Witam.
Piszę do was z prośbą o opinię, gdyż prywatnie nie mam się za bardzo kogo poradzić.
Oboje z partnerką mamy po 25 lat. Jesteśmy razem ze sobą już grubo ponad 4 lata, a od roku jesteśmy zaręczeni.
Więc tak, na początku nasze życie seksualne było na wysokim poziomie. Ja jestem facetem z wysokim temperamentem i przez pierwszy rok związku nie miałem na co narzekać. Widywaliśmy się w każdy weekend, zazwyczaj ja zostawałem u niej od piątku do niedzieli i było między nami gorąco. Wtrącę tylko, że mieszkała wtedy ze współlokatorką w wynajmowanym mieszkaniu, a ja mieszkałem ze swoimi rodzicami. Po roku czasu zaczęliśmy się zastanawiać nad wspólnym wynajęciem mieszkania, jednak w międzyczasie zmarł mój tata, i nie chciałem zostawić mojej mamy samej, więc zaproponowałem, aby wprowadziła się do nas i abyśmy pomieszkali razem przez jakiś czas.
Niestety mieszkanie w takim układzie trwa do dziś i jak można się domyślać wpłynęło to na nasze życie seksualne. Moja mama i narzeczona dogadują się ze sobą, nie mają może jakiegoś super kontaktu, ale nie było między nami żadnych kłótni, jednak wielokrotnie narzeczona powtarzała mi, że chciała abyśmy zamieszkali już sami, do czego przez cały czas dążyłem. Stwierdziłem, że będę pracował aby zaoszczędzić na mieszkanie i właśnie teraz po 3 latach mieszkania z moją mamą czekamy już tylko na odbiór kluczy do naszego gniazdka.
Jeżeli chodzi o iskrę w naszym związku to myślę, że jest ona do dziś, bardzo troszczymy się o siebie i uważam siebie za szczęściarza, że jestem z taką kobietą. Jednak przez ten okres wspólnego mieszkania częstotliwość stosunków spadła już teraz do ok. jednego razu w miesiącu. Rozmawialiśmy o tym szczerze wczoraj i moja kobieta powiedziała, że nie czuje potrzeby seksu, że jej libido spadło do zera. Tłumaczy to tym, że moja mama jest zawsze w domu, że zawsze kiedy uprawiamy seks musimy włączyć jakiś film żeby nie było za cicho w naszym pokoju, co sprowadza nas do tego że sami musimy się starać zrobić to po cichu. Powiedziała też, że ma nadzieje, że zmiany jej libido nie zaszły już na stałe i, że gdy zamieszkamy sami to ma nadzieję, że wzrośnie i, że będziemy to robić częściej. Powiedziałem jej, że ją rozumiem i wspieram i jestem gotowy na wstrzymanie się od dobierania do niej dopóki nie zamieszkamy sami i dopóki ona nie będzie gotowa bo wiem, że u kobiet seks jest w głowie. Przed tą rozmową czułem, że ona nie ma ochoty, bo np. przy wejściu do pochwy czułem, że nie jest wystarczająco pobudzona, ale ona przez to że troszczy się o mnie próbuje się zmusić i nawet sama inicjuje, a ja wtedy nie potrafię jej odmówić chociaż wiem, że robi to tylko dla mnie. Wiecie to jest jak narkotyk dla mnie, wiem, że robię źle, ale nie potrafię powiedzieć sobie nie. Po wczorajszej rozmowie postaram się być bardziej wytrzymały, staram się do niej nie dobierać i nie wywierać na niej presji, lecz jest tak atrakcyjną kobietą, że czasem ciężko się powstrzymać, ale na pewno zrobiłem duży postęp.
Dodam jeszcze, że również przez to, że musimy starać się być cicho, do naszego życia łóżkowego wkradła się rutyna. Czyli prawie zawsze ostatnimi czasy tylko w pozycji na jeźdźca aby ona doszła do orgazmu i potem pozwala mi dojść jeżeli ma jeszcze siłę i na tym koniec.
Także drogie Panie co wy byście zrobiły i jak byście się czuły na miejscu mojej kobiety w jej sytuacji? Czy jest szansa na odbudowę jej libido po zamieszkaniu samemu?
W sumie pisząc to rozumiem w jak niedogodnej ona może być sytuacji, boję się tylko czy jest możliwe, że to mogło już na trwałe wpłynąć na jej temperament?