje masę zniczy, Aniołki żeby czuwały nad jej grobem i kwiaty, żeby wiedziała że o niej pamiętam i nigdy nie zapomnę. Zbliżyłam się do Boga bardzo po jej śmierci,co dzień modlę się za jej duszę. Nie wiem jednak jak ukoić powracający ból ,tęsknotę rozdzierającą moje serce,ciągle w domu wszystko mi ja przypomina, jej rzeczy , jej papcie, jej ciuchy. Patrze na jej zdjęcia w ramkach i płaczę, wspominam chwile kiedy byłam w nią szczęśliwa, kiedy mogłam umyć jej włosy, uczesać ją, często myłam jej nogi bo Babcia już miała 89 lat i nie mogła wszystkiego sama robić. Opiekował się nią jej najmłodszy syn, i ja także pomagałam kiedy byłam w domu. Lubiałam z nią pić kawę, zawsze jej coś kupiłam a to loda a to chrupki ,a to witaminy dla ludzi w podeszłym wieku, dbałam o nią jak tylko mogłam. Boże, tak bardzo ja kochałam.
Co dzień jej to powtarzam kilka razy na cmentarzu. Lecz czy ona mnie słyszy ? Czasem mi się śni,i wtedy czuje się cudownie widząc ją na nowo, mogąc ją we śnie przytulic i wycałować. Jednak kiedy się budzę to czar pryska, ona już nie wróci. Nie umiem się cieszyć życiem kiedy jej nie ma obok, mój narzeczony mówi że za bardzo to przeżywam, nie wspiera mnie tak jakbym chciała. On nie jest typem człowieka który okazuje często uczucia i emocje. Ja natomiast aż za bardzo ...Czuje się teraz taka samotna. Czy kiedyś to będzie mniej boleć? Póki co im więcej czasu upływa, tym bardziej mi jej brakuje.