Naprawdę nie wiem od czego zacząć...
Potrzebuję, żeby ktoś spojrzał na moją sytuację tak z boku, bez emocji, na trzeźwo.
Po prostu czuję się jakbym był w głębokiej dupie bez wyjścia...
Na wstępie dodam, że od zawsze byłem, ogromnym przeciwnikiem jakichkolwiek zdrad. W swoim, życiu zawsze starałem się postępować wg zasad moralności i chyba w nagrodę znalazłem się w takiej sytuacji, że ja już nie wiem co...
Od początku:
W sylwestra doszło do zbliżenia pomiędzy mną a koleżanką (taką bardziej z widzenia). To nie był zwykły pocałunek. To trwało dobre 5h. Byliśmy oczywiście pod wpływem alkoholu ale ta chwila była wyjątkowa. Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś tak wyjątkowego, nie znaliśmy się aż tak dobrze a wtedy poczułem się tak jakbym znał ją całe życie. Padły deklaracje, że damy sobie szansę itp.
Dzień później:
Sms a w nim informacja, źe ma chłopaka.
To jak grom z jasnego nieba..
Nie mogłem w to uwierzyć. Nie znałem wcześniej jej, aż tak dobrze no ale fakt, że przychodzi na domówkę sylwestrową sama daje do myślenia tak?
Po prostu byłem pewny, że nie ma nikogo.
Pomimo zauroczenia, postanowiłem zerwać kontakt i powiedzieć jej o wszystkim co o niej myślę i o takim zachowaniu.
No i wszystko było by pięknie ale wtedy Kasia szukała kontaktu ze mną. Dostałem jasną deklarację, że chce być ze mną, że od 2 lat nie jest szczęśliwa w tamtym związku. Bla bla bla.
Dziesiątki rozmów, spotkań no i złamałem z miłości swoje zasady ( wspominałem już jak bardzo brzydzę się zdradą?) i dałem jej szansę.
Taaa...
I strasznie ją kocham...
I nigdy z źadną nie było mi tak dobrze...
Ale do końca tak kolorowo jednak nie jest. Sam nie wiem czy miłość mnie oślepiła czy toleruję za dużo.
Z miesiąca na miesiąc dowiaduję się o niej coraz więcej.
Po 4 miesiącu dowiedziałem się od niej, źe poprzedniego faceta zdradziła 2 razy. Tłumaczy to tak, że po prostu nie była z nim szczęśliwa...
No ale k..wa czy to jest odpowiedni argument?
Podobno pierwszy raz z fagasem na jakiejś imprezie się całowała a drugi ze swoim wykładowcą 10-15 lat starszym była w ukryciu w jakiejś relacji 3-4 miesiące...
Dodam, że bardzo ciągnie się za nami jej przeszłość. Ciężko mi o tym nie myśleć.
W naszym związku parę razy też zdarzyło się jej wzbudzić we wątpliwość. Pisała z jakimś kolegą który ewidentnie do niej rwał i wcale jej to nie przeszkadzało no i potem na jednej imprezie urządzała sobie jakieś spacerki poza obrębem mojego wzroku z gościem z którym się kiedyś całowała. Potrafię czytać zamiary ludzi i ewidentnie widziałem, że chodziło mu o coś więcej. Tego samego dnia wysłał jej sms czy może do niej wpaść "przenocować".
Nic mnie tak nie wk...ia jak tamta sytuacja. Rzygam tym jak sobie to przypominam.
No ale najbardziej co mnie wkurza to fakt, że nie może zerwać kontaktu ze swoim byłym. On jest najlepszym kumplem jej ojca i ciągle u niego przebywa na kawkach i pogaduchach...
On jest najlepszym kumplem jej kuzynki i ciągle u niej przebywa.
Każda impreza rodzinna...
Każdy wypad na kawę...
On tam k...a siedzi u nich...
Rodzina powiedziała, że się od niego nie odwróci..
Koleś jest mega burakiem. Obraził Kasię, obraził mnie, rzucał wyzwiskami. Nie mam zamiaru go widywać. To chyba normalne prawda?
Nie chcę uczestniczyć w tym cyrku i odmawiam wyjazdu do nich ponieważ w 80% przypadków on tam jest.
Ona też nie chce go widywać i niby akceptuje moją decyzje ale jak tak jedzie do nich to mi potem robi wyrzuty, że nie jeżdże nigdzie z nią i boli ją, że każdy ją wypytuje gdzie ja jestem i czemu nie z nią.
Dobija mnie to wszystko o czym napisałem.
Co robić? Jak to wygląda z boku. Jakieś rady???
Jestem szczęśliwy i k...a nie jestem szczęśliwy.
Wiem, że nie myślę już trzeźwo - strasznie ją kocham...